Od 2. września br. wożę się z uzyskaniem kasy od PZU za wyrządzoną szkodę. Tylko najpierw to miało być od Warty... ale w ogóle to był problem z ustaleniem, kto jest winien. Po kolei.
Żona samochód zostawiła, jak co dzień, na parkingu osiedlowym. Właśnie tego feralnego dnia rozpoczęto częściowy remont nawierzchni bitumicznej - w skrócie - cięcie starego, połamanego asfaltu i łatanie dziury świeżym. 2 metry od tego miejsca stał mój Saab. Panowie z firmy remontującej nie pofatygowali się ze znalezieniem właściciela auta, nie było nigdzie odpowiednio wcześniej info o tym, że coś się będzie działo.
Zaczęli cięcie. Snop drobinek asfaltu leciał prosto na przód samochodu - zderzak, lampy przednie, lewe nadkole, maska, szyba przednia, kawałek dachu, pokrywy lusterek bocznych, ramiona wycieraczek - popalone, do wymiany, remontu. Sprawa wydaje się prosta jak budowa cepa. Firma pracuje na zlecenie Rejonu Dróg - będzie szkoda z OC sprawcy. Temat przedstawiony Warcie, przyjechał rzeczoznawca, ocenił, napisał, czekamy na kwotę. A jak to wycenił serwis Saaba - było to prawie 12 tysięcy - Warta rzuciła całe 2000 pln! Z, niezgodną z prawem, 67% amortyzacją... Wraz z wyceną napisali, że jednak to nie Rejon wtedy pracował i w związku z powyższym nie odpowiada za szkodę. Na szczęście wskazali inne przedsiębiorstwo. Jest więc punkt zaczepienia.
Ok, ustalone - piszę do innego podmiotu. IP odpowiada, że nie remontowali niczego, owszem, potwierdzają, że były prowadzone prace w tym terminie, w podanym miejscu, ale przez podwykonawcę. Shit. No to piszę do wskazanego podwykonawcy, dokładnie, co jak i z rysunkiem sytuacyjnym. Wszystko jak należy.
Problem. Pan podwykonawca wypina 4 litery na temat, bo, jak twierdzi w korespondencji, nie jest pewien, czy szkoda powstała na skutek działań jego pracowników, a poza tym żona nie zgłaszała żadnych roszczeń w dniu remontu. No, nie zgłaszała, zauważyła problem 2 dni później, jak brykę umyła. Zresztą, nie oni są od oceniania zniszczeń, co zresztą im odpisałem, jednocześnie wzywając do wypłaty w całości, przedsądowo, poniesionych strat.
Ups! Chyba poszli po rozum do głowy i w odpowiedzi dostałem to, na co czekałem - nr polisy ubezpieczonego. Ufff... w końcu właściwie będzie można nadać tok sprawie.
Kolejny rzeczoznawca, tym razem z PZU, ogląda szkodę, wycenia. A jakże! Na 2051 pln! Oczywiście, standardowo, z 67% amortyzacją (śmiech na sali, sama szyba kosztuje 2410 pln...). Mail do PZU, że nie zgadzam się z wyceną i załączam kosztorys z serwisu. 2 dni później dostaję weryfikację tegoż kosztorysu i wycenę na 5440 pln... netto. Aha, czyli podatek lakiernikowi czy mechanikowi mam zapłacić sam? Takiego wała! Do tego policzyli sobie jakieś zniżki (21% z katalogu OT, jak dobrze pamiętam), wyrzucili lampy (bo są stare - a co mnie to obchodzi - działały jak należy - mają wstawiać takie same)...
Myślę jednak - ok, jest lepiej, teraz będziemy się kopać o pozostałe 6000 pln, zresztą najważniejsze, żeby wypłacili COKOLWIEK, bo wtedy to oznacza, że przyznają się do winy.
Żeby nie było jednak tak kolorowo, 2 dni temu dzwoni pani z ubezpieczalni z problemem, że zły nr konta podaliśmy, że musi zweryfikować, że nie dostarczyłem żadnych faktur z napraw (a niby po co?!?), że wypłacają całość sumy naliczonej po weryfikacji, wraz z podatkiem. No, teraz się rozumiemy!
No nie bardzo, się okazało wczoraj.
Dostaliśmy 1054 pln, gdyż ubezpieczony ma franczyzę sumy ubezpieczenia i 1000 pln to od niego bezpośrednio mamy się starać.
ZARAZ! Jaki 1000?!? Jakie od niego!?%@#$% A co mnie obchodzą warunki ubezpieczenia? A gdzie reszta, i tak zbyt niska, sumy?!?
