O tym jak wygląda poszukiwanie pracowników była już niejedna historia. Wydawały mi się one czymś jak wybryk - ot, przypadek, że akurat tacy kandydaci się trafili. Wygląda jednak na to, że nic nie dzieje się przypadkowo...
Praca handlowca czy przedstawiciela handlowego, szczególnie w solidnej firmie, od zawsze cieszyła się dużym zainteresowaniem. Jeszcze jakieś 6-7 lat temu na jedno stanowisko potrafiło przychodzić nawet pięćset zgłoszeń - ilość po prostu nie do obrobienia. Rok czy dwa lata temu zgłoszeń przychodziło już poniżej setki, a dziś dowiaduję się, że w ostatniej rekrutacji zebrało się ledwo nad dwadzieścia sztuk CV.
Mało tego, po przeanalizowaniu aplikacji okazuje się, że w zasadzie nikt nie nadaje się do tej pracy - tj. nie spełnia postawionych w ogłoszeniu wymagań. I, co znamienne, nie ma zgłoszeń od osób młodych - tak jakby zupełnie wyginęli.
Sami potencjalni pracownicy zmienili też zwyczaje. Kiedyś nie do pomyślenia było, że ktoś umówiony na spotkanie po wstępnej selekcji nie stawił się - a jeśli się zdarzało to dawał o tym znać. Teraz średnia frekwencja z umówionych spotkań to około 50% - i oczywiście żadnej informacji, że jednak zmienił zdanie albo coś mu wyskoczyło.
Zresztą jeśli już przychodzą to znów - większość nie ma praktycznie żadnego pojęcia o firmie, do której aplikuje. Mało komu chce się pofatygować na stronę internetową by przyswoić jakieś podstawowe informacje o firmie.
Mogło by się wydawać, że to specyfika konkretnej firmy, że w ostatniej chwili naczytali się, że to, że tamto. Ale inne firmy z branży również mają podobną sytuację - naprawdę duże firmy, o wysokiej renomie borykają się z dokładnie tymi samymi problemami.
Jeszcze innym problemem, wynikającym ze specyfiki zawodu, są ludzie przechodzący z innych firm. Okazuje się, że handlowcy i przedstawiciele potrafią być tak zmanierowani, zaprogramowani, że żadnego pożytku z nich nie ma. Tu też oczywista wina pewnych korporacji, które zbierają młody, otwarty narybek, a wypuszczają dalej w świat ludzi, którzy sprzedają towar praktycznie po kosztach, jednocześnie czerpiąc z tego profity od swoich klientów.
Co się stało w przeciągu tych paru lat, że sytuacja tak bardzo się zmieniła? Przecież nie wszyscy wyjechali na Zachód. Wciąż bezrobocie, szczególnie wśród młodych ludzi, jest wysokie. Słyszy się głosy, że pracy nie ma. Ale, jak się okazuje, pracowników też brak. A może wielu brak chęci do pracy?
W tym ostatnim też coś jest. Znajomy potrzebował niedawno pomocy przy pracach przy domu - pomalowanie płotu, wywiezienie gruzu na taczkach i tego typu rzeczy. Podjechał pod lokalny sklep, gdzie zawsze znajdą się jacyś bezrobotni i "bez pieniędzy". Jakie odpowiedzi? "Panie, ja się nie mogę przemęczać, mam nadciśnienie" - mówi jeden, popijając słowa alkoholem. Chętny się w końcu znalazł, ale do końca marudził, że "Panie, za dychę na godzinę to cienko - nie bardzo się to opłaca" - za malowanie płotu, do tego dostał jedzenie i czteropak...
praca
Ostatni akapit to historia która przydarzyła się każdemu znajomemu znajomego w Polsce.
Odpowiedz@sportowiec: Akurat taka historia przydarzyła się, o dziwo nie raz, moim rodzicom. Mają oni gospodarstwo i tego pecha, że jestem jedyną "spadkobierczynią", która do przejęcia całego dobrodziejstwa się nie kwapi. Ciągle szukają kogoś solidnego do pomocy - niekoniecznie z doświadczeniem czy wykształceniem. Musi to być człowiek, któremu się zwyczajnie chce chcieć. I o takich właśnie najtrudniej. Było u nas już kilku takich pomocników, którzy dostali autentyczną szansę na wyrwanie się z piszczącej biedy i patologicznego otoczenia. I wiesz co? Każdy jeden wrócił do wyżej wymienionych. Bo za ciężko. Bo to poniżej ich "godności", gnój od krów wywozić...A żeby było zabawniej, rodzice stracili już rachubę tych wszystkich pijaczków z nadciśnieniem, którzy od razu odmówili pracy fizycznej. Ot, taka to "historia znajomego znajomego" i miejska legenda.
