Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nie wiem do końca co z tym teraz zrobić, ale ktoś mocno…

Nie wiem do końca co z tym teraz zrobić, ale ktoś mocno mi nadepnął na odcisk i mam ochotę teraz temu komuś się odwdzięczyć. Ale od początku...
Od ładnych kilku lat zajmuję się fotografią. Nie pracuję jako fotograf, ale mam taki zamiar. Obecnie jestem na etapie zbierania sprzętu na start. Mimo to zdarzają mi się "fuchy", które są raczej charytatywnie pod warunkiem, że pozostawiam sobie prawa autorskie do zdjęć, "nabywca" zgadza się abym mógł je zamieścić w moim portfolio i na stronie internetowej, a ja zgadzam się na publikację ich pod warunkiem zaznaczenia, że to ja jestem ich autorem. I tak kilka moich prac trafiło na strony internetowe kilku organizacji, a nawet do dwóch książek i kilku przewodników.

5 ostatnich sezonów letnich pracowałem w USA na obozie (rodzaj wymiany studenckiej). Pracowałem dla ogromnej organizacji o nazwie Girl Scouts of Connecticut. Moloch jest organizacja non profit. W skrócie nie mogą zarobić, muszą wydać wszystko to co zarobili, chyba, że jest to im darowane. A, że ludzie coraz mniej chętnie ich wspierają finansowo, cięcia widać na każdym kroku. Głównie za sprawą fatalnego wręcz zarządzania finansami (Ameryka, Ameryką, ale takiego nepotyzmu i kumatorstwa w HR to w żadnej polskiej firmie nie ma!). Jeśli cokolwiek zostaje pod koniec roku (w USA rok fiskalny kończy się z końcem września) to jest to wręcz przejadane i marnowane, tak aby na 30 września było 0 w kasie. Po czym jak planują budżet na kolejny rok, nie wiedzą ile będzie i lecą cięcia. Przez ostatnie 5 lat zamknęli 4 obozy letnie, dwa ograniczyli tylko do tzw. "day camp" (rodzaj półkolonii), obcięli dofinansowania na sprzęt i szkolenia, w stajni pojawia sie coraz mniej koni, a także, jak się już pewnie domyślacie, zabrakło pieniędzy na fotografa. Dla smaczku dodam, że jak się na początku lipca okazało, że obóz zarobi za dużo pieniędzy, to aby trochę wydać, wynajęto Melexa, aby szacowne dyrektorstwo nie musiało za daleko chodzić...

Jako, że przypadkiem fotografuję, a biednych skautek nie stać na zawodowca, który w latach 2010-2012 co tydzień się u nas zjawiał, w ubiegłym roku poproszono mnie o robienie zdjęć dzieciakom. Zgodziłem się bez wahania na w/w warunkach. Do tego obiecano mi, że pieniądze ze sprzedaży zdjęć grupowych pójdą na nowy sprzęt i remonty na obozie. Zdjęcia były drukowane w kwocie 20 centów za sztukę, a sprzedawane za 8 dolarów. Tygodniowo mieliśmy 120-200 dzieciaków. 6 tygodni + 3 eventy... I tak wypracowałem im nieco ponad 5000 USD (nie wszyscy rodzice kupują, jest też masa dzieci, które przyjeżdżają na więcej niż tydzień, wtedy kupują tylko jedno zdjęcie).

Na początku roku zmieniła się dyrektorka obozu (o królowej lasu i jeziora będzie osobna historia). Szybko zajęła się za wprowadzanie reform. Do końca marca miałem przygotować program zajęć (pracowałem jako dyrektor programu). Zrobiłem to z uwzględnieniem zapotrzebowania na nowy sprzęt. Zamówienie na... może 800 dolarów. Jednak po przyjeździe w czerwcu, okazało się, że sprzętu nie będzie, bo nie ma pieniędzy. Trochę szok, ale może wszystko na remonty poszło. Nie! Nic nie zrobiono. Nikt nie wie gdzie te pieniądze się podziały (wydane zostały na pewno- dodam, że organizacja może wpłacić pieniądze na konto obozu i te mogą być pozostawione na kolejny rok). Okazało się też, że każdy z pracowników obozu zobowiązany jest do zapłaty za kurs pierwszej pomocy- 20 dolarów- jeśli takowy stracił ważność. W sumie było to ok 15 osób.

