Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Moje przygody z kursem na prawo jazdy. Akcja działa się tuż przed…

Moje przygody z kursem na prawo jazdy.

Akcja działa się tuż przed wejściem w życie nowych przepisów dotyczących egzaminu teoretycznego. Mój rocznik był ostatnim, który mógł się załapać na starych zasadach.
Licealna moda na robienie prawka. Każdy był na jakimś kursie, urywał się z lekcji na jazdy, szpanował nowym plastikiem itp. Mi się nie spieszyło, zresztą urodziłam się w grudniu, więc szkolenie mogłam rozpocząć dopiero we wrześniu. Tak się złożyło, że pod koniec tegoż miesiąca tata znalazł na grouponie kurs na prawo jazdy w moim mieście i to 50% taniej - świetnie, bierzemy, zawsze to milej jak 600 zł zostanie w kieszeni.
Zapowiadało się pięknie: od początku października 10 zajęć teoretycznych przez dwa tygodnie, od poniedziałku do piątku. Potem szybciutko 30h praktycznych i już będziemy gotowi stawić czoło panom z MORDu (nawiasem, trafna nazwa ;)).

No i zaczęło się. Uformowano z nas grupę bodajże trzydziestoosobową i nazwano jakże poetycko 'tymi z groupona'. Wykładał nam sam właściciel przybytku, wielokrotnie podkreślając, jakimi jesteśmy szczęściarzami, że trafiliśmy na niego.

Ale od początku coś zgrzytało. Przede wszystkim mniej więcej dwa razy w tygodniu przychodząc wcześniej na zajęcia, byliśmy świadkiem wykłócania się starszych kursantów i niesamowicie chamskiego zachowania instruktorów. Potem na zajęciach tłumaczono nam, że wszystkie negatywne opinie w internecie to od zazdrosnej konkurencji, a przecież u nich wszystko cacy. I że kursanci myślą, że po wyjeżdżonej praktyce są rajdowcami, a wcale nie i że on niedouczonych na egzamin nie puszcza. Seems legit.

Zajęcia teoretyczne polegały na pobieżnym tłumaczeniu przepisów, a później odpytywaniu z bazy starych pytań. Mówiono nam, że w sumie niewiele się trzeba uczyć przepisów - wystarczy zapamiętać odpowiedzi.

Po dwóch tygodniach nadszedł czas na upragnione jazdy - dreszczyk na plecach, wreszcie wsiądę za kółko! Instruktor daje mi kluczyki i każe iść do auta. Na parkingu lekkie zdziwienie - zamiast toyoty yaris (którą jeździ 95% kursantów, bo takie auto jest na egzaminie), czeka na mnie stary ford ka w stanie opłakanym. Próbuję otworzyć drzwi od strony kierowcy - nie da się. Czekam pełna obaw na instruktora. On mnie informuje, że drzwi trochę popsute, trzeba wejść od strony pasażera, ale 'autko, hehe, śmiga jak ta lala'.

No spoko. Wsiadam. Zostaję poinformowana, co gdzie jest. Sprzęgło ciężkie jak cholera, co chwilę się blokowało, ale co mi tam. Pierwsze dwie godziny minęły. Pytam, kiedy następne zajęcia. 'Zadzwonimy do pani'.
Czekam do końca tygodnia - nic. Czekam następny tydzień - znowu nic. W końcu po prawie dwóch tygodniach pytam, co z tymi jazdami. Zostaję poinformowana, że mają tam ogromny ruch i że mam cierpliwie czekać na telefon. Po kilku dniach faktycznie dzwonią, umawiamy się.

Przychodzę i... zdziwienie. Mam innego instruktora. Pytam, co się stało z tamtym panem i otrzymuję odpowiedź, że jak jestem z groupona to nie przydzielają mi jednego instruktora tylko patrzą, który jest wolny. Aha. Oczywiście po dwóch tygodniach od ostatnich jazd niewiele pamiętam, więc trzeba mi pokazywać wszystko od początku. Na parkingu czeka na mnie jakiś stary opel - już się nawet nie dziwię. Przy okazji rozmawiam z moim opiekunem, co to za auta i dlaczego nie yaris. 'Mamy jedną yaris, ale na nią trzeba sobie zasłużyć, jak będziesz dobrze jeździć to na ostatnich zajęciach wsiądziesz do niej'. Cóż za łaskawość.

