Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Już trochę ochłonęłam, mogę na spokojnie opisać wszystko, ale cały poprzedni tydzień…

Już trochę ochłonęłam, mogę na spokojnie opisać wszystko, ale cały poprzedni tydzień miałam bardzo ciężki.

W moim domu od zawsze były jakieś zwierzęta, kilkanaście lat pies, w międzyczasie koty. Mieszkam na wsi, moje zwierzaki żyją w trybie wolnowychodzącym, to znaczy jedzenie i spanie w domu, spacery na podwórku do woli. Wszystkie były przygarnięte albo przybłędy, odrobaczane, wysterylizowane, szczepione, kotów miałam max 3. To tytułem wstępu.

W październiku przygarnęłam kota dachowca, Kocurek, Czesio ochrzczony, wiek ok 4 miesiące, rasa szaro-paski-biały. Przylepa, szybko polubił się z naszą zadomowioną kotka, grzeczny, kastracja już umówiona na styczeń. W niedzielę 7 grudnia, godzi 17,45 Czesio idzie do mnie po podwórku i wyje, podbiegam do niego, a jemu CAŁA skóra na dolnej szczęce wisi!!! Złapałam kota, biegiem do domu, telefon do wszystkich weterynarzy, do jakich mam numer. Nikt nie odbiera. Dzwonię do ostatniego jaki mi został, rzeźnik ale może chociaż zszyje. Próbowałam zapomnieć jak parę lat temu chciał uśpić mi psa, "bo stary i pewnie rak"- pies miał dyskopatię. Ale zadzwoniłam, odebrał, zgodził się zszyć, od razu bez oglądania krzyknął 150 zł, nie ma sprawy, chcę ratować kota. 18,10 jesteśmy na miejscu, pięć minut później kot już uśpiony, 18,50 kot nieprzytomny ale zeszyty, no to jadę do domu. W domu dopiero się przyjrzałam, kot ma brodę z boku (!) ale dobra, będzie krzywy, ale żywy. Co prawda do rana był nieprzytomny. Kołnierz założony, wszystko cacy.

Następnego dnia kot śmierdzi, siedzi w kącie, ślina mu kapie z pyska, obraz nędzy i rozpaczy. We wtorek udało mi się dostać do innego weterynarza, złoty człowiek, od razu 3 zastrzyki dostał, saszetki z elektrolitami do rozpuszczania w wodzie, kot 2 godziny później odżył, zaczął się łasić, mruczeć, nadzieja wstąpiła.

Środa po południu, kot czuje się dobrze, ale skóra odpadła po jednej stronie! Sączy się coś ropobodobnego. Znowu do weterynarza, już do tego drugiego, szył go ponad 2 godziny, zresztą byłam przy tym, naprawdę zrobił co mógł. Kot przed znieczuleniem zważony, pół godziny po zabiegu przytomny i zadowolony z życia. Czwartek wszystko dobrze, mimo że ten drugi specjalista nic nie obiecał bo było bardzo mało tkanki. W międzyczasie odwiedziłam pierwszego "specjalistę", był bardzo oburzony że mu niefachowość zarzucam, ale dziwne bo stówę oddał.... 50zł za fatygę wziął.

Piątek wieczór. Czesiowi skóra odczepiła się znowu. Znałam rokowania, bo drugi weterynarz mnie ostrzegał. W sobotę rano pojechałam go uśpić, tak się tulił do mnie, nie chciał mnie puścić, zasnął na moich rękach, na drugi zastrzyk już nie patrzyłam. Pochowałam go z mężem w lesie, lubił tam chodzić...

Dlaczego pierwszy wet nie kazał przyjechać na kontrolę? Czemu nie próbował mi wytłumaczyć czemu pierwszy zabieg nie wyszedł ani nie próbował mnie pocieszyć albo przeprosić? Czemu nawrzeszczał że nie mam prawa się go czepiać, a i tak kasę z własnej woli oddał? Czy gdybym od razu się dodzwoniła do pierwszego, to by Czesiowi pomógł? Już do końca życia będę się tym zadręczać.

Drugi weterynarz nie chciał ani wypowiadać się na temat pierwszego, ani nie dał sobie zapłacić. Jeśli znowu by się coś takiego zdarzyło, to prędzej dam nieszczęsnemu zwierzakowi w łeb siekierą niż pojadę do tego szarlatana. I najgorsze że Inspekcja Weterynaryjna podobno nic nie może zrobić, a to nie pierwszy przypadek kiedy coś spierniczył. Na Internecie psy na nim wieszają, a on dalej przyjmuje...

Przepraszam że tak chaotycznie, ale jak to piszę to przypomina mi się jak w sobotę rano przed uśpieniem się przytulał do mnie, leżał mi na kolanach, na szyi, jak chciał żyć, tylko ja nie chciałam przedłużać mu agonii, bo umarłby w końcu w cierpieniu... i nie mogę łez powstrzymać... żegnaj Czesio... Jak macie mnie zminusować , to minusujcie, tylko błagam nie piszcie hejtu...

