Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Witam. Postanowiłem zacząć nową przygodę z tym portalem. Bez wrodzonej wredności, bez…

Witam.
Postanowiłem zacząć nową przygodę z tym portalem. Bez wrodzonej wredności, bez wnikania w społeczność.
Czytuję portal od ponad dwóch lat. Mam nadzieję, że to się wam spodoba.

Mieszkałem w górach, okolice gdzie odbywał się piękny Rajd Magurski, było to kilkanaście lat temu.

Do rzeczy :) do szkoły miałem 5km. Do kościoła parafialnego, sklepu, przystanku i wszystkiego innego - także 5km.
W rodzinie nie było samochodu, inną historią można by opowiedzieć to, że nawet gdyby był nie mógłbym liczyć na podwiezienie przez ojca.

W grudniu w okresie adwentu odbywają się roraty. Wraz z kolegą mając po 13, 14 lat uwielbialiśmy wędrówkę przez śnieg, góry, świecące gwiazdy i straszące nas sarny i inne zwierzęta. Roraty w naszej parafii odbywały się o 6 rano. Z domu wychodziłem o 5, czekałem pod domem kumpla około 5 20. Fajna wędrówka, nabożeństwo i jako pierwsi w szkole ze sprzątaczką graliśmy do 8 (albo dłużej, gdy lekcje były później) w ping ponga itp.

Po każdym nabożeństwie ksiądz rozdawał obrazki. Dodam, że tak było po różańcach, majówkach itp. Nigdy takowych nie zbierałem. Zwłaszcza po roratach, na które chodziłem z własnej woli, także dlatego że zimowe wędrówki nocą były wspaniałe. Zaś przykładowo majówki kolidowały z pracą w domu (wiosna, wieś, plantacja borówki amerykańskiej - było co robić).

I teraz sedno. Na lekcji religii gdy ksiądz wystawiał oceny za uczestnictwo w roratach dostałem dopuszczający [2]. Uzasadnienie: nie ma obrazków, ale widziałem Cię w kościele więc nie będzie jedynki.

Moje pytanie: od kiedy wiara w Polsce mierzona jest ocenami z przedmiotu religia? Od kiedy zamiast wiary i własnych chęci do uczestnictwa mają zachęcać tylko oceny 5 i 6 za obrazki?

kościół

by conrad_owl
Dodaj nowy komentarz
avatar Caryca
15 17

Mnie nic nie zdziwi jeśli chodzi o religię w szkole. W gimnazjum ksiądz na religii rozdawał cukierki za "bycie" na spowiedzi...

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
-3 7

A jak to sprawdzał? Mieliście takie karteczki jak do bierzmowania?

Odpowiedz
avatar anonimek94
3 3

Ja pamiętam, że jeszcze w podstawówce mieliśsmy w zeszycie narysowane 12 kratek, na coś w stylu kalendarza miesięcznego i po każdej (lub zaraz przed klęknięciem, teraz nie pamietam) spowiedzi musieliśmy dać księdzu do podpisu. W którys piątek mięsiąca była zawsze taka 'spowiedź dla dzieci' i też liczyło się to na ocenę.

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
7 15

A ja w ogóle uważam, że do oceny powinna się liczyć wiedza z zakresu KK, a nie jakieś obrazki, czy nawet stosunek do przedmiotu. Chodzi o to, żeby uczniowie nie zatrzymywali się ze swoim rozwojem na poziomie 8- letniego dziecka. Potem wychodzi, że ktoś myśli, że można wziąć "rozwód" w Kościele, albo nie zna dogmatów...

Odpowiedz
avatar ampH
1 7

Wiesz no, jeśli nic się nie zmieniło w przeciągu 5 lat, a mogło się zmienić także twardo nie będę przy swojej wersji obstawiał jeśli ktoś mi tylko udowodni zmianę, to można wziąć rozwód w KK. Jest to tylko pieruńsko trudne, bo trzeba mieć naprawdę konkretny powód w garści. Można również za unieważnienie małżeństwa uznać w pewnym sensie rozwód. Jednym z powodów unieważnienia może być np. zatajenie przed partnerem tego, że ktoś jest bezpłodny. Dla KK jest to równoznaczne z niespełnieniem najbardziej istotnej roli tej komórki społecznej, czyli wydania na świat potomka. Impotencja też zresztą jest jedną z wad zrywających. Ba! Do tej pory przy unieważnieniu małżeństwa można się powołać na ciekawą wadę zgody małżeńskiej - brak wystarczającego używania rozumu (Kan. 1095.).

