Byłam dzisiaj rano z kocurem u weterynarza, dobrego znajomego z czasów studiów. Po wejściu do gabinetu, w zasadzie jeszcze przed otwarciem, zorientowałam się że pojawiła się nowa twarz w postaci młodej dziewczyny. Została mi przedstawiona jako nowa praktykantka, Ania. Pochwaliła się, że będzie to dla niej pierwszy dzień pracy.
Następnie Wojtek, weterynarz, zabrał się do oglądania pacjenta i zawołał Anię aby pokazać jej co i jak. Na koniec zapytał czy woli kota przytrzymać czy chce sama zrobić mu prosty zastrzyk. Ania zamiast odpowiedzieć, zrobiła tylko krok w tył. Razem z kolegą powiedzieliśmy aby się nie bała, każdy kiedyś się uczył, a kotu krzywdy nie zrobi. Dodatkowo Wojtek zaznaczył, że wszystko wytłumaczy i nie ma się czego bać. Ania natomiast zamiast wziąć się do roboty, odpowiedziała że kotów dotykać nie będzie, bo jest na nie uczulona.
lecznica weterynaryjna
Jak szedłem na swoje studia, to musiałem zrobić całą serię badań, że nie będzie potem przeciwwskazań do pracy w zawodzie. I tak się zastanawiam, co za pacan wystawił jej taki papier przed podjęciem studiów? Albo co za pacan uznał, że weterynarzy przed rozpoczęciem studiów badać nie trzeba?
Odpowiedz@bloodcarver: Z tego co pamiętam to ja zaświadczenie o braku przeciwwskazań zdrowotnych do wykonywania zawodu dostałam od lekarza pierwszego kontaktu od ręki. Dodatkowych badan żadnych nie miałam ale z drugiej strony do siedzenia przed monitorem wielu przeciwwskazań nie ma. Jak to działa w przypadku innych kierunków nie wiem. Swoją drogą nawet jakby mi lekarz dał zaświadczenie, a ja doskonale wiedziałabym, że danego zwodu wykonywać nie dam rady to bym się na takie studia nie pchała. Do pracy i na praktyki tym bardziej.
Odpowiedz@MyCha: No ja akurat musiałem jeszcze wykonać całą serię badań krwi itp, żeby wykluczyć szczególną podatność na niektóre czynniki, i o ile pamiętam rozmowę z psychologiem, żeby świrów nie puszczać do substancji niebezpiecznych. Czy testy alergiczne chcieli oglądać to nie wiem, i tak miałem aktualne wyniki :/ No i mnie badał lekarz akademicki, nie mój własny pierwszy kontakt. Było to upierdliwe, ale słuszne.
Odpowiedz@bloodcarver: Pacan pacanem, ale największą krzywdę zrobiła sobie ona sama. Przecież wiedziała na co się pisze i dorosła też już była jak szła na te studia. Najprawdopodobniej, przed tymi praktykami już kilka semestrów zrobiła, dalej bez zaliczonych praktyk nie pójdzie. Jak nawet jej znajomy autorki te praktyki zaliczy, to po dyplomie co będzie? Jak pójdzie do jakiejś kliniki i powie, że nie dotyka kotów to jej podziękują i tyle. No chyba, że otworzy sobie swój gabinet i będzie leczyła tylko te zwierzaki na które nie ma alergii. Jeżeli uda jej się w taki sposób utrzymać to ja nie widzę problemu.
Odpowiedz@chiacchierona: Zawsze jest weterynaria dużych zwierząt. Na wsi z kotem mało kto idzie do weterynarza, zdechnie kot to będzie następny, za to np kastrowanie baranków - w niektórych okolicach duże zlecenie co wiosnę. Do tego regularnie krowy, konie itp, jak trafi na dobrą okolicę, to nie zginie. No i do oceny mięsa na pasożyty też chyba weterynarza trzeba? Gorzej, jeśli uczula ją więcej zwierzaków, albo jeśli chciała leczyć tylko domowe pupilki.
