O nadgorliwości ochroniarza.
Mam cukrzycę. Czasem po prostu muszę tak szybko jak to tylko możliwe, napić się czegoś słodkiego, przez co zawsze noszę przy sobie soczek z rurką. Jednak pewnego razu soczek nie wystarczył - poziom cukru leciał na łeb na szyję. Wszedłem zatem do pobliskiego sklepu pewnej sporej sieci delikatesów.
Wziąłem z półki Colę i idę do kasy. Kolejka. Czuję, że poziom nadal jest za niski i już nie mogę czekać. Odkręcam butelkę, biorę kilka porządnych łyków i odkładam na tą jeżdżącą ladę, żeby wiadomo było, że zaraz zapłacę. Już wiele razy tak robiłem i nikt nigdy nie robił z tego problemu.
Ale nie tym razem. Baczny obserwator w osobie ochroniarza (wieku nieco już sędziwego, więc chronić mógłby co najwyżej siebie przed agresywnym kotem) podchodzi do mnie z wrzaskiem:
O: Co pan robi? Nie zapłacił pan!
J: Ale zaraz zapłacę. Mam cukrzycę i musiałem się szybko napić. Proszę dać mi zapłacić i nie będzie problemu.
O: Teraz zapłacić? Już ja znam te wasze ćpuńskie sztuczki, pewnie na farta liczyłeś.
Trochę się zdziwiłem. Na ćpuna nie wyglądam, może co najwyżej wyglądałem mizernie z powodu niskiego cukru, ale ogólnie rzecz biorąc raczej nikt mnie z ćpunami nie kojarzy. Starałem się jak mogłem wytłumaczyć jakże uprzejmemu panu co i jak, jednak ten szedł w zaparte nazywając mnie złodziejem i narkomanem.
O: Zaczekaj tu, dzwonimy po policję.
I sam już nie wiem co robić. Nie chce mi się czekać na policję, a samemu staruszkowi bez problemu po prostu czmychnę, jednak za Colę nie zdążyłem zapłacić, a kasjerka już w tym momencie nie chciała ode mnie pieniędzy tylko sprawiedliwości. No nic, czekamy.
Na szczęście poziom już był jak należy, czułem się lepiej i czekanie na policję nie było tak męczące jak mogło. Ani tak długie, jak mogło.
Policjanci w liczbie dwóch zjawili się po dziesięciu minutach.
Po wysłuchaniu ochroniarza policjanci zmierzyli mnie wzrokiem. Nie pasowałem za bardzo do opisu kradnącego narkomana, dlatego zanim podjęli wobec mnie jakiekolwiek kroki, wysłuchali i mojej wersji. Kiedy opowiedziałem im co jak, spojrzeli po sobie jakby z zażenowaniem, potem rzucili w moją stronę:
P: Idź młody, szkoda twojego czasu.
J: Ale jeszcze za Colę nie zapłaciłem.
P: My to załatwimy, masz dzisiaj gratis.
Zanim wyszedłem, rzuciłem jeszcze okiem na ochroniarza. Chyba nie dowierzał, co się właśnie stało.
pewnie to nie pierwszy raz ten ochroniarz był nadgorliwy i dlatego ciebie puscicili, a skończy się że ochroniarz będzie musiał zapłacić za tą colę. Chcieli pewnie żeby przynajmniej miał taką nauczkę. pOstraszyli pewnie bezpodstawnym którymś z kolei wezwaniem policji.
OdpowiedzCzęsto widzę w marketach otwarte paczki z chipsami czy żelkami albo otwarte napoje. I gdzie wtedy jest ochrona? Czemu nikt nie interweniuje? Sama też czasami upijam co nieco, zdażyło mi sięzjeść kilka kulek winogron zważonych wcześniej- nikt afery nie robił.
Odpowiedz@cynthiane: Nie radzę owoców przed myciem, chyba że domowe. Byłam na "wycieczce" z pracy na sortownio-przechowalni. Nie rób tego, chyba, że lubisz osad z wody, przez którą idą tysiące ton tego razem z ptasimi kupkami, piachem, potem komora przechowalnicza, która też idealnie czysta nie jest.
Odpowiedz@Izura: Bakterie są wszędzie, w domu też, chociaż nie wiem jak byś sprzątała. Tego nie unikniesz, a to o czym mówisz to kwestia typu "czego oczy nie widzą..."