OdpowiedzJak Kuba Bogu ... Jak wymagania dla takiego przedstawiciela to: własny samochód, wiek do 20 lat, doświadczenie 25 lat, własny telefon i opłaty za niego, prowizja 0,00000nic itd to co się dziwić?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 kwietnia 2014 o 12:20
@camander: Jaaasne... Naczytałeś się opowieści zawiedzionych czy innych przypadków z firemek-krzaków i rzutujesz na cały rynek. Tutaj samochód i inne akcesorium niezbędne do pracy jest w standardzie. Ale Ty pewnie nie wierzysz w takie bajki.
Odpowiedz@sixton: Wiem to z autopsji
Odpowiedz@camander: To co mam Ci powiedzieć? Ja mam zupełnie inne doświadczenia. I co? Ja kłamię? Ty kłamiesz? Oboje kłamiemy? Czy legendarne już "prawda leży po środku"? Uogólniasz, i przeciwko temu protestuję.
OdpowiedzPokaż mi choć jedną rzetelną firmę, która nie wymaga lata doświadczenia, wypłata nie jest uzależniona tylko od podpisania umów (nie podpiszesz żadnej = dzień pracy za darmo). Nie sugerują, żebym założyła własną działalność i nie będę musiała płacić za paliwo i telefon. Obiecują złote góry a w rzeczywistości masz nabijać kieszenie tym z góry. Nie tylko podeście przyszłych pracowników zmieniło przede wszystkim firm. Ludzie zwyczajnie nie chcą być niewolnikami w takich firmach.
Odpowiedz@GorzkaCzekolada: Ja wcale nie wątpię, że tak to wygląda w niektórych branżach. Ale uwierz mi, że są branże w których nie jeździsz żeby podpisywać umowy na różne nieprzydatne cuda i dostajesz grosze za takie umowy. Nie chcę podawać tu o jaką konkretnie chodzi, ale opisane sytuacje dotyczą jednej z branż związanej z przemysłem i infrastrukturą. Wiadome, że raz jest lepiej, a raz gorzej, ale w opisanym zawodzie przede wszystkim współpracujesz ze stałymi klientami. I nikt nie oczekuje pracowników z dwustuletnim stażem. Wbrew pozorom właśnie coraz częściej zaczynają być pożądani młodzi, którzy niekoniecznie pracowali wcześnie w samym handlu (albo i w ogóle nie pracowali, świeżo po studiach) - wychodząc z założenia, że łatwiej będzie wychować takiego, jeszcze otwartego i chłonącego wiedzę człowieka, niż starego wyjadacza, który ma już klapki na oczach i działa tak, jak to kiedyś mu zostało wpojone.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 kwietnia 2014 o 13:02
@sixton: bardzo chętnie przeczytam tę ofertę pracy jako przedstawiciel handlowy :) jeżeli oferta na terenie Wrocławia :)
Odpowiedz@sixton: wyszukaj sobie oferty "przedstawiciel handlowy" na rożnych portalach z ofertami pracy. Wszędzie masz doświadczenie, czy to w farmakologi, techniczne, albo w handlu. Jedno czy dwa ogłoszenia widziałem, że doświadczenie było mile widziane, ale nie wymagane. Do tego "atrakcyjne wynagrodzenie". Powiedz mi co to jest? Bo dla mnie atrakcyjna jest dziewczyna, czy chłopak. Wynagrodzenie jest wysokie albo niskie, adekwatne do pracy. Wiesz czemu tak wszyscy naskakują? bo przez większość ofert firemek, które ogłaszają się z poszukiwaniami przedstawicieli handlowych, szukają tak na prawdę jeleni do akwizycji i wciskaniu ludziom rożnych produktów. Po przejrzeniu kilku takich ogłoszeń odechciewa się szukania pracy jako przedstawiciel handlowy. Rynek się zmienił, ludzie oczekują konkretów, nie atrakcyjnego wynagrodzenia, nie informacji typu "oferujemy niezbędne narzędzia pracy" itd. Ludzie oczekują, że nie zmarnują czasu idąc na rozmowę o pracę, gdzie się dowiedzą, że praca jest za 10zł brutto na godzinę + premia za wyniki, raz na kwartał.
