Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia wydarzyła się, kiedy miałam 11 lat i byłam na obozie pod…

Historia wydarzyła się, kiedy miałam 11 lat i byłam na obozie pod namiotami. Prowadzono go jak harcerski - czyli komendant, oboźny, druhowie, zastępy itd.

Nasz zastęp składał się z 4 namiotów. Same dziewczyny, sztuk około 25. Większość w wieku 10-14 lat, a do tego 4 dziewczynki od 5 do 7, co ważne - z domu dziecka. Nasza "druhna" sprytnie przydzieliła po jednej małej na namiot, co by starsze dziewczynki rzucały na nie okiem.

Nasz namiot dostał 7-letnią Magdę. Okazało się jednak, że 5-letnia Kaśka z innego namiotu to jej siostra, więc ostatecznie wylądowały u nas obie. Kasia sikała do łóżka, wyła całe dnie bez powodu, wiecznie żądała uwagi. Jasne, to nie jest przestępstwo, ale przypomnę, że z koleżankami miałyśmy po 11 lat, jechałyśmy tam na wakacje i wolałyśmy grać w piłkę, niż zajmować się dzieckiem. Nieważne, jak pokrzywdzonym - same dziećmi byłyśmy. Nasza druhna zamiast sama zająć się małą, kazała nam prać jej osikany śpiwór, przebierać ją, karmić i generalnie zabawiać, żeby nie marudziła. Po 2-3 dniach ja i jeszcze 2 dziewczyny postawiłyśmy się, więc zafundowała nam kazanie. Nic to, lepsze kazanie niż niańczenie.

Magda z kolei miała zwyczaj brania cudzych rzeczy. Zaglądanie nam do toreb, podbieranie naczyń itd. były na porządku dziennym. Szczyt nastąpił wtedy, kiedy zgarnęła mi z kosmetyczki pomadkę nawilżającą, wykręciła na całą długość, złamała, a ta spadła na piasek. Krzyknęłam na nią, że miała nie ruszać naszych rzeczy, co narobiła itd. Przyleciała druhna. Opisałam sytuację i tutaj mistrzostwo.
- Pomadkę? Przecież Magda mogła to połknąć, dlaczego nie pilnowałaś?!
- Przecież była w zamkniętej kosmetyczce!
- Nieważne! Pozbieraj ją [mhm, resztki oblepione szarym piachem, świetnie] i idź umyć z Magdą ręce!
- Nigdzie z nią nie pójdę!
- Jak Ty się zachowujesz?! Myślisz, że tu na wakacje przyjechałaś?!

Cóż. Tak. Takie właśnie miałam wrażenie.

obóz w Międzywodziu

by Etincelle
Dodaj nowy komentarz
avatar Etincelle
57 59

Wiesz, z perspektywy czasu przede wszystkim oceniam negatywnie druhnę - bo to ona miała zajmować się nimi, nie grupa jedenastolatek. Z domu dziecka czy nie, przyjechałyśmy tam na wakacje, a nie prać śpiwory, przebierać je, myć, prać za nie, myć im naczynia i ogólnie robić wszystko, bo druhna miała to w d... Pewnie gdyby tego nie było, to nikt by nie czuł do nich niechęci, zwłaszcza, że ta mała była słodka - dopóki nie wsadzano nas w rolę opiekunki.

Odpowiedz
avatar subway
51 53

@Marta: Autorka też pojechała na wakacje. A od zajmowania się tymi dziećmi były druhny a nie 11letnie dziewczynki.

Odpowiedz
avatar Etincelle
34 38

Bo wtedy byłam. I tak, druhna miała inne zajęcia. Wyrywanie o 10 lat młodszych ratowników i plotkowanie na terenie kadry. ;p Zresztą do dzisiaj nie mam zapędów matki polki i uważam, że można od dzieci wymagać - nie mówię, że prania śpiwora, ale nieruszania cudzych rzeczy, mimo że wiecznie się o to prosi, już tak.

