Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kilka historii aptecznych. 1. Dopadło mnie raz paskudne choróbsko, z własnej winy,…

Kilka historii aptecznych.

1.
Dopadło mnie raz paskudne choróbsko, z własnej winy, bo przechodzone, gardło, krtań, ucho i zapalenie płuc, aż opadłam z sił zupełnie, 7 minutowy odcinek drogi do przychodni zajął mi prawie pół godziny. Po wizycie u rodzinnego (antybiotyk zaczęłam brać wcześniej, ale sama sobie L4 wypisać nie mogę, przy okazji moja dr wypisała mi kontynuację leczenia), skierowałam się do apteki w przychodni. Młoda pani farmaceutka bez pytania dorzuciła mi probiotyk do antybiotyku, tyle, że takowy z najwyższej półki. Podziękowałam, mówiąc, że w domu mam probiotyk. Pani była uparta, dalej swój wybór promowała. I tak w kółko 4 razy. W końcu ledwo charcząc powiedziałam jej, że jak już, to powinna mi zaproponować wszystkie dostępne preparaty do wyboru. Na co ona, że już nabiła na kasę. Dopiero jak jej powiedziałam, że jestem lekarzem, w domu mam t... (żeby nie było lokowania produktu), to nagle zrobiła się czerwona jak burak, zaczęła mnie przepraszać. Dla ścisłości - jej probiotyk kosztował 38zł, mój 16zł, skład porównywalny. Ale dla właściciela apteki taka pracownica to złoto.

2.
Dzwoni siostra, że ją rozłożyło totalnie, jadę po pracy, klasyczna grypa, brała saszetki z paracetamolem - zero spadku gorączki (na szczęście jest przeszkolona, żeby patrzyła ile jest mg paracetamolu, żeby nie zaszkodzić sobie, zapamiętała opowieść o naszym pacjencie, który trafił z masywnym uszkodzeniem wątroby, gdyż na gorączkę brał różne preparaty typu max o różnych nazwach, aby były inne, tyle, że wszystkie były z paracetamolem i jak policzyliśmy - zjadł prawie 8g paracetamolu w ciągu jednego dnia - czyli ogromną ilość toksyczną). Skoczyłam do jedynej osiedlowej apteki po pyralginę - a tam zonk, pani farmaceutka próbowała mi wmówić, że pyralginy to już dawno nie produkują, ale za to ma takie wspaniałe saszetki na gorączkę i to w wersji max. Spytałam się czy ogląda tv. Zdziwiona mówi, ze tak. Wytłumaczyłam jej, że pyralginę nawet w tv reklamują, czyli produkują. Na sąsiednim osiedlu w aptece nabyłam pyralginę bez problemu i po godzinie siostra odżyła.

3.
Wykupuję swój stały lek, podaje receptę. Znów młoda farmaceutka, mówi, że tego konkretnego preparatu nie ma, ale za to jest inny, bez recepty i akurat na promocji! Pytam się zdziwiona, gdzie ona widzi promocję, skoro mój lek receptowy ma znacznie większą ilość tabletek i kosztuje dużo mniej, niż proponowany przez nią w mniejszej ilości tabletek bez recepty. A ona dalej swoje. Niedaleko stała starsza pani farmaceutka, rzuciła okiem na receptę i mówi do niej:
- Przestań już, nie widzisz, że to własna recepta doktor, już nie wciskaj.

I wiecie co - absolutnie nie dziwię się, że moja mama z długa listą chorób (i niestety ta lista wydłuża się), gdy daje mi recepty i inne leki do wykupienia, to mówi, do której apteki mam pojechać.
Na szczęście jest zdecydowana większość "dobrych" aptek w naszym mieście.

apteki

by r2d2s
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Xirdus
8 12

@cathyalto: Mnie tam jakoś nie bije po oczach. A jestem z tych, co jak im polskie znaki nie działają, to choćby losy świata od tego zależały niczego w internecie nie napiszą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
17 17

Mi kiedyś pani farmaceutka nie chciała przyjąć recepty weterynaryjnej "bo to jakaś oszukana jest, kto to widział, recepta z zielonym paskiem"

Odpowiedz
avatar calodniowysen
21 21

Moja babcia co miesiąc wykupuje torbę leków dla siebie i dla dziadka. Chodzi do jednej, jedynej apteki, ale raz z powodu jakiegoś musiała iść gdzie indziej - nóż na gardle, tabletek nie ma, a muszą być. No to PANI FARMACEUTKA wmawiała babci, że ten lek już nie jest refundowany, ma babcia zapłacić 100% (czyli jakieś 200zł). Babcia telefon do mnie "sprawdź mi listę leków refundowanych", jest na liście, pani musiała się pogodzić z mniejszym zarobkiem...

