Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Witam wszystkich, moja pierwsza historia - może nie tak bardzo piekielna, ale...…

Witam wszystkich, moja pierwsza historia - może nie tak bardzo piekielna, ale...

Studia inżynierskie kończyłam dziennie, ale na ostatnim semestrze dostałam świetną ofertę pracy, na umowę, o dziwo - stawka też przyzwoita, także po obronie postanowiłam przenieść się na studia zaoczne, na inną uczelni (szczegóły nieistotne).

Pierwszy semestr - okej, może nie nauczyłam się zbyt wiele, ale wiadomo, to studia zaoczne... Drugi semestr - k***a... uczelnia techniczna o dosyć dobrej renomie. Większość studiujących osób pracuje (uwaga!) w zawodzie. Tzn. z jakiegoś powodu wybrali takie studia, także po to (o dziwo!), żeby czegoś się nauczyć. A poza tym - płacisz, to wymagasz. Ale nie, nie wymagamy zdawania wszystkiego. Po prostu chcielibyśmy coś z tych studiów wynieść, poza zmarnowanym czasem...

Dobra, pominę kwestię doktora, który prowadził wykład i ćwiczenia w taki sposób, że przy najszczerszych chęciach nie dało się zanotować nic - człowiek po prostu opowiadał, opowiadał, opowiadał... zero czegokolwiek potrzebnego, konkretnego...

Ale od dwóch dni zabieram się za jedno sprawozdanie. Dlaczego nie potrafię go dokończyć? Bo po prostu czuję się jak IDIOTKA, jeśli ktoś na 5 roku studiów daje mi zadanie polegające na... zmianie w excelu liczby 100 na 30. Naprawdę. I tak całą ekipą próbowaliśmy znaleźć w tym sens, ale się nie da. To może od razu dajmy każdemu tytuł magistra?

Nie, nie jestem kujonem, nie uważam, że magister to ktoś lepszy, gdyby nie to, że już około 4 tys. zainwestowałam w te studia, chętnie bym je rzuciła i zajęła się pracą... Irytuje fakt, że zamiast robić coś konstruktywnego, czy chociażby pójść na imprezę, przeklejam tabelki z excela do worda... i tak już 10 stronę... I ciągle szukam sensu...

Pomijam fakt, że co drugie laboratorium zaczyna się zdaniem "państwo macie ze mną tylko raz zajęcia, nie opłaca się robić nic praktycznego, to ja wam może po prostu opowiem, co tu można zrobić..." taaa... i powtórka z tego, co słyszeliśmy na wykładzie...

Wiem - studia zaoczne to inna sprawa, niż dzienne. Ale może ktoś w końcu zrozumie, że naprawdę wiele osób idzie na takie studia, bo w ciągu tygodnia pracuje, a nie dlatego, że nie chce im się nic robić. A jeśli jest to kierunek techniczny i niszowy, to chciałby się czegoś dowiedzieć, szczególnie teraz, kiedy na rynku pracy dużo bardziej liczy się doświadczenie i wiedza, niż ten mgr przed nazwiskiem...

[EDIT]

Dodatek po przeczytaniu komentarzy, żeby nie było wątpliwości: tak, płacę to wymagam SENSOWNYCH ZAJĘĆ, które coś wniosą. Nie wymagam zaliczenia za nic, ale chciałabym móc coś wynieść z zajęć, nie tylko poczucie zmarnowanego czasu...

Ale też żeby nie było tak całkiem piekielnie - zajęcia z młodym doktorantem, trwające maks 45 minut, ale konkretne, praktyczne. Najpierw prowadzący opisuje metodę, ale w kilku słowach, po kilku naszych stwierdzeniach "było na wykładzie i wiemy" zadaje dwa - trzy pytania żeby się upewnić, czy faktycznie wiemy co się będzie działo, okazuje się, że tak (wykład też prowadzony ciekawie, więc wiedza zostaje). Potem krótki pokaz z jego strony, następnie 4, 5, 6 osób(każdy, kto jest chętny) dostaje urządzenie do ręki, może się dokładnie z nim zapoznać i w praktyce sprawdzić, jak działa. I tak się dowiedziałam, że jeśli prowadzący jest konkretny i mu się chce, to naprawdę, można zajęcia skrócić, a studenci wyniosą z nich dużo więcej, niż z zajęć które trwają ponad 2 godziny, na których prowadzący w nudny sposób powtarza wykład... Da się? Da... 6 zajęć, na każdych frekwencja w zasadzie 100% i każdy ma świadomość, że potrafi coś nowego :)