Odpowiedz@sixton: widziałem w swoim życiu masę różnych ogłoszeń. W chwilach desperacji, kiedy długo byłem na bezrobociu potrafiłem się także rozglądać za przedstawicielami handlowymi. Jakbyś choć raz popatrzył w oferty to byś zobaczył, że te solidne firmy mają następujące wymagania: - co najmniej 3 lata doświadczenia w danej branży - wykształcenie kierunkowe wyższe, względnie ostatni rok studiów, - mile widziane certyfikaty kursów sprzedaży - brak doświadczenia = wywalenie CV do kosza. W takich firmach owszem, widnieje podstawa + prowizje oraz często służbowe samochody czy chociaż telefony. Takie ogłoszenie jednak trafia się jedno na dziesięć. Serio - możesz sprawdzić. Tam, gdzie chcą ludzi "młodych, świeżych, pełnych chęci i energii" oferują jedynie prowizję na umowie zlecenie lub własnej DG oraz samochód trzeba mieć własny. Takich ofert jest 9 na 10. Wiem, że porządne firmy, w których naprawdę będąc przedwtawicielem handlowym można ładnie zarobić istnieją. Jednak są one w bardzo zdecydowanej mniejszości, tak malutkiej, że nikt jej nie liczy bo w promieniu 25 km ode mnie wszystkie wolne miejsca pracy w takich firmach są załatwiane po znajomości. Nie dziw się więc, że ludzie mają to gdzieś, skoro mają tylko 10% szans na trafienie na porządną firmę. Niestety nie działa to też tak, że złożysz CV do 10 firm i jedna z nich będzie tą dobrą.
Odpowiedz@ampH: Wiesz, nie widzę w podanych przez Ciebie podstawowych wymaganiach niczego co byłoby jakimś nieosiągalnym kosmosem. Skończone studia kierunkowe (techniczne lub handlowe) jest raczej oczywistym wymaganiem skoro taka osoba nie wciska byle badziewia byle komu, tylko musi znać się na danej branży i ewentualnie pomóc klientowi w technicznych zagadnieniach. Natomiast z tym doświadczeniem to różnie bywa. Jasne że w ogłoszeniach takie wymagania najczęściej się pojawiają, jednak w rzeczywistości może być więcej niż jedna koncepcja na dane miejsce pracy - i niekoniecznie to doświadczenia musi okazać się najważniejsze. Przyznam, że nie rozglądam się za ogłoszeniami. Samo i moje życiowe doświadczenie pokazało mi zupełnie inną ścieżkę od tej standardowej, o której piszesz.
Odpowiedz@sixton: nie jest to niby nic piekielnie wielkiego, jednak kiedy tą perełką, ogłoszeniem z firmy poważnie traktującej pracowników jest firma sprzedająca nawozy dla rolnictwa i życzą sobie magistra inżyniera z rolnictwa, który już od trzech lat sprzedaje nawozy to jednak nie spłynie na to stanowisko setka CV. Zdecydowana większość chętnych do pracy odpada w przedbiegach. Jeśli firmy, które znasz, bardzo luźno podchodzą do kwestii doświadczenia, czyli piszą 3 lata a tak naprawdę może przyjść ktoś goły no to ja poproszę o namiary. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko ciężkiej pracy i ciągłej nauki, w końcu im więcej umiem tym lepiej żyje - z chęcią się poduczę nawet składów i zastosowań nawozów czy też przebrnę przez ludzką anatomię żeby sprzedawać sprzęt rehabilitacyjny i ogólnie medyczny. Tylko daj mi namiary na firmę w mojej okolicy, ewentualnie na jakieś 20 takich w Warszawie - to takie bardzo malutkie minimum, żebyś mógł obronić swoje hipotezy.