I tak mijał czas - miałam 2h jazd co dwa tygodnie, a do zmiany przepisów blisko. W końcu zadzwoniłam do szkoły jazdy i pytam czy nie da się tego jakoś przyspieszyć, bo chciałabym zdążyć z egzaminem przed końcem roku. I nagle mojego rozmówcę olśniło - niestety, normalnie się nie da, ale za jedyne 300 zł mogę przyspieszyć mój kurs i będę mieć jazdy nawet codziennie! Aha. To ja dziękuję.

Jazdy robiłam od października do końca lutego. Pod koniec lutego dowiedziałam się, że totalnie nie umiem jeździć i mnie na egzamin nie puszczą. No chyba, że... zapłacę 300 zł ;). Odmówiłam. Uznałam, że wrócę do sprawy po maturze.

Na wakacjach uznałam, że niewiele się nauczyłam w mojej szkole i zgłosiłam się na dodatkowe godziny w inne miejsce. Tam wymagano ode mnie potwierdzenia, że brałam udział w kursie w innej szkole jazdy. Nic takiego nie dostałam. Dzwonię więc do piekielnego miejsca.

[Sz-szef szkoły]: Tak, słucham.
[J]: Dzień dobry, tu limes. Byłam u państwa na kursie i chciałabym odebrać papiery.
[Sz]: A dopuściliśmy panią do egzaminu?
[J]: Nie, ale kurs ukończyłam.
[Sz]: To trzeba dodatkowe godziny wziąć. Dla pani to nawet z rabatem, będzie... 450 zł za 10 godzin.
[J]: Ja jednak podziękuję, chciałabym tylko potwierdzenie, że brałam udział w kursie.
[Sz]: Nic takiego nie wydam, dopóki Pani nie przyjdzie na dodatkowe jazdy. Nie tak się umawialiśmy.
[J]: Proszę pana. Zapłaciłam za kurs - 20h teoretycznych i 30h praktycznych. Nie mam obowiązku brać godzin doszkalających u państwa. Chcę tylko potwierdzenie, że te 50h zrobiłam.

Po dłuższym dialogu [Sz] kazał mi przyjść po kartę (nie wiem jak to się fachowo nazywa, po prostu ta kartka, na której instruktor wypełnia, co robiliśmy na zajęciach), najlepiej natychmiast.

Przyjeżdżam - zamknięte. No świetnie. Dzwonię dwa dni później i pytam czy mają otwarte, bo chcę moją kartę. Oczywiście, wszystko otwarte cały czas, może po prostu trafiłam na przerwę obiadową, oni czekają na mnie z otwartymi ramionami. Wybieram się drugi raz. Znowu całuję klamkę.

Trzeci raz pojechałam już L-ką z moim nowym instruktorem. Pozamykane na cztery spusty. Dzwonię do Szefa z innego numeru - odbiera. Pytam czy szkoła otwarta. Oczywiście, że otwarta, czekają na mnie. Mówię, że w takim razie od pół godziny czekam przed wejściem, jestem tu trzeci raz i że jeżeli za 15 minut nikt mi nie otworzy, to zgłaszam sprawę do właściwego działu w Urzędzie Miasta.

Wróciłam do samochodu i przyszłam za 15 minut. Szkoła otwarta, szef zziajany, a moja karta leży porządnie pomięta i podarta w rogach. Wzięłam, podziękowałam grzecznie. Nawet na mnie nie spojrzał.

szkoła_jazdy prawo_jazdy

by limes
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Jorn
22 32

Pomijając inne sprawy, akurat z tego, że na każdej jeździe miałaś inny samochód powinnaś się cieszyć. Chyba, że był to kurs nie na prawo jazdy kategorii B, lecz na Toyotę Yaris.

Odpowiedz
avatar hawkeye
8 16

@Jorn: Chciałabym się uczyć na kursie co jazdę na innym samochodzie. To byłaby idealna sytuacja, zwłaszcza, że część moich kolegów z kursu nie zdążyło zdać na Toyotach, na których się uczyli, a potem po wprowadzeniu nowych samochodów innej marki do WORD-u mieli duży problem, żeby wyjechać chociaż z placu.