Najwyraźniej mają mnie za debila... W związku z tym polecimy do sądu. Mają zasrany obowiązek wypłacić całą sumę, a udział niech sobie sami odzyskują. Nie mają prawa stosować amortyzacji, czekać na faktury, a bez nich liczyć kasę za zamienniki.
Całe szczęście, siostra jest radcą prawnym i już wielokrotnie kopała się z tymi cwaniaczkami. Dzięki temu wiem, że to, co robią ubezpieczalnie, to zwykłe wykorzystywanie niewiedzy szarego człowieka.
Koszt zastępstwa i sprawy sądowej to całe 1200 pln, do odzyskania od pozwanego. I nie odpuszczę ani grosza.
Powodzenia!
OdpowiedzPowodzenia i dzięki za tę historię. Dobrze wiedzieć co może mnie czekać gdybym kiedyś musiała się z jakąś ubezpieczalnią dochodzić.
Odpowiedz@Adriana: Teraz, jak już jestem mądrzejszy o tę wiedzę z zakresu odpowiedzialności ubezpieczyciela, opowiadam o tym WSZYSTKIM, żeby nie dali się wydymać na grubą kasę. Z tego te pijawy żyją. I dzięki nim tworzą się chętnie kancelarie, które specjalizują się w odzyskiwaniu takich roszczeń. Przecież to łatwa kasa, na pierwszej, zazwyczaj, rozprawie kończy się ugodą, a prawnik zabiera, powiedzmy, 40% uzyskanej kwoty. To i tak lepiej (jak choćby w moim przypadku) dostać 8000 pln i dać prawusowi 5000 pln, niż mieć tylko 2 tauzeny, nie :>?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2014 o 17:40
Tak czytam i czytam... i ja już słyszałam dziś tę historię! Siostra opowiadała ją komuś przez telefon jadąc autobusem 111.
Odpowiedz@ohne: A to ciekawe...Może mam udowadniać, że to mi się wydarzyło NAPRAWDĘ? Więcej powiem - dalej się dzieje? I nie, w Bydgoszczy nie ma linii autobusowej nr 111. Chyba że Twoja siostra zna tę historię od mojego brata bądź siostry, którzy mieszkają w Olsztynie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2014 o 17:38
@PooH77: Mam na myśli, że wydaje mi się, że słyszałam Twoją siostrę
Odpowiedz@PooH77: Czytając historię wręcz się ucieszyłam, że mi się to przydarzyło
Odpowiedz@PooH77: I owszem, miasto się nie zgadza. Szkoda, myślałam, że przeżyłam piekielnych na żywo :(
Odpowiedz@ohne: Całkiem możliwe, jeśli jesteś z Olsztyna. Aczkolwiek ona nie jeździ autobusami. Poza tym w Olsztynie też nie ma linii nr 111, więc przypadek zupełny.
Odpowiedz@PooH77: Teraz widzę że tak. A szczegóły historii tak podobne (te same kwoty i ubezpieczyciel), ze byłam pewna w 100%, stąd mój kompletnie nietrafiony komentarz. Na dodatek sformułowałam go tak niefortunnie, że przez przypadek wyszłam na wariatkę wszędzie węszącą fejki. Sorki ;)
OdpowiedzCóż, chyba próbowali zrobić "jelenia" z niewłaściwej osoby... :>
Odpowiedz@PooH77: dajesz auto do salonu producenta, dajesz im upowaznienie. i nie martwisz sie ubezpieczalnia czy sądem, bo wtedy salon walczy w swoim imieniu.
Odpowiedz@pawel78: Dokładnie, do serwisu, nie musi być ASO. Podpisujesz cesję i oni kopia się o kasę, a Ty masz samochód zrobiony.
Odpowiedz@selenit: Wiem o tym, ale jeśli się da, to wiadomo, przytnę troszeczkę :P...
Odpowiedz@PooH77: Aaaa, zatem o to chodzi! No jak to mówią: chytry dwa razy traci.
Odpowiedz@galatea: Wcale nie "o to chodzi", nic na siłę, jak się nie da - to nie. Jak się da - to się będę cieszył, samochód zrobię na cacy, i może kasy trochę zostanie. Przecież specjalnie samochodu nie zniszczyłem, nie podstawiałem go pod ich maszynę. Mieli panowie robotnicy w głębokim poważaniu czyjąś własność? To płacimy. A wystarczyło ciąć w drugą stronę...I nic nie tracę, wręcz przeciwnie, bo sprawę i tak wygram.
