Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, zwana BUW-em.
Kto bywa lub chociaż słyszał, na pewno słyszał także o niecnym procederze, jakiego dopuszczają się studenci-chytruski. Mianowicie, chodzi o chowanie książek na regałach tylko sobie znanych, bynajmniej niekompatybilnych z numerami katalogowymi. Po co? Ano, niektóre książki cenne, mało ich, cały rok się na nie czai, to sobie schowam, przyjdę jeszcze jutro i będę miał pewność, że znajdę.
Ostatnio byłam świadkiem takiej właśnie akcji. Normalnie bym się raczej nie wyrywała, ale że akurat z pięciu potrzebnych książek znalazłam dwie (choć w katalogu figurowały jako dostępne), no i że facet kitrał książkę z mojej "branży"... zaatakowałam.
Atak polegał na zadaniu uprzejmego pytania "Co ty, ku**a, robisz?" i uwadze, że biblioteka to nie jego pokój, żeby mógł sobie robić w nim taki burdel jak mu się podoba. W sumie to bardziej niż na objechaniu go, zależało mi na zwróceniu uwagi pani bibliotekarki siedzącej nieopodal (nie usłyszała).
Koleś zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem zza okazałych okularów. Dla uplastycznienia opisu dodam, że był to przedstawiciel turbohipsterów, tzn. kujonki, rurki, pseudopunkowy plecak, odblaskowe skarpetki i czapka a'la kondom. Oto jaką przemową zostałam uraczona, cytuję z pamięci (a tak żałuję, że nie nagrałam!):
- Słuchaj no, wiesz ile osób będzie chciało dziś dostać tę książkę? Kilkaset. Że już o studentach z innych uczelni nie wspomnę. Jest tu rozprawa na jakieś 80 stron, której dziś nie mam czasu czytać, ale ogólnie to muszę, bo profesor, który to zadał w tańcu się nie pier**li. (???) Od tej oceny zależy moje zaliczenie, potem semestr, a w końcu dyplom. A wiesz jakie jest bezrobocie? Ilu z mojego rocznika znajdzie pracę w branży, zaraz po studiach? Paru, może kilkunastu, z czego połowa na gówno wartych stanowiskach, poniżej ich ambicji i marzeń. I wiesz co? Ja to serdecznie pier**lę. Nie chcę być jednym z tych zgorzkniałych fagasów, którzy przegrali życie, a z nerwów nie staje im już po czterdziestce. Mój stary-ekonomista nauczył mnie jednego-jak chcesz coś zawodowo osiągnąć to musisz rozpychać się łokciami i eliminować konkurencję już od samego początku. Dlatego nie pożyczam notatek, nie pomagam ściągać i chowam książki tutaj. Kapujesz już? Myśl o przy-szło-ści. Więc nie wyjeżdżaj mi tu z jakimiś moralnymi frazesami bo ja mam wszystkich gdzieś, łącznie z tobą, bo widzę, że uczymy się na tym samym kierunku. Si ju. Mała.
Gdyby nie to, że na pożegnanie uszczypnął mnie w nos, chyba stałabym tam do dziś.
Uprzedzając wątpliwości: koleś się nie zgrywał, mówił na sto procent poważnie.
Jak można to skomentować..?
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego
Ano tak, że chłop miał racje. Jak chcesz do czegoś dość "to musisz rozpychać się łokciami i eliminować konkurencję już od samego początku." W pełni się z nim zgadzam.
Odpowiedz@ziaja: I stąd właśnie biorą się wszystkie buce i ludzie, którzy myślą, że wszystko im wolno. Dobrze wiedzieć, że jesteś jednym z nich.
Odpowiedz@mietekforce: I stąd właśnie biorą się prezesi, dyrektorzy, itp, a nie pi*dy które płaczą, że pracy nie mają, a ich dyplom magistra leży w szufladzie.
Odpowiedz@ziaja: Więc uważasz, że sukces można osiągnąć tylko po trupach i "rozpychając się łokciami"? Współczuję systemu wartości.
Odpowiedz@mietekforce:Jeśli będę musiała iść do celu po trupach - pójdę! Wolę to, niż żyć z zasiłku jak połowa społeczeństwa.