Odpowiedz
avatar kocio
49 51

@Marta: żeby autorka miała lat 15 podczas obozu, to bym Twoje sugestie rozumiała. Ale ona miała lat 11, zupełne dziecko - pojechało na wakacje, a nie w roli czyjejś niańki. Miała się dobrze bawić i odpoczywać, a nie prać zasikane śpiwory i opiekować się 5-letnim dzieckiem! Skoro organizatorzy wzięli sobie pod opiekę dzieci, które wymagały szczególnej uwagi, to oni powinni być w pełni za nie odpowiedzialni, a nie 11-letnie dziewczynki. Życzliwość życzliwością - sama nie byłabym w stanie wykrzesać z siebie odrobiny życzliwości do bez przerwy wyjącego obcego dziecka, a co dopiero oczekiwać życzliwości od 11-latki.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 marca 2014 o 23:14

avatar grupaorkow
39 39

@Marta: autorka miała 11 lat. Jedenastoletnia dziewczynka sama jest dzieckiem - co prawda w dużej mierze samodzielnym, ale nadal dzieckiem. Psim obowiązkiem druhny było zajęcie się nie tylko młodszymi dziewczynkami, ale też autorką, po to tam ta baba była. Zrzucanie na starsze dzieci opieki nad młodszymi jest objawem skrajnej nieodpowiedzialności, lenistwa i olewactwa, zwłaszcza, że mówimy o dzieciach z problemami. Ja tu widzę tylko jedną rozkapryszoną pannę i jest nią druhna.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
35 35

@Marta: no i tak jak już dwie inne osoby napisały... Ja jestem dorosła i gdyby ktoś mi podrzucił na wakacje obce dzieciaki byłabym bardzo daleka od zachwytu. Oj bardzo. Zwłaszcza gdyby rzeczone dzieci grzebały mi w rzeczach, podkradały różne drobiazgi, wymagały nieustannej uwagi i sikały pod siebie. Więc czego wymagać od małej dziewczynki, która nie dość, że nie ma chwili na odpoczynek to jeszcze w obliczu jakichkolwiek problemów "wychowawczych" jest kompletnie bezradna.

Odpowiedz
avatar archeoziele
34 34

@soraja: Ideą harcerstwa jest stawianie wymagań, ale adekwatnych do wieku i samodzielności harcerza. Więc wymaganie od 11-latki utrzymania porządku w namiocie, mycia naczyń, pomocy w kuchni jest ok. Ale nie zajmowanie się obcym dzieckiem. Od tego jest kadra. To zresztą dziwne, że na jednym obozie jest taki duży rozstrzał wiekowy.

Odpowiedz
avatar Path5
0 14

@soraja: I zgadzam sie w pełnej rozciągłości. Wiem że na obozy harcerskie nie jeżdża tylko harcerze ale też cywile i od nich niestety nie można nic wymagać bo przecież od wszystkiego są harcerze. w 1998 pojechałam na obóz harcerski i też tak było że panny 13 letnie nie stały na wartach bo spać sie chce, nie szorowały garów bo paznokcie...

Odpowiedz
avatar Etincelle
13 13

@soraja: specjalnie napisałam "Prowadzono go jak harcerski", a nie "był to obóz harcerski". Ani uczestnicy, ani kadra nie mieli nic wspólnego z harcerstwem. Po prostu był to obóz pod namiotami, a z harcerstwa przejęto nazwy kadry, warty nocne i gry.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 12

@Marta: nie masz racji. Życzliwość =/= pozwalanie na drobne kradzieże i podobne zdarzenia wymienione w historii. Pozatym opieką nad tymi dziećmi powinny się zająć druhny, a nie 11-letnie dzieci. Poza granicami mojej wyobraźni jest też zajmowanie się cudzymi dziećmi w momencie gdy mam wakacje/wolne/urlop* (niepotrzebne skreślić), bo nie jest to ani przyjemne ani korzystne dla mojego wypoczynku.