Odpowiedz@galatea: w tym przypadku nie traci skoro jest wycena z serwisu tyle muszą zapłacić, a to ze użyjesz zamienników twoja sprawa. Z ubezpieczalniami trzeba walczyć bo inaczej gòw** dadzą
Odpowiedz@selenit: Zapewne oddałbym auto do salonu, jak mówicie, i odpuściłbym sobie szarpanie się nimi, gdybym nie miał pod ręką pomocy siostry. Żal nie skorzystać. Iluż to oni ludzi w wała już zrobili? Poza tym (tego nie jestem pewien) słyszałem, że jeśli samochód jest już stary (mój ma 10 lat), to salony nie robią napraw w ten sposób.
Odpowiedz@frems: Szybę wstawię oryginalną, lampy też, tylko używane, a lakierował będę u kolegi. W salonie, za całe nadwozie - 7500-8000 pln. Dzięki, można to zrobić połowę taniej, równie dobrze.
Odpowiedz@PooH77: Wiem, że specjalnie nie zniszczyłeś, ale wiesz, wolałabym oddać do ASO i mieć w …. całą tą naprawdę, niż bujać się po sądach za 300 złotych przyoszczędzenia na lakierowaniu czy czym tam.. Więc tracisz- nerwy i czas.
Odpowiedz@galatea: Hmm...300 złotych? 4000 tysie spokojnie w kieszeni. A nerwy? Jakie nerwy, Jedna sprawa i...po sprawie. Gdybym miał się bujać to dałbym sobie spokój, uwierz mi.
Odpowiedz@PooH77: Życzę powodzenia. Mam nadzieję, że Ci się uda. Ilu uczciwych ludzi już takie hieny naciągnęły to się nie da policzyć. Jak masz siły żeby im nosa utrzeć i swoje wziąć to tylko kciuki trzymać.
Odpowiedz@PooH77: Wiesz co, jesteś po prostu zwykłym naciągaczem i najbardziej piekielną osobą w tej historii. "4 tysie spokojnie w kieszeni" i nawet się tego nie wstydzisz, a wręcz chwalisz.
Odpowiedz@PooH77: To przycinaj i kop się dalej a nie wylewaj łez na piekielnych.
Odpowiedz@PooH77: a kto każe w ASO robić? i jak zrobisz na zamiennikach i "zaoszczędzisz" to dopiero Ci się do DOOPY dobiorą - sprawdzają, wież mi.
Odpowiedz@selenit: Sprawdzają?!? Niby kto? Ubezpieczalnia? Nie mają prawa. Mają wypłacić tyle, ile kosztują części. A co zrobię z kasą - czy pojadę na Cypr albo przechlam - nie ich sprawa właśnie.
Odpowiedz@Pauldora: @selenit: Echhh. Łez nie wylewam, napisałem, żeby inni też mieli świadomość, na czym są waleni. 99% pytanych przeze mnie ludzi, którzy mieli zdarzenie drogowe dostało na przykład wycenę z amortyzacją i nieświadomi oszustwa godzili się na to. Myślicie że to jest ok? Nie, nie jest. A że uda się przy okazji dostać więcej kasy? To logiczne, przecież wycena jest z ASO Saaba, a każde ASO ma ceny z kosmosu, realna wartość nowych, oryginalnych części czy usługi malowania auta jest dużo niższa. To chyba wiedzą wszyscy...
Odpowiedz@selenit: Z tym "tower me" też poleciałaś/eś...
Odpowiedz@PooH77: Guzik prawda, ojciec jak mial ostatnio robiony samochód to przyjechali na parking na osiedle i sprawdzali czy wsio sie zgadza. Szkoda bezgotówkowa z ubezpieczenia sprawcy. @PooH77:
Odpowiedz@selenit: Przecież ja nie naprawiam bezgotówkowo. Ubezpieczyciel, w Twoim przypadku, sprawdzał nie Ciebie, a warsztat, który wystawił im rachunek, czy jakichś machlojek nie porobili. Druga sprawa to taka, że ojciec się zgodził na to sprawdzanie. Piszę, jak wyglądają przepisy, czego ubezpieczyciel NIE MOŻE. A na co się użytkownik zgadza to już inna inszość...Jak się nie zgodzę na żadne sprawdzanie. I nie mogą mi nic zrobić.
Odpowiedz@Pauldora: Skoro zniszczyli mu samochód, to poniósł stratę w wysokości naprawy w ASO. To nie powinien być interes ubezpieczyciela/sprawcy, że np. woli wydać te pieniądze na zapas Big Maców i kokainę.
Odpowiedz@Pauldora: Naciągaczem? Bo chcę to, co mi się należy i nie kładę karku, jak większość? Skoro ty tak to nazywasz, to ci współczuję.
