Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Miał być komentarz do historii http://piekielni.pl/57298#comments ale trochę popłynąłem więc niech będzie…

Miał być komentarz do historii http://piekielni.pl/57298#comments ale trochę popłynąłem więc niech będzie i historia (a raczej rozbudowany komentarz do innej)

Ja nie wiem jak to jest z tym wfem teraz naprawdę. Sam szkołę kończyłem nie tak dawno temu (rocznik `89) i w moim wypadku nic co wymieniłeś nie było problemem.
Pewnie, często zdarzał się wf od rana, ba nawet i dwie godziny lekcyjne wfu jedna po drugiej i jakoś nikt nie śmierdział. Może ludzie brali sobie do serca że dezodorantu używa się po kąpieli a nie zamiast? Nie przypominam sobie ani jednej takiej sytuacji w której po wfie panowałby nieprzyjemny zapach. Może moje pokolenie się po prostu nie pociło? Huh...

Byłem w dwóch liceach (jedno miało tragiczne opinie ale było blisko więc w pierwsze klasie po prostu zaryzykowałem i tam poszedłem) i nawet w tym gorszym nikogo do niczego nie zmuszano, zabierali nas na duże obiekty sportowe a jeżeli ktoś narzekał chociażby na ból ręki to mógł w zastępstwie gry w siatkę na przykład robić brzuszki czy przysiady czy co tam chciał. Jeden chłopak podczas gry niefortunnie wleciał na ścianę czy jakąś drabinkę, nie pamiętam już, i potłukł sobie nogę tak że nie mógł stać. I co? Nauczyciel na rękach zaniósł go do pielęgniarki - dzisiaj pewnie dostałby prokuratora za pedofilie.

Jeżeli chodzi o wyjścia na dwór - to my sami o nie wręcz prosiliśmy, bo w końcu fajniej jest pobiegać na dworze po boisku niż po hali która jest codziennie a nauczyciele zapowiadali że podobno ma się ocieplić i żeby każdy zabrał ze sobą dresy na wszelki wypadek bo będziemy na dworze mieli zajęcia. A sam pamiętam jak pewnego razu przyszło ochłodzenie i nasz nauczyciel chciał zrobić zajęcia w sali żebyśmy nie zmarli - wszyscy jak jeden mąż go namówili w końcu że nie jest aż tak zimno i można wyjść na dwór.

Jeżeli chodzi o "te dni" to każda dziewczyna miała do wykorzystania 1 zajęcia w miesiącu na których mogła nie ćwiczyć (albo dostawały jakieś zamienny zestaw ćwiczeń, pamiętam na pewno że część nie ćwiczyła właśnie z tych powodów).

Także ja widzę tutaj tylko wyjścia - albo wielkie histeryzowanie i zwalanie winy na każdego kto się nawinie "bo to przecież nigdy nie jest, nie była i nie będzie moja wina... nigdy!" albo czasy naprawdę aż tak bardzo się zmieniły. Albo najbardziej prozaiczny z powodów - to seria wyjątkowych przypadków a jak wiadomo sytuacje ekstremalne są dużo łatwiej i chętniej rozgłaszane.

Comments anyone?

by Werchiel
Dodaj nowy komentarz
avatar cynthiane
1 13

Zapytam jako pierwsza- gdzie tu piekielność? ; ) A całkiem serio, muszę Ci przyznać rację. W każdej z moich szkół i z każdym z nauczycieli nie było problemów. Co prawda trafił mi się jeden psychol, który wymuszając "rozgrzewkę" rozciągającą zerwał dziewczynie ścięgno/ mięsień (coś w pachwinie), ale to jeden wyjątek na bodajże 11 nauczycieli. Można było skorzystać z trzech "kropek" w semestrze, kolejne niećwiczenie bez zwolnienia to jedynka. Tak na wypadek okresu, braku stroju, gorszego samopoczucia. Można było też zamienić sobie sport; z kontuzją ręki można było biegać/ robić brzuszki, zamiast gry w ręczną. Na dwór? Może tylko u mnie, ale było dwóch nauczycieli, zazw. dla chłopców i dziewcząt. W takim razie część gra w siatkówkę na hali, część idzie pobiegać do parku. I wilk syty, i owca cała.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 14:45

avatar Werchiel
-5 13

Piekielność widzę w tym że nie jest to już pierwsze sytuacja gdy ktoś zamieszcza tego typu historię "z drugiej strony barykady" i usilnie starają się przekonać nas do współczucia (a przynajmniej tak to wygląda) w sytuacji kiedy każdy z nas (ze starszego rocznika) w wielu sytuacjach miał dużo gorzej - tak więc koloryzowanie tego jak jest teraz naprawdę uważam za prawdziwie piekielne. Nie twierdzę że wszędzie jest idealnie, oczywiście że zdarzają się takie miejsca ale to pojedyncze przypadki a wmawiane nam jest że to cały świat/system/[wstaw dowolne] zmierza ku przepaści. Przydałby się tutaj generalny katharsis światopoglądowy żeby to rozwiązać. @down Zdaje sobie z tego sprawę, ale pomyślałem że faktycznie warto byłoby to już teraz wyjaśnić bo pewnie zgłosiłby się ktoś miałby to na serio na myśli. Także no offence ;P

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 16:02

avatar cynthiane
-3 3

Werchiel, to był żart -.- Jak już napisałam, zgadzam się z Tobą; choć zdarzają się nadgorliwi wuefiści, to większość piekielności uważam za wyolbrzymione.

Odpowiedz
avatar Olena
-4 12

Ja (rocznik '91) chodziłam do małego wiejskiego gimnazjum w którym stricte sali gimnastycznej nie było. Mogliśmy albo iść na siłownię mieszczącą się w dusznej piwnicy, albo na ekstremalnie maleńką (może 8x6m) zapuszczoną i zagrzybiałą salę wybudowaną jeszcze w latach 50-tych gdzie można było co najwyżej skakać przez równie wiekowego kozła albo ćwiczyć na dworze. Do dzisiaj wspominam z łezką w oku odśnieżanie boiska i grę w siatkę przy przy -10. Nie było pryszniców, przebieraliśmy się w klasach i łazienkach gdzie szczytem luksusu było kiedy udała nam się ta sztuka bez nalotu natrętnych podglądaczy i jakoś wszyscy przeżyliśmy te trzy lata bez śmierci z brudu, smrodu i wychłodzenia :)

Odpowiedz
avatar Pierzasta
3 11

Trzy kropki na semestr, w razie np. okresu? Mam wrażenie, że jednak okresów to trochę więcej jest niż 3 w trakcie semestru. Szczęściem i tak zwolniona byłam (i nie było to "lewe" zwolnienie tylko naprawdę zdrowie nie pozwalało mi na większy wysiłek), ale mam wrażenie że przy takim układzie, dziewczyny z naprawdę bolesnymi okresami (mnie to ketonal ratował zanim podjęłam leczenie hormonalne) zarobiłyby niesłusznie ze 2 jedynki, bo "kropki się skończyły"...

Odpowiedz
avatar cynthiane
-1 3

Pierzasta- w razie regularnych, bolesnych czy obfitych miesiączek należy się zwolnienie. Jeśli go nie było, to na jakiej podstawie nauczyciel ma traktować kogoś wyjątkowo ?

