Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Głupota ludzka nie ma ani wieku, ani narodowości. Krew się we mnie…

Głupota ludzka nie ma ani wieku, ani narodowości.

Krew się we mnie gotuje za każdym razem, kiedy pomyślę o historii, którą opowiedziała mi koleżanka z pracy.

Parę dni temu koleżanka opowiedziała mi, że jej przyszła synowa jest w szpitalu. Ma złamany bark i jest dość poważnie poobijana. Jedna strona ciała jest niebiesko-zielono-sino-czerwono-żółto-paskudna i boli jak wszyscy diabli. Dziewczyna spadła z konia, dodatkowo pod spłoszonym zwierzęciem tak nieszczęśliwie ugięła się noga, że wylądowało częściowo na niej – stąd też wszystkie kolory tęczy na jednym boku i cała masa otarć. Sara jest teraz w domu, zagipsowana i zdana na pomoc rodziców i narzeczonego. Czuje się w miarę dobrze, jeśli nie brać pod uwagę bólu i ogólnego osłabienia.

I teraz tak...

Paule, narzeczony Sary (czyli syn mojej koleżanki) został poinformowany o wypadku dziewczyny telefonicznie. Dzwonił właściciel stadniny, w której jeździła Sara. Wiadomość brzmiała tak:

- Sara spadła z konia, trzeba będzie go szyć. Możesz przyjechać?

I tyle. Paule, jako człowiek niełatwo wpadający w panikę, stwierdził, że skoro właściciel tak spokojnie o tym mówi, to pewnie nic się poważnego nie stało. Spokojnie się przebrał i pojechał do stadniny. A tam? Helikopter i kilku ratowników medycznych, którzy dowiedziawszy się, kim jest Paule, poprosili, by pomógł im ułożyć dziewczynę na noszach – obawiali się, że może mieć złamany kręgosłup.

Ja osobiście wychodzę z założenia, że właściciel stadniny specjalnie nie chciał mówić od razu przez telefon, że sytuacja jest poważna. Moja koleżanka i jej syn byli za to dość mocno oburzeni faktem, że ze sposobu, w jaki wiadomość została przekazana wynikało, że koń i jego rana były dla dzwoniącego ważniejsze, niż stan Sary. Bo przecież mógł powiedzieć, że Paule powinien możliwie szybko przyjechać, choćby nawet po to, żeby zobaczyć jak się jego narzeczona czuje, a nie, że „konia trzeba będzie szyć”...
Cóż, różni ludzie różnie reagują.

To, co mnie jednak mocno zastanowiło, to powód, dla którego do tego wypadku w ogóle doszło. Co się stało, że koń aż tak bardzo się spłoszył?

Dzieci się stały.

Głupie, wredne, wcale nie małe dzieci, które chodzą na jazdę do tej samej stadniny i które doskonale wiedzą, że akurat po tej drodze, którą jechała Sara nie wolno jeździć nawet rowerem, o hałasowaniu i machaniu czymkolwiek nie wspominając – wszystko po to, by nie spłoszyć koni. I mimo zakazów i wiedzy o nich, te wredne bachory zrobiły właśnie to. Zaczaiły się w krzakach, po czym z krzykiem, wymachując wszystkim, co im Matka Natura dała, wyskoczyły tuż przed konia, na którym jechała Sara.

Taki żarcik.

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że dziewczyna wie, kto wykazał się takim niezwykłym wręcz poczuciem humoru. Była już też u matki młodych buraków (domyślam się, że w asyście matki lub narzeczonego, sama porusza się jeszcze słabo) i przedstawiła jej swoją wizję zadośćuczynienia. Odpowiedź matki głupich dzieci wpisuje się zaś w całość: ona o niczym nie wie, ona za nic nie będzie płacić. Do Sary dotarło jednak pocztą pantoflową, że kobieta jak najbardziej wie, co jej dzieci zrobiły, sama się do tego przyznała. Dlatego też, jeśli nie zmieni w najbliższym czasie zdania co do poziomu swojej wiedzy na temat poczynań dzieci, spotka się najpierw z Sarą i adwokatem jej rodziców, a jeśli to nic nie da - z sędzią.

