Pracuję w ładnym miejscu, w miłej dzielnicy, w wolnostojącym domku otoczonym ogrodem. Dookoła inne zadbane domki, blisko rzeczka i lasek. Generalnie sielskie przedmieścia.
Ostatnio dzielnica przeżywa prawdziwy najazd akwizytorów z piekła rodem i różnego typu naciągaczy - a to ratujących kotki, a to dzieci z białaczką/na wózkach/z mukowiscydoza albo osoby chorujące na Alzheimera... Nie wiem, skąd taki wysyp, ale w ostatnich miesiącach naciągacze są prawdziwą plagą.
Jeden wyjątkowo pechowy łaził po sąsiadach, aż trafił do mnie do pracy. Zaprosiłam go do środka, bo czasem lubię pogadać z cwaniakami. Zadowolony że przełamał pierwsze lody, zaczął trajkotać:
- Dzień dobry, jestem Lucek Piekielny z Nieistniejącej Organizacji (machu-machu jakimś zalaminowanym, poważnie wyglądającym identyfikatorem). Zbieramy fundusze na rzecz domów dziecka. Gdyby zechciała pani...
- O, to super inicjatywa. A na co dokładnie chcą państwo przeznaczyć te zebrane fundusze?
- Kupimy... (tu wstaw bardzo dużo rzeczy, od zabawek i ubrań, przez podręczniki, skończywszy na komputerach i telewizorach)
- A z którymi konkretnie domami dziecka państwo współpracują?
Tu pan się trochę zająknął.
- No... ze wszystkimi?
- To się świetnie składa, ponieważ właśnie znajduje się pan w jednym z tych domów dziecka! Już nie mogę się doczekać tych wszystkich prezentów, które dostaniemy od pańskiej Nieistniejącej Organizacji! Czy mogę poprosić o dokładne dane pana i organizacji, żeby łatwiej było się skontaktować, jak już państwo będą chcieli przekazać nam te darowizny?
Byłam naprawdę bardzo miła, ale pan nagle złapał przysłowiową rybę. Dawno nie widziałam, żeby ktoś tak desperacko wykręcał się od odpowiedzi. Danych oczywiście nie podał, jakieś mętne tłumaczenia, że on nie jest upoważniony... Uciekł i nie wrócił więcej, nie widziałam go także nigdzie w pobliżu. Podejrzewam, że nie udało mu się naciągnąć żadnego z sąsiadów - ze względu na bliskość domu dziecka są mało naiwni i jeśli chcą pomagać, przychodzą bezpośrednio do nas. Mimo wszystko zawsze uczulam. Proszę, sprawdzajcie dokładnie komu i na co dajecie pieniądze, bo większość tych "kwest" to cyniczne naciąganie, a nie pomoc potrzebującym.
Ciekawi mnie też, jakim cudem pan naciągacz przegapił naprawdę sporą tablicę z napisem "Piekielny Dom Dziecka" przykręconą do ściany obok drzwi :)
naciągacze
Sama prawda. Nie tak dawno w pracy zjawiły się dwie babki. Na mój gust wyglądały "menelsko", śmierdziały papierochami, ogólnie ubiór w nieładzie, w łapskach jakieś wymiętolone, brudne papiery (zaświadczenia...?) no ale może się mylę :) Gadka-szmatka, "jesteśmy z takiejtoatakiej fundacji, zbieramy na materac rehabilitacyjny dla jakiegośtam Zdzisia co urodził się z niedowładem czegośtam". Jak zwykle odmówiłem. Po skończonej pracy mijam sklep "Alkohole". Na ławce obok siedzą panie z "fundacji", liczą drobniaki i jedna mówi do drugiej "Kur**, na zero-siedem nie starczy...".
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 października 2014 o 7:07
Przemek, źle zrozumiałeś i tyle. Nie dla Zdzisia, tylko dla Zdzisi. Nie na materac, tylko na wódkę. I nie z niedowładem, tylko aby niedowładu nóg dostać...źle usłyszałeś i oczerniasz biedne i szczere wolontariuszki ;)
Odpowiedz@sprin: Hmmm tak jak z radiem Erewań? "Jak donosi Radio Erewań, na pytanie: Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody? Odpowiedź brzmi: Tak, to prawda, tylko że nie w Moskwie, lecz w Leningradzie, i nie na Placu Czerwonym, a na Placu Rewolucji, i nie samochody, a rowery, i nie rozdają, a kradną"
OdpowiedzA po co ich sprawdzać? Najlepiej w ogóle nie wpuszczać, a jeśli już przez przypadek lub nasza nieuwagę dostaną się do środka pokazać drzwi.
OdpowiedzGdzieś już to czytałem...
Odpowiedz@DarkVader: Ale historia działa się w prywatnym mieszkaniu? Jeśli tak, to całkiem niedawno to było...
OdpowiedzDlatego również nie wspomagam tego typu osób. Przytłaczająca większość z nich to, niestety, wyłudzacze. Jak już pomagać to najlepiej bezpośrednio.
OdpowiedzPiekielny Dom Dziecka mówisz... ;-)
Odpowiedz@lordmakos: ;) tak naprawdę to w nazwie mamy roślinkę
OdpowiedzJak brzmi przysłowie o łapaniu ryby?
Odpowiedz@VAGINEER: może to jakaś lokalna wersja nabrania wody w usta?
Odpowiedz@katarzyna: albo złapać karpia. ;)
Odpowiedz