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
5 5

Hmmm...Kościół nie dopuszcza rozwodów w myśl Kodeksu prawa kanonicznego. Chodzi ci zapewne o unieważnienie sakramentu małżeństwa, czyli stwierdzenia, że zostało zawarte w sposób, który uniemożliwia jego funkcjonowanie. Nie spotkałam się nigdy z przypadkiem rozwodu danego przez Kościół, a czytałam KPK. To, co piszesz o stwierdzeniu nieważności małżeństwa jest oczywiście prawdą, ale jedna uwaga: KK nie twierdzi, że małżeństwo jest nieważne dlatego, że jedna ze stron jest bezpłodna, tylko dlatego, że ten fakt zataiła. Nie ma z tego co wiem przeszkód, by osoba bezpłodna była w związku małżeńskim, jeśli współmałżonek o tym wie i się zgadza na taki stan rzeczy. Natomiast impotencja - rzeczywiście- wyklucza małżeństwo. Ten "brak wystarczającego używania rozumu" to po prostu umysłowa niezdolność do zawarcia sakramentu, czyli wszelkiego rodzaju upośledzenia, zaburzenia świadomości uniemożliwiające trwanie u małżeństwie.

Odpowiedz
avatar Eander
1 3

Po pierwsze w KK NIEMA I NIGDY NIE BYŁO ROZWODÓW. Jak sam zaznaczyłeś jest coś takiego jak unieważnienie małżeństwa, ale nie jest to rozwód, a stwierdzenie nie zawarcia małżeństwa. Małżeństwo w KK to wzajemna przysięga dwojga ludzi brzmiąca "Ja ... biorę sobie ciebie ... za żonę/męża i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci tak mi ...". Jeżeli udowodnisz, że jedna ze stron nie składała tej przysięgi szczerze.Oznacza to, że nie zawarto małżeństwa. Zatajenie bezpłodność o której mówiłeś jest takim przypadkiem ale nie z powodu braku możliwości posiadania potomstwa, a z powodu kłamstwa podczas przysięgi małżeńskiej (uczciwość małżeńska). Co do ostatniego zdania: "Ba! Do tej pory przy unieważnieniu małżeństwa można się powołać na ciekawą wadę zgody małżeńskiej - brak wystarczającego używania rozumu (Kan. 1095.)." Następnym razem sugeruje zacytować dokładnie treść: "Kan. 1095 Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy: 1° są pozbawieni wystarczającego używania rozumu; 2° ..." Dotyczy to osób poważnie upośledzonych umysłowo czy chorych psychicznie. Czyli takich, które również w świetle prawa świeckiego nie mogą o sobie decydować. Według mnie nie jest to wcale dziwnym przepisem.

Odpowiedz
avatar ampH
2 2

Dobra, poczytałem trochę i rzeczywiście po prostu "rozwód" to często zamiennik krótszy dla "unieważnienie małżeństwa", może źle używany, może nie, nie mi to oceniać. Co do kwestii bezpłodności - o tym wspomniałem jako dodatek do sprawy zatajenia bezpłodności ze względu na Kan. 1101. par. 2. Pamiętam jakby to było wczoraj, że podczas nauk przedmałżeńskich w trzeciej klasie liceum, kiedy były omawiane własnie te różne wady, które unieważniają małżeństwo, ksiądz podkreślał, że bezpłodność wchodzi w zakres interpretacji tego zapisu. Prawnikiem kanonicznym nie jestem, chociaż dla mnie ma to jakiś sens. Nie wgłębiałem się jednak w żadne kazusy czy orzeczenia, także i tutaj mogę się mylić. Z chęcią jednak się dowiem jak jest rzeczywiście.