Odpowiedz
avatar Habiel
-1 3

@cynthiane Ze zwolnieniami nie jest tak kolorowo jak myślisz-przynajmniej w moim wypadku. Nie liczy się to napisane od rodzica, tylko to od lekarza, potwierdzone pieczątką. Jeśli przyjdzie się zgłosić niedyspozycję to i tak musisz przynajmniej te 20 minut pobiegać-inaczej nauczycielka wpisuje 1 za aktywność. Pozostaje możliwość opuszczenia lekcji i walki z nauczycielem, lecz nie mam ochoty na powtarzanie klasy przez głupi wf.

Odpowiedz
avatar cynthiane
-1 3

Jeśli już trącasz o powtarzanie klasy-jeśli już, musiałabyś zaliczyć przedmiot poprawkowo. i nie rozumiem, czemu mnie atakujesz, skoro ja tylko podaję możliwe rozwiązania, z których Tobie się nie chciało skorzystać- jak sama przyznałaś.

Odpowiedz
avatar Habiel
-1 1

Moja wypowiedź to nie miał być atak na ciebie-przepraszam, jeśli to tak odebrałaś. Miałam tylko na celu pokazanie, że przykład zwolnień nie jest koniecznie tak trafiony, jak mogłoby się wydawać.

Odpowiedz
avatar cher
1 13

A masz komenta :) Rację masz, jakieś to pokolenie wydelikacone do przesady. Na WF w LO też dopraszaliśmy się zajęć na świeżym powietrzu, bo ileż można się kisić w sali. A na studiach miałam basen o 6:30, wchodziliśmy jako pierwsza grupa ofkoz, w zimie o tej porze woda miała od 10 do 15 stopni, po basenie było pół godziny na dotarcie na zajęcia na obrzeża miasta i jakoś każdy przeżył, choć na wykładzie większość spała jak niemowlaki ;)

Odpowiedz
avatar reinevan
5 25

Napisałem w komentarzu do poprzedniej historii o WF napiszę i tu. Problemem nie są nauczyciele, wyposażenie i jakoś sal (tak na marginesie (rocznik 76) żeby pograć porządnie w nogę przynosiliśmy własne piłki bo to co było w szkole do niczego się nie nadawało) czy jakość węzłów sanitarnych. Problemem jest obecna młodzież, dla której (w zdecydowanej większości) oderwanie się choć na chwilę od ryjoksiążki czy innego kanarka jest straszliwym cierpieniem.

Odpowiedz
avatar Werchiel
3 9

Przyznam, że pomimo młodego wieku też z pewną niechęcią podchodziłem do "fejsbuka" kiedy zaczął on przejmować serca i umysły, a raczej jego pierwsza polska inkarnacja czyli Nasza Klasa (było chyba też coś co nazywało się Grono ale o tym wiem tylko tyle że istniało) i chociaż Facebooka mam i chwalę sobie bo jest to naprawdę świetny sposób na utrzymywanie z kontaktu ze znajomymi czy chociażby umówienie się na spotkanie - wystarczy wyskrobać posta i już wszyscy chętni mogą zadeklarować chęć swojego przybycia. Ale... Zawsze musi być jakieś ale - tak i w tym wypadku, wchodziłem na tą stronę 2 razy dziennie - rano i wieczorem byle sprawdzić czy nie pojawiły się nowe wiadomości a odkąd sprawiłem sobie smartfona z powiadomieniami nawet tam nie zaglądam (bo kiedy coś się pojawi dostanę wiadomość). Co chce przez to powiedzieć? Otóż doceniam to co ten portal nam daje ale jednocześnie uważam że chyba jednak lepiej byłoby nam bez niego. PS. Zamieszczając tą historię miałem nadzieję uruchomić jakiś dialog - sprowokować ludzi do komentowania i wyrażenia swojego zdania bo bardzo chciałbym żebyście powiedzieli mi że nie wszędzie tak jest - że nie całe obecne młodzieżowe pokolenie jest jedynie zainteresowane komputerami, papierosami, tanimi wyrobami alkoholowymi i przekleństwami - bardzo chce w to wierzyć, problem polega na tym że pokłady mojej wiary w zastraszającym tempie się wyczerpują chociażby podczas spaceru po osiedlu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 15:04

avatar reinevan
0 2

Werchiel niestety ale w sporym stopniu tak jest. Z tym, że w bardzo niewielkim stopniu jest to wina młodego pokolenia lecz (znów mnie pewnie zaraz żywcem zjedzą) ich rodziców, którzy zwyczajnie wolą posadzić dzieciaka od najmłodszych lat przed TV czy komputerem i mieć spokój niż pójść pograć w piłkę, czy pojeździć na rowerze. Wiem to po sobie, bo za każdym razem kiedy ze moim synem (lat 6) wędrujemy na boisko jesteśmy tam sami a co więcej wzbudzamy nielichą sensację wśród mieszkańców i przechodniów.

Odpowiedz
avatar soraja
0 2

@reinevan Przesadzasz. WF to jedna sprawa i młodzież rzeczywiście może się go obawiać, ale na boiskach zwykle jest tłoczno, nawet wieczorem czy w deszczu widać grające grupki. Widocznie mieszkasz na jakimś odludziu i po prostu nie ma kto grać, ewentualnie chodzisz w godzinach zajęć szkolnych.

Odpowiedz
avatar reinevan
3 3

Soraja jeśli Wrocław jest odludziem to mogę się z Tobą zgodzić. Boiska są pełne to fakt, pytanie tylko, czy zwróciłaś uwagę na średnią wieku na tych boiskach? Podstawówki, czy gimnazjum tam raczej nie uświadczysz. Pisząc, że jestem tam sam z synem miałem na myśli właśnie jego rówieśników. Zdecydowana większość z nich czas z rodzicami spędza w galeriach handlowych, mcdonaldzie lub innym kfc, ewentualnie w kinie. Mój syn jest zafascynowany grą w kapsle, skakanką czy grą w klasy, jego rówieśnicy w zdecydowanej większości nie mają pojęcia o tych grach i o tym, że można spędzać czas inaczej niż przed komputerem czy telewizorem.

Odpowiedz
avatar sla
1 25

Będę złośliwa. Tak ciężko pojąć, że w każdej szkole mogło być inaczej? W jednej WF był atrakcyjny, w innym polegał na daniu piłki i komentarzu 'radźcie sobie'. Nie lubisz piłki nożnej? Trudno, będziemy cię katować nią niemal na każdych zajęciach. Zaś tekst o niepoceniu się jest... śmieszny. Jesteś mężczyzną, może tego nie czujesz, pominę nawet fakt, że dezodorant ma tylko maskować zapach potu zamiast go wyeliminować jak antyperspiranty, lecz skoro na lodowisku (zimno, mniej się człowiek poci o ile w ogóle) hokeiści po godzinnym treningu mogą się tak spocić, że smród rozchodzi się na cały obiekt, nie tylko ich szatnię, to nie uwierzę, że po 2h biegania będziesz pachnieć jak po wyjściu spod prysznica. Podobnie jest z wyjściem - mi, jak byłam dzieciakiem, było zawsze zimno i wyjście nawet w długich spodniach na boisko, gdzie było poniżej 10 stopni było torturą.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 15:25

avatar cynthiane
-3 11

Sama sobie odpowiedziałaś w ostatnim zdaniu- TOBIE. Każdy jest inny. I o ile jeden lubi siatkówkę, drugi mniej, ale lekcja to lekcja i się stara, trzeci natomiast jej nie znosi i mówi, że nauczyciel jest "be" bo każe robić cokolwiek innego niż pisanie smsów. Też jestem zmarzluchem, więc podam przykład podany przez Ciebie- na lodowisku człowiek się spoci, więc biegając przy +7 też będzie cieplej.

