Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zachorowało mi się. Człowiekiem jestem, ostatnio mało jem, mało śpię, dużo pracuję,…

Zachorowało mi się. Człowiekiem jestem, ostatnio mało jem, mało śpię, dużo pracuję, uczę się, studiuję, a i słonko wyszło, to pomykałam bez szalika.
A żeby było śmieszniej - mieszkam i studiuję w obcym mieście, do swojego mam ponad godzinę drogi. Budzę się rano, z gorączką, jakoś mi tak słabo. Wzięłam apap, gripex, no nie przechodzi, a ja zamarzam pod kołdrą i kilkoma kocami.
Moja współlokatorka podjęła decyzję "idziemy na pogotowie". Pogotowie mamy 5 minut od domu, ale tam przyjmują od 18 (była 11), więc odesłali nas do najbliższej przychodni.
Doczłapałam się więc do przychodni, idę do rejestracji, i czekam, aż rejestratorka skończy rozmawiać przez telefon. Mówię jej, że odesłali mnie z pogotowia, bardzo źle się czuję, mam gorączkę i chciałabym dostać się do lekarza. Popatrzyła na mnie:
PP - Jak to odesłali z pogotowia? Niech sobie sami chorych rejestrują! Doktor nie ma obowiązku cię przyjmować!
Ja- Proszę pani, kazali mi przyjść tutaj, to co miałam robić?
PP - No, oni się mszczą na nas, podsyłają nam tutaj takich, i myślą, że wejdą tak, o, A REJESTROWAŁAŚ SIĘ?
Ja - Nie, obudziłam się i źle się czułam, wzięłam kilka tabletek, myślałam, że mi przejdzie.
PP - Wejdź do pani doktor, pokój 7, i zapytaj czy cię przyjmie.
Poszłam, zapukałam, nie było żadnego pacjenta. Wchodzę, grzecznie przedstawiam sytuację, mówię, że do swojego lekarza dostać się nie mogę, bo mieszkam 50 km od domu. Musiałam ją tym bardzo zdenerwować, bo wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami i krzycząc "JA JUŻ NIKOGO NIE PRZYJMUJĘ!". Zdezorientowana wyszłam z gabinetu, i jeszcze raz udałam się do rejestracji, no bo skoro pani doktor nie ma, to co ja mam zrobić? Wysłały mnie do drugiej doktorki. Przez 15 minut wizyty słyszałam, jak to ludzie chcą "na krzywy ryj wchodzić". Taki nasz kochany NFZ

by anq
Dodaj nowy komentarz
avatar pasia251
21 25

Czemu NFZ? Przecież to nie NFZ cię nie chciał przyjąć tylko lekarka...

Odpowiedz
avatar kalulumpa
12 20

1. NFZ nic to nie zawinił, tylko pani w rejestracji i lekarka. 2. Nie wiem gdzie studiujesz, ale przychodnie studenckie są dość popularne... Poza tym tylko jedna przychodnia POZ w pobliżu była? 3. 50 km od domu, ponad godzinę jazdy? Ja wiem, że mamy drogi w fatalnym stanie, ale żeby aż tak?

Odpowiedz
avatar anq
-3 11

@kalulumpa: Nie zdążyłabym jechać do domu i na drugi dzień wrócić na 6 do pracy. Poza tym wydawanie 2 dychy na autobus i jechanie z gorączką nie jest fajne

Odpowiedz
avatar kalulumpa
-3 11

@anq: Nie chodzi mi o to, czy byś zdążyła, czy nie. Sama mam tylko 80km do domu rodzinnego, a i tak nie uśmiechałoby mi się jechać w te i na zad. Dziwi mnie jedynie ta proporcja - autobus musiałby jechać poniżej 50km/h...

Odpowiedz
avatar rekawiczka
13 13

@kalulumpa: NAZAD, bo "na ZAD" to wiesz... ;)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
11 17

@kalulumpa: A weź przejedź przez pół Warszawy, Krakowa czy Poznania ze średnią prędkością większą niż 30 km/h, zwłaszcza w godzinach szczytu. Spokojnie na wyrwanie się z miasta można stracić tyle czasu, że potem i gonienie setką nie bardzo by pomogło.

Odpowiedz
avatar karrola
1 3

@kalulumpa: Wystarczy wracać pociągiem nie autobusem, ja na studiach 59 km od domu wracałam godzinę i 15 minut, a wystarczy brak bezpośredniego połączenia i przesiadka też trochę czasu zajmuje.

Odpowiedz
avatar Zmora
4 6

@kalulumpa: Ja swego czasu miałam między szkołą a domem ok. 25 km. (Szkoła w W-wie, ale jeszcze nie w centrum, dom w takiej tam wiosce pod stolicą.) I co? Pociąg (!) tę trasę rozkładowo przejeżdżał w ok. 28 minut. Samochodem jechałam przynajmniej 40 min. Więc 50 km w godzinę to jest nawet niezły wynik, choć oczywiście zależy gdzie mieszka.

Odpowiedz
avatar MadameAlexia
4 14

No jak Ty śmiałaś w ogóle zachorować! I zawracać do tego tyłek lekarzowi, leków i zdrowieć się zachciało, co? :P Ja rozumiem, że ktoś może mieć ciężki dzień, dużo pacjentów itp., ale młodzi, pracujący ludzie z reguły chodzą do lekarza dopiero jak muszą, bo się SERIO źle czują. Wiadomo - śmieciowe umowy, nawet na normalne L4 pójść nie można, problem z usprawiedliwieniem nieobecności na studiach. Tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń.

Odpowiedz
avatar cher
-4 10

Zdrowiej :) A następnym razem wal po prostu na ostry dyżur po 18, skoro takie jaja robią z rejestracją - jak któryś z pacjentów nie przyszedł (wnioskuję po pustym korytarzu), to powinni Cię przyjąć z marszu. Mnie kiedyś nie przyjęli, bo było dużo chorych i przyjmowali tylko, jak ktoś miał gorączkę powyżej 38,5 - całą noc zdychałam mając prawie 40, zżarłam 3 gripexy i temperatura spadła do 38,2, wiec już się nie kwalifikowałam i pozostał mi ostry dyżur, znów z niemal 40 stopniami.

Odpowiedz
avatar korrektor
15 21

Walk na ostry dyżur i każ czekać wszystkim ludziom z poważnymi chorobami. Od przeziębień, gryp i tym podobnych jest lekarz rodzinny. Nie mówiąc już o tym, że większośćtakich pierdół trwa 5-7 dni z i bez pomocy leków a najważniejsze jest unikanie pracy, kontaktów z innymi ludźmi w celu nie przemęczanie ogranizmu i nie wystawiania się na inne patogeny, które mogą nas dobić. Łóżko, L4 i leżeć.

Odpowiedz
avatar Glon_morski
3 3

@korrektor: A kto to L4 ma wystawić, skoro nie można dostać się do lekarza rodzinnego?

Odpowiedz
avatar korrektor
5 13

Błagam, Proście o odmowę przyjęcia na piśmie i podanie powodu, jeśli nie jest to SOR, a zwykła przychodnia rodzinni. Lekarze rodzinni są od właśnie takich błachych przypadków, a rejonizacja jest przepisem, który nie ma zastosowania w każdym przypadku.

Odpowiedz
avatar ewilek
5 7

Racja. Lekarz rodzinny jest właśnie od takich przypadków a nie SOR i to on ma obowiązek przyjąć pacjenta z gorączką. Nie można dawać się spławić. Ja na szczęście nigdy nie spotkałam się ze złym potraktowaniem przez personel medyczny i mam nadzieję,że to szczęście będę mieć dalej:)

Odpowiedz
avatar geranium
16 20

skoro mieszkasz i studiujesz w tym mieście czemu nie zapisałaś się do najbliższej przychodni tylko dalej figurujesz w tej o 50 km dalej?

Odpowiedz
avatar kalulumpa
-2 8

@geranium: Mimo iż mieszkam od ładnych kilku lat 80km od domu rodzinnego, to wciąż jestem zapisana do przychodni w mieście, z którego pochodzę. Czemu? Bo to wygodne, zwłaszcza, że moim rodzinnym jest moja znajoma, której porady bardzo sobie cenię i nie mam problemów z uzyskaniem skierowań do specjalistów. A jak złapie mnie jakieś przeziębienie, to wystarczy, że wstąpię do przychodni POZ i mają obowiązek mnie przyjąć.

Odpowiedz
avatar Severian
8 12

@kalulumpa: Mylisz się. Przychodnia POZ nie ma obowiązku przyjąć każdego. Po to są deklaracje do rodzinnego, żeby do swojego rodzinnego chodzić. Przyjąć to mogą bez deklaracji w przypadku złego stanu ogólnego pacjenta, ale to ocenia lekarz, a nie pacjent.