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
1 1

>>"rozwód" to często zamiennik krótszy dla "unieważnienie małżeństwa"<< - no właśnie, o to mi chodziło. Takie błędy popełnia masa osób, a przecież to są sprawy dla nas, katolików bardzo ważne. Zapewniam cię, że nie istnieje rozwód w Kościele. Rozwód byłby zaprzeczeniem sensu całego małżeństwa - po co przysięgać, że się nie opuści aż do śmierci, skoro można zniknąć, gdy pojawią się problemy? A stwierdzenie nieważności to nie rozpad związku wskutek problemów w małżeństwie, tylko udowodnienie, że nie miało ono prawa bytu, niezależnie od tego, jakimi byliśmy małżonkami w trakcie jego trwania. "ksiądz podkreślał, że bezpłodność wchodzi w zakres interpretacji tego zapisu. " - na pewno księdza źle zrozumiałeś. Jak pisałam wcześniej, to zatajenie powoduje nieważność. Tak samo jak zatajenie różnych innych rzeczy, np. homoseksualizmu, faktu pijaństwa, narkomanii,pokrewieństwa, posiadania małżonka, czy niektórych chorób (jak impotencja). Celem małżeństwa nie jest sama prokreacja.

Odpowiedz
avatar Eander
1 1

Niestety ja również nie jestem specjalistą w tej dziedzinie ale w Kan. 1101. par. 2 na który się powołujesz jest mowa o "akcie woli". Dlatego sama bezpłodność nie musi stanowić przeszkody do zawarcia związku małżeńskiego. To na co zwróciłem twoją uwagę to zatajona bezpłodność ponieważ w takim przypadku to fakt kłamstwa unieważnia małżeństwo. O ile dobrze pamiętam w sytuacjach w których występuje jakaś przeszkoda można pisać do biskupa aby ten po rozpoznaniu sprawy udzielił dyspensy. Niestety tak jak mówiłem tego pewny nie jestem.

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
0 0

Eander, zwracasz się wciąż do @ampH, tak? Zależy jaka przeszkoda, bo w kwestii np. pokrewieństwa stron i wielu innych niczego nie zmienisz. Z tego, co się orientuję, to biskup ordynariusz diecezji może udzielić dyspensy m.in. w przypadku chęci zawarcia ślubu kuzynostwa, albo czasem powinowactwa, a także przy ślubie osób różnych wyznań. Niestety ja również nie jestem specjalist[k]ą^^

Odpowiedz
avatar Eander
1 1

Tak pisałem do @ampH i przepraszam że trochę powielam twoje wypowiedzi. Niestety pisze z pracy dlatego często przerywam odpowiadanie, po czym kończę bez odświeżenia. Co do kwestii bezpłodności tak jak pisałem nie jestem pewien jak to działa dlatego czekam na wypowiedź mądrzejszych :), ale wydaje mi się że masz tu racje.

Odpowiedz
avatar ampH
0 0

Księdza zrozumiałem dobrze, bo dokładnie tak powiedział i to nie raz. Najwyżej on sam mógł źle nam powiedzieć, bo stwierdzenia "jeśli ktoś jest bezpłodny to jest to wada, która uniemożliwia zawarcie małżeństwa i jeśli jedna z osób jest bezpłodna to małżeństwo jest nieważne". Podkreślał, że oprócz zatajenia sam fakt bezpłodności to również problem. Dlatego właśnie też się nad tym zastanawiam jak to jest. W kilku miejscach w internecie (np. na stronach kancelarii kanonicznych) widziałem takie interpretacje, jednak żadne nie były poparte kazusami czy wyrokami...

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
0 0

No to ja już nie wiem, o co mu chodziło. To jakiś rozgarnięty ksiądz, doświadczony w tych sprawach czy zwykły katecheta? Bo mi się zdaje, że ostatni raz KPK mógł czytać w seminarium, jeśli tak mówił.

Odpowiedz
avatar ampH
0 0

Zwykły katecheta i wikariusz, obecnie na entej z kolei parafii. Tacy jednak uczą, przynajmniej w moim mieście. Mają najwięcej do powiedzenia w każdej wręcz materii. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby to była bujda na resorach z tą bezpłodnością i nie planuję się upierać przy tej wersji.

Odpowiedz
avatar karrola
5 7

Oceny z religii niech sobie będą, ale niech nie wliczają ich do średniej. U mnie w liceum średnia ocen z religii dla klasy wyniosła 5,75, na 35 osób wystawiona została tylko jedna czwórka. I chociaż chodziłam wtedy na religię, ocena podniosła mi średnią, to uważałam i wciąż uważam, że to nie fair w stosunku do tych kilku osób, które na religię nie chodziły (a nie było dla nich zajęć zastępczych).