Odpowiedz
avatar sla
-2 14

@cynthiane Tak, zwłaszcza dodając do tego zimny wiatr. A potem zdziwienie skąd kolejne zapalenie ucha... Pominę już fakt, że w wielu przypadkach na wf na zewnątrz się na coś czeka - aż reszta przybiegnie, na swoją kolej przy skokach czy grach zespołowych i takie tam. Idzie zmarznąć, paradoksalnie bardziej niż na zamkniętym lodzie. Jeśli też cały, okrągły rok (albo parę, w końcu gimnazjum / liceum trwa te 3 lata) gra się w piłkę nożną (tak u mnie było) to chyba można narzekać.

Odpowiedz
avatar cynthiane
0 6

znasz powiedzenie o baletnicy? Dodam też -odnośnie ucha- że sama często biegałam w chustce czy arafatce ze wzgledu na wrażliwe gardło. Wystarczyło wytłumaczyć się nauczycielce, by przestała krzywo patrzeć.

Odpowiedz
avatar lasooch
1 5

@sla: zastanawiam się, jak niektórzy by przetrwali, gdyby przyszło nam żyć w nieco mniej komfortowych czasach. Sam jestem zmarźluchem, ale nie mam problemu wleźć na rower przy temperaturze w granicach 0 stopni. Po parunastu minutach przestaje być zimno, a ile radochy...

Odpowiedz
avatar cynthiane
0 6

lasooch- ale po co? Można iść po zwolnienie do mamy albo psioczyć, że każą z zimnym powietrzem obcować. Jak to się mówi? 'Za moich czasów"... W każdym razie poprzednie pokolenie (starsi koledzy, rodzice) całe dnie biegali po podwórku za starą piłką, śmigali na dziadkowych składakach i dali radę. Ale teraz to dyshonor wyjść z domu. Znajomi są przecież na fb.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

Oo, brachu, ale cię teraz zjadą! Wezmę popcorn i popatrzę. A szczerze, to co wy się tak z tymi odpowiedziami na historie babracie. U mnie na wf śmierdziało i w podstawówce i w liceum i na studiach w sumie, zależy, gdzie byłam akurat. Jak ktoś był fleją i nie mył się rano i antyperspirantu nie użył, to capił jak stary koń, jak ktoś o siebie dbał, to nawet po tych dwóch wf w szkolnej łazience szybciutko myto buzię, wycierało nawilżanymi chusteczkami, popsikało, przede wszystkim przewietrzało i cóż, szło się dalej i potu czuć nie było. Gorzej z chłopakami, którzy często nie zmieniali nawet koszulek czy butów... oooj, od nich to śmierdziało! Ale też nie od wszystkich, jak wyżej - dbasz o siebie to i po 2h wf możesz wyglądać ok. I, zresztą, na wf najczęściej się w coś gra albo gimnastykuje. Biegi są tylko co jakiś czas, więc też nie przesadzajmy, że przy graniu w siatkę czy skoku przez kozła można się zlać potem. Ja rozumiem kosza, piłkę nożną, etc. tu się biega, tu można nieźle się spocić, ale też wystarczy się przebrać i odświeżyć. Zatrważa mnie to, że kiedy sama byłam w szkole, większość nastolatków o siebie nie dbała- makijaż perfekcyjny albo włoski na żel idealnie ułożone, ale plamy potu pod pachą czy dziura w swetrze zostają.

Odpowiedz
avatar Werchiel
-1 7

Nie ma dla mnie znaczenia co myślą o mnie - ich wola, mnie interesują jedynie opinie ludzie o tym temacie, a jeżeli komuś ulży jak mnie zjedzie - droga wolna. Pytasz co się z odpowiedziami babramy? My? Bo moja jest to pierwsza taka akcja i jedynie z tego powodu że komentarz, o ile w ogóle dałoby się napisać tak długo, zająłby z pół strony i pewnie wiele osób by tego nie przeczytało a, jak już wspomniałem, zależało mi na sprowokowaniu dalszej dyskusji na ten temat. Co do pierwszej części wypowiedzi - właśnie to miałem na myśli, jeżeli osoba o siebie dbała to nie śmierdziała nawet po tych wfach (stąd to zdanie o dezodorancie u mnie) a nie uwierzę że teraz się ludzie inaczej pocą (wut?). No chyba że to spisek firm produkujących dezodoranty - czyżby illuminaci?

Odpowiedz
avatar cynthiane
-3 3

Werchiel... Chciałeś dyskusji, masz burzę. ; D A będąc nieco złośliwą- niektórym dobrze zrobi trochę wysiłku umysłowego w obronie własnych poglądów. Ot tak, dla treningu... ; )

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

Wiele w tym racji i prawdy. Ja jestem rocznik 78 i sama pamiętam jak wyglądały lekcje WF, czasem nie było kolorowo to prawda ale ogólnie na te lekcje szło się z chęcią. Koszykówka, piłka siatkowa, gra w zbijaka i ta rywalizacja to było coś super. Żadna z nas nie narzekała, że się spoci, że nie może ćwiczyć bo coś tam boli. W czasie niedyspozycji siedziało się na ławce, podawało piłki itp. tragedii nie było. Wydaje mi się, że obecne podejście do lekcji WF to też trochę wina rodziców, bo po co ma pociecha ćwiczyć nie daj boże coś się jej stanie albo tipsika złamie, makijaż się rozmaże no po prostu tragedia. A później siły nie ma na autobus dobiec :. Btw chodziłam na SKS po lekcjach i chodziłam na normalny WF i jakoś nie widzę żeby mi to zaszkodziło a teraz z synami gram w kosza, siatkę a i w nogę potrafię i nie łapię zadyszki po kilku minutach.

Odpowiedz
avatar landora
8 14

A dlaczego np. nie ma aerobiku, tańca czy pływalni? Ja nienawidzę sportów zespołowych, nie znoszę, w dodatku w szkole nosiłam okulary i bez nich piłki po prostu nie widziałam, a w nich z kolei bałam się, że je zbiję. Ludzie mają różne uzdolnienia i upodobania, urozmaicenie lekcji to nie byłby chyba jakiś straszny problem? Całe LO upłynęło mi pod znakiem siatkówki, której żywiołowo nie znoszę i w którą po dziś dzień się nie nauczyłam grać.

