Moja pierwsza historia na Piekielnych, aczkolwiek dość irytująca.
Mieszkamy sobie na normalnym osiedlu bloków, obok parking, za nim śliczna zielona trawka - poezja.
Niestety od kilku miesięcy koniec sielanki, gdyż na nasze wspaniałe osiedle wprowadziła się Pani Piekielna [PP].
Otóż - kierowana miękkim sercem i troską o zwierzaczki (konkretnie gołębie), stwierdziła, że pobliskie zielone tereny idealnie nadają się na jadłodajnię dla wyżej wymienionego ptactwa.
Wobec tego, codziennie 2 razy dziennie PP wychodzi sobie na trawniczek z torbą nasion, chlebka, bułeczek i zawzięcie karmi gołąbki. Urocze.
Szkoda tylko, że nie przewidziała, że serwując ptaszątkom dawkę wyżerki każdego dnia, nauczy je hurtem i stadnie sfruwać ze wszystkich bloków wokół w celu zapełnienia żołądka.
Na nasze nieszczęście wszystkie ptaki lecąc do swej wybawczyni przelatuiją nad parkingiem - efekt w postaci ozdobnych ornamentów na naszych autach jest raczej oczywisty.
Po dłuższym czasie wizyt na myjni max co 2 dni ludzie powiedzieli DOŚĆ. W trawniczek wbito wielką tabliczkę zakazującą dokarmiania gołąbków - PP jednak ma to gdzieś.
Wracam sobie ostatnio z pracy, zła, głodna, zmęczona i widzę - stoi sobie PP i zamaszyście rozsiewa ziarno, gołąbki szczęśliwe obsiadają trawniczek. Normalnie miałabym to gdzieś, ale gdy akurat przechodząc obok mojego auta zauważyłam świeżutką KUPĘ wielkości stadionu narodowego na samym środku przedniej szyby to nerwy mi puściły.
Kroczę więc w stronę PP i nawiązała się dyskusja:
[JA] - Dzień dobry. Bardzo się cieszę, że wspaniałomyślnie dokarmia Pani ptaszki, ale nie widzi Pani tabliczki? Tu jest zakaz.
[PP] - Eee tam, tabliczka. Ona jest nieważna.
[JA] - ???
[PP] - Bo tu mujsi być podpis weterynarza! A nie ma! Czyli mogę karmić :D
[JA] - Jakiego weterynarza? Postawił ją właściciel posesji - czyli jest ważna. Poza tym - przepraszam za słownictwo - ale czy naprawdę Pani nie widzi w jakim stanie są nasze samochody? Przez Panią nie wyrabiamy na myjnię!
[PP] - A skąd Pani wie, że to moje gołąbki? Tu też latają i wróble, i wrony, i..
[JA].. bociany? Niech Pani spojrzy w górę.
Po czym pokazuję jej 4 tysiące gołebi nad naszymi głowami, czekające na dalszą część wyżerki.
[JA] - Po prostu niech Pani zrozumie, naprawdę co 2 dni jeździmy wszyscy na myjnię, ciągle auta są upstrzone.. yy.. odchodami i nie da się tak dłużej! I po prostu - albo Pani przestanie to robić, albo tu i teraz dzwonię na Straż Miejską, może mandat Panią oduczy.
[PP] - Ale ja nic nie robię! One głodne, po zimie! Poza tym dobrze, że srają!!!
[JA] - WTF?!
[PP] - Bo tu patologia mieszka! Hołota i obdartusy, mopsiarze zakichani! O, Pani też! Bo porządny człowiek dbałby razem ze mną o te biedne stworzonka! Tu Was powinno się do obozów pracy wysłać! Auschwitz od nowa uruchomić! Jakby Was przygłodzili jak te biedne gołąbeczki to inaczej byście śpiewali!
[JA] - Dobra, dobra. Jeszcze raz Panią zobaczę z tą torbą to dzwonię po SM. I wręczę Pani rachunki za myjnię z ostatniego miesiąca.
Po czym oddaliłam się, podbuzowana jeszcze bardziej niż zwykle.
