Trochę o ratownikach z karetki pogotowia.
W przychodni u psychologa na zwykłej sesji, pacjentka zgłosiła bardzo silne myśli samobójcze. Psycholog po konsultacji z innym psychologiem, stwierdziła, że boi się wypuścić pacjentkę w takim stanie, a że w przychodni nie ma psychiatry, zapadła decyzja - dzwonimy po pogotowie.
Przyjeżdża karetka z naburmuszoną panią ratowniczką i równie naburmuszonym panem ratownikiem.
Pani ratowniczka po usłyszeniu od pacjentki, że myśli samobójcze pojawiają się od około dwóch lat, zaczęła lamentować, że "po jaką cholerę oni akurat teraz wzywają karetkę; powinni sobie sami transport organizować, a nie jakieś cyrki odstawiać".
Pacjentka po tych słowach poczuła, że musi przeprosić ich za to wezwanie, powiedziała, że nie chciała karetki i nie chce jechać do szpitala. Co na to pan ratownik taktownie powiedział?
"Albo jedziesz z nami, albo dzwonimy po policję i tak czy inaczej pojedziesz z nami. Procedury zostały wszczęte i koniec. Albo się decydujesz albo dzwonimy po policję." (Pomijam fakt, że ton jego głosu sugerował, że to groźba - wręcz wykrzyczał to.) Przy badaniu ciśnienia, odepchnął rękę pacjentki z odrazą (sic!).
Ratownicy zaczęli kłócić się i krzyczeć na dwie panie psycholog, że po co oni ich wzywali, że niech sami sobie zawożą swoich pacjentów.
W karetce za to, ratownicy dali popis swojej łaciny podwórkowej, a mianowicie:
"Ja pie**le, nauczyli się je**ni 999 wybierać, tylko d**ę zawracają człowiekowi"
"Na c**j my tu przyjeżdżaliśmy, niech se sami transport organizują"
"Co za popi**ony dzień".
I to wszystko przy pacjentce, która jest w głębokiej depresji, czuje się szalenie niepotrzebna i ciągle widzi siebie - jako kogoś, kto wszystkim zawadza i przeszkadza o czym ratownicy doskonale wiedzieli.
Dziewczyna jeszcze bardziej się załamała i psychiatra w szpitalu musiał się nieźle natłumaczyć, żeby ją uspokoić.
Oczywiście kroki ze strony przychodni zostały już podjęte w kierunku ukarania ratowników za tak nieprofesjonalne zachowanie.
słuzba_zdrowia
Popieprzone to wszystko. Liczy się papier a nie człowiek. To jest przerażające. Ciekawe, co by powiedzieli panowie ratownicy, gdyby dziewczyna na skutek ich 'pomocy' naprawdę popełniła samobójstwo. Ja rozumiem, że karetki nie wzywa się do katarku i migreny czy grypy. Ale skoro u kogoś zostają zdiagnozowane uporczywe myśli samobójcze to chyba można przyjąć, ze występuje zagrożenie życia?
Odpowiedz@mijanou: Ale jeżeli pacjentka ma od 2 lat mysli samobójcze to czemu nagle potrzebna jest karetka? A jak ktos miałby zawał albo byłby wypadek, a oni jechali, bo ktos ma od dawna mysli samobójcze... Co oczywiscie nie usprawiedliwa zachowania ratowników.
Odpowiedz@BlackMoon: Jeżeli ktoś ma niezdiagnozowanego raka od 2 lat to czemu lekarz w przychodni rodzinnej nagle wzywa karetkę? Widać, że pewne rzeczy są za skomplikowane dla Ciebie.
Odpowiedz@BlackMoon: Chodziło o to, że karetka została wezwana, ponieważ te myśli w tamtym momencie aż tak się nasiliły, że mogłyby najprawdopodobniej doprowadzić do samobójstwa. Wcześniej u pacjentki te myśli tylko "przebiegały" przez głowę. A taką pacjentkę bezzwłocznie poleca się hospitalizować.