Odpowiedz
avatar Devotchka
8 10

"Wiem, że ludziom kochającym dzieci może się to wydać brutalnym stwierdzeniem, a ja taka zimna i nieczuła w stosunku do pokrzywdzonych wychowanek domu dziecka, ale tylko jedna dziewczynka była kompletnie normalna i bezproblemowa, a ta trafiła do najstarszych dziewczyn. " Moim skromnym zdaniem powinnaś to natychmiast usunąć z historii, przez to po chwili ma się wrażenie jakbyś miała żal do samych dzieci, czego pewnie nie zamierzałaś. Problem polega na tym, że ludzie w ogóle nie rozumieją istoty domów dziecka. Powiedziałabym, że druhny nie były tyle piekielne co zarząd placówki, który w ogóle na takie coś pozwolił. Oni dobrze wiedzą jakie tam mają dzieci. Wielu zdaje się, że dom dziecka to po części dzieci odebrane biednej rodzinie i częściowo takie, których rodzice "niefortunnie zmarli w wypadku". Nie, tak nie jest. Te wszystkie dzieci były zawsze odbierane patologii, czy małe, czy duże. Więc nieważne czy młode, czy już starsze (które pewnie już są nieźle zdegenerowane) mają w sobie pierwiastek problemu, większe skłonności do zachowań "patologicznych" oraz nałogów. Ci dziesięcioletni chłopcy, którzy przecież "nie mogą być niczemu winni, a nikt ich nie adoptuje" często mogli iść do swoich wujków czy dziadków, jednakże bywa często, że są takimi chuliganami i dalsza rodzina nie chce się do nich przyznawać. O nastolatkach chyba nie muszę mówić, że często uzależniają się od najróżniejszych substancji itp. Z małymi dziećmi problem natomiast jest innej natury. One nie rozumieją jak działa bycie "normalnym". Od małego, najpierw pomiatani przez rodziców, i tutaj powiem wam ciekawostkę, że często mając te 6 lat potrafią już umyć podłogę i przeprać spodenki, bo życie im to nakazuje. Potem trafiają do miejsca w którym dokuczają im starsi koledzy. Nie mają dobrego przykładu szczerze mówiąc znikąd, ergo: same stają się patologią, która później będzie uczyć patologii młodszych i swoje własne dzieci. Nie można spodziewać się, że takie dziecko nagle zacznie wykazywać normalne zachowania. Oczywiście zostają tutaj dwie kwestje: "To przecież nie jest ich wina" oraz "To jak je doprowadzić do normalności". Po pierwsze to tak, to nie jest ich wina. Jednak czy schizofrenik, który odziedziczył po rodzicach chorobę powinien być zostawiony sobie samemu? Po drugie, to "naprawienie" takich dzieci jest kwestią ciężką. Przede wszystkim to ciężko określić, czy da się zmienić jego zachowanie, kiedy następują nie odwracalne zmiany i czy nie jest to coś, co wysysa się z mlekiem matki. Trzeba takim małym ludziom poświęcić pokłady czasu, a domy dziecka są przepełnione, do tego mają niewiele osób do pomocy. Jeśli każde z nich potraktujemy indywidualnie to jest mała szansa na poprawę. Wszystko co chciałam powiedzieć to, że tamten komentarz był nie na miejscu. Ja kocham dzieci, ale gdybym nie mogła mieć w przyszłości własnych, nie zdecydowałabym się na adopcję. Twoja historia porusza bardzo poważny temat i uważam, że z takim czymś to jak już do gazety, a nie na piekielnych, gdzie historie powinny być moim zdaniem bardziej jednoznaczne, nawet jeśli trudne i nierozwiązywalne. A, i jeszcze jedno - jak miałam dwanaście lat to mama oznajmiła mi, że jedna z moich przyjaciółek została adoptowana. Usiadłam na schodach i płakałam przez dobre trzydzieści minut. Ona się bardzo źle zachowywała wobec mnie i wtedy zrozumiałam, że coś musi ją w środku boleć i stąd jej dokuczanie. No, ale to jest kwestia wychowania, mi rodzice wprost mówili o różnych sprawach, a nie bawili się w "bociany i kapusty".