Odpowiedz
avatar piwarium
10 20

@Jorn: Racja - mój instruktor też zawsze mi powtarzał, że mam się nauczyć jeździć samochodem, a nie konkretnym modelem, dlatego udostępniał kursantom swoje prywatne auta (które przystosował do jazd z kursantami). Prowadził jednoosobową działalność, więc oficjalny samochód do nauki miał tylko jeden. Uważam jednak, że przynajmniej jedno spotkanie powinno się odbyć w samochodzie takim jak na egzaminie, bo - w moim przypadku tak było - egzaminatorzy często wymagają znajomości właśnie tego auta. O ile bagnet poziomu oleju, czy poszczególne zbiorniczki można łatwo odnaleźć intuicyjnie, to już włączanie świateł czy zaciąganie ręcznego może się różnić w zależności od modelu auta (czasem ręczny jest w nogach;) ). Robiąc prawko na motocykl miałem inny model niż na kursach, a po jakichś 3 sekundach poszukiwania poszczególnych rzeczy do wskazania spotykałem się z upominaniem i wjeżdżaniem na mnie, że nie znam podstawowych rzeczy. Na przykład w przypadku któregoś z płynów na kursie miałem kreskę przez całą szerokość półprzezroczystego zbiorniczka, a na egzaminie był to wycięty w obudowie pasek o szerokości 0,5cm, umieszczony w zupełnie innym miejscu.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 7

@milenka1333: Czytaj ze zrozumieniem. Napisałem tylko o jeżdżeniu różnymi samochodami. Wszystko inne zawarłem w początkowym fragmencie mojej wypowiedzi "pomijając inne sprawy". Jeśli z tego wywnioskowałaś, że powinna się cieszyć ze złego stanu samochodu, to nie mamy o czym dyskutować.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 1

@milenka1333: Nie ma możliwości przyklejenia odpowiedzi do konkretnego komentarza. Zawsze ląduje na końcu wątku. Życzę powodzenia w poszukiwaniu tego z twoich wpisów, na który odpowiedziałem.

Odpowiedz
avatar monekveronica
2 2

@hawkeye: ja zdawałam na aveo,które w mordzie było dieslem,a uczyłam się na corsie,aveo i daewoo kalosie(które były w gazie),przy okazji w domu jeździłam mazdą 626 i vw sharanem i zdałam za 1 razem. Mało tego aveo było bez wspomagania,więc ,,pod maską'' było trochę inne i zaskoczę Cię - zdałam za 1 razem w Krakowie.Uczysz się jeździć samochodem,a nie konkretnym autem.

Odpowiedz
avatar hawkeye
0 0

@monekveronica: A czy ja coś innego pisałam? Sama zdałam za pierwszym razem, jeździłam trochę innymi samochodami przed egzaminem. Pisałam o kolegach, którzy nie potrafili jechać innym samochodem na egzaminie, ponieważ mieli inne na kursie. Po prostu nauczyli się Toyoty i to by było na tyle :)

Odpowiedz
avatar monekveronica
1 1

@hawkeye: to jest paranoja,moi znajomi dostawali drgawek jak musieli jeździć innym autem. Znam nawet jedną osobę,która kupiła sobie takie samo auto,na którym zdawała egzamin,bo innym nie umiała jeździć ;p

Odpowiedz
avatar sharpy
16 22

Ech, od początku smród, bo nauka jazdy na grouponie jest równie sensowna, co zakład pogrzebowy, a nawet mniej. Groupon jest po to, żeby promocyjną ceną zachęcić klienta, który do porządnego usługodawcy wróci po więcej usług. A do szkoły nauki jazdy wraca się co najwyżej po oblanym egzaminie, no chyba że jesteś z "wybrańców" co chcą potem dorabiać prawka na ciężarówki itd. ale i tak w takiej sytuacji groupon jest bez sensu, bo 90% klientów nie skorzysta.

Odpowiedz
avatar sla
6 8

@sharpy: Zawsze można tak zachęcić gruponem jednego klienta by zaczął polecać firmę wśród znajomych. Większość młodych zdaje na prawko w tym samym czasie i kierują się w jakimś tam sposób opiniami krążącymi wokół nich. Zresztą ja sama wolę poleconą szkołę niż pierwszą lepszą, z ogłoszenia.

