Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Świeża historia z jednego z Krakowskich szpitali. Mój wujek w tamtym roku…

Świeża historia z jednego z Krakowskich szpitali.

Mój wujek w tamtym roku przeszedł wylew, na szczęście dzięki szybkiej reakcji prawie całkowicie doszedł do siebie. Jest też zaawansowanym cukrzykiem, ale żyje normalnie, jeździ samochodem, pracuje.

Któregoś dnia po prostu nie wstał z łóżka. Oprócz problemów z poruszaniem zrobił się otępiały, prawie nie mówił. Zapadła decyzja o zabraniu go do szpitala. Kilka godzin spędzonych na SOR-ze, gdzie wykonano podstawowe badania, po czym został odesłany do domu z diagnozą "ma odpocząć" oraz polecenie umówienia się na wizytę do lekarza rodzinnego, a następnie kardiologa ze względu na wątpliwy, lecz niegroźny wynik EKG.

Kolejny dzień traumatyczny - wujek nie wstaje, nie podnosi nawet głowy, nie mówiąc już o załatwianiu potrzeb w toalecie. Lewa strona twarzy lekko opadnięta, co może świadczyć o kolejnym wylewie. Wieczorem kolejny kurs do szpitala, tym razem karetką z przychodni.

Przyjmuje go ten sam gburowaty, zbulwersowany lekarz, oznajmiając iż swoje w kolejce do kardiologa trzeba odczekać, a nie od razu na oddział się pchać. Że przecież wujek swoje lata już ma (60 na karku), po wylewie, cukrzyk i że okazem zdrowia to on nie będzie już. O objawach neurologicznych - opadnięta lewa strona twarzy czy słabsza lewa ręka, nawet nie chce słyszeć, bo "Ci po wylewach" tak mają. Coraz bardziej wściekły, uparcie odsyła wujka do domu.
Może to ze mną jest coś nie halo, ale chyba nie trzeba być lekarzem, aby stwierdzić iż coś jest nie tak, jeśli normalny, sprawny człowiek z dnia na dzień staje się niemal warzywem?

Interweniuje moja mama, wieloletnia pielęgniarka, nakazując grozić lekarzowi NFZ, skargami, sądem, telewizją, barykadowaniem drzwi i czym się tylko da.
Mimo oburzenia lekarza wujek zostaje na oddziale, jeszcze tej samej nocy ma wykonane badania neurologiczne.

Wujek ma nieoperacyjnego krwiaka na mózgu.
Nie wolno mu nawet samodzielnie odwrócić się na drugi bok. Czeka go długa hospitalizacja o ile w ogóle przeżyje.
Dziś mogłoby go już nie być.

krakowski szpital

by jasmin
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar luska
8 10

Są lekarze fantastyczni i na takich w większości miałam okazję do tej pory trafić, ale niestety, jak w każdym zawodzie,trafiają się ignoranci i kompletne patałachy. Tragedia dzieje się wtedy, gdy ktoś ma nieszczęście trafić na takiego patałacha w momencie zagrożenia życia. Kilka lat temu ojciec mojego kolegi został zawieziony przez rodzinę do szpitala z powodu bardzo silnego bólu brzucha. To był piątek, późny wieczór, stąd brak wizyty u rodzinnego. Akurat ten powiatowy szpital od kilku lat borykał się z zadłużeniem, ciągłymi zmianami dyrektorów i został w końcu "oddany" w ręce prywatnej spółki. I właściciel zaczął oszczędzać, tyle, że nie na administracji tylko na zatrudnianiu młodych, mało doświadczonych, ale za to zadufanych w swoje umiejętności i tanich lekarzy z miasta wojewódzkiego. Obie strony zadowolone, bo jedni mają pracę i mogą zdobywać doświadczenie a żaden "stary" lekarz nie będzie nimi "pomiatał" i wytykał błędy, a drudzy- bo młodemu dużo mniej zapłacą. Pacjenta przyjął akurat taki młodzik i zlecił badanie USG brzucha. Normalne, wszak pierwsze podejrzenie laika też dotyczyłoby np.: zapalenia wyrostka, kamieni w woreczku, czy innych brzusznych chorób. Badanie nic nie wykazało. Zareagowała żona, informując, że kilkanaście miesięcy wcześniej jej mąż miał ciężki zawał, to może są to objawy kolejnego i ona prosi o wykonanie EKG. Co na to "lekarz"? Stwierdził, że to on kończył medycynę i chyba lepiej wie, że EKG nie bada się brzucha, a to chyba jest coś skurczowego, poleży mąż, poobserwują i zobaczą. Rodzina pojechała do domu i kolejnego dnia otrzymała rano telefon z informacją, że pacjent zmarł. Sekcja wykazała rozległy zawał serca. Doktorek na oczy się nie pokazał. Pojawił się za to dyrektor z pytaniem, czy rodzina nie ma zamiaru czasem podawać szpitala do sądu, bo może oni by się jakoś polubownie.... Mam nadzieję, że Twój wujek będzie miał wiecej "szczęścia"