Odpowiedz@sixton: A wiesz dlaczego? Bo doświadczony pracownik się ceni, bo zna swoją wartość! A takiemu "młodemu, świeżo po studiach" mozna dać najniższą stawkę i ma się cieszyć. A powiedz mi jedno, skoro "stary wyjadacz" jest naprawdę dobry w tym co robi, sprzeda przysłowiowy lód Eskimosom to po co ma coś zmieniać, hm? Wiesz to czy też uogólniasz? Że ma klapki na oczach i się nie zmieni? Wiem że są tacy co pracowali albo po znajomości i nikt od nich zbytnio niczego nie wymagał, albo po prostu w pierdylionie różnych firm i w każdej byli do dupy, ale skąd możesz to wiedzieć? Po czym poznasz że nie masz do czynienia z ekspertem, prawdziwym talentem w swojej dziedzinie, skoro go nawet nie chcesz zaprosić na rozmowę? Czy nawet zatrudnić na próbę? Bo ma juz swój wiek, doświadczenie i "bagaż"? Myślę że łatwiej się przebranżowić znając ogólne podstawy niż uczyć wszystkiego od podstaw.
Odpowiedz@Darkman69: Pisząc "stary wyjadacz" w tym kontekście miałem na myśli osoby może i doświadczone, ale jednocześnie spaczone ze swoim podejściem do pracy. Należy pamiętać, że doświadczenie można zebrać różne - samo posiadanie doświadczenia wcale nie musi świadczyć o wartości pracownika. Przykładem są handlowcy szukający pracy po gwałtownym skurczeniu się jednej z firm na skutek problemów finansowych. Ryba psuje się od głowy - w firmie od góry panowały niezdrowe zasady. W efekcie bez względu na to, gdzie potem ich zatrudniano, w większości przypadków szybko pozbywano się takich ludzi.
OdpowiedzDlaczego wszystkie tego typu historie nie pokazują jakie warunki pracy oferuje pracodawca? Mamy zakładać, że są pewnie wyśmienite, a to tylko pracownicy rozkapryszeni?
Odpowiedz@Hannibal: A to lepiej zakładać, że wszyscy pracodawcy to ku*wy i złodzieje, którzy szukają tylko frajerów, aby na nich zbić majątek? Ci wszyscy przedsiębiorcy to "pieprzeni prywaciarze", którzy żerują na cudzej pracy? Tak? Oba twierdzenia są fałszywe. Po każdej ze stron - zarówno pracodawców jak i pracowników - są ci lepsi i ci gorsi. Przecież najdobitniej to widać właśnie na tej stronie, na Piekielnych. Takich historii jest mnóstwo. Mam przytaczać kolejne opowieści o rekrutacjach w różnych firmach na handlowców? O dorosłych mężczyznach, którzy na rozmowę kwalifikacyjną przychodzą z matką? Czy może znów ktoś powie, że to tylko taka legenda, bajeczka dla naiwnych. Otóż takich chorych sytuacji jest coraz więcej. Przychodzi młody, bez doświadczenia i pierwsze i ostatnie co pyta to zarobki - nic innego go nie obchodzi. Powie ktoś, że to normalne. Tak, normalne jest pytanie o zarobki, ale nienormalne jest gdy taki późniejszy pracownik patrzy tylko na kasę, w czterech literach mając pracę, swoje obowiązki i dobro firmy. Ile to historii słyszałem o handlowcach, sprzedających za bezcen żeby nabić obrót i mieć wyższą premię. Albo oszukujących z klientem firmę na płatnościach - na korzyść klienta i, zapewne, samego handlowca. Ale znów pewnie usłyszę, że to wszystko przez te złe firmy, bo biedni pracownicy na pewno byli wykorzystywani, dostawali psi grosz i wykańczali się psychicznie, a firma się na nich bogaciła, więc "Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie". Cóż, z takim podejściem nie ma co dyskutować. Jeśli ktoś widzi złe tylko u jednej ze stron, to nie ma wspólnego pola do rozmowy.
