Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Działo się to półtora roku temu w "mojej" kamienicy. Lokatorzy dzielą się…

Działo się to półtora roku temu w "mojej" kamienicy. Lokatorzy dzielą się tu na dwie grupy - młodzi, z reguły jeszcze bez dzieci, oraz starsi, w wieku emerytalnym.

Do tej drugiej grupy należał lokalny tzw. nieszkodliwy żul. Widziałem go wyłącznie w stanie upojenia... albo po prostu już zawsze tak wyglądał. A że jednocześnie poruszał się o dwóch kulach prezentował sobą raczej mizerny widok.

Ta jego "nieszkodliwość" okazała się jednak pozorna. Pewnego lutowego popołudnia z drzemki wybudziły mnie straszne hałasy na klatce schodowej - krzyki i tłuczenie się. Coś jakby kilku chłopa próbowało wnieść po schodach strasznie wielką i ciężką lodówkę i nie za bardzo im to szło. Drzwi otworzyłem, gdy ktoś zaczął do nich walić. Tego widoku nie zapomnę – na klatce ciemno, głośno, ludzie biegają na dół, strażacy wbiegają na górę, pod sufitem kłęby dymu, na schodach wodospad.

Jak się już pewnie domyślacie przyczyną nieszczęścia był właśnie ten „nieszkodliwy” żul. Za prąd nie płacił, więc mu go odcięli. A że zimą zimno i ciemno, chłopina dogrzewał czym tylko, światło mając ze świeczek. Tego dnia imprezował z jakimś kolegą, oboje zasnęli, od świeczki zajęło się mieszkanie.

Koniec końców szczęśliwego finału nie było – kolega zdołał uciec ale bohaterowi, czy to z powodu kalectwa czy jakiegoś innego, ta sztuka się nie udała. Zginął. Gdyby w tym momencie historia się kończyła, piekielność zamykałaby się do jej bohatera. Niestety efektem pożaru były zalane wszystkie mieszkania w pionie. Sympatyczni starsi państwo, sąsiedzi z drzwi obok, patrzyli ze łzami jak cały dobytek ich życia ulega zniszczeniu. Z niedawno wyremontowanego mieszkania, w którym spędzili większość życia, niewiele dało się ocalić. Ostatecznie musieli się wyprowadzić do rodziny.

Oczywiście zawsze w takiej sytuacji na koniec, gdy już jest za późno, pojawiają się pytania czy tej piekielności dało się uniknąć. Mieszkałem tam od niedawna, po czasie dowiedziałem się, że u nieboszczyka często odbywały się różne popijawy i ogólnie wiele z nim było kłopotu. Czy nie miał rodziny, która mogłaby mu pomóc? Nie wiem. Czy administracja, pomoc społeczna czy ktokolwiek inny mógł zrobić coś więcej aby tragedii uniknąć? Również nie wiem. Tylko co by mieli zrobić? Umieścić go w jakimś ośrodku (czyli de facto eksmitować)? Płacić za niego prąd?

Jednak w tych wszystkich wydarzeniach jest jeden pozytywny aspekt, który sprawia, że serce rośnie – widzieć jak w ludziach rodzi się solidarność, pewna więź wspólnego nieszczęścia oraz bezinteresowna chęć pomocy innym, poparta czynami.

sąsiedzi

by sixton
Dodaj nowy komentarz
avatar bloodcarver
19 27

Strażacy zrobili, co trzeba. Lepiej, żeby mieszkania ludziom pozalewało, niż żeby spłonęły, z lokatorami w środku. Niestety gdy wiadomo, że taka osoba mieszka, jedyna sensowna opcja to ubezpieczenie - wiadomo, że nie będzie miał z czego płacić, nawet jak przeżyje. Rodzinie, jeśli ją miał, nie ma co mieć za złe. Zmusić go do leczenia się z pijaństwa nie mogli, a gdyby się do niego przyznali to bam! obowiązek alimentacyjny, i on by sobie pił i pił, a pozbyć by się go nie mogli, nawet jakby im zaczął wynosić rzeczy z mieszkania czy coś. I musieliby ubrać, nakarmić, takie prawo.

Odpowiedz
avatar sixton
-3 13

@bloodcarver: Oczywiście, że strażacy wykonali swoją robotę. Absolutnie nikt nie miał do nich jakichkolwiek pretensji. Może faktycznie ubezpieczenie mieszkania jest jedyną opcją. Ale czy dla starszych ludzi, żyjących ze skromnych emerytur? Jak sobie szybko przeliczyłem ubezpieczenie tego mieszkania to rządu od 100 zł/m-c. Dla jednych mało, dla biedniejszych dużo.