Weterynarz...

by Aptekara85
Dodaj nowy komentarz
avatar barteknc
6 22

@Day_Becomes_Night: Z tego co zrozumiałem to żaden inny weterynarz nie odbierał telefonu i nie mogła się z nimi umówić (a o godz 18 wszystkie do których próbowała się dodzwonić mogły być już nieczynne), więc zdecydowała się na jedynego, który się zgodził. Ale też się zastanawiam po co ta historia. Chaotyczny opis jestem w stanie zrozumieć. Taka miłość do zwierzaka, że w pewnym momencie sprawdzałem czy Czesio to nie dziecko też. Ale ostatniego akapitu nie rozumiem. Wytłumaczy ktoś ten płaczliwy ton? To żegnanie Czesia na piekielnych?

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-2 16

@barteknc Przygarnęłam kotka bo jakaś menda wyrzucił go z samochodu u koleżanki na podwórku, dałam mu dom, miłość, walczyłam o niego tydzień, widziałam jak chudnie, jak powoli traci blask w oczach, a ja pojechałam i go zawiozłam do tego szarlatana. Naprawdę ciężko mi o tym pisać i mówić, ale muszę żeby przestrzec innych

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 grudnia 2014 o 13:17

avatar Aptekara85
-3 17

@Day_Becomes_Night: Nie chcę współczucia tylko przestrogi dla innych. Sprawdzajcie weterynarzy dokładniej niż ja

Odpowiedz
avatar Sine
9 11

@Aptekara85: Piszesz, ponoć, ku przestrodze. To gdzie jakieś dane pozwalające namierzyć niefachowego weta, żeby było wiadomo kogo unikać?

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-2 10

@Sine: jest ktoś z koszalina? chętnioe podam

Odpowiedz
avatar TruskawkowyMuss
12 16

Najważniejsze- nigdy nie odbiera się zwierzaka niewybudzonego. Każdy reaguje inaczej na znieczulenie ogólne i weterynarz jest przy wybudzaniu niezbędny- zwierza odbiera się jak wrócą mu wszystkie odpowiednie reakcje na bodźce (tak tłumaczył mi weterynarz jak poddawałam mojego kocurka kastracji). Moja poprzednia kocica miała guzy w okolicach sutków- miała mieć robione badania, czy to może nowotwór złośliwy- ale weterynarz tak zamieszał tacie w głowie, że lepiej od razu wszystko wyciąć, po co kota maltretować, że się zgodził (wtedy byłam jeszcze młodziutka i nie zajmowałam się sprawami "lekarskimi", takie rzeczy mieli na głowie rodzice). Kotkę dostaliśmy jeszcze śpiącą, z usuniętymi wszystkimi kobiecymi organami, zszytą i bez żadnych leków (nawet przeciwbólowych). Najgorszym obrazkiem jaki mam do dzisiaj przed oczami to wybudzający się kot, płaczący, gryzący wszystko i próbujący zedrzeć szwy- ciężko było ją utrzymać. po operacji jej stan dramatycznie się pogorszył, na tyle że nie była w stanie przejść 2metrów. Niedługo potem zdecydowaliśmy się na uśpienie.

Odpowiedz
avatar dyndns
1 9

Nie wiem czy u weterynarzy też, ale w kodeksie lekarskim jest przepis, że jeden lekarz nie może krytykować innego przed pacjentem. Jeśli złamie ten przepis może być ukarany nawet zakazem wykonywania zawodu. Jest to taka omerta jak w mafii.

Odpowiedz
avatar novacianka
10 12

Czy ja dobrze zrozumiałam - kot został uśpiony dlatego, że rana nie goiła się poprzez rychłozrost i odpadł kawałek martwicy? To był jedyny powód?

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-5 15

@novacianka: Nie miał w ogóle skóry na dolnej szczęce, wisiało mu pod gardłem, (prawdopodobnie wsadzić gdzieś u sąsiadów Piszczek w łapkę na szczury) nie było się do czego przyszyć, na antybiotykach i przeciwzapalnych czuł się dobrze, ale to mu się w ogóle nie zrastało. Weterynarz mi nie chciał mówić jak będzie wyglądało jego dalsze życie, ale ja wiedziałam - zastrzyki co 2,3 dni, aż mu wątroba z nerkami nie wysiadzie, albo ogólnousytrojowego zakażenia nie dostanie. Jest mi go tak strasznie szkoda, zwłaszcza że jeszcze pół roku nie miał, i od śmierci go uratowałam, był bardzo głodny i brudny jak go wzięłam, u koleżanki ktoś na podwórku go zostawił. Tak ładnie się u mnie odpasł...

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-4 10

@novacianka: Nie było się do czego przyszyć, byłam przy drugim szyciu - sama kość. Próbował się podczepić do więzadła, resztę szwów puścił mu przez szczęki, ale chyba więzadło nie wytrzymało

Odpowiedz
avatar Pauldora
9 19

@Aptekara85: Wybacz, ale podawałam kotce przez pól roku, co tydzień, zastrzyki z antybiotyku i przeciwzapalnych (chociaż zaczęto mi już doradzać uśpienie) i kotka ma się dobrze. Po to się robi zastrzyki, żeby oszczędzić wątrobę. A kotka po tym wszystkim miała tylko lekką anemię, witamina B complex i probiotyki pozwoliły przywrócić normalną pracę układu pokarmowego. A Ty się poddałaś po kilku dniach, gdy jeszcze nic strasznego się nie działo? I uśpiłaś biedne zwierzę, bo nie chciałaś go męczyć zastrzykami? Koszmar.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
11 11

@Pauldora: " Po to się robi zastrzyki, żeby oszczędzić wątrobę" Że co? http://pl.wikipedia.org/wiki/W%C4%85troba#Funkcje Co za różnica, czy jakaś substancja szkodliwa trafia do krwi ze strzykawki, czy przez układ pokarmowy? Z krwi tak czy siak trafi do wątroby.

