Historia może nie piekielna, ale mnie ubawiła.
Do salonu przychodzi klient odebrać reklamację, chłopak na oko w wieku licealnym. Sprawdzam po nazwisku w systemie, reklamacja uznana, więc proszę klienta o protokół reklamacyjny. Wywiązała się taka mniej więcej rozmowa ([J]- ja, [K]-klient):
[K]: Ale ja tę kartkę zgubiłem.
[J]: W takim razie proszę o jakiś dowód tożsamości, żebym mogła sprawdzić czy dane się zgadzają.
[K]: A legitymacja szkolna może być?
[J]: Ostatecznie może być.
Grzebie chłopak chwilę w portfelu, niestety bez skutku.
[K]: Wie pani co, musiałem zostawić legitymację w domu. Może ja pani mój profil na fejsie pokażę, żeby pani wiedziała, że ja to ja?
Niestety jego profilowe na "fejsie" mi nie wystarczyło i chłopak musiał wracać po odbiór reklamacji następnego dnia.
Haha, no cóż - XXI wiek :)
OdpowiedzHistoria, istotnie, niepiekielna, ale mnie też ubawiła.
OdpowiedzTeraz możnaby na melodię znaną z kościołów śpiewać: Fejsbók wodzem, Fejsbók królem. Fejsbók, Fejsbók władcą nam. Sorry, taką mamy ludzkość.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 sierpnia 2014 o 16:43
Jeśli historia nie jest piekielna (a nie jest), to co tu robi?
Odpowiedz