Osobiście zaś mam nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość i rodzice winnych dzieci poczują się do odpowiedzialności za swoje „pociechy”, same zaś dzieciaki dostaną areszt domowy aż do pełnoletniości – może dotrze do nich, że są zakazy, których się nie łamie.

słodkie dzieciaczki

by zlotareneta
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
32 36

Nigdy nie rozumiałem bronienia swoich dzieci ponad wszystko, nawet wiedząc w 100% o ich winie. Jak myśmy coś z bratem przeskrobali to nie raz nam się dostało, nie było żadnego "ale", w ten sposób uczy się ponoszenia konsekwencji za swoje nieprzemyślane zachowania. A w ten sposób matka uczy swoje dzieci, że mogą robić wszystko co chcą. A później będzie płacz i "gdzie popełniłam błąd?".

Odpowiedz
avatar mowgli
-2 22

Dzieci bardzo piekielne, ale nie rozumiem czemu piekielny miałby być właściciel stadniny. W wypadku ucierpiała zarówno dziewczyna, jak i koń, ale chyba oczywistym jest, że właściciel bardziej martwił się o swoje zwierzę niż o obcą sobie kobietę (która swoją drogą była pod fachową opieką pogotowia).

Odpowiedz
avatar Gregorius
10 12

@mowgli: Tym bardziej że jakby zawiadamiający źle sformułował wiadomość tak że ktoś z rodziny, w tym wypadku narzeczony poszkodowanej Sary, jechał by całą drogę bardzo zdenerwowany a do tego w ogromnym pospiechu to całkiem mozliwe że mógłby się rozbić gdzieś na zakręcie :P

Odpowiedz
avatar zlotareneta
5 7

@mowgli: Dlatego napisałam, że moim zdaniem właściciel stadniny nie chciał po prostu mówić przez telefon o tym, jak poważna była sytuacja naprawdę. Koleżanka była oburzona tym, jak sformułowana była informacja, ale ja się z nią nie bardzo zgadzam. Ona uważa to jednak za dość piekielne, więc przedstawiłam jej punkt widzenia.

Odpowiedz
avatar bonsai
5 7

@zlotareneta: a może w szoku trochę mu się wartości poprzestawiały? Sama kiedyś, po nagłym wylądowaniu w szpitalu, szalałam ze zdenerwowania pt. "Kto będzie wyprowadzał pieska"... Na szczęście na przemyślenie sprawy pt. "Kto odbierze mojego syna z przedszkola i się nim zajmie przez ten czas" pomyślała moja przyjaciółka. Do dzisiaj całą winę zwalam na czysty szok...

Odpowiedz
avatar Taczer
-4 10

W jakim wieku te dzieci? Droga wewnętrzna stadniny, czy publiczna? Nie wiem, czy przypadkiem roszczenie finansowe nie powinno iść do ubezpieczyciela właściciela stadniny. Sprawcą wypadku było spłoszone zwierzę, jak by nie patrzeć, wypożyczone w ramach płatnej usługi.

Odpowiedz
avatar Legionistka666
12 14

@Taczer: W świetle prawa (i logicznego rozumowania) zwierze nigdy nie jest "sprawcą". Sprawcą zawsze jest jego właściciel, osoba aktualnie je użytkująca (jeśli pełnoletnia) lub (w tym przypadku) dzieci-debile, które celowo je spłoszyły. I nie ważne czy zdarzyło się to podczas lekcji z instruktorem czy samodzielnej przejażdżki na wypożyczonym od stajni koniu- winni wypadku są tutaj młodociani idioci. Takie jest prawo.

Odpowiedz
avatar Taczer
4 8

@Legionistka666: Użytkująca osoba jest sprawcą, jeśli pełnoletnia ale w przypadku dzieci-debili, cytując przedpiśczynię, nie ma to znaczenia? Słabo z logiką. Takoż z prawem. Małoletni z małymi wyjątkami nie podpadają pod kodeks karny. I dla ustalenia winy kolosalne znaczenie będzie miał ich wiek oraz miejsce zdarzenia.

