Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jako, że poprzedni pies łapał chyba każdą chorobę, jaką podają podręczniki (albo…

Jako, że poprzedni pies łapał chyba każdą chorobę, jaką podają podręczniki (albo i nie podają), a i poprzednia kotka na przestrzeni lat zaliczyła kilka wizyt u weterynarza, obecna sunia i dwa kocurki są wychuchane i każdą niepokojącą sprawę natychmiast konsultuję z weterynarzem (czytaj - nie daję się tekstom, że samo przejdzie i nie mam panikować). A weterynarzy znam cały zastęp. Słucham u nich różnych opinii na różne sprawy, ale wszelkie rutynowe operacje (np. szczepienia, sterylizacje) a także poważniejsze sprawy natychmiast powierzam najbardziej zaufanemu, który nie raz pokazał, że ma podejście i serce do zwierzaków.

Ostatnio przyszła pora na pozbawienie męskości młodszego kocurka, a akurat z kasą krucho, więc poszukiwania, czy nie dałoby się taniej (w końcu operacja tak prosta, że sama potrafię ją zrobić, ale niestety nie mam uprawnień).

Szef - zrobiłby za darmo, ale nie chcę pakować się w długi wdzięczności wobec pracodawcy.

Znajomy lekarz - spoko, policzy taniej, ale pod warunkiem, że wcześniej kocurek pokryje jego kotkę. - Jaaasne, ale po 1 - kot ma w papierach i umowie kupna obowiązkową kastrację i zakaz krycia, czego zamierzałam dotrzymać, po 2 - kotka owszem, rasowa, tylko rasa się nie zgadza, po 3 - nigdy nie zgodziłabym się pokryć kotki ważącej niecałe 3 kg (a i to po porządnym posiłku i przed wypróżnieniem) kocurem, może i młodym i jeszcze nie wyrośniętym, ale mającym w genach ponad 10 kg.

Po dłuższych poszukiwaniach pozostała decyzja - robimy zrzutę i płacimy normalnie za operację, za to fachową i bez głupich warunków - u zaufanego doktora.

Kotek ma się dobrze, wszystko ok., dopóki kolejny znajomy lekarz nie dowiedział się przypadkiem, że poszłam do konkurencji. Awantura na sto fajerek, że jestem taka, siaka, że idąc do kogoś innego podważam JEGO kompetencje. Wytłumaczyłam, że jego nie brałam nawet pod uwagę, ponieważ nie podoba mi się jego podejście do leczenia i jego dość specyficzne poczucie humoru. Dlaczego? Otóż doktor pytany kilka razy o opinię, zanim zastanowił się nad konkretną odpowiedzią, z kamienną twarzą stwierdzał "UŚPIĆ". Ok, przywykłam, zwykle drążyłam temat póki nie skończył "żartować". Ale odkąd taka odpowiedź padła w sytuacji, gdy pytanie dotyczyło chorującej na serce kotki, nie drążyłam i przestałam prosić szanownego o konsultacje.

Tłumaczenie - przecież to tylko dowcipy, czego się czepiam. Moja odpowiedź (a w zasadzie pytanie) czy nie pomyślał, że czasem takie dowcipy mogą sprawiać przykrość? Czego się dowiedziałam? Że nie mam poczucia humoru i nie znam się na żartach.

Weterynarze

by SzynSzylka
Dodaj nowy komentarz
avatar Creatrix
0 0

Czyżby Maine Coon? A co do operacji, to każda wiąże się z pewnym ryzykiem (chociażby uczulenie na znieczulenie), więc może i jest prosta, ale nadal należy zachować czujność.

Odpowiedz
avatar SzynSzylka
0 0

@Creatrix: Blisko - Norweski Leśny, a co do znieczulenia od początku wiedziałam o ryzyku - najczęściej zagrożone jest serducho, dlatego przed operacją był zbadany pod kątem podatności na ewentualne powikłania.

Odpowiedz
avatar chiacchierona
1 1

Ten lekarz co chciał kotkę pokrywać to był lekarz weterynarii? Może pytanie głupie ale aż mi się nie chce wierzyć. :/

Odpowiedz
avatar SzynSzylka
-1 1

@chiacchierona: On lekarz, a żona dostała w prezencie kotkę rasową. Kupiła do niej kocura tzw. rasowego mieszańca (bo też po rasowych rodzicach różnych ras) i tak się bawiła w "hodowlę". Nie powiem, wychodziły z tego cuda, bo wyglądały jak różnobarwne długowłose brytyjczyki, ale jednak nie skorzystałam z propozycji - pomijając pozostałe argumenty - miałam kiedyś kotkę, która zmarła przy porodzie za dużych kociaków (a był to tylko wynik wpadki z wyrośniętym dachowcem, a co dopiero tak drobniutka kotka z kocurem, którego rodzice mieli po ok. 12 kg).

Odpowiedz
avatar lezard
0 0

@SzynSzylka: jaka Ty szlachetna...

Odpowiedz
Udostępnij