Ja nie mam nic do zwierząt, a niech sobie karmi te ptaki skoro czuje taki obywatelski obowiązek, ale nie nad moim autem! I nie dociera, że to przez jej codzienną jadłodajnię, bo zanim się wprowadziła to gołębie też były, a owszem. Ale nie miały potrzeby latania non stop nad całym parkingiem - czyli też nad autami.
Doskonałą puenta jest fakt, że następnego dnia całe stosy ziarna (razem z ich pożeraczami) znajdowały się na masce i dachu mojego samochodu. W poniedziałek wizyta u lakiernika.
A PP jak karmiła tak karmi dalej, przeszczęśliwa, że zwierzaczkom pomaga.
Sosnowiec
Nawiedzona kobieta i tyle. Sama jestem zwierzolubem i kocham zwierzeta, ale ich dokarmianie odbywa się na tyle daleko od siedzib ludzkich, że nikomu to nie wadzi. Róbcie zdjęcia tej pani dokarmiającej gołębie, swoich aut (trzeba mieć dowód) i nie straszcie doniesieniem do SM tylko to zróbcie. Dostanie kilka razy mandat i pójdzie po rozum do glowy. Zdjęcia są też dowodem w sprawie sądowej z powództwa cywilnego, po kilku mandatach od SM można postraszyć kobietę. Sama kocham zwierzęta, opiekuję się nimi (konkretnie kotami, wraz z innymi wolontariuszami)ale to trzeba robić z głową i nasza działalność i zwierzolubstwo nie może być powodem do konfliktów sąsiedzkich czy ponoszenia przez kogoś strat materialnych.
OdpowiedzMiejsce akcji - Sosnowiec... I wszystko jasne ;) p.s. Nie żebym miał coś przeciwko, ale to miejsce baaardzo szczególne.
OdpowiedzGołębie nie s.... w locie!
Odpowiedz@camander: A jakie ptaki robią kupkę w locie? Bo zostałem kilka razy trafiony taką niespodzianką z góry :)
Odpowiedz@gumis1412: Na przykład szpaki, ale nie gołębie.
OdpowiedzTa, wiadomo. Mają zakaz od bulli papieskiej z 1675, wszyscy to wiedzą, nie?
Odpowiedz@camander: No tak, przecież gołębie z pełnym pęcherzem czekają, aż gdzieś wylądują... Zaraz, one nie mają pęcherza.
OdpowiedzSiur. Do toi toiów biegają.
Odpowiedz@sla: Z pęcherza s*ają?
OdpowiedzMiałam podobną sytuację, pani z uporem maniaka rzucała okruszki na garaż obok i na moje auto. Po kolejnym myciu brudnego auta postanowiłam się przejść do sąsiadki i grzecznie powiedzieć o zaprzestaniu dokarmiania gołębi. Pani wystraszona moją wizytą po prostu nie otworzyła ale przykleiłam jej karteczkę na drzwi, że następnym razem przyniosę rachunek za lakiernika i za myjnię bo za dużo to nasz kosztuje. Podziałało. W twoim przypadku tylko straż miejska powinna podziałać ewentualnie złośliwe przyniesienie okruchów na wycieraczkę...
OdpowiedzJest sposób! Przygotuj sobie dwa wiadra, jedno wypełnij jakimś lepkim płynem, drugie ziarnem. Następnym razem jak zobaczysz tą kobietę to podejdź do niej, wylej na nią najpierw wiadro z płynem, a potem z ziarnami. Wydaje mi się że przez długi czas będzie miała dość gołębi :)
Odpowiedz@exeQtor: Przypomniała mi się scena z "Kevina w Nowym Jorku"! I już sobie wyobraziłam, jak szanowna pani sama przypomina gołębia po takiej akcji ;)
Odpowiedz@exeQtor: to samo chcialem zaproponowac.
OdpowiedzWysypuj ziarno z trutką i problem będzie systematycznie znikał.
Odpowiedz@Fomalhaut: mam nadzieję, że nikt cie ziemniakami z trutka nie karmi.