Odpowiedz@chiacchierona: Znajomy autorki tych praktyk dziewczynie nie zaliczy. Dzwoniłam z ciekawości i powiedział, że jak wyszłam od niego to oświadczył dziewczynie, że nie chce brać odpowiedzialności za ewentualne skutki reakcji alergicznej. Znając go, to dziewczyna pewnie usłyszała niezłe kazanie i została jej ostro zasugerowana zmiana kierunku studiów. Pozostaje tylko pytanie jak się zachowają koledzy po fachu.
Odpowiedz@MyCha: Odkąd pamiętam wszelkie badania lekarskie (takie do wydawania zaświadczeń odnośnie braku przeciwwskazań do czegokolwiek) polegają na wywiadzie - czy delikwent zdrowy, czy chorował na to i tamto. Co odpowiesz, to ci wypiszą. Co solidniejsi badają jeszcze wzrok i słuch. Z drugiej strony dobrze, bo bezrobocie duże i jakby nagle jakiś lekarz stwierdził, że pan Zenek ma za słaby wzrok do pracy przy komputerze - ten zostałby się bez pracy. A tak to powiększy sobie czcionkę i nie ma problemu.
Odpowiedz@soraja: Właśnie, że nie dobrze. Nie porównuj słabego wzroku i powiększenia czcionki do reakcji alergicznej której skutki mogą być różne. Jako pracodawca nie chciałabym mieć na sumieniu człowieka który pracując u mnie wylądował na OIOMie bo dostał wstrząsu anafilaktycznego. Albo niedowidzący kierowca TIRa wjechał w kogoś bo go nie zauważył.
Odpowiedz@soraja: No proszę, a ja miałam badania robione na studia (biotechnologia), to mnie skierowali to zwykłego lekarza, okulisty, neurologa i na badanie krwi. I żadne z badań nie polegało jedynie na wywiadzie.
Odpowiedz@soraja: Kiedy ja szłam na studia to robili mi prześwietlenia, spirometrie i kilka innych badań i gdzieś w połowie studiów część badań miałam powtarzane. Nie miałam badań na alergie ale w wywiadzie dokładnie wypytano mnie czy nie mam jakichś niepokojących reakcji na pyły, pasze sierść i wszystko co może być związane gospodarką i z dużymi zwierzętami
Odpowiedz@Zmora: Dokładnie. Ja na uczelnię rolniczą musiałam jeszcze uzupełnić szczepienia (min. tężec) i lekarz mnie skierował na testy do alergologa. No i miałam też spirometrię, badania krwi, itp.
Odpowiedz@chiacchierona: Zawsze może być weterynarzem od gadów :)
Odpowiedzniestety, ale historyjka trąci fałszem na kilometry. po pierwsze, przedstawiony mechanizm 'alergii na kota' nieco mija się z prawdą, po drugie - od kiedy to stażysta/lekarz/technik trzyma zwierzę zamiast opiekuna? zaś co do komentarzy - o ile u osób spoza branży brak wiedzy jest rzeczą absolutnie normalną, o tyle MyCha jako osoba rzekomo po wecie, powinna być świadoma, że nie samymi zakładami leczniczymi wet żyje. są jeszcze laby, inspektorat, Puławy... i ot, kolejny dowód na to, że autorka próbuje wcisnąć bajkę, na dodatek dosyć kiepską.
Odpowiedz@Bryanka: A ja skończyłam biologię molekularną i badanie na studia polegało tylko i wyłącznie na wywiadzie gdzie jedynym pytaniem było: czy przechodziła pani żółtaczkę. Mogłam powiedzieć cokolwiek bo i tak nikt tego nie sprawdzał. W październiku miałam badania okresowe na doktorat (mikrobiologia) i miałam zrobione badania, ale ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Okulista stwierdził, że skoro mam okulary (od 4 lat te same) to on nie musi mnie badać. RTG płuc mi zrobili ale mężowi, który miał to badanie robione 2 lata temu stwierdzili, że nie ma potrzeby. I choć pracuję z materiałem potencjalnie zakaźnym nie dostałam skierowania na "doszczepienie" a powinnam dostać na tężec i na żółtaczkę. Także nie każda uczelnia i przychodnia podchodzi do badań kwalifikujących/okresowych tak samo poważnie.