Odpowiedz
avatar karrola
2 4

A czy ja gdzieś napisałam, że była wliczana? Napisałam jedynie, że niesprawiedliwe jest to, że wliczana była osobom, które na religię chodziły i zawyżała im średnią, przez co w ogólnym rankingu wypadali lepiej niż osoby, które na te zajęcia nie chodziły. U nas obowiązywała średnia arytmetyczna, więc w sytuacji, gdzie ok. 90% klasy miało szóstki średnia szła w górę mimo dzielenia sumy ocen przez jeden przedmiot więcej.

Odpowiedz
avatar MalyKwaitek
-5 5

Tak brzmi, że wliczają do średniej, nawet jeśli nie chodzą. To tak samo powinno być z oceną z wuefu. Ci co są zwolnieni, to też są poszkodowani, bo przez to mają niższą średnią niż inni.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
8 16

W nauce religii należy wrócić do czasów przedsoborowych. Ówczesne katechizmy, zwłaszcza słynny katechizm kard. Gasparriego przedstawiały prawdy wiary w formie jasno skonstruowanych pytań i odpowiedzi, nie było żadnego pitolenia na gitarkach, infantylnych kolorowanek czy piosenek w stylu a gu gu, tylko systematyczny wykład wiary katolickiej w oparciu o filozofię neotomistyczną. I nawet prości ludzie nie mieli problemu z rozróżnieniem dziewiczego poczęcia Jezusa od niepokalanego poczęcia Maryi, nie zaliczali do Trójcy Świętej np. św. Piotra i Pawła jak to teraz robią wielcy "katolicy" w teleturniejach albo programach typu "Matura to bzdura". Sobór wszystko zniszczył, kiedyś traktowało się dzieci poważnie i nauczało poważnie, a nie przy pomocy durnych obrazków i pląsającego biskupa Długosza.

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
0 4

To chyba nie element parodii konta, prawda? ;) Bo zaskakująco trafne spostrzeżenia.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
4 12

Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny.

Odpowiedz
avatar archeoziele
11 11

Akurat kartkówka z 10 przykazań ma sens. Tak samo jak uczenie innych "przepisów" kościelnych. Bo z czego miałby być uczeń oceniany? Z gorliwości wiary?

Odpowiedz
avatar Eander
8 8

A co złego jest w takiej kartkówce możesz mi wyjaśnić?

Odpowiedz
avatar ampH
0 0

Może to, że modlitwa ma płynąć prosto z serca według wiary katolickiej. Nie jest ważne czy dukasz wyuczoną regułkę czy mówisz coś własnymi słowami. Chociaż nie, jest ważne. Wydukana wyuczona regułka wypowiedziana z niechęcią jest mniej ważna niż prawdziwa modlitwa prosto z serca. Kazanie dzieciom uczyć się na pamięć modlitw to ocenianie nie ich wiedzy z zakresu religii, tylko wiary. Wystawianie ocen "ty wierzysz na piątkę, a tobie to się jedynka należy". Serio? Jeśli nie widzicie w tym nic złego to mam złą wiadomość - piekło również dla Was jest przeznaczone, przynajmniej jeśli wierzyć wierze katolickiej i temu, co twierdzi kościół.

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
0 0

Wiary nie można ocenić, zweryfikować za pomocą stopni. Taka jest prawda. Katecheza to nic innego jak wykład z historii KK, jego nauczania, dogmatów wiary, itp. Tu chodzi o wiedzę, nie wiarę. Przecież jeśli na lekcji religii powie się na ocenę modlitwę, to nie z potrzeby serca, bo zwyczajnie nie ma warunków do tego. Gdy chcemy się pomodlić, to robimy to na ogół bez świadków, a wówczas ta wiedza z religii się przydaje. Za wiarę tylko Stwórca wynagradza, nie katecheta ;) Według mnie odpytywanie z tych "przepisów" to idealne wyjście i dla wierzących i dla niewierzących - bo mogą poznać podstawy funkcjonowania religii, którą wyznaje przecież 90 - parę procent Polaków (przynajmniej na piśmie). Niestety, ja również nie mam szczególnie dobrych wspomnień z lekcji religii w liceum - albo księdza w ogóle nie było, albo oglądaliśmy filmy, albo uczyliśmy się rzeczy wyjętych chyba z zeszytu ucznia II klasy podstawówki (na przykład "co to jest modlitwa". Serio.)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2013 o 20:43