Odpowiedz@cynthiane: generalnie to nigdy w życiu nie widziałem na półce otwartego produktu, i nigdy w życiu nie podjadałem winogron czy innych drobnych na wagę. Co innego picie - czasami się zdarzy, nawet całą butelkę, ale jeśli potem idę do kasy i za tą pustą butelkę normalnie płacę, to nie widzę w tym nic złego.
Odpowiedz@Xirdus: Cóż, nie pochwalam i zbyt często nie praktykuję podjadania, ale kolejka byla szalenie długa a burczenie słychać było z daleka. Wyjęłam więc te kilka kuleczek i po prostu zjadłam, i tak zważone... Otwarte produkty widuję teraz rzadziej niż kiedyś, ale nadal pojawiają się na półkach. Ostatnio np. w tesco stała na palecie otwarta puszka z napojem. A co do brudu- wychowałam się na truskawkach utarzanych w piasku, porzeczkach prosto z krzaka i kiełbasie z ogniska. Żyję, mam się dobrze. Od winogron też nie zachorowałam. Rozumiem ostrożność, ale nieprzesadną...
Odpowiedz@sportowiec: domowe to takie trochę już oswojone, więc i nie takie straszne ;) produkty otwarte czy napoczęte zdarza mi się widywać dla siebie nigdy nie otworzyłam produktu w sklepie, bo nie miałam takiej potrzeby, ale zdarzyło mi się otworzyć napój lub wafelek dla dziecka, kasowałam wtedy napoczęte lub puste opakowanie, albo kiedyś dziecko lizaka jadło przy kasie, więc poprosiłam aby pani skasowała podwójnie tego, który jechał na taśmie (też bez problemu) ale kiedy dziecko trochę podrosło (jakoś tak od czwartego roku życia) to już nie pozwalam na to, musi wytrzymać te 15 minut (na szczęście nie łażę po molochach)
Odpowiedz@cynthiane: "i tak zważone" aaa, to inna sprawa. Sory, nie doczytałem wcześniej :)
Odpowiedz@sportowiec: A gdyby ktoś z gruźlicą na te winogrona nakaszlał, albo w magazynie szczur obsikał? Zalecam jednak mycie przed spożyciem.
OdpowiedzTrochę mnie zdziwiło, że kazali iść bez płacenia... Ale kij z tym, może sobie wcześniej dziadek przeskrobał, to i inaczej z nim gadali. Dla uściślenia, przy cukrzycy poziom spada po przyjęciu insuliny (dawka często nie jest idealnie dobrana). Trochę to wynik lekkiego zaniedbania, bo autor miał ze sobą insulinę, ale czegoś na wyrównanie cukru już nie. Ale cóż, jedzenie/ picie mogło się skończyć albo się nie znam. Przypomina mi to historię z liceum, kiedy to przed sprawdzianem kolega cukrzyk nagle poczuł się źle. Nie pomyślał, że ludzie znali jego chorobę i wiedzieli, że 15 minut przerwy to za mało, żeby tak nagle poczuć się źle - wcześniej tego nie zgłaszał. Dzięki niemu mieliśmy mniej czasu na pisane. Trudno, jest chory, ale żeby specjalnie wykorzystywać chorobę, to czasem lekka przesada. A potem oczekiwać współczucia.
Odpowiedz@tuxowyznawca: autor napisał, że nosi ze sobą "soczek z rurką" ale tym razem nie wystarczył
Odpowiedz@panikasy: nie rozumiem kompletnie logiki "soczku z rurką". Jak ktoś ma cukrzycę, to czy nie lepiej byłoby kupić w aptece glukozę w proszku/żelu? Zajmuje mniej miejsca niż "soczek z rurką", a działa zdecydowanie lepiej. Do tego "soczek z rurką" jest jednorazowy, glukozę można bez problemu porcjować... Po co autor tak utrudnia sobie życie?
OdpowiedzBo soczek jest w postaci płynnej i jest także pełen cukrów prostych, które od razu "działają", a z glukozą musiałby się chwilę pobawić. Jak ktoś mdleje i trzęsą mu się ręce to sobie nie poporcjuje. Przerabiałem to już bliską osobą. Najgorsze jest to, że bez glukometru i w stresie nie stwierdzi się od razu czy to zbyt mały poziom cukru czy zbyt duży i można sobie narobić kłopotu.
