Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zasada ignorantia iuris nocet (nieznajomość prawa szkodzi) w praktyce. Ku przestrodze. Ta…

Zasada ignorantia iuris nocet (nieznajomość prawa szkodzi) w praktyce. Ku przestrodze.

Ta opowieść zaczyna się w połowie października 2013 roku, w niespełna 18-tysięcznym mieście na wschodnich rubieżach województwa łódzkiego. Pojechałem na jedno z blokowisk podrzucić moją ciocię na chwilę do pewnego bloku. Wjazd na osiedle od ulicy jest jeden, ale kilka metrów dalej droga rozwidla się na dwie, a następnie obydwie drogi łączą się ponownie, tworząc pętlę między dwoma blokami. Wygląda to trochę jak litera "q". Zazwyczaj wjeżdżałem tam, jadąc "do góry", następnie zakręcając w lewo wysadzałem pasażerów na wysokości wejścia do bloku, po czym kontynuowałem skręt aż do miejsca, gdzie pętelka się zamykała, wyjeżdżając "w dół" z powrotem na ulicę. Tym razem nastąpił nieoczekiwany problem, a mianowicie na początku "pętelki" stało sobie auto. Cóż, trzeba będzie wjechać odwrotnie jak zwykle, a następnie wywinąć za blokiem (są tam dwa "zakopertowane" miejsca parkingowe), wrócić na ulicę i tam poczekać aż ciocia wróci z mieszkania, po czym wrócić w komplecie do Łodzi. Co istotne dla sprawy: w aucie poza mną i ciocią była jeszcze trójka moich bliskich, konkretnie mama, siostra i babcia.

Wysadziłem ciocię przed wejściem do bloku, po czym podjechałem wykręcić na miejscu parkingowym, i tu zaczęły się schody. Wjechałem przodem w koperty, wrzuciłem wsteczny i zaczynam cofać, gdy nagle zauważyłem we wstecznym lusterku zaparkowanego na łuku pętli granatowego golfa. Zauważyła go również moja mama. Momentalnie depnąłem po hamulcu, zaciągnąłem ręczny i wyskoczyłem z auta, a za mną moja mama.
Bliższe oględziny ujawniły, że mało brakowało, a byłoby puknięcie. Auto którym jechałem celowało lewym tylnym narożnikiem w prawe tylne drzwi golfa. Odległość między autami nie przekraczała kilku centymetrów.

Nieco wystraszony, wsiadłem do auta, wjechałem z powrotem w koperty i nieco silniej skręcając wyjechałem obok golfa, ustawiając się na wprost do wyjazdu. Następnie wydostałem się na ulicę i postawiłem auto przy jezdni. Kilkanaście minut później wróciła ciocia, wsiadła do auta i wyruszyliśmy z powrotem do stolicy województwa.

O sprawie już dawno zapomniałem, gdy nagle zaczął się kwas. Pocztą pantoflową dotarła do mnie informacja, że właściciel golfa twierdzi, że w niego przywaliłem, w jakiś sposób dowiedział się, jakie są numery mojego auta i zgłosił sprawę na policję. Zaczęło się postępowanie wykroczeniowe.

Zostałem wezwany na komendę. Dowiedziałem się, że Policja już miała sprawie ukręcić łeb, ale poszkodowany, dowiedziawszy się o zamiarach mundurowych, wyciągnął zza szafy jakiegoś, ponoć naocznego, świadka. Policja nie miała wyjścia i musiała postawić mi zarzut z art. 98 kw., skutkiem czego wylądowałem na komendzie w celu złożenia zeznań. Dokładnie opisałem funkcjonariuszowi sytuację (podpierając się dodatkowo zdjęciem satelitarnym okolicy na Google Maps), po czym nie przyznałem się do zarzucanego mi czynu, co spowodowało skierowanie sprawy do sądu. Standard.

W kwietniu 2014 dostaję pismo z sądu. Nakazówka - mam bulić 200 złotych grzywny i 80 postępowania sądowego. Spodziewałem się tego, bo zawsze najpierw wydawany jest wyrok w trybie nakazowym (choć po cichu liczyłem na to, że sąd od razu to umorzy). Dlatego też nie zdziwiło mnie to, że bezkrytycznie był tam przepisany zarzut, który mi postawiono. Rozbawiła mnie kwota postępowania sądowego, ale wynosi ona zawsze tyle samo i również z tym się liczyłem. Nie było to jednak istotne, gdyż - ciągle nie czując się winnym - w przeciągu przepisowego tygodnia odesłałem sprzeciw. Sprawa trafia na wokandę.