Odpowiedz@ziaja: A może lepiej osiągnąć sukces poprzez reprezentowanie sobą czegoś więcej, niż inni zamiast szczekać najgłośniej ze wszystkich kundli z podwórka? Może lepiej wybrać opłacalną branżę, zamiast śmieciowych, niszowych kierunków jak ten chłopaczek na UW? Naprawdę kimś jest tylko ktoś, kto sobą coś reprezentuje, a nie małomiasteczkowy karierowicz.
Odpowiedz@ziaja: Wiesz, mam w robcie taką "osobistość" jak Ty. Też próbuje iść po trupach chociaż o wiele więcej by osiągnęła nie doprowadzając innych do szału a współpracując.
Odpowiedz@ziaja: Załóżmy hipotetyczna sytuację: rozpychasz się łokciami i starasz się coś osiągnąć zupełnie sama. Eliminujesz konkurencję już na studiach. Potem znajdujesz pracę w jakiejś dużej firmie i powoli, utrudniając pracę i eliminując "konkurencję" (w domyśle: współpracowników) dochodzisz do stanowiska wyższego niż przeciętny szaraczek. W tym samym czasie ktoś, kogo znałaś na studiach (i mniej lub bardziej skutecznie utrudniałaś mu życie) osiąga swoje stanowisko ciężką pracą, a także dzięki pomocy przyjaciół (być może zdobytych jeszcze na studiach oraz znajomi znajomych i poczta pantoflowa). Walczycie razem o to samo stanowisko, powiedzmy kierownicze. Kto dostanie awans? Ty, której nikt nie lubi (ani firmie ani poza nią) i której nikt nie poprze czy może znajomy ze studiów, który ma szereg rekomendacji i poleceń? W dzisiejszych czasach znajomości to wielka siła i nie należy ich lekceważyć. Jeśli uważasz, że najlepiej iść po trupach do celu to prędzej czy później obudzisz się zupełnie sama, mając tylko dobre stanowisko, które nawet nie będzie pewne (bo któregoś dnia okaże się, że np jedna z osób, którym zaszkodziłaś to bliski znajomy twojego szefa). Jak dla mnie robienie sobie wrogów to niezbyt dobra droga do sukcesu.
Odpowiedz@ziaja: U nas jest w pracy taka, co ze swoim facetem idzie po trupach do celu. No cel w połowie osiągnięty, ale ona musi teraz malować całe mieszkanie obryzgane farbami i wymienić okna, a chłoptaś musi kupić inny samochód, bo nie miał AC. Weź pod uwagę, że są ludzie, których jak skrzywdzisz, to lepiej dla Ciebie już ich zabić, bo dopóki żyją, Ty życia miała nie będziesz. Każda kosa trafi kiedyś na kamień, więc nie warto być S..ką, uwierz mi, bo wiem co mówię :)
Odpowiedz@Cytokina: Myślę podobnie. I z resztą sam znam taki przypadek. Po studiach mam kontakt z osobami, które mimo wszystko UCZCIWIE harowały jak woły, żeby coś z tych studiów wynieść, a teraz zmieniając pracę poprzedni szef jest w stanie im wystawić pozytywną ocenę pod niemal każdym względem. A dziewczyna a najlepszą średnią na roku pracuje w UK i buja się z miejsca na miejsce. Rozpychać się łokciami? Jeśli napotkam taką osobę i do tego ona złośliwie chce narobić mi problemów, to trzeba znaleźć sposób na obronę.
Odpowiedz@ziaja: Oczywiście, można i tak, ale jak się chce iść po trupach podkładając świnie innym to trzeba być pewnym, że ma się ku temu predyspozycje. Inaczej, prędzej czy później, trafi swój na swego i ktoś okaże się cwańszy, bardziej przebiegły i bezwzględny i załatwi Cię na amen. I co Ci wtedy zostanie? Kto wyciągnie pomocną dłoń do kogoś kto jest po prostu niebezpieczny i lepiej trzymać się od niego z daleka?
Odpowiedz@ziaja: Skoro droga po trupach doprowadziła Cię do solarium, to nie wróżę sukcesu.
Odpowiedz@mietekforce: Solarium było pracą dorywczą. WAKACYJNĄ. :) Coś jeszcze masz do powiedzenia?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 marca 2014 o 19:10
@ziaja: To znaczy, że jesteś mierny, a chamstwem i prostactwem próbujesz nadrobić braki w intelekcie.
