Stwierdzam, że wieloletnie starania polonistów, aby wychować Polaków na osoby posiadające podstawowe umiejętności w zakresie posługiwania się językiem polskim, takie jak umiejętność czytania, spełzły na niczym. Polacy albo nie potrafią czytać, albo po prostu nie chcą.
W piątek umówiłam się z koleżanką na herbatkę. Ale ale... moja koleżanka nie ma nic słodkiego do zagryzienia. Zaproponowała więc wycieczkę do pobliskiego Lidla.
Okres przedmikołajkowy, tabuny ludzi w alejkach, tabuny przy kasach. Stoimy w kolejce, zakupy wyłożone na taśmę, za nimi plastikowa tabliczka z informacją "kasa nieczynna, zapraszamy do następnej kasy".
Dosłownie co 10 sekund podchodziły kolejne osoby. Kasjerka grzecznie zwracała każdemu z osobna uwagę, pokazywała tabliczkę, prosiła o podejście do kasy obok. Ciekawe były reakcje ludzi: jedni udawali głuchych, inni ślepych, jeszcze inni twierdzili, że mają tylko kilka rzeczy i przecież nie zabiorą jej tak dużo czasu.
Po kilku minutach dzwonienia do kasjerki podeszła kierowniczka/menagerka. Stanęła za nami i zaczęła instruować tłum. Na szczęście komunikat werbalny pomógł i kasjerka szczęśliwie była w stanie zamknąć swoje stanowisko.
Lidl
W Lidlu po sąsiedzku kasjerki stosują prostą metodę. Kasują do klienta, którego poprosiły o wystawienie tabliczki, a potem zamykają kasę i idą. Ewentualnie mówią pieklącym się klientom, że zapraszają do sąsiedniej kasy -- oczywiście na koniec kolejki.
Odpowiedz"Okres przedmikołajkowy, tabuny ludzi w alejkach, tabuny przy kasach (…)", a sklep sobie kasę zamyka. Tak, to jest piekielne.
Odpowiedz@Jorn: Rozumiem, że sprzedawczyni nie może się, mówiąc wprost, wysikać w ciągu pracy?
Odpowiedz@Jorn: akurat nie uważam, żeby to było piekielne. Samej obsłudze nic nie mogę zarzucić, bo wszystkie kasy były otwarte. Może kasjerce zachciało się do toalety :) A ile tu takich podobnych historii było, kiedy nie można było zamknąć kasy przez takich nachalnych klientów. Poraża mnie zachowanie niektórych ludzi w sklepach...
OdpowiedzUważam, że zamykanie kas ma sens, nawet w okresie ultra-kolejek. Bez przesady, ale jak ktoś siedzi na kasie kilka godzin, to za przeproszeniem do kibla też wyjść musi, czy nawet zjeść coś, albo zwyczajnie odpocząć te 15 minut. "...a sklep sobie kasę zamyka. Tak, to jest piekielne." - piekielne to jest Twoje podejście, Jorn. Ludzie to nie roboty, kasy nie zamykają z jakiejś czystej złośliwości...
Odpowiedz@blaszka: Może, ale ktoś powinien ją w tym czasie zastąpić. Nie myślisz chyba, że w sklepie całodobowym jedna osoba pracuje bez przerwy?
Odpowiedz@Jorn: Skoro wszystkie kasy są otwarte to znaczy, że wszystkie kasjerki są zajęte. Nie będą przecież zatrudniać dodatkowej osoby, by zajęła czyjeś miejsce na 15 minut max kilka razy dziennie. Nic się nie stanie jak jedna kasa przez chwilę będzie zamknięta, nawet w czasie największego ruchu.
Odpowiedz@sla: Jest jeszcze np. kierownik działu kasowego, czy sam kierownik sklepu. Korona z głowy mu (lub jej) by nie spadła, jeśli od czasu do czasu (nie kilka razy dziennie, tylko w okresie nasilonego ruchu, pewnie kilka razy w miesiącu) zastąpił kasjerkę (lub kasjera) schodzącą na przerwę. Są sklepy, które potrafią to rozwiązać, pracownicy innych płaczą, jacy to źli są ci wredni klienci.