Zanim przyjechałem, zapytano mnie, czy będę robił zdjęcia. Zgodziłem się. Przytargałem z Polski statyw, lampy, wyzwalacze i inny szmelc, który mi wybitnie wadził w podróży. Ale jak okazało się, że 5k USD, które sam dla nich zarobiłem poszło na zmarnowanie, to powiedziałem, że ok, robię zdjęcia, ale mają zapłacić za nasze kursy (w sumie byśmy się zamknęli w 500 USD= 2/3 przychodu z jednego tygodnia za zdjęcia, tygodni było 6 + 3 eventy...).

Odpowiedzi nie dostałem żadnej. Dyrektorka kupiła aparat w Walmarcie. Najtańszy badziew za 50 dolarów. Następnie nie mając najmniejszego pojęcia o podstawach fotografii (podstawowe błędy typu ustawianie dzieci w cieniu przy tle w słońcu, robienie zdjęć pod światło, nieumiejętne używanie lampy itp.) zaczęła sama te zdjęcia robić. Na mnie strzeliła wielkim fochem (nie wiem czy konkretnie za to... ale chyba miedzy innymi za to :D). Efekt? Fatalne, źle naświetlone, nieostre i rozmazane zdjęcia, na które rodzice narzekali i mniej chętnie je kupowali.

Co więcej, pod koniec lipca okazało się, że w kasie "na program" jest do wydania... ok 5000 dolarów z ubiegłego roku... A jednak! Znalazły się! W takich okolicznościach dyrektorka zaproponowała mi, żebym pomógł jej zagospodarować te pieniądze na sprzęt na 2015 rok. No rewelacja!!!

Organizacja Girl Scouts of Connecticut nie wywiązała sie z umowy. Publikuje moje zdjęcia bez informacji, że to ja jestem autorem. Więcej! Na ich profilu na Facebooku pod moimi zdjęciami są podziękowania dla jednej z wolontariuszek- mam, która rzekomo je wykonała. Oczywiście szkolenia nie zostały zrefundowane. Czy bardzo piekielne z mojej strony by było, jakbym teraz zgłosił naruszenie praw autorskich?

Środek lasu w CT

by Peter87
Dodaj nowy komentarz
avatar Bydle
17 19

„Czy bardzo piekielne z mojej strony by było, jakbym teraz zgłosił naruszenie praw autorskich?” Trzeba trzymać się treści zawartej umowy. Bo przecież masz taką podpisaną, prawda? Więc najmij prawnika, w USA nie ma z tym problemów...

Odpowiedz
avatar Peter87
2 4

@Bydle: Moje robienie zdjęć zostało podciągnięte pod moją umowę o wolontariat (oprócz tego miałem normalny kontrakt, ale na inną pozycję). Nie jest tam sprecyzowane co mam robić i na jakiej zasadzie. Była to słowna umowa. Posiadam natomiast e-maile, gdzie to ustalaliśmy. Kilkukrotnie się też o to upominałem- bez skutku. Jednak zdjęcia nie były przesyłane, ale przegrane bezpośrednio na pen drive z mojego komputera. Czyli fakt, ja nie mam na papierze, że oni się zobowiązują do podpisywania zdjęć moim nazwiskiem (oprócz e-maili). Natomiast oni nie mają na papierze mojej zgody na publikację moich zdjęć gdziekolwiek,a tym bardziej na ich dystrybucję. A to ja posiadam pliki raw tych zdjęć przed obróbką. I to moje nazwisko i numer seryjny mojego aparatu są w danych exif. Tu nie chodzi o zdjęcia. Tu chodzi o to, ze 2 miesiące mojej pracy przeleżało na koncie bankowym, mimo, że miało być wydane na sprzęt programowy w 2014 roku, którego zakup ja miałem zaplanować (a pożałowali mi niecałe 20% tej kwoty...). Tu chodzi o to, że mimo, ze płacili nam grosze, mieli czelność żądać po 20 dolarów za "szkolenie". Tu chodzi o to, ze każda moja propozycja dogadania się pozostaje bez odpowiedzi, a problem "rozwiązują po swojemu" (mówię tu o zakupie zabawkowego aparatu- refundacja szkoleń by kosztowała mniej niż 500 dolarów, a przez byle jakie zdjęcia wpływ za nie do kasy był o połowę mniejszy niż w ubiegłym roku). Tu chodzi o to, że nikt mi nie powiedział prostego "dziękuję" za to.

Odpowiedz
avatar nipman
2 2

@Bydle: Jeśli Ci nie chodzi już o majątkowe prawa autorskie, to zawsze można pociągnąć organizację o "autorskie prawa osobiste". Prawnik skutecznie oskubie jegomości. I skończy się wynajem Melexów...