Odpowiedz@novacianka: a gdzie MyCha napisała, że jest po weterynarii? To, że poznała kolesia w czasie studiów nie znaczy, że z nim studiowała na tym samym kierunku. Mogli się poznać na imprezie, albo mieć razem lektorat - whatever...
Odpowiedz@novacianka: Po pierwsze: Z weterynarią łączy mnie tylko jeden znajomy poznany na imprezie w akademiku i fakt posiadania kota. Ba, wyżej w komentarzach swoje studia opisałam jako siedzenie przed monitorem co raczej nikomu z weterynarią się nie kojarzy. Czytaj uważnie! Po drugie: Nie znam się na alergiach. Wiem tylko jakiego argumentu użyła dziewczyna, a co przez to rozumiała to już chyba dla historii nie ma znaczenia. Po trzecie: Nie znasz mojego kota i nie wiesz jak zaciekle potrafi walczyć gdy zobaczy weterynarza. Poza tym znajomemu chodziło raczej o to aby dziewczyna wszystko dokładnie widziała i pytał raczej o to czy czuje się na siłach sama, czy chce na razie tylko patrzeć. Po czwarte: Nie mam zielonego pojęcia co można robić po weterynarii. Wiem tylko, że nie podjęłabym się praktyk na których zdrowie nie pozwalałoby mi wykonywać wszystkich obowiązków rzetelnie. Przecież to paranoja zgłaszać chęć zatrudnienia w miejscu
Odpowiedz@Bryanka: Robiłam 2 kierunki studiów, w międzyczasie zaliczyłam też pare pomniejszych kursów i paru pracodawców. Jedyne, przy czym się bardziej przykładali, to kurs na prawo jazdy - w pozostałych przypadkach wywiad + czasami proste badanie wzroku/słuchu. Dla mnie jak najbardziej na rękę - za badania płacą pracodawcy i można od razu pracować, a gdyby każdy miał czekać do specjalisty, to wylądowałby na bezrobociu na pare miesięcy czy rok. Badanie aleregologiczne w przychodni medycyny pracy polega na tym, że babsztyl pyta się, na co jest się uczulonym i opieprza, jeśli się nie wie. O ile ktoś nie idzie "zielony" pierwszy raz, to po prostu mówi, że na nic uczulony nie jest (albo jest na to i to). Ma najpierw robić awanturę, składać skargę a potem czekać ze skierowaniem pół roku do alergologa i w tym czasie żyć powietrzem? Na takie coś można sobie było pozwolić kiedyś, gdy przez lata pracowało się w jednym zakładzie, ale nie teraz, gdzie o pracę jest trudno i często się ją zmienia.
Odpowiedz@novacianka: jakos zawsze weterynarz mojego kota trzymal i nie bylo z tym problemu, a i osoby z alergia na kocie futro znam - jakos zadnym falszem nie zalatuje.
Odpowiedz@novacianka: Kiedyś chodziłam do weterynarza, u którego zwierze zazwyczaj było trzymane przez panią technik (czy pielęgniarkę, nie wiem jak to się nazywa). Bo ona doskonale wiedziała, jak złapać zwierzę żeby się nie wyrwało i weterynarz miał dobry widok. Poza tym była wyposażona w porządne, skórzane rękawice, co przy moim kocurze było niezbędne.
Odpowiedz@Bryanka: Mnie do alergologa nie wysłali, ale spirometrię też miałam. Właśnie tak myślałam, że o czymś zapomniałam, jak wymieniałam w poprzednim poście. Dzięki za przypomnienie. ;)
Odpowiedz@Zmora: Mnie wysłali do alergologa tylko dlatego, że była wątpliwość czy jestem uczulona na użądlenia. Nigdy nie byłam uczulona, z dziadkiem pracowałam w jego pasiece, ale lepiej było sprawdzić czy w dalszym ciągu wszystko jest ok. Po prostu powtórzyłam wszystkie testy dla świętego spokoju.