Odpowiedz@Jorn: No tak, bo kierownik sklepu jest kasjerem i zna się na tym. Przecież on powinien być dobrym managerem, nie musi umieć obsługiwać kasy fiskalnej i tego jednego, konkretnego programu kasowego. Do tego dochodzą chociażby problemy z rozliczaniem pieniędzy - w sklepach kasjerki mają często 'własne' kasetki. Naprawdę spadnie ci korona z tyłka gdy poczekasz te 2-3 minuty dłużej? Skoro nie chcesz stać w kolejkach to nie przychodź w godzinach szczytu zamiast odmawiać kasjerkom świętego prawa do przerwy i toalety.
Odpowiedz@sla: od czasu do czasu trzeba też kasy zamknąć, żeby te kasetki opróżnić.
Odpowiedz@Lunarna: Oczywiście, macie rację. Złe zarządzanie sklepem, brak indywidualnych kasetek rozliczanych poza kasą, brak przeszkolenia personelu kierowniczego, to wszystko wina klientów, którzy są tak piekielni, ze nie podoba im się zamykanie kas przed nosem. A tak na poważnie: ja tu Ameryki nie odkrywam i bym się nie upierał, że można, gdybym nie widział na własne oczy w sklepie w Warszawie wymiany kasjerów dokonanej tak, że klienci na trzecim czy czwartym miejscu w kolejce nawet tego nie zauważyli. I gdybym w swojej poprzedniej pracy sam w ciągu kilkunastu minut nie nauczył się obsługi kasy fiskalnej. Stad wiem, że można, tylko trzeba chcieć. Najwyraźniej niektórzy wolą zamiast tego na klientów narzekać.
Odpowiedz@sla: Bez łaski, mogę do twojego sklepu w ogóle nie przychodzić, tylko napisz, który to.
Odpowiedz@Jorn: Jakiego znowu mojego sklepu? A to ja mam sklep? Poza tym, my tu mówimy o sytuacji, gdy informacja o zamknięciu kasy stawiana jest ZA OSTATNIM klientem w kolejce. Nie o sytuacji, gdy jest kolejka na 20 osób, kasjerka sobie wstaje i wychodzi bez słowa bo to faktycznie, bez jakiegoś skrajnie ważnego powodu (dziewczyna jest zielona na twarzy i zaraz zwymiotuje) jest niegrzeczne. Przy poprawnie przeprowadzonym chwilowym zamknięciu kasy nikt nie stoi 2x w kolejce zaś czas oczekiwania zwiększa się nieznacznie - no chyba, że mówimy o minisklepiku. Człowieku, trochę wyrozumiałości! Zaś argument o przeszkoleniu kierowników do obsługi kasy jest śmieszny. To nie ich zadanie, nie ich obowiązki. Po to jest podział, by każdy robił to, na czym się zna, nie zaś, by każdy robił wszystko bo jeden leniwy klient w godzinach szczytu nie może poczekać minuty więcej.
Odpowiedz@Jorn: Co do zasady masz rację. Ale tylko wtedy, gdy temat brzmi: Jakie głupie kierownictwo mamy, które ma w dupie klienta, w walce o zysk dla dyrekcji. Natomiast jeśli omawiamy zastosowanie się do informacji, że kasa zostanie zamknięta, nie masz racji, gdyż piszesz nie na temat.
Odpowiedz@Jorn: "Korona z głowy mu (lub jej) by nie spadła, jeśli od czasu do czasu" jesli od czasu do czasu TAKI JORN postoi sobie 10 minut dłużej. Jak się Tobie spieszy, to sobie zamów przez internet z opcją dowozu o określonej godzinie. Jorn, jesteś takim klientem, który idzie do sklepu i kupuje cztery plasterki przecenionego salcesonu i później żąda specjalnego traktowania, bo jest klientem. Niestety, tacy klienci jak TY WŁAŚNIE, przynoszą sklepowi więcej strat niż zysków. Nie spadnie tobie korona jak postoisz sobie trochę dłużej. Mówię to ja, klient. Nigdy pracownik kas, zawsze ten co to niby "sklep utrzymuje".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 grudnia 2014 o 10:54
@Jorn: Jestem zastępcą kierownika w lidlu i na prawdę chciałabym, żeby było tak jak większość twierdzi w komentarzach, "że kierownik jest od kierowania". Kierownik i my zastępcy przeszliśmy podstawowe przeszkolenie pracownicze i bardzo dobrze umiemy pracować na kasie, wykładać towar, piec pieczywo. I nie jest nam to obce bo robimy na co dzień, a korona nam z głowy nie spada. Po za tym sytuacja z mojego sklepu. Na zmianie ja i dwóch pracowników. Zaczyna się ruch. Dwie kasjerki już kasują, ja szybko wstawiam pieczywo i lece na kase. A po 12min pieczywo trzeba wyciągnąć z pieca bo się spali. A czasami ktoś kończy zmienię i trzeba go puścić do domu, a czasami tak jak piszą inni użytkownicy "trzeba zejść siusiu"
Odpowiedz@palciak: o, właśnie miałam napisać, że w moim osiedlowym Lidlu bardzo często na kasie siedzi osoba z tabliczką "zastępca kierownika" lub nawet "kierownik zmiany" i nikomu jakoś korony nie spadają z głów. Spotkałam się z sytuacją (nie pamiętam w jakim markecie), że na sklepie był pan ochroniarz, którego się wzywało jak się chciało zamknąć kasę. Pan ustawiał się jako ostatni w kolejce i każdego, kto chciał stanąć za nim, odsyłał do kasy obok.