OdpowiedzSytuacja wynika z tego, że praca "handlowca" stoczyła się do rynsztoku i zanurkowała w ściek. Sixton przejrzyj sobie ogłoszenia o pracę, a zobaczysz tam całą masę ogłoszeń typu "zatrudnię handlowca", "do pozyskiwania klientów handlowych" itp. Najczęściej to oznacza bardzo ofensywne call center, albo akwizycję. W przypadku firm które naprawdę poszukują przedstawiciela handlowego większość to firmy które najchętniej by mu nie dały złamanego grosza. Tak jak pisali tu inni, najlepiej żeby miał swój telefon, laptop i samochód no i oczywiście wszystkie rachunki sam opłacał. A wypłata to prowizja ze sprzedaży np. 4%. Do tego należy dodać stałą pracę w stresie i nierealne wymagania pracodawców by po roku takiej pracy z aktywnego i uczciwego handlowca zrobić wycieńczonego psychicznie wiskacza kitu. No i oczywiście należy zapomnieć o czymś takim jak godność osobista, bo handlowiec ma wchodzić w tyłek potencjalnym klientom i całować ich szanowne pośladki. A ta historia o nierobach to już miejska legenda. Do takich osób nawet się nie kieruje propozycji pracy, bo to zwyczajne pasożyty. Lepiej nawet zapytać miejscowe dzieciaki czy by nie chciały zarobić, bo one na szczęście nie wszystkie są skażone duchem "mi się wszystko należy, a nic robić nie będę"
Odpowiedz@Draco: Ja bym to określił trochę inaczej - po prostu wszystkie takie rynsztokowe zawody zaczęły się jak kameleon na pierwszy rzut oka upodabniać do pracy handlowca. Tak jak piszesz - akwizycja czy call center nazywane jest teraz w taki sposób, że w zasadzie aplikujący nie ma zielonego pojęcia co tak naprawdę będzie robił. To zresztą widać po wielu historiach opisanych na tej stronie. Zgodzić się też trzeba z faktem, że to praca związana ze stresem i nierzadko mówieniem półprawd (co wcale nie jest równoznaczne z kantowaniem i złodziejstwem, choć przecież i tak się zdarza). Jednak przypadki o których piszę to nie firmy-krzaki, które faktycznie wymagają własnego sprzętu i samochodu i jeszcze jakiegoś samozatrudnienia. Tutaj naprawdę ten sprzęt dostajesz. Rozumiem głosy z drugiej strony ale czy w takim razie właściciele firm, z którymi rozmawiałem, wszyscy jak jeden mąż kłamią w tej sprawie? I kłamią, że oferują naprawdę przyzwoite warunki pracy, wraz z umową o pracę?
Odpowiedz@Draco: Pełna racja. Dzisiaj przedstawiciel handlowy kojarzy się z wciskaczami rzekomo markowych perfum na starówce albo w innym centralnym punkcie miasta.
Odpowiedz@sportowiec: "Zgodzić się też trzeba z faktem, że to praca związana ze stresem i nierzadko mówieniem półprawd (co wcale nie jest równoznaczne z kantowaniem" Czy mógłbys to wyjasnić? Trochę nie rozumiem tego zdania.
Odpowiedz@BlackMoon: Nie do końca wiem co mam wyjaśniać ale spróbować mogę. Praca to stresująca i chyba nie wymaga to komentarza. A mówienie półprawd? Niestety ale etyka w handlu nie stoi na najwyższym poziomie. Albo inaczej - jest ona dość specyficzna. Czy powiesz swojemu klientowi wszystko? Albo swojemu dostawcy? Ile razy słyszałem jak niektórzy się przejechali, w dobrej wierze mówiąc rzeczy, które potem zostały wykorzystane przez innych przeciwko niedawnym partnerom handlowym. Tak bym to w największym skrócie opisał.
Odpowiedz@sixton: Czyli jest to niejako kantowanie, czyż nie? Skoro sam piszesz, że etyka jest "specyficzna" :) Ładnie ujęte, ale mimo wszystko według mnie takie "mówienie półprawd" to po prostu kantowanie w mniejszym lub większym stopniu.
Odpowiedz@sixton: Mówienie "półprawd" to nadal jest okłamywanie innych. Sprzedając dobry produkt, czy usługę nie trzeba kłamać. Całkowicie wystarczy zachwalanie produktu/usługi, a jeżeli trzeba stosować kłamstwo to znaczy, że są do bani. Lepiej jest sprzedać mniej osobom, które są zainteresowane, niż sprzedać więcej wciskając kit. Bo nie dość, że trzeba oszukiwać, to jeszcze narażamy się na gniew oszukanych.