OdpowiedzAno miał po części rację bo zamiast prawi mu morały trzeba było poczekać i zabrać książkę jak już by poszedł. Jego mina kiedy by jej nie znalazł tam gdzie schował była by bezcenna no i to nauczyło by go że na każdego cwaniaka przypada większy cwaniak.
Odpowiedznie rozumiem Twojego problemu- słyszeliście o czymś takim jak ksero? Ktoś z roku/grupy fatyguje swoje 4 litery do biblioteki (zwykle pada na jakąś laskę, nie koniecznie ładną, ale chcącą się czegoś naprawdę nauczyc i nie przeszkadza jej pałowanie się z instytucją zwaną biblioteką), wypożycza to to to i kopiuje dla wszystkich (po uprzednim zebraniu siana od zainteresowanych). Jeżeli materiał jest niezmiernie pożądany to zwykle kopia do powielenia w przyszłości jest w punkcie ksero, zatem tam trzeba zapytac zanim się pójdzie do biblioteki, wypełni milion podań o wypożyczenie książki i w ostateczności książki się nie znajdzie, bo jakiś pedał w rurkach ją skitrał...
Odpowiedz@Karl: To o wypożyczenie książki przez studenta też jest tam milion podań? Ja studentką UW nie jestem, więc w od, ale pamiętam, że kiedyś poszłam do BUW-u z zamiarem zrobienia zdjęć kilku książkom (ksero drogie jak diabli, a za skaner też chyba płacić trzeba), to też mi kazali jakieś papiery wypełniać, gdzie musiałam podać wszystkie dane książek, które chciałam fotografować. No jakaś masakra normalnie. Naprawdę, są metody uczynienia biblioteki przyjazną studentom i innym użytkownikom.
Odpowiedz@Zmora: dziwne, bo w swojej uczelnianej bibliotece zwykle spotykam się z robieniem zdjęć między regałami, gdzie nikt z pracowników nie chodzi. @Karl: książkę się znajdzie zawsze, tylko często będzie to jedyny egzemplarz przeznaczony do użytku w czytelni lub tylko do możliwości skserowania. Ale nigdy nie będzie tak,że wszystkie książki zostaną wypożyczone. Przy problemach z szukaniem można poprosić też o pomoc bibliotekarkę, ona znajdzie zawsze.
Odpowiedz@Zmora: Ja w bibliotece byłem raz na szkoleniu bibliotecznym i więcej moja noga tam nie postanęła. Ksero jedno było w bibliotece, owszem, droższe, ale na terenie UWr, wydziału Nauk Społecznych, potocznie zwanym Koszmarową było w sumie z 5 takich punktów, prowadziły zdrową konkurencję, nie miały zmowy cenowej, a chętna do pofatygowania się do biblioteki sama się znalazła, więc problem był rozwiązany (albo chodziły tam we trzy nawet, nie pamiętam dokładnie). Dodatkowo jak wcześniej punkty ksero miały najważniejsze książki pokopiowane, więc wystarczyło iśc do punku. Dodatkowym atutem był fakt, że zamiast starej bibliotekarki, była fajna młoda laseczka do obsługi kpiarki i czego tam, bez formalności, siano tylko na stół i sie kopiowało aż furczało...
Odpowiedz@villemo: No owszem, dziwne. Ja w swojej uniwersyteckiej bibliotece po prostu biorę książkę pod pachę, idę sobie do kopiarki, skanuję za darmo, co mi się podoba i tyle. A jak chcę wypożyczyć, to sobie książkę biorę, skanuję naklejony kod kreskowy, skanuję swoją kartę i książkę wynoszę, bez angażowania miliona podań i bibliotekarek. Tak samo oddaję, tylko w odwrotnej kolejności. Proste i banalne, a sporo bibliotek utrudnia to na wszystkie sposoby.
Odpowiedz@Zmora: Jeśli można spytać, gdzie znajduje się taka cudowna biblioteka?
Odpowiedz@Henio: Z opisu wnioskuję, że chodzi o katowicką CINiBĘ ;) Ale być może, takie procedury obowiązują w kilku innych bibliotekach ;D
Odpowiedz@Karl: Rany boskie, Koszmarowa... Nawet tu znajdzie mnie ta cholerna zmora... T_T
Odpowiedz@lolaxd: Nie, nie o nią chodzi, ale to tylko pokazuje, że więcej niż jedna biblioteka potrafi być przyjazna studentom. Czemu więc inne nie?
