Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jak już zaczęłam wylewać żółć na moich kolegów z roku, to i…

Jak już zaczęłam wylewać żółć na moich kolegów z roku, to i skończę.

Mieliśmy na pierwszym roku wykładowcę. Człowiek szalenie przyjemny, ciągle żartujący, zawsze trzeba było dla niego przygotować jakiś żarcik branżowy (muzyczny). Przy tym oczytany, obeznany. Nigdy zadufany w sobie, nigdy nie ukazujący wyższości własnej. I tylko jedna rzecz: dużo, a nawet bardzo dużo wymagał.

Dla mnie była to zaleta, dla innych wada. Ciągle ktoś coś na niego mówił, ciągle, że za dużo. Były skargi do dziekana, liczone chyba w tysiącach. W końcu nawet ktoś poszedł i do rektora. Były też teksy: gdyby nie ten, miałbym stypendium. Gdy ktoś pytał mnie, co na ten tematy myślę, mówiłam tylko: to są studia, nie podstawówka.

Może to ja byłam specjalnie traktowana, może to ja inaczej postrzegam rzeczywistość, ale egzaminy ustne u tego wykładowcy, to była najmilsza część roku akademickiego. Zawsze dyskusje, a to o filozofii, a to o edukacji, a to o tym, co ciekawego robiłam przez ostatni semestr. I ani się obejrzałam, a on już zdążył mi zadać wszystkie pytania egzaminacyjne. Zdałam. Nigdy na 5, zawsze w granicach 4/4+. Dodatkowo, jak byłam czasami nie do końca przygotowana, zawsze był wyrozumiały. Pamiętam dobrze, jak kiedyś mi powiedział: niech pani da sobie spokój, niech pani jedzie do domu(ponad 400 km). Spotkamy się za dwa tygodnie.

Co się stało, koniec końców? Ano wykładowca, po licznych skargach ze strony braci został wywalony z naszego wydziału. Najzwyczajniej w świecie zabrano mu godziny pracy, dochód i wydział na który (teoretycznie, jak widać) się najbardziej nadawał,bo studenty (bo przecież nie studenci) się poskarżyły.

A co najlepsze? Dzięki zajęciom, prowadzonym przez tego wykładowcę, zaliczyłam (na 5) co najmniej dwa inne przedmioty, bez żadnego uczenia się do nich.

Ps. Motto tego wykładowcy, które teraz stosuję, jako nauczyciel: Ludzie dzielą się na samouków i nieuków. Samoukom trzeba pomóc, na nieuków nie ma rady.

uczelnia

by estrie
Dodaj nowy komentarz
avatar rekrutka
16 20

I tu przyznam Ci pełną rację. Takich studentów powinno się wywalać z uczelni. Jeżeli wykładowca był sprawiedliwy, materiał był dostępny (a nie z kosmosu), zaliczenie przedmiotu jasno i klarownie wyjaśnione, dostępne dyżury, to nie rozumiem dlaczego akurat wykładowca dostał po łapach. Mogę zapytać co to za uczelnia i wydział? Bo na prawdę ciężko mi sobie wyobrazić, że wykładowca zostaje zwolniony, bo za dużo wymaga od studentów. Musi być jakiś powód skarg lub ewentualnego zwolnienia. U mnie były dwie sytuacje, gdy pisaliśmy skargi na wykładowców: wykładowca na 10 swoich wykładów w poniedziałek o 08:00, dojechał na dwa. Bez uprzedniego odwołania. Nic mu nie zrobiono. Ktoś miał zasady zaliczenia niezgodne z regulaminem, co poskutkowało tym, że na 120 osób na roku, 60 osób nie zaliczyło przedmiotu i miało mieć warunek. Złożyliśmy skargę, dostaliśmy trzeci termin. Wierzcie mi, każdy kuł jak nienormalny. Na 60 osób nie zaliczyła ani jedna. Dziekan zrozumiał, pokiwał głową, pozwolił mieć warunek, wykładowca był odpowiedzialny za ten przedmiot przez kolejne parę lat. Ciężko mi więc uwierzyć, że ktoś został zwolniony tylko za to, że za dużo wymagał.

