Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielnych dyskretnie obserwuję już od dawna, nawet konto założyłam, ale to dziś…

Piekielnych dyskretnie obserwuję już od dawna, nawet konto założyłam, ale to dziś pojawił się materiał na historię właściwą. Piekielną? Może troszkę. Rozpisałam się za to porządnie.

Nowy rok szkolny: skończył się jeden etap edukacji, zaczął drugi. Zdałam do jednej z lepszych szkół w moim mieście, co prawda trochę czasu zajmuje mi dojazd, ale warto. Placówka z tradycjami i wysokimi wynikami. Żyć nie umierać.

Na początku pojawił się drobny zgrzyt, a mianowicie: mundurki. Na drodze wojennej z wszelkimi wyrobami spódnico-podobnymi jestem już od czasów przedszkola, ale zacisnęłam zęby, pomyślałam: "Czas dorosnąć, nie możesz całe życie chodzić w dżinsach". Plusem okazała się konieczność noszenia owych mundurków jedynie raz w tygodniu i w święta.
Jeszcze przed początkiem roku szkolnego udałam się na mierzenie. W skład mundurku wchodzi spódniczka, marynareczka i krawacik. Odbiór za miesiąc. Plus minus.


I tak miesiąc później razem z nowo poznanymi koleżankami udajemy się po odbiór mundurków. Złorzeczymy odrobinę na poliestrowo-podobną fakturę marynarki, kształt nieproporcjonalnego kloca oraz cenę (gdy człowiek myśli, ile czekolady by można za to kupić...). Tacham mundurek przez pół miasta komunikacją miejską omal nie wybijając jakiemuś dziecku oka wieszakiem i sprawa zamknięta.

Zamknięta?

Ha, figa z makiem!


Następnego dnia koleżanki narzekają: jakie to to nieforemne, a brzydkie, a źle leży, rękawy za długie, spódnica za długa, w ramionach za szerokie, spódnica spada... Tu coś mnie tknęło, bo jeśli 16 dziewczyn jak jeden mąż stwierdza, że mundurki nie pasują, to coś tu nie gra. Ale wiadomo- szkoła, nie rewia mody. Wręczymy medal temu, kto zaprojektował ładne mundurki.

I tak o sprawie zapomniałam, ubranko wisiało w szafie. Aż do momentu, gdy ktoś przypomniał, że następnego dnia chłopcy odbierają mundurki, a dziewczęta przynoszą do ewentualnych poprawek.
Myślę: przymierzę w końcu, a nóż widelec.

Pierwszy zgrzyt pojawia się, gdy mogę dopiąć tylko jeden z trzech guzików u spódnicy. Ostrożnie wykluczam możliwość gwałtownego przybrania na wadze w ciągu minionego miesiąca, biorąc pod uwagę, że musiałam zacząć nosić pasek u spodni. Na szczęście spódnica tak skrojona, że to kwestia jedynie przyszycia guzików w innym miejscu, jakbym miała czas i jakbym umiała, to sama bym zrobiła. No ale zapłaciłam, mogę mieć fanaberię, by mundurek dobrze leżał.

Następnie pora na marynarkę. Tu muszę pochwalić: poniżej biustu bardzo ładnie leży, nawet wcięcie w talii jest.
Mankamentem jest to, że całościowo wygląda jak marynarka ze starszego brata żywcem zdjęta.
Takiego starszego o 20 lat.
Pacha zaczyna się pod biustem. Nie wiem, na modzie się nie znam, może to taki nowy, hipsterski fason. Dość, że ręki normalnie podnieść nie mogę. Bary wyraźnie za duże, rękawy długie- do połowy dłoni (ja rozumiem, że rośniemy, a to ma starczyć na jak najdłużej, a kolejnych dwóch stów (sic!) nie chcemy wydawać. Ale gibonem w ciągu kolejnych 3 lat nie zamierzam zostać). Dodatkowo pan zdejmujący miarę chyba optymistycznie zakładał, że zmienię rozmiar miseczki jakoś na F, ewentualnie będę chodzić z poduszką pod marynarką.
Mama zapytana o zdanie (dotąd chodziłam tylko w dżinsach, może faktycznie tak się teraz nosi?) już mocno wkurzona odpowiada, że chyba pomylili rozmiary. Decyzja zapada: oddajemy mundurek do poprawki.

No to dalej targać wieszaczek z ubraniem przez pół miasta, a co tam, raz się żyje.