Odpowiedz
avatar Litterka
12 12

Jeżeli w treści umowy był zapis o podaniu autora, to nie byłoby to piekielne, tylko prawidłowe.

Odpowiedz
avatar santiraf
13 13

W US? Tam to się sądzą o dużo mniejsze pierdoły, więc bym się nie wahał... ale na prawnika trochę wydaj. I raczej oskarżaj dyrektorkę, a nie organizację (chociaż w sumie niech to prawnik zdecyduje).

Odpowiedz
avatar bloodcarver
16 16

Naruszenie jest? Jest. To zgłaszaj śmiało. Akurat w USA właściciele praw autorskich mają bardzo duże prawa. No, i oczywiście możesz do facebooka wysłać zgłoszenia DMCA na swoje zdjęcia.

Odpowiedz
avatar ncc1701
7 7

Rowniez wydaje mi sie ze masz spore szanse. Jesli publikuja zdjecia to ONI musza miec pozwolenie od posiadacza praw autorskich. Wszedzie na swiecie udzielane jest to w formie PISEMNEJ zgody, zeby nie bylo watpliwosci. W dodatku na takiej umowie jest zawarte na jakich warunkch i gdzie mozna publikowac twoje zdjecia. I oczywiscie praw AUTORSKICH nie mozna sie zrzec - zawsze bedziesz autorem swoich zdjec - co najwyzej mozesz w umowie zapisac ze zrzekasz sie praw majatkowych od wykorzystania twoich zdjec. Tak wiec - jesli publikuja zdjecia bez twojego pozwolenia (lub niezgodnie z ustalonymi warunkami) to jak najbardziej mozesz dochodzic swoich praw. Co do pozostalej czesci umowy i pieniedzy - coz - trudno mi wyrokowac, ale jesli beda chcieli dalej wspolpracowac (co znaczy ze sa zadowoleni z efektow) - to chyba musisz inaczej negocjowac - aby pieniadze na kolejny sezon dostac PRZED sezonem, plus oczysicie twardo stalbym na stanowisku, ze przynajmniej czesc pieniedzy trzeba przenaczyc na sprzet (przede wszystkim ten o sporych gabarytach - statywy, lampy, ew. ekran itd.) - musza zrozumiec, ze targanie tego sprzetu po samolotach przez pol swiata kosztuje. A jak nie - to niech robia zdjecia kompaktem za 50 dolcow... coz - niektorzy sa niereformowalni i szkoda psuc sobie zdrowie...

Odpowiedz
avatar Peter87
2 2

@ncc1701: Dzieki za odpowiedź! Źle mnie zrozumiałeś. Moja zakontraktowana pozycja to dyrektor programu. Pieniądze ze zdjęć miały pójść na sprzęt dla obozu do realizacji programu. Czyli np. lornetki, piłki, namioty, nowe scyzoryki. Nic dla mnie, wszystko miało zostać na obozie. Niestety ale 3/4 zamówionych przeze mnie rzeczy nie zostało kupione. W związku z tym musiałem zmieniać zajęcia itp. bo nie miałem sprzętu (trudno jest obserwować ptaki z grupą 25 dzieciaków mając... 7 lornetek, z czego jedna była moja prywatna). NA koniec okazało się, że pieniądze na to były. Najbardziej mnie irytuje fakt, że rok temu robiłem coś charytatywnie, co przynosiło zysk praktycznie bez kosztów, a w tym roku odmówiono mi refundację szkolenia- po durne 20 dolarów dla chyba 14 czy 15 osób. To by ich wyniosło góra 3 stówy- ze zdjęć tygodniowo powinni mieć ok. 700. I jakbym ja je robił profesjonalnym sprzętem, który niepotrzebnie targałem z Polski, to by tyle, albo i więcej było. Jednak oni woleli "zainwestować" w obozowy aparat i robić szajs i to z wielkim fochem. Rodzice widzieli co kupują... Zdjęcia, na których nie widać twarzy z praktycznie białym tłem, z poobcinanymi głowami, krzywe itd. Jak ze 150 osób 20 kupiło, to sie bardzo cieszyli. W rezultacie są na zdjęciach ok 3000 dolarów w plecy.

Odpowiedz
avatar Patryk
-2 4

Czyli chcesz pracować jako fotograf i już teraz pracujesz za darmo i przyzwyczajasz potencjalnych klientów do tego, że zdjęcia mogą mieć za darmo? Szczerze gratuluję postawy (albo głupoty)

Odpowiedz
Udostępnij