Czerwiec 2014. Wezwanie do sądu na wschodzie Ziemi Łódzkiej na przesłuchanie. Obecność obowiązkowa. Wziąłem dzień wolny w pracy i wyruszyłem ku granicy województwa.
W sądzie kolejny raz powtórzyłem swoje zeznania. Jako obwiniony (nie mylić z oskarżonym!) miałem również prawo wysłuchać zeznań pozostałych osób w sprawie - pokrzywdzonego oraz świadka, którym okazała się sąsiadka właściciela volkswagena (oznaczmy ją [P1], od "świadek Pokrzywdzonego #1"), jak również zadać im pytania.

Interesowało mnie najbardziej to, dlaczego wobec naocznych świadków nikt nie pofatygował się na dół, żeby spisać moje dane, mimo że pozostałem na "miejscu zbrodni" jeszcze z kwadrans.

Pokrzywdzony wymamrotał (dosłownie - mówił bardzo niewyraźnie i protokolant miał spore trudności ze spisywaniem jego zeznania) że zobaczył wgniecenie o średnicy około 20 centymetrów, jak zszedł jakieś półtorej godziny później do auta. Zobaczywszy to, wezwał policję. Dwa dni później dowiedział się od świadkowej, że tamta spisała numery wozu, bo widziała całe zajście. Samej sytuacji nie widział. Dodał również, że jakiś jego znajomy siedział w tym czasie w garażu koło bloku i grzebał coś przy aucie.

Pani [P1] zeznała, że widziała auto manewrujące pod blokiem. Gdy zobaczyła hamowanie oraz to, że dwie osoby wyskoczyły z auta, spisała numery, po czym udała się do swojego mieszkania. Nie widziała, żeby doszło faktycznie do kolizji, ale przekazała pokrzywdzonemu numery przyuważonego wozu.

Sędzia zdecydował, że musi przesłuchać pasażerkę, czyli moją mamę. Dodatkowo chce przesłuchać faceta, który miał przebywać w garażu ([P2]). Rozprawa odroczona na koniec lipca. Ja póki co jestem rozbawiony rozrzutnością sądu (rozprawy przecież kosztują, jak choćby czas sędziego) oraz rozmiarem zniszczeń opisanym przez pokrzywdzonego (pod tramwaj się władował, że mu wgniotło dwudziestocentymetrowy kawałek drzwi?). Przeszedłem się również na osiedle, gdzie zdarzenie miało miejsce, żeby zobaczyć golfa.

Stał sobie cały czas, ale już nie na łuku, a na miejscu parkingowym. Bliższe oględziny wykazały, że auto jest równo poobtłukiwane tak z lewej, jak i z prawej strony, na drzwiach i tylnych słupkach. Stwierdziłem, że facet zdobył moje numery i chce teraz wyklepać sobie auto z mojego OC. No cóż, ja nie odpuszczę - daleko mi do człowieka, który dla świętego spokoju przyjmie na klatę mandat. Tym bardziej (czego również nie omieszkałem wspomnieć w swoich zeznaniach), że na aucie prowadzonym przeze mnie nie było żadnych śladów kolizji. Gdybym faktycznie walnął w coś, wgniótłbym u siebie plastikowy, pusty w środku zderzak.

Koniec lipca 2014, druga rozprawa. Na sali stawił się pokrzywdzony, moja mama oraz [P2]. Mama potwierdziła moje zeznania. [P2] nic konkretnego nie zeznał - "nic nie widziałem, nic nie słyszałem". Sędzia stwierdził, że potrzebuje przesłuchać pozostałych pasażerów mojego auta - babcię i siostrę. Rozprawa odsunięta na połowę września.

Połowa września 2014. W sądzie tym razem stawili się tylko "moi" świadkowie. Nie brałem tym razem dnia wolnego i zostałem w pracy. Babcia i siostra zeznały podobnie jak ja i mama. W tym momencie sprawa ucichła. Do czasu.