Odpowiedz
avatar Pauldora
3 5

@Poecilotheria: Przyznaję ze skruchą, że tak mi odpowiedziała weterynarz na pytanie czynie lepiej podawać antybiotyki w tabletkach, bezstresowo z karmą, zamiast co tydzień stresować kota zastrzykami. To w sumie ta sama pani, co chciała ją uśpić. Może zastrzyki im się bardziej opłacało, może nie sterylizują tak układu pokarmowego, może są silniejsze, nie wiem w takim razie dlaczego były lepsze od tabletek. Jak widać nie powinnam powtarzać bezmyślnie zasłyszanych opinii.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
3 3

@Pauldora: "Może zastrzyki im się bardziej opłacało" Na to bym stawiała, skoro naopowiadali Ci głupot o wątrobie. Co do wyniszczania flory bakteryjnej w układzie pokarmowym też masz rację - zastrzyk na pewno mniej szkodzi.

Odpowiedz
avatar Pauldora
2 2

@Poecilotheria: Przez pól roku 40 złotych co tydzień... Ale z drugiej strony robiono mi kiedyś domięśniowo zastrzyki ze sterydów i lekarz tłumaczył, że tak jest mniej obciążające dla organizmu niż tabletki, bo przyswajalność dużo wyższa, z tabletek tylko 40%. Nie wiem dlaczego nie wystarczy wtedy większa dawka w tabletkach, nie znam się. A za to akurat nie płaciłam więc ten argument odpada.

Odpowiedz
avatar novacianka
4 4

@Aptekara85: cóż, gojenie przez ziarninowanie to proces długotrwały, ale całkowicie wykonalny przy odpowiedniej pielęgnacji rany. prawdopodobieństwo, że tak młodemu kotu wysiadłyby nerki i wątroba od antybiotykoterapii jest znikome. na poparcie swoich słów mogę przytoczyć jedynie przykład swojej ostatniej pacjentki. suczka podwórkowa, mocno zaawansowana wiekowo, z chorobą nowotworową. martwica skóry obejmująca całe udo, mięśnie na wierzchu, wszystko zropiałe. bolało tak, że nie mogła chodzić. antybiotyk+mycie rany i pies żyje. zarosło. nie oceniam kto popełnił błąd, czy Ty czy lekarz prowadzący, ale ja bym tak łatwo wyroku śmierci nie wydała...

Odpowiedz
avatar apoptoza
15 15

Zaznaczę na wstępie, że nie hejtuję. Do rzeczy: Dziwię się, że przyjrzałaś się, jak kot jest zszyty dopiero w domu, ale załóżmy mniejsza o to. Dlaczego lekarz weterynarii nie powiedział Ci, że masz przyjechać na kontrolę? Była niedziela, późny wieczór, mógł zwyczajnie zapomnieć lub uznać, że skoro nie jesteś jego stałą klientką, to pewnie i tak pójdziesz jeszcze do kogoś innego sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nie twierdzę, że zachował się fachowo, ale niedzielne wieczorne przypadki to niestety nie jest ulubiony temat lekarzy weterynarii. Zastanawia mnie nieco Twoje podejście - jako technik farmacji masz obszerną wiedzę na temat leków i ich zastosowania, więc dlaczego sama nie wpadłaś na pomysł zapytania o antybiotyk dla kociaka? Dodam, że nie masz pewności (o ile dobrze zrozumiałam, oczywiście), czy pierwszy lekarz nie podał kociakowi antybiotyku w zastrzyku. Drugi wet postąpił zgodnie z zasadami etyki lekarsko - weterynaryjnej, nie komentując leczenia zaczętego przez swojego kolegę po fachu. Ma on prawo przed sądem/policją złożyć zeznania w jakim stanie przyjechał do niego zwierzak, w razie próby wyciągania konsekwencji prawnych od poprzedniego. Z całej historii szkoda tylko kota, który (być może) nie musiał odejść za tęczowy most. Istnieją kleje tkankowe, leki można wypisać również z tych "ludzkich".

Odpowiedz
avatar apoptoza
10 10

@Aptekara85: Jeżeli mają napisane w nazwie "klinika" to mają prawny obowiązek przyjmować pacjentów całą dobą - taka jest istota kliniki, określana odpowiednimi regulacjami prawnymi. Zwłaszcza jeżeli mają leczenie stacjonarne, to ktoś MUSI być 24h/dobę w środku, także może po prostu byli w danym momencie zajęci ratowaniem innego pacjenta. No nic, tak jak już pisałam, szkoda tylko kota, ale skoro nic się nie dało załatwić, to trzeba przejść nad tym do porządku dziennego.

