Od jakiegoś czasu nie pracuję w poradni lekarza rodzinnego, ale dałam się namówić raz na zastępstwo. W Wigilię. Cóż, raptem 5 godzin, stawka przyzwoita, a przynajmniej będę mogła zrzucić część gotowania i przygotowań na resztę rodziny :)
W poradni normalny dzień pracy, lista pacjentów szczelnie wypełniona, 20 osób wcześniej zadzwoniło, wpisało się na listę.
O 8 zaczęłam pracę.
Chwilę później pielęgniarka przyszła zabrać dwie karty, bo pacjenci dzwonili, że jednak nie przyjdą.
Do 9 obejrzałam już jednego pacjenta, pozostałych 2 z tej godziny się nie pojawiło.
Kolejne 40 minut spędziłam z pielęgniarkami w socjalnym, dyskutując o kolacji wigilijnej.
Przez następne 2 godziny uzbierałam 5 pacjentów, z czego dwie osoby były nie zapisane wcześniej, przyszły "po drodze".
W międzyczasie zadzwoniła kolejna osoba, że miała wizytę na 8:30, ale jednak w ogóle nie przyjdzie.
Do końca pracy pojawiły się jeszcze dwie osoby z listy plus jedna przeziębiona.
Bilans:
20 osób zapisanych.
Przyszło 9, z czego 6 zapisanych, a 3 dodatkowo.
14 (!!!) osób nie pojawiło się, mimo zapisania na listę.
Tylko dwie osoby (no, może tą trzecią też doliczymy) uznały za stosowne zadzwonić i powiedzieć, że ich nie będzie.
Dodatkowo piekielne jest to, że rano dzwoniły dwie osoby zapytać o wolne miejsca i obie usłyszały, że lista jest pełna, więc mogą przyjść, ale gwarancji przyjęcia nie ma. Żadna z nich nie przyszła.
I tak będzie zawsze. Chyba, że wprowadzimy 5 zł kaucji za zapisanie się do lekarza. Gwarantuję, że wtedy wizyty zawsze by się odbywały, a w dodatku zapisywaliby się tylko luzie chorzy, tylko wtedy, kiedy tego potrzebują.
I tego życzę Wam i sobie w nowym roku :)
poz
To wbrew pozorom wcale nie byłoby głupim rozwiązaniem, ale zaraz podniosłoby się larum, że przecież opieka zdrowotna powinna być darmowa i wredna i zła służba zdrowia dorabia się na biednych pacjentach.
Odpowiedz@e4rs44: rozwiązanie jest proste - prywatyzacja. Prywatnej przychodni nie można zarzucić zarabiania.
Odpowiedz@e4rs44: Wystarczyłby zwrot po wizycie.
Odpowiedz@kitusiek: Innymi słowy kaucja :)
OdpowiedzKaucja jest dobra, ale za mała. Mamy przecież wszelkie dane pacjenta. Powinno być prawo jak w Szwecji, że niezgłoszenie się na wizytę o wyznaczonej godzinie lub nie odwołanie jej przynajmniej dzień wcześniej będzie skutkowało, że pacjent dostanie do zapłaty fakturę o wartości takiej, jak NFZ zapłaciłby poradni gdyby wizyta doszła do skutku. W końcu lekarz traci czas i nie zarabia, bo komuś nie chciało się zadzwonić.
Odpowiedz@fak_dak: O, to jest dobre! Chociaż nie pomyślałbym że Szwedzi coś takiego robią (wydawało mi się że to jeden z tych narodów z naturalnym zamiłowaniem do porządku).
Odpowiedz@JanMariaWyborow: Tylko, że np. w mojej miejscowości by to nie zdało egzaminu, ponieważ jest znana z tego, że nie działa w niej żadna sieć telefonów komórkowych, a ja stacjonarnego nawet nie mam. Nie chciałabym więc musieć płacić niemałych pieniędzy za to, że np. autobus nie przyjechał (bo i tak się zdarza). Dlatego wolałabym opcję kaucji, chociaż pomysł fak_dak też uważam za dobry.
