Moja przyjaciółka ostatnio przyszła się wyżalić - czuje się oszukana przez pracodawcę. A ja przyznaję jej rację...
Niedawno dostała nową pracę. Duża korporacja, znana nazwa, na dodatek interesujące ją stanowisko - pięknie. Podczas rekrutacji wynegocjowała niezłą umowę: zlecenie na rok, ale ozusowane, z ubezpieczeniem i (na zasadzie umowy ustnej z pracodawcą) z płatnym urlopem, brutto ok. 3000 złotych polskich, płatne ryczałtem niezależnie od liczby dyżurów - jak inni na tym stanowisku.
Minął miesiąc. Przyszła nowa szefowa (pierwsza zmieniła dział). Jedną z pierwszych decyzji była zmiana umów... Teraz wszyscy na tym stanowisku mają płatne od dyżuru, zarobki netto spadły o ok. 400 zł każdej osobie, o płatnych urlopach mogą pomarzyć. Temu, kto zaczął protestować jako pierwszy, szefowa bez uprzedzenia obcięła o połowę liczbę dyżurów, rozdając je między pozostałych, a na spotkaniu działu dano znać, że kolejnym krokiem będzie rozpoczęcie rekrutacji na następcę każdego niezadowolonego.
Mały smaczek: poszkodowani to jedyne 5 osób, które potrafią w pełni obsłużyć firmowe systemy. Szefowa podobno regularnie się teraz wścieka, że mimo próśb innych pracowników - poszkodowani (w myśl zasady "jaka płaca, taka praca") wychodzą z pracy punktualnie (wcześniej często zostawali 1-2 godziny dłużej, jeśli trzeba było pomóc), zostawiając wszystkich samych z obsługą techniczną strony internetowej i podległych serwisów. Po ich wyjściu portal zamiera... Aż do następnego dyżuru.
No cóż. Niektórzy zapominają, że rozliczanie się co do sekundy i co do grosza działa w obie strony. I że mogą na tym źle wyjść. Kiedyś miałam podobnie. Zliczyli nam czas zalogowania do systemu, a że system sypał się 3x dziennie, to wyszły im braki. Ale zamiast go naprawić stwierdzili, że się spóźniamy, a wychodzimy za wcześnie, więc mamy wpisywać dokładną, co do minuty, godzinę zalogowania i wylogowania. Skutek- wypłaty wzrosły nam o parę złotych, a szefostwo z pomysłu zrezygnowało. Nowa szefowa pewnie zrobi tak samo, albo skomplikuje sobie życie jeszcze bardziej.
OdpowiedzNigdy nie wiem co kieruje tymi pracodawcami -,- W ten sposób sami sobie szkodzą, no ale jak się nie szanuje fachowców to trudno, będzie mniej zysków ^^
OdpowiedzAle gdzie fachowiec, jaki fachowiec, za fachowca trzeba dopłacać.- pracownik jak pracownik, można wymienić jak przyjdzie pora. Gorzej, jak nie można, ale wtedy i tak znajdzie się winny.
OdpowiedzDobrze robią, może w końcu góra przejrzy na oczy.
OdpowiedzW tym konkretnym przypadku naprawdę nie opłaca jej się tego robić. Są to specjaliści z doświadczeniem i wiedzą. Wyrzuci ich tak o, i weźmie sobie zastępstwo z ulicy? A tamci wcale nie muszą dostosowywać się do chorych zasad. Robi się źle - zwijamy manatki i idziemy do konkurencji. W karierze powinien być progres a nie regres.
OdpowiedzMoże do sądu pracy z tym iść czy coś? Sam nie wiem. Wiem jedno, że prawie że zawsze przy zmianie szefa rozpada się naprawdę świetny zespół pracowników
OdpowiedzW gospodarce panuje zawsze prawo popytu i podazy. Tyle, ze sa zawsze ludzie, nie rozumiejacy najprostszych spraw i siedzac na dluzszej dzwigni nie potrafia jej nacisnac, albo boja sie nie wiadomo czego. Jak ktos podklada ci swinie, to kulturalnie pokaz mu, ze nie z toba takie dowcipasy, bo masz rozne alternatywy do wyboru.
OdpowiedzZauważyłem, że w ogóle to pracodawcy - niezależnie od branży - żyją w jakimś "matrixie", totalnie oderwani od rzeczywistości. Moja firma miała to samo parę lat temu. Zmienił się zarząd i zaczęło się. Dziadowskie oszczędności na wszystkim, zwalnianie każdego kto się napatoczył - w tym wielu długoletnich fachowców z doświadczeniem. Bo przecież "przerost zatrudnienia". Jak w końcu ktoś "na górze" zorientował się, że firma w zasadzie "stanęła" bo zabrakło ludzi z doświadczeniem - zaczęła się dzika rekrutacja dosłownie "z ulicy".
OdpowiedzPrzypomina to wieżę z klocków. Łatwo wywalić klocki, ale gdy w końcu wywalą wystarczającą ilość klocków podtrzymujących całą konstrukcję, bez zastąpienia ich innymi(co nie jest łatwe i wymaga czasu) to w końcu cała konstrukcja runie i będę odbudowywać całą wieżę od zera. Ich wieża, chcą się bawić niech się bawią, może jak wszystko runie to czegoś się nauczą.
OdpowiedzNowa szefowa niefajna, racja. Natomiast: "niezłą umowę: zlecenie na rok, ale ozusowane, z ubezpieczeniem" Czyli nie dość, że nie stabilna umowa o pracę, gdzie i urlop byłby pewny, to jeszcze z pełnymi składkami? Sprzeczałbym się, że jest to "niezłe" rozwiązanie - umowę śmieciową wybrałbym raczej w celu uniknięcia większości haraczy.
OdpowiedzJeśli to była jej pierwsza praca, to bym się zgodził, że umowa była niezła. Co prawda bez stabilizacji, ale z niezłą płacą. Jeśli koleżanka miała już doświadczenie i potrafiła coś konkretnego, a pożytecznego dla firmy, to rzeczywiście warunki słabiutkie.
Odpowiedztrochę nie rozumiem, w jaki sposób nowa przełożona "zmieniła umowy", czy poprzednia pensja była "ustnie" dogadana z pracodawca? czy może nowa szefowa dała nowe umowy do podpisu, które były odpowiednio niżej płatne?
OdpowiedzZauważyliście, co sie ostatnio dzieje z piekielni.pl ? Historie dodawane są na główną nieregularnie (co dwa, trzy dni) i w dodatku w małej ilości. Czasem zaglądałam do poczekalni, żeby zobaczyc, czy naprawdę nie ma historii, które nadawałyby się na główną? Muszę stwierdzić, że to jednak nie chodzi o brak historii. Nie wiem, czy macie za mało moderatorów, czy to już początek końca piekielnych? Czy ktoś podziela moje zdanie? Mam nadzieję, że się mylę, bo bardzo lubię ten portal.
OdpowiedzZawsze tak było więc czym się tu dziwić.
Odpowiedzz tego co ja zauważyłam to jest na odwrót - ostatnio codziennie na głównej pojawiają się nowe historie, raz dziennie, może nie za dużo, ale najczęściej pierwszą stronę wypełniają w całości
OdpowiedzNowa pani szefowa wkrótce przekona się, że jej dziwnie pojęte oszczędności niekoniecznie działają na korzyść firmy...;)
Odpowiedz