Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W mojej okolicy funkcjonuje poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Poradnia, która słynie z tego, że…

W mojej okolicy funkcjonuje poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Poradnia, która słynie z tego, że jakikolwiek dys- sobie wymarzysz, oni wystawią stosowny papier bez zbędnych pytań i praktycznie od ręki. Z tym wiąże się kilka sytuacji jeszcze z czasów mojego liceum i jedna z czasów obecnych.

I: Upośledzenie na życzenie.
Chodziła ze mną do klasy pewna Kasia. Kasia, jako typowa imprezowiczka, rzadko chodziła do szkoły. Jakoś się jednak prześlizgiwała na dwójkach i trójkach, bo nie była najgłupsza i chwila nauki wystarczyła, by zaliczyła przedmiot. Kasia spotkała jednak swoją Nemesis - panią od francuskiego. Nauczycielka tępiła uczniów podobnych Kasi i już w połowie drugiego semestru stało się jasne, że albo Kasia zacznie odrabiać prace domowe i nadrabiać spore zaległości spowodowane lenistwem, albo skończy z oceną niedostateczną.

Kasia jednak znalazła inny sposób na nieprzychylną jej nauczycielkę - wizytę w poradni. Wystarczyło orzeczenie, że Kasia ma głęboką dysleksję rozwojową (co dziwne, z polskiego była niezła i nigdy nie popełniała typowych dla dyslektyka błędów, na osobę w jakikolwiek sposób -dys też nigdy nie wyglądała) i jest zwolniona z uczęszczania na drugi język już teraz, natychmiast. Nie dość że Kasia nie musiała się martwić o klasę maturalną, już w tym samym roku nauczycielka straciła możliwość wystawienia zasłużonej oceny.

II: Nauczanie indywidualne.
Zawsze myślałam, że nauczanie indywidualne to coś, co zdarza się naprawdę wyjątkowym jednostkom - dziecięcy aktorzy, osoby po wypadkach, czy z chorobami uniemożliwiającymi przebywanie w grupie. Nie jest tak jednak w mojej dawnej szkole. Placówka dość spora, mająca pod swoją opieką jakieś pół tysiąca nastolatków, z czego około 20 osób miało nauczanie indywidualne. Głównie chodziło tu o przypadki nastolatek w ciąży (to jeszcze jakoś jestem w stanie zrozumieć, chociaż wiele z nich brało to "bo im się należy i jest łatwiej"), ale też osób, które zwyczajnie odstawały naukowo od reszty. Tu można przytoczyć przypadek Romka.

Romek również chodził ze mną do klasy. Zachowywał się normalnie, wśród rówieśników był dość lubiany. Problemy zaczynały się jednak przy klasówkach, które zawalał. Nigdy nie był za mądry, a jego ambicje zdecydowanie mijały się ze szkołą. Rodzice Romka, mimo jego protestów, postanowili zrezygnować z pomysłu przeniesienia syna do zawodówki (bo jak to, ich syn ma nie mieć średniego wykształcenia?!), zamiast tego wykombinowali nauczanie indywidualne. Romek się będzie mógł skupić, a nauczyciel pilnować czy przypadkiem chłopak nie bawi się telefonem. I rzeczywiście, tak było... O ile oczywiście Romek przyszedł, bo zwyczajnie nie chciało mu się chodzić do miejsca, gdzie prawie nie ma kontaktu z innymi uczniami. Szkoła musiała zatrudniać o wiele więcej nauczycieli i płacić im pieniądze z naszych podatków, bo Romek i jemu podobni "potrzebują" stałego nadzoru i więcej uwagi od bardziej rozsądnych dzieciaków. Później i tak mnóstwo z tych nauczycieli nie miało co ze sobą robić, bo ich jedyni w tym czasie uczniowie masowo opuszczali zajęcia.