Odpowiedz
avatar BlackMoon
6 12

@Devotchka: Mam mieszane odczucia co do Twojego komentarza. Z jednej strony współczujesz tym dzieciom, piszesz, że to nie ich wina i należy im się pomoc a z drugiej skreslasz je na starcie, bo wymagają dużo więcej uwagi niż inne i mogły wyssac patologię z mlekiem matki, więc nie chciałabys się zająć takim dzieckiem. Czy to współczucie nie jest trochę fałszywe?

Odpowiedz
avatar Devotchka
0 6

@BlackMoon: Ciężko było mi to wytłumaczyć, dlatego spróbuję raz jeszcze. Przepraszam za problem. Uważam, że takie dzieci powinny mieć poświęcone dużo więcej uwagi, ale jest parę rzeczy, o których należy pamiętać. Nie można ich wprowadzać w grupę rówieśników, z zupełnie innego środowiska licząc na powodzenie. Następną sprawą jest, że z dziećmi takimi w ogóle ciężko jest się porozumieć i zmienić ich zachowania. Sama uważam, że bym temu nie sprostała. Nie mam wykształcenia ani doświadczenia. Chciałabym zauważyć, że wcześniej nie podałam konkretnego powodu dla którego nie chciałabym się zająć takim dzieckiem. Mam natomiast świadomość sytuacji, chciałam się tym z wami podzielić, uczulić. Maluszek z domu dziecka nie jest jak pies ze schroniska. Wiele ludzi współczuje takim dzieciom, a powiedz mi ile z nich zgodziłoby się na adopcję? No właśnie dlatego mamy sierocińce, dlatego przepełnione, ponieważ nikt tych dzieci nie chce/nie może zaadoptować. Esencją mojej wypowiedzi ma być to, jak złożony jest ten problem. Jednocześnie dziwię się, że ktoś pozwolił na wysłanie tych dzieci na tego rodzaju obóz. Absolutnie nie skreślam ich, zwracam uwagę na ich tragedię. Dodam jeszcze, że mam dopiero dwadzieścia lat, ale miałam już styczność z wieloma osobami, które wychowały się w domu dziecka lub do niego trafiły i na tym częściowo opieram swoje "wywody". Pozwolę się sobie jeszcze odnieść do problemu z kradzieżą rzeczy. W przedszkolu nie ma czegoś takiego jak własność, wszystko jest delikatnie mówiąc rozkradane. Dziewczyna, z którą spędzaliśmy święta (była ze szkoły cioci i to ona wyciągnęła nastolatkę z patologi) poprosiła, żebyśmy nie dawali jej nic poza jakimś ubraniem czy doładowaniem telefonu, ponieważ nie dalej jak dzień po powrocie już nie miałaby niczego. Jeden z trójki chłopców, najmłodszy - 8 lat, który został zaadoptowany (wraz z tą trójką) przez przyjaciółkę mojej mamy, w czasie wizytacji, jeśli dostał tabliczkę czekolady to momentalnie zjadał ją CAŁĄ, naraz. Wszystko dlatego, że miał do wyboru- teraz albo nigdy. Ciężko nauczyć się szanowania cudzej własności nie mając nic.

Odpowiedz
avatar MrSpook
-2 2

@Etincelle: , @subway: Obóz harcerski to nie wczasy/koleonie z mundurkami w tle, dzieciaki maja się uczyć odpowiedzialności za siebie i podkomendnych , starsze opiekować się młodszymi, uczyć wzajemnie współdziałania, dyscypliny, tak jeszcze rozumiano to 20 lat temu. Dziś widzę, że wszystko robi się na odwal się, jest mundur, jest obóz, jest kasa, a panowie druhowie są w hufcu dla zniżek na OC i inne pierdoły, oraz dla przekrętów na mieniu związku. Druhna wobec was zachowywała się poprawnie wg starych idei, wy sobie nie radziliście z zadaniem. Nas dzielili na namioty w których różnica pomiędzy dzieciakami była co 2 lata na sztuce i młodszy miał rozkaz słuchać starszego od siebie, a starszy ogarniać i trzymać w ryzach młodszego, chyba, że młodszy miał więcej sprawności... rzadko... a starszy był niesprawny do końca intelektualnie.. Moją zmorą był Pawełek lat 6, gdy miałem 12cie. Dobrał mi się do walkmana kaseciaka, który został jeszcze z rfnu przywieziony przez wujka. Ojjj nauczyłem się cierpliwości, i tłumienia chęci mordu... i planowania umiejętnej i dotkliwej zemsty... w której ofiara swoimi działaniami sama niszczyła swoje "cenne" rzeczy. :P