Odpowiedz@fak_dak: mała kaucja to prosty system który wymaga minimalnych środków na wdrożenie i będzie bardzo skuteczny - nawet głupia złotówka sprawi że ludzie się opamiętają. I w razie czego nie jest taką tragedią tą złotówkę stracić.
Odpowiedz@Xirdus: Minimalne środki? chyba nie. Trzeba wtedy wprowadzić system pobierający opłatę na "zapisy na telefon" (SMS/przelew) i tu już jest problem z osobami starszymi. Już nie wspomnę że każde przyjęcie zaliczki/kaucji trzeba by pokwitować jedna kopia dla klienta/pacjenta, druga kopia dla ośrodka. Do tego mieć miejsce na przechowywanie pokwitowań. Już nie wspomnę o księgowaniu "straconych" kaucji. O jedynym słusznym systemem który obył by się bez żadnych problemów wspomniał @fak_dak. Wtedy mogą być zapisy przez telefon/internet/stawiając się osobiście ale w każdej opcji musieli by poinformować o skutkach niestawienia się na wizytę co wydłużyło by czas zapisu. Po okresie pół roku ludzie (w każdym bądź razie większość ludzi) byli by dopiero wprowadzeni w system i już nie trzeba by ich informować o możliwych kosztach.
Odpowiedz@fak_dak: W UK za niestawienie się na 3 wizyty w ciągu roku (bez odwołania oczywiście) wykreślają pacjenta z przychodni.
OdpowiedzNiestety, tak to wygląda. W zimie miałam wypadek, zostałam od razu zdiagnozowana przez lekarza pierwszego kontaktu, ale pilnie potrzebowałam skierowania na badanie, które wypisać tylko specjalista. Terminy - na za hohoho i trochę. Rejestratorka kazała przyjść, może lekarz zgodzi się dać mi skierowanie. Przyjmował do 14, przyszłam w razie czego o 12. W poczekalni pusto. Na wizytach pojawiła się mniej niż połowa zapisanych osób. Lekarz obleganej specjalności przez 2 godz siedział bezczynnie w gabinecie. Popieram wprowadzenie drobnych opłat. Skoro ludziom chce się jechać na drugi koniec miasta, żeby kupić cukier o 50 gr taniej, może wizja zmarnowania 2-3 zł przekona ich do poważnego traktowania lekarzy i innych pacjentów.
Odpowiedz@inga: To zależy od miejsca. Ortopeda mojej mamy przyjmuje tylko w środy od 15 (dojeżdża do nas z Łodzi) i nie zdarzyło się, że ktoś nie przyszedł. Ludzie szanują swoje terminy, bo inny trudno dostać. Przyjmuje najpierw tych ze skierowaniem, a potem prywatnie.
Odpowiedz@hawkeye: Masz rację, w dużym mieście, w którym można zapisać się równocześnie do kilkunastu lekarzy, ten problem jest na pewno poważniejszy.
OdpowiedzPracuję w służbie zdrowia i uważam,że wszyscy,bez wyjątku,którzy mają coś wspólnego z medycyną,powinni raz w roku ,obowiązkowo,odnawiać przysięgę,którą wygłaszali po uzyskaniu uprawnień zawodowych !I jeszcze odpowiadać cywilnie za każdy źle i niepotrzebnie przepisany lek.
Odpowiedz@brzoza: Czy pisząc o przysiędze, masz na myśli słowa pewnego greka, który zalecał negocjowanie stawki za leczenie w czasie największego nasilenia objawów choroby?