OdpowiedzTo raczej cwaniactwo i próba załapania się jeszcze do skasowania. Bo czytać umieją ale mogą udawać i a nóż widelec zostaną skasowani :)
OdpowiedzSam złapałem się kilka razy na tym, że podszedłem do kasy już nieczynnej. Według mnie napisy są zbyt małe i nieodpowiednim kolorze. Powinny być większe i czerwone.
Odpowiedz@dyndns: Może jeszcze wraz z neonem? Takim na pół sklepu, na pewno zauważysz. Do tego porządny głośnik...
Odpowiedz@dyndns: Z doświadczenia w pracy na stacji benzynowej mogę powiedzieć, że to NIC NIE DA. Gdy zepsuł się jakiś dystrybutor na liczydle była zamieszczana informacja (kartka A4) o tym tak, aby zasłaniała cyferki. Myślisz, że przeszkodziło to komuś, żeby podnieść pistolet, włożyć do wlewu i patrzyć na nieruchome liczydło przez 5 minut a następnie zrobić głośną awanturę z krzykiem o to, że jak jest zepsuty dystrybutor, to wypadałoby o tym może poinformować klienta? Nie przeszkodziło. Na tekst, że na dystrybutorze jest o tym informacja pada odpowiedź, że jest za mała i jej nie widać. Kartki z informacją na dystrybutorach, wejściu i przy kasach, + informacja werbalna ze strony pracowników obsługi że nie działają terminale płatnicze i zapłacić można tylko gotówką - wystarczy? NIE! Najpóźniej po 10 minutach przychodzi idiota z tekstem, że on chce zapłacić kartą i gówno go to obchodzi, bo on nie ma gotówki.
Odpowiedz@sealermann: tak z ciekawości: co w takim ostatnim przypadku robicie? Bo skoro już zalał, a twierdzi, że nie ma gotówki, to trochę patowa sytuacja.
Odpowiedz@innaem: Nie ma patowej, gdyż w Polsce płaci się pięniędzmi i one są jedynym środkiem płatniczym, którym można płacić bez obawy, że płatność nie zostanie przyjęta. Więc wzywa się policję i gość, który ma w dupie przepisy ma problemy. Na stacji paliw koło mnie (nawa wyleciała mi z głowy - zielone kolory z taką rozetą... BP?) pracownicy informują, że taki gość może sobie spokojnie poszukać bankomatu, gdyż monitoring nagrał tankowanie i wieczorem będzie wezwana policja i złożone zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Na mnie raz tak trafiło, gdy okazało się, że tylko wydawało mi się, że mam portfel przy sobie - podjechałem do domu, do banku, na stację, zapłaciłem, przeprosiłem za kłopot, podziękowałem, że czekają do wieczora ze zgłaszaniem i miło pamiętam do tej pory. :-)
OdpowiedzPewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi i osądzi jako egoistycznego chama co innych nie szanuje, ale wg. mnie zamykanie kas gdy są kolejki to bezczelność. Wpadam na mniej lub bardziej krótkie zakupy i stoję w kolejce gdzie końca nie widać, bo: czynna jest jedna kasa, i ktoś płaci 40 bonami, i jeszcze naklejki bonusowe dostaje, i jeszcze niech mu kasjerka promocję na noże wytłumaczy a najlepiej wymieni ten co tydzień temu odebrała na inny bo..., i kartę klienta przez 5 minut szuka w portfelu, i "a pan nie ma karty? założyć panu?", i a nie ma pan drobniej? bo nie mam wydać? Po prostu furia mnie ogarnia. Rozumiem, że ktoś chce do toalety - ja w pracy też chcę udać się czasem na stronę - i też nie zawsze mogę. Lecz toaleta to zwykle wymówka - ile razy idąc do sklepu widzę przed magazynem tabun ekspedientek które wyszły "na dymka", gdy tymczasem w sklepie jest czynna jedna kasa i wspomniana kolejka bez końca. Poza tym bardzo dużo zależy od załogi - znam sklepy /takie z logiem Lidla też/ gdzie zgrana ekipa potrafi szybko rozładować nawet duże kolejki. I wtedy nie denerwuje mnie nawet długa kolejka, bo wiem że pracownicy się starają a nie obijają /ukrywają/ po kątach.
