Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Z góry zaznaczam, że moim celem nie jest odstraszanie od pomocy potrzebującym,…

Z góry zaznaczam, że moim celem nie jest odstraszanie od pomocy potrzebującym, ale czasem prawda może być inna niż nam się wydaje.

Mieszkam 26 km od 15-tysięcznego miasta powiatowego. Jeszcze kilka lat temu w mojej miejscowości mieszkała z synem prawie 80-letnia kobieta. Syn pracował, a ona pobierała emeryturę.
Sytuacja przydarzyła się we wspomnianym mieście.
W jednym z bloków mieszkała kobieta w średnim wieku, pochodząca z mojej miejscowości. Po usłyszeniu dzwonka otworzyła drzwi i w progu ujrzała znaną jej bardzo dobrze staruszkę, która mocno zaskoczona zrobiła w tył zwrot.

Cóż, zdarza się, może babcia pomyliła bloki.
Nie zwróciłaby na to żadnej uwagi, gdyby nie wieczorne Polaków rozmowy na ławeczce pod blokiem.
Jedna z sąsiadek zapytała, czy była u niej starsza, bardzo biedna kobieta. Od słowa do słowa, po ustaleniu godziny wizyty, szczegółów wyglądu, ową biedną staruszką okazała się być ta znajoma.

Według sąsiadki, kobiecina w swojej opowieści pochowała męża (jedyna prawda) i dzieci (bzdura). Mieszkała sama (bzdura), nie miała żadnych środków utrzymania (bzdura), sąsiedzi pomóc nie chcieli (no, to akurat była prawda, bo nikt nie miał prawa wejść na jej podwórko), jest głodna (bzdura), itp. Prosiła tylko o jakiś chleb, może słoik ogórków, kapustę, stary sweter.
Myślę, że w tej sytuacji wiele osób postąpiłoby identycznie z pełnym przekonaniem o prawdziwości historii. Ktoś babcię nakarmił, załadował jej kanapki. Któraś z sąsiadek dała jakieś ziemniaki, wędlinę, ubrania. Ktoś jakieś pieniądze. I tak babcia chodziła od mieszkania do mieszkania, aż trafiła na znajomą i zwiała. Po usłyszeniu prawdy sąsiadom odechciało się pomagać.

Od razu wyjaśniam, babcia nie była chora psychicznie (niestety, bo łatwiej byłoby takiego człowieka zrozumieć).

Syn nie był pijakiem, a pieniądze oddawał mamusi.
I nie, nie wyrzucała otrzymanych rzeczy i produktów do kosza. Ona wszystko zabierała ze sobą do domu. Ładowała do siatek, wieszała na kierownicy roweru i PEDAŁOWAŁA 26 km do domu. Pedałowała, bo bilet na autobus kosztuje, a żaden kierowca nie chciał jej wieźć za darmo.
To była typowa kutwa, sknera inaczej mówiąc, która zbierała pieniądze dla samego ich posiadania (coś jak postać wujka Sknerusa z kreskówki Disneya). Takimi żebrami nie dość, że się najadła za darmo, to jeszcze dostała ubrania, produkty spożywcze (nikt, nigdy nie widział u niej nawet kawałka zagonka marchewki czy kapusty) i pieniądze. I nie wydała ani grosza, no może poza okresowymi naprawami roweru, ale bez tego nie dało się dotrzeć tak daleko. Tak na marginesie, do pobliskiego miasteczka (8 km) babcia chodziła pieszo, obładowana wyżebranymi na targowisku siatami też tak wracała.

Jakie było jej największe nieszczęście? Konieczność wydania pieniędzy. Myślała, że jak inkasenta do domu nie wpuści, to za prąd nie będzie musiała płacić. Wystarczył wysięgnik z elektrykami pod słupem energetycznym, by babcia otworzyła bramę i drzwi domu.
Historia brzmi trochę jak s-f, ale taka babcia naprawdę żyła, miałam okazję ją poznać i widzieć w akcji.