Odpowiedz@Zmora: Problemy z fotografowaniem w bibliotece miałam ostatnio jakieś... 10 lat temu, później się ucywilizowało. W Jagiellonce i wszystkich bibliotekach instytutowych/wydziałowych można bez żadnych świstków, papierków i podań przefotografować całą książkę. Studenci dzielą między siebie listę lektur, każdy zgrywa je na pendrive'a albo płytę. To, że kiedy ostatnio byłaś w bibliotece, zasady były idiotyczne, nie znaczy że nic od tego czasu się nie zmieniło.
Odpowiedz@inga: Tyle, że to było niecały rok temu, nie 10. Taka drobna różnica.
Odpowiedz@Zmora: http://global3.memecdn.com/back-to-the-future_o_981598.webp
Odpowiedz@SecuritySoldier: nie gadaj, że też miałeś wątpliwą przyjemośc tam trafic...
Odpowiedz@Karl: Zaraz tam wątpliwą, ja mam z Koszmarowej dobre wspomnienia, choć bardziej ze względu na brać studencką, niż na sam WNS... Ciekawe, czy gdzieś tam się mijaliśmy na korytarzach :)
Odpowiedz@Zmora: w przypadku niektórych pozycji rzeczywiście trzeba wypełniać kwity, żeby skserowac, ale to ułamek procenta zbiorów.
OdpowiedzWidzisz, wszystko zależy od tego jaki system etyczny ktoś przyjmuje. Jeśli jest katolikiem to taki proceder będzie dla nie go nie do przyjęcia jako sprzeczny z ósmym przykazaniem. Jeśli jest kantystą, będzie to sprzeczne z moralnym imperatywem. Natomiast równie dobrze facet może być wyznawcą makiawelizmu i stosować etykę sytuacyjną - tylko to dobre co mnie w danym momencie przynosi korzyść. Rozminęliście się po prostu na płaszczyznach światopoglądowych, to co dla Ciebie i regulaminu biblioteki jest istotne, dla makiawelisty niekoniecznie. No, może również wielbić Nietzschego i głosić apoteozę wilka pośród owiec, silnego nadczłowieka pośród słabych jednostek. Moim zdaniem każdy powinien przy skończeniu 18 lat obowiązkowo zdeklarować jakim programem ideowym się kieruje i nosić odpowiednią plakietkę by było wiadomo co się po kim spodziewać.
Odpowiedz@Drill_Sergeant: zatem jeśli jesteś pełnoletni, to jaką plakietkę sobie przykleiłeś?
Odpowiedz@Karl: Ultramontanistyczny integryzm z nalecialościami libertariańskimi.
Odpowiedz@Drill_Sergeant: eeee.... nie byłoby krócej filozof? albo mądrala? smerf ważniak? :P
OdpowiedzMój światopogląd nie pozwala zgodzić się na odgórnie narzucone plakietki.
Odpowiedz@zlomierz: Umieść to na plakietce, żeby było wiadomo.
OdpowiedzTo ja się dziwiłam dlaczego u nas w czytelni nie można odnosić książek na półkę, tylko trzeba je zostawić na specjalnym wózku przy pani bibliotekarce... Ale już wiem dlaczego: żeby nie tworzyć bałaganu i uchronić przed takimi pseudo cwaniakami...
Odpowiedz@Mikaz: w BUWie też są takie wózeczki, ale i tak znalezienie potrzebnej książki jest trudne bo zawsze przylezie taki pedał w rurkach i skitra. A to jest naprawdę dużą biblioteka, więc skitranej książki można szukać i szukać... bez szans na powodzenie.
Odpowiedztrudno się nie zgodzić. To nie komuna gdzie książki na siermiężnym papierze gazetowym, brzydkie, ale czekały na czytelnika.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: jak rozumiem gimbus mnie zminusował, który nie ma bladego pojęcia o czym napisałam, ale na wszelki wypadek dał minus. Ciekawa jestem argumentów.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Nie popłacz się.
