Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Perypetii przedślubnych ciąg dalszy. Do historii z obrączkami (która notabene jeszcze się…

Perypetii przedślubnych ciąg dalszy.

Do historii z obrączkami (która notabene jeszcze się nie wyjaśniła, choć minęły dwa tygodnie) doszła nowa - Goście.

Otóż, mój ojczym jest Anglikiem. Tam się urodził, wychował i mieszkał, dopóki 13 lat temu nie przyjechał na stałe do Polski, jasne więc jest, że ma tam rodzinę. Przy ustalaniu listy gości prosił o wysłanie zaproszeń do swoich synów (nie ma problemu, i tak chciałam ich zaprosić). Zdziwiłam się nieco, gdy nie chciał zapraszać nikogo ze swojego rodzeństwa (czterech braci i siostra), ale ok, nie chce, nie będę nalegać.

Zaproszenia do braci zostały wysłane już w lipcu (ślub w marcu, ale oni muszą odpowiednio wcześniej zabukować bilety). Teraz, kiedy do ślubu zostały dwa miesiące, ojczymowi się nagle przypomniało, że to jednak głupio nie zapraszać swojego rodzeństwa na ślub córki (co prawda nie przysposobił mnie, ale żyjemy dobrze). Nie spodobało mi się to, bo lista gości już zamknięta, poza tym, jak mi się zwali 10 osób na łeb kilka dni przed ślubem, którzy narobią harmidru (wiadomo, że im więcej ludzi w domu, tym głośniej i ciężej zapanować nad porządkiem), to ja nie będę miała żadnych warunków, żeby wypocząć przed ważnym dniem. Nie wspominając już o tym, że mamy jedną łazienkę. Ale dobra. Kłótnia się odbyła, a najważniejszym argumentem było: "Ja płacę, więc mogę zapraszać, kogo chcę!".

Bardzo mi się nie spodobała taka argumentacja, ale cóż robić. Nie stać mnie na to, żeby samej opłacić wesele. Zgodziłam się, szczególnie, że ojczym zapowiedział, że z Anglii przyjadą maksymalnie 3 osoby, bo wiek, bo zdrowie, bo cośtam.

W piątek dostałam maila. Zjawia się pięcioro Anglików (w tym dwie córki brata ojczyma, które zaproszenia nie dostały i nawet nikt nie raczył mnie zapytać, czy mogą przyjechać).

I teraz najlepsze. Ślub jest 28 marca. A oni zarezerwowali sobie lot na 27 marca. W sumie ok, gdyby nie to, że samolot ląduje w Polsce o 22.00. We Wrocławiu. 150 km w jedną stronę od mojego miasta.

ślub

by AimeeSi
Dodaj nowy komentarz
avatar toomex
3 3

150 km ma być przeszkodą...?

Odpowiedz
avatar Agness92
3 3

Dopóki nie chcą, żebyś robiła za taksówkę, to ich problem.

Odpowiedz
avatar AimeeSi
-1 1

@Agness92: Gdyby nie to, że chcą, żebym robiła za taksówkę, nie byłoby historii. Ba, nie tylko za taksówkę, ale też za hotel.

Odpowiedz
avatar e4rs44
1 1

I to jest moim zdaniem minus organizowania wesela za pieniądze rodziców i teściów. IMO tradycja ta ma sens tylko wtedy, kiedy młodzi dostają do ręki kopertę ze wspólnie zebranymi pieniędzmi i mogą zająć się organizacją na własną rękę.

Odpowiedz
avatar Irasiad
2 2

Dajesz rodzicom finansować wesele, więc będziesz na nim właściwie gościem. Skoro nic nie zależy od Ciebie (albo tylko teoretycznie masz na coś wpływ) i sama się na to zgodziłaś, to nie dziw się, że mają Twoje zdanie w głębokim poważaniu.

Odpowiedz
avatar AimeeSi
0 0

@Irasiad: Tylko ci goście nie zależą ode mnie. Na całą resztę mam wpływ. U narzeczonego jest taka sama sytuacja - za gości płacą rodzice, on za wódkę i DJa. Teść też chciał zaprosić kilka osób, których nie chciał narzeczony, ale nie było z tym problemu. Poza tym, w tej historii nie chodzi o to, że oni przyjadą. Chodzi o to, kiedy przyjadą i że wymagają, żeby ktoś na nich czekał na lotnisku. No i o to, że w przednoc ślubu nie będzie mi dane się wyspać, bo do domu zajadą około 2 w nocy.

Odpowiedz
avatar Irasiad
0 0

@AimeeSi: Mimo wszystko nie rozumiem, jak można chcieć zaprosić kogokolwiek na czyjeś wesele, ale ważne, że Wam to nie przeszkadza. Dogadajcie się z tymi ludźmi, mogą przecież przyjechać sami i przespać się w hotelu, żeby nie robić zamieszania. Powodzenia i nie dajcie sobie wejść na głowę.

Odpowiedz
Udostępnij