Dawno, dawno temu, jak jeszcze "dzwoniło się do internetu", a Windows miał cyferki 9 i 5, zacząłem swoją pierwszą pracę w prywatnej firmie. Firma zajmowała się głównie kursami komputerowymi, księgowymi, grafiką komputerową itp.
W zakresie obowiązków miałem m.in. ogólnie wpisane, że odpowiadam za "software" oraz "hardware" komputerów. Drążę więc temat kto odpowiada za licencje, jak jest to rozwiązane, kto ma płyty instalacyjne. W sumie nie znałem się na licencjach wielostanowiskowych, a tutaj jeszcze wchodziły w grę licencje do celów edukacyjnych. Pan prezes stwierdza, że zajmuje się tym dział prawny, ja mam w to nie wnikać. Poprawiłem więc zapis o odpowiedzialności za "software" oraz dopisałem punkt, że za legalność odpowiada dział prawny. Zaniosłem do prezesa, pomarudził, że mu głowę duperelami zajmuję, ale papier podpisany, wziąłem się do roboty.
Dostałem swój pokoik, parę narzędzi, oraz płytę instalacyjną Windows szt 1, Microsoft office szt. 1, Microsoft Works szt. 1, Corel Draw szt. 1 oraz program księgowy szt. 1. Na każdej płycie jak wół napisane: licencja jednostanowiskowa. Prawnik mówi, że z tych płyt mam instalować oprogramowanie na wszystkich komputerach, podając na wszystkich ten sam numer seryjny z płyty.
Chyba wszyscy się już domyślili o co tu chodzi. Mi to zajęło chwilę, na usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że byłem młody, naiwny i nieco brakowało mi doświadczenia życiowego. Firma na 100 komputerów miała tak naprawdę licencję na jedno stanowisko, reszta oprogramowania była kradziona. Wszystkie takie same programy miały ten sam numer seryjny...
Prezes, prawnik, kierownik, doskonale o tym wiedzieli, a zapis o odpowiedzialności za "software" wcale nie był umieszczony w zakresie obowiązków przypadkowo... Tak się zastanawiam, czy jakby kontrola wpadła, a ja bym papieru nie miał, to kto by płacił kary czy poszedł siedzieć... Pewnie pan prezes by się tłumaczył, że on nie miał pojęcia, prawnik wykręcił, a ja dostawałbym 5-cio kilogramowe paczki pod celę.
Zdaję sobie sprawę, że w tym czasie wszyscy (no większość) "luzacko" podchodzili do legalności oprogramowania, ale litości...
w pierwszej pracy
@garrett: cos ty myslal. oszczedzone pieniadze prezes wzial, a wine najlepiej zwalic na zwyklych ludzi
OdpowiedzCóż, nie Twoje imię widniało na fakturze za to oprogramowanie. Gdyby szefo nie był w stanie się wylegitymować większą ilością faktur na licencje i biorąc pod uwagę zapis w umowie, że za licencje nie odpowiadasz Ty, myślę, że po wstępnych nieprzyjemnościach byś się wybronił ;)
Odpowiedz@Grav: Tylko prezes mógłby się bronić w ten sposób, że przecież po to Garretta zatrudniono, że prezes gdyby miał kontrolować wszystko i wszystkich, to by potrzebował 48h na dobę itd.
Odpowiedz@wonsik: I tak to prezes odpowiada za wszystko, co firma robi. Pracownik może ponosić najwyżej odpowiedzialność dyscyplinarną i materialną, do więzienia by nie poszedł. Wystarczyłaby jednak kopia emaila skierowanego do prezesa lub działu prawnego, w której pracownik za to odpowiedzialny zwraca uwagę na brak licencji i już byłby kryty. W praktyce prawdopodobnie by, co prawda, został zwolniony, ale w Sądzie Pracy sprawę by wygrał i musieliby go do pracy przywrócić lub wypłacić odszkodowanie.
Odpowiedz@Jorn: kopia maila w czasach Windows 95 - to żeś się teraz popisał.
Odpowiedz@adas: Nawet na 3.11 się dało.
Odpowiedz@adas: Niby dlaczego sie popisal?
Odpowiedz@adas: no wiadomo wtedy to się na kamiennych tablicach pliki przenosiło i zapisywało
Odpowiedz@Hidekino: :) A tak poza tym, kopia na kamiennej tablicy też byłaby dowodem.