Żeby nie było, że tylko narzekam ;)

studia zaoczne

by ollenka
Dodaj nowy komentarz
avatar Malibu
10 10

Podaj może jakiś namiar na tę uczelnię, być może ktoś nie popełni tego błędu i nie zainwestuje w marną jakość edukacji.

Odpowiedz
avatar MrSpook
5 7

@Malibu: I co z tego, na dziennych jest podobnie... i zostajesz magistrem sadzenia cebuli. W zawodzie nauczysz się więcej niż na magisterskich, bo w większości przypadków masz do czynienia z prowadzącymi pajacami, którzy nie wytrzymali by na komercyjnym rynku 3 miesięcy... przynajmniej tak jest z informatykami... Robisz tego magistra tylko po to, by pracodawca nie miał wymówek przed nie podnoszeniem Ci pensji..., to że płacisz za studia na państwowej uczelni, nikogo nie obchodzi. Użerałem się z promotorem kretynem, miałem do zrobienia rozproszony system informatyczny zbierający statystyki- zawodowo zajmowałem się tym od 4 lat dla firm w tym wyspecjalizowanych... Pan profesor... nie uznawał elementów pracy, jeśli teoretycznie nie były zgodne z książkami z przed 8 lat oraz jego artykulikami... 8 lat w informatyce, to kilka generacji nowych technologii. Po 8 latach jedne rzeczy zalicza się do wzorców a inne odrzuca i kwalifikuje jako antywzorce.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2015 o 15:57

avatar Malibu
3 3

@MrSpook: Chyba zależy od uczelni. Studiuję na państwowej uczelni technicznej i u mnie takie sytuacje nie mają miejsca. Fakt, mój wydział prowadzi współpracę z przemysłem, wykładowcy wykonują, pomiary, obliczenia i różne projekty komercyjne, może dlatego tak to wygląda. Nie mówię, ze moja uczelnia jest idealna, idzie się czasem studentom na rękę, ustawia 4 czy 5 termin zaliczenia, a czasem nawet odpuszczą robienie sprawozdania jeśli jakieś laboratorium ze studiów inżynierskich się pokrywa. Co to tego, że w zawodzie nauczysz się więcej, zgadzam się ale... żeby pracować na jakimś stanowisku wypadłoby mieć chociaż jakiekolwiek podstawy. W moim zawodzie ważne są uprawnienia, których nie zrobię bez studiów (chyba bo technikum odpowiednim też można, ale niestety skończyłam tylko LO). Moje studia dały mi coś więcej niż czystą wiedzę merytoryczną, dlatego uważam, że warto studiować.

Odpowiedz
avatar ollenka
1 1

@Malibu: Już mówię - państwowa uczelnia techniczna na Śląsku, z siedzibą w Gliwicach. A mój "kochany" wydział mieści się w Katowicach.

Odpowiedz
avatar Malibu
0 0

@ollenka: Znaczy zwyczajnie polibuda śląska :P? Mój znajomy ostatnio porzucił studia tam po niecałym miesiącu bo stwierdził, że nie ma to sensu :D

Odpowiedz
avatar Rak77
11 13

@Bianka: No, z logiką to u ciebie na bakier. Ja płacę a uczelnia to usługodawca, tak więc to JA im robię łaskę że płacę. Nawet na uczelni w trybie dziennym też płacili moi rodzice a i ja będę płacić w podatkach na te uczelnie. Wypadało by więc by usługa oferowana za spore pieniądze była ich warta.