III: Bo łagodniej ocenią.
Że mnóstwo nie-dyslektyków ma orzeczenie o dysleksji dla łagodniejszego traktowania, a mnóstwo dyslektyków walczy ze swoim defektem i takiego orzeczenia mieć nie chce, to już obrazek nie dziwiący nikogo. Mój kuzyn jednak, całe życie radzący sobie z gramatyką i ortografia bez problemów, odwiedził ostatnio poradnię, udał trochę zahukanego i robił nietypowe dla niego błędy. Oczywiście, orzeczenie o dysleksji dostał. Dlaczego? Matura się zbliża, a on chce być łagodniej oceniony na wypracowaniu. Nie rozumiem tylko po kiego grzyba obniżać swoje własne umiejętności tylko dla kilku nieuczciwie zdobytych punktów.

Takich sytuacji byłoby pewnie jeszcze więcej. Poznałam w swoim życiu tylko kilka osób naprawdę będących dyslektykami lub dysgrafikami. W większości pracowali nad sobą i swoimi problemami z gramatyką i postępy były bardzo widoczne. Mam nadzieję, że za jakiś czas coś się zmieni w naszej mentalności, bo inaczej niedługo to brak podobnego orzeczenia będzie rzadkością. Da się coś zrobić z poradnią działającą w podobny sposób?

szkola

by clemcia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar frems
10 14

Ludziom się coś porobiło i cwaniakują wszędzie gdzie się da, a ludzie którzy są uczciwi tracą.

Odpowiedz
avatar Zlotowa85
-3 17

@Xirdus: Ja mam dysleksję z którą walczę, objawia się ona tym że gdy szybko piszę to gubię się w literach. Do tego dysortografia jak piszę coś na szybko to się sam rozczytać nie mogę. Jak wolno to pismo mam perfekcyjne. Lecz zgadzam się że teraz każdemu leniowi wystawiają takie udogodnienie.

Odpowiedz
avatar SirCastic
25 33

@Xirdus: Wystarczy, żeby świadectwa/dyplomy nie wyglądały identycznie, tylko zawierały informację O UPOŚLEDZENIACH. Skoro de facto zdobywają punkty na łagodniejszych warunkach. A i uczelnie by widziały pełen profil kandydata. Ciekawe ilu by się zdecydowało.

Odpowiedz
avatar cynthiane
11 11

@Zlotowa85: dysortografia to brak umiejętności rozróżniania i stosowania zasad ortografii. Co to ma wspólnego z brzydkim pismem? Jedyne, co do bazgrolenia można dopiąć, to dysgrafia.

Odpowiedz
avatar Irasiad
17 21

Mam nadzieję, że o ile Twój kuzyn zda maturę, to uwalą go na pierwszych lepszych studiach, na jakie się wybierze. Najlepiej na takich, na których będzie mu zależeć. Za kombinatorstwo i tupet. Prędzej czy później takie cwaniaczki wpadają - oby było to dla niego bolesne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2014 o 7:01

avatar Malibu
8 10

@Irasiad: Skoro twierdzisz, ze prędzej czy później takie cwaniaczki wypadają to chyba dawno nie miałeś/łaś nic wspólnego z uczelnią. Pomijam już te prywatne czy małe i nowe uczelnie, którym zależy na kasie lub podnoszeniu statystyk alez poważnej uczelni też nie prosto wylecieć za cwaniaczenie.

Odpowiedz
avatar Irasiad
2 2

@Malibu: dlatego zaczęłam swoją wypowiedź od "mam nadzieję".

Odpowiedz
avatar Jotka
14 26

Znajomy ma orzeczenie o dysleksji. Dowiedziałam się od niego, bo skubany trzy lata się nie zdradził, a piszemy do siebie dosyć często. Powiedział, że tak było mu wstyd robić błędy, że siedział ze słownikiem aż się w końcu nauczył. Nie wierzę w dysleksję, wierzę, że ktoś ma trudniej,ale to papierek na lenistwo.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
23 23

@Jotka: moja polonistka, musiała odnosić się do słownika podczas sprawdzania dyktand. Po napatrzeniu się na błędy, mózg nauczycielki dostawał kociokwiku i musiała sprawdzać dane słowo, mimo,że wiedziała jak się je pisze

Odpowiedz
avatar Izura
1 15

@osvinoswald: Ja po siedzeniu w internetach też czasem nie wiem, czy pisze się "któru" czy "ktury", "już" czy jósz".

