Znacie ten typ ludzi, którzy w swoim zachowaniu są tak bezczelni, że nie wiadomo jak je skomentować, a przy tym tak przekonani o własnej niewinności, że zostaje tylko uśmiech politowania..?
Otóż ja znam. Miałam nawet kiedyś przyjaciółkę z syndromem anioła z ciepłym tyłkiem.
Mała Mi uwielbiała ciuchy. Moje. Kiedy mieszkałyśmy razem często proponowała wieczorne "wietrzenie szaf" - pod pretekstem przymierzania i składania zestawów na różne okazje miała szansę przeglądnąć co mam w swojej.
Ponieważ asertywność stawiała u mnie dopiero pierwsze kroki, delikatnie protestowałam przeciwko wciskaniu się Małej Mi w moje własne osobiste ciuchy. Nie zapomnę uśmiechu triumfu kiedy wbiła się w mój żakiet (z dość dobrze rozciągającego się materiału)- mina pt."ja też noszę 36". Wspólne mieszkanie obfitowało w mniej lub bardziej zgrzytające sytuacje ale opisana poniżej pozwoliła mi się lepiej przyjrzeć, z jakim typem mam do czynienia.
Zabiegany człowiek, który przedzierając się na trasie uczelnia-dom traci dziennie ponad dwie godziny nie ma zbyt wiele wolnego na sprzątanie. Są jednak takie sprawy, którym nie popuszczę choćbym była zaganiana jak owca. W ubraniach zawsze mam porządek. Na wieszakach od lewej: rzeczy ciężkie- kurtki, płaszcze, potem sukienki- od najrzadziej noszonych po codzienne, cardigany i na końcu żakiety. W szafce spodnie, spódnice, swetry, bluzki i t-shirty, składane zawsze w ten sam sposób. Drobne rzeczy w komodzie, biżuteria na komodzie w pudełku i na wieszaczkach.
Mimo moich wyrobionych nawyków w szafie dochodziło do dziwnych migracji. Mogłabym przysiąc, że biżuteria leżała inaczej, buty ktoś poprzestawiał, a ubrania nie pachniały świeżo mimo lenora do każdego płukania... Nawet Kochany Mój dostał opieprz za grzebanie w moich rzeczach - to cudo nigdy nie wie gdzie co ma i często szuka u mnie. No ale Kochany się nie przyznaje. Ciężko tez uwierzyć, że nosił mój sweter albo szalik.
Sprawa nie dawała mi spokoju kilka tygodni aż w końcu się wyjaśniła pewnego środowego poranka na drugim roku.
Wcześnie rano zadzwonił budzik. Zanim zwlekłam się z łóżka pociągnęłam kilka łyków wygazowanej pepsi i odpaliłam laptopa. W skrzynce mail z dziekanatu, że pierwsze zajęcia odwołane z powodu choroby wykładowcy. Później miały być warsztaty w grupach. Pomyślałam, że pójdę na zajęcia do drugiej grupy i tym sposobem zyskam dodatkowe 1.5h.
Dospałam jeszcze godzinkę i pomału budziłam się do życia z kawą i pudelkiem. Słyszę jakieś dzikie ruchy za ścianą - "ocho, Mała Mi zaspała na 9:00."
U mnie cisza, półmrok, kawa pomału rozlewa się po żyłach i nagle BUCH!, do pokoju jak burza wpada Mała Mi. Omija moje łóżko i w samym ręczniku pruje prosto do szafy. Myślałam, że wyskoczy ze skóry jak zapytałam czego to tam szuka.
- Yyyyyyy, niczego. Wstałam, patrzę - ładna pogoda, to pomyślałam, że Ci balkon otworzę i przewietrzę.
- Ale okno jest tam...
-Dobra, lecę, bo się spóźnię!
Jak to się stało, że nie ogarnęłam sytuacji wcześniej?
Po pierwsze - nie podejrzewałam nikogo o taką bezczelność. Już prędzej, że myszki wychodzą z klatki i myszkują.
Po drugie - nigdy nie dała się złapać. Chodziła do jakiejś wyższej szkoły gotowania na gazie, na uczelnię wychodziła po mnie i wracała przede mną.
To było pierwsze i ostatnie współdzielone mieszkanie, w którym zaczęłam zamykać pokój.
wspólne mieszkanie
I tak odwieszała do szafy, bez wyprania? Cudzociuchonosicielka, a do tego małpa.