Odpowiedz@Zeus_Gromowladny: Nie wiem, jeżeli ktos ma raka, ale nie umiera, normalnie funkcjonuje o własnych siłach to nie wiem dlaczego musiałby jechać karetką do szpitala. Z resztą mogę się mylić, najlepiej niech się zaszczurzony wypowie, ale jak na moją logikę to myslałam, że karetka to nie taxi. Poza tym jeżeli ktos rzeczywiscie chce się zabić to to robi, a nie idzie do psychologa. Przeważnie tacy ludzie po prostu potrzebują uwagi.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 kwietnia 2014 o 22:24
@BlackMoon: Jest coś takiego jak 'karetka transportowa'.
Odpowiedz@BlackMoon: "Poza tym jeżeli ktos rzeczywiscie chce się zabić to to robi, a nie idzie do psychologa. Przeważnie tacy ludzie po prostu potrzebują uwagi." Uwielbiam takie mądrości. Droga do myśli o samobójstwie jak i samo jej "hodowanie" w sobie to proces rozłożony w czasie, żadne "idziesz i robisz". Wizyta u psychologa jest próbą uratowania siebie, właśnie szukaniem uwagi.
Odpowiedz@sla: potwierdzam. I też pracujemy na nfz. Czyli - lekarz z przychodni dzwoni po nas (my = prywatny transport medyczny), przyjeżdżamy, jeśli pani chce jechac do odpowiedniej placówki sama, to jedzie, jeśli nie, to jedziemy z policją. Ganz einfach. Po kiego grzyba wzywac systemową?
Odpowiedz@nattalka: a skad tak dokladnie wiesz co mowili w karetce? jechalas tam z nimi?
Odpowiedz@BlackMoon: nie zawsze, Blackie, jest tak, jak mowisz. Mówię to z punktu widzenia studenta psychologii. Owszem, dla sporej grupy ludzi proba samobójcza może być próbą zwrócenia uwagi na problem, z którym sobie nie radzą. Ale nie dla wszystkich. Nieraz kumulacja myśli samobójczych może mieć tragiczne skutki. Nie mowię tutaj o niedorżniętych Ofeliach-szantażyskach ("jeśli mnie zostawisz to się zabiję") ale o osobach z powaznymi zaburzeniami. No i też popatrz z punktu widzenia lekarza: jeśli pacjent informuje, że ma kumulację myśli samobójczych a lekarz to zlekceważy, odeśle z niczym a potem ten pacjent strzeli samobója to lekarz ma automatycznie prokuratora na karku. Nie mówiąc już o reporterach programu UWAGA.
Odpowiedz@BlackMoon: "Poza tym jeżeli ktos rzeczywiscie chce się zabić to to robi, a nie idzie do psychologa. Przeważnie tacy ludzie po prostu potrzebują uwagi." Tutaj chciałabym dodać jedną rzecz. Nie do końca masz rację. Po pierwsze jak już ktoś to napisał to proces rozłożony w czasie. A po drugie... Moja siostra ma schizofrenię paranoidalną. Czasami jej się zdarza, że np. słyszy głosy. Głosy, które każą jej zrobić sobie krzywdę. Wtedy mówi rodzicom, lekarzom. Raz była taka sytuacja, że w szpitalu zgłosiła pani doktor, że owe "głosy" kazały jej się udusić szlauchem od prysznica. Ona wie, ze to jest złe, że nie powinna tego robić. Ale ma takie myśli i jedynie dobre leczenie i wsparcie bliskich sprawia, że z tym walczy.
Odpowiedz@mijanou: Zgadzam się z tezą o odpowiedzialności, można rozliczać do .. długo. Tylko co to tak naprawdę wnosi do dyskusji? To nie jest miejsce do realizowania terapii, wręcz przeciwnie. Tu ludzie oceniają postępki bardzo surowo. Historia jednoznacznie wskazuje na poważne zaburzenia związane z relacjami międzyludzkimi. To jest poważna choroba, zgadzam się, ale Piekielni to jedno z ostatnich miejsc, gdzie należałoby je leczyć. Koleżanka "napluła" na zespół ratunkowy wezwany tak naprawdę do transportu. Jej z pewnością jest teraz lepiej, bo w końcu zainteresowano się nią. Tyle, że to naprawdę bardzo egoistyczny punkt widzenia. Tyle ode mnie.
