Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Tym razem historia związana z nadgorliwą studentką. Jak już wcześniej wspominałem, jestem…

Tym razem historia związana z nadgorliwą studentką. Jak już wcześniej wspominałem, jestem nauczycielem akademickim i wykładam historię literatury XIX wieku (przede wszystkim romantyzmu). Pod koniec pierwszego semestru egzaminowałem studentów drugiego roku polonistyki z literatury romantyzmu. W pewnym momencie weszła studentka. Nie kojarzyłem jej, ale stwierdziłem, że zapewne musiała mi umknąć pośród wszystkich słuchaczy wykładu. Zadałem jej kilka pytań, na które odpowiedziała poprawnie. Zdecydowałem wystawić jej piątkę. Poprosiłem, aby podała mi numer indeksu, to wpiszę ocenę do USOS-a. Po uzyskaniu tej informacji okazało się, że nie mam jej na liście egzaminacyjnej.

[J]a: Nie mam tego numeru na liście.
[S]tudentka: Pewnie dlatego, że jestem na pierwszym roku.
J: Pomyliły się pani egzaminy?
S: Nie, nie. Zdałam już wcześniejsze epoki i stwierdziłam, że wolę mieć już z głowy kolejne.
J: Ale ja nie mogę wpisać tej oceny!
S: Jak to?
J: Nie uczestniczyła pani w zajęciach, a jest to niezbędne, aby uzyskać zaliczenie.

Cisza.
S: Zgłoszę to do rektora!
J: Powodzenia.

Nadgorliwość gorsza od faszyzmu.

Ps.: Z pozytywizmu podobno dostała 4,5. :)

by stepyakermanskie
Dodaj nowy komentarz
avatar stepyakermanskie
36 38

@didja: Wszystko rozumiem, ale takie sprawy trzeba uzgadniać wcześniej, a nie sobie po prostu przyjść na egzamin, kiedy się chce. Żebym mógł wpisać ocenę do USOS-a, to student musi mieć otwarty specjalny protokół.

Odpowiedz
avatar Jasiek5
7 7

Racja jest po obu stronach: Profesor nie może wpisać oceny, bo nie ma nazwiska studentki w systemie komputerowym. Studentka, jeśli chodziła na zajęcia i chciała zdać ten przedmiot w danym semestrze, powinna w Dziekanacie uzyskać kartę aby móc ten przedmiot zdawać w danym semestrze. Efekt jest taki jak tu opisany jeśli nie zrobi się "wycieczki do Dziekanatu". I mówię to jako pracownik Uczelni.

Odpowiedz
avatar archeoziele
10 14

To się nazywa zerówka :)

Odpowiedz
avatar marika_c
11 35

mam w swojej teczce sukcesów kilka lat pracy jako akademicki belfer - i pozwolę sobie na tę sprawę spojrzeć z zupełnie innej perspektywy: przychodzi do Ciebie na egzamin "nadgorliwa", którą ja okreslam raczej jako "entuzjastka" - świetnie zdaje egzamin z zajęć, w których nie uczestniczyła? a więc może nie były jej potrzebne? najwyraźniej jej wiedza jest większa, niż to, co przekazujesz na zajęciach; ok - zrobiła błąd nie uruchamiając formalnej ścieżki, ale to przecież pierwszoroczniak, nie musi wiedzieć wszystkiego o działaniu uniwersyteckiej machiny; co piekielnego w jej zachowaniu? nic ! powinna dostać maksymalne stypendium i wsparcie uczelni, bo takich studentów nie ma zbyt wielu; wielu to jest takich z wyczerpanym limitem "warunków"; moim skromnym zdaniem powinieneś wykazać zaangażowanie, nie obrażać się na jej słowa, przekonać dziekanatostwo - i zaliczyć jej ten egzamin - na piątkę :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 25

