Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Hej, od bardzo dawna siedzę na piekielnych i postanowiłem dodać coś od…

Hej, od bardzo dawna siedzę na piekielnych i postanowiłem dodać coś od siebie.
Akurat czytałem komentarze pod historiami traszki, gdzie trwa ciągła walka ludzi zawiedzionych możliwościami Polskiej służby zdrowia z osobami starającymi się zapewnić dobry standard, przez co poniekąd uważające się za pokrzywdzone. Przepraszam, że tak generalizuję, cały problem bierze się faktycznie z wrzucania ludzi do jednego worka, przez co osoby rzetelne mogą tracić motywację.

Ale dość wstępu, czas na historię dotyczącą jednej z wielu przygód z Warszawskimi szpitalami.

Otóż znajomemu, dajmy na to Jankowi, zdarzył się zawał serca. Nie wiadomo jak reagować, położył się na ziemi, ledwo oddycha i robi się czerwony. Komunikacji zero. Więc szybko telefon na pogotowie, po którym bez przeszkód wysłano karetkę, tymczasem telefon do znajomego ordynatora na drugim końcu kraju co robić. Wątek porad pominę, najważniejsze było wsparcie i poczucie że ktoś wie co robić.

Ratownicy po krótkiej próbie przepytania Janka, stwierdzili że trzeba go zabrać szybko bo to zawał i czasu może być niewiele. Ok.

Jaja zaczęły się po drodze. Znajomy ordynator ( tak, cały czas na linii ) dowiedział się do którego szpitala jedzie karetka. Szybko rzucił, że nie ma tam sprzętu, koniecznego do "pozbycia" się zawału i żeby kazać im jechać na zachodnią część miasta, niewiele dalszą od docelowego szpitala.
Po krótkiej konsultacji ze sobą, oraz z kimś z "bazy", ratownicy oznajmili że muszą wracać do jednostki macierzystej (?) i inaczej być nie może.

Trudno, nie ma wyboru jak zaufać miejscowym.

A teraz wyobraźcie sobie, że do parkującej karetki podbiega kobieta i woła "żeby go zabierać, bo jak tu umrze to będzie na nas". Szlag. Krew może zalać, ale zdumienie i niedowierzanie przysłania wyścig z czasem.
Więc biegiem do karetki i odwrót spod centrum miasta.

Ratownicy kontaktują się z poleconym wcześniej szpitalem ( a ordynator wciąż na linii ), informując ich trochę "po fakcie", że zaraz będą z facetem mającym zawał.

A teraz drodzy czytelnicy wyobraźcie sobie, że podjeżdżając widać czekający personel, w tym lekarz który minuty później skutecznie operował pacjenta, który trochę się naczekał.

Naprawdę szybko i profesjonalnie. Nawet o ubezpieczenie się nikt nie pytał, aż się sytuacja nie ustabilizowała. Uprzedzając pytania, oczywiście wszystko opłacone :)

Po trzech dniach spotkań ze studentami WUM'U bodajże, powrót do domu praktycznie jak gdyby nigdy nic.

Z pośród wielu historii wybrałem tą, głównie dlatego, iż akcja obraca się wyłącznie wokół Państwowych Szpitali, oraz obrazuje kompletnie odmienne zachowania ludzi.
Ale niestety sytuacja z centrum bardziej odbija się w pamięci mimo świetnej postawy lekarzy z ochoty.

Przepraszam za wiele stwierdzeń pt. sprzęt do pozbywania się zawału, historia zdarzyła się z 4 lata temu, a ja nie mam dobrej pamięci do nazw.

słuzba_zdrowia

by hgytik
Dodaj nowy komentarz
avatar Glucha
4 10

@hgytik: styl? ortografia: przymiotnik Polska służba, Warszawski - piszemy z małej litery :), zbędne spacje itd. Treść nie wczytana ;)

Odpowiedz
avatar hgytik
1 3

@Glucha: Popracuje nad tym dzięki :)

Odpowiedz
avatar abcd1234
0 0

@hgytik: hohoho, jakie długie!