Odpowiedz
avatar Armagedon
7 9

@luska: Dogadali się polubownie, rodzina całkiem odpuściła, czy jednak skończyło się w sądzie? Odszkodowanie-odszkodowaniem (szpital jest ubezpieczony), ale ja bym tego doktorka pozwała normalnie z powództwa cywilnego. Osobno. Nie wiem, co prawda, czy to jest możliwe, ale bym próbowała. Bo przez takiego konowała, być może, straci życie jeszcze niejedna osoba.

Odpowiedz
avatar luska
2 2

@Armagedon: nie wiem, raczej się dogadali polubownie, na pewno nie było sprawy sądowej, bo od razu zapowiedziała to żona zmarłego; tak się im fatalnie złożyło (raczej tragicznie), że kobieta kilka miesięcy wcześniej miała wykryty nowotwór piersi, była po mastektomii i w trakcie leczenia; do tego dochodziły jeszcze zobowiązania finansowe; trudno pytać nawet najbliższych znajomych, co w takiej sytuacji zrobili, bo to byłoby już zwykłe wścibstwo; nie sądzę, że ktoś miałby ochotę na długą batalię sądową w sytuacji, gdy trzeba się leczyć; patrząc w tej chwili na ich sytuację mam wrażenie, że doszło do polubownego załatwienia sprawy; a czy doktorek pracuje, nie wiem, bo z mojej okolicy jakoś mało chętnych do odwiedzenia tamtejszego przybytku; jeśli chorego nie zabiera karetka wszyscy raczej jadą w przeciwnym kierunku do innego szpitala powiatowego, nieco dalej położonego i w innym województwie, ale z którym na szczęście nasz NFZ ma podpisane umowy; niektórzy wolą nawet zapłacić z własnej kieszeni za wizytę, ale na zdrowiu najbliższych się nie oszczędza; myślę, że nauczyliśmy się, że trudno jest w Polsce wygrać z układami, albo ciągnie się to latami i kosztuje masę nerwów, czasu i pieniędzy; podejrzewam, że większość błędów lekarskich nie ujrzy światła dziennego, bo rodzina wolała załatwić to polubownie;

Odpowiedz
avatar luska
0 0

@Armagedon: może jeszcze inaczej powiem po czym wnioskuję o polubownym dogadaniu się (zaznaczam, że to może nie być prawda); kilka miesięcy później, mimo, iż żona musiała zlikwidować działalność gospodarczą męża (skromną co prawda), była w stanie zakupić córce mieszkanie w mieście wojewódzkim i dać pieniądze na rozwinięcie własnej usługowej działalności; lepsze to, niż użeranie się z prawnikami i tracenie czasu na oficjalne odszkodowania zwłaszcza w przypadku ciężkiej choroby powoda;

Odpowiedz
avatar karrola
7 7

Mój dziadek - ból w klatce piersiowej od samego rana, uporczywy kaszel i trudności z oddychaniem, kiedy tylko się położył. Dziadka trudno do lekarza zaciągnąć, cały dzień usprawiedliwiał objawy mocno zakrapianym spotkaniem dzień wcześniej, ale wieczorem sam poprosił o wezwanie karetki - czyt. musiał się naprawdę wystraszyć. Pan ratownik zjechał nas wszystkich od góry do dołu: że po co pogotowie, że to nie jest stan zagrożenia życia, że oni za darmową taksówkę nie robią itp. Gdy dziadek trafił na izbę przyjęć jeszcze tego samego wieczora lekarz, który go badał złapał się za głowę i natychmiast zatrzymał w szpitalu - okazało się, że dziadek jest po zawale, któraś z tętnic w ogóle niesprawna, ogółem tylko 20% serca pracowało. Cytując lekarza: "Rano pan by się już nie obudził".

Odpowiedz
avatar zdystansu
0 0

Brawo dla lekarza

Odpowiedz
Udostępnij