Odpowiedz@juwelinki_pl: Myślę, że chodziło o Przyrzeczenie Lekarskie a nie Przysięgę Hipokratesa, stosowaną w czystej formie chyba tylko w starożytności. Na szczęście od dawna nikt nie przysięga "Nigdy nikomu nie usunę kamieni moczowych przez cięcie" ;)
Odpowiedz@brzoza: Musisz się zdecydować, czy zawód lekarza jest powołaniem, misją społeczną i służbą, wtedy lekarzom przynależą się specjale przywileje, ja np. nietykalność, czy też raczej zawód lekarza jest wysoko wykwalifikowanym rzemiosłem, wtedy nie można od lekarza wymagać niczego bezpłatnie, ale można wyciągać pełne konsekwencje karne i cywilne, jak od innych przedsiębiorców. Nie da się mieć równocześnie tego i tego. Ja jestem za tym drugim. Jak ktoś próbuje mi słodzić, że jestem lekarzem z powołania, to mu mówię, że nie z powołania, tylko z zawodu. Zamiast misji i powołania, lekarza, jak każdego, powinna cechować sumienność, uczciwość i profesjonalizm. I jak każdy powinien mieć pełne prawo domagać się adekwatnego wynagrodzenia za swoją pracę.
Odpowiedz@fak_dak: Spowodowałeś, że pomimo mojego dyżuru (nielekarskiego), roześmiałem się w głos. Chcesz być traktowany jako rzemieślnik/przedsiębiorca ? OK, nie mam nic przeciwko. Tylko że wy, lekarze, JESTEŚCIE traktowani w sposób szczególny i specjalny. Począwszy od tego że za wasze nauki płacę ja (podatnik). Nie pamiętam by mój mechanik samochodu kończył studia, praktyki, specjalizacje itd za publiczne pieniądze. Wydział komunikacji nie pobiera z każdej mojej wypłaty części wynagrodzeni aby mój mechanik był w gotowości do diagnozowania awarii. Nie obchodzi mnie ile wydaje na sprzęt i utrzymanie warsztatu, a on nie grozi strajkiem i zamknięciem firmy bo za mało zarabia. Nikt nie wymaga bym za każdym razem prosił go o zgodę na kupno filtra czy oleju. Spokojnie bez "recepty" i wskazanej firmy idę do sklepu i kupuję części. Dlatego stać mnie na odkładanie pieniędzy "na wszelki wypadek" i jak muszę wymienić sprzęgło to mam pieniądze a naprawa jest natychmiastowa. Nie czekam miesiącami na pozwolenie/skierowanie do elektryka czy innego specjalisty. Jak nie mam pieniędzy na duży remont to dbam o samochód i odkładam na remont/kupno. W tym czasie nikt za moje pieniądze nie buduje i utrzymuje niepotrzebnych mi wysoce wyspecjalizowanych warsztatów. Za złą naprawę mechanik odpowiada swoim majątkiem a jego koledzy nie bronią go twierdząc "że tak było dobrze". Jak więc widzisz, różnice między lekarze w publicznej służbie zdrowia a rzemieślnikiem są duże. Ja za usługi lekarza płacę z góry i to od wielu lat, mam więc prawo żądać więcej niż od mechanika.
Odpowiedz@Rak77: Z "naszych podatków" finansowane są studia typu europeistyka, "zarządzenie czymś", itp. Mamy nadmiar magistrów "tego i owego", za których kształcenie zapłaciliśmy jako społeczeństwo. Dlaczego czepiać się tylko absolwentów medycyny? A tak bazując na Twoim przykładzie mechaników samochodowych: umów się na naprawę samochodu i nie przyjedź nie uprzedzając o tym warsztatu. Zadzwoń za trzy dni umówić kolejny termin. Miej pretensje, że za ich szkołę zasadniczą lub nawet średnią płaciłeś ze swoich podatków, w związku z czym powinni Ci służyć.