Odpowiedz
avatar panisko
0 2

@calodniowysen: co ty bredzisz? Jakim mniejszym zarobkiem? Rok mnie tu nie bylo a wy dalej sobie kity wiskacie i udajecie ze sobie wierzycie

Odpowiedz
avatar calodniowysen
0 2

@panisko: Różnica z cenie leków to kasa, która idzie do apteki - każdy musi coś zarabiać, więc to rozumiem, jednak gdy cena jest zbyt wysoka to znaczy, że apteka przesadza. Także nie bredzę. A zarobek? Dla apteki zarobek, nie sądzisz?

Odpowiedz
avatar mrKabanos
0 2

@calodniowysen: Na cholere jak dostają pieniądze z NFZ-tu? Można by pomyśleć, że chcą zrobić przekręt: i z NFZ i od babci...ale oni dostają kasę na podstawie recept...

Odpowiedz
avatar calodniowysen
-1 1

@mrKabanos: Za cenę, za którą kupują leki z hurtowni - owszem dostają kasę. Jednak nie dodając sobie czegoś do ceny nic by na sprzedaży nie zarabiali. A wyobraź sobie, że panie w aptece nie pracują charytatywnie.

Odpowiedz
avatar sajko
4 8

Chyba najgorsze jest to, ze farmaceuci perfidnie nie informują o tańszych zamiennikach :( Oczywiście większość zainteresowanych ma internet i sobie wyszuka taka informacje, ale starsze osoby nie maja takich możliwości. Zwykle żerowanie.

Odpowiedz
avatar Zniewolona
-5 11

@sajko: a czy jak idziesz do zieleniaka to ekspedientka informuje cię o tańszym zamienniku śmietany albo soku pomarańczowego? To w kwestii kupującego jest się zapytać 'czy jest coś tańszego?' zamiast oczekiwać, że każdy farmaceuta z rozbiegu zaproponuje tańszy zamiennik. Apteka to sklep, tu chodzi o sprzedaż, a nie fundację charytatywną i chcąc nie chcąc, tutaj działają metody handlowe, by obrót był jak największy. Apteka zarabia - aptekarz ma pracę. Apteka nie zarabia, sprzedają tylko tanie zamienniki - aptekarz nie ma pracy, bo apteki nie stać na wynagrodzenie dla pracownika. Proste i logiczne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@Zniewolona: Nie, to wcale nie jest jasne. Farmaceuta zgodnie z ustawą MUSI poinformować o istnieniu zamienników (pod kilkoma warunkami).

Odpowiedz
avatar Zniewolona
-2 2

@Sytia: musi poinformować jeśli zapytasz lub nie ma akurat tego produktu na stanie, a nie z automatu.

Odpowiedz
avatar sajko
4 4

@Zniewolona: Art. 44 ustawy refundacyjnej nakłada na apteki "obowiązek poinformowania świadczeniobiorcy o możliwości nabycia leku objętego refundacją, innego niż lek przepisany na recepcie, o tej samej nazwie międzynarodowej, dawce, postaci farmaceutycznej". Oczywiście to dotyczy leków refundowanych (w moim pierwszym komentarzu tego nie zaznaczyłam, ze własnie o takich piszę). Co do zwykłych preparatów nie ma takiego samego zapisu, nie ma prawnego obowiązku informowania o tańszych zamiennikach. Ale nie zapominajmy o etyce. Zresztą zdarza się, ze nierefundowany zamiennik jest tańszy od refundowanego. I nie porównuj warzywniaka do apteki...

Odpowiedz
avatar cynthiane
10 10

Może ja mam takie szczęście, możne taka polityka apteki- ale zawsze informują mnie o zamiennikach i promocjach. Jak ostatnio chociażby- "czy może pani przyjść jutro? Wszystkie leki refundowane będą 40% tańsze". Aż chciałoby się więcej takich farmaceutów... ; )

Odpowiedz
avatar chiacchierona
2 2

Myślę, że nie muszę nikomu tego tłumaczyć, ale nie tylko w Polsce to tak wygląda. Jak przeniosłam się do Włoch, moim największym utrapieniem podczas zakupów nie byli sprzedawcy na bazarkach czy handlarze pamiątkami ale właśnie farmaceuci. Wciskanie mi leków z tygodniowym terminem przydatności, najdroższych możliwych preparatów (np lek na grypę za ponad 20 euro, nie pomógł ani mnie, ani koleżance, pani magister zarzekała się, że tańszych nie ma), wmówienie mi, że we Włoszech można kupić tylko termometr elektroniczny, próba sprzedania mi wody termalnej i zwykłego balsamu po opalaniu na dość ciężkie poparzenia słoneczne (później się dowiedziałam, że producent oferuje farmaceutom fajne bonusy) to tylko niektóre "wyczyny" tutejszych aptekarzy. Teraz, jestem już bardziej "obcykana" no i mieszkam z moim "własnym" panem magistrem więc się nie daję. :) Nawet ostatnio, chciałam kupić polecony mi przez mojego faceta lek na ból głowy bo złapało mnie nagle i nie chciałam czekać aż wróci z pracy i też nie obyło się bez kłótni w aptece. Baba chciała mi wmówić, że tabletki o które proszę są do niczego i powinnam kupić dwa razy droższy odpowiednik (zawartość ibuprofenu identyczna)...

