Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia Vege http://piekielni.pl/62568 przypomniała mi podobną sprzed lat, dotyczącą naszej przyjaciółki. "100…

Historia Vege http://piekielni.pl/62568 przypomniała mi podobną sprzed lat, dotyczącą naszej przyjaciółki.
"100 lat temu" pracowaliśmy razem .
Anna miała "tylko" wykształcenie średnie. Dobrą szkołę techniczną skończyła z wyróżnieniem. Bardzo chciała się dalej uczyć, ale musiała zacząć na siebie zarabiać. I w czasie gdy kończyła szkołę, zwykło się mawiać, że do rodzenia dzieci wyższe wykształcenie nie jest potrzebne.

Była bardzo sumiennym pracownikiem. Chętnie uczyła się nowych rzeczy i wkrótce robiła różne prace wykraczające poza jej zakres obowiązków. Oczywiście bez dodatkowej opłaty. Tak się dziwnie składało, że była zawsze pomijana przy wszystkich nagrodach i bonusach. A podwyżki dostawała tylko "systemowe". Często dziwiliśmy się dlaczego. Po latach stwierdziliśmy, że chyba jej kierowniczka bała się konkurencji, bo Anna biła ją na głowę wiedzą, umiejętnościami, pracowitością i dodatkowo była ogólnie lubiana.

W pewnym momencie Anna zaczęła zaoczne studia. Zdarzało się w firmie, że dokształcający się ludzie dostawali urlopy, dni wolne, dofinansowanie. Zazwyczaj w zamian podpisywało się tzw. "lojalkę". Ale Annie odmówiono takich udogodnień. Na jej stanowisku nie ma wymogu wyższego wykształcenia. Mówi się trudno. Anna ciężko pracowała a w weekendy studiowała.

Gdzieś w połowie studiów Anna urodziła dziecko. Tatuś dzidziusia zostawił ją z dnia na dzień i ulotnił się w poszukiwaniu innego szczęścia. Anna pracowała do samego porodu. Bez zwolnień i taryfy ulgowej. Świetnie zorganizowana i... uśmiechnięta. Jak było trzeba tachała pilną pracę do domu. Nadgodzin i dodatków jej nie płacono. Choć inni za podobne rzeczy dostawali dodatkowe pieniądze.

Zaraz po macierzyńskim wróciła do pracy. Była potrzebna, ale kierownictwo zaczęło kręcić nosem. Że likwidacja etatów, że w zasadzie mogłaby zostać, ale pensję trzeba zredukować, że trudna sytuacja firmy, że zmieniły się zasady premiowana i w zasadzie, to o premii może zapomnieć. Dostała do wyboru, albo mniejsze wynagrodzenie, albo za bramę. Zgodziła się na mniejsze pieniądze. Bo zobowiązania, bo małe dziecko. I od razu wszystko wróciło do "normy". Dokładanie obowiązków bez zapłaty.

Gdzieś po roku od jej powrotu z macierzyńskiego rozsypał się jeden z istotnych działów administracyjnych. A że Anna współpracowała z nim dość ściśle i znała dokładnie zagadnienia, z dnia na dzień została obciążona wszystkimi obowiązkami. Oczywiście dodatkowych profitów brak. Orząc za 3 osoby (bo tyle wcześniej tam pracowało), ciągnąc często malucha do biura, bo dokumentacja nieskończona, wytrzymała pół roku. W międzyczasie po raz kolejny pominięto ją przy rocznych nagrodach firmowych. Cóż, szefostwo wychodziło chyba z założenia, że samotna matka będzie pracować za każde pieniądze i jeszcze będzie wdzięczna. Tylko wąskie grono zaufanych osób wiedziało, że Anna już nie jest tak bardzo samotna :)

Po pół roku przyjęto do jej działu drugą dziewczynę. Teoretycznie na równorzędne stanowisko. Ale od razu z wyższą pensją. Na pytanie, dlaczego skoro będą wykonywać tą samą robotę, Anna ma wprowadzić nową, a nowa nie ma wiedzy technicznej, usłyszała, że tamta ma wyższe wykształcenie... Anna była na finiszu studiów.
Po raz kolejny zacisnęła zęby. Ale już zaczęła rozglądać się za inną pracą. Trwało to jeszcze z pół roku.

W tym czasie w firmie zaczynało dziać się źle. Bywało, że pensje opóźniały się o kilka dni. Anna znalazła inną pracę. Podpisała tam umowę a z firmy odeszła z dnia na dzień, składając wypowiedzenie z winy pracodawcy (nieterminowa wypłata). Dodatkowo miała przygotowaną dokumentację z ostatnich dwóch lat dotyczącą przepracowanych nadgodzin z dokładnym wyszczególnieniem czego dotyczyły.