Odpowiedz
avatar estrie
1 3

Akademia Muzyczna, Wydział I, czyli Teoria Muzyki, Dyrygentura, Kompozycja. Argument był taki: bo my mamy pisać muzykę, uczyć się partytur, a przez tego a tego nie mamy czasu. A co teoretycy mają? Nie wiadomo... Kolejne roczniki się na niego skarżyły, że dużo i w ogóle nie tak. A mój w końcu ostatecznie dopiął swego, byliśmy ostatnim jego rocznikiem.

Odpowiedz
avatar cynthiane
3 7

Zauważyłam, że zdecydowana większość studenciaków idzie na łatwiznę, a studiuje za karę. Część kieruje się zasadą "zakuć-zdać-zapomnieć", inni żebrzą o 3 za samą obecność... Ale mnie, tak samo jak rekrutce, ciężko uwierzyć w zwolnienie tak dobrego wykładowcy wyłącznie na podstawie skarg na wysokie wymagania. "bo studenty się poskarżyli". -> poskarżyły.

Odpowiedz
avatar Werbena
17 25

"To są studia, a nie podstawówka" - racja, to są studia i dorośli ludzie mają możliwość większego uczestniczenia w kształtowaniu programu zajęć, w którym biorą udział. Jeżeli wymagania wykładowcy były oderwane od rzeczywistości i fizycznie niemożliwe do zrealizowania przy przewidzianym na przedmiot obciążeniu godzinowym i wartości ECTS, to nie dziwię się, że studenci się skarżyli. Też bym się skarżyła. Bo "dużo, bardzo dużo wymagać" a "dużo i słusznie dużo wymagać" to zupełnie różne rzeczy. Kiedy studiowałam, jedna z nowo zatrudnionych doktorek na zajęciach piętnastogodzinnych - za 2 ECTS - dowaliła wymaganiami i bibliografią obowiązkową takimi, jakich nie było przy przedmiotach mających po 30 godzin wykładu, 30 godzin ćwiczeń i łącznie 10 punktów. Wyśmialiśmy ją. Nie było fizycznej możliwości, żeby zmieścić się z przerobieniem materiału w ramach czasowych, jakie narzucały parametry tych zajęć. To są studia i coś dzieje się kosztem czegoś. Jeżeli uczelnia uznała, że przedmiot jest wart tyle i tyle mojej pracy, to wykładowca powinien z uczelnią omawiać różnice w swoim podejściu i jej, a nie narzucać studentom wymagań od czapy. Wspomniana doktorka nie rozumiała naszego stanowiska tak długo, póki nie doszło do konfrontacji z dyrektorem ds. studenckich - nagle okazało się, że "rzeczywiście, trochę zbyt ambitnie to było pomyślane". Ale na moje pismo z pytaniem, kto i w jakim trybie zatwierdzał projekt tego przedmiotu dyrekcja do dziś nie raczyła mi odpowiedzieć. Wartość przedmiotu i jego rolę w siatce studiów określają jego wymiar czasowy i przypisana mu liczba punktów kredytowych. I wymagania stawiane studentom, nakład pracy, którą trzeba wykonać, żeby te zajęcia zaliczyć muszą być przynajmniej zbliżone między przedmiotami o tej samej wartości obu parametrów. Dodatkowo - jeżeli tylko autorka słyszała, że może sobie jeździć do domu i wracać za 2 tygodnie i tylko z nią w czasie egzaminów wykładowca rozmawiał o sprawach niezwiązanych z przedmiotem, to owszem - była specjalnie traktowana i jej głos w opisie "rozwydrzonych" kolegów mogę co najwyżej wyśmiać, bo narzeka na ludzi skarżących się na traktowanie, którego nie zaznała. Poza tym, tysiące skarg, o których pisze, na akademii muzycznej to nie skargi jednego roku - żeby dobić do tysiąca, 250 studentów musiałoby pisać 2 skargi w semestrze, żeby dobić do 2 tysięcy, skoro mówimy o liczbie mnogiej - 4 skargi w semestrze, czyli średnio 1 skarga na 2 miesiące. Trochę dużo jak na obrywanie za niewinność. W normalnym świecie po 5 skargach na wykładowcę w 1 semestrze wszczęto by postępowanie wyjaśniające. Nawet jeśli to trwało przez kilka lat, to wciąż są to dziesiątki, jeżeli nie setki zażaleń w każdym roku akademickim. I co, wszystkie pisane przez leni? Leń nie napisałby oficjalnej skargi do dziekana, bo by mu się nie chciało iść z tym papierkiem i go złożyć.