Odpowiedz
avatar h4linka
13 13

@sixton: Ubezpieczenie mieszkania 100 zł/m-c ?? Niby jak to jest możliwe? Mają wszystkie ściany złotem wyścielone? Ja za 60 metrów płacę 300 zł rocznie i mam ubezpieczenie praktycznie od wszystkiego, co się da.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
8 16

@sixton: Alternatywą jest nie ubezpieczenie, i liczenie na to, że się nie spali, albo że spali je sąsiad dość bogaty, by odkupić. Każdy sam ocenia ryzyko i koszty. A wg mnie szkoda, że pijaństwo jako przestępstwo zniknęło, a pojawiła się choroba - alkoholizm. Ma to wiele złych skutków prawnych, właśnie w kwestii przymusu leczenia (sąd orzec przymusowe leczenie można tylko zamiast albo oprócz kary, jeśli przestępstwo było), obowiązku alimentacyjnego (jest, jeśli "biedny" nie jest swej biedy winny, a choroba to nie wina), i tak dalej.

Odpowiedz
avatar sixton
-5 7

@h4linka: Możesz mieć rację - może ta kwota to była za rok. Fakt, wydawała mi się duża, ale akurat rozeznania w ubezpieczeniach nie mam - aktualne mieszkanie wynajmuję.

Odpowiedz
avatar allein
1 5

Pożar może zdarzyć się zawsze, dlatego też nie rozumiem myślenia : "Niestety gdy wiadomo, że taka osoba mieszka, jedyna sensowna opcja to ubezpieczenie".

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 9

@allein: Wszystko może się zdarzyć. Nawet to, że jutro Wisła zamarznie. Ale jest jeszcze coś takiego jak PRAWDOPODOBIEŃSTWO zaistnienia danego zdarzenia. Zamarznięcie Wisły przy 30 stopniach w cieniu ma prawdopodobieństwo bardzo małe, praktycznie pomijalne. Prawdopodobieństwo, że w domu w którym każdy mieszkaniec ma jakiś majątek pożar wywoła ktoś bez majątku jest nikłe. Prawdopodobieństwo, że w domu w którym nikt się nie upija i wszyscy mają światło elektryczne ktoś po pijaku przewróci świecę jest raczej małe. Prawdopodobieństwo, że pożar wywoła ktoś, kto pije regularnie, i regularnie ma w domu otwarty płomień, jest dużo, dużo większe. Ot i cała różnica.

Odpowiedz
avatar h4linka
-3 9

@bloodcarver: Jakiekolwiek prawdopodobieństwo nie powinno mieć nic do rzeczy tak naprawdę. Ja nie rozumiem ludzi, którym ciężko wydać te 300 złotych rocznie na ubezpieczenie mieszkania. Za złotówkę dziennie nie muszę się martwić czy sąsiadowi dzisiaj pęknie rurka pod wanną czy jutro upadnie świeczka na dywan.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 14

@h4linka: Około 2 milionów Polaków musi przeżyć za około 5zł dziennie. Tyle im zostaje po rachunkach, ewentualnie do tylu wyrównuje im pomoc społeczna, jeśli zostanie im mniej. Nadal nie rozumiesz, czemu dla tylu osób ta złotówka dziennie to jednak bardzo dużo? Chcesz się przekonać, ile to dla nich jest? To wybierz sobie jakiś dzień tygodnia i przez miesiąc czy dwa np w środy nie jedz. Wcale. A potem się mędrkuj, że taki pieniądz to nie pieniądz.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lipca 2014 o 14:01

avatar allein
-3 3

@bloodcarver: poniekąd masz racje, ale ubezpieczenie chroni nie tylko od pożaru. Znam kilka przypadków, kiedy ubezpieczenie uratowało moich rodziców od kosztów zalania, przez sympatycznych sąsiadów. My samy zalaliśmy innych rok temu przez absolutny przypadek. Pożar spowodować może również osoba starsza albo dziecko. W klatce mieszka kilkanaście różnych rodzin i ciężko jest policzyć prawdopodobieństwo wypadku.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
0 2

Ja prawdę mówiąc nie rozumiem jak można mieszkać w bloku i nie mieć ubezpieczonego mieszkania. Nawet najfajniejszym sąsiadom może strzelić wąż od pralki, do zalania czy pożaru nie trzeba mieć nieprzytomnego żula za ścianą. Zwłaszcza, że ubezpieczenia mieszkań są tanie, niektóre spółdzielnie mają umowy z ubezpieczycielami i wtedy są jeszcze tańsze.