Wygrała w Sądzie Pracy pensję za okres wypowiedzenia (3 miesięczny) i zapłatę za wszystkie wyliczone i udokumentowane przez nią nadgodziny oraz wyrównanie za nieprzepisowo obniżoną pensję przy powrocie z macierzyńskiego. Dodatkowo PIP dokładnie przetrzepał dokumentację kadrową firmy. Posypały się kary.
A w dziale Anny trzeba było zatrudnić jeszcze 4 osoby, żeby to w ogóle funkcjonowało. Z pensjami zdecydowanie wyższymi niż jej pensja.

Anna do tej pory mówi, że książka o asertywności to najlepiej wydane 30 zł w jej życiu :)

praca

by z_lasu
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar radomann
58 60

Super zakończenie historii. Dobrze, że walczyła o swoje. Nie potrafię zrozumieć pracodawców, którzy swoim zachowaniem robią wszystko, aby dobry, a nawet bardzo dobry pracownik poszedł w długą. Chytry dwa razy traci- to przysłowie idealnie tutaj pasuje.

Odpowiedz
avatar z_lasu
13 19

@radomann: Podobnych historii znam jeszcze kilka :) Jedna est moja własna. Może kiedyś ją opiszę bo jest iście piekielna.

Odpowiedz
avatar nipman
8 14

@z_lasu: czekamy zatem :)

Odpowiedz
avatar Litterka
12 16

@z_lasu: nie "kiedyś". Siadaj i pisz! ;)

Odpowiedz
avatar Kecaw
11 11

@radomann: Ja bym tu nawet wstawił że 5 razy stracił, nie dość że dobrą pracowniczkę to jeszcze ostro po kasie polecieli ( udowodnione sądowo ) to jeszcze 4 ludzi musieli zatrudnić by ten bajzel (który notabene sami zrobili) ogarnąć przy stracie dużej ilości pieniędzy ( wypłaty). A pani Ani życzę powodzenia.

Odpowiedz
avatar MrSpook
7 7

Menadżery z koziej d(_)py. Na taką kierowniczkę i szefostwo po P I P i SP, dobra jest pianka montażowa poliuretanowa w rurę wydechową i szczeliny drzwi aut ww towarzystwa, oczywiście po zakończeniu współpracy. Przypomina się mi mała firma programistyczna w której pracowałem stawiając pierwsze kroki na rynku pracy. Szefostwo brało od ludzi coraz więcej projektów, nie zatrudniając nowych ludzi, ani nie podwyższało stawki na umowie zlecenie pracownikom z ponad rocznym stażem (studenckie czasy), ani nie dawało umów o pracę, ale nowe auta na firmę brali. Irytujące było również, jak szefostwo wybywało, gdy tylko przychodził wściekły klient, który zapłacił za projekt, a opóźnienia były masakryczne, przez brak mocy przerobowej, oczywiście wrzasków i gróźb klientów musieli słuchać pracownicy niższego szczebla. Jak zostaliśmy z starej ekipy ja i kierownik, bo reszta odeszła, zaczęli przyjmować ludzi z łapanki, kompletnie zielonych... których z kierownikiem musieliśmy szkolić między wykonywaniem własnych części projektów. Los aut znany... konkurencja dała lepsze warunki i stawki.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 października 2014 o 19:16

avatar bobylon89
28 30

Czytając tę historię miałem nadzieję, że właśnie tak się skończy.

Odpowiedz
avatar no_serious
18 20

Piekielność pokonana choć w jednym przypadku :)

Odpowiedz
avatar nemo333
11 15

Ja to tylko czytając historię zastanawiałem się czemu to tak długo trwało? Skoro przez cały czas studiów a i nawet trochę wcześniej była pomijana to wychodzi jakieś 5 lat męczarni... Czemu już na samym początku nie zaczęła się rozglądać za lepszą firmą a nie dopiero po takim czasie?

Odpowiedz
avatar z_lasu
27 27

@nemo333: trwało to więcej niż 5 lat. Ale zasadnicze wynagrodzenia były bardzo dobre jak na nasze warunki, więc trudno było znaleźć coś lepszego. Poza tym gdy do nas przyszła była bardzo młoda. Więc zbierała doświadczenie. A lata leciały.

Odpowiedz
avatar qaro
19 21

Aż miło poczytać:) "Dodatkowo miała przygotowaną dokumentację z ostatnich dwóch lat dotyczącą przepracowanych nadgodzin z dokładnym wyszczególnieniem czego dotyczyły." - tak z ciekawości - jak można taką dokumentację sobie przygotować? Domyślam się, że życzliwa firma by jej w tym nie pomogła, a w jaki sposób pracownik może sam udowodnić, ze pracował więcej i więcej miał zlecane?