Odpowiedz
avatar wumisiak
27 27

Studiuję logopedię. Ucząc się o trudnościach w czytaniu i pisaniu, wciąż i wciąż wałkujemy metody terapii w dysleksji, dysgrafii itp. zaburzeniach. I krew mnie zalewa jak słyszę, że ktoś przyjdzie do poradni tylko po "papierek" i nic ze swoim problemem nie robi, tylko czeka na mannę z nieba... A jeszcze gorsze jest to, że zdarzają się ludzie orzekający takie dysfunkcje i uważający, że na tym ich rola się kończy. To całkiem tak, jakby pacjent przyszedł do lekarza, otrzymał wyniki badań i diagnozę choroby przewlekłej, na przykład niedoczynności tarczycy, i usłyszał tylko: "Ok, ma pan niedoczynność, dam panu zaświadczenie, będzie pan mógł się spóźniać do pracy. Nie, nie trzeba leczyć, czemu? Niech pan korzysta z przywilejów!". Powinien być jakiś nakaz odgórny: chcesz dostać papierek - chodź na terapię, chcesz wystawić papierek - prowadź terapię. :-|

Odpowiedz
avatar party_hard
12 12

@wumisiak: Bardzo mądre rozwiązanie proponujesz. Mam nadzieję, że będziesz świetnym logopedą, pozdrawiam :)

Odpowiedz
avatar wumisiak
6 6

@party_hard: Bardzo dziękuję! Też mam taką nadzieję. ;-) @Taczer: Ha, przejmuję się. Od szkolnych ocen się zaczyna. A logopeda to trochę lekarz, ale skoro nie składa przysięgi hipokratesa, to niektórzy myślą, że jego misja może się kończyć na papierku. Nie powinna! Nie może!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@wumisiak: Opowiem Ci swoją historię o moim małym "zaburzeniu" ;). Mam wadę wymowy, z powodu krótkiego wędzidełka pod językiem. Na czym wada polega? Poza faktem, że nie mogę za bardzo wystawić języka oraz nie potrafię przeciągnąć r, śmiesznie mówię wyrazy zawierające tę literę. Musiałabym podciąć ,,to białe coś pod językiem", a potem pewnie jeszcze uczyć się mówić na nowo, żeby zapanować nad dłuższym językiem. Zapewne musiałabym w kółko powtarzać ,,trawa, trociny, tryptofan" (nie oszukujmy się, nie przyłożyłam się do tych ćwiczeń i z wyrazów, jakie mi podano do treningu pamiętam tylko "trawę"). Mi to nie przeszkadza, podoba mi się to, jak mówię; logopeda też nie miał zastrzeżeń, według niego lepiej mówić w moim przypadku się wręcz nie da i nie ma tu wiele do roboty, bo on jedynie może w niewielkim stopniu poprawić to, co już jest. Kto ma zastrzeżenia? Moja siostra, bo mnie nie rozumie przez telefon (jak dzwoni o 9. w sobotę niech się nie dziwi, że jestem jeszcze w łóżku, nic nie piłam i tylko bulgoczę coś w odpowiedzi). I moja mama. Dzięki temu zaliczyłam małą wycieczkę do poradni, do logopedy. Jako bachor naprawdę nie lubiłam tego miejsca. A które dziecko nie czułoby się zaniepokojone przebywaniem obok "strasznej pani", obcej osoby, która nie wiadomo czemu jest bardzo blisko, pokazuje jakieś drzewka (co to jest? - Choinka. - dobrze, ale to jest jeszcze coś innego. - Choinka. - Nie, można to też inaczej nazwać. - Jak nie choinka, to ja już nie wiem co!) i każe w kółko powtarzać jakieś wyrazy? Dla małego dziecka to naprawdę nie ma sensu. A teraz wracamy do teraźniejszości. Kto zgubił skierowanie do chirurga na podcięcie wędzidełka? Moja mama. Kto miał pretensje o zgubienie? Moja mama. Kto reagował ze zdziwieniem, że mam "jakąś-tam" wadę wymowy? Praktycznie wszyscy, choć zdarzyła się jedna wypowiedź, iż faktycznie, jakoś śmiesznie mówiłam to ,,r", ale tego nie zauważyli. Kto ewidentnie ma gdzieś opinię o swojej "wadzie"? Ja. Na pewno to zła postawa, ale po co mam spędzać godziny w gabinecie, skoro jedyny argument z tych sensowniejszych to taki, że potem trudniej byłoby mi to skorygować. Mnie tylko zastanawia, czy jest co korygować? I tak to ja głównie proszę o powtórzenie co kto mówi, bo nie słyszę, albo nagle włączy mi się tryb obcego języka, albo nie zajarzę, że to, co ktoś mówi, jest adresowane do mnie. Mało osób prosi mnie o powtórzenie tego, co przed chwilą powiedziałam. A, uwierzcie mi, ze mówię naprawdę dużo :). Chyba, że schodzi na temat muzyki, albo gier. Nikt nie jest w stanie przekonać mnie do swojego zdania. Muzyka to zwyczajny hałas i nie wiem, kompletnie pojęcia nie mam jak ludzie mogą znosić to z własnej woli. A jeśli chodzi o gry, wielbię Quake III Arena i nie śpieszy mi się poznawać więcej gier, ta jedna od czasu do czasu mi w zupełności wystarcza ;) Abstrahując od tematu historii, pamięta ktoś jeszcze stare gry?