Odpowiedz
avatar Onatoja
7 7

Bardzo dobrze powiedziane. Nic dodać, nic ująć.

Odpowiedz
avatar estrie
-1 1

Chyba zbyt wielu rzeczy nie wyjaśniłam w tej historii: -przedmioty były dwa, konkretnie historia i literatura, łącznie 3 godziny zegarowe (4 szkolne) tygodniowo -już dobrze nie pamiętam, ale na pewno jeden z nich (być może oba) kończyły się egzaminem w sesji -w punktach ECTS oba przedmioty były zaraz za przedmiotami specjalnościowymi (znaczy dyrygenturą, czytaniem partytur, bądź też kompozycją, kompozycją muzyki teatralnej i filmowej) -w moim prywatnym odczuciu (aczkolwiek popartym słowami kilku innych osób) pracy nie było aż tak dużo, a przynajmniej nie w momencie, gdy wszystko zaliczało się mniej więcej na bieżąco -u dziekana robimy o wiele więcej, ale nikt nie pójdzie na skargę do dziekana, ze dziekan wymaga za dużo -tysiące skarg to oczywiście hiperbolizacja -skargi były zarówno pisemne, jak i ustne, częściej ustne, składane na przykład na radzie wydziału przez samorząd studencki, albo na posiedzeniu katedry, jeśli wykładowcy nas zaprosili -co do podróży do domu - wszyscy dostaliśmy wtedy przedłużenie sesji o trzy tygodnie (taki bajer na akademiach muzycznych, który właśnie bezpowrotnie wychodzi), więc wykładowca nie chciał mnie już męczyć w zasadniczym terminie sesji -nie wiem, o czym rozmawiał z innymi studentami na egzaminach, które odbywały się za zamkniętymi drzwiami, oceniam ze swojej perspektywy, co w tekście zresztą podkreśliłam -też mi się zdarzyło poprawiać różne sprawdziany, czy kartkówki, zwłaszcza z literatury uff, to chyba wszystko.

Odpowiedz
avatar emutek
0 0

Akurat jesli skarga ma pomóc studentowi to nawet najwięksi lenie dostają takiej aktywności jak nigdy co zaobserwowałam u siebie na roku i u znajomych na kilku róznych kierunkach.

Odpowiedz
avatar Werbena
-1 1

Czytam to, czytam i czegoś nie mogę zrozumieć. Po pierwsze - przedmiot miał mniejsze wartości punktowe niż zajęcia kierunkowe, nic dziwnego przy przedmiotach kształcenia ogólnego, tutaj - ogólnohumanistycznego. Jeżeli na jego zaliczenie trzeba było poświęcić więcej - lub nawet tyle samo! - czasu i pracy niż przy którymś z przedmiotów o większej wartości ECTS, w dodatku specjalistycznych, to skargi były jak najbardziej na miejscu. W hierarchii zajęć akademickich ważniejsze są te zajęcia, które mają więcej punktów - odzwierciedlają one udział pracy studenta niezbędnej do zaliczenia kursu w całości jego pracy w semestrze. Jeżeli wymagany przez prowadzących nakład pracy rozkładałby się nierównomiernie między przedmiotami, studenci mieliby w pełni zasadne podstawy do skarg. Po drugie - te zajęcia miały być na pierwszym roku. Nie wiem co prawda, jak wygląda praca samorządu studentów na akademiach muzycznych, ale nie wydaje mi się, żeby student I roku "w końcu poszedł do rektora", ponieważ procedura rozwiązywania sporów i skarg w szkołach wyższych jest tak skonstruowana, że do rektora odwołuje się dopiero po niezadowalającym wyniku postępowania dziekańskiego, oczywiście, jeżeli przepisy na to pozwalają, a sprawy przed rektorem przedstawia parlament studentów. Dziekan musiałby być całkowicie bierny, żeby samorząd studencki mógł "w końcu iść do rektora" - albo robić jawną hucpę i ignorować te skargi wygłaszane na radzie wydziału, ale wtedy byłoby bardzo dziwne, że rada nie rozliczyła go z postępowań. Sprawy podniesione na radzie wydziału idą przecież trybem administracyjnym. Tak samo z dyrekcją i radą katedry. Po trzecie - na uczelniach wypełnia się ankiety ewaluacyjne dotyczące zajęć, ocenia w nich m.in. wymagania prowadzącego i realizację materiału na zajęciach. Jeżeli takie ankiety wypadają rokrocznie negatywnie, to prowadzący ma obowiązek się do ich wyników ustosunkować, przygląda się sylabusom przedmiotu, sprawdza prace zaliczeniowe z poprzednich lat i hospituje zajęcia. Dziwne, że nie wspominasz o podjęciu takich kroków, są standardowe na uczelniach wszystkich typów. Po czwarte - funkcjonują na uczelniach senackie komisje ds. nauczania, dydaktyki, jak zwał, tak zwał. Bardzo dziwne, że przy licznych skargach przedstawiciel wydziału w senacie uczelni nie przedstawił tej sprawy odpowiedniej komisji. Jeżeli sprawa trafiła do rektora z pominięciem komisji dydaktycznej, to jest to co najmniej dziwne. Im dalej w las, tym więcej niewiadomych. Uczelnie artystyczne nie są przecież całkowicie innym światem akademickim i też funkcjonują wg procedur - w tej historii brakuje ich tak wielu, że samoistnie nasuwa się podejrzenie, że wykładowcę zwolniono w ramach zwyczajnej redukcji godzin, skoro prowadził przedmioty kształcenia ogólnego - te ogranicza się jako pierwsze i skargi studentów niewiele mają z tym wspólnego.