Ty tak serio? Jeśli ktoś jest na tyle inteligentny, żeby zdać egzamin bez uczestnictwa w ćwiczeniach, czy tam wykładach, dlaczego nie sprawdza jakie są drogi formalne do wcześniejszego zaliczenia egzaminu? I jeszcze straszy egzaminatora rektorem. To, że jest na pierwszym roku, nie zwalnia jej z przestrzegania zasad danej uczelni. W dobie komputerów wystarczyłoby, żeby poszperała w internecie i dowiedziała się, co musi zrobić, żeby taki egzamin zaliczyć rok wcześniej. Ba, wystarczyłoby, żeby przyszła spokojnie do prowadzącego zajęcia i powiedziała, że chce zdawać taki egzamin wcześniej i na pewno doszliby do porozumienia. Studentka w tej historii jest jak najbardziej piekielna, przede wszystkim z powodu postawy roszczeniowej jaką prezentuje - masz mi zaliczyć, bo mi się należy. Po coś te drogi formalne są i na prawdę nie widzę powodu, dla którego należy robić wyjątek dla studentki, która prezentuje postawę tak roszczeniową i cechuje się brakiem elementarnych zasada kultury, że o wiedzy na temat funkcjonowania uczelni nie wspomnę....

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 17

@marika_c: To "zgłoszenie do rektora" to przesada rzeczywiście. Ale jest tu drugie dno, które poruszyłaś. Cały system nauczania w Polsce począwszy od przedszkola skończywszy na studia nastawiony jest na równanie w dół i zabicie jakiejkolwiek indywidualności. W olbrzymiej większości indywidualiści są w pewien sposób wyalienowani ze środowiska, skupiają się wyłącznie na tym co ich interesuje; za nic mając formalności i wytyczone ramy. Idą uparcie swoją ścieżką. Zamiast rzucać im co raz kłody pod nogi należałoby wyciągnąć rękę i pomóc. Szkoda takich ludzi. Ile jest takich jednostek? podejrzewam, że mniej niż jedna na rocznik. I to ty autorze, jesteś gorszy od faszyzmu, dżumy i wszystkich plag egipskich bo ciągniesz nieprzeciętnie zdolnego człowieka w niebyt szarości!

Odpowiedz
avatar Jorn
7 9

@zmywarkaBosch: Ja już 20 lat temu w Polsce studiowałem systemem pozwalającym mi w pewnych granicach elastycznie sterować tokiem studiów i często przystępowałem do egzaminów razem z kolegami o rok lub (rzadziej) dwa lata ode mnie starszymi lub młodszymi. Oczywiście, żeby przystąpić do egzaminu, musiałem na początku semestru zapisać się na dany kurs.

Odpowiedz
avatar Xenopus
4 8

@marika_c: poważnie? Z doświadczenia wiem, że na uczelni da się wiele rzeczy załatwić z dużą dozą elastyczności, ale pierwszym krokiem jest zawsze omówienie sprawy z odpowiednimi osobami. Zdarzało mi się na przykład całą sesję zdawać tydzień przed jej rozpoczęciem czy zaliczać dwa semestry w semestr, ale zawsze najpierw pytałam się prowadzącego, czy na to pozwoli.

Odpowiedz
avatar marika_c
-1 3

szanowny szalonytroll - tak, jak najbardziej serio moja opinia bazuje na doświadczeniach raptem z dwóch uczelni, ale jest taka: "drogi formalne" są po to, aby ułatwić pracę osobom z uczelnianej administracji - i są lustrzanym odbiciem dyktatury urzędników w naszym kraju - nie służą ani studentom, ani wykładowcom; co do postawy Entuzjastki - tak: zachowała się grubiańsko, nie: nie wydaje mi się, żeby wykazywała postawę roszczeniową ("bo mi się należy") - przecież zdała egzamin celująco ! :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@marika_c: egzamin, zaznaczmy, który sama sobie ustaliła. A odmowę wpisania oceny skwitowała słowami "powiem rektorowi". To jest postawa roszczeniowa. Prawo może być głupie, ale póki nie zostanie zniesione, musimy go przestrzegać. Podobnie na uczelniach - są procedury, dla osób takich jak studentka, nie uruchamiasz ich i żądasz, żeby spełniano Twoje zachcianki?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 15

A na egzaminie z pozytywizmu udało się jednak obejść procedury i formalności? Ten materiał też przecież z drugiego roku. Mam wrażenie, że twoje podejście do studentów zamiast "pro" jest po prostu "anty".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2014 o 9:41

avatar bloodcarver
8 10

Robienie przedmiotów awansem jest dość popularne, ale trzeba wcześniej zgodę wykładowcy uzyskać. Natomiast samo uczestniczenie w zajęciach? Jeśli i tak się nauczyła i zdała, to akurat o to chyba nie powinien się czepiać? Chyba że regulamin nad wiedzę przedkłada "dupogodziny". Albo że chodziło mu o coś typu "nie była pani zapisana", ale się nieprecyzyjnie wyraził.