W szatni robię małą sondę- a jakże, nikt (dosłownie, nikt) nie ma mundurka pasującego. Większość dziewczyn usadziła babcię/mamę/sąsiadkę do spódnicy, a marynarkę wrzuciła w najgłębsze czeluście szafy, postanawiając, że i tak nigdy jej nie założy. Mi radzą zrobić to samo, bo podobno po przymiarkach może być jeszcze gorzej.

Przy ponownym zdejmowaniu miary kolejka jak po zasiłek. Nadchodzi moja kolej, przymierzam marynarkę, koleżanki duszą śmiech, pani robi nietęgą minę i przyznaje, że, "no, faktycznie, hmm". Kredę w rękę, zaznacza gdzie przyszyć guziki, szpilką spina boki marynarki, coś zaznacza, coś mierzy, na środę będzie.


I dziś jest środa właśnie. Przymierzyłabym poprawiony produkt na przerwie, ale kartkówka z angielskiego wykluczyła taką możliwość. Wracam do domu (komunikacja miejska już zdążyła polubić się z mundurkiem)i przymierzam odzienie.

Spódnica za duża. Wisi. Jak biodrówka.
Marynarka nadal za duża. Nadal poduszka by się zmieściła. Jedyna różnica taka, że teraz dół marynarki jest za ciasny, ledwo się dopinam, wszystko się marszczy, a pacha nadal radośnie tkwi pod biustem.

Mama, jak na choleryka przystało, schwyciła telefon w dłoń i dalej wyduszać z sekretariatu numer firmy od mundurków (bo oni takich danych nie podają. Argument w postaci porównania ceny a jakości pomaga.).


Na pytanie mamy, kiedy mamy przyjść na miarę, pan głęboko się zamyśla i pyta: "A będą może panie w Piekiełku Dolniejszym?".
Nie. Nie będziemy.

W poniedziałek ze względu na ważne, dość długo trwające badanie miałam nie iść do szkoły, ale idę. Zdjąć miarę. Mama w formie autorytetu ze mną (ponoć nie jestem asertywna).

W środę ślubowanie.
Z mundurkami.


Historia końca jeszcze nie ma. Do trzech razy sztuka, jak to mówią. Myślę jednak, że tym razem mundurek będzie pasował jak ulał.
Szkoda mi tylko koleżanek, które wolały "odpuścić" sprawę.
A dwieście złotych piechotą nie chodzi.


PS. W środę na ślubowaniu dostajemy krawaty. Przyjmuję zakłady, czy mój będzie poniżej kolana.

by Sindarin
Dodaj nowy komentarz
avatar Agness92
3 19

Da się zrobić ładne mundurki. Tylko niestety jakoś tak jest, że jak mają być ładne to muszą mieć kosmiczną cenę. A da się zrobić ładnie i tanio. My w gimnazjum wyglądaliśmy jak pacjenci szpitala psychiatrycznego, bo mieliśmy chińskie podkoszulki/bluzki z długim rękawem w kolorze szpitalno błękitnym. I musieliśmy chodzić w tych szmatach codziennie. (miałam pecha być rocznikiem pomysłowego Giertycha)

Odpowiedz
avatar Zmora
2 4

@Agness92: Je też tak miałam, akurat szłam do pierwszej gimnazjum, jak zarządzono generalne wprowadzanie mundurków. My mieliśmy paskudne koszulki polo (w trzech paskudnych kolorach), z wyszytym logo szkoły, na którym miała być bodajże podobizna naszej patronki, ale jak dla mnie, to wyglądało to jak ziemniak. Ja nosiłam sumiennie, bo takie miałam podejście do szkoły, że jak każą nosić, to noszę, ale po dwóch tygodniach szkoła zaczęła się buntować. W okolicach kwietnia już prawie nikt nie nosił. Więc w następnym roku dyrekcja poszła po rozum do głowy i zarządziła "mundurki jako takie zostają zniesione, ale wszyscy macie nosić dowolne koszulki polo". Cóż, po taki obwieszczeniu uczniowie zobaczyli, że to oni są górą i wtedy to już nikt nie nosił, wszyscy to zlali. Jedynie ja i kilka osób przez pierwszy tydzień się męczyliśmy, ale też potem daliśmy sobie z tym spokój, bo nawet nauczyciele nie zawracali sobie tym głowy... :)

Odpowiedz
avatar Armagedon
10 14

@Zmora: Pomysłowy Giertych bardzo pomysłowo wyszarpał z kieszeni rodziców całkiem ładny pieniądz, a pomysłowe firemki szyjące całkiem ładnie zarobiły. O projektach tych zbędnych łachów nie wspomnę.