Odpowiedz
avatar kalulumpa
1 7

@Severian: Wedle tego, co udało mi się wygooglować (nie udało mi się przejrzeć całej ustawy, jednak strony ZOZ oraz stronę prawapacjenta.eu uznaję za wiarygodne źródło), jednak mam rację - w przypadku zachorowania poza miejscem, gdzie przyjmuje lekarz rodzinny mamy prawo do skorzystania z usług POZ. Warunkiem jest, by przebywać poza terenem "naszej" gminy i gminy sąsiadującej z "naszą" gminą. Wtedy uzyskamy świadczenie POZ na takich samych zasadach jak u swojego rodzinnego. Mówimy tu oczywiście o sytuacji, gdy ktoś jest chory, a nie idzie do lekarza np. po skierowanie do specjalisty, a gorączka jest jednak stanem chorobowym...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 kwietnia 2014 o 16:05

avatar Nietoperzyca
6 10

@kalulumpa: Poradnia POZ ma tylko dwie możliwości przyjęcia pacjenta: 1) Pacjent z podpisaną dla danego POZ aktualną deklaracją 2) Pacjent w stanie, w którym ewentualna zwłoka w udzieleniu pomocy lekarskiej mogłaby skutkować gwałtownym pogorszeniem zdrowia/zagrożeniem życia. W innych przypadkach ("Przyjechałam do cioci na dwa miesiące i nie zabrałam ze sobą leków na nadciśnienie", "Od tygodnia łamie mnie w kościach" czy "Budzę się rano, z gorączką, jakoś mi tak słabo") pacjent powinien z założenia zgłosić się do lekarza, do którego jest zapisany (nie jest już zmartwieniem NFZ czy lekarza w poradni rejonowej, że tak sobie wszystko poustawiał, iż ma tego lekarza w mieście oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów). POZ pomóc nie może bo takiego pacjenta zwyczajnie przyjąć mu nie wolno. Droga autorko - pani z rejestracji miała rację, chciałaś wejść „na krzywy ryj”. To w twoim interesie jest dowiedzieć się zawczasu gdzie możesz szukać pomocy gdy złapie cię choróbsko. 38 stopni i złe samopoczucie to nie stan zagrożenia życia aby cię wszędzie mieli przyjmować z otwartymi ramionami. Jeśli większość czasu spędzasz w mieście, w którym studiujesz rozsądniej będzie wybrać tam poradnię POZ, wypełnić do niej deklarację a numer do rejestracji mieć zapisany w widocznym miejscu.

Odpowiedz
avatar TomX
21 21

Taka uwaga: i apap i gripex zawierają paracetamol. Dlatego słabym pomysłem jest je ze sobą łączyć. Zażywając normaldną, dopuszczalną dawkę każdego z nich i tak można przedawkować jeżeli łyka się oba preparaty na raz. A przedawkowanie paracetamolu to bardzo nieprzyjemna sprawa, objawy pojawiają się dopiero gdy wątroba jest już mocno i nieodwracalnie uszkodzona...

Odpowiedz
avatar Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki
3 3

@TomX: Generalnie gripex i inne tego typu cuda na grypę i wszystkie inne możliwe przypadłości najlepiej wyrzucić do śmieci. Zawarta w nich pseudoefedryna tylko maskuje objawy. A jak ktoś sobie do tego chce wypić mocną kawę w celu postawienia się na nogi to może sobie bardzo poważnie zaszkodzić. Branie paracetamolu na przeziębienie też jest średnim pomysłem o ile nie ma się nadciśnienia. Owszem, paracetamol działa przeciwgorączkowo ale praktycznie nie posiada działania przeciwzapalnego, a już na pewno znikome w porównaniu do innych popularnych NLPZ. Co więcej przeziębienie ma to do siebie, że samo przejdzie, trzeba wziąć L4 i do łóżka jak najdłużej. Wiele nowych badań pokazuje, że zbijanie gorączki poniżej 38.5 stopnia może nam tylko wydłużyć objawy.

Odpowiedz
avatar BlackMoon
1 1

@Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki: Mieszkam w UK i tu na wszystko paracetamol dają, normalnie cudowny lek. Na mojego chłopaka spadł znak reklamowy z dużej wysokosci, aż stracił przytomnosc. Karetka przyjechała, dała mu paracetamol i pojechali. Ja na przeziębienie/ grypę biorę Beechams i pomaga mi, a tanie to jak barszcz.

Odpowiedz
avatar Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki
0 0

@BlackMoon: Muszę przyznać, że bardzo ciekawa terapia. A abstrahując na chwilkę od twojego chłopaka, wiesz że 10g paracetamolu może doprowadzić do śmiertelnej niewydolności wątroby? Efekty identyczne jak po muchomorze sromotnikowym. U osób z chorą wątrobą wystarczy 4-6gg. W krajach, w których alkohol nie jest tak... popularny jak w Polsce, paracetamolowe zatrucie wątroby jest najczęstszą przyczyną ostrej niewydolności wątroby. Paracetamol jest dobry w dwóch przypadkach - współistniejąca choroba wrzodowa i/lub nadciśnienie/u pacjentów kardiologicznych. Bo lepiej dać coś niż ie dawać nic. W reszcie przypadków nie jestem już taką fanką. Właśnie sprawdziłam Beechams - paracetamol, kofeina i fenylefryna czyli analog pseudoefedryny = zbijamy gorączkę + maskujemy objawy.

Odpowiedz
avatar BlackMoon
1 1

@Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki: Jak to fajnie na piekielnych darmowe porady lekarskie otrzymać, dziękuję :) Z tym paracetamolem to przyznam, że nie miałam pojęcia, ale staram się nigdy nie brać więcej niż jest to zalecane. A jeżeli chodzi o przeziębienia to tak to już jest w tych czasach, że człowiek zwyczajnie nie ma czasu chorować i łapie się wszystkiego, co może przyspieszyc powrót do zdrowia. Chociaż pewnie metody babci lepsze :) Z resztą kiedys ludzie tyle nie chorowali (przynajmniej tak mi się wydaje) i nie łykali leków na wszystko.

Odpowiedz
avatar sla
22 26

Nie uważasz, że szpital w przypadku zwykłego przeziębienia to lekka przesada? Dobrze chociaż, że karetki nie wezwałaś.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 kwietnia 2014 o 14:11

avatar bloodcarver
9 23

1) Pogotowie jest od zagrożenia życia, a na grypę ciężko umrzeć przez pierwsze kilka dni. 2) Mieszkać i pracować w danym mieście, i nie mieć w nim lekarza rodzinnego / pierwszego kontaktu (czy jak ta instytucja się teraz nazywa)? Czysta nieodpowiedzialność.

Odpowiedz
avatar rudas
23 27

Jak dla mnie piekielność zaczyna się i kończy na 'Mam gorączkę, więc w środku dnia idę na pogotowie'. No bez jaj.

Odpowiedz
avatar pasia251
18 24

@rudas: zaczyna się jeszcze wcześniej - łykam apap i gripex nie czytając ulotki...

Odpowiedz
avatar the
3 13

@rudas: ..i zdziwienie - od 18ej, ojej, mam 13 latek, niom, niom.. litości.

Odpowiedz
avatar lisica81
6 10

Pamietam, ze jak sie na studiach pochorowalo to szlo sie do przychodni studenckiej - tam nawet jesli nie zrobilo sie tego wczesniej w kilka minut mozna bylo sie 'przepisac' i od razu zarejestrowac legalnie do lekarza pierwszego kontaktu. W miastach studenckich jak w jednej przychodni marudzili to zawsze mozna bylo pojsc do innej. Nigdy nie bylo problemu. Poza tym skad pomysl, by na pogotowie od razu isc? Od razu do przychodni trzeba bylo, czas bys zaoszczedzila. I nie domagac sie od razu, ze nie stad ale musisz do lekarza. Jakos po kolei to zalatwic - rejestratorke pewnie malo obchodzi skad juz wczesiej Cie odeslali.

Odpowiedz
avatar notaras
1 5

@lisica81: Wszędzie możesz się przepisać w parę minut. Trzeba tylko wypełnić odpowiednią deklarację.

Odpowiedz
avatar pandora
2 6

@notaras: no z tym przepisywaniem od ręki to nie mogę się zgodzić. Już dwa razy odmówili mi skorzystania z przychodni studenckiej, mówiąc że najpierw muszę się wypisać ze swojej (a kompletnie mi się to nie opłaca, wolę już przeboleć zapalenie zatok na gripexie). I nie jestem odosobnionym przypadkiem, kilku znajomych z akademika też usłyszało, że pomoc otrzymają tylko w wypadku zagrożenia życia.

Odpowiedz
avatar pandora
1 3

Nie można edytować komentarzy a zapomniałam dopisać najważniejszego: nawet kiedy wyraziłam chęć przepisania się do przychodni akademickiej, to usłyszałam że najpierw muszę osobiście odwiedzić mojego rodzinnego i się "wypisać", co z gorączką i ponad 100km do przejechania nie było dla mnie wykonalne...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@pandora: No coś Ty? Jak zachorowało mi się w mieście studenckim, to tego samego dnia się do przychodni zapisałam i tego samego dnia lekarz mnie przyjął. Bez słowa. Tylko powiedzieli, że muszę donieść papierek dot. ubezpieczenia (o którym i tak zapomniałam, a potem nie był potrzebny, bo dowód wystarczył). Co prawda jak zachorowałam w mieście rodzinnym, to się przypadkiem dowiedziałam, że mnie automatycznie wypisali z przychodni rodzinnej. I też nie było problemu z ponownym zapisaniem się (nie miałam jak pojechać do miasta studenckiego - 300 km - no i nie miałam tam mieszkania - wakacje). Poinformowano mnie też, że bodajże dwa razy do roku można zmieniać przychodnię (albo lekarza, juz nie pamiętam).

Odpowiedz
avatar notaras
2 2

@pandora: Może w przychodniach studenckich panują jakieś inne procedury, ale w każdej zwykłej przychodni przepisanie się zajmuje jakieś 5-10 minut. Pobierasz druczek w rejestracji, wypełniasz, oddajesz i jesteś zapisana. Nigdzie nie musisz się wyrejestrowywać, bo przychodnia do której się właśnie zapisujesz wysyła papierologię do NFZ i oni zajmują się resztą.

Odpowiedz
avatar notaras
6 8

Co to za wspaniałe miasto, z uczelnią wyższą, w którym jest tylko jedna przychodnia? Każdy lekarz POZ powinien Cię przyjąć, nie zależnie od rejonu. Oczywiście jeśli jesteś chory. Do tego lekarz też człowiek i pracuje 8 godzin dziennie. Całkiem prawdopodobne, że lekarka mogła już skończyć pracę i nie chciała zostawać po godzinach.