Odpowiedz
avatar Traszka
3 3

@hgytik: Jak to "w karetce znajdowali się rodzice"? Karetka nie zabiera nikogo, poza poszkodowanym, chyba, że matkę dziecka. Miejsca tam nawet nie ma na zbędne osoby, pomijając fakt, że nikt nie chce dodatkowego zamieszania spowodowanego obecnością wtrącających się rodzin.

Odpowiedz
avatar hgytik
-2 2

@Traszka: Poszkodowanym był jeden z rodziców, a razem z nim był drugi rodzic.

Odpowiedz
avatar sportowiec
5 19

Dobry ten ordynator. Niby na końcu Polski ale wie, że w danym szpitalu nie ma odpowiedniego sprzętu. Pewnie codziennie sprawdza jakim sprzętem dysponują wszystkie szpitale w Polsce. No i dzielny ordynator z drugiego końca Polski bez przerwy wisiał na telefonie. Ciekawe jak to wyglądało w karetce. Ratownicy próbują chłopa ratować, a ludzie z karetki nadają z ordynatorem, może nawet wydają polecenia ratownikom, bo co taki ratownik może wiedzieć, skoro oni rozmawiają z ORDYNATOREM. Co więcej, rzeczony ordynator równocześnie był na linii z autorem historii. Pewnie stworzyli sobie konferencję albo nawet wideokonferencję. I co dziwnego w tym, że nikt nie zapytał o ubezpieczenie? W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia nikt o ubezpieczenie nie pyta. Jak można tego nie wiedzieć? Historia wymyślona na 150%. Sorry, ale tylko wielki naiwniak w nią uwierzy.

Odpowiedz
avatar sla
-3 7

@sportowiec: Przecież mógł pracować w lokalnym szpitalu tylko chwilowo być na jakiejś konferencji czy zwykłych wakacjach.

Odpowiedz
avatar hgytik
-2 6

@sportowiec: Zapraszam do szpitala pod wydział Fizyki UW, zapewniam, że nie ma tam kompletnie nic. Ratownicy pytali się o ubezpieczenie, potem temat powrócił po zabraniu chłopa przez lekarzy. Pan ordynator jak go nazwałem jest bliskim przyjacielem rodziny, i zapewniam cię, że nie tylko on, ale i większość znajomych lekarzy - nawet tych co siedzą za zachodnią granicą pół życia, znają bardzo dobrze personel i jakość obsługi naszych szpitali. Nie muszą być znajomi, byłem u prywatnego raz ze złamaniem. Pan od razu powiedział że to trzeba operować i od ręki wymienił 3 szpitale gdzie powinienem pojechać, bo tam "znają się na tym i to dobrze robią" wymieniając część personelu w tym ordynatorów każdego z nich. I dwóch faktycznie odwiedziłem przekonując się że poza zarządzaniem ordynator niewiele chyba robi..

Odpowiedz
avatar hgytik
0 6

@sportowiec: poza tym zdaje sobie sprawę że ratownicy mieli ciężką sytuację. Wściekła baba z ledwo żywym mężem i jeszcze jakiś mądry na linii. On zresztą cały czas, ja jak się dało na telefon drugi próbowałem się dodzwonić w celu uzyskania informacji. Nie mam absolutnie do Ratowników pretensji,robili co mogli i zapewne co powinni robić, jedynie do "kimkolwiek była" Pani która potrafi strzelić taki tekst do rodziny najbliższej o kimś leżącym obok w karetce.

Odpowiedz
avatar jotyeah
-2 2

Ogarnij się hejterze Serio historia batdzo prawdopodobna Moją chorą na raka babcie jakaś pielengniarka pytała czy jak ona już sobie umrze to ona (pielengniarka) będzie mogła sobie zatrżymać jej naszyjnik z koralami, znajdował się w depozycie

Odpowiedz
avatar elda24
15 17

Dziwna ta historia, bez ładu i składu.

Odpowiedz
Udostępnij