Odpowiedz
avatar Innaodreszty
0 0

@Zmora: Gdy była ta reforma chodziłam do podstawówki. Zorganizowano konkurs, w której klasie najwięcej osób będzie nosić mundurki i dyrekcja co jakiś czas sprawdzała to bez zapowiedzi. Wtedy trzeba było mieć na sobie mundurek, kiedy indziej - mógł być w plecaku. Po ogłoszeniu wyników konkursu nikt nic nie musiał. Kilka dni przed mierzeniem mundurka kupiłam bluzę w znanym sklepie odzieżowym. Była dwa razy tańsza, ładniejsza, z lepszego materiału i miała rękawy. Nosiłam ją kilka lat, a kamizelka tak długo nie wytrwała. W gimnazjum było ograniczenie kolorów - biały, czarny, szary, granatowy i niebieski, a w trzeciej klasie przyzwolono na brąz. Wzory i nadruki teoretycznie były zabronione, ale dopóki były w „szkolnych kolorach" i nikogo nie obrażały, to nauczyciele pozwalali. Teraz w liceum mam mundurek i czuję się taka wolna zakładając kolorową bluzkę pod ładną, elegancką marynarkę.

Odpowiedz
avatar Zmora
0 0

@Innaodreszty: W liceum u mnie na szczęście nigdy mundurków nie było.

Odpowiedz
avatar korinogaro
0 0

@Armagedon: Nie stękaj, jakoś w UK w dobrych szkołach są mundurki i wszystkim się podoba. Zwyczajnie szkoły od*ebały lipę pewnie dając fuchę znajomemu który też to olał i tyle. Nawet najlepsze intencje i pomysły pójdą jak krew w piach gdy wykonawca ma głęboko w dupie swoją powinność.

Odpowiedz
avatar OnufryZagloba
-1 25

Czyli przy odbieraniu i zaplaceniu uszytego na miare mundurka ani ty, ani twoje kolezanki nie przymierzaly chyba dosc drogiej odziezy w obecnosci krawca, tylko dopiero w domu zorientowalyscie sie, ze nie pasuja? Czyzbys czegos nie zmyslila? Nie do wiary, jakoby krawiec byl takim idiota, zeby zfuszerowac 16 pod rzad szytych na miare marynarek i spodnic. Ale jesli byloby to prawda, to trzeba bylo nie placic za nieodpowiednia do zamowienia robote, a nie brac to, jak glupia, bo co - krawiec to nasz pan?

Odpowiedz
avatar Rak77
6 16

@OnufryZagloba: Twój optymizm jest duży. Szyte na miarę ? Kupione najtaniej u jakiegoś znajomego odpowiedzialnego za mundurki. Brak zainteresowania rodziców. U mojego dzieciaka, to my rodzice ogłosiliśmy "przetarg" i wybraliśmy dostawcę. Umowa zawierała odpowiednie zapisy odnośnie rozmiarów i jakości zarówno wykonania jak i materiału. Może nie było wspaniale ale przynajmniej przyzwoicie.

Odpowiedz
avatar Miryoku
10 12

@bzyyykk: I co, płacąc pół tysiąca za mundurek, zgodziliście się przyjąć coś, co nie jest nawet uszyte tak, jak powinno być? Bez przymiarki? Gratuluję zaradności.

Odpowiedz
avatar Sindarin
0 4

@OnufryZagloba: Przyznam się, tu moja (i koleżanek) wina: żadna z nas nie pomyślała, że mundurek uszyty "na miarę" będzie aż tak niedopasowany, dlatego nie przymierzałyśmy. Po poprawkach nie zdążyłam przymierzyć (żałuję, przyznaję) bo zadzwonił dzwonek na angielski (mundurki odbieraliśmy na przerwie). Ot, nauczka na przyszłość i lekcja asertywności :). Powiem więcej- 16 jest nas tylko w 1 klasie. A oprócz nas, jest też 16 chłopaków (tak się symetrycznie u nas złożyło). Klas jest 4. To nam daje około 120 spartaczonych mundurków, a to tylko na 1 roczniku (osoby, które nie skarżyły się na zły rozmiar można policzyć na palcach jednej ręki). Z tego co wiem od koleżanek, które chodziły już do tej szkoły, jest to (niestety) dość częsta praktyka...