Odpowiedz
avatar ocelota
8 12

Pogotowie jest dla bardzo chorych, takich, że nie mogą czekać na kolejny dzień bo może być za późno. Ja wiem, że meneli przyjmują i że to karygodne, ale z gorączką na pogotowie idzie się tylko z małym dzieckiem. Potem jest kolejka i ludzie z otwartymi ranami czy ciśnieniem 200/120 czekają godzinami bo pannie się wydawało, że ona jest umierająca więc pogotowie jest dla niej. Idzie się do przychodni. A jeśli nie jest się zarejestrowanym i baba w okienku każe pytać się lekarza czy ewentualnie przyjmie to chociaż taki głupi system to działanie tej baby jest prawidłowe. Zajmuj dalej kolejki na pogotowiu kiedyś Twoja Matka będzie czekać za długo

Odpowiedz
avatar notaras
4 4

@ocelota: Meneli przyjmują na SOR, bo w znacznej części przypadków przewrócił się taki po pijaku i przytomność stracił. I teraz nie wiesz, czy był po prostu pijany, czy walnął w coś głową.

Odpowiedz
avatar kasiunda
8 12

Na pogotowie, bo "obudziłam się z gorączką, zimno mi i słabo"? Serio? Nawet z kilkumiesięcznym dzieckiem nie byłam nigdy z gorączką na pogotowiu.

Odpowiedz
avatar fak_dak
3 7

Złożyłaś deklarację do tego lekarza rodzinnego? Jak nie to rozumiem jego oburzenie. W końcu nikt za twoje leczenie jemu nie zapłaci.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 7

Wyjaśnienie dla większości oburzonych. Autorka NIE UDAŁA się na SOR. Pojechała na TAK ZWANE pogotowie, czyli do przychodni przyszpitalnej czynnej od godziny osiemnastej. Nazywa się to "nocna i świąteczna pomoc lekarska". Oddział ratunkowy czynny jest całą dobę. Wiele osób, szczególnie tych, które chorują rzadko, mylą te dwa rodzaje pomocy lekarskiej i określają wspólna nazwą POGOTOWIE, starą i zdezaktualizowaną zresztą. Drugą taką nieaktualną nazwą jest "ostry dyżur", też zwyczajowo określający oba te rodzaje pomocy. Więc, na przyszłość, Autorko. Jeśli zachorujesz i nie dostaniesz się do poradni - jedź po osiemnastej na "nocną pomoc lekarską". Tam, szczególnie przy wysokiej gorączce, mają obowiązek cię przyjąć, bez względu na to, gdzie mieszkasz, bądź jesteś zameldowana. Chorujesz tu i teraz! Tylko, niestety, do tej osiemnastej musisz się jakoś przemęczyć we własnym łóżku, no i nie wiem, czy tam mogą wystawić zwolnienie lekarskie.

Odpowiedz
avatar fak_dak
2 2

@Armagedon: Mogą wystawić ZLA, ale nie muszą. Orzekanie o zdolności do pracy nie jest usługą gwarantowaną przez NFZ. Wynika jedynie z indywidualnej umowy lekarza z ZUS o możliwości, ale nie obowiązku orzekania.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-1 11

@Armagedon: I przez takie rady jak ktoś się naprawdę pochoruje w nocy, to czeka nie wiadomo ile, bo przed nim cały sznur ludzi, co to "akurat punkt 18" dostali gorączki. Na przyszłość, to należy jednak ogarnąć sobie normalne leczenie, dzienne. Nie mówię, że na wakacjach czy coś, bo to różnie bywa, ale na litość, w mieście gdzie się MIESZKA I PRACUJE?! No tam to już przecież można!

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

@bloodcarver: Otóż, mylisz się. NIE ZAWSZE można, a - ściśle mówiąc - rzadko kiedy można. Choroby nie możesz ani zaplanować, ani przewidzieć. Idziesz do poradni, a tam ZONK! "Rejestrowała się pani na dziś? Nie? No to "numerków" nie ma. Proszę jechać do przychodni nocnej." To jest standard, bo większość lekarzy nie przyjmie dodatkowego pacjenta, szczególnie, gdy wie, że nie jest on bez wyjścia. Uściślę. W mojej przychodni, niepublicznej zresztą (co nie znaczy wyłącznie prywatnej), rodzinna odmówiła wizyty domowej przy temp. 39,5. Nie przyjęto mnie również w poradni, dokąd dotarłam taryfą. Pozostała nocna pomoc, na którą już nie miałam sił. O drugiej w nocy wezwałam karetkę i wysłano ją bez dyskusji. Wylądowałam na SOR z rozległym, dwustronnym zapaleniem płuc i ciężką dusznością. Wyłączyło mnie to z obiegu na bite cztery tygodnie. Trzy antybiotyki, wziewne sterydy, inhalator. Groźnie było! Tak się skończyło kilkudniowe, samodzielne leczenie paracetamolem. NIE POLECAM! Od tamtej pory "z byle kaszelkiem i katarkiem" zapierdzielam na dyżur, jeśli w przychodni przyjąć mnie nie chcą. Nie wydaje mi się, żebym popełniała jakieś nadużycie, lub "zabierała miejsce w kolejce" NAPRAWDĘ choremu. Bo ja też mogę być chora NAPRAWDĘ. I nie zamierzam, w ramach udawania wielkiego bohatera, skończyć na OIOM, albo na cmentarzu.

Odpowiedz
avatar ocelota
1 5

@Armagedon: Kolejna cwana. Dlaczego swoim niezarejestrowaniem się tłumaczysz konieczność wizyty na pogotowiu? Trzeba wstać rano, odstać w ogonku, pobrań numerek, czasem uda się telefonicznie. Straszne? Faktycznie, ale takie są nieszczęsne procedury, którym wszyscy podlegamy. Uważasz chyba się za ponad reguły.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 3

A co do Autorki historii - nie musi ona zmieniać lekarza rodzinnego, jeśli jest z niego zadowolona. Nie choruje przecież co tydzień, więc śmiało może skorzystać raz na jakiś czas z dyżuru nocnego tam, gdzie akurat przebywa. A zachorować może także w rodzinnym mieście - będąc na urlopie, lub wakacjach. I problem by powstał ten sam.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 5

@ocelota: Po pierwsze. Musiałabym chyba mieć niezłego pier*dolca, żeby z gorączką blisko 40 stopni lecieć o świcie do przychodni i "odstawać w ogonku", nie mając zresztą gwarancji, że się dostanę. Po drugie, ważniejsze. W MOJEJ przychodni na wizytę u rodzinnego czeka się DWA TYGODNIE. Na bieżąco nie ma żadnych terminów, gdyż zajmują je głównie osoby przewlekle chore. Z chorobą nagłą praktycznie nie masz szans, chyba, że zasłabniesz przy okienku. Właściciel z pazerności przyjął do przychodni "połowę dzielnicy", a lekarki są tylko dwie. Jedna rodzinna, druga internistka. Po trzecie. Gdzie jest powiedziane, że choruje się zawsze z samego rana? Ja zazwyczaj rano czuję się jeszcze nieźle, a coraz gorzej w pracy, w ciągu dnia. I co? Mam czekać z gorączką, bo "może do jutra mi przejdzie"? Już to przerobiłam, wyszło, jak opisałam powyżej. Więc jadę na nocny dyżur, bo on OD TEGO JEST! A zgodnie z twoim rozumowaniem, w nocnych poczekalniach siedzą same cwaniaki, co im się rano odstać w ogonku nie chciało. Wolą pół nocy odsiedzieć na niewygodnym zydelku.

Odpowiedz
avatar alicees
-1 3

@Armagedon: No patrz, a ja jak mam gorączkę 40 stopni to idę zwyczajnie do lekarza i czekam aż mnie przyjmie. Siedzenie w poczekalni nie jest zbyt wymagającym zajęciem, z 40 stopniami też się da. I nie rozumiem po co Ci rodzinny, który ma terminy na za 2 tyg.

Odpowiedz
avatar Nietoperzyca
1 3

@Armagedon: Z 40 stopniami gorączki to się dzwoni po wizytę domową.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 3

@Nietoperzyca: A owszem, zgadzam się. "W mojej przychodni, niepublicznej zresztą (co nie znaczy wyłącznie prywatnej), rodzinna odmówiła wizyty domowej przy temp. 39,5. Nie przyjęto mnie również w poradni, dokąd dotarłam taryfą." Nie doczytałaś? Ponadto niektórzy nie zgadzają się z tobą i postulują docieranie o własnych siłach do lekarza i wyczekiwanie w "ogonkach".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 kwietnia 2014 o 11:24

avatar Armagedon
-1 3

@alicees: Bo jest dobry(a), a ja też jestem przewlekle chora. A jak się do tej przychodni zapisywałam - na wizytę nie czekało się wcale, przyjmowano "z marszu". "Właściciel z pazerności przyjął do przychodni "połowę dzielnicy", a lekarki są tylko dwie." Też nie doczytałaś. Poza tym przychodnia publiczna jest i tak znacznie gorsza. No i racz przyjąć do wiadomości, że jednak większość osób z gorączką 40 stopni nie jest zdolna normalnie funkcjonować. Niektóre nawet majaczą. A znam również takie, które przy trzydziestu ośmiu nie podniosą się z betów. Kwestia tolerancji organizmu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@Nietoperzyca: Przecież napisała, że odmówiono jej wizyty domowej. Przesadzacie ludzie. Lekarze są od tego, żeby leczyć. Skoro jest pomoc doraźna i dyżury lekarzy po 18, w weekendy i święta, to jak trzeba, to się z tego korzysta. Nikt sobie nie idzie ot, tak posiedzieć w poczekalni (chyba że ktoś ma nierówno pod kopułą). Zdarzało mi się z takiej pomocy korzystać i nigdy tłumów nie widziałam w przychodniach. Kilka osób z objawami grypowymi, jakimiś innymi bólami, gdzie SOR nie był potrzebny, a zwykły lekarz wystarczył.