Na początku grudnia dostaję polecony. Odbieram go, spodziewając się wyroku uniewinniającego - w końcu nikt nie zeznał na moją niekorzyść. Tymczasem w kopercie zastałem... wezwanie do zapłaty grzywny i kosztów sądowych (razem 330 zeta) na podstawie wyroku z takiego i takiego dnia. Skonsultowałem się ze znajomym, który jest w trakcie aplikacji prawniczej, po czym mocno już poirytowany wsiadłem następnego dnia w auto i uzbrojony we wniosek o przywrócenie terminu apelacji pognałem na wschód. Wpadłem do sekretariatu sądu i zażądałem wyjaśnień. To co usłyszałem zagotowało we mnie krew.

Jako że na trzeciej rozprawie nie było ani obwinionego, ani pokrzywdzonego, sędzia powiedział "do ściany", a w praktyce do protokolanta, że wydanie wyroku zostaje odroczone o trzy dni. Wtedy też, w zaciszu gabinetu, sędzia na podstawie sobie tylko znanych przesłanek wydał wyrok skazujący i wrzucił go do akt. Jako że nikt nie wnioskował o uzasadnienie wyroku, dokument taki nie powstał. Dwa tygodnie później, gdy minął termin zawity do wniesienia wniosku o uzasadnienie wyroku i apelację, uprawomocniony już wyrok trafił do komórki zajmującej się egzekucją grzywien w sądzie Łódź-Widzew.
Panie w sądzie, ochrzaniwszy mnie jak beczkę smoły, powiedziały mi, że trzeba było zainteresować się swoją sprawą, a sąd nie ma obowiązku powiadamiania obwinionego o przebiegu sprawy. Nie przysługuje mi prawo do uzasadnienia ani wniesienia apelacji.

Cóż było robić. Ustawiłem zlecenie przelewu 330 złotych na wskazane na wezwaniu konto, tak żeby zostało wysłane tydzień przed końcem terminu płatności (wynosi on 30 dni od daty odebrania wezwania). Jedyne co mi teraz pozostało, to ostrzec znajomych oraz czytelników, jak można, zupełnie zgodnie z prawem, wydać dowolny wyrok, jednocześnie pozbawiając obwinionego prawa do apelacji. Mam nadzieję, że ta historia pozwoli przynajmniej jednej osobie uniknąć podobnej sytuacji.

W skrócie:
- Sąd nie informuje stron postępowania o tym, że zapadł wyrok. Ma obowiązek zrobić to tylko wówczas, gdy obwiniony czy oskarżony jest osadzony w areszcie i nie ma możliwości skontaktowania się ze swoim adwokatem.
- Jeżeli na przesłuchaniu świadków nie stawią się strony postępowania, nikt poza sędzią i protokolantem nie dowie się o tym, że ma zostać wydany wyrok.
- Sędzia może wyznaczać dowolną ilość rozpraw, czekając na moment, kiedy strony nie stawią się na rozprawie. Jest to bardzo prawdopodobne zwłaszcza wtedy, kiedy rozprawa odbywa się poza miejscem zamieszkania obwinionego.
- Gdy zapadnie wyrok, po cichu trafi do teczki i tam dojrzeje jak wino. Gdy minie termin dwóch tygodni, tracimy prawo do uzasadnienia oraz apelacji.
- To, że wszyscy świadkowie zeznali na korzyść obwinionego, nie obliguje w żaden sposób sędziego do wydania wyroku uniewinniającego.

Niestety, po tej sprawie straciłem wiarę w to, że w Polsce możliwy jest uczciwy proces, nawet w tak błahej sprawie jak domniemana kolizja na parkingu. Może ktoś ma jakieś pojęcie, czy da się coś z tym zrobić. A ja któregoś dnia przejadę się ponownie do sądu i na spokojnie przejrzę akta sprawy (w tym zeznania świadków, które są w całości zaprotokołowane). Może znajdę jakiś punkt zaczepienia...

Wykroczeniówka

by Twardy
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar VAGINEER
3 3

@dido0808: ja

Odpowiedz
avatar ewilek
6 30

Kto ci bronił człowieku wykręcić nr telefonu sądu i dowiedzieć się co ze sprawą na której nie byłeś? Takie są przepisy prawa i tak wygląda postępowanie sądowe. Nikt nie działał przeciw tobie. Po prostu taka jest procedura.