Odpowiedz@mietekforce: Nawet jak się popłacze, to i tak się do tego nie przyzna :)
Odpowiedz@mietekforce: mogę się jedynie popłakać nad głupotą respondentów wynurzających się na piekielnych
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Respondentów? A jakie badania robisz?
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Tak tak. Ludzie się z Tobą nie zgadzają, więc są "gupi".
OdpowiedzToyota zaraz wam każe spłynąć z Nilem, czy coś takiego. Ah autopsja. Niektórzy silnie, alergicznie wręcz,reagują na trochę krytyki.
Odpowiedz> Od tej oceny zależy moje zaliczenie, potem semestr, a w końcu dyplom. > A wiesz jakie jest bezrobocie? Ilu z mojego rocznika znajdzie pracę > w branży, zaraz po studiach? Paru, może kilkunastu, z czego połowa na gówno > wartych stanowiskach, poniżej ich ambicji i marzeń. Cóż, tak to jest jak się studiuje nikomu niepotrzebny kierunek...
Odpowiedz@peeYie4o: Myślisz o europeistyce, politologii czy innym strasznie ważnym, humanistycznym przedłużaczu dzieciństwa;)?
Odpowiedz@Izura: Najśmieszniejsza jest europeistyka. Niektórym się wydaje, że po czymś takim pójdą do pracy w instytucjach UE, podczas gdy prawda jest taka, że te instytucje najbardziej potrzebują prawników, finansistów, tłumaczy i sekretarek/sekretarzy. Przy czym finansistów najbardziej im brakuje, bo się uparły, że jest to praca pomocnicza, więc należy ich zatrudniać na podrzędnych warunkach.
Odpowiedz@peeYie4o: Tu sie zgodze, wiele osob wybiera kierunki, ktore po prostu nic nie daja. U nas na studiach kierunek konczylo 120 osob. Jeszcze na rok przed ukonczeniem 75% roku mialo juz kontrakty z firmami, do konca studiow na palcu jednej reki mozna bylo policzyc studentow, ktorzy nie mieli jeszcze znalezionej pracy (glownie ze wzgledu na to ze nie szukali takowej). Wiec jak sie wybiera odpowiednie studia, to praca jest.
Odpowiedz@Pennywise: Proszę, nie wrzucaj wszystkich do jednego worka. Jest praca w zawodzie dla humanistów, nawet tych po najbardziej niepraktycznych studiach. Ale to szansa dla mniejszego % absolwentów niż w przypadku kierunków ścisłych. I to nie jest wyłącznie wina studentów, a systemu. Jestem absolwentką jednej z hobbystycznych wylęgarni bezrobotnych (i pracuję w wymarzonym zawodzie), w czasach moich wykładowców przyjmowano tam 15 studentów, w moich - 30, teraz - ponad 100. Bo inaczej nie da się utrzymać obecnego - i tak mizernego - poziomu zatrudnienia (nie chodzi o utrzymywanie na siłę pseudonaukowców, którzy od dekady nic nie opublikowali, ale zapewnienie ciągłości zastępowania odchodzących na emeryturę - młodymi). Nadal tylko 15 znajdzie pracę w zawodzie, pozostali przyznają wprost - jeśli i tak mamy skończyć w korpo, nieważne co skończymy, a przynajmniej poszerzymy horyzonty. I dzięki nim znajdują zatrudnienie młodzi zdolni pracownicy naukowo-dydaktyczni.
Odpowiedz@inga: Nie do konca mnie zrozumialas. Wcale nie wrzucam wszystkich do jednego worka, mowie o 'wielu' studentach, nie o wszystkich. Sa studenci, ktorzy wybieraja studia zgodnie ze swoimi zainteresowaniami/umiejetnosciami tak jak na przyklad podajesz na swoim przykladzie. Ale sa tez studenci, ktorzy wybieraja kierunki nijak majace sie do tego co ewentualnie mieliby w pozniejszym zyciu robic. I to wlasnie jest glupota w czystej postaci - strata paru lat aby sie potem obudzic ze nic sie nie osiagnelo. Przykre jest ze bardzo duza ilosc osob tak konczy. A potem placz ze po studiach nie ma pracy. Otoz jest, tylko trzeba sie ogarnac jeszcze przed rozpoczeciem studiow i wybrac odpowiedni kierunek. Nie wiem jak to wyglada obecnie w Polsce, ale gdy ja bylem w liceum, to w szkole byla osoba ktora zajmowala sie doradzaniem w wyborze dalszej drogi. Kazdy uczen spotykal sie z ta osoba parokrotnie w przeciagu finalnego roku aby przedyskutowac dostepne opcje.