Odpowiedz
avatar Werchiel
1 5

Cały problem polega w tym wychowaniu pod kloszem - "uważaj Maciusiu nie przewróć się", "ostrożnie Aniu, nie dotykaj tej klamki, tam są zarazki" etc. Okrutna nagonka się na to zrobiła a przecież kiedyś jakoś się żyło i bez tego. W wieku kilku lat zdarzyło mi się nawet najeść żwiru - i jakoś żyję, pościerane kolana "do krwi" po wywrotce na rowerze to była norma a kto nie miał się pochwalić nową blizną czy siniakiem był cieniasem. Ale dzieci są takie delikatne że najlepiej je w klatkach pozamykać to na pewno sobie krzywdy nie zrobią... @landora Zgoda - byłoby pięknie, miło i różowo gdyby każdy mógł ćwiczyć co mu się podoba. Jak najbardziej zgadzam się że takie rozwiązanie byłoby świetne. Tylko logistycznie niemożliwe do zrealizowania - albo szkoła musiałaby wynajmować 100 różnych nauczycieli (albo kilku omnibusów którzy pewnie policzyliby sobie słono) i liczyć się z tym że na dany przedmiot zapisze się jedna lub dwie osoby albo musiałaby te zajęcia outsource'ować (czyli tak jak się dzieje na większościach uczelni - zewnętrzny obiekt z kadrą) a w sytuacji gdy dajmy na to wf miałby być na pierwszej lekcji a obiekt oddalony jest od szkoły o 30 minut - godzine drogi sama widzisz problemy prawda? Przyznam że w 1 klasie LO udało się to w ten sposób u nas załatwić ale to dlatego że było bardzo dużo osób a tylko jedna sala gimnastyczna więc zwyczajnie nie mieli jak kombinować z dostępnym miejscem (6 klas na każdy rocznik, podział na chłopaków i dziewczyny i już się robi niesamowita ilość) więc wrzucili nasz wf specjalnie w taki sposób (z tego co wiem tylko kilka klas tak miało) że na dojazdy do obiektu treningowego/szkoły mieliśmy dodatkową godzinę lekcyjną (okienko). I było w porządku ale: a)obiekt był bardzo blisko szkoły - jakieś 15 minut spacerkiem b)co z odpowiedzialnością za ucznia w drodze z obiektu do szkoły? Prowadzący zajęcia miał kolejną grupę więc na własną rękę trzeba było dostać się do szkoły i o ile dla nas nie był to żaden problem to w dzisiejszych czasach sam już nie wiem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 16:00

avatar sla
-1 7

@Werchiel Jeszcze powiedz, że takie jest całe społeczeństwo. Całkiem niedawno pracowałam z dzieciakami od (na oko, nie znam się) 3 do nastu lat jako pomocnik trenera i jakoś nie zaobserwowałam nic z tego, co piszesz. Idzie takie małe coś, ledwo się na nogach trzyma, ale na łyżwach próbuje jeździć. Nieważne, że leży co parę metrów, ale ciągle próbuje! Paradoksalnie to takie dzieciaki mniej się bały oderwać od bandy czy drugiego człowieka od uczących się dorosłych. Co do drugiej części posta - bzdura, jak się chce to można. U mnie w lo były wfy na oddalonych od szkoły obiektach (od 20 minut pieszo do 20-30 minut autobusem) i jakoś dało się zorganizować zajęcia tak, by dotrzeć, przebrać się, poćwiczyć i wrócić na lekcje. Szkoła mała, za moich czasów niecałe 200 osób.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 16:03

avatar Werchiel
3 3

Wcale nie powiedziałem że takie jest całe społeczeństwo - jak już w którymś z komentów tutaj wspomniałem mam wielką nadzieję, że to są jedynie odosobnione przypadki i bardzo chciałbym żebyście utrwalili mnie w tej wierze. Pewnie że można - ale teraz leć do rodziców żeby zgodzili się zapłacić dodatkowe pieniądze na wynajęcie takiej hali/trenera. I ilu znajdziesz chętnych? Tylko mi nie pisz że "u Ciebie jakoś się dało więc gdzie indziej też się da". Jak teraz kombinują bo nie mają pieniędzy na nową tablice?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 16:08

avatar sla
-1 3

@Werchiel Grosza nie płaciliśmy. Szkoła publiczna.

Odpowiedz
avatar landora
0 0

@Werchiel Wystarczyłoby, żeby zajęcia były urozmaicone - trochę siatkówki, trochę kosza, gimnastyka, taniec itp. itd. Każdy miałby okazję odkryć, co mu odpowiada. Przecież nie chodzi o trenowanie Olimpijczyków, chyba nauczyciel po AWF potrafi poprowadzić lekcję polegająca na czymś innym niż "macie piłkę i grajcie sobie"?? W UK jakoś dają radę, a u nas oczywiście "nie da się"...

Odpowiedz
avatar Werchiel
1 1

@landora Ależ właśnie chodzi o to że zdarzają się miejsca gdzie tak bywa. Moja szkoła jest tego idealnym przykładem - mieliśmy siatke, kosza, noge, hokeja halowego (czy jak to tam się zwie) a i często zwyczajnie nas pytano w co chcemy zagrać i demokracyjnie się wybierało. Tylko teraz należy rozróżnić taką rzecz - czy potępiamy czasy w jakich przyszło żyć poszczególnym osobom, właśnie te osoby indywidualnie, czy środowisko (rodzaj szkoły, kadry etc.) w których przyszło im się znaleźć. Największy problem widzę nie w tym (przynajmniej w odniesieniu do historii i komentarzy do niej - to ważne!) że jest jak jest bo to naprawdę zależy od wielu czynników i niezależnie od czasów w różnych miejscach będzie inaczej, ale raczej w tym że podnosi się larum w kwestiach na które poprzednie pokolenia złego słowa nie powiedziały nawet jeżeli bywało gorzej bo - jak to już ktoś ładnie ujął - nikt nie jojczył na bieganie w zerowej temperaturze na dworze czy potłuczone kończyny.

Odpowiedz
avatar landora
1 1

@Werchiel - ale ja właśnie jestem z pokolenia przedgimnazjalnego, rocznik 82 się kłania. Już wtedy mnóstwo osób miało zwolnienie z WFu. A jeśli chodzi o jeszcze dawniejsze czasy, to wtedy ludzie generalnie bali się odezwać - nie ważne, czy nauczyciel był niesprawiedliwy, czy poniżał, czy po prostu źle uczył. Bardzo dobrze, że to się zmienia, jak cokolwiek miałoby być lepiej, gdyby nikt nie żądał zmian? To, że w jednej czy drugiej szkole nauczyciel ma inwencję i mu się chce, to nie znaczy, że ogólnie jest dobrze. To powinny być zmiany całego programu, żeby nauczyciel nie miał wyboru, czy mu się chce, czy tez nie. Według Ciebie, jak widzimy, że coś działa źle, to mamy nie narzekać, bo kiedyż było gorzej??

Odpowiedz
avatar Michik
-1 5

Z tego co tutaj piszesz, to może masz rację - twoje pokolenie się nie pociło :) A tak szczerze? Spróbuj nie spocić się biegając 40min w sali, gdzie temperatura wynosi 23-24st. (Tak jest u mnie w szkole) Wyjścia na dwór - też błagamy o nie nauczycieli, ale zawsze mówią oni, że np. jutro wychodzimy na dwór, weźcie bluzy i dresy. Ogólnie cała historia tyczy się zwolnień więc dodam i swoje trzy grosze: Uwierz mi, nie każdy wymyka się od wf-u bo mu się nie chce. Są dużo ważniejsze powody (patrz #57298)

Odpowiedz
avatar Werchiel
2 8

40 minut biegania w sali? Robią wam testy wytrzymałościowe? Bo nawet trenując Jeet-Kun-Do gdzie nasz trener zajeżdżał nas praktycznie do momentu w którym ledwo stało się na nogach - nie biegaliśmy 40 minut nonstop. Wiesz co? U mnie w szkołach nie znałem ani jednej osoby (czy to z mojej klasy czy z innych) która miałaby zwolnienie. A przynajmniej na stałe, jeden chłopak zaledwie dostał zwolnienie bodajże w połowie 2 klasy bo złamał nogę na nartach.