Odpowiedz
avatar letmefly
13 13

Na twoim miejscu zgłosiłabym sprawę do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

Odpowiedz
avatar ladybugg
9 11

Kiedy chodziłam do gimnazjum, była w naszej klasie grupa osób, które miały "opinie". System w szkole był taki, że osoby z opinią mają podnoszoną ocenę o jeden stopień. W praktyce wyglądało to tak, że osobą z tymi wszystkimi "dysfunkcjami" podnoszono oceny z biologii, historii i matematyki itd. Pamiętam jak się denerwowałam, jak ta grupka ludzi dostawała lepsze oceny z matematyki bo mieli dysortografię. Minęło dwanaście lat i jak widać się nic nie zmieniło.

Odpowiedz
avatar cynthiane
10 10

@ladybugg: ale dlaczego mając dysortografię dostawali wyższe oceny z matematyki?! Z języka polskiego- jeszcze zrozumiem, bo to na języku robi sie błędy ortograficzne,. A z matematyki mogłaby zwalniać dyskalkulia. Ale dysortografia to już głupota, złośliwość i chamstwo nauczycieli... "Wystarczy, że jesteś dys-tępakiem i robisz z własnej woli błędy, masz z chemii ocenę wyżej".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

Dobrze, w sprawie zwolnienia z drugiego języka. Oprócz francuskiego mieliście jeszcze jakiś obcy? Czy chodziło ci,że francuski to drugi po polskim? czy możliwe jest całkowite zwolnienie z nauki języka obcego,który jest normalnym przedmiotem? Jak,zdawała maturę?

Odpowiedz
avatar clemcia
10 10

@osvinoswald: Obecnie chyba w każdej szkole średniej obowiązuje nauka dwóch języków obcych. Takie zwolnienie chyba (bo sytuacja jest sprzed paru lat, a ja też się w to za mocno nie zagłębiałam) sprawia że nie musimy uczyć się drugiego języka obcego. Maturę zdawała z angielskiego, ale chyba poległa na ustnym.

Odpowiedz
avatar Epifania
5 5

@clemcia: nawet nie chyba :) Masz rację, obecnie w szkołach średnich uczy się dwóch języków nowożytnych. Matura jest obowiązkowa z jednego, każdy uczeń może sobie wybrać, który chce zdawać. Natomiast pierwsze słyszę o całkowitym zwolnieniu z przedmiotu na takiej podstawie. W moim liceum byli ludzie z orzeczeniami o dysfunkcjach i normalnie uczyli się języków. Wiesz może, jak to zwolnienie wyglądało od strony prawnej?