Odpowiedz
avatar Twardy
15 25

@ewilek: jakbym wiedział, że sąd nie ma obowiązku powiadomić mnie o przebiegu sprawy, to bym zadzwonił. Cóż... jak to mawiają informatycy: mądry Polak po errorze :) Z drugiej strony, dlaczego "nikt nie działał przeciw mnie", skoro żadne z zeznań świadków (włącznie z tym ze strony pokrzywdzonego) nie obciążało mnie winą za kolizję?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 stycznia 2015 o 0:52

avatar ewilek
4 10

@Twardy: Przez lata pracy w sądzie (głównie wydział cywilny) napatrzyłam się na dziesiątki jeżeli nie setki sytuacji w których ludzie byli święcie przekonani, że racja jest tylko i wyłącznie po ich stronie. Najczęściej tak myślały jednocześnie obie, przeciwne strony procesu. Nie ma bata, zawsze któraś ze stron musiała w takiej sytuacji wyjść z sali sądowej z poczuciem niesprawiedliwości i krzywdy - bo przegrała. Nieznajomość prawa szkodzi - sam to napisałeś. Jeżeli ktoś ma sprawę sądową to w jego własnym interesie jest się dowiedzieć o podstawowe sprawy - m.in. właśnie o to jak skończyła się rozprawa na której się nie było. Kurcze nawet z czystej ciekawości powinieneś zadzwonić i to ustalić a nie czekać bezczynnie. A tak już zupełnie z innej beczki - ja nigdy nie wysiadłam z samochodu by zobaczyć czy coś się nie stało, jeżeli nie miałam poczucia, że mogłam faktycznie w coś stuknąć. Dlatego nie dziwię się, że zeznania świadków którzy widzieli jak wyskoczyłeś z auta razem z pasażerką i dokładnie oglądałeś oba wozy mogły obciążyć cię jako sprawcę. Zeznania twoich bliskich zawsze będą miały w takiej sytuacji mniejszą wagę niż zeznania obcych ludzi nie związanych ani z tobą ani ze stroną przeciwną.

Odpowiedz
avatar kraina_kredek
-3 3

@Twardy: Gdybyś okazał minimalne zainteresowanie, co dzieje się ze sprawą, chociażby jeden telefon po rozprawie, na której Cię nie było, otrzymałbyś wszystkie informacje i nie byłoby tej historii. Data odroczenia wyrok to nie jest supertajna informacja, mogłeś również zapoznać się z jego treścią już po ogłoszeniu i składać wniosek o uzasadnienie. Nie knuj teorii spiskowych, jakie to sądy są fe, bo nikt tam po złośliwości na Twoją szkodę nie działa. Wystarczyłoby po prosu poczytać pouczenia na wezwaniach i pismach z sądu.... ale jak widać, drobniejszy druk, jak przy wielu innych pismach umowach etc. nie jest godzien doczytania

Odpowiedz
avatar zendra
6 6

@Twardy: Nie sądzę, aby zasada "ignorantia iuris nocet" dotyczyła twojego przypadku. Twój problem nie wynika z nieznajomości prawa, tylko z tego, że ty sam zrobiłeś pewne założenia co do prawa, a następnie zostałeś zaskoczony faktem, że prawo nie działa według twoich założeń. Założyłeś (nie wiadomo na jakiej podstawie), że jeżeli nie pojedziesz na rozprawę, pomimo prawidłowego doręczenia ci zawiadomienia o terminie rozprawy, to należy ci się pisemne powiadomienie, jeżeli zapadł wyrok. Gdybyś nie robił takiego założenia, to problemu by nie było, bo zapewne zainteresowałbyś się przebiegiem rozprawy. Nie rozumiem dlaczego nie zrobiłeś tak, jak poradził ci twój kolega aplikant? Decyzję o ewentualnym przywróceniu terminu podejmuje sąd, a nie "panie w sądzie", które cię ochrzaniały. Nie było gwarancji, że sąd przyzna ci to przywrócenie, ale skoro już zdecydowałeś się skonsultować z prawnikiem, to trzeba było zrobić tak, jak ci poradził, bo dobrze poradził. Ponieważ napisałeś, że chciałbyś opowiedzeniem tej historii przestrzec innych, to ja dodam swoje trzy grosze: 1) Jeżeli nie stawiamy się na rozprawy w sądzie, pomimo prawidłowego powiadomienia, to jest to nasz problem a nie sądu - nie będziemy wiedzieli co się wydarzyło. 2) Jeżeli nie możemy stawić się w sądzie z poważnej, nieprzezwyciężalnej przyczyny, to należy bezwzględnie powiadomić o tym sąd - na piśmie. W takiej sytuacji sąd odroczy rozprawę. 3) Chęć zaoszczędzenia dnia urlopu, to nie jest nieprzezwyciężalna przyczyna. Zwolnienie lekarskie też nie jest wystarczającym powodem do odroczenia rozprawy, chyba, że zostanie potwierdzone zaświadczeniem lekarza sądowego. 4) Jeżeli jednak odpuściliśmy sobie uczestnictwo w rozprawie, to dla własnego dobra powinniśmy niezwłocznie dowiedzieć się o jej przebiegu. Można pojechać do sądu i zajrzeć do akt (wcześniej umówić się telefonicznie) lub chociażby zadzwonić - w sądach istnieją telefoniczne biura obsługi interesantów. Co do przesłanek wydania niekorzystnego dla ciebie wyroku, to już nigdy się o nich nie dowiemy, bo nie masz uzasadnienia. Sąd ocenia dowody swobodnie, a w tym przypadku chyba zbyt swobodnie, ale po to jest apelacja, żeby się bronić przed dezynwolturą w wyrokowaniu. Niestety już jest za późno. Wnioski: trzeba się interesować swoją sprawą i nie robić założeń, jeżeli nie jest się prawnikiem.