Odpowiedz
avatar sla
-4 4

@Werchiel Słabą więc mieliście wytrzymałość. Jak ja trenowałam to potrafiłyśmy biegać nawet dłużej, w dodatku w wersji hard. No i u mnie zwolnienie w szkole było. Sztuk jeden, ale było.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 16:16

avatar landora
7 7

No widzisz, a ja jestem od Ciebie nieco starsza i wspominam WF bardzo źle. W podstawówce wciąż graliśmy w piłkę ręczną, zdarzały się też gry, polegające na trafieniu przeciwnika ciężką piłką. Sama przyjemność! Koledzy i koleżanki z klasy wyśmiewali się z osób słabszych z WFu (ciekawe dlaczego nie z tych, którzy w siódmej klasie nie potrafili płynnie czytać?). W LO było lepiej, póki nie zmieniono nam nauczyciela. Nowy nauczyciel oceniał nie chęci, a umiejętności - po jedynce ze stania na rękach i "gwiazdy" stwierdziłam, że chrzanię taki interes, i załatwiłam sobie zwolnienie. Za rogiem mieliśmy stadion i pływalnię - nigdy z nich nie korzystaliśmy! Dopiero studia przyniosły zmianę - tam można było wybrać sobie aktywność. Ja trafiłam na narty, i chociaż po dwóch latach nie zostałam Justyną Kowalską, to nauczyłam się jeździć. Teraz chodzę na aerobik i zumbę, ruszam się. Ale szkolny, monotonny, paskudny WF był koszmarem. Aha, jeszcze a propos pokolenia - znam sporo osób w wieku moich rodziców, które również nie cierpiały WFu.

Odpowiedz
avatar cynthiane
-3 3

"Koledzy i koleżanki z klasy wyśmiewali się z osób słabszych z WFu (ciekawe dlaczego nie z tych, którzy w siódmej klasie nie potrafili płynnie czytać?). " może dlatego, ze to wf, nie język polski? "Za rogiem mieliśmy stadion i pływalnię - nigdy z nich nie korzystaliśmy!" sądzę, ze gdyby nauczyciel zażyczyłby sobie choć 30 zl miesięcznie na pływalnię, bylaby afera, że zdzierstwo i po to jest sala, żeby w ręczną grać.

Odpowiedz
avatar landora
2 4

" może dlatego, ze to wf, nie język polski?" To znaczy, że jeśli ktoś nie biega szybko, to należy się z niego śmiać, a jeśli ktoś sadzi byki i nie umie czytać, to już nie...? "sądzę, ze gdyby nauczyciel zażyczyłby sobie choć 30 zl miesięcznie na pływalnię, bylaby afera, że zdzierstwo i po to jest sala, żeby w ręczną grać." Przez całe LO błagaliśmy nauczyciela, żeby jedną lekcją zastąpić pływalnią. Bez skutku. Nie było u nas w klasie nikogo biednego, więc raczej nie byłoby problemu z wyłożeniem kasy.

Odpowiedz
avatar cynthiane
-2 2

A dlaczego ktoś ma być non stop wyśmiewany tylko dlatego, że duka? Masz rację, że to wiek, w którym wypada czytać płynnie i ja sobie nie wyobrażam innej opcji. Ale ludzie są mniej lub bardziej zdolni, a tym bardziej ambitni, by czegokolwiek się nauczyć. Zatem wybitnego ucznia, geniusza fizyki, chemii czy matematyki, wysportowanego i oczytanego też wyśmiejesz, bo na muzyce fałszował? Bo to tak, jakby na wf szydzić z kogoś (nieważne jak dobrego) dlatego, że słabo czyta.

Odpowiedz
avatar landora
1 3

A czy ja powiedziałam, że ktokolwiek powinien być wyśmiewany z jakiegokolwiek powodu? Ja tylko mówię, że dziwnym trafem bycie kiepskim z WFu jest powodem do wyśmiewania, a bycie kiepskim z innych przedmiotów - już nie. I ciekawi mnie, dlaczego tak jest?

Odpowiedz
avatar calodniowysen
6 6

Ja dopiero co skończyłam LO i jakoś nie widziałam takiego problemu u nas w szkole, jak ten opisany w historii (do której ta historia jest odpowiedzią, czy coś...) Dlatego trudno się z Tobą nie zgodzić. WF zawsze był odpoczynkiem od pomiędzy lekcjami (zawsze znajdował się po środku). Po WFie i owszem był pot, ale zawsze można było się wytrzeć (jak nie ręcznikiem, to nawet koszulką - przecież i tak idzie do prania). Chłopcy z klasy radzili sobie tak, że jak któryś wiedział, że poci się mocniej nosili ręczniczki, którymi się wycierali. Co do podwórka - nie byłam fanką, ale na dworze wf był luźniejszy - chłopcy godzinę grali w nogę, dziewczyny kosz/siatka, nawet jakieś "paletkowe" sporty. Co to "tych dni", jedna dziewczyna z klasy miała zwolnienie tylko na wtedy, ponieważ bardzo źle się czuła. Zgłoszenie problemu przez kogoś innego skutkowało mniej intensywnym ćwiczeniem (brzuchów się nie robiło itp) Pani w gimnazjum miała też sposób na dziewczyny - można było zgłosić "te dni" i praktycznie nie ćwiczyć, jednak pani wfistka notowała każde takie zgłoszenie, a po pół roku wskazywała osoby, które powinny iść do lekarza, bo okres co dwa tygodnie normalny nie jest ^^

Odpowiedz
avatar dellicja89
2 6

Muszę się nie zgodzić. Rocznik ten sam, ale realia całkiem inne. Na pewno w dużej mierze różnice poglądowe wynikają z tego do jakiej kto chodził szkoły i jakie było podejście nauczycieli. Dla mnie od samego początku wf był męczarnią i najchętniej wcale bym na niego nie chodziła. Nigdy nie miałam zwolnienia a na każdy wf chodziłam zestresowana. Zacznijmy od tego, że nie byłam dobra z wfu. Nie potrafiłam grać w siatkówkę, kosza, szybko biegać. Często zajęcia wyglądały tak, że nauczyciel dawał piłkę i całą godzinę w coś graliśmy. Do drużyny byłam wybierana jako jedna z ostatnich osób. Gdy źle odbiłam piłkę czułam na sobie te spojrzenia "lepszych" osób. Fatalnie to wpływało na moje samopoczucie, bo mimo tego, że się starałam to nic z tego nie wychodziło. Wszystkie oceniane ćwiczenia - biegi, skoki przez kozła / skrzynię, cokolwiek.. zawsze miałam 3 lub ewentualnie 4-, co oczywiście po pierwsze obniżało mi średnią a po drugie negatywnie wyróżniało mnie wśród innych, dla których skok przez skrzynię to żaden problem. Gdyby lekcja wyglądała tak, że każdy ćwiczy na tyle ile może/potrafi nie byłoby stresu. Dla mnie wf był przedmiotem, z którego cokolwiek bym nie robiła i tak byłam beznadziejna. Każdy wf obniżał moją samoocenę, więc oczywiste, że nie lubiłam na niego chodzić i gdybym tylko miała możliwość z chęcią załatwiłabym sobie zwolnienie. Teraz szkołę mam już za sobą i wiem, że na pewno nie chodziło o lenistwo albo niechęć do aktywności fizycznej. Już na studiach jako wf wybrałam basen i nie sprawiało mi problemów chodzenie tam, gdyż nikt nie oceniał tego kto jest najlepszy a kto najgorszy. Regularnie ćwiczę - chodzę na siłownię, latem biegam, jeżdzę na rowerze. Nigdy nie chodziło o lenistwo a jedynie o kompleksy i brak pewności siebie.