Odpowiedz
avatar clemcia
4 4

@Epifania: Z pierwszej ręki nie wiem, koleżanka tylko się pochwaliła swoim "genialnym" pomysłem tuż przed końcem roku. Ale wystarczy wygooglować "zwolnienie z drugiego języka obcego na podstawie orzeczenia" i wyświetla się całkiem sporo plików PDF z różnych szkół na temat trybów takiego zwolnienia. Myślę, że w każdej wygląda to trochę inaczej.

Odpowiedz
avatar ignisvespers
19 21

Najpiękniejszy moment związany z "dysleksją"? Studiuję na lekarskim, miałam anatomię, kolokwia praktyczne polegały na tym, by nazwać dany narząd/element po polsku i po angielsku w bardzo krótkim czasie. Na pierwszym wykładzie usłyszeliśmy, że nie mamy prawa zrobić literówki, a z orzeczeniami o "dys" mamy się nawet nie pokazywać, bo nieopanowana dysleksja jest przeciwwskazaniem do bycia lekarzem (literówka w recepcie, dawkowaniu, złe przeczytanie czegoś z karty może zaważyć na czyimś zdrowiu). I tak na studiach powinni być traktowani wszyscy - mieli czas przez szkołę, by problem przepracować (znam ludzi, którzy po ciężkiej pracy wygrywali konkursy ortograficzne), więc żadnej taryfy ulgowej. Być może powinno być już wprowadzone to w szkole średniej :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 16

@ignisvespers: już w nauczaniu początkowym, gdzie takie problemy od razu można zauważyć i zwalczać w zarodku. Przedszkole/ zerówka a potem podstawówka to najważniejszy okres w życiu dziecka gdzie wszystkie takie zaburzenia można wyłapać.

Odpowiedz
avatar Zmora
16 16

@Izura: To chyba jednak od dziecka zależy.

Odpowiedz
avatar kasiunda
15 15

@Izura: pierwsze słyszę.

Odpowiedz
avatar archeoziele
14 14

@Izura: Wystarczy wyłączyć telewizor i trochę poczytać.

Odpowiedz
avatar lady0morphine
10 10

@ignisvespers: Aj, żeby wszędzie tak było. Niestety, nie jest. Miałam w szkole średniej koleżankę z dysleksją, błędy waliła porażające, nic z problemem nie robiła, bo po co, przecież ma orzeczenie. Obecnie jest na drugim roku PEDAGOGIKI. Tragedia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

Znam takie przypadki. Do mojego liceum chodził chłopak, którego z widzenia kojarzyłam z podstawówki, był lekko upośledzony. Miał indywidualne nauczanie. Bez sensu. O dysleksjach to mozna cale elaboraty napisac, co ciekawe moj brat prawdziwy dysgrafik (do dzisiaj pisze jak pierwszoklasista) i dysortografik (nauczyl sie ortografii ale czasami jakis blad zrobi) nigdy orzeczenia nie dostal, bo mama kladla nacisk na to, aby sie nauczyl. Niestety ludzie mysla, ze takie zaswiadczenie zwalnia z koniecznosci poprawnego pisania i pracy nad soba

Odpowiedz
avatar Epifania
9 9

Zadziwia mnie coraz popularniejsze podejście typu "dysfunkcje = przywileje". Ludziom się wydaje, że to tak fajnie być "łagodniej traktowanym" i nawet nie pomyślą, ile czasu i energii zajmuje w rzeczywistości walka z dysfunkcjami. Chodziłam do podstawówki z chłopakiem, który miał dysgrafię, dysortografię i dysleksje + jakieś wady wymowy na tyle poważne, że inne dzieciaki je zauważały. Od pierwszej klasy miał terapię i dodatkowe zajęcia kilka razy w tygodniu, zostawał po lekcjach żeby ćwiczyć, generalnie bardzo się starał i w miarę możliwości wolał nie korzystać z przywilejów takich jak więcej czasu na napisanie klasówki. W ciągu sześciu lat zrobił ogromne postępy. Nie rozmawiałam z nim już baaardzo długo, ale wspólni znajomi twierdzą, że nie odpuścił i teraz nie ma praktycznie żadnych problemów z prawidłowym pisaniem i mówieniem. Do czego zmierzam? Skoro dzieciak w wieku 7-12 lat jest w stanie narzucić sobie taką samodyscyplinę, to takie lenie tym bardziej powinny móc wziąć przysłowiowe dupy w troki i popracować, a nie cwaniaczyć! Bardzo mi się podoba pomysł @wumisiak - twierdzisz, że masz dysfunkcję? Super, w takim razie powinno ci zależeć na pozbyciu się jej, zapraszamy na terapię.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@Epifania: jak rodzic nie naciska prawidłowo, to potem ciężko, wiem to po sobie. Zawsze było wymaganie - masz mieć 5 i koniec. Żadnej pomocy, NIC, ewentualnie wygłoszenie kazania w podstawówce nad moim zeszytem. Bo niewyraźnie piszę. Zero zainteresowania, mogłam liczyć na nie tylko wtedy, kiedy przeszkadzałam w oglądaniu telewizji. Mam wrażenie, że zostałam człowiekiem w momencie, w którym weszłam do liceum, a zwraca się uwagę na mnie i moje zdanie od kiedy mam lat 18.