Odpowiedz
avatar Legionistka666
7 13

@Taczer: Z logiką doskonale. W imieniu skretyniałych dzieci odpowiedzą niemądrzejsi rodzice (debilizm uwarunkowany genem dominującym). Użytkująca osoba byłaby sprawcą gdyby np. nie opanowała zwierzęcia, które wystraszyło się PRAWIDŁOWO mijającego je samochodu i wyrządziło jakieś szkody. Właściciel stajni byłby winny gdyby lekcje pod opieką INSTRUKTORA np. odbywały się na niedostatecznie zabezpieczonym terenie i byłoby to przyczyną wypadku. Natomiast jeśli poruszasz się wierzchem po mieście, nagle jakiś idiota stwierdzi, że trzaśnie twojego konia "z liścia" po zadzie (bo widział w westernie z lat 60') i w odpowiedzi rumak wyprowadzi mu prostego z tylnej nogi to nawet jeśli debilowi stanie się coś poważnego- nie ty jesteś winny tylko kretyn, który świadomie sprowokował zwierzę- ty zachowałeś ostrożność, koń nie bał się ruchu ulicznego, szedł spokojnie i to nie twoja wina, że jakiś niedorozwinięty umysłowo przechodzień go zaczepił w mało subtelny sposób. Tak samo jak w powyższej historii. Wina leży po stronie dzieci-idiotów. Próbuję ci spokojnie (na ile potrafię) wyjaśnić dlaczego koń nie może być sprawcą wypadku, a na pewno nie tego opisanego w historii. "Sprawcą wypadku było spłoszone zwierzę, jak by nie patrzeć, wypożyczone w ramach płatnej usługi." Do pierwszej części tego zdania się nie odniosę bo jest śmieszna i żenująca, ewentualnie mogę ci spróbować potłumaczyć, że zwierzątko myślało, że chłopcy wyskakujący z wrzaskiem z krzaków chcą mu zrobić krzywdę, a konik nie rozumie, że jest od człowieka silniejszy, że kiedy zrzuci jeźdźca to może mu się coś stać... I dlatego nie podchodzimy do konika od tyłu, nie krzyczymy, nie kopiemy piłki w konika itd. Ostatnio tłumaczyłam to samo mojemu 4-letniemu siostrzeńcowi, po prostu myślałam, że ktoś kto już potrafi wypowiadać się w internecie powinien rozumieć, że nie można obwinić konia o to, że zareagował gwałtownie spłoszony przez KOGOŚ dla żartów. Koń nie ma poczucia humoru a wskazanie go jako sprawcy (bo powinien wiedzieć, że bachory "tylko się bawią") jest niepoważne i dziecinne. Idąc tym tokiem myślenia wyobraź sobie sytuację: na asfalcie ślady hamowania, samochód roztrzaskany na drzewie a policjant goni po lesie sprawcę wypadku- zająca. Natomiast prośba odnośnie drugiej części cytowanego zdania: "...wypożyczone w ramach płatnej usługi." rozwiń, proszę, co autor miał na myśli. Choć sądząc po kontekście całego zdania boję się otrzymać wywód o złym stosunku konia do jego pracy...

Odpowiedz
avatar Legionistka666
2 8

@Taczer: Jeszcze dorzucę bonusik z Kodeksu Wykroczeń: Art. 78. KW Kto przez drażnienie lub płoszenie doprowadza zwierzę do tego, że staje się niebezpieczne,podlega karze grzywny do 1 000 złotych albo karze nagany. Ktoś przytoczył pod inną historią więc sobie pożyczyłam.

Odpowiedz
avatar Taczer
-1 5

@Legionistka666: Trzeba było nie pożyczać w ciemno, tylko przeczytać samodzielnie KW, zwłaszcza art. 8. Może wtedy zrozumiesz, dlaczego wiek ma znaczenie. Podobnie znaczenie ma miejsce. Jeśli chłopcy płoszyli konia na terenie stadniny, to kierujący zwierzęciem ma prawo spodziewać się ciszy, spokoju i dostosowania się otoczenia do potrzeb jazdy konnej. Jeżeli było to na drodze ogólnodostępnej, kierujący i właściciel stadniny powinni wziąć pod uwagę, że mogą tam szczekać psy, biegać dzieci a kierowcy używać klaksonu. I odpowiednio do tego prowadzić zwierzę lub nie wyprowadzać w takie miejsca zwierząt płochliwych. Ja nie wiem, od podskakiwania w siodle mózg doznaje uszkodzeń? Jesteś kolejną wielbicielką jazdy konnej, która uważa, że cały świat ma się dostosować do potrzeb jeźdźca. Nie ma sprawy - ale wyłącznie na terenie stadniny.

Odpowiedz
avatar Taczer
-1 3

@Legionistka666: A tak, jeszcze owa 'płatna usługa'. Właściciel bierze kasę nie tylko za to, że koń jest w dobrym stanie a jeździec może spędzić w siodle godzinkę czy dwie. Musi również zadbać o bezpieczeństwo jazdy, na przykład określając gdzie owa jazda na tym konkretnym egzemplarzu może się odbywać.