babcia żebraczka

by luska
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
-2 34

Zamiast komentarza - krótka historyjka. Wigilia. Godzina późnawa, spodziewam się wizyty rodziny, więc w pośpiechu kończę przygotowania, gdy słyszę dzwonek. Myślę, że goście przyszli za wcześnie i szlag mnie trafia. Otwieram. Na progu stoi pan. Wygląda na trunkowego, ale ubrany jest przyzwoicie. Nie jest również pijany, aczkolwiek zapach alkoholu, który roztacza, jest bardzo wyraźny. Pan jest skrępowany, uśmiecha się nieśmiało i nieco jąkając (nie bełkocząc) prosi mnie o jakiś jedzenie. Dla trójki dzieci, które w domu czekają na wigilijną kolację, a on nie ma im czego dać. Jest wdowcem, chwilowo bez stałej pracy, bardzo się stara, ale jest mu ciężko. Przeprasza, że trochę wypił, ale koledzy go poczęstowali, no i nie odmówił. Być może kłamał jak najęty i wcale nie miał dzieci. Być może potrzebował zagrychy, a koledzy z trunkami czekali na niego w melinie. Być może mieszkał sam i nie zadbał o aprowizację na święta, bo pieniążka przepił. Być może... Ale, być może, mówił prawdę. Dlatego dostał pojemnik sałatki, śledzie, jaja, kawał pieczystego, pieczywo i ciasto. Do tego pierogi i słoik barszczu. Dałam mu też opłatek, choć o niego, akurat, nie prosił. I wiesz co? Czułam się z tym bardzo dobrze. Gościom jakoś niczego nie zabrakło, a ja cały czas miałam przed oczami tę trójkę dzieciaków w pustym domu, które czekają na ojca i wigilijny wieczór.

Odpowiedz
avatar luska
13 15

@Armagedon: widzisz, na początku mojej opowieści zaznaczyłam, że nie jest moim celem namawianie do nieudzielania pomocy tylko, że nie zawsze prawda jest taka, jak ją nam ktoś opowiedział i nie zawsze należy brać czyjeś słowa za pewnik. Julkakulka opowiedziała historię taką jaką usłyszała od kobiety i nie ma możliwości jej zweryfikowania. Co mnie zastanowiło to odległość jaką pokonała podobno kobieta w poszukiwaniu pomocy (stać ją było na autobus/pociąg bo miała bezpłatne bilety? bzdura) i informacja, że MOPS nie ma pieniędzy. Albo kobieta była z tej samej miejscowości albo z sąsiedniej. Lub, jak ta moja znajoma, też jeździła rowerem. MOPS pieniędzy nie mógł mieć, bo generalnie jego pomoc dla takich osób zawiera się w postaci rzeczowej: jedzenie, pościel, ubrania, opał. Swego czasu taką opiekę miał mój sąsiad- pijaczyna. W sklepie miał wyznaczoną listę produktów, które mógł wziąć a rachunki np za leki zanosił do opieki. Z tego powodu kobieta z historii skojarzyła mi się z moją znajomą. I mimo takich doświadczeń, gdyby ktoś przyszedł i chciał kawałek chleba, też bym dała. Włącznie z obiadem, ubraniami czy jakimiś produktami. Do tej pory, co 3-4 tygodnie karmię pewnego staruszka, który stołuje się po swoich znajomych i sąsiadach (uprzedzam pytania- człowiek jest niewidomy od urodzenia a opiekuje się nim nieco niezrównoważona psychicznie siostra, która jeść daje bratu wtedy, gdy uzna, że zasłużył; na jedzenie nie zasługuje w niedziele i święta, bo wtedy nie może pracować; dlatego co kilka tygodni na obiedzie mam gościa). Gdybym spotkała taką kobietę jak Julkakulka, to też bym ją nakarmiła i przygotowała wyprawkę. Tylko te pewne nieścisłości: gdy autorka historii chce jej zawieźć meble, nagle okazuje się, że kobieta mieszka daleko a stać ją było na przyjazd; MOPS nie ma pieniędzy; Toteż nigdy nie dam nikomu pieniędzy jeśli go nie znam. Może zapracować np przy rąbaniu drzewa, pieleniu ogródka. A zdarzało mi się widzieć umykających spod bramy takich młodych, silnych byczków potrzebujących gotówki na leczenie dziecka, gdy za 50 zł mieli ułożyć w stos pocięte drwa.