Odpowiedz@Jorn: kiedyś był marksizm - leninizm, dziś europeistyka.
OdpowiedzI takich czasów się doczekaliśmy, że Polak Polakowi wilkiem. Nie wiem, może ja miałem nietypowe studia. Ale u mnie na roku to było nie do pomyślenia. Dzieliliśmy się notatkami. Między sobą, z młodszymi rocznikami. Od starszych też dostawaliśmy. Każdy drugiemu pomagał, tłumaczył, jeśli coś było niezrozumiałe. No może z jedna osoba się trochę wyłamywała z tego. Ale była wzajemna życzliwość. Zero wyścigu szczurów. I mimo wszystko sporo osób wiedzę zdobytą na studiach wykorzystuje w pracy na co dzień...
Odpowiedz@avtandil: To nie kwestia czasów, tylko ludzi - zdarzają się tacy jak osobnik opisany w historii teraz, zdarzali się pewnie i dawniej. Na szczęście - to nie wszyscy! U mnie na roku też pełno jest wzajemnej życzliwości; pożyczanie, kserowanie, tłumaczenie i wszechstronne wsparcie między studentami są na porządku dziennym. ;-)
Odpowiedz@wumisiak: Niestety, czasów też. Mam cały czas kontakt ze swoją uczelnią. I po prostu wiem, że ledwie te 10 lat od czasu, jak skończyłem studia, tego typu postaw jest coraz więcej, a dawną dobrą atmosferę szlag trafił :/ Ale fajnie, że jeszcze są takie miejsca, jak chociażby u Ciebie :)
OdpowiedzStrasznie smutne. Nie popieram zachowania, ale widac ze chlopak rozgoryczony, wierzy w to co mowi, czarno widzi przyszlosci i swiat jako zagrozenie. Najgorsze ze w przypadku niektorych zawodow tak naprawde moze byc. Piekielnosc oczywista, ale zamiast zlosci czulbym raczej smutek.
OdpowiedzPiękne, prawie jak wielka improwizacja.
Odpowiedzjasne, akurat w bibliotece gdzie wszyscy z obsługą na czele mają bzika na punkcie ciszy ucięłaś sobie przydługą rozmowę z innym studentem - wspomniał że chce zostać kierowcą autobusu i bić brawa?
Odpowiedz@soraja: Nie żeby coś, ale te ponad 3 miliony woluminów różnego rodzaju gdzieś trzeba upchnąć. Niestety nie uda się to na powierzchni 100 metrów kwadratowych, gdzie jedna bibliotekarka ogarnie całe pomieszczenie i usłyszy nawet najcichszy szept dobiegający z drugiego końca sali.
Odpowiedz@soraja: Chyba ktos tu dawno w uniwersyteckiej bibliotece nie byl. Otoz biblioteki takie to zazwyczaj sporej wielkosci budynki, ktore sa w dodatku podzielone na sekcje. W czesci sekcji obowiazuje bezwzgledna cisza, jako ze to sa miejsca przeznaczone na nauke, w innych natomiast spokojnie mozna prowadzic rozmowy (oczywiscie z zachowaniem rozsadku), a i sa jeszcze pomieszczenia sluzace do spotkan, wykonywania grupowych projektow i tak dalej, gdzie rozmowy sa na okraglo.
OdpowiedzPo części miał rację. Książek rzeczywiście niewiele, kto pierwszy dopadnie, ten ma. Ale... Normalni się podzielą (ksero, zdjęcia, notatki, cokolwiek), a buce będą bucami. Na dodatek chłop ma też rację z tym, że konkurencja jest OGROMNA.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 marca 2014 o 22:26
Co to za kierunek studiów?