Odpowiedz
avatar Mote
3 3

I dlatego też polecam małe apteki, a nie sieciówki, w których farmaceuci zamieniają się w sprzedawców i chcą tylko wyrobić wynik. Najlepiej znaleźć sobie w mieście małą aptekę z farmaceutą, który zna się na swojej robocie. Wiem, co mówię, pochodzę z rodziny farmaceutów i wiem, jak niestety teraz wygląda ten rynek.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
2 2

Skąd ja to znam... tuż obok mnie jest apteka, w której farmaceuci się za przeproszenie mało nie zes*ają, byle tylko wcisnąć dodatkowy albo droższy lek. Za każdym razem jak kupuję leki na przeziębienie walczę z atakiem "polecam jeszcze witaminę C" - nieważne, że wit C nie ma żadnego znaczenia w leczeniu przeziębień, a ja o nią nie prosiłam. Przeszłam też kilka rozmów o tym, że Polopiryna nie działa, bo tylko Aspiryna firmy Bayer to prawdziwa aspiryna, a Paracetamol działa przeciwbólowo tylko jak kupię Apap, a nie jakiś tańszy odpowiednik. W tym momencie nawet jak jestem bardzo chora, obolała czy z gorączką wolę iść kilka ulic dalej, do innej apteki niż znowu się użerać z tymi babami.

Odpowiedz
avatar lukasz800
2 2

@grupaorkow: Też kiedyś miałem przeboje z Aspiriną, gdy chciałem kupić polski Asprocol to mi też wciskali niby lepszy "oryginał".

Odpowiedz
avatar Hachimaro
0 0

Akurat w przypadku probiotyku sam bym polecał pewien preparat - jeżeli mnie pamięć nie myli, jedyny na rynku przebadany klinicznie - ale raczej nie wciskałbym go na siłę. Tego zaś, że poziom fachowości aptekarzy jest przerażająco niski nie trzeba mi dwa razy powtarzać - studenckie historie z praktyk bywają zaiste przerażające.

Odpowiedz
avatar Hubee
0 0

Fakt, moja babcia rownież musi chodzić do rożnych aptek, bo tam taniej. Mała uwaga co do naszych zachodnich sąsiadów. Mieszkam w Bawarii od 2,5 roku i na szczęście jest tak, ze leki wszędzie kosztują tak samo. Różnice są minimalne, co prawda zbyt wiele nie chorowalem, ale siostra, która mieszka tu dłużej tez to potwierdza.

Odpowiedz
avatar lukasz800
1 1

Do apteki niestety trzeba chodzić przygotowanym niczym na klasówkę. Nawet głupie Calcium z Vit C - i to nie w sieciówce - wciskali mi najdroższe (nawet nie widziałem, że opakowanie wapna może kosztować 16 zł). Inna sprawa, że suplementy wielu firm już na etapie produkcji są nic nie warte, z zerową zawartością czynną...

Odpowiedz
avatar Hachimaro
1 1

Sytuacja jest o tyle kłopotliwa, że dobry fachowiec, chcący sprzedać preparat, który w przeciwieństwie do tańszego zamiennika faktycznie działa, może zostać posądzony o wciskanie drogiego leku i próbę "wydojenia" pacjenta. Bez specjalistycznej wiedzy trudno powiedzieć, z kim ma się do czynienia.

Odpowiedz
avatar diacetylmorphine
2 2

Mi kiedyś farmaceutka nie chciała sprzedać tabletek anty bo jak to powiedziała: "Nam NFZ za tą receptę nie zwróci. Musi w dawkowaniu być dopisane, że trzeba zrobić 7 dni przerwy. Nie sprzedam." ...

Odpowiedz
avatar artur
0 0

a co to recepta własna? lekarze mogą sami sobie wypisywać?

Odpowiedz
avatar miliep
0 0

niestety, teraz w aptekach pracownik ma nóż na gardle: polecasz, wyrabiasz target, promujesz wybrane preparaty albo wylatujesz. Sama studiowałam farmację i bardzo mnie boli, że po 5,5 roku studiów wymagania pracodawcy sprowadzają się do wciskania drogich suplementów. Inna sprawa jest taka, że nawet jeśli chcę polecić coś tańszego to 9/10 pacjentów spojrzy na mnie wilkiem i zażąda tego, co wypisał lekarz. I nieważne czy są to dajmy na to leki psychiatryczne, na których jest dobrze ustawiony, czy byle suplement (magnez firmy X intensywnie promowany u lekarzy, ale fatalnie się wchłaniający) wypisany przez lekarza na karteczce. Ostatnio chciałam zaproponować pani tańsze krople nawilżające z 0,4% hialuronianem sodu - zostałam zjechana od góry do dołu, że wciskam, bo lekarz (pewnie sowicie za to nagrodzony) powiedział, żeby wziąć te i tylko te. Aż odechciewa się człowiekowi odzywać i czegokolwiek proponować.

Odpowiedz
Udostępnij