Jakiś czas temu poszedłem do sklepu zoologicznego w celu zakupienia chomika. Wszystko fajnie i pięknie, klatka, karma i każda rzecz, której potrzebowałem została już wybrana. Zostało tylko najważniejsze, sam gryzoń. Podszedłem obejrzeć chomiki, obok mnie była jakaś mała dziewczynka z matką, która robiła to samo co ja. Siłą rzeczy, będąc obok byłem świadkiem pewnej bardzo ciekawej sytuacji. [S]-sprzedawczyni [M]-matka, [c]-córka
C: Mogę pogłaskać chomiczka?
M: Oczywiście, córciu.
S: Możesz, ale raczej nie tego chomika. Mamy go od 3 dni i jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić. Możesz pogłaskać innego, albo ja wyjmę tego, którego chcesz i Ci go pokażę, ale go nie dotykaj.
C: No dobrze.
Dziewczynka była widocznie bardzo podekscytowana. Sprzedawczyni odsunęła szybkę, wzięła na rękę chomika (który z resztą bardzo się wyrywał, pewnie po prostu się bał) i wyjęła go. Pokazała młodej, ta będąc zachwycona nie mogła się powstrzymać i chciała go dotknąć. No cóż, gryzoń na to nie pozwolił i jak tylko ręka dziewczynki szybko się do niego zbliżyła, to ten się rzucił i ugryzł ją w palec. Mała wydała z siebie taki krzyk, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem. Nie sądziłem że można aż tak wyć z bólu, zwłaszcza przez chomika, ale mniejsza z tym.
Dziewczyna płacze, krzyczy, woła mamę i jęczy że krew jej leci. Co na to mamusia?
M: Jakim prawem to zwierzę ugryzło moją biedną córeczkę? CO to ma znaczyć?
S: Prosiłam by nie dotykała. Zareagował tak bo się boi
M: Toż to nie do pomyślenia! Ja skargę napiszę! Dziecko chciało tylko pogłaskać zwierzątko, a ten sku***** ją ugryzł! Co to ma być?
S: Jeśli ma pani zamiar tak krzyczeć na cały sklep, proszę po prostu stąd odejść. Na przeciwko jest apteka, tam pani kupi spirytus i przemyje ranę, tymczasem żegnam.
Babka się zapowietrzyła i zrobiła czerwona na twarzy. Coś tam jeszcze gadała o tym, że wszystkich zaskarży za te wszystkie rany i uszczerbek na zdrowiu psychicznym (!?). Sprzedawczyni chomika odłożyła, wrzeszcząca matka odeszła.
Życzę pani powodzenia przy zaskarżaniu sklepu.
sklep zoologiczny
Sprzedawczyni sama wyciąga przestraszone i wyrywające się zwierzę, podtykając je dziecku, a potem odmawia udzielenia pierwszej pomocy i wysyła matką z płaczącym i pogryzionym dzieckiem do apteki obok, wypraszając poszkodowaną dziewczynkę ze sklepu. Prawdziwa piekielna tej historii.
Odpowiedz@Onatoja: Pogryzionym? Ugryzł ją CHOMIK. I bardzo dobrze że to zrobił, przynajmniej się gówniara nauczy żeby nie pchać łap gdzie nie trzeba. Mnie też gdy miałam 6 lat ugryzł chomik, w przedszkolu, ale jakoś to przeżyłam, i więcej go nie zaczepiałam.
OdpowiedzBajka na dobranoc dla niegrzecznych dzieci. 1. Nie znam sklepu gdzie pozwalaja glaskac "towar". To tylko stresuje zwierzeta. 2. Jak zwierze w sklepie kogos "upie****li" to rane sie zaopatruje na miejscu wlasnie zeby uniknac ewentualnych prawnych nieprzyjemnosci. Z tego tez powodu nie dopuszcza sie do sytuacji z punktu 1.