OdpowiedzU nas jest podobnie. Ktoś wypożyczy jedną, jedyną książkę z biblioteki i nie może nawet powiedzieć, co jest na konkretnych stronach,gdy wykładowca je poda, żeby inni mogli sobie wypożyczyć inne wydanie :/
OdpowiedzChłopak ma piekielne podejście do życia, a biblioteka piekielną organizację. Nigdy nie spotkałam się z taką postawą, a studiuję kierunek, który skupia same ambitne osoby (przynajmniej teoretycznie). Nigdy nie było tak żeby ktoś utrudniał znajomym z roku zdanie kolokwium/zaliczenia czy zdobycie niezbędnych materiałów na następne zajęcia. Przeciwnie. Informacje na temat prowadzących, wejściówek oraz materiały na zajęcia pojawiają się regularnie. Notatki, giełdy, materiały, skany fragmentów książek (o ile nie jest to kilkaset stron) mnożą się przed każdym kolokwium. Jeśli ktoś ma czas to te giełdy przerabia i udostępnia całemu rokowi rozwiązania, jak ktoś ma mniej czasu to je potem sprawdza podczas korzystania :) Przed egzaminem następuje wysyp notatek z wykładów dla tych, którzy na nie nie chodzili, o giełdach nie ma co wspominać, bo często jest ich aż za dużo. Jeśli zaś chodzi o Bibliotekę: Potrzebuję książkę -> idę do czytelni -> zostawiam legitymacje -> biorę książkę -> zostawiam kartę książki i wychodzę z czytelni -> idę do ksero -> wracam do czytelni -> oddaję książkę -> odzyskuje legitymacje. To naprawdę takie trudne do zorganizowania? Oczywiście jeśli jakiejś książki nie ma w czytelni (zdarzyło się raz czy dwa) to skany wędrują od starszego rocznika albo do starostów grup albo z rąk do rąk miedzy studentami. I jeszcze nikt nikomu nie robił o to problemów. Swoją drogą polecam mieszkanie w akademiku: wszystkie niezbędne książki, wszystkie możliwe materiały, notatki i giełdy w jednym budynku + nieoceniona pomoc ustna "jak postępować z danym asystentem" :)
Odpowiedz@Cytokina: O co chodzi z giełdami, handlujecie czymś?
Odpowiedzczy juz nikt nie pamieta, ze w biznesie nie ma sentymentow, gosciu pomimo wygladu klauna mial racje...
OdpowiedzBUW - czyli same niemiłe wspomnienia. Byłem tam dwa razy i nigdy więcej nie mam zamiaru tam pójść. Czemu? Bo biblioteka jest niby otwarta dla wszystkich studentów, a jedyna różnica jest taka, że studenci UW mogą wypożyczać, a pozostali nie. Niby wszystko zrozumiałe i logiczne. Czytelnia jest duża i książek jest tam naprawdę sporo, a do tego samoobsługowe ksera. Tylko jest małe "ale", a mianowicie traktowanie. Jeżeli jest się z innej uczelni niż "Jedyny i Przecudowny Uniwersytet Warszawski" to człowiek zyskuje status "podludzia". Dokładnie tak zostałem potraktowany ja i wielu moich znajomych z roku, a nawet innych uczelni niż moja. Różnice w traktowaniu przez obsługę były rażące. Dodatkowo zachowanie osób w czytelni i okolicach. Ja naprawdę nic nie miałem do studentów UW, ale takiego nagromadzenia buraków i tępoty nigdzie indziej nie widziałem. Ich rozmowy były tak durne, że nie dało się wytrzymać. To było w stylu tego, że jeden przekonuje drugiego, że Ziemia jest płaska, a on na to, że kwadratowa. Nie mam pojęcia z jakich oni byli kierunków. Wywyższali się też nad innych podkreślając, że oni z UW i są najlepsi, a pozostali to banda bydła. Potrafili zabierać innym książki, które im były potrzebne i jeszcze zwyzywać taką osobę. Do mnie się nie zbliżali nawet, bo byłem dwa razy większy od każdego z nich. To było jakieś 6 lat temu więc to jeszcze nie byli hipsterscy hipsterzy, ale to były egzemplarze "bananowej młodzieży". Wtedy stwierdziłem, że wolę spokój i równe traktowanie i stałem się częstym gościem Biblioteki Narodowej. Co prawda tam nie mogłem wypożyczać książek i nie zawsze wszystko można kserować (prawa autorskie), ale miałem tam dostęp do prawie wszystkich publikacji wydanych w Polsce.
Odpowiedz@Draco: Ja miałam takie wrażenie o studentach z UJ, oni byli po prostu dziwni. UR, AGH, UP to dla nich nic, bo oni studiują na ujocie...