Odpowiedz
avatar turin
-3 5

@bloodcarver: Egzamin (szczególnie ustny) jest dość złym sposobem sprawdzania wiedzy. Dlatego na wielu (mi znanych) przedmiotach ocena zależy istotnie od rzeczy takich jak zadania domowe bądź dość częste, małe kolokwia.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
13 17

I tak skończy na kasie w Biedronce. Dobra, żarty na bok. Piekielna w tej historii w żadnym razie nie jest "nadgorliwość gorsza od faszyzmu", jak to był łaskaw ująć pan specjalista od romantyzmu. Nawet nie brak rozeznania studentki w procedurach egzaminacyjnych. Prawdziwą piekielnoscią jest stwierdzenie "Nie uczestniczyła pani w zajęciach, a jest to niezbędne, aby uzyskać zaliczenie." Rozumiem takie podejście w przypadku zajęć laboratoryjnych na uczelni technicznej. Ale encyklopedyczna wiedza o literaturze? Czy te same fakty nabierają szczególnego nimbu, gdy są przekazywane w sali wykładowej przez nauczyciela akademickiego?

Odpowiedz
avatar katzschen
-2 10

Nie o to chodzi. Oczywiście, osoby które patrzą na sytuację tylko od strony studenta, mogą się obrażać... Ale od strony administracyjnej wygląda to inaczej. Studenci wymyślą tysiące sposobów, żeby sobie ułatwić życie, a ich wymówką jest zawsze "ale ja nie wiedziałem..." - no cóż, zastanawiam się jak tym niewiedzącym udało się dostać w ogóle na studia, bo regulamin studiów nie jest jakąś niedostępną zwyklemu śmiertelnikowi wiedzą tajemną ;) Ludzie nie zapisują się na przedmioty (a często, np. na mojej uczelni, jest to podstawą do uruchomienia zajęć/dodatkowych grup), w połowie semestru stwierdzają, że jednak warto spróbować, idą na egzamin, a później żądają oceny, zdziwieni, że warunki zaliczenia wymagają pracy na zajęciach. Gdyby opisana studentka nie zdała, myślisz że należałoby jej wpisać dwóję? Przecież formalności nie mają znaczenia ;) Wierz mi, problemy tego typu wykraczają poza "wredny profesor, nie zrobił dla mnie wyjątku". Za wolną amerykanką idą problemy z ustalaniem planu zajęć, wyrabianiem pensum przez wykładowców... Nie wspomnę, jakie to niesprawiedliwe w stosunku do reszty studentów. Myślisz o jednej sytuacji - ale takich jest mnóstwo.

Odpowiedz
avatar katzschen
-2 2

W sumie to nie do końca odpowiedź na Twój komentarz Formalhaut, bo rozumiem argument ;) chciałam raczej pokazać drugą stronę medalu.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
2 2

@katzschen: Zaliczanie awansem zlikwidowano w ogólności, czy tylko ta jedna uczelnia go nie ma? Bo jak ja chciałem przedmiot awansem robić, to wszystkiego tyle, że złożyłem pismo do dziekanatu z prośbą. Na odwrocie miałem uproszony wcześniej zapis od wykładowcy "wyrażam zgodę" i podpis. Kartę awansu dostałem na koniec semestru wraz z normalną kartą ocen. I tyle. A parę osób te formalności już w czasie sesji załatwiało, wcześniej chodząc za ustną zgodą. Co do wpisywania dwój - dwója awansem się nie liczyła nijak, jeśli przedmiot był tylko teoretyczny, bez laboratorium. Czyli dać się da, jeśli uczelnia ma ludzkie podejście dla studentów.

Odpowiedz
avatar Ignus
4 6

@Fomalhaut: Zgadzam się, w rezultacie ta studentka udowodniła że, zajęcia są jej niepotrzebne aby opanować zakres przedmiotu. To raczej jest policzek dla prowadzącego.