avatar ampH
0 0

Wiesz, ja i w gimnazjum i w liceum miałem jedynie modlitwy na oceny, kartkówki z modlitw na oceny, klasówki z modlitw na oceny, "wejściówki" na oceny z obrazków z Mszy i tak dalej. Urozmaiceniem było wypracowanie na koniec roku w trzeciej klasie, aby dostać kurs przedmałżeński, którym to mogłem się za przeproszeniem podetrzeć, ponieważ jak się okazało nawet jakbym w ciągu dwóch tygodni się miał żenić to i tak bym musiał robić nowy.

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
0 0

Kurs przedmałżeński w liceum? Nigdy nawet o czymś takim nie słyszałam. To i tak się ciesz, że miałeś to, co miałeś, bo te sieroty, które ze mną do klasy chodziły nawet "Ojcze nasz" nie potrafiły odmówić poprawnie.

Odpowiedz
avatar Eander
0 0

@ampH po pierwsze na katechezie masz nauczyć się W CO WIERZYSZ a nie WIERZYĆ. Kartkówki i sprawdziany mają służyć sprawdzeniu tej wiedzy. Drugą kwestią jest niski poziom jaki często prezentują osoby uczące religii. Jednak na ich obronę mogę powiedzieć, że czasem wynika to z poziomu grupy, którą muszą uczyć. Wiele osób w szkołach średnich nie zna podstawowych modlitw jak "Ojcze nasz" czy "Wierzę w boga". A przecież wymyślono je po to, żeby właśnie pomóc modlić się osobom, które nie umieją tego zrobić własnymi słowami. Jak rozmawiać z ludźmi o poszczególnych częściach mszy świętej, kiedy uczestniczą oni w niej 2-3 razy w roku. Niestety najbardziej tracą na tym te osoby, które już coś wiedzą i chętnie dowiedziałyby się czegoś nowego. Co do kursu przedmałżeńskiego, nie rozumiem zdania. W zamian za wypracowanie miałeś mieć zaliczony kurs przedmałżeński?

Odpowiedz
avatar ampH
0 0

Eander - dokładnie tak. Najpierw były "wykłady" w czasie lekcji dotyczące małżeństwa, tego, że to nie ksiądz udziela tylko małżonkowie sobie nawzajem i tak dalej, przeszkody dotyczące małżeństwa a następnie każdy losował sobie temat wypracowania. Tematy były z kosmosu wzięte w stosunku do "kursu przedmałżeńskiego". Takie tam typowe jakieś odnośnie wiary, kwestii postrzegania jakichś spraw przez Kościół i tak dalej. Nie wiem po co to było, bo dostaliśmy niby na koniec takie obrazki składane z zaświadczeniem w środku o ukończeniu kursu przedmałżeńskiego, jednak od razu ksiądz powiedział, że i tak nic nam to nie da. W razie branai ślubu nawet dwa tygodnie po uzyskaniu zaświadczenia i tak byśmy musieli robić kurs taki typowy. Gdyby religia u mnie uczyła W CO WIERZYĆ, jak mówisz, to ja tam bym nie miał pretensji. Jednak nie uczyła mnie W CO WIERZYĆ, tylko JAK WIERZYĆ. A raczej kazała wierzyć jak dyktatura - masz to umieć, masz się modlić, masz umieć modlitwy, masz chodzić do kościoła, jak nei to dostaniesz szmatę.

Odpowiedz
avatar ziaja
11 11

Ostatnio właśnie zastanawiałam się, jak można stawiać oceny za wiarę. Ja jestem niewierząca, na religię chodziłam, wolałam to, niż siedzenie w bibliotece. Na szczęście miałam spoko katechetkę, już na 1 lekcji powiedziałam jej, że jestem niewierząca, potem mówiła, że jestem "jej ulubioną ateistką". Moim zdaniem "religia" powinna być raczej "religioznawstwem" czy czymś podobnym. Bo skoro jest tyle religii na świecie, czemu mamy się "uczyć" o jednej? No ok, Polska to katolicki kraj, jednak uważam, że każdy powinien mieć jakąś podstawową wiedzę o innych wiarach i ich bogach. Drugą sprawą jest to, że na religii w ostatniej klasie szkoły średniej są tak zwane "wstępne nauki przedmałżeńskie", ale kurde, jak ksiądz, czy katechetka "stara panna" ma mnie przygotować do życia małżeńskiego, czy do wychowania dzieci?