Odpowiedz
avatar Pauldora
11 13

@Aptekara85: Wybacz, ale to ciągle nie jest powód, żeby go po kilku dniach uśpić. Nie znam się na farmacji czy konkretnym leczeniu, ale jak czegoś nie ma w hurtowni w mieście, to można poszukać gdzieś dalej czy szukać przez weterynarza. Powiem szczerze, że obraz biednego kociaka, który się przytula i chce żyć (a to bardzo odporne i żywotne bestie) a jest usypiany, bo nie zostały sprawdzone inne opcje i niby dłuższe leczenie antybiotykiem byłoby męczące (co za bzdura, ludzi się leczy po kilka miesięcy i dłużej, ja sama leczyłam kotkę ponad pół roku), to wszystko się we mnie trzęsie.

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-4 18

@Pauldora: Jemu wisiała skóra! cała! nie było miejsca przyczepu, na kości ne było tkanki, było widac gardło, krtań, więzadła za szczęką. Nawet nie wiesz jak ja go chciałam ratować. Drugi wet jest bardzo dobry z chirurgi, z doswiadczeniem, samo to że go zszył i przestało smierdzieć o czymś świadczy. kot poczuł sie lepiej, ale i tak nie jadł, nie chciał pić, nie oddawał kału, bardzo rzadko mocz.... w ciągu tygodnia schudł z 3500g do 1700g, był coraz słabszy, im był słabszy to coraz bardziej się łasił, może czuł że umiera...

Odpowiedz
avatar Pauldora
8 16

@Aptekara85: Przepraszam za może za ostre słowa. Ja mam taki charakter, że nie poddaję się do samego końca, i wolę nawet bardzo zmęczyć zwierzę, niż je uśpić. U mojej kotki to się udało, ale było ciężko, też nie chciała jeść więc ją jakiś czas karmiłam na siłę strzykawką. Tak, wymęczylam ją strasznie i byłam chyba mocno bezwzględna, rodzice mówili właśnie że kotka się starsznie cierpi, ciągłe zastrzyki i karmienie na siłę, jęczała całymi dniami z bólu i było to dla mnie ciężkie. Teraz jednak szaleje po domu wesoła i pełna życia. Nie wiem, jakie były rokowania w przypadku Czesia, wiem, że decyzja o uśpieniu była bardzo ciężka ale mam jakieś wrażenie, że nie wszystko możliwe było zrobione. Może to tylko wrażenie, przepraszam. Teraz to i tak nie ma znaczenia, chociaż może ktoś to przeczyta i pomoże to w przyszłości jakiemuś kotu czy psu w prawie beznadziejnej sytuacji.

Odpowiedz
avatar Zmora
5 15

@Pauldora: No cieszymy się bardzo, że ty się nie poddajesz do samego końca itp., ale prawda jest taka, że nie masz zielonego pojęcia jak w rzeczywistości wyglądała sytuacja, bo opisy nie pomogą. Więc naprawdę nie wiem, na jakiej podstawie cały czas łapiesz autorkę za słówka i wmawiasz, że nie zrobiła wszystkiego co mogła, by kota uratować.

Odpowiedz
avatar Pauldora
5 9

@Zmora: Np. na podstawie tego: "Weterynarz mi nie chciał mówić jak będzie wyglądało jego dalsze życie, ale ja wiedziałam - zastrzyki co 2,3 dni, aż mu wątroba z nerkami nie wysiadzie". Tak jak napisałam wyżej moja kotka miała takie zastrzyki co 5-7 dni przez poł roku, weci tłumaczyli że po tą są zastrzyki a nie tabletki żeby "wątroba z nerkami nie wysiadły". Ja wiem, że decyzja o uśpieniu była ciężka, porównuję to z moim osobistym doświadczeniem, bo miałam podobne dylematy. Przepraszam autorkę w moim poście wyżej za może niepotrzebne naskoczenie, może ze względu na podobne doświadczenia sprawa mnie mocno poruszyła, i od razu wyobraziłam sobie swojego tulącego się i odchodzącego kota.

Odpowiedz
avatar Zmora
0 2

@Pauldora: No i właśnie. Już tu twoja sytuacja jest rozbieżna z opisaną sytuacją autorki. Ja nie wiem jaka była sytuacja, bo dostałam tylko krótki opis i kilka mało szczegółowych komentarzy. Ale jakbym dostała więcej opisów, to też całego obrazu nie widać, dopóki nie jest się na miejscu. Tu próbujesz coś opisać, autorka próbuje coś opisać, ale prawda jest taka, ze obie sytuacje mogą być DIAMETRALNIE różne. Ja nie twierdzę, że autorka ma rację, twierdząc, że kota nie dało się uratować, bo w sumie z opisanej sytuacji ja wnioskuję, że pewnie by można było go uratować i wyleczyć. Ale nie twierdzę też, że autorka racji nie ma, bo przecież nie wiem, co tak naprawdę dokładnie się wydarzyło.