Odpowiedz
avatar zlotareneta
3 3

@Taczer: Akurat tego koleżanka mi nie opowiedziała dokładnie. Wiem tyle, że dzieci wcale nie małe, żadne 6-cio czy 7-miolatki, bardziej wczesne nastolatki. Z opowieści koleżanki (która z kolei rozmawiała z Sarą) wynika, że albo droga należy do stadniny, albo przynajmniej wiadomo, że często jest przez nią użytkowana. Tak jak napisałam - wg Sary nie wolno tam jeździć nawet rowerem, by nie spłoszyć koni, o czym dzieci doskonale wiedziały.

Odpowiedz
avatar mg1987
0 2

@Legionistka666: Ale czemu cytujesz polskie prawo? Imiona bohaterów historii sugerują, że to się za granicą stało. Chociaż autorka mogłaby uściślić.

Odpowiedz
avatar Taczer
0 2

@zlotareneta: Akurat przy 6/7 latkach sprawa byłaby prostsza. W tym wieku dzieci powinny znajdować się pod opieką, puszczenie ich zupełnym luzem podpada pod zaniedbanie obowiązku opieki. Tutaj z automatu jak dziecko nabroi, odpowiada opiekun. Natomiast poniżej 13 r.ż. jest cienko. Dziecko może się wałęsać bez opieki, ale nie uznaje się go prawnie odpowiedzialnym za cokolwiek by nie zrobił. Zgodnie z prawem jest zbyt głupie, żeby przewidzieć konsekwencje swojego postępowania. Do 17 r.ż. odpowiada w ograniczonym zakresie, ale nie z Kodeksu Wykroczeń, tylko za poważne przestępstwa. Fakt użytkowania drogi przez stadninę nie nakłada żadnych prawnych ograniczeń na ludzi, którzy z niej korzystają, mogą po niej latać i wrzeszczeć do woli, cokolwiek nie twierdziłby jeździec, który sobie po niej galopuje. Na drodze wewnętrznej to już zupełnie inna historia.

Odpowiedz
avatar tomdomus
17 19

Zadziwiająca ilość minusów pod wypowiedzią Kudlika. Czyżby jakieś mocher-kommando! Ludzie ogarnijcie się! Ja rozumiem bronić własnego dziecka, ale błagam nie przed konsekwencjami własnych błędów. Jak się nie sparzy to nie będzie wiedziało co to gorące. Uczę moje dzieci przede wszystkim myślenia i przewidywania, bo to jest chyba ważne by umiały przewidzieć konsekwencje swoich czynów.

Odpowiedz
avatar deepolice
14 14

Odnoście właściciela stadniny: uważam, że dobrze zrobił. Z jednej strony trochę nie fair wobec narzeczonego, ale z drugiej, kto wie, jak chłopina przyjmie taką dawkę stresu? Cały roztrzęsiony wsiada za kierownice i pędzi na złamanie karku... A tak? Pojechał spokojny. Co zastał na miejscu, inna sprawa :( Lepiej coś takiego niż akcja, jaką ja miałam za gówniarza: po upadku z konia na obozie jeździeckim, trafiłam do szpitala z połamaną ręką. Bez składania pod narkozą nie mogło się obyć. A że niepełnoletnia byłam, to telefon do ojca oddalonego o pińcet kilometrów (w sensie, że daleko): "dzień dobry, szpital w Łomży z tej strony. Czy wyraża pan zgodę na operację córki?" Nie powiedzieli o co chodzi, czy jestem przytomna etc. Odpowiedź taty: "jaki szpital? Jaką operację? Jakiej córki???" Oo Ojciec mi mało na zawał nie zszedł... Na szczęście pozwolili mnie z nim porozmawiać i wytłumaczyłam co i jak ;)

Odpowiedz
avatar Taczer
7 7

@deepolice: Yup. Trafiłeś w sedno. W niczym narzeczonemu by nie pomogła świadomość, że wypadek był naprawdę poważny.

Odpowiedz
avatar deepolice
1 1

@Taczer: "trafiłAś" ;)

Odpowiedz
avatar Taczer
2 2

@deepolice: Masz pratchettowskiego Śmiercia w avku, stąd pomyłka. :)

Odpowiedz
avatar Jorn
3 9

Ale bajka! Przecież to się kupy nie trzyma! Ratownicy (w liczbie kilku) podejrzewający złamanie kręgosłupa proszą nieprzeszkolonego cywila o pomoc w ułożeniu pacjentki na noszach. Już się rozpędzam, żeby w to uwierzyć. W dodatku nie udzielili jej pomocy od razu po przybyciu, tylko czekali, aż nieświadomy powagi sytuacji narzeczony niespiesznie przyjedzie na miejsce wypadku. Jeśli już wymyślasz bajki, to przed zamieszczeniem przeczytaj swój tekst kilka razy próbując wyłapać takie nieścisłości, bo inaczej wychodzi, jak wychodzi.