Odpowiedz
avatar fak_dak
0 4

@Armagedon: Nie wiem w czym problem? Skoro miałaś infekcję z 39,5C to należało wziąć leki przeciwgorączkowe, zbić temperaturę i zgłosić się do lekarza. Jeżeli lekarz rodzinny nie miał już terminów, to należy korzystać z opieki nocnej i świątecznej, bo od tego ona jest. Wzywanie wizyty domowej do infekcji dorosłej, chodzącej osoby jest trochę od czapy. Jakby lekarz jeździł do takich pacjentów do domu, to dziennie by przyjął 8-10 osób. A co z resztą chorych, których w ciągu 8 godzin lekarz rodzinny mógłby przyjąć 40-50? Jeżeli ktoś mieszka dłużej w jakimś mieście, to rozsądne jest zmienić lekarza rodzinnego, by nie tłumaczyć się przy każdym zachorowaniu. Masz to tego prawo 2x do roku bezpłatnie, od 3-go razu za drobną opłatą. Jeżeli w jakiejś poradni lekarza rodzinnego są długie terminy to MOŻNA JĄ ZMIENIĆ na takich samych zasadach jak powyżej opisane. Formalność zajmuje 10 minut i można to zrobić w dniu wizyty.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 6

@fak_dak: Jestem dużą dziewczynką i, uwierz mi, naprawdę wiem, co mam robić, gdy jestem chora. Gdybyś przeczytał uważnie, co napisałam powyżej wiedziałbyś, że miałam rozległe, dwustronne zapalenie płuc i nie byłam osobą "chodzącą", bo dotarcie do łazienki zajmowało mi kilka minut, a każdy ruch odbierał oddech. Przychodni nie zmienię, a dlaczego - też wyjaśniłam powyżej. U rodzinnego leczę się przewlekle od dwunastu lat, moja "karta" pacjenta jest gruba, jak Biblia Tysiąclecia. Mam zmieniać lekarza, który mnie zna, jak własne pięć palców? Po prostu polityka tej poradni jest taka: jeśli nie ma wolnych "numerków", pacjenta z grypą, anginą, przeziębieniem, wysypką i sraczką - wysyłamy na dyżur nocny. U mnie i tak skończyło się jazdą karetką na SOR, a dyspozytorka nie miała ŻADNYCH wątpliwości, czy ją wysłać. W związku z tym denerwuje mnie, gdy ktoś uważa mnie za "cwaniaka", bo korzystam z usług nocnej przychodni. Korzystam, bo mam do tego prawo. A przechwałki w stylu "jak mam 40 stopni to idę rano stać w "ogonku" do rejestracji" - między bajki wkładam. I na zakończenie. Nie widzę znamion oszustwa, kradzieży, wyłudzenia, czy innego przestępstwa, w fakcie skorzystania z nocnej pomocy lekarskiej przez osobę, której lekarz rodzinny przyjmuje w innym mieście. Tym bardziej, gdy ta pomoc potrzebna jest raz, lub dwa razy w roku.

Odpowiedz
avatar kasiunda
-1 3

Ludzie, bez przesady, zawsze się tak ze sobą pieścicie? Wzywanie wizyty domowej przy infekcji dróg oddechowych?

Odpowiedz
avatar kasiunda
0 4

Co do nocnej opieki to zgadzam się, że to nie SOR i z gorączką można tam jechać, ale sama piszesz, że chodziłaś z tą gorączką już od kilku dni i po prostu nie wierzę, że przez tyle czasu nie udało Ci się dostać do "swojej" przychodni. Tak jak ktoś pisał - trzeba swoje od stać, ale to jest dla plebsu, mnie się należy wizyta domowa. Nie chcą przyjść? To nic, wezwę karetkę, moja gorączka jest na pewno ważniejsza niż czyjś zawał.

Odpowiedz
avatar fak_dak
0 4

@Armagedon: Przegapiłem coś? Kto uważa cię za cwaniaka z powodu korzystania z opieki nocnej i świątecznej? Za cwaniaka uznano cię z powodu wzywania lekarza na wizytę domową do infekcji. To, że dyspozytorka wysłała karetkę Pogotowia nie jest żadnym argumentem. Bardziej zależy to od twoich umiejętności przekonywania niż stanu zdrowia. Mogłaś mieć coś zagrażającego życiu jak np. zatorowość płucną, a nie tylko zapalenie płuc. Dyspozytorka nie jest jasnowidzem i musi wierzyć ci na słowo, że jesteś w stanie agonalnym. Zgodność stanu faktycznego z deklaracjami oceniają dopiero ratownicy bądź lekarz. Zostawili cię w szpitalu na kilka dni? Jak nie, to znaczy, że jazda karetką była niepotrzebna. Antybiotyk doustny może z powodzeniem zlecić lekarz rodzinny. RTG płuc i badania lab. też można wykonać poza SOR. Dokumentację medyczną można kserować, a lekarzowi wierności na całe życie nie ślubowałaś. Skoro nie masz zamiaru zmieniać lekarza, choć możesz, to należy uznać, że wybierasz równocześnie stan organizacji opieki jaki jest w poradni. A skoro tak twój wybór, to narzekać możesz tylko na siebie. Ja widzę znamiona wyłudzenia, gdy ktoś jest zapisany do lekarza w innym mieście i tamten lekarz dostaje za niego pieniądze, a tenże pacjent domaga się by przyjmował go bezpłatnie inny lekarz rodzinny, bo to tylko kilka razy w roku, bo tu ma bliżej, bo tylko po receptę. Chcesz korzystać z opieki danego lekarza rodzinnego, to się do niego przepisz. Tak będzie prosto, elegancko i uczciwie.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 3

@fak_dak: Po pierwsze. Zapalenie płuc to choroba ŚMIERTELNA. W Polsce umiera na nią rocznie osiem/dziesięć tysięcy osób. Po drugie. Do duszności karetka przyjedzie zawsze. Nikogo nie trzeba przekonywać, bo to po prostu SŁYCHAĆ. W moim przypadku - karetką nie wysłano ratownika, tylko LEKARZA, który zadecydował o przewiezieniu do szpitala. Cztery godziny pod tlenem, kroplówki, zastrzyki. Więc nie imputuj mi tutaj bezzasadnego wezwania. A procedury na SOR są takie, że pacjent musi tam przebywać MINIMUM 36 godzin (ale mogą to być również 3 doby), NIM zapadnie decyzja przyjęcia na oddział. W ciągu tego czasu, albo "zdrowieje" i wypisują go do domu, albo umiera, albo zostaje w szpitalu. Czy to jest jasne? Bo zaraz mi napiszesz, że niektórzy wychodzą do domu po dziesięciu, lub dwunastu godzinach, więc pewnie kłamię. Po trzecie. Nie przyswajasz tekstu. "Kto uważa cię za cwaniaka z powodu korzystania z opieki nocnej i świątecznej?" "I przez takie rady jak ktoś się naprawdę pochoruje w nocy, to czeka nie wiadomo ile, bo przed nim cały sznur ludzi, co to "akurat punkt 18" dostali gorączki." "Kolejna cwana. Dlaczego swoim niezarejestrowaniem się tłumaczysz konieczność wizyty na pogotowiu? Trzeba wstać rano, odstać w ogonku (...). Uważasz chyba się za ponad reguły." Dalej. "Skoro nie masz zamiaru zmieniać lekarza, choć możesz, to należy uznać, że wybierasz równocześnie stan organizacji opieki jaki jest w poradni." No, właśnie WYBIERAM. Dlatego, jak nie ma numerków, jadę do przychodni nocnej. I od razu wyjaśniam, bo wiem, że się czepisz. NIE z choroba przewlekłą, tylko z NAGŁYM ZACHOROWANIEM, gdyż NORMALNIE zapisuję się do swojego lekarza odpowiednio wcześniej. Nie rozumiem, czemu miałabym go zmieniać na byle jakiego, tylko dlatego, że nie ma do niego kolejek? Gdzie napisałam, że polecam Autorce, by domagała się od nie swojego lekarza rodzinnego przyjęcia wizyty? Pisałam tak: "Jeśli zachorujesz i nie dostaniesz się do poradni - jedź po osiemnastej na "nocną pomoc lekarską"." "A co do Autorki historii - nie musi ona zmieniać lekarza rodzinnego, jeśli jest z niego zadowolona. Nie choruje przecież co tydzień, więc śmiało może skorzystać raz na jakiś czas z dyżuru nocnego tam, gdzie akurat przebywa." "Nie widzę znamion oszustwa, kradzieży, wyłudzenia, czy innego przestępstwa, w fakcie skorzystania z nocnej pomocy lekarskiej przez osobę, której lekarz rodzinny przyjmuje w innym mieście. Tym bardziej, gdy ta pomoc potrzebna jest raz, lub dwa razy w roku."

Odpowiedz
avatar Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki
1 5

@Armagedon: Jesteś dużą dziewczynką a wychodzi na to, że realiów nie znasz. Lekarza rodzinnego można zmienić 3 razy do roku, papierologią zajmuje się NFZ, ty tylko wypełniasz papierek. Co więcej, jeżeli zmieniłaś go już te 3 razy, a choroba dopadnie cię z dala od miejsca zamieszkania - możesz to zrobić ponownie, bez żadnych konsekwencji. Po drugie, nikt nie każe ci stać w ogonku po numerek, po to jest rejestracja telefoniczna. A jeśli nie ma numerków to tłumaczy się grzecznie sytuację a rejestratorka, jeśli sprawa jest poważna, wciska takiego pacjenta gdzieś między numerkami. Po trzecie, jeżeli już masz się leczyć NLPZami, to weź do licha ciężkiego aspirynę, albo ibuprofen chociaż. Paracetamol ma działanie przeciwgorączkowe, ale praktycznie nie ma działania przeciwzapalnego. Po prostu niemal nie działa obwodowo. Kropka.