OdpowiedzNie pochwalam zachowania ratowników, ale jestem w stanie zrozumieć ich zdenerwowanie. Karetka pogotowia to nie transport medyczny. Co stało na przeszkodzie, żeby pacjentka pojechała taksówką?
Odpowiedz@Clark14: Prawdopodobnie chodzi o karetkę "T" czyli własnie transportową.
Odpowiedz@Clark14: to stoi na przeszkodzie, że w takim przypadku istniało duże ryzyko, że pacjentka zamiast do taksówki wsiądzie pod najbliższy tramwaj. Człowieka z silnymi myślami samobójczymi nie wolno zostawić samopas.
Odpowiedz@grupaorkow: "Wsiądzie pod najbliższy tramwaj". Genialne, kłaniam się w pas!
OdpowiedzW mojej skromnej opinii karetka jest po to, aby dojechać do chorego który sam nie jest w stanie pozbierać się do kupy i dostać do szpitala. Skoro pani poszła do psychologa to chyba do szpitala też by dała radę? I też uważam, że taksówka by wystarczyła. Co nie zmienia faktu, że nieważne, co myśleli ratownicy - powinni byli zachować to dla siebie.
Odpowiedz@Voima: Mój ojciec też kiedyś dał radę dotrzeć do przychodni, tyle że w tej przychodni ciśnienie tak mu podskoczyło, że trzeba było wezwać karetkę. Depresja też jest stanem chorobowym, tak jak np. nadciśnienie.
OdpowiedzNie rozumiem, dlaczego niedobór np. hemoglobiny jest oczywistą jednostką chorobową a serotoniny już nie w opinii wszystkich. Depresja,jak najbardziej,jest chorobą.
OdpowiedzRatownicy zachowali sie po chamsku, bez zadnej kultury i po prostu nieprofesjonalnie. A ja myslalem, jak tu mi w przeszlosci ciagle opowiadano, ze oni wszyscy sa po STUDIACH ratowniczych, oraz posiadaja wielka wiedze medyczna czesto przewyzszajaca lekarska (w ich dziedzinie). Kon by sie usmial.
OdpowiedzMi się wydaje, że skoro psychologowie( ludzie z odpowiednim wykształceniem) wezwali karetkę, to jednak mieli ku temu podstawy. W historii jest jasno powiedziane, że obawiali się ją w tym stanie wypuścić. A ratownicy, choć mogli odczuwać pewne zdenerwowanie nie powinni zachowywać się w taki sposób. Bo to jest po pierwsze nieprofesjonalne, po drugie szkodliwe dla innych, szczególnie w tym przypadku. Ale życie, nikt nie myśli o innych, tylko o sobie. Najłatwiej wyładować się na kimś...
OdpowiedzFantastycznie. Zasadniczo tylko jednej rzeczy nie rozumiem: skoro w karetce byli wyłącznie ratownicy + pacjentka, skąd wiesz co się w niej działo? Chyba, że jesteś ratownikiem bądź poszkodowaną.. A z przychodni zadzwonili na alarmowy, nie po transport? Może się nie znają..
OdpowiedzA czy NIKT z przychodni kto widział ich zachowanie nie mógł ich po prostu solidnie opierd*lić co oni robią? Psycholożki takie słabe psychicznie że załamały się i zatkały po tym jak ktoś na nie nakrzyczał? Nie mogły też się odezwać do załogi karetki?