Odpowiedz
avatar Innaodreszty
9 9

Na pewnej wywiadówce, gdy byłam jeszcze w podstawówce, w szkole urządzono prelekcję, którą mama streściła w słowach „jak dobrze, że moje dziecko ma dysleksję". Jej koleżanka nawet chciała synowi załatwić dys-, ale stwierdziła, że jeszcze chłopak sobie może wymarzyć polonistykę czy inny zawód wymagający poprawnego pisania.

Odpowiedz
avatar Innaodreszty
4 6

@Innaodreszty: I jeszcze miałam koleżankę dyslektyczkę. Pisała opowiadania, poprawnie ortograficznie i ładnie stylistycznie, ale litery wędrowały. Brała nawet udział w olimpiadzie z języka polskiego.

Odpowiedz
avatar fak_dak
10 12

Nauczania indywidualne są wymuszane na rodzicach przez szkoły. Mamy niż demograficzny i szkoły rozpaczliwie potrzebują godzin dla swoich nauczycieli, by nie musieć ich zwalniać. Uczniów trudniejszych wychowawczo, mniej zdolnych próbują upchnąć na n.i. Ja, poza rzeczywistymi wskazaniami psychiatrycznymi, odmawiam pisania wniosków na nauczania indywidualne. Zgłaszają się rodzice dzieci, którym nie chce się uczyć, podporządkowywać regułom szkolnym, które są niegrzeczne i niewychowane. Tłumaczę rodzicom, że ułatwiając pociechom życie w taki sposób próbują zrobić ze swoich dzieci inwalidów społecznych i nieudaczników życiowych. Można unikając nauki i trudności skończyć podstawówkę, gimnazjum na n.i. Nie ma za to już za to czegoś takiego w liceum, na studiach, a tym bardziej w pracy zawodowej. Forsując bezzasadnie nauczanie indywidualne wychowają sobie dorosłego, niepracującego, mającego pretensje do całego świata z rodzicami na czele syna-starego kawalera, z którym będą mieszkać i się użerać do śmierci.

Odpowiedz
avatar Devotchka
4 4

Jak najbardziej rozumiem twoje zmartwienie. Nie wiem co to będzie w przyszłości. Znam taki przypadek. Dziewczyna miała od podstawówki problem z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami. Nieważne gdzie trafiła, jakoś podpadała kolegom i koleżankom. Kiedy w drugiej gimnazjum dziewczyna znów musiała zmieniać klasę, jej mama wpadła na cudowny pomysł- załatwi jej nauczanie indywidualne. No ale o ile z początku można było AŻ dwa lata wyciągnąć z powodu wypadku samochodowego (tak naprawdę nie stało się jej wtedy nic poważnego) to nadszedł czas liceum i zmierzenia się z tym, z czym normalny licealista musi się kiedyś zmierzyć. Dziewczyna sobie nie poradziła psychicznie. Ani z nauką, ani z nawiązywaniem kontaktów. Dzięki chodzeniu "po nauczycielach" cudem wybłagała przejście do drugiej klasy. Obecnie powinna być na drugim roku studiów (zawsze chciała na nie iść), a nawet nie zarobiła przepustki do klasy maturalnej.