Odpowiedz
avatar fak_dak
3 5

@Armagedon: "Po pierwsze. Zapalenie płuc to choroba ŚMIERTELNA. W Polsce umiera na nią rocznie osiem/dziesięć tysięcy osób. Po drugie. Do duszności karetka przyjedzie zawsze. Nikogo nie trzeba przekonywać, bo to po prostu SŁYCHAĆ. W moim przypadku - karetką nie wysłano ratownika, tylko LEKARZA, który zadecydował o przewiezieniu do szpitala. Cztery godziny pod tlenem, kroplówki, zastrzyki. Więc nie imputuj mi tutaj bezzasadnego wezwania. A procedury na SOR są takie, że pacjent musi tam przebywać MINIMUM 36 godzin (ale mogą to być również 3 doby), NIM zapadnie decyzja przyjęcia na oddział. W ciągu tego czasu, albo "zdrowieje" i wypisują go do domu, albo umiera, albo zostaje w szpitalu. Czy to jest jasne? Bo zaraz mi napiszesz, że niektórzy wychodzą do domu po dziesięciu, lub dwunastu godzinach, więc pewnie kłamię." Kto ci takich głupot nagadał? Młoda, dotychczas zdrowa osoba zagrożona śmiercią z powodu zwykłego zapalenia płuc? Owszem, ludzie w Polsce umierają na zapalenie płuc, ale są to osoby stare albo małe dzieci, osoby wyniszczone, z przewlekłymi chorobami płuc jak PoChP, mukowiscydoza, ze spadkami odporności, leżące, zaburzeniami wentylacji płuc. Dla młodej, zdrowej osoby leczone pozaszpitalne zapalenie płuc nie jest zagrożeniem życia. W związku z tym należało je zacząć leczyć. A to o procedurach dotyczących czasu pobytu w SOR minimum 36 godzin to już bajka pierwszego sortu. Andersen przy tobie by się zawstydził z powodu małej kreatywności. Podsumowując twój przypadek zapalenia płuc. Powinnaś wziąć leki przeciwgorączkowe i zgłosić się do lekarza rodzinnego jak nie tego samego dnia, to kolejnego. Jeżeli lekarz rodzinny nie miałby terminów, to należało jechać do opieki nocnej i świąteczne, która NIE nazywa się pogotowiem. Pogotowie czyli karetki ratunkowe służą do zaopatrywania stanów nagłych, a hodowana od kilku dni infekcja płuc nie jest nagłym zdarzeniem. To samo dotyczy SOR. Przestań udowadniać, że zrobiłaś dobrze, bo nie zrobiłaś. Poza tobą chyba nikt tutaj nie ma odnoście tego wątpliwości.

Odpowiedz
avatar kasiunda
3 5

Błagam, Armagedon, nóż mi się w kieszeni otwiera. Zapalenie płuc u młodego zdrowego człowieka NIE JEST chorobą śmiertelną, a na pewno nie wymaga natychmiastowej jazdy karetką do szpitala. Nie wiem jakie masz doświadczenie życiowe. Ja kilka razy byłam świadkiem ciężkiego ataku padaczkowego u mojej babci, połączonego z ogromnym nadciśnieniem. Raz karetka nie przyjeżdżała bardzo długo. I powiem Ci, że gdy patrzysz jak ktoś, kogo kochasz, purpurowosiny na twarzy miota się w drgawkach po podłodze tocząc pianę z ust, i wiesz, że każda dodatkowa minuta oczekiwania może go zabić, to masz ochotę zadusić gołymi rękami księżniczkę, której kilka dni nie chciało się ruszyć tyłka do przychodni, a wreszcie zamiast wsiąść w taryfę i pod jechać na pomoc nocną czy nawet na SOR, wzywa pogotowie bo "ciężko jej dojść do toalety". Tyle w temacie.

Odpowiedz
avatar kasiunda
2 4

A poza tym to, że jak sama masz gorączkę to traktujesz się jak świętą krowę, do której lekarz ma przyjść i jeszcze najlepiej wykupić Ci leki w aptece, nie znaczy że wszyscy tak mają. To żadne baśnie, większość pospólstwa, w tym i ja, z gorączką idzie rano do przychodni i czeka na rejestrację. Tak, zdarzało mi się kilkukrotnie z blisko 40

Odpowiedz
avatar kasiunda
2 4

Tu dokończenie :-) ...z blisko 40-stopniową. Nie, nie zemdlałam, nie umarłam, kierowca autobusu nie bił brawa. Do takiej gorączki u rocznego synka też nie wzywałam pogotowia. Dwuletni bratanek z obustronnym zapaleniem płuc i wysoką gorączką także nie jechał do szpitala karetką. Więc wybacz, ale Twoja postawa "bo ja nie miałam siły jechać taksówką" jest dla mnie żenująca.

Odpowiedz
avatar Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki
3 3

@kasiunda: @kasiunda: Dokładnie, zapalenie płuc (o ile nie ma przebiegu piorunującego) u młodej, generalnie zdrowej osoby bez niedoborów odporności NIE JEST CHOROBĄ ŚMIERTELNĄ. Statystyki umieralności są tak wysokie gdyż: a) zawierają osoby z wrodzonymi i nabytymi niedoborami odporności (w źle prowadzonym AIDS zapalenie płuc faktycznie może być przepustką pod ziemię) b) Zapalenie płuc to nie jest jednoczynnikowa jednostka chorobowa. Może być wywołane przez kilkanaście różnych czynników. Np. takie krwotoczne zapalenie płuc ma faktycznie wysoką śmiertelność. c) Osoby bezdomne bez dobrej opieki medycznej/ZP nieleczone. d) Osoby starsze. e) wcześniaki

Odpowiedz
avatar Bedrana
-1 5

@kasiunda: Ty durna babo z pianą na pysku. Nóż to mi się w kieszeni otwiera, jak czytam te twoje mądrości. Skąd wiesz, że Armagedon jest młoda i zdrowa, co? Chyba wyraźnie pisze, że od 12 lat leczy się na chorobę przewlekłą? A może to jest astma? Może ma chore serce? Żenująca jest raczej twoja wypowiedź. Swoje kompleksy możesz leczyć gdzie indziej, niekoniecznie w internecie. Jak dla mnie - nie musisz wzywać pogotowia nawet, jak ci piła łańcuchowa nogę utnie. Zwiążesz paskiem, okręcisz ręcznikiem i jakoś taryfą dotrzesz na SOR. Można? Można! Tylko nie wymagaj tego samego od innych! A wizyty domowe zamawia się, według ciebie, do kogo? Do umierających? Tam, to już jest tylko ksiądz potrzebny! A skoro już tak ujadasz, wielce zbulwersowana, może też spróbuj skomentować moją wypowiedź poniżej: "Kiedyś pacjenta z wysoką gorączką przyjmowano ZAWSZE i bez kolejki. Właśnie dlatego, że był uprzejmy sam pofatygować się do przychodni i nie wzywał lekarza do domu. A teraz wyprawia się jakieś cyrki, jakby choroba to była złośliwość i zła wola człowieka. Albo jego poważne zaniedbanie. Pewnie dlatego co i raz słyszy się o śmierci dziecka, którego rodzice odsyłani byli od Annasza do Kajfasza przez pół dnia, lub nocy, o wyzionięciu ducha przez chorego, którego karetka nie zabrała na SOR pół godziny wcześniej, ponieważ był zdrowy i "bezpodstawnie wezwał", o "odwaleniu kity" przez pacjenta oddziału ratunkowego dwadzieścia metrów od drzwi szpitala, bo lekarz z oddziału uznał go za histeryka i wysłał do domu."

Odpowiedz
avatar kasiunda
0 2

@Bedrana: Rany, kobieto, masz chyba niezły problem z emocjami. Zanim kogoś nazwiesz "durną babą z pianą na pysku", proszę, przeczytaj najpierw swój komentarz.

Odpowiedz
avatar fak_dak
1 3

@Bedrana: Wizyty domowe lekarza rodzinnego czy specjalisty zamawia się do osób niechodzących lub takich, dla których wyjście z domu stanowi poważne zagrożenie dla życia i zdrowia. Nie jest powodem zamówienia wizyty domowej to, że komuś nie chciało się stać w kolejce lub są za długie terminy. Pogotowie wzywa się w stanach nagłych dotyczących zagrożenia życia lub ryzyka ciężkiego uszczerbku dla zdrowia. Wiem, że niektórzy tęsknią za PRL, w którym Pogotowie robiło za poradnię na kółkach, zbadało lekką infekcję, przepisało recepty na przewlekle stosowane leki. Dojechało do pacjenta, który nie miał dobrego połączenia autobusowego do ośrodka zdrowia. Bajką jest, że za PRL służba zdrowia działała super, a teraz olewactwo i nieuctwo. Za PRL ilość błędów i zaniedbań była bez porównania większa niż teraz, bo wówczas lekarze byli zupełnie niekaralni. Na prządku dziennym były łapówki i picie w pracy. Jedynak różnica polega na tym, że dawne media nigdy nie publikowały informacji o błędach lekarskich. A teraz błędy lekarzy są tematem numer jeden w TV. Mówiąc krótko, jesteś naiwna jak dziecko i dajesz się dziennikarzom urabiać na miękko. Tak samo z pedofilami. Zawsze ich było tyle samo, jednak media tematem zainteresowały się dopiero 10 lat temu i od tego czasu tworzą psychozę strachu.