Odpowiedz@Pauldora: Żaden naciągacz, wszystko zgodnie z prawem. Jak dostanie gotówkę do ręki, to może z nią zrobić cokolwiek zechce. Co innego, jakby przedstawił fakturę za naprawę, a nie naprawił. Popatrz tutaj: http://www.prawowita.pl/2014/12/zarabianie-na-kolizji-drogowej.html
Odpowiedz@selenit: ale to ASO: ma drozsze ceny, wspolpracuja z prawnikami, itp.
OdpowiedzTak się składa, że pracuje na infolinii PZU, więc mogę Ci co nieco powiedzieć jak to wygląda z praktycznej strony. Masz kosztorys i jest za niski? Możesz się odwoływać, czas na rozpatrzenie do 30 dni, znając życie i tak niewiele w ten sposób ugrasz. Drugi sposób to właśnie wspomniane faktury, które są oczywiście weryfikowane, obcinane i wypłacane dopiero w momencie ich dostarczenia. Często też dodatkowo likwidatorzy wymagają faktur źródłowych, co by za bardzo na cenie z faktury nie pojechać. Co do franczyzy redukcyjnej, którą masz zastosowaną to lepiej wyskrobać pismo do firmy która była sprawcą z załączoną decyzją o potrąceniu. Na takich warunkach była zawarta polisa i wątpię żebyś coś z tym zrobił. Pomijam już kwestie sądu i prawników, na szczęście to już nie mój cyrk i nie moje małpy. Czasem mam kontakt z kancelariami, chociaż oni zdecydowanie bardziej wolą szkody na osobie z OC sprawy jak marne tysiące za samochód :> Generalnie mogę szczerze powiedzieć, że pracując na infolinii odeszła mi ochota na wszelkie dobrowolne ubezpieczenia, dla zakładu ubezpieczeniowego każda wypłata to strata więc zawsze będą weryfikować, obcinać, odmawiać. Może kiedyś coś skrobnę na ten temat, póki co założyłem konto żeby Ci odpisać ;]
Odpowiedz@Pablik: Raz się odwołałem - zweryfikowali na 5440 netto, wypłacili i tak 2000. Teraz sąd. Co do franczyzy - to umowa między ubezpieczonym a ubezpieczycielem, nie obchodzą mnie jej warunki, ja mam dostać całą kwotę, a rozliczać to się mają między sobą oni, nie mam zamiaru pisać żadnych pism, chcę od PZU całość. I tyle. To samo tyczy się faktur - nie mają prawa niczego takiego żądać. Jeszcze raz - MUSZĄ doprowadzić samochód do stanu sprzed zdarzenia, przywrócić utraconą wartość pojazdu, zapłacić mi za wyrządzone szkody. Czyli - krótko - w aucie uszkodzono 5 części o wartości 10000 - tyle muszą mi wypłacić. Moja sprawa, zapewniam Cię, co zrobię z kasą - czy wyjadę na Seszele, a pojazd zezłomuję, czy wstawię chińszczyznę, a resztę przepiję, czy naprawię w ASO Saaba, na częściach oryginalnych. MÓJ wybór. Między innymi dlatego tę historię tu umieściłem, żeby ludzie dowiedzieli się w końcu, co i jak (mniej więcej) robić. Jeszcze niedawno też bym odpuścił. Pracujesz na info i powtarzasz to, co na co dzień robisz, czyli jak oszukać ludzi. Taka jest polityka prawdopodobnie każdej firmy ubezpieczeniowej, nie Twoja wina. Zapewne też dałbym się w konia zrobić, gdybym nie został uświadomiony prze kompetentne osoby, co i jak robić.
Odpowiedz@PooH77: Nie wiem czy udzielanie informacji klientowi w jaki sposób może starać się o wyższe odszkodowanie jest oszukiwaniem, ale nie mi to oceniać. Oczywiście mogę od razu informować każdego klienta, że może iść prosto do sądu tylko czy to ma sens? Zresztą pod każdą decyzją jest informacja o możliwości wystąpienia na drogę sądową w przypadku braku akceptacji stanowiska. I uwierz mi również, że nie mam interesu w oszukiwaniu klientów, ponieważ w żaden sposób nie utożsamiam się z tą firmą.
Odpowiedz@Pablik: Nie twierdzę, absolutnie, że oszukujesz celowo, po prostu taka jest polityka tej, i innych takich samych, firm. Nie stracić. Ja też nie mam zamiaru stracić. I tyle.