Odpowiedz
avatar inga
0 2

@allein: Koszty ubezpieczenia w porównaniu z jakąkolwiek naprawą są znikome. Ludzi nie stać na ubezpieczenie? Ja patrzę na to inaczej - nie stać mnie na to, żeby ryzykować nagły wydatek kilku tysięcy złotych na naprawy u mnie i u zalanych sąsiadów. Wiadomo, w nowym, wymuskanym bloku z nowa instalacją i alarmami p/poż. ryzyko jest małe. Ale już w starym budownictwie - całkiem spore. Błogosławiłam ubezpieczenia, gdy u mojej babci (zadbane mieszkanie w bloku z l. 50) w ciągu tygodnia najpierw pękła rura w kuchni, a potem w łazience. Zalany parkiet, dywany, część mebli, mieszkanie sąsiadów z dołu. Ubezpieczenie kosztowało rocznie ok. 250 zł, hydraulik przyjechał natychmiast, naprawę przeprowadzono od ręki, a wypłacone odszkodowanie, które pokryło z nawiązką wszystkie szkody wyniosło ponad 3 tys zł. Kalkulacja jest prosta.

Odpowiedz
avatar h4linka
-2 4

@bloodcarver: Zarabiam najniższą krajową i jakoś nie mam problemu z ubezpieczeniem mieszkania.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
0 4

@h4linka: A ilu emerytów nie ma nawet blisko najniższej krajowej, bo limity emerytur są znacząco niższe? Ile osób w ogóle nie ma pracy? Albo tyra na zlecenie / dzieło za kwoty jakie udało im się wyrwać, nie zawsze nawet bliskie tej "najniższej"? I tak dalej...

Odpowiedz
avatar Face15372
1 13

To który był kobietą, skoro oboje zasnęli?

Odpowiedz
avatar wonsik
8 8

Może i dało by się uniknąć tej tragedii, tylko: - Rodzina może i chciała pomóc, ale jeżeli nieboszczyk nie chciał pomocy, to nic nie mogą zrobić. - Spółdzielnia nie wiem czy mogła go eksmitować, nie znam się na tym, nie wiem też jakie mieszkanie było, własnościowe czy nie itd. - odwyk, to co już napisano w komentarzach, tylko przez wyrok sądowy. Więc niby jest możliwość działania, ale tak na prawdę jeżeli żul nie powodował zagrożenia dla otoczenia, rodzina (o ile była) mało się nim interesowała, itd. to nie wiele można było zrobić.

Odpowiedz
avatar TheCuteLittleDeadGirl
4 6

@wonsik: Co do eksmisji, to nie zawsze jest to takie proste. Mój ojciec jest współwłaścicielem kamienicy, w której mieszkaliśmy i mieliśmy problematycznych lokatorów, którzy nie płacili, niszczyli wszytko itp ale eksmitować się ich nie dało, bo miasto nie ma gdzie ich przenieść. Jak raz podpalono drzwi wejściowe do kamienicy w ramach zabawy młodego pokolenia to sprawa skończyła się na tym, że skoro nie rozwinął się z tego "regularny" pożar to nie ma podstaw by podjąć kroki w celu usunięcia lokatorów.

Odpowiedz
avatar wonsik
0 0

@TheCuteLittleDeadGirl: Często słyszę czy właściwie czytam o tym, że nie ma gdzie ich eksmitować, dlatego też napisałem, że nie znam się na tym dokładnie. Dzięki za rozjaśnienie trochę sytuacji :)

Odpowiedz
avatar TheCuteLittleDeadGirl
2 2

@wonsik: Niestety, tak to faktycznie wygląda, przynajmniej w przypadku kamienic własnościowych - "nie mamy gdzie ich przenieść, męczcie się z nimi". Nie wiem jednak, czy faktycznie nie ma lokali zastępczych, czy po prostu osobom za to odpowiedzialnym zwyczajnie nie chce się tym zająć.

Odpowiedz
avatar AureliuszReturn
-2 8

ja ma tkiego menela od lat dokladnie pietro nade mna! stad wiem ze wszyscy bez wyjatku to zwykle gowna nie ludzie! z calej historyjki pozytywem jest ze smiec sie sam zutylizowal i jest spokoj z chwastem! powinno sie takie scierwo prawnie dehumanizowac i na tej podstawie pozbawiac wszelkich praw przeganiac z dale od terenow zamieszkanych i niech zyje jak zombi w lesie az samo zdechnie ew mysliwy odstrzeli

Odpowiedz
Udostępnij