Odpowiedz
avatar sixton
8 8

@Bianka: Co Cię tak denerwuje w tym "płacę to wymagam"? Przecież jest ono jak najbardziej rozsądne, oczywiście pod warunkiem że dalszy ciąg będzie brzmieć "płacę to wymagam dostarczenia mi wiedzy i umiejętności" a nie "płacę to wymagam zaliczenia", jak zdaje się założyłaś. Sam przechodziłem podobną drogę edukacji, czyli po studiach inż. (przed obroną jeszcze) do pracy, a potem hop na wieczorowe/zaoczne, tyle że do tej samej uczelni. Na szczęście tak źle nie było, choć nie raz zżymaliśmy się na wciskanie przedmiotów, które miały jedynie dopchać godziny profesorom, a z kierunkiem niewiele miały wspólnego. Jednym z hitów był jednak angielski. Super, tyle że nie na poziomie 1 klasy liceum (jakieś A2). Nic, że wszyscy się nudzili na zajęciach. Nic, że kobieta nie miała pojęcia o angielskim technicznym. Nasze próby zmiany choćby poziomu językowego spełzły na niczym i ostatecznie obie strony dotrwały do końca zajęć nie wnosząc żadnego wkładu - wykładowczyni wiedziała, że umiemy, a my wiedzieliśmy, że już niczego nowego się nie dowiemy. A była to dość znana Politechnika z pewnej aglomeracji na południu.

Odpowiedz
avatar smeg
5 5

Od dziennych mgr wiele się nie różni - może wykładowcy nie olewają zajęć, ale program studiów jest tak bardzo "o wszystkim i o niczym", że nie nauczyłam się niczego ponad to, co było na inżynierce.

Odpowiedz
avatar munitalp
3 3

U mnie na uczelni pewien doktorek powiedział: "Proszę Państwa wy jako studenci dzienni powinniście od nas wykładowców otrzymać 80% materiału podczas wszystkich zajęć, wam pozostaje wyszukanie i douczenie się tych 20%, natomiast studenci zaoczni jak i wieczorowi dostają 50% materiałów, zatem 50% materiału muszą wyszukać sami." I u nas mniej więcej tak się praktykowało, np. analizując moje notatki oraz kolegów z zaocznych mieli duże braki wobec nas. Nieraz na studiach nie opłacało się robić czegoś praktycznie bo brakło by czasu, albo było po prostu zbędne. Ale co studia to inne zwyczaje.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2015 o 14:16

avatar Draco
6 8

ollenka widzę, że Ty i Twoi znajomi nie rozumiecie na jakich zasadach działają obecnie uczelnie wyższe i jak wygląda nauka w systemie zaocznym. Na uczelnię się chodzi po to, żeby mieć papier. To jest cel olbrzymiej większości studentów. Nie nauka i przyswojenie materiału... ale dyplom inżyniera, "bakałaża" i magistra. O tym wiedzą dokładnie władze uczelni, dlatego coraz częściej udają, że uczą, studenci, że studiują i tylko kasa za studentów i "dyplom w garści" się zgadza. W systemie zaocznym na magisterce masz pełno przedmiotów "zapchajdziur" które trzeba przecierpieć i tyle. Celem studenta jest napisanie i obrona pracy dyplomowej. No i na studiach zaocznych trzeba się uczyć SAMEMU wedle zagadnień wspomnianych na zajęciach.

Odpowiedz
avatar asmok
0 0

@Draco: Niechcący dałem minusa. Myszka się zacięła. Przepraszam. Piszę tylko żebyś wiedział że to nie jest głos krytyki.

Odpowiedz
avatar maruda12
1 3

Zaoczne czy dzienne to i tak to samo. Właśnie szykuję się do obrony inżyniera i podsumowując moje 7 semestrów studiów stacjonarnych dochodzę do wniosku, że niewiele się nauczyłam. Przez te trzy i pól roku miałam laboratoria w grupach po dwanaście osób i w praktyce nikt nic nie robił. Trzy razy przerabiałam ten sam materiał tylko pod inną nazwą. Niestety. Na prawdę rzadko zdążają się wykładowcy z pasją i dobrze przemyślane plany zajęć.