Odpowiedz
avatar Pocahontas
-1 5

@Jorn: "kilku ratowników medycznych, którzy dowiedziawszy się, kim jest Paule, poprosili, by pomógł im ułożyć dziewczynę na noszach" - przeczytaj ten fragment ze zrozumieniem - łatwo domyślić się, że Paule nie jest nieprzeszkolonym cywilem. Po za tym ratownicy raczej nie czekali na jego przyjazd, tylko w podobnym czasie po wypadku dotarli na miejsce.

Odpowiedz
avatar Jorn
9 9

@Pocahontas: Z tego tekstu wcale nie wynika, że miał jakieś przeszkolenie ratownicze. Co do czasu dojazdu: ratowniczy helikopter lata znacznie szybciej niż jadący niespiesznie samochód. W tej opowiastce jest zresztą więcej nieścisłości, ale niech autorka sama pogłówkuje, gdzie.

Odpowiedz
avatar Devotchka
8 10

@Jorn: Na Paule z opowieści autorki liczą wszyscy. Właściciel stajni chciał, żeby mu zszył konia, a ratownicy, żeby przeniósł pacjentkę. "Kilku ratowników medycznych, którzy dowiedziawszy się, kim jest Paule [...]" - No kim jest Paule? Bogiem?

Odpowiedz
avatar zlotareneta
-2 4

@Jorn: Co do czasu przyjazdu na miejsce: wziąłeś pod uwagę, że Paule może mieszkać tylko kilka kilometrów od stadniny, a helikopter znajduje się znacznie dalej? Bo wydaje mi się, że wyobraziłeś sobie sytuację, gdzie i chłopak i ratownicy mają do przebycia tą samą odległość. Poza tym, ratownicy nie czekali przecież na niczyje przybycie. Kiedy Paule dotarł na miejsce udzielali dziewczynie pomocy i tylko poprosili go o to, by też "przyłożył rękę" do przenoszenia jej na nosze. Wydaje mi się, że nie jest to aż takie dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, że obawiali się, że Sara może mieć złamany kręgosłup.

Odpowiedz
avatar Pocahontas
1 1

@Jorn: Zwracam honor. Autorka w komentarzu poniżej wyjaśniła, że Paul pomagał ratownikom tylko dlatego, że jest narzeczonym poszkodowanej. Trochę to dziwne. Wiadomo, że taka osoba jest dopuszczana bliżej przy wypadkach, ale raczej nie wykonuje żadnych czynności z ratownikami.

Odpowiedz
avatar mowgli
3 3

@zlotareneta: To jest właśnie bardzo dziwne, bo gdyby dziewczyna naprawdę miała złamany kręgosłup, to osoba nie znająca się na medycynie mogłaby jej nieodpowiednim ruchem zrobić bardzo dużą krzywdę.

Odpowiedz
avatar Devotchka
4 6

Wybacz autorko, ale nie wiem czy rozumiem wszystko. Zaczynasz mówiąc "Głupota ludzka nie ma ani wieku, ani narodowości.", a ani nie piszesz gdzie to się stało, ani kto tu jest "obcokrajowcem". Rozumiem, że ty mieszkasz za granicą i tam toczy się akcja. W końcu rozmawiałaś z matką chłopaka o zagranicznym imieniu. Wiem, że może ten fakt nie jest istotny dla historii, ale w takim razie ta "narodowość" była zbędną informacją. Kolejna sprawa jest taka, że totalnie nie wytłumaczyłaś dlaczego Paule miałby mieć autorytet u lekarzy, a zarazem szyć rany konia. Jest chirurgiem? Weterynarzem? Rozumiem, że jakbym przeczytała twoje wcześniejsze historie to bym to rozumiała, ale nie każdemu chce się to robić.

