Piekielni klienci
Dorabiam sobie weekendowo w odzieżowym sklepie sieciowym, z wielkim H w nazwie i irytująco głośną muzyką. Co jakiś czas sklep przeżywa oblężenie z powodu szumnie ogłaszanych promocji na jednym z portali społecznościowych. Podobnie było w ten weekend.
Piekielnych sytuacji bez liku, ale jedna starsza klientka umiliła mi dzień. Kolejka, jak na salon w niezbyt popularnej galerii spora, aż 4 (!) osoby. Owa klientka [K2] druga w kolejności, klientka przed nią[K1] kupowała kilka rzeczy, dodatkowo coś zwracała, więc musiałam pobrać podpis, paragon - papierkowa sprawa, wydłużająca czas oczekiwania o (o zgrozo!) około 2,5 minuty. W międzyczasie podszedł do kasy kolega z przymierzalni, z pytaniem czy nie odciążyć mnie z rzeczy pozostawionych za ladą kasową (wiadomo, czasem się ktoś rozmyśli i przy kasie zostawi). Przydługi wstęp, teraz do sedna.
[K2]: Przepraszam, a czy MNIE ktoś może obsłużyć?
Podnoszę na nią oczy, bo wcześniej nie zwróciłam nawet na nią za bardzo uwagi, mea culpa.
Ja [J]: oczywiście, proszę poczekać, już kończę obsługiwać tą panią, przepraszam, że to tyle trwa, ale muszę dokonać zwrotu.
[K2]: No ale proszę mnie skasować!
[J]: Mamy tylko jedną kasę.
[K2]: No, ale państwa jest dwoje!
Wszystko tonem pełnym pretensji do całego świata, oczywiście.
[J]:Drugie stanowisko nie jest przeznaczone do kasowania, musi pani poczekać, aż obsłużę tą panią.
[K2]: Tak się traci klientów! To wilki błąd! Ja nie lubię być ignorowana! Co to ma znaczyć!
W tym momencie włączyła się faktycznie ignorowana klientka nr 1.
[K1]: W jaki sposób pani jest niby ignorowana? Stoi pani przecież tylko w kolejce.
Pani nr 2 spurpurowiała, rzuciła trzymanymi spodenkami na ladę, stwierdzając, że ona w takim razie nie będzie kupować. Ok, nie to nie, co poradzić. Skasowałam klientkę nr 1. Wyszła moja piekielność mała, bo kolejnych klientów przywitałam z uśmiechem mówiąc:
[J]: Dzień dobry, mam nadzieję, że nie czują się państwo ignorowani z powodu stania w kolejce.
Po 15 minutach, gdy ruch trochę zelżał, pani piekielna wróciła. Co dziwne, z uśmiechem na ustach, że te spodenki z takiego materiału fajnego, że klapki sobie dobrała, do spódnicy jej będą pasować, cała w skowronkach. Choroba dwubiegunowa czy o co chodzi?
Uwielbiam ten typ, robi awanturę a potem wraca jakby nigdy nic :/ PS. "zrobiła mój dzień" to kiepska kalka z angielskiego. W naszym języku nie ma takiego idiomu i brzmi to dziwnie.
Odpowiedz@kasiunda: Ciągle mnie to zastanawia, może już zapomniała jak wyglądam? Ja akurat tę kalkę językową lubię bardzo, ale proszę bardzo, poprawiłam, żeby było po "polskiemu" ;)
Odpowiedz@Sygin: Dziękuję ;) Dla mnie to wygląda jak "thank you from a mountain" ;)
Odpowiedztylko po co to ten sarkazm w stosunku do innych klientów?
OdpowiedzChoroba afektywno - dwubiegunowa =/= rozdwojenie jaźni. Doucz się, zanim niechcący kogoś obrazisz
Odpowiedz@Monomotapa: Douczyłam, co prawda na podstawie Wikipedii, ale zawsze coś. Zapewne owa pani ani jednej, ani drugiej choroby nie ma, po prostu lubi być w centrum zainteresowania. Nie chcę nikogo obrażać z jakąkolwiek chorobą, po prostu zachowanie tej pani przeszło wszystko co do tej pory w kontakcie z klientem mnie spotkało, a stoję na tej nieszczęsnej kasie już kilka miesięcy ;)
OdpowiedzMam wrażenie, że tacy klienci są święcie przekonani, że się ich już nie pamięta :D Mój znajomy miał takiego. Przychodził do niego chyba z 4 dni z rzędu, od razu po otwarciu sklepiku. I na dzień dobry narzekał, że w oddalonym o 70km mieście, dostanie to samo o 10zł taniej. I codziennie to samo. Piątego dnia znajomy nie wytrzymał, nieco jadowicie powiadomił pana, żeby sobie jechał, bo przecież dojazd w obydwie strony to tylko 30zł, a poza tym, żeby się wycofał za drzwi i więcej nie pokazywał. Nie pokazał się. I co, znajomy też cham? Sprzedawca też tylko człowiek, a niektórzy to wykorzystują, żeby podładować baterie... a potem "nie kupuj tam, bo tam cham pracuje" :/
Odpowiedz