Odpowiedz„Dostaliśmy 1054 pln, gdyż ubezpieczony ma franczyzę sumy ubezpieczenia” Niemożliwe. Coś takiego nie występuje w przyrodzie. (a wojna z ubezpieczycielami, żeby wypłacili, jest - niestety - normalna) (no i nie masz Saaba, tylko saaba)
Odpowiedz@Bydle: Hmm...nazwa własna - wielka litera, czyż nie :P? Żebym nie był gołosłowny: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/marki-samochodow;715.html czyli błędu nie popełniłem. A z tym co występuje czy też nie - mam czarno na białym napisane to, o czym tu wspomniałem; więc co - rzeczywistość mi się zamazuje? Być może źle sformułowałem wyrażenie, fakt jest jednak taki, że połowę mi wypłacili, a o drugą część mam się kopać sam.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2014 o 15:26
@PooH77: Nie ma możliwości fizycznej, by na parkingu stała fabryka lub marka. Stał samochód, więc saab. Tak samo byłby, gdybyś miał nyskę, żuka, fiata, bmw, żyguli, renówkę, volkswagena, porsche, kię, stara czy autosana. Bo to pospolite nazwy przedmiotow pospolitych. Fiat 126 p to nazwa modelu i wtedy wielką literą. Maluch - po, zdaje się, 1996 roku - został zarejestrowany jako nazwa modelu, więc uprawniona byłaby pisownia wilką literą (ale tylko dotyczaca takich aut, nie wcześniejszych). Więc na parkingu stał saab. Zwykły saab. Z fabryki Saab. Marki Saab. Ale saab. To jest podstawówka. Gdybyś przeczytał to, do czego podałłeś odsyłacz, to trafiłbyś na to: ============================================= Ustalono jednak przed wielu już laty, że nazwy wytworów przemysłowych, konkretnych przedmiotów, np. właśnie samochodów, będziemy pisali małymi literami. Ta zasada wielu wydaje się dziwna i sprzeczna z intuicją językową, jest jednak obowiązujaca i powinniśmy się jej trzymać. ============================================= :-) A to, co napisałeś o odszkodowaniu nie występuje w przyrodzie - mylisz franczyzę z franszyzą. Podobnie brzmią, podobnie się pisze, ale jednak to dwa różne pojęcia. (dopuszczam, że błąd istnieje również w piśmie, które otrzymałeś, ale nie znając tego słowa sprawdzileś to w słowniku, zapewne...)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2014 o 19:46
@Bydle: Dzięki, piękny wykład, znowu na piekielnych się czegoś nauczyłem, pewne rzeczy mi przypomniałeś... Nie, nie miałem pojęcia o istnieniu dwóch terminów, kompletnie różnych (franszyza - franczyza) :/, teraz już wiem i znam znaczenie obu. Ech...podstawówka. Wiele, wiele lat temu, nie pamiętam już tych lekcji... a z saabem, trzymając się drugiej części odsyłacza, intuicyjnie, napisałem wielką literą. Więc - biorąc pod uwagę to, co wyłożyłeś - powinienem napisać: "mój saab", ale już: "serwis Saaba", jeśli dobrze rozumiem... Zmieniam. Doopa. Nie zmienię, bo nie ma opcji edycji; po wrzuceniu na "główną", chyba...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2014 o 20:10
@PooH77: Najważniejsze, żebyś od ubezpieczyciela wyrwał to, co należy ci się jak psu micha. Resztą zajmiemy się powoli potem. :-)
Odpowiedztrzeba bylo brac te wywalczone 5400 i nie robic cyrku! wiecej straty poniesiesz chodzac przez rok zy dwa po sądach (zwlanianie sie z pracy, dojazdy, adwokat, itd)
Odpowiedz@voytek: Jakbyś czytał uważnie, to wiedziałbyś, że sami, mimo weryfikacji z 2000 na 5440 NETTO (jakim prawem?!?), wypłacili, bez mojej ingerencji, tylko 1054. To raz; dwa - żadnych strat nie poniosę - sprawa jest wygrana, najpewniej przy pierwszym terminie będzie ugoda, poza tym - radca prawny, nie prawnik, który kosztuje 600 pln (a mnie właściwie nic, inaczej się zapewne z siostrą rozliczę), no i wszystkie koszta odda pozwany, po przegranej sprawie. Zwolnienie z pracy to nie problem, żadne straty, dojazdy tym bardziej... Tak to właśnie jest, na to liczą ubezpieczyciele, to stała ich praktyka - rzucić najpierw ochłap, może się odczepią. Jak nie - to trochę więcej się da, wtedy kolejna część ludzi rezygnuje z dochodzenia tego, co im się należy...
Odpowiedz