Odpowiedz
avatar zlotareneta
1 5

@Devotchka: @ Jorn: Szczerze powiedziawszy, to nawet nie jestem zaskoczona wątpliwościami, które się pojawiły pod historią. Tak się zastanawiałam, kiedy będę miała do czynienia z łowcami fejków :D Jak to kim jest Paule? Narzeczonym poszkodowanej. No wyobraź sobie taką sytuację: Ratownicy chcą ułożyć dziewczynę na noszach, kiedy podbiega do nich wystraszony koleś i chce wiedzieć co się dzieje. No to pierwsza reakcja jest jaka? "Proszę się zatrzymać, proszę nie przeszkadzać". A tak? Narzeczony, czyli mniej lub więcej rodzina. Aha. Ok. I tu nie chodzi o żaden autorytet, jaki miałby mieć Paule, czy to u lekarzy, czy kogokolwiek innego. Chodzi o to, że jak jest podejrzenie złamania kręgosłupa, to lepiej jest, jeśli jest ta dodatkowa osoba do przeniesienia kogoś na nosze. Paule został poinstruowany, jak i gdzie ma łapać i był po prostu tą dodatkową osobą "łapiącą". Co w tym takiego dziwnego? A co do konia i jego szycia. To chyba oczywiste, że nie chodziło o to, że ktoś tego od Paule oczekiwał. Chodziło o to, żeby w ogóle do stadniny przyjechał, w końcu jego dziewczyna miała wypadek. I albo właściciel stadniny się tak niezręcznie wyraził, albo nie chciał chłopaka w panikę wpędzać, dlatego mówił o szyciu konia (chociaż tak jak już pisałam, matka Paule była dość mocno wkurzona taką wypowiedzią - jakby koń był ważniejszy od dziewczyny). Co do głupoty i jej narodowości. Nie specjalnie lubię za każdym razem pisać, że "rzecz nie dzieje się w Polsce". Imiona bohaterów podałam niezmienione, sądząc, że będą wystarczającą wskazówką. A zdanie wstępu przyszło mi do głowy, bo po lekturze setek historii na piekielnych zauważyłam tendencję do szybkiego rzucania opiniami typu "A to Polska właśnie". Chciałam tego uniknąć, stąd pierwsze zdanie i też niezmienione, wyraźnie obce imiona dramatis personae.

Odpowiedz
avatar Devotchka
4 6

@zlotareneta: Okej, wszystko rozumiem. Domyśliłam się nawet, że to było gdzieś za granicą. Myślę tylko, iż lepiej jest takie informacje podawać. Czasami nie kojarzy się danego użytkownika z piekielnych. Ja w takiej sytuacji szukam gdzieś na końcu historii wytłumaczenia. Jeden facet zawsze przed historią pisał, że pracuje tam i tam - może się przyzwyczaiłam. Co do szycia konia i pomocy ratownikom to nie mam pojęcia dlaczego wysnułam, że jest lekarzem/chirurgiem/farmaceutą. Może te dwie sprawy połączyły się dla mnie w całość i sama sobie za dużo dopowiedziałam. Jeszcze jedno. Na negatywne komentarze nie odpisujesz z agresją i nie atakujesz. Dlatego ja w tę historię wierzę. Fajnie, że są tu jeszcze mili ludzie.

Odpowiedz
avatar Bydle
5 7

„Osobiście zaś mam nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość” A per procura masz nadzieję, że nie? ;>>> „które doskonale wiedzą, że akurat po tej drodze, którą jechała Sara nie wolno jeździć nawet rowerem, o hałasowaniu i machaniu czymkolwiek nie wspominając” NIe znam przepisów wszystkich krajów świata - jest przepis zabraniający machania czymkolwiek? Gdzie? Jak brzmi dokładnie?

Odpowiedz
avatar zlotareneta
4 4

@Bydle: Haha, lubię Twoje komentarze, nawet jeśli czepiasz się czego tylko można;) W pierwszej chwili chciałam napisać: "o hałasowaniu i machaniu odnóżami i odręczami nawet nie wspominając". Zrezygnowałam, bo bałam się, że spłonę w ogniu komentarzy. A tu o, czymkolwiek machać też niebezpiecznie...

Odpowiedz
avatar xba
0 0

@Bydle: Ja mam takie niezwiązane z tematem i niezręczne pytanie... Być może wyjdę na głupka, ale co dokładnie znaczy "per procura" w kontekście Twojej wypowiedzi powyżej? Czy da radę zastąpić to jakimś polskim odpowiednikiem? Dzięki ;)

Odpowiedz
avatar Bryanka
0 4

Ja przepraszam, może wydam się nieczułym chamem, ale: "akurat po tej drodze, którą jechała Sara nie wolno jeździć nawet rowerem, o hałasowaniu i machaniu czymkolwiek nie wspominając – wszystko po to, by nie spłoszyć koni." W tej stadninie jeżdżą na dzikich koniach? Litości!