Odpowiedz
avatar Etincelle
2 2

@MrSpook: już w którymś komentarzu pisałam - to był ZWYKŁY obóz, napisałam tylko, że "prowadzono go jak harcerski". Nigdy harcerką nie byłam i zapędów pod tym kątem nie miałam. Po prostu wychowawców przemianowano na druhów, dorzucono harcerskie gry i warty. Obóz był zwyczajny, wakacyjny, nad morzem. Przynajmniej miał być. A to, że ktoś sobie kogoś ochrzcił druhną nie sprawia, że mając 11 lat, miałam się zajmować dziećmi. Jechałam na WAKACJE. Sama byłam dzieckiem. I nie mi płacili za opiekę nad innymi.

Odpowiedz
avatar chiacchierona
36 36

Cóż, ja jestem w takim wieku, że sporo moich rówieśniczek ma jedno albo nawet i dwójkę całkiem już podrośniętych dzieciaków. Mimo to, gdybym teraz pojechała na wakacje i ktoś próbowałby wcisnąć mi pod opiekę obce dziecko to pogoniłabym na drzewo i przypilnowała żeby dzieciaka nie zapomniał zabrać. Wybaczcie, ale albo jadę gdzieś jako opiekun i wycieram noski, podcieram pupki, piorę śpiwory i doglądam bo mi za to płacą i po to jestem, albo ja płacę i wtedy mam wypocząć dobrze się bawiąc i nić ponad to. Opieka była obowiązkiem druhny i nikogo innego. Zrzucenie tego na inne, kilka lat tylko starsze dzieci było nie tylko nie w porządku ale też nieodpowiedzialne. A gdyby coś się stało? Kto beknął? Jak dla mnie druhna i organizatorzy. Sama pamiętam jakiś obóz podczas którego kilka godzin szukaliśmy najmłodszej uczestniczki. Znalazła się pod krzakiem gdzie zostawiły ją starsze koleżanki, zmęczone zabawianiem jej, z nakazem udawania rannego potwora. Mała tak bardzo chciała się wkupić w łaski, że pod tym krzaczorem dzielnie wysiedziała. Jej rodzice kiedy się o wszystkim dowiedzieli pretensje, całkiem słusznie, mieli do opiekunek, a nie do koleżanek,które się tak "sprytnie" balastu pozbyły.