Odpowiedz
avatar Nialla
5 7

Przyznam, że sama mam dysleksje i dysortografie. Lecz moje wspomnienia z dzieciństwa przepełnione są godzinami jakie moja mama. Spędziła ze mną na ćwiczeniach. Raz w tygodniu chodziłam do logopedy i pedagoga. W domu miałam specjalny zeszyt w którym na każdej kartce pisałam pojedyncze litery z alfabetu. Do tego dochodziło przepisywanie zeszytów szkolnych. No i oczywiście cwiczenia z mamą. Do dzisiaj pamiętam jak pani z poradni powiedziała, że moja mama jest pierwszą osobą jaką zna, że tyle poświęciła na moje cwiczenia, a ja osobą która zrobiła takie postępy. Moje pismo jest czytelne, radzę sobie z nauką, dyslekcja nie uniemożliwia nauki lecz utrudnia. Świadectwa mam z czerwonym paskiem, a trudności mialam jedynie z jezykami i nauką dat i nazwisk. Kto uważa, że dyslekcja jest usprawiedliwieniem na złą naukę jest zwyczajnie leniem. PS. Na maturze z polskiego mogłam zrobić, "aż" 1 błąd więcej niż inni. Mimo to zdałam na ponad 70%. Osoby które tłumaczą się dysleksją na własne życzenie pozbawiają się swojej inteligencji.

Odpowiedz
avatar daaga14
-1 3

Ja osobiście jestem dyslektyczką i od podstawówki mam orzeczenie. Czytam dużo książek i staram się robić wiele żeby tego nie było widać. Ale na w poradni to też się nie podoba bo według pani psycholog jestem za inteligentna. Czyli jeśli chce się coś z tym zrobić i człowiek się stara to już nie może mieć takiego orzeczenia. A osoba która nie ma takich problemów dostaje papierek bez problemu

Odpowiedz
avatar gitaromaniaczka
2 2

Dysleksja czy jakieś inne problemy, jak wada wymowy czy niepełnosprawność ruchowa w połączeniu z lenistwem to jeszcze mały pikuś jeżeli chodzi o naukę w szkole. Przepchną go z klasy do klasy, dzieciak się będzie cieszył bo ma łatwiej, rówieśnicy się powkurzają i co? I nic. Gorzej, jeśli mając taki problem (nie zaświadczenie, problem) nic się z tym nie robi a później... hmmm... wychodzą ładne kwiatki. Do dziś pamiętam jak jeden z wykładowców na mojej uczelni (pedagogika wczesnoszkolna) opowiadał jak odprowadzając córkę do szkoły zobaczył nauczycielkę wieszającą wyrazy z trudnością ortograficzną do wzrokowego zapamiętania przez dzieci. Z przerażeniem zauważył, że nie dość, że "huśtawka Heni" zapisana była jako "chuśtawka Cheni" to jeszcze litery "ch" były pogrubione czy tam zakolorowane, nie pamiętam dokładnie. Jak nauczyciel, który ma dys-, stwierdzoną czy nie (czy po prostu zbyt leniwy żeby się tego nauczyć lub chociaż sprawdzić) ma nauczyć kogoś ortografii? Miałam również na roku koleżankę która się jąkała. Ale tak naprawdę, nie od czasu do czasu. Normalne, mieszane - kloniczne i toniczne jąkanie. Przez 5 lat chyba żaden z wykładowców tego nie zauważył a jak zauważył to nie zwrócił uwagi. Ta sama sytuacja, nie da się z taką wadą uczyć dzieci. Więc nieważne czy te orzeczenia są prawdziwe czy nie, jeżeli nie będą nad tym pracować, nie będą w stanie wykonywać swojego, być może wymarzonego, zawodu. Inna sprawa, że z czymś takim albo nie znajdą pracy albo szybko z niej wylecą i wtedy do kogo będą mieć pretensje? Ano do całego świata bo się przyzwyczaili, że wszyscy im ustępują i głaszczą po główkach. To tak jakby kobieta bez rąk była manikiurzystką. Niby się da, ale piękne to to raczej nie będzie...

Odpowiedz
Udostępnij