Odpowiedz
avatar sajko
8 8

Nie dość, ze ,,wylewasz żółć na kolegów", którzy tak naprawdę żadnej krzywdy Ci nie zrobili to jeszcze bajki wymyślasz. Wyrzucili wykładowce, bo za dużo wymagał? U mnie na 2. roku był profesor, który był starszy od wszystkich na uczelni, ale to nie był największy problem. Prowadził przedmiot wart bardzo dużo ectsow i uważany za zmorę studentów. Na wykładach nie oświadczyło się NICZEGO związanego z przedmiotem, ale za to znaliśmy wszystkie anegdotki Pana Profesora. Na egzaminie ustnym za to wypytywał o najdrobniejsze szczególiki, które i tak nas nie obowiązywały. Przechodząc do sedna- skarg na tego pana było mnóstwo, od samorządu, samych studentów, grup studentów. I nic. Nikt nie potrafił go przekonać do tego, żeby nie marnował nam 3 godzin i zaczął mówić coś na temat przedmiotu.

Odpowiedz
avatar estrie
-3 7

To jest trochę inna uczelnia niż uniwersytet, politechnika. Ponad to, to nie był profesor, nie miał tak mocnej pozycji na uczelni. Do tego jeszcze u nas na wydziale na roku jest od jednej do kilkunastu osób. Może już wiesz, z czego wynika to, że idą na rękę? Jak nie, to Ci powiem: istnieje ryzyko zamknięcia wydziału. I świetnie, że idą na rękę, tylko powinno mieć to pewne granice.

Odpowiedz
avatar sajko
3 5

Ok, niech Ci będzie, ze ta bajka jest prawdziwa. Wspomniałaś, ze nie tylko bardzo dużo wymagał, ale zrozumiałam tez, ze jego przedmiot nie był najważniejszy, wnioski nasuwają się same. Napisałaś jeszcze w komentarzu, ze skarżyły się na tego wykładowcę poprzednie roczniki, chyba nie chcesz wciskać aż takiego kitu, ze Ty jesteś jedna jedyna sprawiedliwa. No ale Twoja postawa wobec decyzji uczelni i innych studentów nie jest aż taka z czapy, jako specjalnie traktowana masz prawo mieć , takie odczucia. Chciałam jeszcze dodać, ze na uczelni nie wywala się nikogo bez ostrzeżenia, nie mówimy tu o dyscyplinarkach. Po prostu wykładowca nie chciał się dostosować do zwierzchników, pewnie wiedział, z czym to się wiąże.