OdpowiedzPierwsza rzecz to to, że chomiki i myszy nie nadają się dla dziecka a to dlatego ze ustrojstwo pożyje ze dwa lata i zdycha ledwo tylko dzieciak zdąży się przyzwyczaić. Potem lament i trauma bo przyjaciel odszedł za tęczowy most. Po drugie trzeba być idiotą do kwadratu żeby kupować coś w sklepie zoologicznym poza karmą i gumowymi kurczakami dla psa. Tam trafiają ściepy zwierzęce najgorszego sortu z giełd i podejrzanej proweniencji, stłoczone razem, gryzą się i ogólnie wyglądają jak pół dupy zza krzoka. Chcesz zwierza, kupuj od certyfikowanego hodowcy z dyplomami, z rodowodem a nie jakiś chomiczy plebs który obok prawdziwego chomika to nawet nie leżał.
OdpowiedzCzy tylko ja zamiast opieprzać sprzedawczynię, spłukałbym swojemu dziecku głowę za nieposłuszeństwo? Jak sie pcha palce tam gdzie nie wolno to potem nie ma że boli.
OdpowiedzMam coraz czesciej wrazrnie, ze te dialogi na piekielnych sa podkolorozywane dla podniesienia dramatyzmu. Tia, kolejna baba wrzeszczy, ze ona skarge napisze. Pracowalam w sklepie i takiej sytuacji nie bylo NIGDY :)
Odpowiedz@Ramaja: Szare życie jest nudne i ludzie potrzebują emocji. Dlatego dialogi nawet powinny być podkoloryzowane żeby można było toczyć wojenki. Tutaj ma być piekielnie, ma być show, ma tryskać jucha a spomiędzy klawiszy ma wylewać się jad. Ludzie mają skakać sobie do gardeł i wydrapywać oczy. I to jest o wiele lepsze bo lepiej żeby ten szary człowieczek, urzędniczyna z teczunią i w znoszonym prochowcu, ze zrezygnowanym wzrokiem referenta poużywał sobie na portalu niż gdyby miał z nożem ganiać dzieciaki wokół stołu albo gwałcić małe dziewczynki. Być może wyżycie się na Piekielnych ocaliło zdrowie psychiczne niejednego Pana Stefana, Pana Antoniego czy Pani Zdzisławy a ty o tym nie wiesz?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 czerwca 2014 o 12:30
@Ramaja: ja w sklepie pracowałam niecały miesiąc (fakt, w gorącym, świątecznym okresie) i byłam świadkiem trzech awantur, w tym jednej ze straszeniem sądem. Wszystko zależy od tego, jaki klient przychodzi i czego oczekuje.
Odpowiedz@Ramaja: To nie wiem w jakim sklepie pracowałaś, bo ja w różnych (głównie zoologach) i w każdym takie sytuację mają miejsce średnio raz w tygodniu. Raz mi babka otwarcie się przyznała, że ma zły dzień i marudzi jej dziecko i musi się na kimś wyżyć, a ze ja jestem tylko kasjerka to na mnie można. Skargę kierowniczka wysmiala. Historia bardzo prawdziwa, sama odganialam bachory, które pchaly lapska do klatki szczurzycy z młodymi czy do młodych fretek (kto zna temat wie czym to grozi). I za każdym razem grożono sądami, policją i biskupem (raz nawet telewizją), bo dzieciak nie rozumie słów "nie pchaj paluchów, bo je stracisz". "Bezstresowe wychowanie".
OdpowiedzPiekielna reakcja spowodowana piekielnym zachowaniem. Sprzedawczyni wykazała się wielkim brakiem odpowiedzialności. Chyba wszyscy wiemy czy grozi zaczepianie obcych zwierząt, JAKICHKOLWIEK. Sprzedawczyni powinna dostać ostry opr od właściciela, natomiast mamusia powinna przejść kurs wychowywania dzieci.