Odpowiedz
avatar kasiunda
1 3

@Bedrana: Skoro fak_dak już się pofatygował, to też coś dodam, bo w końcu to do mnei skierowana była Twoja wyważona przemowa. 1. Co do wizyt domowych - dokładnie jak fak_dak napisał, zamawia się do ludzi obłożnie chorych, do małych dzieci itp. Skoro Armagedon napisała, że po tym jak jej odmówiono wizyty domowej udała się do poradni taksówką, wyraźnie widać, że wizyta ta nie była jej niezbędna. 2. Skąd wiesz że Armagedon jest stara i chora? Gdyby była ciężko chora na serce lub astmę, po pierwsze - z pewnością nie leczyłaby kilka dni gorączki i infekcji dróg oddechowych paracetamolem, po drugie - lekarka rodzinna, która według jej słów jest taka dobra i tak świetnie ją zna, widząc zagrożenie, na pewno nie odmówiłaby zbadania jej. 3. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia o jakich moich kompleksach piszesz. Uważam, że unikając zbędnego wzywania pogotowia, zachowuję sie z szacunkiem wobec innych ludzi, którym ta wizyta może ocalić zdrowie lub życie. Kompleksy widzę raczej w Twoim agresywnym zachowaniu, które sugeruje, że podświadomie czujesz że nie masz racji, może zachowałaś się kiedyś w taki egoistyczny sposób narażając życie innych ludzi i rzucasz się z zębami na każdego, kto Ci o tym przypomina, żeby za wszeloką cenę udowodnić sobie i innym, ze jesteś w porządku. 4. Wedle życzenia, komentarz do Twojej wypowiedzi, którą najwyraźniej wysoce sobie cenisz. Śmieszy mnie rozprawianie o tym, jak to było KIEDYŚ (w domniemaniu: w czsach PRL?). Żeby nie wypowiadać się bezpodstawnie, spytałam Mamę, urodzoną w latach 50. Powiedziała, ze było tak samo jak teraz, z gorączką zazwyczaj przyjęli (tak jak i teraz - zazwyczaj przyjmą), ale NIGDY bez kolejki, zazwyczaj właśnie trzeba było poczekać aż wszyscy zarejestrowani pacjenci zostaną przyjęci. Mama pamięta za to dokładnie, że kiedy Babcia była operowana w latach 70. i 80., w szpitalu prawie nic nie dało się załatwić bez łapówki, bez kawy czy bombonierki salowa obłożnie choremu rzadko kiedy basen podała. To obecnie się zmieniło, sama byłam niedawno operowana i nikt do mnie po nic ręki nie wyciągnął. Więc takie jest to cudowne mityczne KIEDYŚ. Ludzie są zawsze ludźmi. Błędy lekarskie były zawsze, tylko dawniej publicznie nikt o tym nie mówił. 5. Zarzucasz lekarzom, ze nie są na każde zawołanie, a sama jaką wykazujesz postawę? Lekarz powinien przyjąć chorego zawsze (czytaj po godzinach i za darmo?) i bez kolejki, bo ten BYŁ UPRZEJMY POFATYGOWAĆ SIĘ DO PRZYCHODNI? To jakaś szczególna łaska? Wizytę domową lub pogotowie wzywa się w określonych sytuacjach, w pozostałych, jeśli chcesz uzyskać poradę lekarską, masz ruszyć tyłek do przychodni i tyle. To nie jest żadna uprzejmość z Twojej strony. Jeśli chcesz mieć wizytę domową na każde zawołanie, wykup sobie gdzieś prywatny abonament lub znajdź pracę, w której pracodawca Ci to zapewni.

Odpowiedz
avatar notaras
0 2

@fak_dak: "PRL, w którym Pogotowie robiło za poradnię na kółkach, zbadało lekką infekcję, przepisało recepty na przewlekle stosowane leki. Dojechało do pacjenta, który nie miał dobrego połączenia autobusowego do ośrodka zdrowia." W PRLu nie istniał system ratownictwa medycznego, a jedynie system rozwożący lekarzy. Karetka była tylko taksówką, która woziła lekarza po mieście.

Odpowiedz
avatar Bedrana
-4 8

Ta - pożal się boże - dyskusja jest, w ogóle, z dupy wzięta. Myślałby kto, że wizyta u lekarza to wielki przywilej i nagroda za przykładną postawę obywatelską. Ludzie, ogarnijcie się! Jak zachoruję - to mnie mają leczyć. Płacę składki, podatki i co tam jeszcze. Mnie, jako pacjenta, gówno obchodzi ile osób i w jakim czasie pan doktor życzy sobie przyjąć. Ja nie pojmuję, jak można odmówić pomocy osobie chorej. To znaczy, jak LEKARZ może olać osobę z wysoką gorączką, bólem brzucha, albo dusznościami? Bo mu NFZ nie zapłaci tych trzydziestu złotych, co za pacjenta zwracają (chyba nie więcej za 15 minut wizyty)? No, jajca jakieś. Gdzie my, do cholery, żyjemy? Wpaja się społeczeństwu jakieś bzdetne przekonania, że zawsze i wszędzie liczy się tylko kasa, a poza tym nic nie ma znaczenia. Kiedyś pacjenta z wysoką gorączką przyjmowano ZAWSZE i bez kolejki. Właśnie dlatego, że był uprzejmy sam pofatygować się do przychodni i nie wzywał lekarza do domu. A teraz wyprawia się jakieś cyrki, jakby choroba to była złośliwość i zła wola człowieka. Albo jego poważne zaniedbanie. Pewnie dlatego co i raz słyszy się o śmierci dziecka, którego rodzice odsyłani byli od Annasza do Kajfasza przez pół dnia, lub nocy, o wyzionięciu ducha przez chorego, którego karetka nie zabrała na SOR pół godziny wcześniej, ponieważ był zdrowy i "bezpodstawnie wezwał", o "odwaleniu kity" przez pacjenta oddziału ratunkowego dwadzieścia metrów od drzwi szpitala, bo lekarz z oddziału uznał go za histeryka i wysłał do domu. Nie dość, że komuś się "robić nie chce", to jeszcze utwierdza wszystkich w przekonaniu, że tak właśnie, a nie inaczej, powinna wyglądać opieka zdrowotna, a jak się komuś nie podoba - niech spada na drzewo, albo idzie gdzie indziej. Do uzdrowiciela, na przykład. Za gruby pieniądz. KONIEC ŚWIATA!

Odpowiedz
avatar fak_dak
2 8

@Bedrana: Chcesz powiedzieć, że lekarz rodzinny ma siedzieć w pracy po godzinach, bo ty raczyłaś się go niego zgłosić? A niby dlaczego? Jego czas wolny jest do jego dyspozycji, a twoja choroba po godzinach jego pracy, to nie jego problem. Lekarz to zawód, a nie misja społeczna. Tym bardziej, że jeżeli lekarz rodzinny nie ma wolnych miejsc, to można zawsze po 18:00 dostać pomoc w opiece nocnej i świątecznej. Kim jesteś z zawodu? Pytam o to, bo skoro domagasz się, by lekarze cię przyjmowali bezpłatnie po godzinach, to moje ja też skorzystam z twoich usług? Oczywiście bezpłatnie i w twoim wolnym czasie.

Odpowiedz
avatar Bedrana
-2 6

@fak_dak: Nie chce mi się z tobą gadać!

Odpowiedz
avatar kasiunda
0 2

@Bedrana: Mistrzowskie odparcie argumentów.

Odpowiedz
avatar fak_dak
0 4

@Bedrana: Ale dlaczego? Wymagasz od innych altruizmu i pracowania społecznie, za darmo, w wolnym czasie, więc powinnaś wykazywać się przynajmniej równie bohaterską postawą, a może nawet służyć jako wzór i jeszcze bardziej poświęcać się dla potrzebujących. Co ty na to byś po godzinach swojej pracy bezpłatnie zaopatrywała czekających do mnie w kolejce pacjentów w przekąski i ciepłe napoje? Oczywiście na swój koszt. Chyba nie odmówisz biednym, chorym ludziom? A na poważnie. Twoja postawa jest typowa dla roszczeniowych typów. Altruizm jest OK, byle nie twoimi rękoma i nie twoim kosztem. Altruistyczni mają być inni.

Odpowiedz
avatar kasiunda
-1 3

@fak_dak: Po prostu jesteś krwiożerczym kapitalistą, który zamiast - niczym doktor Judym - poświęcać życie tym biednym pacjentom z gorączką, pracuje w określonym wymiarze godzin i jeszcze oczekuje za to wynagrodzenia. Uwielbiam tę roszczeniowość typu "pieprzę wszytskich innych, mnie się należy najbardziej". Zresztą z tego co pamiętam z innych komentarzy Bedrany, jest wielką zwolenniczką państwa opiekuńczego, to wiele tłumaczy.