Odpowiedz
avatar bzyyykk
0 2

@Miryoku - nikt nam nie dał czasu na przymiarki. Poza tym mundurek składał sie z: marynarki, spódnicy, spodni (galowy), polo i bluzy. O ile polo, bluza, marynarka i spodnie były ok o tyle spódnica już nie. I jak wyobrażasz sobie 60 dziewczyn, które maja przymierzyc to wszystko w 10minut w jednej sali? ;) Ta 'fuszerka' została potem naprawiona. Tylko chodzi o to, że nawet najlepsza firma jest w stanie coś spartolić.

Odpowiedz
avatar Nobody
3 7

Też miałam mundurek. Tylko marynarkę, skrojona na miarę i kosztowała też nie mało (100zł) i nosiłam codziennie. Uszyta ładnie i na zdjęciach klasowych,apelach itp. fajnie to wygląda.

Odpowiedz
avatar krolJulian
4 6

Nam w pierwszej gimnazjum zgodnie z zaleceniem ministra G. kazali nosić szmat...eee, mundurki. Konkretnie kamizelki z pseudo wełny. O ile zimą nie było źle, o tyle latem nie szło wytrzymać, bo z koszulką pod spodem było koszmarnie gorąco. No i damski mundurek był brzydki jak sto nieszczęść, męskie miały przynajmniej ratujący sytuację ściągacz. Ostatecznie po niecałym roku noszenia mundurek otrzymał nową funkcję bardzo drogiej szmaty do podłogi.

Odpowiedz
avatar Draco
7 9

Firma szyjąca te mundurki została wybrana albo po znajomości, albo ze względu na cenę. Ogólnie chorym pomysłem jest wyznaczanie jako elementu mundurka - dla wciąż rosnących nastolatków - marynarek. Marynarka zawsze będzie droga, zwłaszcza taka dobrze skrojona. Jest to moim zdaniem kompletnie nie potrzebny wydatek. Ogólnie to popieram idee ujednolicenia strojów szkolnych, ale niestety jej realizacja była tragiczna. Widziałem tylko kilka szkół w których dyrekcja myślała wyznaczając "mundurki" i uznała za nie koszulki polo i z długim rękawem w określonym kolorze z logiem szkoły. Co do spodni/spódnic to były tylko zalecenia, że mają być ciemne i rozsądnej długości. Co ciekawe nawet koszty takich mundurków były nawet niewielkie, bo szkoła robiła hurtowy zakup i potem wysyłała koszulki do firmy robiącej haft. Idea mundurków jest dobra, bo skutecznie wyklucza problem "rewii mody", szpanowania markowymi ciuchami, oraz ubierania się niestosownie. Ja jako pierwszy rocznik gimnazjalny wiem co mówię, po prostu byłem zażenowany widząc jak koledzy chodzą po szkole w dresach, a dziewczyny obierają się jak prostytutki.

Odpowiedz
avatar imhotep
4 4

Kiedyś i u mnie w szkole miały być mundurki, ale jak przyszły takie cudaczne i niedopasowane to wszyscy się zbuntowali, dyrektor poparł i mundurków nie było, a firma zwróciła pieniądze, które na ten cel dostała. Czyli jednak da radę z takiej sytuacji wyjść. Fajna ta twoja szkoła z tradycjami i jedna z najlepszych w mieście, ale bez nauczycieli i dyrektora wspierających uczniów.

Odpowiedz
avatar Sindarin
1 1

@imhotep: No niestety odkryłam to poniewczasie ;). Mundurki są tam tradycją od... ponad wieku (tu nawet słowo "tradycja" wymięka). Szczerze mówiąc rozważałam przeniesienie się do szkoły, gdzie początkowo planowałam pójść z przyjaciółką, ale klasę mam tak rozbrajająco miłą, uprzejmą i zabawną i świetnie się dogadujemy, więc myślę, że razem to wytrwamy;)

Odpowiedz
avatar mw782
1 1

W mojej szkole mundurki były od zawsze (bo taka elitarna niby). Na szczęście nie było takich problemów, jak opisywany w tej historii. Kupowało się: marynarkę do codziennego użytku i komplet marynarka + spódniczka (dla dziewczyn, chłopcy oczywiście kupowali spodnie:)) na oficjalne wyjścia. Podane kryteria: gładkie, w kolorze czarnym lub granatowym, z kołnierzem (żeby było do czego przyszyć dwie tarcze). Pod tym można było nosić dowolne koszulki zimą, ale w sezonie letnim, gdy już marynarek nie trzeba było nosić, to dopuszczalne były bluzki w kolorze białym, czarnym lub granatowym - bez wzorów. Spodnie tylko długie. Dżinsy lub czarne. Albo granatowe ;) Niełatwo było znajdować takie ubrania, ale przynajmniej później było wygodnie - nie było trzeba się zastanawiać nad strojem do szkoły :)