Odpowiedz@Rak77: Mechanik uczy się w szkole zawodowej za publiczne pieniądze. Z publicznych pieniędzy pensje dostają nie tylko lekarze ale i pani na poczcie i nauczycielka i tłumy innych ludzi z tzw. budżetówki. Lekarz to zawód jak każdy inny. Owszem, trudny i wymagający długiej nauki (w sumie to do końca kariery lekarz powinien się dokształcać), a ich błędy bywają wyjątkowo tragiczne w skutkach. Ale nie róbmy z nich nadludzi.
Odpowiedz@Rak77: Mieszają ci się różne sprawy. 1) Nie tylko lekarze studiują bezpłatnie. Spróbuj zażądać od architekta bezpłatnego projektu domu lub od informatyka napisania programu za darmo, bo "studiował za twoje podatki" to zobaczysz ja się tarza ze śmiechu. 2) Lekarz w czasie robienia specjalizacji pracuje w danym ośrodku, bada, diagnozuje i leczy pacjentów, więc nie jest to nauka w sensie studiów, tylko rodzaj pracy. W jaki sposób dokładasz do jego specjalizacji? Otrzymuje pensję za leczenie ludzi, czyli za pracę. 3) Lekarze nie odpowiadają za organizację służby zdrowia w Polsce. To zadanie polityków. Oni rękoma NFZ ustalają limity, długości kolejek, refundacje. Do nich miej żale. 4) Premier i spółka ustalają wysokość składki zdrowotnej. Mnie jeszcze nie zapłaciłeś ani grosza, bo płacisz NFZowi. On wykupuje dla ciebie usługi u lekarzy, a ponieważ wykupuje za mało, to masz kolejki i limity. Nie masz prawa wymagać od lekarza publicznej opieki zdrowotnej nic ponad to za co zapłacił mu NFZ. 5) Recepty są konieczne, bo w Polsce mamy 38 mln lekarzy. Polski nie stać na leczenie powikłań jakie powstaną po terapii zaordynowanej przez domorosłych specjalistów od medycyny. Gdyby nie było składek zdrowotnych i każdy płacił z leczenia ze swojej kieszeni, w tym za swoje głupo brane leki, to jak dla mnie mogłoby nie być recept. Prawo Darwina szybko wyeliminowałoby najgłupszych, reszta chodziłaby po poradę do dobrych i sprawdzonych lekarzy. 6) Szpitale buduje się za państwowe pieniądze, ale nie są one własnością lekarzy. Oni tam tylko pracują. O budowie szpitali nie decydują lekarze tylko politycy. 7) Lekarz nie grożą w strajku zamknięciem szpitala, tylko odejściem z niego. Zapewnienie obsady jest problemem dyrekcji. Skoro nie płaci wystarczająco, to traci pracowników. Lekarz nie jest przywiązany do danego szpitala jak chłop pańszczyźniany do ziemi i może odejść, jeżeli warunki mu nie odpowiadają. Na przykład obecnie Porozumienie Zielonogórskie nie chce podpisać nowych kontraktów na zaproponowanych zasadach. Uważasz, że mają obowiązek podpisać? 8) O jakim bronieniu lekarzy przez swoich kolegów piszesz? Biegli orzekający w sprawie o błędy są niezwiązani z danym lekarzem. Nie ma czegoś takiego jak solidarność zawodowa lekarzy, żaden biegły się nie podłoży i nie zaryzykuje kariery dla nieznanego sobie lekarza. Złudzenie solidarności bierze się stąd, że często rodziny po śmierci pacjenta pozywają lekarza w przekonaniu, że ten popełnił błąd, ale biegli wykazują, że postępował prawidłowo, a rozżalona rodzina opowiada, że nie uzyskała sprawiedliwości, bo "mafia lekarska ich wykończyła".