Odpowiedz
avatar z_lasu
49 49

@qaro: W firmie był wewnętrzny system naliczania czasu pracy. Oczywiście, to że ktoś był dłużej na terenie firmy nie rodziło (wg szefostwa) konieczności zapłaty za nadgodziny. Zrobiła odpowiednie kserówki i opisała z czego wynikał jej przedłużony pobyt w firmie (przygotowanie dokumentacji dotyczącej... ostateczny termin przygotowania.... ). Dodatkowo spisywała kiedy i od kogo dostawała wytyczne dot. danych projektów, żeby nie było, że opóźnienia wynikały z jej winy. Miała listę wszystkich zrobionych przez siebie prac z ostatnich 2 lat. Zrobienie tego nie było szczególnie trudne, bo cała dokumentacja, (kiedy zlecenie i na kiedy robota ma być zrobiona) była konieczna, żeby się w tym nie pogubić. Ona tylko wpisywała ile czasu więcej poświęcała pracy. Łatwo było wykazać, że pracowała ponad wymiar, bo wszystkie papiery parafowała a kopia zostawała w firmie. A to, że przejęła obowiązki po 3 osobach było samo w sobie dowodem na niemożliwość przerobienia tego w normalnym czasie przez jedną osobę. Gdy już wiedziała, że będzie odchodzić starała się wszystkie polecenia mieć na piśmie w mailach. Cała dokumentacja tych nadgodzin na ścisk mieściła się w dużym segregatorze.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 października 2014 o 16:22

avatar PooH77
9 9

Jak ja nie cierpię takiej niesprawiedliwości :S...Dobrze że wywalczyła swoje :).

Odpowiedz
avatar chozjor
4 4

A ja mam pytanie dotyczące tego wynagrodzenia - skoro rozwiązała umowę bez wypowiedzenia, to na jakiej podstawie sąd przyznał jej wynagrodzenie za te 3 miesiące? Wiesz może?

Odpowiedz
avatar z_lasu
19 19

@chozjor: Skrót myślowy. Wypowiedziała umowę z winy pracodawcy (rażące naruszenie obowiązków przez pracodawcę) bez konieczności zachowania przez nią okresu wypowiedzenia. Taka "dyscyplinarka" dla pracodawcy :) A Kodeks Pracy mówi, a przynajmniej kiedyś mówił, że w takich wypadkach należy się pracownikowi odszkodowanie w wysokości wynagrodzenia za okres wypowiedzenia. Nie podam ci podstawy prawnej (na pewno Kodeks Pracy), bo nie bardzo mam czas googlować. Ale jak wgłębisz się w temat, znajdziesz.

Odpowiedz
avatar chozjor
6 6

@z_lasu: dzięki!:)

Odpowiedz
avatar Vege
8 8

@z_lasu: Nie tylko w takich wypadkach - to się nazywa wypowiedzenie umowy z zachowaniem okresu wypowiedzenia (jeżeli pracownik przepracował w danej firmie od 3 lat wzwyż to 3 miesiące), bez świadczenia pracy - i to nie tylko działa w przypadku wypowiedzenia z winy pracodawcy.

Odpowiedz
avatar z_lasu
9 9

@Vege: Tak na mój nos to dwie różne sprawy. Wypowiedzenie bez świadczenia pracy wymaga porozumienia stron. I podczas trwania takiego wypowiedzenia nadal jesteś pracownikiem. W przypadku wypowiedzenia z winy pracodawcy (ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków wobec pracownika art. 55 § 1 (1) Kodeksu Pracy. :) ) odejście z pracy odbywa się natychmiast a pracownikowi przysługuje odszkodowanie w wysokości wynagrodzenia za okres wypowiedzenia.

Odpowiedz
avatar marika_c
7 7

miło było się dowiedzieć, jak ta historia się zakończyła - dzięki za opowieść :)

Odpowiedz
avatar natalia
6 6

Długo tam pracowała na psich warunkach, długo to trwało, ale jak to mówią "lepiej późno niż wcale", a jeszcze w takim stylu to naprawdę - brawo! :)

Odpowiedz
avatar kubika6
-1 3

Czytałem to samo w piątek w "Z życia wzięte". (wydanie 24.10-7.11) Nie wiem czy jesteś tą samą osobą, czy przepisałaś historię (plagiat), czy ta "Ania" jest wspólną znajomą i wraz z jej znajomą używacie dokładnie tych samych słów. Ewentualnie jakaś hisotryjka z neta.

Odpowiedz
avatar z_lasu
6 8

@kubika6: jak łatwo zauważyć, historia została umieszczona tutaj 19-10. Więc to chyba mnie ktoś splagiatował. Historia jest autentyczna. Wydarzyła się około 2004-2005 roku. Ale dzięki, sprawdzę wydanie i upomnę się o honorarium.

Odpowiedz
avatar Aptekara85
3 3

Bo zemsta najlepiej smakuje na zimno. Jakby od razu zaczęła się rzucać to by pewnie paragraf na nią znaleźli i wyrzucili z jej winy

Odpowiedz
Udostępnij