Odpowiedz
avatar Tsukushi
4 6

Czekaj czekaj, bo ja czegoś nie czaje... uśpiono kota, bo zdarł sobie kawał skóry z mięsem, która odpadła??? o.O Co to za weterynarze? Chyba technicy weterynarii, którzy dostali papiery za łapówkę, albo wety od świń i krów -.- wybacz, ale sama studiuje jeden z działów weterynarii i nie bardzo jestem w stanie sobie to wyobrazić.... Moja znajoma miała psa, który połamał sobie kręgosłup i miał paraliż tylnych łap. Długa operacja (na która po długich poszukiwaniach jeden wet się zgodził) + 3 miesiące rehabilitacji i pies jak nowy. Trochę to wszystko dla mnie dziwne... gdyby tak było to by trzeba było usypiać 90% zwierzaków .O

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 grudnia 2014 o 17:27

avatar apoptoza
1 5

@Tsukushi: Trochę przesadziłaś z tymi technikami z papierami za łapówkę. Może Cię uświadomię, że egzaminy zawodowe na technika weterynarii odbywają się u nas w kraju w tzw. sesji zimowej i letniej, nie jestem pewna, ale chyba jest też trzecia w okolicach maja/kwietnia i nie są to egzaminy ani łatwe, ani takie sobie tylko do napisania przez każdego. Weci od dużych zwierząt też znają się na rzeczy i pewne sprawy przy małych zwierzętach, zwłaszcza te awaryjne potrafią zrobić. Zapytam tylko jeszcze, chociaż oczywiście jako studentka medycyny weterynaryjnej pewnie już masz takie informacje, czy wiesz, jakie grożą konsekwencje zarówno dla lekarza, jak i dla technika, za spartolenie właśnie przez technika czegokolwiek? Oprócz ciągania po sądach i izbach technika, ciąga się też lekarza, który go zatrudnia. I to, że Twoja znajoma miała psa o opisanej przez Ciebie przypadłości. Hmm... Świetnie, że Twoją znajomą było stać, na kosztowny zabieg i rehabilitację, bo wybacz, ale nie każdy ma taki zasób funduszy. Nie wiedzę tego, jak z kotem, choćby nie wiem jak ukochanym, Autorka miałaby jeździć po całej Polsce, szukając kogoś, kto spróbuje to wszystko naprawić. Jako przyszłemu lekarzowi, napiszę Ci jedno - naucz się, lepiej szybciej niż później, że czasem czynnik ekonomiczny jest również bardzo ważny przy leczeniu zwierząt.

Odpowiedz
avatar Tsukushi
3 5

@apoptoza: chyba nie bardzo zrozumiałaś o co mi chodzi. Z historii wynika, że weterynarz spróbował to zaszyć, ale potem stwierdził, że już nic nie można zrobić i doradził uśpić. Każdy normalny weterynarz uśpienie proponuje na końcu. Rozumiem gdyby to wyglądało tak: "mogę Pani zaproponować to i to i to, ale to będzie bardzo kosztowne" i wtedy autorka stwierdza, ze ją nie stać, albo "Ja się tego nie podejmę, ale na pewno inny weterynarz tak i niech Pani się do innego uda", a ten tak naprawdę nie zrobił nic tylko od razu "uśpić"... zastanawiam się co to za wet, bo medycyna weterynaryjna jest już prawie tak rozległa jak ludzka i po prostu ciężko mi wyobrazić sobie, że ktoś kto uważa się za lekarza proponuje od razu uśpienie z powodu takiego powiedzmy sobie szczerze gówna. Chyba, że chodziło i hajs za uśpienie... jakby poszła do innego weta to ten by stracił kasę, ale to znaczy, że tym bardziej lepiej od takiego uciekać. Dzisiaj operuje się już części mózgu zwierzętom, a tu kawałek skóry jest tragedią.

Odpowiedz
avatar Tsukushi
0 2

@apoptoza: i nie studiuje samej weterynarii jak coś tylko konkretny dział.

Odpowiedz
avatar apoptoza
-1 3

@Tsukushi: No ja w historii nie zauważyłam, żeby Autorka napisała, że wet chciał go uśpić, czy nie zaproponował nic innego, tylko że poinformował, że rokowania są raczej niepomyślne/złe. Zresztą, Autorka w komentarzach pisała, że wet nie powiedział jej, jak będzie wyglądać ewentualne dalsze życie zwierzaka i tutaj pytanie, od kogo wyszła propozycja/decyzja o uśpieniu powinnyśmy spytać samej Autorki. I dzisiaj robi się mnóstwo rzeczy przy zwierzętach, oczywiście. Zwierzęta mają lepszą opiekę medyczną niż ludzie, tu nie zaprzeczę, ale weź pod uwagę, że większość lekarzy weterynarii ma swoje lata, swoje przyzwyczajenia i co ważniejsze, ma ograniczoną ilość sprzętu. I tak, jest to swego typu wytłumaczenie. Zresztą powiedz mi, jak przyszły wet, przyszłemu wetowi, czy miałabyś ochotę zostać w tym momencie tym trzecim lekarzem, który miałby naprawiać wszystko, co zostało spartolone wcześniej? Jak długo miałabyś serce ciągać do siebie dzień w dzień pracującą kobietę z obolałym kotem, u którego poprawę widać tylko po podaniu leków? Drugi wet wykazał się i tak dużą wyrozumiałością, że próbował cokolwiek zrobić. W leczeniu każdego zwierzaka nadchodzi ten smutny moment, kiedy jako lekarz jesteś bezsilna, bo pewnych rzeczy ani ze swojej strony, ani ze strony klienta, ani tym bardziej ze strony chorego organizmu nie przeskoczysz. Ps. To nie atak w żadną stronę, ale jestem nieco przewrażliwiona na punkcie niedoceniania techników weterynarii, którzy potrafią mieć ogromne umiejętności praktyczne, a mają tak niewiele praw w naszym kraju ;) Ps.2. Piszę do Ciebie jako do przyszłego lekarze weterynarii, chociaż nie do końca rozumiem, co oznacza dla Ciebie "jeden z działów weterynarii", ale jeśli trochę przesadziłam w moją stronę, to najmocniej przepraszam ;) EDIT: Ahh, czyli przesadziłam w jedną ze stron, przepraszam, ale myślę, że wiesz, co mam na myśli, nie będę już edytować całego komentarza.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 grudnia 2014 o 19:22