Odpowiedz@sportowiec: No właśnie. Dzieciak miał powiedziane "Nie dotykaj". Mamusia została ostrzeżona, że chomik może ugryźć i powinna znać swoje dziecko na tyle żeby wiedzieć jak się może zachować. Ale po cholerę ta sprzedawczyni wywlekała z klatki zwierzę, którego i tak nie mogła sprzedać to ja nie rozumiem. Skoro gryzoń nie był gotowy na to żeby ktoś go głaskał, to tym bardziej nie był gotowy żeby oddać go pod opiekę dziecku.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 czerwca 2014 o 13:44
A to ciekawe, że pozwalają u was głaskać zwierzaczki! Wszelkie mi znane zoogloczine tego zabraniają, ze względu na zdrowie zwierzaków, które łapią swierzb, tracą sierść przez stres, i inne nieznane mi zwierzęce choroby.. Poza tym, obowiązkiem jest udzielenie pomocy poszkodowanemu, jeżeli taka sytuacja zaistniała, ale co ja tam wiem! :)
OdpowiedzJa w kwestii formalnej tylko. Za szkody spowodowane przez zwierzę odpowiada osoba, która je chowa lub się nim posługuje, niezależnie od sprawowania nad nim nadzoru (bo może uciekło), chyba że nie ponosi winy. Ponieważ w tym przypadku wprowadzone jest domniemanie winy, to opiekun (właściciel) zwierzęcia musi udowodnić niewinność (własną). Nie może więc się zasłonić zachowaniem poszkodowanego, musi udowodnić własną staranność. Nie sądzę, żeby wyciąganie z klatki zestresowanego chomika i pokazywanie go z bliska dziecku, dowodziło tej staranności. Oczywiście w tym przypadku raczej sprawy nie będzie, a nawet gdyby była, pojawiłaby się trudność z udowodnieniem szkody (krzywdy), itd.
Odpowiedz@chozjor: To znamienne, że prawidłowa jurydycznie interpretacja tego zdarzenia, spotyka się z minusowaniem :(
OdpowiedzW kwestiach prawnych może i macie rację, mogę się zgodzić z chozjor. W tym sklepie akurat można głaskać, pod warunkiem że dzieje się to w obecności sprzedawcy, no i nie każde zwierzątko można. No niby mamy tu dwie osoby piekielne, zarówno matkę jak i sprzedawczynię. Kto wie, może mało doświadczona? Tego nie wiem. Co do pomocy...Została udzielona, przecież została wskazana droga do apteki, prawda?:) Mniejsza z tym. Mam jednak pytanie do pana Drilla. w tym sklepie zoologicznym każde zwierzę jest oddzielone szybą, każdy ma przestrzeń wyłącznie dla siebie. Poza tym, co do jasnej cholery masz do tego, jakiego zwierzaka chcę? Na co mi jakieś certyfikowane zwierze z rodowodem? Jakby to miało jakieś znaczenie... Jedni chcą szczury, inni psy, koty, węże, pająki, a ja właśnie chciałem małego chomika. Dlatego też nie rozumiem skąd to stwierdzenie że nabycie zwierzęcia w zoologicznym oznacza bycie idiotą
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 czerwca 2014 o 13:59
@Lucysan: wejdź na profill Drilla, wtedy zrozumiesz :)))
OdpowiedzGdybyś wiedział skąd biorą się te zwierzęta w zoologicznym... Choćby ze względów humanitarnych... A co do rodowodow to jest podstawa, chcesz mieć psa/kota/świnie/konia konkretnej rasy - nie obejdzie się bez certyfikatu pochodzenia.
Odpowiedz@Lucysan: Mi na tych certyfikatach na prawdę nie zależy, dla mnie to bez znaczenia
Odpowiedz@Gojka: Prosiłabym o nie wrzucanie wszystkich w jeden worek :) Pracowałam w zoologicznym długi okres, nigdy nie mieliśmy gryzoni z giełdy. Zawsze były to przyniesione zwierzęta od ludzi którym się znudziły, młode z ogłoszeń hodowców a najwięcej z rozmnażania w sklepie.
OdpowiedzJak bym ja był rodzicem i by sie taka sytuacja przydarzyła w sklepie to bym ku*wa tam mordor zrobił. Jak nie umieją ogarnąć zwierzaka to niech kurna sklepu nie prowadzą
Odpowiedz@kokomando: To bachora na smyczy prowadzaj jak nie rozumie najprostszych komunikatów :)
Odpowiedz@ZepsujBabciPralke: Ale tutaj sprzedawca chyba specjalnie sie tak zachował takie: dam dzieciakowi chomika niech go ugrzyie będzie beka w chooj
Odpowiedz@kokomando: nie beka tylko lekcja dobrego wychowania. Przynajmniej bachor na własnej skórze się przekonał co to znaczy "nie dotykaj!".
Odpowiedz