Odpowiedz
avatar Timothy
7 25

Autorze, skonsultuj się z prawnikiem lub radcą prawnym. Oni sa od tego by znać prawo. "Dura lex, sed lex" jak mawiali rzymianie. Czyli twarde prawo, ale prawo. Więc nie snuj tu teorii spiskowych, ani żadnych 'uczciwych/niesprawiedliwych' osądów. Na początku postu piszesz "nieznajomość prawa szkodzi", co pozwala sądzić, że rozumiesz za co zostałeś skazany. Z drugiej w ostatnim akapicie marudzisz o braku uczciwości. Zdecyduj się.

Odpowiedz
avatar Arcialeth
9 19

@Timothy: każdy byłby zły jak by został zrobiony w bambuko. nie każdy siedzi w sądach 24/7 bo nie ma co innego w zyciu robić. A krzaczków i procedur w polskim prawie jest tyle, że nie zaznajomisz się i nie połapies zprzez dobry rok trwale studiując wszystko.

Odpowiedz
avatar Twardy
8 14

@Timothy: chyba źle mnie zrozumiałeś. "Nieznajomość prawa szkodzi" - faktycznie tu odnosiłem się do procedury, która jest jak dla mnie wątpliwa. Z "brakiem uczciwości" - chodziło mi o to, że zapadł wyrok skazujący mimo, że nikt mi nie udowodnił winy, a siedem osób (ja, pokrzywdzony i piątka świadków z obydwu stron barykady) zeznało, że nie widziało kolizji.

Odpowiedz
avatar Timothy
6 10

@Arcialeth: I od tego są prawnicy/radcy prawni, by pilnować interesu klienta. Faktem jest, że w Polsce liczą sobie dużo. Nawet w USA za takie drobne sprawy trzeba by trochę zapłacić. I może się okazać, że skórka nie warta wyprawki. Więc nie dramatyzujmy. @Twardy: Nie znam się na prawie, nie znam szczegółów Twojej sprawy, podałeś nam swoją wersję (wierzę, że bez przekłamań). Wystąp o uzasadnienie wyroku (ono jest chyba bezpłatne), przynajmniej dowiesz się na jakiej podstawie sędzia tak zdecydował.

Odpowiedz
avatar Kunegunda95
13 13

Ciocię podwoził pod blok, później na nią czekał te 15 minut czy ile tam było. W aucie zostały z nim mama, siostra i babcia, które stały się świadkami zdarzenia.

Odpowiedz
avatar frems
-1 7

@Kunegunda95: dobra, mój błąd zapomniałem o babci że jest uwzględniona na początku

Odpowiedz
avatar krogulec
4 8

Nie wiem jak w kpk ale jeżeli to wykroczenie to stronie która nie była na ogłoszeniu wyrok musi zostać dostarczone z urzędu. Zgodnie z Art 35. par. 3 i Art 36 par.1 KPW, (Dz.U. 2001 Nr 106 poz. 1148 z dnia 24 sierpnia 2001r.). W takim wypadku przysługuje prawo do przywrócenia terminu i odwołanie.