Odpowiedz@fenirgreyback: utrudnianie utrudnianiem, ale jadłeś/aś kiedyś tę glukozę? jest ohydna :) też wolę soczki (albo krówki ;])
Odpowiedz@folj: Dokładnie, kiedyś musiałam to ohydztwo pić. Nikomu tego nie życzę. Jednak zastanawiam się czy taki baton np, nie byłby wygodniejszy, albo po prostu pół litrowy sok w butelce, więcej tego niż w kartoniku, no ale każdy robi jak mu wygodnie. A ochroniarz, może się w końcu nauczy.
Odpowiedz@folj: ja tylko zwróciłam uwagę, że autor napisał coś takiego, nie mam wielkiej wiedzy o cukrzycy, bo (tfu tfu) nikt z moich bliskich nie choruje na to; ale wiem, że niektórzy noszą np. cukierki ze sobą
Odpowiedz@Rossellinique: Na pewno nie pił. Nikt tego dobrowolnie nie weźmie do ust, nawet zagryzając cytryną. Bleeeee, cukrzycowe badania ciążowe mi się przypomniały. Fuuuuj
Odpowiedztakie soczki w kartoniku wbrew pozorom są właśnie najwygodniejsze. cukier szybko się wchłania (szybciej niż w przypadku batonu - w końcu to płyn), nie jest to za ciężkie do noszenia przy sobie, a jego ilość pozwala w sam raz na okiełznanie zwykłego niedocukrzenia (przynajmniej u mnie). no i duuuużo smaczniejsze niź glukoza ;)
Odpowiedz@Taczer: nie "piłem", żarłem glukozę łyżką i zapijałem piwem jak miałem kaca. Wchodziło jak złoto i szybko poczułem się lepiej :)
Odpowiedz@folj: Wreszcie ktoś z sensem uzasadnił co i jak. Sok jest lepszy od batona, bo szybciej się wchłania. Od glukozy również, bo po prostu przyjemniejszy w użyciu. Do wszystkich posądzających mnie o "utrudnianie sobie": Moi drodzy. Choruję od 10 lat, testowałem co się da i najlepiej wiem, co jest dla mnie najwygodniejsze i sprawdzone. Soczki są u mnie numerem jeden na takie wypadki i chyba nikt nie sądzi, że wie lepiej co jest dla mnie lepsze/wygodniejsze. Czyż nie?
Odpowiedz@scatmanpl: co więcej, soczki podawali nawet na oddziale w szpitalu w razie hipoglikemii!
Odpowiedz@folj: Musieliście pić jakąś kupę, nie glukozę. Glukozę NAJLEPIEJ kupuje się w postaci proszku - bo taka jest naturalna wersja - i rozcieńcza się wodą: smakuje po prostu jak cukier. Ale wtedy znowu jest utrudnianie, bo trzeba mieć proszek i wodę, wtedy gotowa wersja płynna jest wygodniejsza. Za proszkiem przemawia długi czas przydatności do spożycia. Dlatego faktycznie wygodniejszy może być soczek - ale taki też trzeba skądś mieć. Nie chodzi mi o atakowanie chorego, ale o to, że ma tak od urodzenia, więc wypada wiedzieć jak reagować. Co do szpitali akurat, to na wszelkie operacje każą czekać rok, więc nie wiem czy to dobry przykład w każdej sytuacji ;-) . Wy zamiast pomóc mi zrozumieć sytuację i dać argument, od raz atakujecie. To nie jest kącik zwierzeń, gdzie wszyscy nie zadają pytań i głaszczą, ale też czasem ktoś chce czegoś się dowiedzieć. Skoro na tym portalu jest tyle współczujących, to dlaczego nie było was w kolejce do kasy, żeby chłopaka puścić pierwszego?
Odpowiedz@tuxowyznawca: no przecież nikt Cię nie atakuje. i zgadzam się, glukoza smakuje jak cukier, co nie zmienia faktu, że jest ohydna. tak słodkie, że aż skręca. A, i jeszcze (w kwestii argumentów): wyobraź sobie, że łapie Cię hipo na środku ulicy, bo np. biegłeś intensywniej niż zwykle na tramwaj czy inny autobus. Nie masz wtedy czasu ani narzędzi, żeby mieszać glukozę w proszku z wodą (na hipo ręcę się trzęsą, w głowie się kręci, nie ma się absolutnie żadnej chęci na np. bawienie się w przesypywanie proszku do butelki).