Odpowiedz
avatar SzynSzylka
12 12

Też tak miałam. Moi rodzice są stosunkowo młodzi, bo 19 i 20 lat tylko ode mnie starsi, ale mają znajomych w ich wieku i młodszych, którzy mają dzieciaki o 5, 10 a nawet 18 lat ode mnie młodsze - w przypadku wspólnego wypadu kto ma się zajmować? JA! Nigdy nie byłam z tego zadowolona, bo właśnie przez rozwydrzone potomstwo znajomych moich rodziców mam uraz i niechęć do dzieci (no chyba, że trafi się jakiś grzeczny i nierozpuszczony maluch). Rodzice przegięli, kiedy zaprosili znajomych z synkiem, wtedy ok 8-letnim (albo mniej, nie pamiętam już) akurat w czasie, kiedy byłam na wakacjach. Ja miałam wtedy koło 13 lat, więc w moim pokoju było jeszcze mnóstwo zabawek. Nie żałuję nikomu pobawić się, ale geniusze wpuścili go do mojego pokoju bez opieki, bo dzieciątko się nudziło - nikt się nie zainteresował, co bachor robił. Kiedy wróciłam do domu, oprócz ogólnego bajzlu, znalazłam połowę pluszaków i innych rzeczy kompletnie zniszczonych - jak się okazało, smarkacz dorwał wielkie kuchenne nożyce i postanowił pobawić się we fryzjera. Dlatego, znając dzisiejsze realia wychowania bezstresowego, osobiście nie rozczulam się nad dziećmi. Nie raz musiałam się nimi zajmować, w czasie, gdy odpowiedzialne za nie osoby balowały. I przychylam się do przedmówców - jadąc na obóz, nie ważne czy harcerski czy nie, od opieki nad młodszymi są opiekunowie, a nie inni obozowicze. P.S. Ja bym te śpiwory zasikane zanosiła druhnie do domku/namiotu i tam zostawiała (najlepiej w upalny dzień) :-)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 marca 2014 o 10:55

avatar LittleShiloh
2 2

@chiacchierona: Dlaczego ja nie wpadłam na pomysł z rannym potworem?! Genialny!:) Zaraz wypróbuję na synku przyjaciółki:D

Odpowiedz
avatar Allice
2 4

5-latki na obozie prawie harcerskim pod namiotem? Dla mnie nieco chory pomysł, chyba za karę...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 marca 2014 o 11:44

avatar Skull_Kid
4 4

Takie dzieci powinny być w drużynie zuchów z osobami w swoim wieku oraz drużynową, która się nimi zajmuje.

Odpowiedz
avatar OlciQ
5 5

Dobra, jestem "Druhną", co prawda nie wspomnianą w historii :) Co roku bierzemy na obóz dzieciaki z ośrodka wychowawczego (taki mamy układ - jedna z firm przekazuje nam 1%, a my bierzemy w zamian za to jakąś 15-20 dzieciaków). Wiek i płeć różne - najczęściej do 13 roku życia. Te dzieciaki NIGDY nie są traktowane inaczej, niż "nasi". Tak samo myją gary, tak samo obierają ziemniaki, chodzą na warty i robią karne pompki. I wiecie co jest najlepsze? Że skład się w zasadzie powtarza co roku - nie dlatego, że nie mamy wyboru, tylko dlatego, że te dzieciaki chcą jechać. Owszem, jest ciężko na początku, ale po kilku dniach "rygoru" przestawiają się na "nasze" zasady. Pójdę dalej. Prowadzę Gromadę Zuchową. I tak, zdarza mi się prosić o pomoc 11-12 latki. Na przykład o czytanie bajki dzieciakom w którymś namiocie jak opiekun akurat jest chory/nie ma możliwości być z dziećmi kiedy zasypiają. Ale wszystko to kwestia podjeścia - te 11-12 latki traktują to jako nagrodę, chociażby dlatego, że u siebie musiałyby iść spać o 22, a tu, zanim uśpią dzieci, umyją zęby, to często północ - głupota, ale czują się docenione :) A i kadra jakoś przychylniej potem na nie patrzy :)

Odpowiedz
avatar Etincelle
2 2

@OlciQ: wiem, że takie dzieci mogą być fajne. Później jeździłam kilka lat z rzędu na inny obóz, najpierw jako obozowiczka, później (na ten sam) jako ratowniczka. Tam było sporo dzieci finansowanych przez bliżej nieokreślone coś, wiele z rodzin patologicznych, część po prostu z biednych. Różne były - część nie do zniesienia, część w porządku. I też nikt nie traktował ich inaczej niż reszty - ani gorzej, bo może z marginesu, ani lepiej, bo takie pokrzywdzone. Tyle że tam, jak dzieci siusiały w śpiwory (a sporo takich było), to zajmowali się tym wychowawcy. I nikt na to krzywo nie patrzył, bo wiadomo, zdarza się. Kwestia taka, że nie zmuszano innych dzieci do sprzątania za nich.

Odpowiedz
Udostępnij