Odpowiedz
avatar ewilek
2 4

@krogulec: orzeczenie z urzędu doręcza się gdy było wydane na posiedzeniu niejawnym.

Odpowiedz
avatar krogulec
1 5

@ewilek: Ty mówisz o par 2 art 35. Ja mówię o § 3. Wyrok wydany na posiedzeniu doręcza się stronie z urzędu, gdy nie uczestniczyła ona w posiedzeniu; termin do żądania doręczenia uzasadnienia wyroku biegnie wówczas od daty jego doręczenia. oraz o Art. 36. § 1. Postanowienie i zarządzenie uzasadnia się jedynie, gdy podlega ono zaskarże-niu. Uzasadnienie sporządza się wówczas z urzędu i doręcza się je wraz z rozstrzygnięciem osobom, którym przysługuje środek odwoławczy, jeżeli nie brały udziału w rozprawie lub posiedzeniu albo nie były obecne przy ogłoszeniu rozstrzygnięcia, chyba że oddaliły się samowolnie.

Odpowiedz
avatar kraina_kredek
0 2

@krogulec: Jeśli rozprawa została odroczona, a strona została prawidłowo zawiadomiona o jej terminie i nie stawiła się, sąd nie ma obowiązku doręczania zapadłego wyroku, bo nie jest to wyrok zaoczny. Przepisy, które powołujesz nie mają zastosowania w tym przypadku.

Odpowiedz
avatar zendra
3 3

@krogulec: Cytowane przez ciebie przepisy w ogóle nie mają tu zastosowania, ponieważ dotyczą one wyroków wydawanych na posiedzeniu sądu, a ten wyrok został wydany na rozprawie. "Posiedzenie" a "rozprawa" to dwa różne tryby.

Odpowiedz
avatar benia79
11 11

w każdej sprawie sądowej której jest się stroną postępowania, a nie było się na rozprawie, następnego dnia się dzwoni do sekretariatu i pyta - orzeczenia są wysyłane albo zaoczne, albo takie, które zapadły na posiedzeniu niejawnym; w każdym innym przypadku DZWONIĆ i PYTAĆ; nigdy z zasady nie informuje się stron, jakie zapadło orzeczenie na posiedzeniu jawnym - strona musi się zwrócić o taką informację

Odpowiedz
avatar jennefer
1 1

To nie koniec zabawy, bo jeśli typ ma w ręku prawomocny wyrok może domagać się odszkodowania za obtłuczony samochód w kwocie która będzie dużo wyższa niż grzywna i koszty procesu. Cwaniak zapewne remont auta wykona po całości w najdroższym serwise aso w mieście ;) Co prawda to wyrok karny w sprawie o wykroczenie, więc nie będzie wiązał sądu cywilnego, ale jest silnym materiałem dowodowym w takim procesie odszkodowawczym... jak ktoś już tu zacytował - dura lex sed lex.

Odpowiedz
avatar zendra
0 0

@jennefer: Koszty naprawy pokryje ubezpieczenie OC, nie będzie potrzeby rozprawy sądowej, chyba że pomiędzy ubezpieczycielem a poszkodowanym, gdy ten nie będzie zadowolony z wysokości odszkodowania.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2015 o 10:39

avatar Patapon
0 2

Zastanawia mnie czy już na początku sprawy można złożyć wniosek, że chce się być na bieżąco informowanym o postępowaniu, choćby przez e-list, i tym samym żaden termin rozprawy czy wyrok by nie umkną? A bardziej realnie to wychodzi na to, że jak się ma sprawę w sądzie to trzeba by codziennie dzwonić albo lepiej pisać na jakim obecnie etapie jest postępowanie.

Odpowiedz
avatar zendra
1 1

@Patapon: To nie tak... Czym innym jest informowanie o terminie rozprawy, a czym innym informowanie o jej przebiegu. Informowanie o terminach rozpraw jest obowiązkowe, nie trzeba składać w tej sprawie wniosków. Ale uwaga! Ustne zawiadomienie stron o terminie następnej rozprawy, dokonane przez sędziego podczas poprzedniej rozprawy, też się liczy. W protokole zostanie odnotowane, że otrzymaliśmy ustną informację o następnym terminie, i wtedy nie czekajmy na pisemne powiadomienie z sądu, bo go nie dostaniemy. Natomiast wniosek o informowanie o przebiegu rozprawy, np. o wydanym wyroku, jest wykluczony, i zostanie pozostawiony bez dalszego biegu. Oczywiście za wyjątkiem specyficznych przypadków, gdy prawo przewiduje obowiązkowe doręczenie wyroku na piśmie, ale niestawianie się na rozprawy na pewno nie jest takim przypadkiem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 stycznia 2015 o 10:57

avatar rademmenes
0 0

Zrobiłeś zdjęcia tego poobtłukiwanego samochodu i pokazałeś sądowi?