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 31 grudnia 2014 o 23:30
Gdy w Anglii poszłam zarejestrować się w przychodni koło mojego miejsca zamieszkania to od razu uprzedzono mnie, że jeśli nie pojawię się na wizycie, a wcześniej jej nie odwołam to zostanę skreślona z listy pacjentów. Może to nie jest takie głupie. Inna sprawa, że w Anglii i tak ciężko dostać się do lekarza, a jak już się dostaniesz to nie wiadomo czy cię dobrze zdiagnozują. W końcu paracetamol jest dobry na wszystko :P
Odpowiedz@Bryanka: No proszę, a mówią, że to NFZ jest taki zły... Mam wrażenie, że nie doceniamy w Polsce tego co mamy, za tą śmieszną składkę zdrowotną którą płacimy. U sąsiada trawa zawsze wydaje się bardziej zielona.
Odpowiedzkaucja powinna wynosic conajmniej 20 zl
OdpowiedzWe Francji (pewnie nie wszyscy, ale generalnie), stosuje się zasadę: raz możesz nawalić (zapomnieć uprzedzić) ale za drugim razem jesteś skreślony z listy i koniec. Większość przychodni stosuje SMSy przypominające dzień wcześniej o wizycie. W naszych, polskich warunkach najpraktyczniejszym rozwiązaniem byłby wspomniany system kaucji (jej wysokość uzależniona od regionu, specjalisty, liczby oczekujących), choć obawiam się, że logistyka tego przedsięwzięcia przerosłaby możliwości NFZ; oraz/lub skreślenie z listy za nie zgłoszenie się na wizytę.
OdpowiedzOpisałaś sytuację wyjątkowo specyficzną, w takim dniu mogło się nagromadzić wielu "odpuszczających" wizytę bo "są dwa dni wolnego to może przejdzie". Nie wiem gdzie się zdarzają wypadki nagminnego niekorzystania z wizyt u specjalistów. Ja się z tym nie spotykam. Jeśli już to są to sporadyczne wypadki a dobra rejestratorka znając potrzeby pacjentów zawsze dopełni listę.
Odpowiedz@Rak77: Niestety, dużo ludzi zapisuje się do kilku specjalistów na raz, idzie tam, gdzie najszybszy termin, a o pozostałych zapomina. Notoryczne sytuacje, jesli chodzi o emerytów.
Odpowiedz@Rak77: U mnie w przychodni też przeważnie jest pusto na korytarzu, a lekarka wychodzi co jakiś czas i pyta przybyłych, czy może ktoś do niej – albo czy może jest już ktoś konkretny, kto ma termin np. za godzinę.
OdpowiedzDziwne macie praktyki w przychodni lekarza rodzinnego. U mnie publiczna przychodnia (dziecieca i ogolna) działa tak. Pielegniarki sa na 7. 7.15 juz wszystko gotowe i wlaczone, mozna przyjmowac. do 7.59 przychodzą pacjenci. Od 8 do 9 jest rejestracja telefoniczna. O 10 przyjmowanie pacjentów. Opłat nie ma, a zdarzy się, że co najwyżej jakaś babcia nie zdąży na umówioną wizytę bądź dziecko umówione na następny dzien (bo np. zabrakło miejsc,a lekarka nie chciała przyjmować) nie przyjdzie bo np. wieczór wcześniej pogotowie zebrało. DLatego mnie dziwią takie rzeczy.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 stycznia 2015 o 0:24
Niezwiązany z medycyną przykład, ale tak samo mnie wkurza! Pracuję w przedszkolu, na okres okołoświąteczny są zapisy na obecność dzieci (nie z racji tego-jak wielu rodziców sądzi-że my, nauczyciele, chcemy mieć wolne, tylko dlatego, że intendentka musi zamówić określoną ilość towaru na posiłki). 29, 30, 31 grudnia, ilość zapisanych dzieci, piętnaścioro. Ile przyszło w tych dniach? 2!! Słownie DWOJE. Nóż się w kieszeni otwiera...
Odpowiedzuroki socjalizmu, gdyby sz byla prywatna to wyszlo by taniej, lepiej, szybciej i nie bylo by takich idiotow co rezerwuja terminy i nie przychodza.
Odpowiedzw Czechach ten system dziala znakomicie...
Odpowiedz