Odpowiedz@Jorn: prawdziwa technologia krzemowa
OdpowiedzO widzę, że dostałem dużo minusów :D @yourspecialitsupport: Popisał się, bo czasy gdy mail jest podkładką za pomocą której można coś komuś udowodnić i jednocześnie czasy gdy "dział prawny" ma swojego maila, to są czasy korporacji. W 1996 roku jak ktoś miał maila to zwykle było to ziutek_atleta w domenie polbox. Poza tym jak w jakiejś firmie 3 osoby miały maila to zwykle były to 3 różne niczym ze sobą nie powiązane adresy. Przede wszystkim jednak w 1996 roku nikt by sobie nie pomyślał, że mail to w ogóle jest forma komunikacji wewnątrzfirmowej.
Odpowiedz@adas: Windows 95 bywał używany w różnych miejscach jeszcze po 2000 r. Poza tym to nie musiał być email, mogła to być jakakolwiek forma komunikacji, po której został ślad pozwalający udowodnić swoją rację.
Odpowiedz"Firma na 100 komputerów miała tak naprawdę licencję na jedno stanowisko, reszta oprogramowania była kradziona" - prezes ukradł 99 płyt ze sklepu? Kradzież jest kiedy zabiera się komuś coś i wtedy ta osoba nie ma przedmiotu kradzieży. Piracenie oprogramowania to oszustwo. To ma znaczenie. Tak samo mógłbym powiedzieć, że jak ktoś kogoś zabije, to znaczy, że bandyta ukradł człowieka.
Odpowiedz@tuxowyznawca: Moze niefortunnie napisane, ale tak czy inaczej jest to przestepstwo.
Odpowiedz@yourspecialitsupport: A to spoko, już myślałem, że znowu ktoś będzie się kłócić :-) .
Odpowiedz@tuxowyznawca: " Piracenie oprogramowania to oszustwo." Ależ skąd. To kradzież własności intelektualnej.
Odpowiedz@PooH77: Wtedy zmieniasz znaczenie słowa kradzież. Idąc tym tokiem rozumowania, mogę zostać okradziony nieskończoną ilość razy. Za co płacisz kupując płytę? Na własność masz tylko nośnik. Oprogramowanie nie jest twoje - możesz tylko z niego korzystać. Jeśli oprogramowanie byłoby twoje, dałoby ci to możliwość rozpowszechniania (zgodnie z zasadą własności). Kupienie np. muzyki daje prawo do słuchania i pewnej ingerencji na potrzeby tego słuchania. Jeśli ja skopiuję kupioną muzykę, to ja oszukuję, bo zapłaciłem za siebie, a korzystają również inni - za tych innych ludzi nie zapłaciłem.
Odpowiedz@tuxowyznawca: Ale o co ci chodzi, chcesz być mądrzejszy niż prawo? Tak mówią przepisy, z prawem się nie dyskutuje...
Odpowiedz@PooH77: Ja tylko chciałem napisać, że według prawa nie ma pojęcia "kradzieży własności intelektualnej". W żadnej polskiej ustawie nie ma takiego stwierdzenia, bo to takie rzeczy się rozgranicza. Można co najwyżej "naruszyć własność intelektualną". Wiem, słownie to niewielka różnica, ale znaczenie już ma większe.
Odpowiedz@tuxowyznawca: Ok, rozumiem, ale czepiłeś się słowa, jakbyś był na sali rozpraw.
Odpowiedz@PooH77: Już wiem od kogo te minusy ;-) . A rozpisuje się, bo na tym portalu zdarzyli się ludzie, co nie rozumieli jak się wyjaśniło krótko zwięźle i na temat.
Odpowiedz@PooH77: O kradzieży możnaby ewentualnie mówić, gdyby wziął czyjś kod programu, skompilował i sprzedawał. Używanie w inny sposób niż zgłoszony (i zapłacony) producentowi, to jednak nie kradzież, ani prawnie, ani moralnie ani logicznie. Właśnie bardziej oszustwo, bo zdeklarowałeś i zapłaciłeś za jedno, ale kłamałeś i używasz inaczej.
OdpowiedzTo były czasy kiedy Policja miała piraty z bazaru od ukraińców, a nikt nie wiedział czym się różni licencja jedno- od wielo-stanowiskowej.
Odpowiedz@Kefir33: Jakże piękne były to czasy!
Odpowiedz