Odpowiedz
avatar katzschen
-3 3

@bloodcarver ależ nie, awansem się jak najbardziej da, po prostu trzeba to jakoś zgłosić (jak np. Ty to zrobiłeś). Na mojej uczelni nie trzeba nawet specjalnej zgody, studenci zapisują się przez internet na co chcą... chodzi o to, że często tego nie robią, a później kombinują (uprzedzając komentarze, tak, system internetowy może robić błędy, ale to maleńki procent problemów). W ogóle nie twierdzę, że nie da się przygotować do egzaminu samodzielnie, mówię tylko o kwestiach technicznych, na które studenci nie zwracają uwagi (nie dziwię się nawet, sama nie byłam świadoma jak to działa) a które są jednak istotne dla funkcjonowania uczelni. I chyba też o tym była historia ;)

Odpowiedz
avatar bloody_wheelchair
-2 4

@Fomalhaut: Nie zgodzę się z Tobą. Studiuję na kierunku wybitnie humanistycznym i prawie na każdym przedmiocie do oceny końcowej liczy się np. ocena z pracy zaliczeniowej. I co wtedy? Jak wykładowca ma "policzyć" jej średnią? Poza tym, czy to nie będzie lekko niesprawiedliwe? OK, dziewczyna ambitna, nauczyła się sama. Ale z drugiej strony nie zapisując się na przedmiot możliwe że "ominęła" niektóre warunki zaliczenia, które w normalnym trybie musiałaby spełnić, żeby otrzymać tę 5-tkę ;)

Odpowiedz
avatar Ignus
0 8

Źle to rozwiązała, że nie zgłosiła wcześniej. Ale osobiście uważam iż, szkoda że, ludziom ambitnym się utrudnia. Jak ktoś jest zdolny i nadgania przedmioty, ucząc się w domu to dlaczego by nie pozwolić mu zaliczyć 5 letnich studiów np. w 3 lata? to powinno się ułatwiać a nie utrudniać i nic piekielnego tu nie widzę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@Ignus: ależ można, dlaczego nie? Tylko wystarczy formalnie to uregulować, a nie przychodzić na egzamin, ot tak, bo ma się takie widzimisię. Swoją droga nie rozumiem tego oburzenia na zachowanie autora. Ta studentka sobie ewidentnie sama stwarzała problemy, gdyby załatwiła to z poszanowaniem całej drogi formalnej, nie byłoby tej historii i całego problemu...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-1 7

@szalonytroll: Sęk w tym, że tworzenie całych dróg formalnych na taką prostą sprawę jest jakieś chore; powinno to wyglądać tak, że jak ktoś umie, i może zdać, to po prostu od ręki załatwia kartę awansu i tyle. Choćby w czasie sesji. Bo i co to za kłopot wstukać w elektroniczną inwentaryzację jeden awans? Ot, wybrać studenta, wybrać przedmiot, zakliknąć, papier z drukarki podstemplować i studentowi podać, da się (albo może się dać) załatwić to w 5 minut. Z gratulacjami za zaparcie i pęd do wiedzy. Ale nie, jak kto przed szereg wystaje to koniecznie trzeba opier*lić i upier*lić, żeby ani śmiał wyrosnąć ponad przeciętność :/

Odpowiedz
avatar crash_burn
1 5

@bloodcarver: u mnie na uczelni trzeba było stworzyć pismo do dziekanatu, w którym zawierała się prośba o umożliwienie zaliczenia dwóch lat w ciągu jednego roku. Plus jakaś sensowna motywacja i tyle. Resztę, czyli całe umawianie się na egzaminy, formy zaliczeń itd, do dogadania z wykładowcami, uwaga, bo to ważne - PRZED terminem egzaminu. Czy uważasz, że każdy student ma prawo przyjść sobie na jakikolwiek egzamin i zdawać go, bo mu się akurat zamarzyło ten konkretny egzamin zdawać tu i teraz, a nie za rok? Wyobrażasz sobie jaki byłby ogólny bałagan? Gdyby studentka ta wcześniej zgłosiła taką chęć, zaniosła odpowiednie podanie to nie byłoby żadnego problemu. Moim zdaniem sama sobie życie utrudniła. Nie chcę deprecjonować jej zdolności, pędu do wiedzy itd... ale nauczenie się na egzamin, gdy ma się zagadnienia i skrypty nie jest takim dużym wyczynem, że prowadzący MUSI doceniać starania studentki i zaliczać jej egzamin awansem, pomimo niedopełnienia formalności.