OdpowiedzZastanawia mnie kilka rzeczy. Np. jaka to przychodnia w takiej sprawie wzywa karetkę systemową (rozumiem, że P) zamiast transport? Bo skoro pacjentka chciała do szpitala to chyba nie było problemu w tym? Jeśli nie chciała to czemu wezwano karetkę? Jeśli nie chciała, a już wezwano, to musiałaby albo podpisać papiery, że nie chce jechać (skoro istnieje "zagrożenie życia") albo trzeba zastosować środki delikatnego przymusu - skoro jest zagrożenie, a my ją zostawimy na słowo to skąd mam pewność, że później nie będę miał kłopotów jakby sobie coś zrobiła? Jaki dyspozytor w ogóle wysłał karetkę zamiast polecić transport? Skąd wiesz, co działo się w karetce z takimi szczegółami, później w szpitalu, skoro w karetce nie może być osób trzecich jeśli osoba jest pełnoletnia i pełni praw? Aha, pewnie, ratownicy oczywiście wyżywają się w najróżniejszych słowach publicznie i na pacjentów. Zbiorowo. Zawsze. Ten naburmuszony ratol to pewnie ja byłem, zawsze odpycham pacjentów z widoczną odrazą. ;)
Odpowiedz@zaszczurzony: Sposób narracji i ilość szczegółów plus odpowiedzi w komentarzach pozwalają przypuszczać, że historia została napisana z punktu widzenia uczestnika. I nie sądzę, że to ktoś z zespołu karetki. To, oraz choćby fakt umieszczenia jej tutaj wskazuje na wcześniej już wspomnianą chorobliwą chęć zwrócenia na siebie uwagi. Możliwe, że chodzi tu o jakąś formę Zespołu Münchhausena.
Odpowiedz@zaszczurzony: Ale to jest idealne podsumowanie naszego systemu "opieki" zdrowotnej. Pacjentka u psychologa zgłasza myśli samobójcze. Psycholog albo wyuczona schematycznie diagnozy i reakcji, albo w ogóle bez doświadczenia w takich przypadkach - generalnie woli zepchnąć sytuację, żeby nie mieć kłopotu. OK. Ale zamiast, jak piszesz, wezwać transport, wzywa karetkę. Bo tak jest najprościej. A może chciała transport, a dyspozytorka marudziła, że zlecenia nie ma, że NFZ nie podbił, więc nie ma jak rozliczyć, albo pacjentka potrzebuje pogotowia, albo niech dojedzie sama. No to wzywamy pogotowie. Do placówki medycznej nikt nawet nie pyta, czy jest sens - skoro przychodnia wzywa, znaczy: przypadek trudniejszy, bo lekarze stacjonarni już więcej nie mogą. Z takim nastawieniem ratownicy wpadają do przychodni i co widzą? Pacjentka z widocznymi oznakami braku potrzeby interwencji ratownika i odmawiająca przejazdu do szpitala. Ratownicy się wkurzają, robi się chryja, wszyscy mają pretensje do siebie nawzajem - ale, oczywiście, obrywa pacjent. Który jako jedyny w niczym nie zawinił...
Odpowiedz@zaszczurzony: "koro jest zagrożenie, a my ją zostawimy na słowo to skąd mam pewność, że później nie będę miał kłopotów jakby sobie coś zrobiła?" O tym właśnie mowa. Patrzy się tylko na to, co mi grozi jakby coś się stało, a nie na to, że komuś trzeba pomóc. W swoim życiu 2 razy wzywałem karetkę i za każdym razem były pretensje po co ją wezwałem. W szpitalu dowiedziałem się od lekarza, że uratowałem życie tej osobie dzwoniąc po pogotowie. No może nie wszyscy tacy są, ale ja miałem 2 takie sytuacje i były pretensje o wezwanie. Teraz pewnie posypią się minusy, ale taka jest niestety prawda i nawet minusiki jej nie zmienią.
OdpowiedzWszyscy piszą, że jak chodziła do psychologa, to mogła też sama dostać się do szpitala. Tylko nigdzie nie jest napisane, że chodzi tam od 2 lat. Możliwe, że chodzi dopiero miesiąc, dwa. W takiej sytuacji jest się na początku drogi i wszystko może nas z niej wybić. Sam w takiej sytuacji nie wiem czy po wypuszczeniu przez psychologa, zamiast do domu czy do szpitala nie zawędrowałbym gdzieś nad torowisko, czy mało uczęszczany park, teren nad rzeką itd.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 kwietnia 2014 o 10:42