Odpowiedz
avatar Werchiel
4 4

Odnoszę wrażenie (i nie piszę tego w żaden sposób złośliwie, nie odbierz tego w ten sposób) że byłoby dużo lepiej gdyby wf był jak najbardziej obowiązkowy ale nieoceniany - rozwiązałoby to przynajmniej część problemu chociaż naturalnie nie wszystko no i główna przyczyna nadal zostałaby niewykorzeniona - czynnik ludzki oczywiście czyli zwyczajna indywidualność prowadzącego dane zajęcia.

Odpowiedz
avatar dellicja89
3 3

Werchiel - Zgadzam się w pełni.

Odpowiedz
avatar villhelma
-2 2

Wszystko zależy od nauczycieli prowadzących przedmiot i ch podejścia. W gimnazjum i na studiach nauczycieli wf'u miałam wybitnych, potrafili zachęcić i gdy ktoś był kontuzjowany sprawdzali, czy aby na pewno nie jest potrzebna konsultacja lekarska i pozwalali zejść odpocząć lub odprowadzali do gabinetu pielęgniarki i wzywali pogotowie. Tak samo podczas "tych" dni były do wykorzystania jedne zajęcia w miesiącu, podczas których można było nie ćwiczyć, a i w trakcie, gdy ktoś czuł się dobrze, ale niekomfortowo z pewnymi ćwiczeniami, można było robić coś innego. I były zajęcia na dworze, na halach, na siłowniach i w salach ze sprzętem do gimnastyki. Aż z przyjemnością się chodziło nawet wcześnie rano na te zajęcia i jakoś nikt na zajęciach później nie śmierdział - zawsze można było ochlapać się w jakimś zlewie przy szatniach, które, o zgrozo, mieliśmy koedukacyjne. Z kolei moja podstawówka i liceum były małym koszmarem. W podstawówce nauczyciel złamał mi rękę w nadgarstku. Musiałam ćwiczyć do końca zajęć, bo na pewno udaję, przez co teraz nie mogę obciążyć tej ręki nawet ciężarem swojego ciała (była też źle leczona, ale to już byłby temat na osobną historię). W liceum, w klasie sportowej, normalnym było wyśmiewanie przez trenera każdej osoby, która robiła coś gorzej. Nie skakałeś tak wysoko jak reszta? Musiałeś liczyć się tym, że zostaniesz zmieszany z błotem przy całej klasie. Podczas treningów na basenie najmniejszy błąd w technice płynięcia skutkował tym, że długą tyką wpychano kogoś pod wodę i przytrzymywano chwilę na dnie. Wciąż uważam to za jedno z moich najgorszych przeżyć. I nikt z nas nie pomyślał o zmianie nauczyciela, skargach do dyrekcji. Po prostu zaciskało się zęby i szło na wf, a zwolnienie całoroczne miała tylko jedna osoba - dziewczyna z przedłużaną operacyjnie nogą, którą zginała w kolanie jakieś 20 stopni i miała w udzie śruby i metalowe płytki.

Odpowiedz
avatar krolJulian
1 1

I ja się zgodzę-pokolenie w zasadzie niewiele młodsze ode mnie, a problemy z wf gorsze niż można to sobie wyobrazić... Osobiście przeżyłam cztery wuefistki i tylko jedna była głupią małpą, pozostałe były jak najbardziej w porządku. Przez podstawówkę męczyłam znienawidzoną siatkę (pół klasy to reprezentantki szkoły, a ja nie dość że niska to jeszcze nie miałam szans przebicia się-wybieranie piłek: zawsze, ale to zawsze trafiała mi się ta najtwardsza i najgorsza do opanowania, podczas gdy reprezentacja dumnie szpanowała sprzętem-dla dzieciaka takiego jak ja to była wielka niesprawiedliwość), a kobieta ewidentnie faworyzowała swoje ulubienice. Natomiast gimnazjalna wuefistka-cud kobieta, dzięki niej zaczęłam z chęcią grać w siatkę, pół szkoły trenowało piłkę nożną a oceny były jak najbardziej sprawiedliwe. Tylko ilość zwolnień nie wiedzieć czemu był gigantyczna (z 15 dziewczyn ćwiczyło np.5). Wiele zależy od nauczyciela, jak w każdym przedmiocie. Ale uczniowie też mają swoje za uszami.

Odpowiedz
avatar Skorpion
1 3

Ja akurat mam złe wspomnienia związane z wf. Faktycznie,zajęcia wf pomiędzy innymi lekcjami to problem,często brakuje czasu na przebranie się,ogarnięcie. W swojej szkole nienawidziłam tego,że zawsze grało się w siatkówkę,która mi nie wychodziła. Albo dostało się w łeb piłką,bo inni nie patrzą jak grają,albo nie wychodziło mi i dostawałam opieprz od tych,co bardzo chcieli grać. Najśmieszniejszy był Pan,a raczej chłopak od wf,który w szkole policealnej wymuszał na nas skoki przez kozła,tory przeszkód i akrobatykę.

Odpowiedz
avatar 8eska88
-1 1

Rocznik 96:) Atrakcyjność Wfu zależy od szkoły po prostu. W podstawówce i gimnazjum lubiłam W-F. Ale wtedy nauczyciele zapewniali nam różnorodność. Od zawsze nienawidzę siatkówki, ale byłam w stanie się przemęczyć gdy wiedziałam, że następnym razem zagramy w coś innego. Teraz jestem w liceum i WF to najbardziej znienawidzona lekcja, ciągle gramy w siatkę i tylko w siatkę, w piłkę nożną nie zagraliśmy ani razu, w kosza dokładnie dwa. Mamy podział na grupy, akurat ja jestem w grupie tej strasznej baby- naprawdę. Głupi babsztyl drze mordę non stop(tak, na sali jest głośno, ale to nie ten ton głosu), gdy biegamy nie można przystanąć nawet na chwilę. Jest co najmniej bardzo nieprzyjemna gdy się z nią rozmawia. Druga grupa ma naprawdę spoko babkę, można z nią pogadać, 2 razy w tygodniu robi dziewczynom takie babskie ćwiczenia typu Chodakowska itd. Czasami moja grupa może się do nich dołączyć, ale rzadko. Usprawiedliwienia mamy ze 2, wiadomo, że gdzieś się je wykorzysta po drodze, ale no sorry dziewczyna nie ma okresu 2 razy do roku jak pies. Zależy od przypadku, ale ja wolałabym nie ćwiczyć w tym czasie, bo mam okropne boleści i cieknie ze mnie jak z kranu. Można przedstawić usprawiedliwienie od rodziców ale z nich też jest się rozliczanym, a mnie zdarzyło parę razy dostać okres dopiero w szkole. Rozważam zapisanie się na siłownię, bo nie mam gdzie wyładować energii, a siatkówka mi tego nie zapewnia :D