Odpowiedz@Fomalhaut: problemem to są tacy psychopaci jak ty.. co to za rozwiązanie? nie masz sumienia, rozumu.. czy jednego i drugiego plus kompletny brak wyobraźni i uczuć wyższych, ludzkich podobno..
Odpowiedz@Fomalhaut: to bardzo dobre rozwiazanie. Niektore miasta tez to chyba stosowaly. Golebie ani pozyteczne nie sa, ani szczegolnie ladne, wiec szkoda zadna.
Odpowiedz@Fomalhaut: pomijając kwestie etyczne (ojej biedne gołąbki, ojej, ojej) to zasypanie okolicy ptasim ścierwem nie wygląda na optymalne rozwiązanie.
Odpowiedz@bzowababa: A jak w piwnicach ludzie trutki na szczury zostawiają to też sa psychopatami? Wielu mamy zatem w społeczeństwie... Gołębie to dla mnie jak latające szczury, wszystko zeżre, wszystko zapaskudzi, a pożytku absolutnie żadnego.
Odpowiedz@BlackMoon: I podobno roznoszą nawet więcej od szczurów zarazków. U moich rodziców na osiedlu, też ktoś wpadł na pomysł żeby to tałatajstwo wytruć. W efekcie, oprócz gołębich odchodów trzeba było jeszcze sprzątać z balkonów zdechłe i obesrane gołębie. A wszystkich i tak nie wytruli, przyleciały i wykluły się nowe i jak paprały tak paprzą nadal, a "dobre duszyczki" nadal karmią...
OdpowiedzCzy wam się to podoba czy nie, gołębie są "latającą wersją" szczurów i myszy - roznoszą wirusy, bakterie i pasożyty, a radośnie przekarmiane przez niedouczonych ludzi rozmnażają się w niekontrolowany sposób. W miastach nie mają praktycznie żadnych naturalnych wrogów, mnóstwo żywności, doskonałe schronienie, a zimą temperatury nawet o kilka stopni wyższe niż poza miastem. Potomstwo odchowują nawet jednostki, które w warunkach doboru naturalnego przegrałyby wyścig o życie z innymi ptakami, albo z drapieżnikami. Władze większości miast europejskich już dawno dostrzegły ten problem - np. w Wiedniu i Londynie zakazane jest dokarmianie gołębi, a za złamanie tego zakazu grożą dość dotkliwe grzywny. Kontroluje się też populacje tego ptactwa rozsypując karmę ze środkami antykoncepcyjnymi (nie wiem dokładnie co konkretnie dodają, ale taki jest efekt). Powszechne jest instalowanie kolców na zabytkowych budynkach i elementach infrastruktury telekomunikacyjnej i transportowej, by uniemożliwić gołębiom siadanie i sranie na nie. Tymczasem w Polsce... Krakowskie planty to oprócz żulerni mieszkającej tam i robiącej permanentny syf kojarzą mi się przede wszystkim ze smrodem ptasiego guana. W letni ciepły dzień aromat szczególnie u zbiegu ulic - Karmelicka, Dunajewskiego, Szewska przyprawiał o mdłości, że już nie wspomnę o permanentnie zasranych ławkach. No, ale jak nie mają być pokryte guanem, kiedy na płycie Rynku Głównego urzędowała pani, która sprzedawała turystom ziarno na kubki. Piszecie, że trzeba będzie zbierać ptasie truchła. Zgoda, ale tylko raz, po każdej akcji trucia. Zresztą fachowe "odgołębianie" nie polega stricte na ich truciu, to rozwiązanie można zastosować w przypadku opisanym w tej historii.
Odpowiedz@Fomalhaut: Jasne, bo to wina ptaków, że je baba wabi w to miejsce? A potem te truchła sam będziesz zbierał? Albo czyjś pies na spacerze weźmie takie coś do pyska zanim właściciel zauważy i co, będziesz płacił za odtruwanie? Myśl, człowieku!