OdpowiedzHahaha. Odwiedzam buw regularnie od kilku lat, nieraz siedzę od rana do wieczora i nigdy nikt nie potraktował mnie gorzej, bo jestem z innej uczelni. Panie z obsługi zwykle są bardzo pomocne i nie zaczynają rozmowy od wywiadu czy, aby na pewno nie jestem spoza uw. Nie podsłuchuje też ludzkich rozmów, a jeśli ktoś zachowuje się w czytelni nieodpowiednio zwracam mu uwagę i nie zdarzyło mi się, żeby nie poskutkowało. Może wystarczy wyzbyć się kompleksów i przestać szufladkować ludzi, bo żalisz się że ktoś zaszufladkował Ciebie, a wrzucasz wszystkich ludzi korzystających z biblioteki do jednego worka "prymitywnych bananowych studentów UW".
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 kwietnia 2014 o 22:51
@miyana: Hmmmm... Nie? Nie szufladkowałem ludzi, to oni sami się zaszufladkowali. To znaczy te konkretne egzemplarze, a niestety było ich naprawdę sporo. Jak pisałem nie mam pojęcia z jakich oni byli kierunków, ale obstawiam te dla mało rozgarniętych. Nie pisze że wszyscy studenci UW są tacy. Takie same zresztą obserwację miałem, gdy odbywałem praktyki na Starym Mieście i jeździłem tymi samymi autobusami co studenci UW to mogłem się wtedy nasłuchać, że ho ho! Tysiące przechwałek "Kim oni to nie są", "pozostali to bydło", jakieś durne historyjki jak sobie "robili bekę" ze studentów innych uczelni itp. Czemu nie doświadczyłem takich sytuacji i nie słyszałem takich komentarzy ze strony studentów innych warszawskich uczelni których jest naprawdę sporo? No czemu? A co do BUWu to proponuje sprawdzić co jest wpisane w ich bazę danych. Tak, tam jest wpisana uczelnia na której się studiuje. Co prawda na karcie tego nie ma (w każdym razie kiedyś nie było), ale selekcja jest wyraźna bo ta informacja pojawiała się paniom z obsługi gdy się chciało coś załatwić. Złe doświadczenia - jak już wspominałem - miało tam sporo znajomych osób, tak wiec nie jest to tylko moja opinia. Może teraz zmienili podejście? A co do podsłuchiwania. Tych "bananków" ciężko byłoby nie usłyszeć. Szczerze to wolałbym nie słyszeć tych wszystkich durnot które pierdzielili, ale niestety ich rechot i podniesiony głos przebijał się nawet przez słuchawki mojej mp3.
OdpowiedzJa gdy czegos potrzebowalem, to wybieralem sie do biblioteki z malym aparacikiem cyfrowym, siadalem blisko okna, 2 godziny i mam zdjecia 30 ksiazek, ok 800 stron. Ktos inny moze korzystac, a ja moge pracowac spokojnie w domu, pijac herbate, siedzac w samych gaciach i co pare godzin, w ramach relaksu, podziwiajac wdzieki polnagich kobiet na ekranie komputera
Odpowiedz@kuli: tak tak, to siedzenie w samych gaciach w pełni koresponduje z twoim sposobem na relaks... :)
OdpowiedzA to dla pana hipstera studia nie są zbyt mainstreamowe?...
OdpowiedzK A P I T A L I Z M.
OdpowiedzNiejako gościu miał racje bez chamstwa i siły często ciężko się wybić w życiu.
OdpowiedzJa bym mu wywalił bułe w ryj a jakby sie sapał to bym powiedział że sam mówił ze konkurencje trzeba eliminować.
OdpowiedzNo jak to jak to skomentowac... Pasozyt i tyle. Idealny kandydat na typowe stanowisko kierownicze sredniego szczebla w duzej ale niedojrzalej firmie, czyli w takiej jak wiekszosc dzisiejszych duzych firm w tym kraju. Ma dobre wytyczne wg. dzisiejszego status quo, ale nie bierze pod uwage, ze rzeczywistosc sie zmienia... i nic dziwnego. Gowniarzem jest to i doswiadczenia brakuje. Zycie go nauczy - spoko spoko, nie on pierwszy i nie ostatni.
Odpowiedz