Odpowiedz
avatar zlotareneta
-2 4

@Bryanka: Wiesz, ja nie znam się na koniach, opowiedziałam tylko historię, którą usłyszałam od koleżanki, a która mnie też mocno oburzyła. Ale jeśli pozwolisz, zacytuję fragment historii użytkowniczki piekielnych, która na koniach się zna lepiej ode mnie: " Krzyknęłam do niego, żeby nie machał łapami i nie podchodził do "tego dużego brązowego, bo on nie lubi obcych". Co zrobił "miłośnik zwierząt"? Podszedł własnie do tego mojego konia i nie zwracając uwagi na jego widoczną nerwowość (nikt nie lubi jak mu się macha przed oczami), uparł się, żeby poklepać go po głowie. Efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Staliśmy i patrzyliśmy jak P. zwiewa przez pastwisko, a za nim leci mój szanowny rumak." - napisane przez: Bryanka, 6 sierpnia 2012. Tak jak napisałam, nie znam się na koniach. Domyślam się jednak, że zwierzę nie musi być dzikie, by zareagowało strachem lub agresją na zachowania przez nie nielubiane.

Odpowiedz
avatar Bryanka
0 2

@zlotareneta: Tak, zacytowałaś tekst z mojej historii sprzed kilku lat gdy mój koń był jeszcze w początkowej fazie treningu i na wybiegu reagował tak na niektórych obcych, którzy wchodzili na "jego teren". Abstrahując już od tego, że na wybiegu jest on "u siebie" ze stadem. Gratuluję pilności :P A widzisz, do którego momentu ja się "przyczepiłam"? Do tego, że konie mają "własną" drogę, żeby broń Boże się nie przestraszyły, a w terenie się to ZDARZA. Dlatego istnieje coś takiego jak trening odczulający, bez którego (przynajmniej u mnie w pracy i w wielu innych ośrodkach treningowych) nie dopuszcza się konia do użytku osobom postronnym. Dobrze wyszkolony koń na taką akcję w terenie owszem może podskoczyć, może w pierwszej chwili się przestraszyć, ale nie wpadnie w panikę. A moje "czepialstwo" nie jest skierowane w Twoją stronę, ani w stronę Twojej koleżanki, tylko we właściciela owej stadniny gdyż uważam, że jest niekompetentny.

Odpowiedz
avatar zlotareneta
-1 3

@Bryanka: Aż taka pilna nie jestem. Na ten fragment trafiłam jakąś minutę po wejściu na Twój profil (chciałam się upewnić, czy dobrze kojarzę, że pracujesz w stajni i rzuciłam szybko okiem na kilka pierwszych historii na stronie). Tak więc dzięki za komplement, ale jest niezasłużony :P Nie zamierzam się absolutnie wdawać z Tobą w dyskusję na temat koni i sposobu ich szkolenia, bo byłoby to z mojej strony co najmniej śmieszne. Dla mnie, jako dla kompletnego laika, cały pomysł odosobnionej drogi, na której nie wolno hałasować, nie jest jednak aż tak dziwny jak dla Ciebie. Jakieś takie naturalne wydaje mi się, że istnieje miejsce/droga, gdzie i konie i ludzie mogą mieć pewność, że nic im pod nogi nie wyskoczy. A z drugiej strony, jest zapewne cała masa informacji, których ani ja, ani tym bardziej Ty nie mamy. Być może koń należał do tych bardziej płochliwych. Być może Sara jest na tyle zaawansowanym jeźdźcem, że wolno jej na takim koniu jeździć. Być może właściciel stadniny specjalnie przesadził z zakazami, tak na wszelki wypadek. Można by tak gdybać i gdybać. Ani ja, ani Ty nie znamy całej otoczki historii. I choć właściciela stadniny nie znam, ani też nie obchodzi mnie on za bardzo, to jednak odsądzanie go od czci i wiary (a w tym wypadku od kompetencji) uważam za lekko niesprawiedliwe. Pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar Legionistka666
1 1