Odpowiedz
avatar Lukasz28volvo
5 5

@sharpy: Ja robiłem kat B w jednej szkole. Było fajnie więc wróciłem do nich po kat. C oraz E do C. Moją żonę także wysłałem do nich po kat. B. teraz obecnie myślę o kat. D więc jak się zdecyduje to na pewno u tych co zawsze.

Odpowiedz
avatar pawel78
1 7

@limes: chcialas, to masz:-) Tak samo wybierajac pseudoOSK.

Odpowiedz
avatar aika
0 14

@limes: Po pierwsze niemożliwe, żeby twój kurs trwał 50 godzin. Zgodnie z przepisami kurs prawa jazdy na kat. B trwa 60 godzin. 30 godzin lekcyjnych teorii i 30 godzin zegarowych praktyki. Po drugie karta zajęć, którą rzekomo ci wydano, zawsze zostaje w ośrodku ty ją tylko podpisujesz. Ośrodek ma obowiązek ja przechowywać i okazać w razie kontroli, która sprawdza czy zajęcia były przeprowadzone prawidłowo. Po trzecie pierwsze słyszę, aby szkoła jazdy wymagała zaświadczenia o ukończeniu kursu, w celu wykupienia dodatkowych godzin. Chyba, że zapisałaś się na kurs uzupełniający. Po czwarte przed wejściem zmian w przepisach, do zapisu na egzamin w WORDzie niezbędne było zaświadczenie o ukończeniu kursu, zaświadczenia o zdaniu egzaminów wewnętrznych w ośrodku, oraz wniosek o wydanie prawa jazdy. Jakim cudem zapisałaś się na egzamin nie posiadając tych dokumentów, a jedynie kartę, której nawet nie powinnaś dostać? Co do podejścia właściciela ośrodka, zawsze należy sprawdzić opinie o danym ośrodku. Nigdy też nie kupuje się kursów poprzez zakupy grupowe. Oferując taki kurs szkoła otrzymuje mniej niż połowę ceny, którą ty zapłaciłaś. Paliwo, utrzymanie samochodu, pensja instruktora to nie małe wydatki, których ta cena nie pokrywa. Takie kursy oferują głównie ośrodki, które mają problemy i złe opinie, co potwierdza Twoja historia. W tamtym okresie szkoły jazdy wyrastały jak grzyby po deszczu, ceny też nie wybyły wygórowane, ze względu na dużą konkurencję. Moim zdanie te wszystkie problemy miałaś poniekąd na własne życzenie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2015 o 12:24

avatar rahell
3 5

@aika: Nie wiem, kiedy Ty czy autorka robiłyście kurs, ale ja zdałam egzamin miesiąc temu, lekcje teoretyczne miałam w sierpniu i wyglądało to dokładnie tak. 10 zajęć przez 2 tydognie (poniedziałek - piątek). Czyli 20 godziń teorii, potem 30 praktyki. A poza tym teraz przepisy się jeszcze zmieniły, od tego roku w ogóle nie trzeba się uczyć teorii na kursie. Co do reszty wypowiedzi, nie wypowiadam się, bo się aż tak na ormalnościach nie znam :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2015 o 12:51

avatar aika
2 6

@rahell: Pracuję w Ośrodku szkolenia kierowców ;) Ile trwały Twoje spotkania? Jeśli po dwie godziny to ok, ponieważ zajęcia z teorii są liczone w godzina lekcyjnych (22 godziny zegarowe). Odbyłaś wtedy 30 godzin teorii i 30 godzin praktyki w sumie 60 godzin, a nie 50 tak jak pisze autorka. Owszem od 1 stycznia nie musisz się uczyć teorii na kursie. W takim przypadku najpierw zdajesz egzamin teoretyczny w WORDzie, który potwierdza Twoją wiedzę, a dopiero potem możesz zapisać się na szkolenie praktyczne. Nie jest to takie fajne i łatwe jak się niektórym wydaje ;) Większość osób nadal woli uczestniczyć w kursie z teorii niż uczyć się samemu.

Odpowiedz
avatar rahell
1 3

@aika: Aż z ciekawości sprawdziłam na stronie mojego ośrodka, rzeczywiście twierdzą, że to było 30 godzin. Ale jakby tego nie liczyć, nie było tyle nawet w przeliczeniu na "godziny lekcyjne", bo każde spotkanie trwało max 1,5 godziny, z czego jedne zajęcia to był kurs pierwszej pomocy, a ostatnie to egzamin wewnętrzny trwający ok. pół godziny.