OdpowiedzCóż, widzę że rozmawiamy o zupełnie innym świecie. Wy piszecieo domokrążcach spsprzedających nikomu niepotrzebny badziew. Ja znowu o sprzedaży jak najbardziej potrzebnych i sprawdzonych rzeczy, o świecie handlu między producentami, hurtowniami i klientami. Rzecz interesująca: Od kiedy nie mówienie całej prawdy jest kłamstwem? Podstawowa sprzeczność jest już taka, że bezpośrednio wynika z tego, iż niepowiedzenie czegoś jest kłamstwem. Milczenie kłamstwem? Piszę o czymś zupełnie innym. A ochrona przed kantowaniem w znaczeniu o jakim piszecie jest naturalna. Klienta mógłbyś okantować raz ale on już nigdy więcej do ciebie nie wróci - pójdzie do konkurencji, która przyjmie go z otwartymi ramionami.
Odpowiedz@Draco: Widać nigdy nie robiłeś w handlu. Wciskanie kitu w stylu ten kawałek papieru ma właściwości lecznicze jest chamstwem i kantowaniem na maksa i jest nieakceptowalne. Jednak w normalnym handlu, czy to w sklepie czy jako przedstawiciel przemiliczenie pewnych spraw czy malutkie półkłamstwa są na porządku dziennym.
Odpowiedz@sixton: A znasz takie powiedzenie"Pół prawdy to całe kłamstwo"
Odpowiedz@HRG: Pracowałem trochę i mam właśnie jedno podstawowe doświadczenie. Wole dopytać i poinformować potencjalnego nabywce o minusach produktu i jego mało pozytywnych właściwościach, niż potem się użerać z reklamacjami, serwisami i pierdyliardem skarg. Serio. I tu nie chodzi o wciskanie badziewu, ale np. o poinformowanie, że "to urządzenie mechaniczne" które sprzedaje może mieć problemy w pracy np. w podmokłej piwnicy bo zbyt duża wilgoć je zniszczy. Zwłaszcza jeżeli klient mi mówi, że właśnie w takich warunkach to urządzenie będzie działało. Albo inny przykład, sprzedając drzwi stalowe, które nie są antywłamaniowe (i świetnie nadają się jako drzwi do warsztatu przy domu, albo garażu), a mając informacje od klienta, że chce je założyć jako drzwi wejściowe do domu, to informuje go o tym fakcie. Klient drzwi u mnie nie kupi, tylko pojedzie do sklepu z drzwiami antywłamaniowymi, ale ja mam czyste sumienie i co równie ważne brak reklamacji i spraw w sądzie w chwili gdy ktoś by się mu do domu włamał, a ja bym zataił, że drzwi nie są antywłamaniowe (a wiele osób myśli, że jak stalowe to są od razu antywłamaniowe). Niby na tym tracimy, ale to tylko tak się zdaje, bo zyskujemy na dobrej opinii firmy. A taki klient, który chciał kupić drzwi, czasem za jakiś czas wraca, bo potrzebuje drzwi np. do przydomowej komórki na narzędzia. Ja jestem i zostanę zwolennikiem starych zasad handlu i kupiectwa. Czasach, gdy uczciwość była powszechna, a oszustów wieszano na najbliższym drzewie. Bo czym innym jest zachwalanie swojego produktu, a czym innym są "półprawdy" i "chwyty marketingowe".
Odpowiedz@sixton: nawet jako pomocnik musisz miec doswiadczenie. Sam widzialem tez oferty po 3-4zl/h. Kazdy polski pracodawca traktuje ten kraj jak Afryke czy Azje. Ilu jest tez takich co kaza ci przyjechac na rozmowe, wyslac CV, zalatwic badanie/ubior roboczy/niekaralnosc. Ale kutfa zaden nie pomysli, ze pracy szukaja tez bezrobotni a kazdy czlowiek ma prawo godnie zyc.
Odpowiedz98% ofert "przedstawiciel handlowy" to w istocie oferty pracy "domokrążca" zwykle w stylu "kup od nas nasz towar drogo a następnie szukaj głupiego, któremu go sprzedasz drożej". Ogłoszeniodawcy łżą w tych ogłoszeniach jak najęci i prześcigają się w wizjach sukcesu. Dlatego tylko desperaci i idioci jeszcze odpowiadają na tego typu ogłoszenia. W efekcie znalezienie prawdziwego przedstawiciela handlowego aktualnie graniczy z cudem.