Odpowiedz
avatar fak_dak
-1 3

@kasiunda: W jej wypowiedziach brakuje jeszcze tekstów o zaszczytnej lekarskiej służbie na rzecz klasy robotniczo-chłopskiej. Jest dziewczyna świetnym przykładem na to jakie szkody umysłowe w kolejnych pokoleniach może spowodować komunistyczny bełkot. W skandynawskich krajach opiekuńczych, na wzór jakich zapewne chciałaby Polskę przeinaczyć, lekarz wychodzi po pracy do domu i nic go więcej nie obchodzi. A i w dodatku przyjmuje maksymalnie 20 pacjentów dziennie, resztę odsyła, by nie zaniżać jakości pracy zbyt krótkimi wizytami. W Polsce lekarz rodzinny potrafi za 8 godzin przyjąć 40-60 osób, bo głupio wierzy, że musi obsłużyć jak największą ilość osób.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 2

@kasiunda: Ho, ho... Widzę, że dokopaliście koleżance B. równo z każdej strony. Nie wiem tylko, czy słusznie. Nie jest moją winą, że do twojej babci RAZ pogotowie jechało zbyt długo. Nie masz, zresztą, żadnej wiedzy na temat powodów, dla których tak się stało. Ale zakładasz z góry, że na pewno wina leży po stronie roszczeniowych pacjentów wzywających pogotowie do kataru. Powiem ci coś. To jest mit i urban legend. Tacy pacjenci się czasem zdarzają, ale również zdarzają się wredne, niedouczone konowały. Widzę także, że uważasz się za osobę bardziej kompetentną od dyspozytora w pogotowiu, od lekarza z karetki, a już na pewno od personelu SOR, który udzielał mi pomocy. Z całą pewnością WIESZ LEPIEJ - wnioskując z pobieżnego opisu - w jakim byłam stanie, niż zawodowcy mający ze mną bezpośredni kontakt. Chyba, że uznałaś, iż wszystkich ich kolejno zahipnotyzowałam. Tylko po to, żeby noc spędzić na niewygodnej kozetce, bez poduszki i pościeli, zamiast w cieplutkim, mięciutkim łóżeczku, we własnym domu. Podejrzewasz mnie o masochizm? Może nie dość jasno wyraziłam się w komentarzach wyżej, więc zrobię to teraz. Karetkę wezwałam, bo się DUSIŁAM, a nie do zapalenia płuc, o którym jeszcze wtedy nawet nie wiedziałam, że je mam! Jeżeli zechcesz mniej-więcej poczuć się jak ja - połóż sobie na twarz dużą poduszkę z pierza i, nawet nie przyciskając jej zbytnio, poleż sobie tak z pół godziny. Założę się, że nie wytrzymasz. I reszta szczegółów. Trzy dni samodzielnego leczenia, bo tylko stan podgorączkowy, kaszel, katar i ból gardła. Standard. Wszyscy się tak leczą, napompowani telewizyjną reklamą. Trzeciego dnia wieczorem gorączka 38 i nieustanny kaszel, więc nocna pomoc lekarska. BEZ DIAGNOZY, bo pani doktor nie odezwała się do mnie ani jednym słowem!!! Wręczyła mi recepty i kartkę z rozpiską. W nocnej aptece pan magister oświecił mnie, co w receptach jest. Trzeci dzień brałam antybiotyk, gdy pojawiła się wysoka gorączka i duszność. Wtedy poprosiłam o wizytę domową. Bez skutku. Pojechałam taryfą do poradni - bez skutku. Po powrocie półprzytomna padłam w bety. Gdy zdecydowałam się na pogotowie, od trzech dni byłam na antybiotyku, który NIE DZIAŁAŁ!!! Zapalenie płuc rozwijało się ponad tydzień, praktycznie bez leczenia. Powtórzę. Z maską tlenową przeleżałam 4 godziny. Podano mi leki rozkurczowe i kroplówki. O siódmej rano odwieziono mnie, a jakże, KARETKĄ do domu. Pan ratownik eskortował mnie pod same drzwi. O ósmej zjawiłam się w poradni (taksówką), gdzie już nie dałam się spławić, bo miałam kwity i diagnozę z SOR. Przyjęto mnie OD RAZU. Przepisano, na wszelki wypadek, dwa różne antybiotyki, wziewny steryd, inhalator rozkurczowy i coś tam jeszcze. Chorowałam TRZY TYGODNIE. Czwarty tydzień - to rekonwalescencja, bo byłam słaba jak dziecko. Domyślam się, że znajdziesz i w tym opisie słabe punkty. Na przykład, że mogłam wziąć się w garść i - rzężąc - dotrwać do rana, po czym wyegzekwować wizytę w przychodni. Ale, jako się rzekło, nie jestem masochistką - to raz, i niespecjalnie kocham ryzyko - to dwa. A moje zdrowie i życie jest dla mnie bardzo cenne. Dlatego też nie zamierzam w tym temacie zgrywać bohatera.

Odpowiedz
avatar kasiunda
-1 3

@Armagedon: nie wiem czemu dziwisz się, że Twoje słowa zostały źle odebrane, skoro w poprzednich wypowiedziach ominęłaś najistotniejsze szczegóły. Napisałaś, że leczyłaś się kilka dni paracetamolem (nie wspominając o wizycie nocnej i niedziałającym antybiotyku), lekarka rodzinna odmówiła wizyty domowej przy 39,5 stopniach (a teraz utrzymujesz, że wzywałaś ją jednak raczej do duszności) itp. W skrócie, Twoja historia wyglądała mniej więcej tak: na gorączką kilka dni brałam paracetamol, w końcu stwierdziłam, ze przy 39,5 zasługuję na wizytę domową, ale że lekarz mi odmówił to odczekałam kilka godzin i wezwałam pogotowie. Nie dziw się, że większość ludzi postrzega to jako niezasadne wezwanie pogotowia. Nie uważam się za żadną ekspertkę, ale dwóch lekarzy powyżej także stwierdziło, że zapalenie płuc nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia u ogólnie zdrowego człowieka. Co do opóźnienia przyjazdu pogotowia do mojej Babci, to akurat wiem dlaczego nastąpiło, bo załoga pogotowia sama nam to - z nieukrywaną irytacją - opowiedziała, gdy tylko ciśnienie Babci spadło poniżej 200. Nagminne nieuzasadnione wzywanie pogotowia to nie żaden mit ani urban legend - najlepiej spytaj bezpośrednio lekarza pogotowia lub ratownika. Ja akurat mam taką osobę w bliskim otoczeniu, takie rzeczy zdarzają się właściwie codziennie (nie licząc oczywiście wszystkich zgłoszeń wstępnie "odsianych" przez dyspozytorów). Co do "koleżanki B.", nie uważam kulturalnego przedkładania argumentów za jakiekolwiek dokopanie. Natomiast słów o durnych babach, kompleksach i ujadaniu, oraz argumentów w stylu (cytuję) "mnie gówno obchodzi", nawet nie skomentuję, bo co tu dodać. Klasa sama w sobie.

Odpowiedz
avatar kasiunda
-1 3

@Armagedon: tu link do artykułu o nieuzasadnionym wzywaniu karetki http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20121108/REGION/121109613. Według NIK jest to aż 30% wszytskich wezwań. Nadal twierdzisz, że to urban legend? Co do Twojego przypadku, nie wiem jak tam naprawdę było, ale akurat to, że na SORze dostałaś tlen i kroplówkę, o niczym tak naprawdę nie świadczy. Moja przewrażliwiona kuzynka zawiozła na SOR swojego 17-letniego syna, bo kilka razy go przeczyściło i raz zwymiotował. Każdy zdrowy organizm bez problemu radzi sobie z taką infekcją żołądkową, ale na SORze chłopak i tak dostal kroplówkę, mimo, że nie stwierdzono u niego odwodnienia. Też przeleżał tam kilka godzin. W przypadku faktycznego zagrożenia życia nikogo z soru nie wypuszcza się po kilku godzinach.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 3

@kasiunda: Artykulik przeczytałam. Najbardziej zainteresował mnie ostatni akapit: "Ale też jest druga strona medalu. Pogotowie coraz częściej, jak podkreślił prezes NIK, musi wyręczać lekarzy z przychodni podstawowej opieki zdrowotnej i ambulatoriów. W wielu przypadkach wezwanie karetki to JEDYNY SPOSÓB, by dostać się do lekarza, przeprowadzić badania w dającym się określić terminie. W tym sensie pogotowie staje się tratwą ratunkową dla TONĄCEJ służby zdrowia." Ponieważ "służba zdrowia" (w cudzysłowie, bo słowo 'służba' obecnie jest dla lekarzy uwłaczające i mówi się: opieka zdrowotna) tonie i na wszystko brakuje kasy, jestem pewna, że standardy leczenia będą coraz niższe, za to "obostrzenia" dotyczące pacjentów - coraz większe. Przy czym, za ten stan rzeczy, winą obciążać się będzie pacjentów, którzy mają wymagania, fanaberie i roszczeniową postawę. Dam ci przykład. Powiedzmy, że pacjent, żeby się skutecznie leczyć, potrzebuje jakiegoś badania raz na pół roku. Dziś (dzięki e-WUŚ) dopilnują, żeby miał je raz na dwa lata. Za lat pięć może okazać się, że przysługuje mu ono dwa razy w życiu. A jeśli jakimś cudem wydębi trzecie - zagryzą go nie lekarze i NFZ - tylko współpacjenci, którzy uznają go za cwaniaka, oszusta, roszczeniowca i wyłudzacza. Nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby winić za to system, NFZ i złe rządy. Medyczna propaganda zrobi swoje. Przypomnę ci, że akurat w tej dyskusji oburzenie czytelników zaczęło się nie od mojego opisu wezwania karetki, tylko od mojej "porady", żeby osoby chore, które nie dostały się do przychodni - jechały na nocny dyżur. O święci pańscy! Cwaniactwo! Bezczelność! Chamstwo! Wiesz co? Nocne dyżury są LEGALNE i każdy człowiek ma prawo z nich skorzystać. A tu okazuje się, że NIE! Niektórzy chcą być świętsi od papieża i wołają NIE POTRZEBA! Poradzimy sobie! Staniemy w kolejkach z wysoka gorączką! Jak trzeba będzie, postoimy do skutku, nie martw się, kochana "służbo zdrowia", damy radę, a co? Propaganda już robi swoje. I wcale się nie zdziwię, gdy niedługo okaże się, że na SOR o własnych siłach ma dotrzeć każdy, kto jeszcze potrafi choć trochę się ruszać. NIE TĘDY DROGA! CDN

Odpowiedz
avatar kasiunda
-1 3

@Armagedon: ta dyskusja nie zaczęła się od oburzenia na pójście na pomoc nocną. Zaczęło się od tego, że autorka napisała, że poszła na pogotowie, co wiele osób, w tym i ja, odebrało jako pójście na SOR. Co do artykułu, nie skomentowałaś zasadniczej treeści (którą uważasz za "urban legend"), tylko zauważyłaś dla siebie deskę ratunkową, żeby zmienić temat. Wykorzystanie pogotowia dla zrobienia badań, na które trzeba długo czekać to jest całkowicie odrębny temat i nie ma przełożenia ani na sytuację Twoją, ani autorki powyższej historii, ani wszytskich tych, którzy traktują pogotowie jako lekarza rodzinnego lub dostawcę leków przeciwbólowych/przeciwgorączkowych/recept na leki przyjmowane stale i wzywają go do przeziębienia, gorączki, bólu menstruacyjnego, pokrzywki alergicznej, a nawet na kaca.