Odpowiedz@marekp: Kasjerka ma usrane prawo do przerwy, czy ci się to podoba czy nie. Kodeks pracy jej to gwarantuje. Nigdy nie pracowałem w sklepie, ale takie napinacze, jak ty, zdarzają się wszędzie. Zluzuj trochę człowieku, to będziesz miał życie łatwiejsze.
Odpowiedz@innaem: :), tak wiem że ma, ale chyba nie wszystkie na raz mają tę przerwę? Ja pracuję w sklepie odkąd skończyłem studia to już prawie 20 lat - dlatego napisałem że też czasem chcę do toalety a nie mogę. I powiem ci, że musiałoby się stać coś bardzo ważnego żebym zostawił swojego klienta bez obsługi. A już nie dopuszczam możliwości, żebym od niego odszedł bez słowa kładąc kartonik że mam zamknięte. Takie "skecze" to można obejrzeć w starych filmach i czy to nie z nich się dzisiaj śmiejemy?
Odpowiedz@marekp: No dobrze, a gdzie w histroii jest napisane, że kasjerka położyła kartonik i odeszła bez słowa? Zrobiła, to co zawsze kasjerki robią - położyła za ostatnim, w danym momencie, klientem. Jeśli stoisz sam, jeden, za ladą(a wnioskuję, że tak jest), to logiczne, że nie zostawisz klienta, bo go stracisz.
Odpowiedz@innaem: przepraszam, komentarz mój dotyczył nie tylko samej historii ale również postów pod nią. Czasem stosuję skróty myślowe zapominając, że inni nie czytają mi w myślach. Karteczka nasunęła mi się po przeczytaniu komentarza piotrs72. W jednym masz rację, pracuję sam - w odróżnieniu od opisywanego Lidla. Zwróć proszę uwagę na to, iż są sklepy, gdzie zawsze jest jakaś kolejka i takie, gdzie gdy tylko takie kolejki się pojawiają dziewczyny /zazwyczaj/ od razu reagują, dzwonią na siebie, wołają żeby ustawiać się do danej kasy bo zaraz otworzą.
Odpowiedz@marekp: Zwróć też uwagę na to, że są sklepy, w których wszystkie kasy są otwarte a kolejki i tak są. Nie zawsze da się je rozładować zwłaszcza jak kas jest mało a ludzi dużo i nie jest to wina kasjerek. W dodatku, jeśli kolejki są pół dnia to kiedy ta biedna dziewczyna ma skorzystać z toalety? Jeśli kulturalnie postawi tabliczkę za ostatnim klientem to nikt nie powinien jej robić o to pretensji, no chyba, że jest niewychowanym chamem. Co innego, jeśli kolejka do jej kasy jest długa a kasjerka nagle wstanie i sobie pójdzie bez słowa...
Odpowiedz@sla: nasza polemika zaczęła żyć własnym życiem odbiegając coraz bardziej od opisanej historii więc kończę podbudowany niezmiernie waszą empatią i współczuciem do kasjerów/kasjerek. Pozdrawiam zatem kolejkowiczów życząc im i sobie mniej napinania a więcej luzu. Apropos umiejętności czytania w którą to wątpisz Lunarna :). To tak jak ze znakami drogowymi. Czytasz "zamknięte, zapraszamy obok" ale ustawiasz się w kolejce. Widzisz znak ograniczenia do 40 ale jedziesz 50.
Odpowiedz@sla: Gdy jest kolejka mimo otwartych wszystkich kas i starań personelu, nikt normalny nie ma o to pretensji. Sytuacja, gdy mimo kolejki kasy są zamykane, już taka normalna nie jest.
Odpowiedz@Jorn: Wyobraź sobie, że kasjerka czasem kończy pracę. I czasem musi zamknąć kasę, pójść się rozliczyć a potem wrócić do domu.
Odpowiedz