OdpowiedzJa mam przykład jak wygląda praca przedstawiciela handlowego z opowieści samych przedstawicieli obsługujących naszą firmę. Są tacy co pracują lata, jednak większość wytrzymuje pół roku, czasem rok. Dam przykład. Pewna duża europejska firma zmieniła model dystrybucji z hurtowni na przedstawicieli. Zatrudnili 700 czy 800 ludzi w Polsce. W ciągu ponad pół roku wśród tych 25-30 latków samoczynnie zaczęły się tworzyć związki zawodowe! A nas obsługuje już 3 przedstawiciel, poprzednicy się zwolnili ze względu na wyniszczający tryb pracy. Jaki? Na 6 rano w bazie, pobrać towar, o 7 wyjazd. UWAGA, dopiero wtedy oficjalnie rozpoczynali pracę. O 15 oficjalny koniec, ale trzeba wrócić do bazy, najczęściej 40-50km, rozliczyć się z towaru i dopiero koniec. Rzeczywisty czas pracy? 10-11h, płacone za 8.
OdpowiedzUczciwa oferta pracy: Firma Kowalski&Ska (www kowalski&ska.pl) poszukuje przedstawiciela handlowego. Do obowiązków będzie należało utrzymanie zaopatrzenia w wyznaczonych placówkach w nasz towar. Poszukiwanie i organizacja nowych punktów sprzedaży. W okresie próbnym proponujemy płacę w wysokości 1500 zł netto plus premię za pozyskane punkty sprzedaży. Zapewniamy samochód dostawczy, tel. służbowy i sprzęt do rozliczania pracy. Typowa oferta ( w nawiasie podano tłumaczenie na powszechnie zrozumiały język) Poszykujemy ambitnych (zdesperowanych) ludzi chcących osiągnąć sukces własną pracą (nihu.ja nie damy umowy tylko sam zakładaj działalność). Praca w młodym i ambitnym zespole (znaleźliśmy paru jeleni którzy już dla nas pracują i podłożą ci każdą świnie byle więcej zarobić). Dobra atmosfera w pracy to nasz priorytet (szef lubi dupowłazów). Zapewniamy bardzo atrakcyjne płace za wyniki w pracy (nie licz nawet na premię - normy tak wyśrubowane że najlepsi dostają ją tylko dwa razy do roku). Zarobki zależą tylko od twojego zaangażowania i pozwolą na spełnienie twoich ambicji (co oni do kuźwy z tą ambicją? Czyli w sumie jak ci nie pójdzie to jeszcze dołożysz) Do twojej dyspozycji będzie samochód i telefon oraz komputer (sprawdź w umowie czy aby nie będziesz wynajmował tego grata i sam płacił za paliwo i naprawy a telefon ma min. minut a szef będzie chciał byś wszystko załatwiał przez własny) Tak sformułowane ogłoszenie nic nie mówi o firmie, zarobkach, możliwościach podwyżek, realiach pracy – właściwie o niczym.
Odpowiedzniewiem jaka jest twoja firma ale w moijej wiochomiescinie widuje ogloszenia na "przedstawiciela handlowego" w ilosci po kilkanascie-kilkadziesiat na kazdej stronie i ZAWSZE byla to akwizycja od perfum po ubezpieczenia zarobki calkowicie prowizyjne... dziwisz sie ze nie ma chetnych
OdpowiedzSkoro tak malo cv wplywa, to czemu pracodawcy nie odpowiadaja nawet wtedy, gdy kandydat spelnia wszystkie wymagania i ma doswiadczenie na identycznym stanowisku?
OdpowiedzJako pracownika mnie to cieszy. Może to w końcu pora dla pracodawców zwiększyć płace?
Odpowiedz"Dyche za godzine to cienko" - w Niemczech koalicja rzadowa ustalila juz majaca wkrotce zaistniec ustawowa ogolnokrajowa obowiazujaca MINIMALNA stawke za godzine = tylko osiem i pol, ale EURO nie zlocisze!
OdpowiedzMieszkam i pracuję w Lublinie. Tu to dopiero jest hardkor jeśli chodzi o pracę. Powyżej 1500 netto prawie nikt nie płaci. Niskie płace są dzięki studentom, ponieważ pracują za każde niskie pieniądze i psują rynek pracy. Najlepiej zarabiająca grupa ludzi to urzędnicy.