Odpowiedz
avatar cicikowo
3 3

Nie gloryfikowałabym "dawnych czasów". Heh, śmierdzieliśmy wszyscy po wuefie. Wyparliśmy to z pamięci:) W mojej szkole ponoć były prysznice, były umywalki itp., ale trudno się dokładnie odświeżyć mając do dyspozycji 10 minut (nawet mniej, bo trzeba jeszcze popędzić na drugi koniec szkoły do klasy). Powierzchownie, owszem. "Za moich czasów" zwolnień z wuefu nie było. Chyba nie było takiego zwyczaju. Owszem, zdarzały się osoby niećwiczące, ale stały za tym spore przesłanki (najczęściej zdrowotne). W sumie mogę uczciwie powiedzieć, że gdybym teraz chodziła do szkoły, miałabym zwolnienie z tych zajęć. Dlatego, że lekcje są nudne. Po prostu. I piszę to z perspektywy osoby, która całą podstawówkę i liceum: jeździła na rowerze (dużo, nawet bardzo dużo), grała po lekcjach w kosza i palanta, piłę nożną, dużo chodziła itp. Do dzisiaj nie wiem, skąd u mnie był ten pęd do ruchu fizycznego (dzisiaj jestem raczej kanapowcem). Lekcje wuefu były, tak jak napisałam, nudne i w żadnym wypadku nie zaspokajały mojej potrzeby ruchu, bo tego miałam po kokardkę poza szkołą. Ot, kolejny obowiązek, który trzeba odbębnić i jeszcze się po nim człowiek przez następne kilka godzin czuje nieświeżo. Nie wiem, jak to teraz wygląda w systemie nauczania, ale ja, zarówno w podstawówce jak i liceum, miałam 2 godz. WF tygodniowo. Idiotyzmem jest sądzić, że te lekcje miały jakikolwiek wpływ na nasze zdrowie fizyczne i wysportowanie. 90 min. tygodniowo to pikuś w porównaniu do np. codziennego chodzenia pieszo po przysłowiowe bułki zamiast podjeżdżania samochodem/tramwajem itp (rower się nie liczy-to jak chodzenie pieszo):)

Odpowiedz
avatar calodniowysen
0 0

Teraz jest 5 godzin w gimnazjum, w tym u mnie w gim, obowiązkowo raz w tygodniu miały być dwie godziny po sobie, a w LO cztery godziny ;)

Odpowiedz
avatar soraja
1 3

"ba nawet i dwie godziny lekcyjne wfu jedna po drugiej i jakoś nikt nie śmierdział." "Byłem w dwóch liceach i nawet w tym gorszym nikogo do niczego nie zmuszano" Innymi słowy, nikt nie śmierdział bo nikt aktywnie nie ćwiczył - żeby przez 2 godziny ćwiczeń się nie spocić trzeba się naprawdę natrudzić przy tym podpieraniu drabinek...

Odpowiedz
avatar reinevan
0 2

A może po prostu kiedyś bardziej liczyła się dobra zabawa i ruch, niż żel na włosach,pomalowane paznokcie i chanel nr 5? Wiem, jestem stary piernik, ale pamiętam doskonale jak w podstawówce czy nawet w liceum ganialiśmy się jak głupki po korytarzach, nawet 15 min. przerwa była dobrą okazją aby choć 2 razy kopnąć piłkę czy poskakać "w gumę" czy "w kabel" i nikt nie zwracał uwagi na to, że ktoś się spocił czy nawet utytłał w kałuży na klepisku potocznie zwanym boiskiem szkolnym. Nikt nie biegał zaraz po zajęciach do domu, do komputera czy przed TV, tłukliśmy razem z dziewczynami w nogę czy w siatkę czy w kosza, tak długo jak długo było widać piłkę. Do dziś pamiętam, w ogólniaku WF mieliśmy na pierwszych 2 lekcjach, potem cały dzień zajęć, po WF człowiek zrzucał z siebie przepocone ciuchy wrzucał do worka, ochlapał się byle jak pod zimną wodą w kranie i nikomu to nie przeszkadzało. Niezależnie od pory roku zdecydowaną większość dnia spędzaliśmy na dworze.

Odpowiedz
avatar Habiel
1 3

Dobra zabawa liczy się nawet teraz, lecz niekoniecznie na WFie, gdzie jednak jesteśmy zmuszani do wykonywania sportów, których się nie lubi. Większość dziewczyn z mojej klasy nie lubi siatkówki, za to kocha badmintona. Co robimy więc na WF? Siatkówka. Bez względu na nasze prośby. Dlatego aby sobie pograć trzeba zostawać po szkole (w czym często przeszkadza brak dojazdu do domu, czy lekcje następnego dnia). Mit potu, według mnie jest pół-prawdą. Zależy to od intensywności ćwiczeń. W mojej szkole są biegi na 15 min-zazwyczaj na dworze, kiedy jest już ciepło. To logiczne, że się spocimy, więc nikt z tego problemów nie robi. Chociaż trochę współczuję nauczycielom, którzy później "czują" nas w klasie ;D

Odpowiedz
avatar reinevan
0 0

Habiel wf, podobnie jak polski, matematyka czy inna chemia jest przedmiotem szkolnym, do którego jest przypisana (zatwierdzona przez MEN)podstawa programowa, którą nauczyciel jest zobowiązany zrealizować (czy mądra i słuszna to już inna dyskusja). Narzekanie więc na to, że na wf musicie biegać, czy robić inne rzeczy na które nie macie ochoty, jest tak samo zasadne i mądre, jak narzekanie na konieczność czytania lektur na j. polski, czy znajomość tabliczki mnożenia na matematykę. Pomijam już zupełnie kwestię, że zorganizowanie gry w badmintona dla np. 15 osób tak, żeby każda przez te 45 czy 90 min się ruszała jest po prostu niewykonalne.

Odpowiedz
avatar Habiel
0 0

Nie narzekam na realizowanie podstawy programowej-rozumiem, że trzeba ją zrealizować. Jednak skoro musimy ją wypełnić powinniśmy poznać inne sporty, czyż nie? Dlaczego więc prawie co lekcję biegamy/gramy w siatkówkę? Co do zorganizowania badmintona dla 15 osób-owszem jest to wykonalne, bo trzy razy potrafiliśmy w niego zagrać i to tak, że po lekcji byłyśmy czasem bardziej zmęczone niż po biegach.

Odpowiedz
avatar Sway
3 3

Ja mialam roznych nauczycieli. Facet w podstawowce byl stukniety. Miala dosc powazny uraz kregoslupa i przez poltora roku nie cwiczylam w ogole. Potem mialam pewne ograniczenia, co moge, czego nie i facet dostal ladna wydrukowana kartke od lekarza. To nie przeszkadzalo mu zmuszac mnie do robienia np. przewrotow. Potrafil tez nakrzyczec na bardziej pulchne dziewczyny, ze sa leniwymi oslami i to ich wina, ze tak wygladaja (cudowny wplyw na samoocene u nastalotkow, prawda?), kiedys na jednej lekcji wpisal wszystkim niecwiczacym nieobecnosc, brak stroju i banie ze sprawdzianu, bo tak! (Do tej pory nie wiem jak nie miec stroju na zajeciach na ktorach cie nie ma). Okres tez nie byl usprawiedliwieniem, bo wg. niego bylysmy za mlode (jak dla mnie 12-latka z okresem to nic niezwyklego, aaaaleeee...). Duzo oglnie bylo dziwnych sytuacji u tego goscia. Potem juz mialam nauczycieli ok.