avatar Tsukushi
5 7

@apoptoza: miałabym serce tak długo ciągnąć kobietę z obolałym kotem jak długo ona by chciała przychodzić, a jeśli nie miałabym możliwości pomóc temu zwierzakowi z powodów, które wymieniłaś to pokierowałabym klientkę do najbliższej lecznicy gdzie mogliby pomóc jej kotu. Każdy weterynarz nawet starej daty powinien cały czas poszerzać swoją wiedzę i PRZYNAJMNIEJ znać możliwości dzisiejszej medycyny weterynaryjnej i znać najbliższe lecznice i zakres oferowanych "usług", by móc pokierować tam zainteresowanego klienta, a nie rozkładać ręce i "Panie ja tu nic nie porodze, bo ja się nie znam i nie umiem". Bo chyba sama przyznasz, że przypadłość kota autorki na dzisiejsze możliwości medycyny weterynaryjnej można porównać do operacyjnego złożenia złamanej ręki u człowieka i jakie mogły być tu złe rokowania? Rozumiem, że mógł posiadać zbyt mało wiedzy, ale wtedy wracamy do początku mojej wypowiedzi czyli: miał obowiązek poinformować klientkę o możliwościach pomocy zwierzakowi i skierować do konkretnych lecznic. I wtedy autorka ma prawo wyboru i może sama odpowiedzieć sobie na pytanie czy ją na to stać i czy ma chęć na taką pomoc.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 grudnia 2014 o 19:33

avatar apoptoza
0 2

@Tsukushi: Nie musi znać oferowanych usług w pobliskich przychodniach, ale owszem, musi się dokształcać, ale dokształcanie polega z reguły na sympozjach i czytaniu, a nie na praktyce. I był to kot po przejściu od innego lekarza, wtedy nigdy nie można być pewnym, co się wydarzy (bez wypisu nie wiadomo czy i jakie leki dostał, jak i jakie zostały założone szwy, jak została odkażona rana itp, itd.). 24h po wypadku wystarczą, żeby coś się tam... Że tak to nazwę... Ulęgło. Niewielu jest lekarzy, którzy podejmują się poprawiania błędów swoich kolegów po fachu, bo wtedy cała odpowiedzialność spada automatycznie na nich samych. Przykro mi, ale o ile większość wetów stara się żyć ze swoim najbliższym zawodowym otoczeniem w stosunkach poprawnych, o tyle nie muszą wiedzieć, kto i jak dobrze czym się zajmuje. Skończyłam, bo kotu życia dyskusją nie przywrócimy, a ja się zbulwersowałam tylko za technika za łapówkę, a teraz się rozwodzę, jak Ci inni "Rycerze Internetowego Stołu".

Odpowiedz
avatar Tsukushi
4 4

@apoptoza: Teoretycznie nie musi, ale porządny weterynarz zna i całe szczęście na samych takich natrafiłam. Moja znajoma miała kota, który wybił sobie zęba i poszła do weta i ten powiedział: "Ja pani nie pomogę, ale na tej i na tej ulicy jest lecznica gdzie oferują stomatologię i tam wstawią Pani kotu koronę". Krótko i na temat. O technikach to była ironia... i wiem jak zdobywa się tytuł technika

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 grudnia 2014 o 19:55

avatar konto usunięte
4 4

@Tsukushi: Po przeczytaniu Twojego komentarza trochę uderzyło mnie to, że nie wiedziałam, że istnieje kocia stomatologia. Korony dla kota? Bez złośliwości zapytam, czy kot, o którym mówisz, to kot domowy czy wychodzący? Rozumiem, że myszy bez zęba czy dwóch zbytnio nie przekąsi, ale jeśli kot domowy, to i bez zęba mokrą karmę zje.. Nie znam się na tym, bo i kota nigdy swojego nie miałam, ciekawi mnie to.