Odpowiedz
avatar amarr91
2 4

Jasne, ale nie sądzisz, że to zniechęca młodzież do chodzenia do kościoła? Według mnie to szantaż: albo idziesz do kościoła i przynosisz obrazki, albo obniżę ci ocenę. Osobiście w boga nie wierzę, ale sądzę, że jeśli ktoś wierzy, to powinien chodzić do kościoła jeśli czuje taką potrzebę. A teraz ludzie chodzą, bo muszą. Bo albo ksiądz obniży ocenę, a to sąsiedzi będą gadać, a to coś innego. To właśnie jeden z powodów odsuwania się młodzieży od kościoła.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
3 5

Dwie godziny w tygodniu np. w klasie maturalnej to zdecydowanie za dużo. Nam w klasie maturalnej zawsze brakowało czasu na matematykę, na biologię, na chemię, a na religię jakoś trzeba było znaleźć czas. Nie lepiej, żeby religia była po lekcjach, niezależnie od przedmiotów? W tedy jest miejsce na naprawdę ważne przedmioty. A kiedyś była przy kościele i źle było? Nawet lepiej, kto chciał, ten chodziło, a nie kolidowało to ze szkoła w żaden sposób.

Odpowiedz
avatar notaras
1 1

"Szkoła powinna zapewniać lekcje etyki" Szkoła musi zapewnić lekcje etyki. ALE lekcje etyki (tak samo jak religii) mogą się odbywać jeśli zapisze się na nie pewne minimum osób (bodajże 8, ale pewny nie jestem). Uczniowie mają wybór: religia/etyka/nic. Spora część wybierze religię. Znaczna większość pozostałej grupy wybierze nic, co skutkuje często utworzeniem jednej lekcji etyki wspólnej dla wszystkich klas na jakiejś dziwnej godzinie (bo mało osób i nie opłaca się wpychać w plan lekcji dla 3 uczniów). Ponieważ etyka ląduje w jakimś dziwnym miejscu planu, to mało komu chce się na nią chodzić i masz błędne koło.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 2

Całodniowy sen w klasie maturalnej masz 2 godziny religii a 3 języka obcego. Gdzie tu sens? A wciąż się płacze, że nie ma kasy na dodatkowe godziny. Częściowo rozwiązano to zmuszając nauczycieli do przepracowania tzw. bezpłatnych godzin halowych ( 2 tygodniowo w podstawówce i gimnazjum a 1 w liceum), ale są to godziny nieobowiązkowe dla uczniów (czyli nowego tematu tam nie zrealizujesz) a w dodatku problemu nie rozwiązują.

Odpowiedz
avatar notaras
1 1

@mijanou A nie jest tak, że religię opłaca się z innego budżetu (bodajże pieniądze kurii). Żeby było jasne, ja nie twierdzę, że tak jest, ale wydaje mi się, że gdzieś to słyszałem.

Odpowiedz
avatar lasooch
2 6

@Panpiekielny: 1) z jakiej paki mam iść na indoktrynację do kościoła, jeśli nie czuję takiej potrzeby i jestem niewierzący? Przy bierzmowaniu, na rezygnację z którego decyduje się niewielu młodocianych ateistów, to zrozumiałe - chcesz mieć sakrament, chodź do kościoła - ale w wypadku lekcji religii to jest bezsens. 2) niech se będzie lekka i przyjemna, ale wliczanie do średniej oceny z bajkowierstwa nie jest w porządku. 3) może i nie jest to dużo, ale to nadal 2 godziny, które można spędzić konstruktywniej i/lub przyjemniej. Ja na religii klepałem po prostu zadania z fizyki przygotowując się do matury, więc nie marnowałem tego czasu, ale gdybym miał pilnie uważać to bym sobie pluł w ryj, że nie poszedłem na wagary.