Odpowiedz
avatar wodbo
0 0

Ja na przykład trafiałam na bardzo dobrych wfistów. W podstawówce miałam 3 nauczycieli tego przedmiotu i każda lekcja była ciekawa, choć zamiast boiska mieliśmy kartoflisko. Nikt nie narzekał i z tego co pamiętam zwolnienia zdarzały się niezwykle rzadko. W gimnazjum miałam złotą nauczycielkę. Kobieta "do rany przyłóż". Świetna. Co prawda nigdy nie rozumiałam, czemu moje koleżanki podrabiały sobie zwolnienia. Wfy mieliśmy z chłopakami. Zawsze się ćwiczyło. W liceum.. cóż, nauczyciel zazwyczaj był nieobecny, a jak już był to siedział w kantorku i rozmawiał przez telefon. Ale drugi wfista, złoty człowiek, zawsze przygarniał niedobitków z mojej klasy, czyli mnie i moje dwie koleżanki (na 16 dziewczyn w klasie). Byłam kapitanem szkolnych drużyn. W ostatniej klasie liceum niestety dopadła mnie kontuzja i na dwa miesiące lekarz wyłaczył mnie z zajęć sportowych. Wróciłam na wf przed końcem roku. Teraz zobaczymy jak to będzie na studiach. Z racji tego, że mój ortopeda jasno powiedział, że nic po za pływaniem nie wchodzi w grę.. to wrócę do tego sportu z radością. :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

WF w liceum wspominam dobrze. Nauczyciel był naszym wychowawcą, potrafił tak jakoś dyskretnie podpytać ucznia o "wpadki" z ocenami, wspierał i zachęcał do starań o lepsze wyniki. Biegaliśmy, graliśmy, mieliśmy ćwiczenia na atlasach, gdzie poszczególne urządzenia były rozdawane na zasadzie - to na tyłek dla ciebie, to na cycki:) I jakoś nikt się nie obrażał i sądem nie straszył.

Odpowiedz
avatar JaCzyliJa
1 1

To nie było tak, że się kiedyś nie pociliście (i my też :P), po prostu nasz smród po następnej lekcji po wf czuła dopiero następna klasa wchodząca do sali ;)

Odpowiedz
avatar Werchiel
-2 2

Wow, wasz smród zakrzywiał czas i przestrzeń :D

Odpowiedz
avatar Austenityzacja
-3 3

No tak, masz rację, u ciebie w szkole było dokładnie tak samo jak w całej Polsce. "Mocne" ode mnie.

Odpowiedz
avatar Werchiel
-3 3

Ale może rozwiniesz jakoś swój komentarz? Bo takie lakoniczne stwierdzenia nic nie wnoszą.

Odpowiedz
avatar Austenityzacja
0 2

Naprawdę, tak ciężko jest to zrozumieć? Łał, nie spodziewałam się. Otóż tym ironicznym stwierdzeniem miałam na myśli, że w twoich szkołach mogło (i prawdopodobnie było, sądząc po komentarzach tutaj i pod tamtą historią) być inaczej niż w szkołach w całej Polsce. I możesz sobie uważać, że to są wymysły "dzisiejszej młodzieży", jednak nie chodziłeś do wszystkich szkół w tym kraju i chyba nie masz doświadczenia, żeby się tak wymądrzać. Żeby było jeszcze łatwiej zrozumieć - jeżeli ty miałeś wredną babę od matematyki to nie znaczy, że wszyscy na całej planecie tak mieli. Tak samo to działa z nauczycielami od innych przedmiotów, m. in. w-fu.

Odpowiedz
avatar Werchiel
0 0

Świetnie a teraz przeczytaj sobie dokładnie tym razem to co napisałem i wskaż mi w którym miejscu przedstawiłem taki pogląd? Co więcej - pisałem nawet o czymś kompletnie odwrotnym ale tego to już nie łaska zauważyć?

Odpowiedz
avatar Wafeko
0 2

Co zrobisz skoro nam rosnie pokolenie fejsbukowiczow, ktorzy rezygnuja z w-fu poniewaz chca wsadzic swoj nos w telefon i siedziec tak do konca lekcji. Patologia.

Odpowiedz
avatar Kyu
1 1

Nauczyciele i szkoły są różni, tak samo jak uczniowie. U jednego będzie wszystko ok, u drugiego istne piekło, a trzecia opowieść może być żaleniem rozpuszczonego dzieciaka. Polegając jedynie na opowieściach, prawdy nie dojdziesz :) U mnie w gimnazjum wf to była masakra niewiniątek. Zmuszanie do biegów osób, którym biegać nie wolno ze względów zdrowotnych, granie w siatkę czy kosza z nadwyrężonymi ścięgnami na wfie dzień wcześniej. W liceum za to wuefiści cud-miód, nigdy nie było nudno, jak ktoś nie dawał rady, to robił inne ćwiczenie. Ja miałam lekarskie z niektórych ćwiczeń i dogadałam się z nauczycielką tak, że np gdy klasa biega na ocenę, ja jak czuję się na siłach to mogę "truchtać" na zaliczenie, a jak miałam gorszy dzień, to mogłam się rozciągać czy iść do innej klasy, która miała w tym czasie zajęcia na małej sali i robili coś lżejszego. Wszystko zależy od człowieka :)

Odpowiedz
avatar misiafaraona
4 4

Tylko ci się wydaje, ze nie śmierdziałeś. A i czas zatarł w pamięci te co przykrzejsze wspomnienia.

Odpowiedz
avatar SCIERWO
1 1

JA TEZ JESTEM ROCZNIK 89 WIEC MOZEMY POROWNAC hah powiem ci ze o ile w liceum fakycznie WF stal sie bezproblemowy o tyle w podstwowce i gimbazjum bylo to poprostu poje... i kazdy chcial miec tylko to zwolnienie... przysznice byly ale tylko w liceum wczesniej nikt nawet nie wiedizal ze jest cos takiego jak SZATNIA przebieralismy sie po prostu na kotytarzu... nauczycieli mielismy roznych od wariatki kazacej pokaywac sobie brudna bielizne po zmianie (moze fetyszystka)prez psycholke ktora chorego ucznia z goraczka wyslala aby robil pampki w sniegu a potem przy dyrektorce tlumaczyla sie "kazdy mi mowi ze jest chory" a co do smrodu potu to mozliwe ze nie przemaczli was tak na tym wfie lub poprostu nie zwracales uwagi na te walenie

Odpowiedz
avatar Hideki
2 2

Rocznik 85. W większości miałem podobnie jak w przytoczonej historii, ale my nie robiliśmy z tego jakiegoś dramatu. Niezależnie od pory roku ćwiczyliśmy wszędzie tam, gdzie wuefista nam kazał. Przeziębieni również. Sam miałem katar 365 dni w roku (zatoki, jak się później okazało) i dla mnie w-f nie należał do najprzyjemniejszych, ale zaciskało się zęby i walczyło się o co najmniej dobrą ocenę na semestr. Nie można narzekać na wszystko, bo w pewnym momencie się okaże, że nie ma nic dobrego, a wszystko jest złe.

Odpowiedz
Udostępnij