Odpowiedz
avatar Tsukushi
4 4

@zegarka: Kot domowy i nie wiem co w tym dziwnego, że koleżanka chciała pomóc zwierzakowi. Pewnie mokrą by zjadł, tyle, że takiej nie jada, a po drugiej: serio chciałabyś chodzić bez 3/4 zęba? Nie dość, że to denerwuje to jeszcze boli... istnieje stomatologia weterynaryjna tyle, że mało gabinetów takie usługi prowadzi, ale w każdym większym mieście raczej taka lecznica się znajduje. Jest wiele dziedzin weterynarii tak samo jak i medycyny ludzkiej

Odpowiedz
avatar Tsukushi
4 4

@zegarka: chociaż w sumie nie dziwie się, że ktoś nie wie o stomatologii. Tak samo ludzie reagują na mój kierunek. "Co studiujesz?" Zoofizjoterapie... "Że co?!" no rehabilitacje zwierząt "ale... ale... jak? To zwierzęta się rehabilituje?" no tak tak samo jak i ludzi. Ehh :P

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-4 12

@Tsukushi: cały odsłonięty pysk na dole miał cholera jasna chyba niewyraźne piszę. On umierał! Żywcem zaczynał gnić. Zaczęły zęby na dole się chwiać. 2razy był szyty, na szczęce nie było W OGÓLE tkanki, nic, gołe, jak kościotrup. Ten fald skóry też już zaczął gnić. Tak, pytałam się u innych weterynarzy, powiedzieli że jak się nie przyrośnie drugi raz to nie ma szans na poprawę. Nie można było odciąć tego kawałka skóry, bo miałby odsłonięta cała ktrań. Przeszczep by się nie przyjął, rozważałam taka opcję. Byłam u naprawdę dobrego weta, w moim mieście chyba najlepszy z chirurgii, szył bardzo ciężkie przypadki, aha, i jakby ktoś nie doczytał - DRUGI WET NIE WIĄŁ KASY, a chyba bardziej opłacalne byłoby dla niego mnie kasować jeszcze za leczenie a nie nie brać kasy i usypiać. Zapłaciłabym mu, mam 2000 odłożone, dała bym tyle, więcej nie mam.....

Odpowiedz
avatar Tsukushi
5 5

@Aptekara85: ale ja Ciebie absolutnie nie krytykuje. Mój komentarz cały czas odnosi się do weterynarza, który chyba nie bardzo orientował się w możliwościach dzisiejszej weterynarii, bo Twój kotek naprawdę mógł żyć. Dzisiaj takie przypadku nawet nie są straszne: http://www.fakt.pl/m/crop/-658/-500/faktonline/635455197476687916.jpg wygląda może nie za ciekawie, ale pies żyje pomimo takiego defektu. Takie rzeczy robi się już normalnie w Polsce.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

Historia nieprzyjemna, wet partacz. Ale od siebie dodam, że może lepiej ochłonąć, na spokojnie napisać historię, składnie i podzieloną. Nie trzeba pisać o wydarzeniu od razu, potrzebujesz miesiąca, pisz po miesiącu, żaden mus. Ale przystępniej jakoś. Wrócę do historii- wiem, że trudno jest stracić tak zwierzaka. Ale domyślasz się, wiesz, czy ktoś się nad kotem znęcał? Czy raczej nie i sierściuch sam musiał się na coś nadziać?

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-2 4

@zegarka: Drugi wet mówi że to wygląda jakby włożył głowę do łapki na szczury. Nawet kawałek wargi miał dziabnięty jakby jakimiś ząbkami, to brzmiało prawdopodobnie. Tak jak pisałam, wzięłam go z ulicy, miał dobrą karmę w domu ale i tak był bardzo żarty, nawet na suchy chleb się rzucał. I to mi najprawdopodobniej brzmi.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

,,Czy gdybym od razu się dodzwoniła do pierwszego, to by Czesiowi pomógł? Już do końca życia będę się tym zadręczać.,,- to sie przestań tym już zadręczać.Zrobiłaś co mogłaś.

Odpowiedz
avatar Fergi
3 5

historia piekielna bardzo ,weterynarz partacz i tylko mu "nastukać", kici szkoda mógł sobie jeszcze być.Nie że chcę być złośliwa , ale dlaczego pochowalaś męża i co ważniejsze czyjego męża ? i kto lubił do tego lasu chodzić to za Chiny Ludowe nie wiem " Pochowałam go z mężem w lesie, lubił tam chodzić... "

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 grudnia 2014 o 22:18

avatar Aptekara85
-1 1

@Fergi: sort, poszłam razem z mężem i pochowałam kota, Polski język ciężki język

Odpowiedz
avatar Fergi
3 3

@Aptekara85: wiesz domyśliłam się jak chyba każdy ale jednak głupio to trochę wygląda bo komedii raczej nie chciałaś z tego tekstu zrobić mam wrażenie. "Polski język ciężki język"-coż najwyraźniej ,tylko raczej w tym wypadku dla tego co niepoprawnie pisze niż dlatego co widzi jak to jest napisane.Po prostu następnym razem przeczytaj co napisałaś przed opublikowaniem i po problenie ;-)

Odpowiedz
avatar kasiunda
0 2

Nie zadręczaj się, zrobiłaś co mogłaś. Niestety nie da się uratować wszystkich ale na pewno pomożesz jeszcze niejednemu zwierzakowi.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
4 8

@funmilayo: Ja z kolei nie lubię podejścia "tylko" w stosunku do istot, które mają swoje własne, unikalne charaktery.