Odpowiedz
avatar katzschen
1 5

@bloodcarver, naprawdę nie chodzi o to, żeby kogoś udupić za ambicję :P Nikt tak na to nie patrzy, od strony technicznej to ostatnia rzecz która by mogła administrację interesować. I owszem dopisanie oceny zajmuje 5 minut, tylko że jest... po prostu nielegalne :D Na pojedyncze przypadki można przymknąć oko, ale to nie są NIGDY pojedyncze przypadki. I plan się wali, bo na zajęcia nikt się nie zapisał, nie zostały uruchomione, a później w połowie semestru płacz "ja chcę na nie chodzić, czemu uczelnia mi tego nie zapewnia?" Mnóstwo jest tego typu sytuacji. A jednocześnie i robienie awansem, i masa różnych innych udogodnien jest możliwa...

Odpowiedz
avatar chiacchierona
-2 6

Nawet jeżeli dziewczyna jest mega zdolna, taka lekcja pokory dobrze jej zrobi. Co z tego, że jej wiedza jest ogromna skoro swoim zachowaniem będzie budziła antypatię i sprawiała, że ludzie będą jej się odwdzięczać złośliwościami? Niech wie, że sama wiedza nie wystarczy i żeby funkcjonować w społeczeństwie trzeba również opanować pewne normy i zasady...

Odpowiedz
avatar dab68
-3 7

Trochę dziwią mnie te (w większości) przychylne komentarze dla "nadgorliwej" studentki. Być może rzeczywiście jest to indywidualność, przyszły geniusz, itd. Pozwolę sobie tylko zwrócić Waszą uwagę na pewien aspekt tej historii - pomijam całkowicie w tym momencie formalno - organizacyjno - prawną stronę wydarzenia. Otóż wydaje mi się, że zdecydowana większość komentujących uznała, że w przypadku przedmiotu egzaminu (literatura romantyczna) stepyakermanskie powinien wymagać TYLKO znajomości treści dzieł i wtedy rzeczywiście zajęcia i wykłady nie są potrzebne, a entuzjaści/nałogowi czytelnicy/osoby obdarzone doskonałą pamięcią mogłyby zaliczać egzaminy z poszczególnych epok już na pierwszym roku, mając później luz. Otóż nic bardziej mylnego! Udział w zajęciach, wykładach, grupach konwersatoryjnych, etc. ma służyć zapoznawaniu studentów z najnowszym stanem wiedzy i badań nad danym zagadnieniem. To, że dzieło zostało napisane 200 lat temu nie oznacza, że w kolejnych epokach nie można o nim powiedzieć czegoś nowego i "świeżego". Oczywiście, gdyby stepyakermanskie zakończył historię tym, jak to np. zadał jej pytanie o feministyczną interpretację niechęci Izabeli Łęckiej do Wokulskiego i oblał na tym, uznalibyście pewnie, że specjalnie skosił obiecującą studentkę.

Odpowiedz
avatar Bydle
2 6

I nie będzie goowniara próbowała więcej zdawać przed terminem! ;-) 1. J: Nie uczestniczyła pani w zajęciach, a jest to niezbędne, aby uzyskać zaliczenie. vs 2. Żebym mógł wpisać ocenę do USOS-a, to student musi mieć otwarty specjalny protokół To są - wbrew wyobrażeniom humanistów - dwie różne rzeczy. ;>>>

Odpowiedz
avatar enron
0 8

Co? Studentka może mieć wiedzę (pewnie szerszą niż wykładowca), bez NASZYCH zajęć? NIEDOPUSZCZALNE. Wiedza jest nie ważna. Ważne są PROCEDURY. A najważniejsze jest obecność na NASZYCH zajęciach. Bez tego nie ma ZALICZENIA!

Odpowiedz
Udostępnij