Odpowiedz
avatar estrie
0 2

Ja natomiast chciałam powiedzieć, że nigdzie nie napisałam, że jako jedyna nie zgadzałam się z większością. I wcale tak nie było, niemniej osób, którym wykładowca nie przeszkadzał było mało. No i niestety, sama z siebie nie mogę ocenić, czy miałam specjalne względy, niemniej wcale nie byłam najlepszą u niego studentką.

Odpowiedz
avatar sajko
1 5

Twoje wypowiedzi utwierdzają mnie w przekonaniu, ze ta historyjka jest po prostu zmyślona,a z siebie robisz wzór studentki. Nie studiuje pierwszy rok, działam w samorządzie i doskonale wiem, jak działają uczelnie i jaka jest mentalność studentów wobec kadry i nauki, a Ty jakieś dziwne schematy tworzysz.

Odpowiedz
avatar Pennywise
7 7

Dziwna historia, doprawdy niespotykana. Przyznam sie, ze do tej pory nie slyszalem o sytuacji gdzie wykladowca bylby zwolniony za zbyt duze wymagania wzgledem studentow. Zazwyczaj zwolnienie nastepuje w odwrotnych sytuacjach. Stawialbym ze skargi dotyczyly czegos innego. Gdy grupa osob sie zaprze, to znajda cos do czego mozna sie przyczepic i w takim wypadku uczelnia mogla sie ugiac. Kazdy kto studiowal mial do czynienia z wymagajacymi wykladowcami. W moim przypadku bylo to na zajeciach z prawa korporacyjnego. Nasz wykladowca - doktor sial terror wsrod roku. Na pierwszych zajeciach stwierdzil ze arkusze egzaminacyjne z wczesniejszych lat mozemy wyrzucic do kosza, bo jego egzamin bedzie inny. Pytania nie beda podzielone na dzialy, jak to zawsze bylo, a beda mieszanka z wielu. I tak aby byc w stanie odpowiedziec na takie pytanie, dany student musi miec obszerna wiedze i znajomosc adekwatnych spraw sadowych z wielu dziedzin (setki stron w podreczniku, niezliczone ilosci spraw sadowych) Ogolnie nasz doktor straszyl i grzmil przez caly rok, ale jakos przezylismy. Nikt sie nie skarzyl do rektora, tylko kazdy wzial sie do nauki i wiekszosc zdala. Egzamin piekielnie trudny, fakt, ale jak najbardziej do zdania.

Odpowiedz
avatar peeYie4o
4 4

Za, dużo, przecinków, w historii.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 6

Mmm jaka ty wspaniała jesteś, a wszyscy inni to lenie. Miałam taką koleżankę jak Ty, mądra ale nie tam gdzie trzeba. Pewnie tylko aureoli nad głową Tobie brak co?

Odpowiedz
avatar estrie
-4 4

Och, wielu rzeczy mi brak, aczkolwiek bez aureoli jakoś sobie poradzę. Czy ja napisałam, że jestem jedna sprawiedliwa? Chyba nie. Byli jeszcze inni, którzy również bardzo cenili tego wykładowcę, co nie zmienia faktu, że była to duża mniejszość.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

Jeśli obecnie pracujesz zawodowo to serdecznie współczuję Twoim współpracownikom. Co do wykładowcy odnoszę wrażenie że faworyzował Ciebie. Ani słowa nie piszesz czy ktoś zawalczył o tego wspaniałego wykładowcę, chyba nie zawalczył bo było was duża mniejszość - no to chyba o czymś to świadczy (wspaniały wykładowca tak do końca to nie był wspaniały). Tak naprawdę to w tej historii piekielną jesteś Ty.

Odpowiedz
avatar rekrutka
2 2

Wiem, że może ten komentarz powinnam dać pod Twoją poprzednią historią ale... Kurcze. Na Akademii Muzycznej na takim wydziale są ludzie studiujący dla papierka? I takie lenie jak opisujesz, co to nie kiwną palcem? Dziwne na prawdę. Myślałam, że tak specjalistyczne studia to raczej dla pasjonatów, a nie przypadkowych studentów :)

Odpowiedz
avatar Malibu
1 1

Kurde a mogą być niespecjalistyczne studia?

Odpowiedz
avatar SomewhereOverTheRainbow
-1 1

Dziw bierze, że porządnego człowieka można zwolnić z uczelni, a niejednokrotnie opisywanych bufonów czy seksistów nie.

Odpowiedz
Udostępnij