Odpowiedz@Wredzma: Ano. Może lepiej, że nie prała. Po jej praniu ukochana bluzka nadawała się do ścierania kurzu. W liceum jeszcze się nie nauczyłam kijem od moich rzeczy przeganiać;)
OdpowiedzCi migrowały ciuchy, a mi kosmetyki i szampon do włosów [za bagatela 30 złoty, kupowany w aptece] wręcz znikał. Dlaczego? Bo koleżanka współlokatorki jak się wpraszała, to musiała się wykąpać i umalować, a szampon uciekał, bo "ona ma problematyczne włoski". Kosmetyki uciekały, bo, np. "ona chce mieć koniecznie Twój korektor pod oczy". Niby, że był on z jakiejś limitowanej kolekcji [nawet bym o tym nie wiedziała, gdyby nie powiedziała, że już nie idzie go dostać w sklepach :D].
Odpowiedz@Leaffe: Widzisz, jaka jesteś wyjątkowa?;) Mnie raz szlag trafił jak małpa mi zużyła płyn do kąpieli. Nie jakieś cudo, ale prezent, obłędnie pachnące, w buteleczce w kształcie jabłka. Pal licho, że się "poczęstowała", ale czy naprawdę trzeba pół opakowania wylać na raz (mnie wystarczyła jedna nakrętka żeby mieć gęstą pianę)
Odpowiedzżadnemu facetowi do łba by nie przyszło, żeby nosic ciuchy innego faceta... nie kumam Was dziewuchy...
Odpowiedz@Karl: Nawet nie próbuj tego ogarnąć, nie warto tracić czasu, mission impossible ;)
Odpowiedz@TomX: ci co próbowali skończyli w wariatkowie... podobno byli blisko zrozumienia babskiej pokętnej logiki... :P
OdpowiedzMoże gdzieś nie doczytałem, ale gdzie jest wzmianka o noszenia ciuchów innego faceta? Co najwyżej (przynajmniej) ja tak przeczytałem, że dziewczyna posądza o noszenie swoich ciuchów jej chłopaka.
Odpowiedz@PizzaPlease: O to właśnie chodzi, że faceci nie robią takich rzeczy.
Odpowiedz@PizzaPlease: No właśnie nie. Poprzerzucać- tak, nosić- nie :D
Odpowiedz@Karl: Od każdej reguły są wyjątki. Mam czterech braci - w tym tylko jeden jest normalny. Pozostała trójka to samolubni kretyni. Na porządku dziennym było podkradanie pieniędzy, zabieranie z szafki dezodorantu, żelu pod prysznic, golarki i pianki. Podbieranie czystych i wyprasowanych ciuchów stało się ich zwyczajem.(Moja matka kazała nam sobie samym prać i prasować ubrania, ale tylko mi się chciało.) Oczywiście - ubrania "cudownie" wracały do moich szafek brudne i śmierdzące potem. Gdy byłem rano pod prysznicem - jeden z nich podprowadził moją wyprasowana koszulę i krawat, które były przygotowane do założenia. "Przecież też miał sesję, a nie mógł pójść w brudnym i wygniecionym!" Matka i ojciec mieli wszystko gdzieś. Założenie zamka nie pomogło, bo ojciec nakazał danie mu dodatkowego klucza, który udostępniał trzem pasożytom na tekst "bo coś u niego zostawiłem i zapomniałem wziąć". Pomogło dopiero wyprowadzenie się z domu.
Odpowiedz@Karl: Podobno kiedyś gdzieś był facet który rozumiał kobiety , potem umarł.. ze śmiechu.
OdpowiedzMoja współlokatorka ma zupełnie na odwrót - jak coś jej zginie/niespodziewanie się skończy/zapomni gdzie położyła, to krzywo na mnie patrzy i sugeruje, że to moja wina. Ciekawi mnie tylko, skąd jej się takie pomysły biorą, skoro ona chuda jak patyk, używa dość mocnych kosmetyków, a ja noszę rozmiar 40 i łatwo dostaję uczulenia od kremów ;)
OdpowiedzJakbym o swojej sytuacji czytała. Wcześniej mieszkałam z kumpelą, z którą umówiłyśmy się na wspólną szafę z zastrzeżeniami, że niektórych ciuchów niet. A ona potrafiła wparadować do mojego pokoju i wziąć właśnie tę bluzę, tę koszulkę. Gdy się wyprowadzała wszystkie wspólne rzeczy, tj. maszynki, przyprawy itp zabrała. Szlag mnie trafił. Teraz moi współlokatorzy podkradają mi patyczki do uszu i pastę do zębów. Irytujące.
OdpowiedzZamykaj szafę na sztabę i kłódkę.
Odpowiedz