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-1 11

@funmilayo: jak zaczniesz umierać to też powiem to tylko jakiś tam człowiek, dużo jest ludzi. Może to był tylko kot, do tego nierasowy, ale to był MÓJ KOT!!!!! ZWIERZĘ TWŻ MOŻNA POKOCHAĆ!!! Jak masz z tym problem to siedź cicho

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 11

@Aptekara85: wiedziałam, że wszyscy się oburzą, bo to przecież zwierzątko moje, ale właśnie, tak się nad zwierzęciem rozczulasz, a ciekawe czy tak samo będziesz płakac po człowieku.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 grudnia 2014 o 10:11

avatar konto usunięte
-4 12

@Aptekara85: O zwierzęta należy dbać i nie wolno ich męczyć, bo to istoty zywe, które czują i okazują wdzięczność. Ale traktować ich na równi z człowiekiem to jakieś zaburzenie hierarchii wartośći.

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-3 11

@funmilayo: nie traktuję na równi z człowiekiem. Ale przywiązałam się, i jest mi jak cholera przykro że mu nie pomogłam. Mój ojciec z matką mieli przy nim dyżury, cała rodzina bliższa kupował mu paszteciki dla kotów(na potem jak mu się polepszy) i odżywki specjalne, naprawdę się staraliśmy mu pomóc a i tak nie daliśmy rady. Nie życzę ci nigdy mieć tak chorego zwierzaka, który patrzy ci się w oczy a ty wiesz i tak że umiera. A nie daj boże że ci tak będzie umierać babcia i prosi o śmierć. Bo ja przeżyłam coś takiego. Wiem jaka jest żałoba po człowieku i po zwierzęciu. I żadnej nikomu nie życzę.

Odpowiedz
avatar rahell
1 9

@funmilayo: "tak się nad zwierzęciem rozczulasz, a ciekawe czy tak samo będziesz płakac po człowieku." Cóż, może się wyłamię, ale... Zwierząt mi żal bardziej niż ludzi. Może i mam zaburzoną hierarchię wartości, ale w sumie kogo to obchodzi?

Odpowiedz
avatar Zmora
4 10

@funmilayo: A ja uważam, że nietraktowanie zwierząt na równo z człowiekiem, to zaburzenie hierarchii wartości. Sorry, ale nie widzę powodu dla których człowiek jako taki, miałby być ważniejszy od kota jako takiego. Po moim kocie ja bym płakała, po obcym niekoniecznie. Po swoim człowieku (rodzina itp.) bym płakała, bo obcym niekoniecznie. W czym problem?

Odpowiedz
avatar rahell
-1 1

Współczuję Ci strasznie. Wiem jak to jest, sama straciłam miesiąc temu w wypadku moją niespełna półroczną koteczkę. Nie przejmuj się tymi, którzy mówią, że nie zrobiłaś wszystkiego, co mogłaś. Bo zrobiłaś, a to, że ktoś Cię oszukał to nie Twoja wina.

Odpowiedz
avatar letmefly
0 2

Kociara ze mnie straszna, zawsze w domu było dużo kotków, obecnie są cztery. Kiedy przeczytałam ostatnie kilka zdań, po prostu się popłakałam. Złóż na niego skargę do TOZ najlepiej. Taki ktoś nie powinien leczyć. Bardzo mi przykro z powodu Czesia :(

Odpowiedz
avatar Aptekara85
-3 5

@letmefly: toz już wie, za głowę się złapali że tam poszłam. Jest na niego mnóstwo skarg, ale nic mu nie mogą zrobić, bo przecież w sumie się nie znęca...

Odpowiedz
avatar betterthandrugs
1 1

Jestem z Koszalina ,możesz powiedzieć którego weterynarza omijać (chociaż się domyślam) a który próbował pomóc ? Wystarczy,że napiszesz ulicę na której jeden i drugi przyjmuje a będę wiedzieć.Sama mam 3 psy i dwa koty i mam sprawdzonego lekarza ,ale zawsze lepiej wiedzieć więcej. I baardzo współczuję Ci straty ,bo znam ból kiedy zwierzak odchodzi ,sama w zeszłym roku pochowałam psa i kotkę. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar Visenna
3 3

@Aptekara85: Hmmm, zadałam sobie trud przebrnięcia przez wszystkie komentarze i widzę może ze 3 osoby, które można by podciągnąć pod negatywne zachowania, które opisujesz...z czego jedna nawet na wstępie przeprosiła za "być może za ostre" słowa. Chyba troszkę histeryzujesz. A że weci, magistrzy, inżynierowie? A co sama robisz? Dzielisz się swoimi przeżyciami, żeby ostrzec innych? No to co się dziwisz, że inni Ci mówią wg swoich przeżyć jak mogłaś zareagować, lub będziesz mogła (oby nie) zareagować w przyszłości?

Odpowiedz
avatar Ender27
-2 2

Doskonale rozumiem, co czujesz... Boże, historia o śmierci mojego Karmelka też nadaje się na piekielnych. Jeśli chcesz, mogę Ci ją kiedyś opisać. Trzymaj się.

Odpowiedz
Udostępnij