Odpowiedz
avatar Wazon
-1 3

Nie no bez przesady - to sa dorosli ludzie. Ty rowniez jestes dorosly i potrafisz ocenic kto naprawde potrzebuje pomocy. Nie toleruje zebrania pod zadna postacia, jezeli ktos by sie znalazl w sytuacji bez wyjscid moglby sie zwrocic do jakiejs organizacji, dzisiaj taka osoba na pewno nie pozostalaby sama! To sa swiadomi ludzie ktorzy wybrali taki sposob zycia i ja nie zamierzam za to odpowiadac. Jestem pewien ze gdybym ja potrzebowal czegokolwiek to nie otrzymalbym pomocy od ludzi na ulicy/ w ich prywatnych domach

Odpowiedz
avatar Nietoperzyca
15 21

A mnie się przypominała opowieść znajomej nauczycielki. Na początku roku szkolnego (pierwszaki) zauważyła, że jedno z dzieci często nie ma drugiego śniadania. Z dobroci serca kupowała mu coś w szkolnym sklepiku szczególnie gdy malucha mdliło z głodu. No cóż, szkoła w tzw. średniej okolicy, może akurat jego rodziców nie stać na kanapki do szkoły (zwłaszcza, że, jak się orientowała, trzy klasy wyżej chodził starszy braciszek malca). Tak było do czasu pierwszej wywiadówki na której wreszcie spotkała matkę chłopców i dowiedziała się, że Krzyś celowo "zapomina" drugiego śniadania bo nie lubi pożywnych drugich śniadań szykowanych mu w domu. Jak widać wolał batony i banany kupowane mu przez nauczycielkę. Zapytana przeze mnie znajoma odparła, że w gruncie rzeczy nie wie dlaczego od razu nie spotkała się z matką chłopca. Najprawdopodobniej nie przeszło jej przez myśl, że taki słodki siedmiolatek może tak perfidnie kłamać.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 12

@Nietoperzyca: Obawiam się, że ta twoja nauczycielka jest głupia, jak but, albo, w ogóle, zmyśliła tę historyjkę. - dzieciaka mdli z głodu na przerwach, ale nie bierze z domu pożywnych śniadanek, bo woli zemdleć, niż zjeść jogurt, lub kanapkę i od pierwszego dnia nauki liczy na darmowe banany od nauczycielki - matka szykuje dziecku śniadania, których ono codziennie "zapomina", bo ich nie lubi, ale matka ma to gdzieś, szykuje dalej to samo, nigdy nie dopilnowuje, żeby dziecko włożyło jedzenie do plecaka, a zamiast jogurciku "danio" nie może mu zapakować bananów, bo są trujące - nauczycielka nie może, oczywiście, sprawdzić, czy starszy braciszek dostaje do szkoły drugie śniadanko, czy też "zapomina" go z domu - i do głowy nauczycielce nie przyjdzie, że to nie dziecko zmyśla, tylko matka kłamie ze wstydu i strachu, by jej synek nie był traktowany z pogardą, jak "bidok" - dziecko w wieku siedmiu lat musiałoby być naprawdę bardzo cwane, perfidne i przebiegłe, a przede wszystkim - mieć konkretny cel, by kłamać nauczycielce, że mamusia śniadanka nie daje, Z GÓRY musiałoby założyć, że ktoś inny nakarmi go tym, co lubi i pomijam już takie fakty jak to, że "pożywne śniadanko" cwany dzieciak brałby normalnie do szkoły i nie zjadał, lub wyrzucał do śmieci, a także to, że młody jest pierwszoklasistą, szkoły nie zna i nie wie na co może liczyć i sobie pozwolić

Odpowiedz
avatar komentator555
-3 11

Dokładnie - MOPS nie ma pieniędzy (?), poza tym babcia w tamtej historii nie zgłosiła nawet sprawy na policję... Najpierw może by trzeba w takiej sytuacji zaoferować podwiezienie na komisariat, ciekawe, co by zrobiła. Swoją drogą tak kombinować, a nic nie mieć z tych pieniędzy, bo ciągłe oszczędzanie, ładny zajob w głowie

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

kiedys tu byla historia o tym, jak babinka ebrala pod Biedronka o jedenie, 50 groszy, a potem ktos ja spotkal w banku, odpicowana i klocaca sie o lokate na 34 tysiace...

Odpowiedz
Udostępnij