OdpowiedzCiekawe kiedy osoby z lękiem wysokości zaczną przyjmować do firma alpinistycznych :D
Odpowiedz@peroxydum: Skoro w ochronie pracują ludzie z orzeczeniem niepełnosprawności to wiesz...
Odpowiedz@sportowiec: Masz coś przeciwko ludziom z orzeczeniem niepełnosprawności pracującym w ochronie? Nigdy nie wiadomo, może to jedyny sposób na zarabianie dla takich właśnie osób w danej chwili :). Moja mama, która ma orzeczenie niepełnosprawności ( z powodu wielu poważnych chorób, m.in tętniaka mózgu i anemii ) pracowała przez pewien czas właśnie w ochronie, i według słów współpracowników oraz szefa była jedną z najlepszych pracownic :D.
OdpowiedzTutaj akurat piekielna nie jest dziewczyna, a program studiów. Weterynarz ma zasadniczo 2 opcje zawodowe - praca ze zwierzętami i praca z mięsem. Ale praktyki czy to w rzeźni, czy w gabinecie muszą przejść wszyscy. I potem wychodzą takie kwiatki jak alergik "badający" kota czy wegetarianin "badający" mięso. A wystarczyłoby zrobić, żeby praktyki dotyczyły wskazanej przez studenta specjalizacji - i nie byłoby problemu.
Odpowiedz@soraja: nie wiem jak jest na weterynarii, bo sama studiuje telekomunikacje, ale u nas wygląda to tak, że praktyki załatwiamy sobie sami, są organizowane targi pracy, jest możliwość pomocy w biurze karier, ew wydział coś tam pomoże, ale to studenci biegają za praktykami szukając tego co ich interesuje. Czemu ta dziewczyna wybrała się na praktyki do weterynarza od zwierząt domowych? Podejrzewam, że nikt jej nie zmuszał tylko stwierdziła, że będzie robiła co będzie mogła, a i tak zostanie jej zaliczone.
Odpowiedz@Always_smile: Jeśli na wecie jest tak samo jak na zootechnice to studenci muszą zaliczyć tzw. "duże zwierzęta" i "małe zwierzęta", a gdzie to już sobie sami wybierają.
Odpowiedz@Always_smile: studia na wydziale medycyny weterynaryjen wymagają od studiujących odbycia dwukrotnie stażu w zakładzie leczniczym po 4. i 5. roku (minimum 4 tyg. każdy ze staży) oraz również dwukrotne odbycie stażu w zakłądzie produkcji zwierzęcej (po 2 tyg.). w przypadku nieodbycia wyżej wymienionych - nie ma zaliczenia roku.
Odpowiedz@novacianka: jesteś studentem weterynarii?
OdpowiedzPrzecież większość lekarzy, a zwłaszcza orzecznicy z ZUS-u są uczuleni na ludzi a pracują i krzywda im się nie dzieje. Skoro jakaś baba która cię od progu zwyzywa od grubasów, od symulantów i zbada cię z wielką łaską może pracować w najlepsze to dlaczego nie może leczyć weterynarz z uczuleniem na koty? To tylko uczulenie na koty a nie na każdego pacjenta który wchodzi i psuje paniusi pogaduszki przy kawce z koleżankami.
OdpowiedzBiedactwo nie przeczytała definicji słowa weterynaria,zanim złożyła papiery na studia, no co zdarza się najlepszym. @MyCha:ładnie to tak wyśmiewać się z ludzi ? ;-p
Odpowiedz@Fergi: Haha przypomniała mi się historia znajomej co szła na studia do Anglii i poszła na kierunek "hospitality" bo to przecież musi być coś medycznego ze szpitalami, a okazało się że to hotelarstwo :)
OdpowiedzPadłem ;D
OdpowiedzHa! I teraz mu o tym mówi ... jezusie
Odpowiedz*facepalm*
Odpowiedz