Odpowiedz
avatar emilyana
3 3

Ja mam z kolei nieco inne doświadczenia. Studiowałam pierwszy rok zaocznie, potem przeniosłam się na dzienne (ten sam kierunek, ta sama uczelnia, tylko tryb inny) i w sumie muszę przyznać, że poziom nauczania na zaocznych wcale nie ustępował wiele studiom dziennym. Zdarzały się pewne irytujące sytuacje typu pobłażanie studentom jak gimnazjalistom, pozwalanie na dodatkowe nieprzewidziane poprawy itd., ale z tym samym spotykałam się czasem na dziennych. Jeśli natomiast chodzi o same zajęcia to kto chciał - mógł się czegoś nauczyć. Co innego studenci - tutaj różnica była znaczna. Nie to, żeby duża część studentów dziennych nie była obibokami i krętaczami, ale jakiś tam poziom z reguły zachowywali. Natomiast zaoczniacy... Mieliśmy kiedyś egzamin - w formie testu abcd. Kilka dni wcześniej na maila grupowego ktoś przesłał gotowca. Cały egzamin identyczny - nawet kolejność pytań. Wystarczyło więc nauczyć się ciągu odpowiedzi, typu: 1b, 2d, 3c itd. Zgadnijcie. Tak - większość roku uwaliła. W dodatku jeszcze po fakcie biadolili, że oni pracują i nie mają się kiedy uczyć. Żenada. Oczywiście to tylko przykład, bo takie sytuacje zdarzały się notorycznie. Nie mówiąc już o braku kultury i obycia: pisanie do wykładowców maili w stylu: "kiedy wyniki z ostatniego kolokwium?" , bez wstępu, bez podpisu... Masakra. Żadna ze mnie wielka strażniczka oświaty, kujonem nigdy nie byłam... Ale jak człowiek pomyśli, że takie nieroby kończą studia to naprawdę nóż się w kieszeni otwiera.

Odpowiedz
avatar Draco
0 4

@emilyana: A ja miałem dokładnie odwrotne obserwacje samemu będąc zaocznym i czasem obserwując studentów dziennych, gdy czekałem by coś załatwić w dziekanacie w tygodniu. Rozmawialiśmy też często z prowadzącymi zajęcia o studentach i mówili oni bardzo dosadnie, że osoby z zaocznych są bardziej ogarnięte i bardziej dojrzałe. Cóż może wynikało to z tego, że większość z nas pracowała i tylko kilku osobom rodzice dawali kasę i opłacali wszystko? Albo z tego, że przyszliśmy tam by rozwijać zainteresowania i zdobyć wiedze oraz dyplom, a nie "przedłużać dzieciństwo"? A może dlatego, że musieliśmy sami zdobywać sporą część wymaganej wiedzy? Oczywiście nie mówię, że wszyscy byli idealni. Był osoby które przyszły z założeniem przesiedzenia studiów i zaliczania egzaminów dzięki Wikipedii, ale oni też musieli się uczyć... bo większość egzaminów była ustna.

Odpowiedz
avatar the
-2 8

na moich zaocznych wchodzi pańcia na zajęcia w godz. 13-17 i mówi: proszę państwa, po godzinie skończymy, każdy z nas chce iść do domu, po co tu siedzieć hehehe, prawda?. jako j e d y n a z grupy ryknęłam: płacę i wymagam, do diaska, pani chce skrócić zajęcia o 3 godziny i tylko wziąć wypłatę? cała grupa w śmiech. potem każdy mi dziękował, a zajęcia w sumie były dość ciekawe.

Odpowiedz
avatar nipman
0 0

Podobnie czuję się wystrychnięty na dudka przez ROE (a może program MEN?) na prawie 7,5 koła. Realizacja dźwięku (technik). Więcej się dowiedziałem od osób uczestniczących w zajęciach, aniżeli na 3/4 przedmiotów... ;]

Odpowiedz
Udostępnij