Odpowiedz
avatar aika
0 2

@rahell: Kurs pierwszej pomocy również wchodzi w skład wykładów, a egzamin wewnętrzny powinien odbyć się po zakończeniu szkolenia praktycznego. Wiele ośrodków i instruktorów bardzo luźno podchodzi do wykładów z teorii m.in dlatego zmieniły się przepisy, które mają pozwolić na lepszy nadzór nad prowadzonymi zajęciami.

Odpowiedz
avatar limes
4 4

@aika: stara szkoła jazdy odmówiła mi wydania tradycyjnych zaświadczeń, o których mówisz. Nowy instruktor powiedział, że słyszał o oszustach z mojego OSK, nie ma co się z nimi wyklocac i sam wypełni mi papiery, że ukończyłam kurs w JEGO szkole, ale pod warunkiem wydania mi karty zajęć, żeby miał papier, że nie przyszłam 'z ulicy'. Także zapisując się na egzamin miałam wszystkie potrzebne dokumenty.

Odpowiedz
avatar absinth
4 4

@aika: chyba jednak jakoś to jest możliwe. uczęszczałam na kurs weekendowy (przyspieszony), zajęcia 9-17 przez 2 dni. łącznie daje to 16 godzin, co nawet po przeliczeniu na godziny lekcyjne nie daje 30 godzin :) i żeby nie było- nie w małej, nieznanej szkole a jednej z największych w Warszawie (w teorii powinni podlegać dość ścisłej kontroli, bo na temat jakości zajęć zachowam dyplomatyczne milczenie- aczkolwiek to pewnie zależy od instruktora :)).

Odpowiedz
avatar aika
-2 2

@limes: Między wykupieniem jazd doszkalających (o których piszesz w historii), a ZMIANĄ ośrodka prowadzącego szkolenie (o której nie wspominasz ani słowem) jest spora różnica. Teraz historia nabiera większego sensu. Natomiast jeśli jakaś szkoła jazdy odmawia wydania dokumentów wystarczy zadzwonić do urzędu miasta, który sprawuje nadzór nad ośrodkiem. Uwierz mi dokumenty zostałby Ci wydane natychmiastowo. Chyba, że właściciel woli, aby urząd zamknął jego ośrodek. @absinth: Jak pisałam wyżej czas prowadzenia zajęć teoretycznych jest dość luźno traktowany przez wiele szkół jazdy ;) Znam wiele ośrodków, gdzie to co jest przedstawiane w dokumentach mija się z tym co jest w rzeczywistości. Jeśli nie odebrałaś jeszcze dokumentów sprawdź kartę zajęć, którą otrzymasz do podpisu. Idę o zakład, że będzie tam rozpisane 30 godzin zajęć i na pewno nie będą to godziny, w których rzeczywiście były prowadzone zajęcia ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2015 o 19:42

avatar InuKimi
0 0

Co to za wspaniała szkoła? Brzmi znajomo, czyżby Euro Klasa w Katowicach? :P

Odpowiedz
avatar limes
0 0

@InuKimi: nie. Szkoła znajdowała się w Krakowie. Nazwa mało ważna, bo kursanci wyrobili odpowiednią opinię i cudowny przybytek zamknięto ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2015 o 22:11

avatar kasmo
-1 1

na kursie mialem takie samo auto jak na egzamnie - roznica byla jedna inny uklad swiatel - model na kursie byl przed a na egzaminie po liftingu , i wszystko ladnie bylo. zdawalem na starych zasadach , a uczylo sie nas troje. zaplacilem za kurs 800 zl z jazdami i lekcjami.

Odpowiedz
avatar kasmo
-1 1

na kursie mialem takie samo auto jak na egzamnie - roznica byla jedna inny uklad swiatel - model na kursie byl przed a na egzaminie po liftingu , i wszystko ladnie bylo. zdawalem na starych zasadach , a uczylo sie nas troje. zaplacilem za kurs 800 zl z jazdami i lekcjami. prawko robilem jak mialem 30 lub 31 lat :) wczesniej nie bylo potrzeby

Odpowiedz
Udostępnij