Odpowiedz
avatar kasiunda
-1 3

@Armagedon: PS. Wspomniany przez Ciebie akapit to nie koniec artykułu, jest ciąg dalszy poniżej. Jest tam dalej ciekawy fragment: "- Często ktoś ma gorączkę od kilku dni, czeka, aż sama przejdzie, a gdy jego stan się pogarsza, wzywa nas - mówi Mariusz Baran, kierownik Pogotowia Ratunkowego w Brzegu..." Brzmi znajomo?

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 2

@kasiunda: Gdybym była bardzo rezolutna i trochę złośliwa, mogłabym uznać, że do twojej babci pogotowie też nie musiało przyjeżdżać. Bo: - a co, nie wiedziała, że jest chora? - może zapomniała wziąć leki? - trzeba było podać babci podwójną dawkę leków i rano iść do lekarza - czemu nie bierze leków na nadciśnienie? I po to tylko wzywa karetkę? - atak padaczki wcale nie trwa tak długo. I tak dalej i tym podobne. Gdybyś trafiła, czego nie wykluczam, na takie zarzuty, musiałabyś napisać cały elaborat, żeby uzasadnić interwencję. Zwykle jest tak, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dlatego MNIE nie dziwi, że ludzie wzywają karetki do bólu miesiączkowego, bólu głowy, omdlenia (no, tu już zupełnie się nie dziwię), kolki nerkowej, bólu brzucha, złamanej nogi. Po części dlatego, iż wiem, jak silny potrafi być ból w ogóle (i choć nie stanowi zagrożenia życia - to jednak ciężko go znieść), a po części, gdyż człowiek nie zawsze jest w stanie ocenić swój stan. I BOI SIĘ! Nie wzywam karetki, jeśli czuję się na tyle dobrze, by dojechać na dyżur osobiście. Nie wezwałam jej również do ataku wyrostka. Czemu? Bo MNIE nie bolało tak bardzo. Kilkanaście godzin później ratowano mi życie natychmiastową operacją w szpitalu, dokąd jednak dotarłam samodzielnie. Drugie doświadczenie, które nauczyło mnie nie lekceważyć nawet lekkich objawów. Nie wzywam jej również, gdy mam atak arytmii z częstoskurczem, jeśli trwa krócej, niż 15 minut. Później zaczynam się bać i wzywam. Ale atak może ustąpić NIM karetka przyjedzie, jednak JA tego nie umiem przewidzieć. Więc wzywam bezzasadnie? Nim kogoś odsądzisz od czci i wiary - najpierw to przemyśl, zadaj kilka pytań, lub uważnie wysłuchaj i postaw się na jego miejscu. Może wtedy nóż w kieszeni ci się nie otworzy. Nim kogoś ocenisz - zastanów się. P.S. A do fragmentu wypowiedzi Bedrany jednak się nie odniosłaś. "Pewnie dlatego co i raz słyszy się o śmierci dziecka, którego rodzice odsyłani byli od Annasza do Kajfasza przez pół dnia, lub nocy, o wyzionięciu ducha przez chorego, którego karetka nie zabrała na SOR pół godziny wcześniej, ponieważ był zdrowy i "bezpodstawnie wezwał", o "odwaleniu kity" przez pacjenta oddziału ratunkowego dwadzieścia metrów od drzwi szpitala, bo lekarz z oddziału uznał go za histeryka i wysłał do domu." Od siebie podaję link do innego artykułu. Napisała go pani anatomopatolog. Bardzo polecam! Ciekawy i pouczający. http://wyborcza.pl/1,88843,5859070,Pocalowalam_Dudka_po_raz_przedostatni.html

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 1

@kasiunda: Nie poczekałaś na całość komentarza, który musiałam "rozbić" na części, by mi go nie "ucięło". Wypowiedź z 14:41 jest zatem jego drugim "kawałkiem", a nie odpowiedzią na twoje posty pod pierwszym.

Odpowiedz
avatar fak_dak
0 4

@Armagedon: Abstrahując od tego, że niespodziewanie dorzuciłaś dużo nowych szczegółów i mojego zaskoczenia z powodu, dla którego wcześniej o nich nie wspominałaś. Ulubiony i znający cię od lat, jako stałą pacjentkę kardiologiczną, lekarz rodzinny olewa trwające zapalenie płuc z 40C, które od 3 dni jest leczone bezskutecznie antybiotykiem i z silną dusznością zalatuje mi bajkopisarstwem. O ile twoja wcześniejsza wersja wydarzeń wydawała się wiarygodna, to odmowa przyjęcia stałego pacjenta w takie sytuacji jest nieco kosmiczna. Tym bardziej zastanawia dlaczego za wszelką cenę nie chcesz zmienić lekarza, który cię olał. Piszę o niskim prawdopodobieństwie takiego przebiegu sprawy, bo nie mam możliwości weryfikacji. I gdzie widzisz dokopywanie Bedranie? Skoro domaga się od lekarza siedzenia po godzinach i pracy za darmo, to zapytałem, czy sama byłaby gotowa do takich poświęceń. W odpowiedzi dostałem focha. Nie da się ukryć, że prezentuje ona typowo roszczeniową postawę, w której inni mają jej dać, jak potrzebuje, ale na już nie musi. Tekstów o lekarskiej służbie uczył ludzi PRL. Niektórym zostało to w głowie do dzisiaj i nie mogą pojąć, dlaczego lekarz zamiast ich leczyć, idzie po pracy do domu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 kwietnia 2014 o 20:28

avatar Armagedon
-1 3

@fak_dak: Zacznę od końca. Wkładanie w usta użytkowniczki tekstów i poglądów, których tutaj nie napisała - jest argumentum ad personam. Nie widziałam w jej postach słowa na temat PRL, użyła określenia "kiedyś" i "dzisiaj". A przerzucanie się ironicznymi uwagami na jej temat pomiędzy sobą i bez jej udziału odbieram jako obrabianie dupy na portalu. Jeśli to nie jest "dokopywaniem", to czym? I pomijam tu fakt, że akurat ma rację. Moi rodzice też twierdzą, że kiedyś z WYSOKĄ gorączką przyjmowano zawsze i bez kolejki. W przychodni dziennej szło się do rejestracji, dostawało kartkę do zabiegowego, gdzie pielęgniarka na miejscu mierzyła temperaturę i wpisywała wynik na tej kartce. Powyżej 38,5 wchodziło się od razu. Wizyty domowe też były normą. Nawet ja pamiętam, jak do mojej mamy przyszedł lekarz, a miała TYLKO zapalenie oskrzeli. Do mnie przychodziła pielęgniarka robić mi zastrzyki z penicyliny. Miałam pewnie z 5 lat, więc wcale nie aż tak dawno temu. O "służbie zdrowia" ja pisałam. To określenie powstało GRUBO przed PRL. Była służba zdrowia, służba wojskowa, służba bogu i rożne inne służby. Nawet teraz mówi się służby porządkowe, służba celna, służba więzienna, służby cywilne, pomocnicze... są też pomieszczenia służbowe. Nie widzę nic złego w tym określeniu. Jak dotąd tylko lekarze i pielęgniarki mają jakieś zadęcia. Chyba dlatego, żeby, broń boże, nikt sobie nie wyobrażał, że służą jakąś pomocą. Co najwyżej jej udzielają, a prędzej - wydzielają. Ponadto zaczynam podejrzewać, że nieprzyswajanie tekstu to u ciebie norma. Albo pomijasz wypowiedzi niewygodne, albo je nadinterpretujesz. Gdzie napisałam, że jestem pacjentką kardiologiczną? Częstoskurcz jest dolegliwością, którą się nikt specjalnie nie przejmuje. Może być niebezpieczny, jeśli trwa zbyt długo i przejdzie w migotanie przedsionków. Nawet się tego nie leczy. Tylko wzywa karetkę, w razie konieczności. Mam zmieniać lekarza rodzinnego, bo raz odmówiła mi wizyty domowej? Może miała gorszy dzień, lub zbyt wielu pacjentów do "obskoczenia". Skąd miała wiedzieć, co mi jest? Może wyszła z takiego samego założenia, jak ty, że do infekcji z gorączką przychodzić nie musi. A może, wiedząc, że jestem na antybiotyku, uznała, że jeszcze nie widać efektów? W przychodni nie przyjęła mnie INNA lekarka. Nie sądziłam, że pisząc o moim przypadku muszę rozwijać wypowiedź w regularne opowiadanie, bo ktoś się czepi każdego bzdetu. Dla porządku więc dodam, że zamawiając wizytę do domu rozmawiam bezpośrednio z lekarzem, bo do mnie ODDZWANIA będąc już w terenie. Może, gdybym zadzwoniła wcześniej - problemu by nie było. Nie widzę w swoich komentarzach żadnych nieścisłości i niekonsekwencji. To wy, na siłę, chcecie mi wmówić, że było coś nie tak i udowodnić, że jednak pogotowie wezwałam bez sensu. Nie da rady!

Odpowiedz
Udostępnij