Odpowiedz@shango: W Lublinie to jeszcze macie spoko (byłem, widziałem rozmawiałem) w Warszawie to dopiero sajgon jest. Bo tutaj Nie dość że Uczelni Publicznych dużo to jeszcze prywatne uczelnie "krzaki" rosną jak grzyby po deszczu. A po takich "wyższych szkołach nic nie robienia" pracy nie ma i absolwenci dalej psują rynek.
OdpowiedzJa również tego nie rozumiem. Byłam dzisiaj na rozmowie o pracę w całkiem niezłej firmie (główną filię ma w Colorado) i szef mi trochę opowiadał o tym, że ciężko znaleźć teraz odpowiedniego pracownika. Dowiedziałam się, że oferował pracę klepania danych z bazy do bazy, gdzie wynagrodzenie na 1 m-c to było 1500-2000 zł na rękę i w ogóle nie było chętnych!! Niestety to działa też w druga stronę. Już rok szukam pracy, a mam całkiem niezłe portfolio i doświadczenie...
OdpowiedzWyjaśnijcie mi proszę, bo nie rozumiem, skąd to wszędobylskie pytanie na rozmowie kwalifikacyjnej "A co pan/pani wie o naszej firmie?" Co to jest? Jakiś konkurs popularności? W jednej firmie, dla której pracowałem jakieś 10 lat temu, na dzień dobry trzeba było wypełnić trójstronicowy kwestionariusz wiedzy o firmie. No paranoja jakaś. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Jeżeli ktoś spełnia kwalifikacje i zostanie zatrudniony, to dowie się swoim pracodawcy więcej, niż będzie chciał. Po co ma zapamiętywać ten cały PR-owy kit, który firmy o sobie piszą?
Odpowiedz@Paganini: Dlaczego od razu trzeba przechodzić do skrajności? Przecież chodzi o jakieś minimum przyzwoitości - czy firma sprzedaje jajka czy wydobywa rudę uranu. Litości. Tak samo kretyńskie jest szczegółowe wypytywanie z wiedzy o firmie, tak nie mniej chamskie jest posiadanie zielonego pojęcia z jakiej branży wywodzi się firma czy jak może wyglądać praca do której się zgłaszamy.
Odpowiedz@sixton: Jak ma wyglądać praca na stanowisku, na które aplikuję, to ma mi powiedzieć pracodawca. I ponownie pytam: dlaczego pracodawcy pytają kandydatów o znajomość firmy? Czemu ma to służyć?
Odpowiedz"Praca handlowca czy przedstawiciela handlowego, szczególnie w solidnej firmie, od zawsze cieszyła się dużym zainteresowaniem". Czy to był żart ? Czy Ty żyjesz w jakiejś innej rzeczywistości?
OdpowiedzNie, Fergie, oczywiście Ty masz rację. Przecież nie może istnieć sensowna praca w sprzedaży, w której zarobki to nawet kilka tysięcy złotych. Nie może bo nie wierzysz w takie cuda na kiju.
Odpowiedz@sixton: Czytanie ze zrozumieniem się kłania, gdzie jest napisane że ja uważam że nie istnieje sensowna praca w sprzedaży?
Odpowiedz@Fergi: Odnoszę wrażenie, że w całej tej dyskusji powyżej każdy pisze o czymś zupełnie innym, że za handlowca uważa się byle komiwojażera czy przekupkę na targu. Nie dziwi mnie więc, że coraz częściej firmy szukają Inżynierów Sprzedaży, Doradców Technicznych Sprzedaży albo Menedżerów Sprzedaży. A zresztą może faktycznie tak jest. Może ja żyję w innej rzeczywistości. Ale w takim razie nie chcę wracać do tej zwykłej rzeczywistości. A potwierdzeniem Twoich słów może być to, że praktycznie z nikim powyżej nie potrafiłem znaleźć wspólnego pola do dyskusji - cały czas mam to przykre wrażenie, że ja mówię jedno, a inni mówią coś zupełnie innego.
Odpowiedz@sixton: może to też swiadczyć o tym że, jakby to delikatnie powiedzieć,powinieneś popracować nad komunikacją z innymi.
OdpowiedzWiesz, do tego żeby komunikacja była prawidłowa potrzeba dobrych chęci u dwóch stron. Jeśli tego nie ma zostaje pieniactwo i uszczypliwości. Powodzenia.
Odpowiedz