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lipca 2014 o 19:20
@folj: No w końcu odpowiedź z jakimiś argumentami/ wyjaśnieniem :-) ! Minusy zbieram za to, że pytam. Co do hipoglikemii to akurat miałem okazję na własnej skórze dowiedzieć się co to jest (go tego akurat nie trzeba cukrzycy). Przebieg choroby zależy od osoby, więc jestem ciekaw na ile to niewiedza a na ile zwykły... pech?
Odpowiedz@tuxowyznawca: czasami można mieć też nieuświadomioną hipoglikemię - objawy (za to potężne) pojawiają się dopiero, gdy cukier jest już naprawdę niski. Nie zawsze więc chyba lekkomyślność.
Odpowiedz@folj: Cukrzycy przyjmując insulinę wiedzą, że hipoglikemia MOŻE wystąpić - chyba, że lekarz konował i chorego nie poinformuje. Teoretycznie zdrowi ludzie jak już mają hipoglikemię, dopiero wtedy się o niej dowiadują.
Odpowiedz@tuxowyznawca: chyba się nie zrozumieliśmy. Cukrzycy wiedzą o stanach niedocukrzenia, ale nie mierzą cukru co 15 minut. Mówiłam o stanach, o których chorzy wiedzą, że mogą wystąpić, ale tego konkretnego akurat w tym momencie nie odczuwają. Insulina (krótkoterminowa) działa 2-3 godziny od podania, a stany niedocukrzenia mogą pojawić się nie tylko z powodu podania zbyt dużej dawki insuliny.
Odpowiedz@folj: Już wiem od kogo mam minusy w każdej wypowiedzi ;-) . Nie spinaj się tak, wiem o co chodzi. Misję udowadniania czegokolwiek zostaw sobie na dyskusję o polityce.
Odpowiedz@tuxowyznawca: te minusy to nie ode mnie ;]
OdpowiedzKolejny przykład że dziadki do ochrony się nie nadają
Odpowiedz@Zlotowa85: Co śmieszne, dla zwiększenia powagi ich zatrudnienia na plecach mają wielki napis: BODYGUARD. :-)
OdpowiedzFaktycznie, odbiło ochroniarzowi. Wiele razy zdarzyło mi się np. zjeść czekoladkę i dać do kasy opakowanie, czy wypić sok/napój i dać pustą butelkę ( zwykle panie były tak miłe, że wyrzucały opakowanie do kosza -po skasowaniu, oczywiście). Jeśli jestem głodna lub chce mi się pić, czemu mam czekać, aż wyjdę ze sklepu, zwłaszcza, gdy stoję w kolejce. Nie widzę w tym nic złego.
Odpowiedzglupoty gadasz! przeciez wszyscy tak robia czekajac na kolejke - zakupy w koszyku to wiadomo ze klient zaplaci - ludzie rozpakowuja chipsy dla dzieciaka i jak zdazy zjesc wszystkie to kasjerka skanuje tylko pusta torebke a tu jakis sie czepia o odkrecenie butelki coli za ktora chcesz sam zaplacic?
OdpowiedzTen ochroniarz to jakiś dziwny. Wiele razy (zwłaszcza teraz, w upały) zdarza mi się wziąć puszkę napoju i wypić a puste opakowanie wrzucić do wózka i skasować je przy kasie. Więc u nas albo ochroniarze normalni albo moj wygląd wzbudza zaufanie.
OdpowiedzW końcu akcja życia dla strażnika teksasu, a tu policjanci tak popsuli klimat.... ;/ Swoją drogą na jakie pierdoły idą nasze podatki przez takich himenów szkoda liczyć nawet ;/ Podobnie jak sprawy w sądach w których koszt samej korespondencji przewyższa szkody itd....
OdpowiedzNie powinno się spożywać ani otwierać produktów, za które jeszcze nie zapłaciliśmy. Mi pracującej w sklepie to wszystko jedno, ale ochroniarz (przynajmniej w moim sklepie) musiał pisać protokoły do każdego znalezionego pustego opakowania i tłumaczenia, jak do tego doszło i dlaczego tego nie wyłapał. Jedni coś zjedzą lub wypiją i zapłacą, ale bardzo dużo jest takich, którzy wyrzucą papierek i wychodzą bez płacenia. Druga sprawa, że ktoś chce zapłacić, a tu nagle się okazuje, że zapomniał portfela albo terminal nie działa, a nie ma gotówki i jest problem, bo towar zjedzony i nie ma jak zapłacić. Co nie zmienia faktu, że ochroniarz z historii zachował się nagannie i jego zachowanie względem autora było niedopuszczalne.
Odpowiedz