OdpowiedzJak ja nie znoszę tych wszystkich tępaków którzy dokarmiają gołębie na osiedlach... Mało, że uczą ptaszyska, że w tym miejscu jest jedzonko i skazują tym samym innych na użeranie się z chmarami gołębi, to jeszcze śmiecą. Bo po co ruszyć dupę z domu jak można stanąć sobie na balkonie i całe kromki chleba wywalać dla ptaszków? Co tam, że ptaki takich dużych kawałków nie zjedzą i to wszystko leży i pleśnieje! Ważne, że paniusia ma zabawę i się czuja taaaaaka dobra i wspaniała bo biedactwa dokarmi. Łapska bym poobrywała przy samej dupie...
OdpowiedzNawiedzona baba, bez dwóch zdań. Zaangażowanie godne lepszej sprawy... Mam nadzieję, że Twoje groźby o straży miejskiej, autorko, zostaną - albo już zostały - spełnione? Bo jeśli teraz grzecznie pójdziesz do tego lakiernika, zapłacisz i dalej będziesz tylko narzekać pod nosem (ewentualnie w bezpiecznych pieleszach Internetu), to kobieta już zupełnie uzna się za bezkarną! Powodzenia w bitwie! ;-)
Odpowiedz@wumisiak: Zgodnie z obietnicą - jeśli jeszcze raz ją zobaczę (ja lub ktokolwiek z sąsiadów - mamy umowę odnośnie PP) to bez farmazonów dzwonię gdzie trzeba. Póki co na nią nie wpadłam, ale w sumie od owej dyskusji minęły dwa dni, więc PP jeszcze na pewno wylezie ze swej pieczary z zapasem ziarenek. Nie odpuszczę, pół wypłaty na lakiernika tracę. Razem z myjnią w sumie całą :|
Odpowiedz@ypsilon18: Wiesz, SM może Twój telefon zignorować. Ale jak zrobisz zdjęcia pani karmiącej, wyślesz mailem i jeszcze się podpiszesz, to muszą zareagować. Jest to traktowane jako zgłoszenie pisemne i nie ma bata....Przyjadą.
OdpowiedzWysyp surowy ryż.
Odpowiedz@Monomotapa: ..a potem się stuknij młotkiem w głowę..
Odpowiedz@Monomotapa: a co to da? poważnie pytam
Odpowiedz@Karl: Ja pomyślałam sobie, że ryż pęcznieje. Więc ptaszysko wypełni sobie żołądek ryżem, ten podwoi swoją objętość i... Ale pewności nie mam, pierwszy raz z takim pomysłem się spotykam.
Odpowiedz@chiacchierona: aaaa...! gołąbki się z mielonego z ryżem przecież robi, że gołąbki bez zawijania i zabijania, nowoś w kuchni...! :D dobzie kombinuję, dobzie, dobzie ? :P
OdpowiedzPamietam jak wprowadzajac sie na studia przekonana bylam o nieszkodliwosci golebi, ba! cieszylam sie nawet, ze ptaszki za oknem mam... taaaa.... po kilku tygodniach milosc do zwierzat zastapiona zostala gleboka nienawiscia do ptaszysc probujacych wedrzec sie na balkon i budzacych gruchaniem o 4 rano. Nigdy wiecej milosci do golebi :P
OdpowiedzTja... Mi taka nawiedzona baba wysyłała chleb dla gołębi na maskę samochodu, którym zaraz miałam wyjeżdżać do... USC. Zeby nie było wątpliwości, samochód był udekorowany jak do ślubu.
OdpowiedzPrzecież PP to geniusz zła. W ramach zemsty na społeczeństwie utopi was wszystkich w gównie ;) Oryginalne. Dobrze wam tak cuchnące patusy po podstawówce. Ja to bym jeszcze stworzył dodatkowe taktyczne karmniki wypełnione popcornem nasączonym środkiem przeczyszczającym, żeby gołębie latające pod kątem miały szansę wstrzelić się fekalnymi torpedami w otwarte okna.