Odpowiedz
avatar chiacchierona
2 2

Kiedy ja chodziłam do Gimnazjum to temu całemu Giertychowi chyba się jeszcze nawet nie śniło, że ministrem zostanie. Dyrektor naszej szkoły miał jednak fantazję (tego jednego nie można chłopinie odmówić) i wprowadził togi. Jak na amerykańskich filmach... Początkowo, padł na nas blady strach bo myśleliśmy, że nam każą codziennie chodzić jak batmany i w tych nieszczęsnych biretach, które spadały z głowy jeżeli nie były przypięte spinkami. Ostatecznie, zakładaliśmy tylko na apele przy czym pod togą i tak trzeba było mieć galowy strój więc głupota straszna i pieniądze wyrzucone w błoto... Idea mundurków może i jest dobra bo też rewii mody w szkole nie popieram ale jaki to ma sens jeżeli w mundurku przychodzi się raz w tygodniu tak jak u autorki?

Odpowiedz
avatar Draco
2 2

@chiacchierona: Sens jest taki, że to nie są mundurki, a ujednolicone stroje galowe. Dodajmy, że stroje robione przez firmę słabo znającą się na szyciu ubrań. Hmmmm... togi? Czasem naprawdę mam wrażenie, że autorzy takich pomysłów coś brali.

Odpowiedz
avatar Taczer
1 1

@chiacchierona: W togi, niekoniecznie birety, ubierałabym nauczycieli. Obowiązkowo. Mundurek - jeśli to polo na długi/krótki rękaw plus wytyczne dotyczące koloru spodni/spódnicy - to całkiem fajna rzecz. Ale zdawanie się na zakup przez firmę wybraną przez dyrekcję, to już nie takie fajne. A to leży w gestii rodziców, szkoła może ustalić wzór, ale nie może nakazać zakupu w określonym miejscu.

Odpowiedz
avatar Innaodreszty
0 0

W moim liceum było mierzenie, ale można było też pojechać do firmy i tam sobie zmierzyć i poczekać aż uszyją. W zasadzie były gotowe rozmiary, ale jak nie było jakiegoś, ewentualnie trafił się ktoś niestandardowy, to szyli na miarę. Mierzyłam ostatnia z całej szkoły i mój rozmiar był, kilka innych też przymierzyłam. Marynarka leży idealnie :)

Odpowiedz
avatar Sindarin
0 0

@Innaodreszty: Firma niestety mieści się w Piekiełku Dolniejszym oddalonym x kilometrów od miasta, co nieco wyklucza wojaże w wolnym czasie w tym kierunku ;)

Odpowiedz
avatar aganieszka21
0 0

W moim liceum też były mundurki. Obowiązkowa kamizelka, spódnica lub spodnie a marynarka to już nie pamiętam czy obowiązkowa, czy też nie. Po zakończeniu mojej kariery tam na kamizelkę znalazł się chętny, który też poszedł do tej samej szkoły. Spódnica gdzieś zaginęła (chyba nawet trochę za duża na mnie wtedy była a też wszystko na miarę szyte). Marynarka była na mnie od początku trochę za duża ale... Dzięki temu nawet teraz, po 10-ciu latach nadal na mnie pasuje a trochę mi się w tym czasie przytyło ;-)

Odpowiedz
avatar aganieszka21
0 0

PS Tak jak akurat u nas kamizelka noszona codziennie była jeszcze ok, tak tarcza na niej była okropna. Wielka jak nakrętka słoika, niegustowna... Trochę z zazdrością patrzyłam na gimnazjalistów, którzy też mieli zajęcia w tym samym budynku co licealiści. Młodzi mieli eleganckie małe posrebrzane tarcze z nazwą szkoły i wizerunkiem ich patrona.

Odpowiedz
avatar kasmo
-1 1

dobrze że nie muszę przez to przchodzić - już chodziłem w mundurkach i nie było ciekawie, teraz mam mundur do pracy i o zgrozo krawat, którego nienawidzę, ale jak trzeba to trzeba. Czekam na dalszą opowieść, jak to się skończyło.

Odpowiedz
Udostępnij