@Bryanka: Czytając również zwróciłam uwagę na nieco zbyt dużą pobudliwość jak na klubowego wierzchowca. Nie jest to nawet kwestia treningów odczulających (nigdy nie stosowałam a spokojnie jeżdżę na młodym po mieście, czy pokazać się na jakiś okoliczny festyn) ale samo to, że koń chodzi w teren powinno już przyzwyczaić zwierza do różnych zaskakujących sytuacji. Tak jak mówisz: może się wzdrygnąć, odskoczyć kawałek ale nie powinien wpadać w aż taką panikę. No chyba, że wysłali laskę w teren na koniu, dla którego była to pierwsza wyprawa poza stajnię. Byłabym w stanie w to uwierzyć- wiele rekreacyjnych stajni wsadza co bardziej ogarniętych klientów na podjezdki- taki nie dość, że płaci za godzinę jazdy to jeszcze w międzyczasie im konia szkoli, złoty interes. I na to właśnie wygląda mi sytuacja opisana w historii. Choć jeszcze mogło być tak: "akurat po tej drodze, którą jechała Sara nie wolno jeździć nawet rowerem, o hałasowaniu i machaniu czymkolwiek nie wspominając – wszystko po to, by nie spłoszyć koni." jeśli oni faktycznie trzymają konie tak mocno "pod kloszem" to wcale mnie nie dziwi, że rumaki panikują na widok czegokolwiek a co dopiero czegokolwiek hałasującego i trzepiącego się. Skoro w okolicy stajni nie wolno przejechać rowerem czy krzyknąć bo konie już się płoszą to raczej oczywistym jest, że nie są przyzwyczajone w zasadzie do niczego i wpadają w panikę przy każdej "niespodziance".

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Legionistka666: Powiem szczerze, że nie spotkałam się z takimi sytuacjami, że wsadza się ogarniętego klienta na podjezdka i niech trenuje. Kojarzy mi się to trochę z wsadzeniem delikwenta na minę, a on jeszcze za to płaci :P

Odpowiedz
avatar Legionistka666
0 0

@Bryanka: to bardzo powszechny proceder o.O szczególnie w dużych "szportowych" stajniach

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Legionistka666: To miałam szczęście pracować w sensownych miejscach :P Tak się zastanawiam nad tym i chyba mam zły charakter, bo bardziej bałabym się, że klient coś z tym koniem spieprzy i cały trening pójdzie w cholerę, niż to że coś mu się stanie haha :P

Odpowiedz
avatar Legionistka666
0 0

@Bryanka: Jeździłaś kiedyś w typowej szkółce? Nie ma różnicy czy konia zaciągnie i znieczuli na łydkę pierwszy, piąty czy pięćdziesiąty szkółkowicz.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Legionistka666: No jeździłam, ale jak miałam 6 lat i to było jeszcze jak mieszkałam na innym kontynencie. Nie pamiętam takich szczegółów. W takiej typowej szkółce też nigdy nie pracowałam, ale znieczulone i zaciągnięte konie po szkółkach widywałam - jak zmieniały właścicieli i trafiały do nas na "odrobienie". Czasami dało się odrobić, a czasami to było taka bezsensowna dłubanina...

Odpowiedz
avatar Legionistka666
1 1

@Bryanka: To powiem ci tak- odrobić dało się te, które trafiły do szkółki już zajeżdżone. Te, których się nie dało "naprawić" były zajeżdżane w szkółce... Generalnie koni ze szkółek się nie kupuje bo zwykle są bardziej wyeksploatowane niż jakby 10 lat robiły w pługu. Zmęczenie materiału, co gorsza fizyczne i psychiczne.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Legionistka666: Ludzie kupują, bo się przywiązują, abo bo są tanie.

Odpowiedz
avatar Legionistka666
0 0

@Bryanka: raczej bo tanie i spokojne. Choć zwykle takie konie znają setki sztuczek na uprzykrzenie życia mało wprawnemu jeźdźcowi ;)

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
-3 3

Juz od 2.WS. ulani wyszli z mody i nie trzeba walic z konnica na czolgi. Nie slyszalas, ze jazda na zwierzeciach (n.p. koniach) sama z siebie jest niebezpieczna, bo m.in. zwierze jest nieobliczalne i nie ma pasow bezpieczenstwa, w miedzyczasie sa inne srodki lokomocji, nie bojace sie rozwydrzonych gowniarzy?

Odpowiedz
avatar Legionistka666
0 0

@ZaglobaOnufry: to nie jest odpowiedź na mój post, prawda?

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
1 1

@Legionistka666: Zgadza sie, po prostu pomylilem przyciski. Sorry.

Odpowiedz
avatar Trepcio
0 0

Jest opcja, zgodna z prawem na usunięcie. Napisz.

Odpowiedz
Udostępnij