OdpowiedzJa bym nie darowała babie obsypania auta żarciem, przejść się po sąsiadach, może ktoś widział, a wtedy zgłosić celowe zniszczenie mienia (biorąc pod uwagę jak całe osiedle kocha sąsiadkę to pewnie znalazłoby się parę osób, które nawet jak nie widziały to powiedzą, że widziały), by koszty lakiernika pokryła sąsiadka. I dzwonić bez wahania po SM jak widzicie sąsiadkę dokarmiającą ptaki, a nie tylko straszyć.
OdpowiedzWidzę, że PP to taka sama dobra duszyczka jak moi sąsiedzi z góry. Oni z miłości do gołębi, mew i innych latających odpadów społecznych wywalają przez okno całe kromki i resztki z obiadu. Nie zliczę ile razy czyściłam parapety z żarcia. A najgorsze jest to, że nade mną jest jeszcze dużo pięter i nawet nie mogę tych urwysynów dokładnie zlokalizować...
Odpowiedz"Czy nie można tego zbierać po swoich ulubieńcach? Przecież to zaraza. Czym się różni gówność gówna psiego (gołębiego) od gówna ludzkiego? A jak ja bym tak zaczął walić kupy po trawnikach, w piaskownicach i podcieniach, arkadach, sadzać stolce na betonach, chodnikach, srać na skwerach? Muszę kupić wiatrówkę!" "Kobieta: Co pan? Adam: A sram, jak pani pies! Kobieta: Chyba ma pan coś z głową! Adam: Psy (gołębie) obowiązuje taka sama dyscyplina i reguły współżycia jak ludzi. Wolność jednych nie może być kosztem drugich." "Dzień Świra" zatem ja widzę 2 wyjścia: 1. kup wiatrówkę i baw się dobrze :D 2. nasraj jej na wycieraczkę, jeśli się wstydisz myślę, że po imprezie zakrapianej z normalnymi sąsiadowi, któryś z facetów da się podpuścić :P Straż miejska nic nie zrobi, jeszcze Ci _uje mandat będą chcieli wj_bać za to, że masz samochód osrany, także na nich nie licz...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 marca 2014 o 19:46
Zrobiłaś zdjęcia samochodu obsypanego ziarnem? Z ich kopią i włączonym dyktafonem idź do babska (jeśli nie znasz jej adresu, wystarczy się przyczaić kiedy następnym razem ją zauważysz) - spróbuj ją sprowokować do przyznania się do winy. Jeśli znasz jej nazwisko, to wymień je w rozmowie, niech się nagra.
OdpowiedzOsiedle bloków? To może załatwić panią jej własną bronią? Udać się do sąsiada mieszkającego nad nią (ewentualnie na dach, jeśli mieszka na najwyższym piętrze) i wysypać jej wór ziarna na balkon, zakładając, że macie balkony. Podejrzewam, że to by ją skutecznie oduczyło miłości do zwierząt.
OdpowiedzAlbo pani przestanie dokarmiać i da ptaszkom się wyprowadzić po dobroci, albo nie będzie co dokarmiać bo z sąsiadami zrzucimy się na czerwoną pszenicę.
OdpowiedzGołębie to nie zwierzęta tylko szkodniki i tak jak szkodniki należy je traktować.
OdpowiedzSosnowiec... i wszystko jasne, nie prościej dzieciakom rozdać psikawki z zimną wodą i kazać rozstrzelać babę jak w lany poniedziałek?
OdpowiedzTo nie jest wcale taka błahostka! Odchody ptaków zawierają kwasy, które pod wpływem słońca uszkadzają lakier. Co mi przyszło do głowy, to niech sąsiedzi pojadą do swoich serwisów (im nowsze auto tym gorzej dla PP) i dokładnie obejrzą czy nie ma uszkodzeń powstałych z tego powodu - jeśli są, to rachunek za lakierowanie wysłać do PP. Im więcej sąsiadów to zrobi, tym większe prawdopodobieństwo, że PP przestanie. A już sypanie ziaren na auto to jest jawna próba uszkodzenia lakieru i mam nadzieję, że kosztami obciążysz PP. Do czasu załatwienia sprawy chyba nie zostaje wam nic innego jak pokrowce na samochody...
Odpowiedz