Odpowiedz
avatar marekp
-4 4

1 Mandat 200 zł - wybrałeś inne rozwiązanie: dojazd do komendy i zeznania + wyjazd 2 razy do sądu - stracone pieniądze na dojazdy i 3 dni z życia /a także z urlopu/. Bez sensu - było trzeba zapłacić 200 i mieć spokój. 2 Mogłeś zatrudnić radcę prawnego lub adwokata, ale jego honorarium byłoby znacznie wyższe od mandatu. I nie musisz go zatrudniać, za samo doradztwo /czyli wysłuchanie/ musisz zapłacić. Bez sensu. Lepiej zapłacić 200 zł mandatu i mieć spokój. 3 Sąd stać na wysyłanie wezwań za potwierdzeniem odbioru i robienie dowolnej ilości rozpraw ale nie stać na wysłanie kopii wyroku do oskarżonego/pokrzywdzonego choćby poleconym. Przykre. 4 Reasumując. Zanim odmówisz przyjęcia mandatu policz do 10 żeby ochłonąć i zrób sobie bilans kosztów. Często warto na odczepne zapłacić mandat. 5 Poczucie sprawiedliwości - a po co ci to? Za zaoszczędzone pieniądze było trzeba spędzić miły wieczór ze znajomymi.

Odpowiedz
avatar zendra
1 1

@marekp: Wysyłanie lub nie wysyłanie wyroków przez sądy, nie jest uzależnione od tego czy je na to stać, tylko od przepisów prawa, którymi sądy są związane.

Odpowiedz
avatar marekp
0 0

@zendra: Ktoś kiedyś napisał, że prawo jest jak płot.... Chcemy walczyć bo wydaje nam się to sprawiedliwe i słuszne. Ale nasz świat nie kieruje się słusznością i dobrem. Naiwnie wierzymy w sprawiedliwość tylko po to, żeby na koniec się rozczarować. Tego nauczyło mnie życie. Nie jest tygrysem ani wężem, więc wyluzowałem i radośnie żuję tę trawę.

Odpowiedz
avatar zendra
1 1

@marekp: Znam to przysłowie, ale jeżeli dysponujemy czterema świadkami obecnymi przy zdarzeniu, przeciwko dwóm świadkom, którzy nie widzieli bezpośrednio zdarzenia, to jednak była szansa na wygraną w apelacji.

Odpowiedz
avatar raj
0 0

@marekp: "Warto na odczepne zapłacić mandat", nawet za coś czego nie zrobiłeś? Sorry, ale jakby ktoś mi wpierał, że zrobiłem coś, czego nie zrobiłem, to też bym robił wszystko, żeby wykazać, że ten ktoś nie ma racji, i nie byłoby w tym momencie dla mnie najważniejszą sprawą, ile mnie to kosztuje. Zapłacenie mandatu, nawet "na odczepne", jest przyznaniem się do winy. Moze dla ciebie to nie jest problem, ale dla mnie jednak nie jest normalne potwierdzanie kłamstwa poprzez przyznawanie się do czegoś, czego nie zrobiłem.

Odpowiedz
avatar SomewhereOverTheRainbow
1 1

Nie chciałbym się czepiać, ale czy we wrześniu Twoja babcia i siostra przypadkiem, będąc na rozprawie i zeznając, nie poznały na koniec treści wyroku i nie „zapomniały” Ci jej przekazać? Nawet, jeśli zostały wyproszone z sali na czas odczytywania wyroku (ale skoro sprawa jawna, to po co…), to na pewno wiedziały, że wyrok za chwilę zostanie wydany/odczytany (do ściany). Fakt wydania wyroku (o ile nie treść) siłą rzeczy powinieneś więc mieć na tacy po powrocie babci i siostry z sądu. Albo czegoś nie zrozumiałem.

Odpowiedz
Udostępnij