Odpowiedz
avatar calodniowysen
2 2

Mijanou - u nas w LO były tzw fakultety, niby nieobowiązkowe, ale trzeba było chodzić, jak komuś zależało na maturze, a nie miał zajęć gdzieś indziej. Jednak to wciąż mało. Sama nie chodziłam na religię i te wolne godziny spędzałam na trzepaniu zadań maturalnych. A co do etyki... Ludzie, błagam, jaka etyka? W mojej klasie na religię nie chodziło około 15 osób i nikt nawet się nie zająknął o jakiś etykach, czy zajęciu nam tego czasu. Notaras - nauczyciel religii jest opłacany jak każdy inny - tzn. z budżetu państwa. I czy jest to ksiądz, zakonnica czy katecheta to są traktowani jak normalni nauczyciele.

Odpowiedz
avatar Aniula
0 2

90 minut lekcji w tygodniu. W tym czasie można zrobić tyle ważniejszych rzeczy - chociażby się wyspać, bo moje są na pierwszej lekcji. I ten czas marnujemy dla kogoś, kto nie istnieje.

Odpowiedz
avatar Panpiekielny
0 2

@lasooch 1.Jeżeli nie chcesz bądź nie czujesz potrzeby chodzenia do kościoła i jesteś nie wierzący to najlepiej wypisz się z religii,bo to dopiero jest bezsens chodzić na religię,na którą ma się wylane,kolokwialnie pisząc. 2.Uważasz,że religia to "bajkopisarstwo" gratuluje i współczuje ludziom bez wiary.Owszem jest wliczane w średnią ale z religii masz zazwyczaj dobre oceny,więc jaki Ty masz problem? 3.Odrabiałeś na religii pracę domową z fizyki?I co z tego?Nie rozumiem toku rozumowania takich ludzi.Masz w planie RELIGIE to jest RELIGIA,a nie fizyki czy język polski.W ciągu tych dwóch godzin tygodniowo,masz poszerzać swoją wiedzę z religii,masz pytać i pogłębiać wiarę. Religia w szkołach była,jest i będzie. Współczuje,że nie korzystałeś w pełni z lekcji religii ale daj szansę innym dzieciom,które chcą pogłębić swoją wiarą.Myślę,że Twoje podejście jest egoistyczne,bo Ty odrabiałeś fizykę to religii powinno nie być,bo to strata czasu.To dopiero bezsens.

Odpowiedz
avatar notaras
0 0

@calodniowysen Faktycznie, religia jest opłacana tak samo jak każdy inny przedmiot. Wyznaczanie nauczyciela przebiega inaczej niż w przypadku innych przedmiotów. "szkoła ma obowiązek zorganizowania lekcji etyki dla grupy nie mniejszej niż 7 uczniów" ( http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3019%3Ainformacja-men-w-sprawie-warunkow-i-sposobu-organizowania-nauki-etyki-w-szkoach-publicznych&catid=272%3Aministerstwo-komunikaty-i-wyjanienia-men&Itemid=355 ). Jak uczniowie się nie zbiorą, to nie będzie lekcji etyki. Dokładnie tak samo wygląda sytuacja z lekcjami religii, jak nie zbierze się 7 osób, to ich nie będzie. Narzekanie, że w szkołach jest religia (na którą są chętni) i nie ma etyki (na którą chętnych nie ma) jest trochę dziwne. Zwłaszcza, że takie same zasady dotyczą tych dwóch przedmiotów (z wyjątkiem mało istotnych dla sprawy szczegółów, takich jak np. wybór nauczyciela). @lasooch W klasie maturalnej byłeś już pełnoletni, więc po co chodziłeś na religię? Z Twojej wypowiedzi wynika, że jesteś niewierzący, więc czemu uczęszczałeś na te lekcje?

Odpowiedz
avatar calodniowysen
0 0

Notaras - ja nie twierdzę, że ma być etyka i religia, albo etyka zamiast religii, uważam, że religia powinna być organizowana poza murami ŚWIECKIEJ szkoły. Lasooch, proszę Cię, pogłębianie wiedzy? Wydaje mi się, że religia powinna polegać o nauce o religiach. Wszystkich, a nie tylko jednej, tej właściwej... Oczywiście nie mam nic do osób wierzących, ale z relacji klasy wiem, że w mojej byłej szkole religia wyglądała tak, że pan katacheta rozwodził się nad tym, jakie in vitro jest złe, aborcja i eutanazja doprowadzi do zagłady świata, a Ojciec Rydzyk jest wspaniałym, dobrym człowiekiem. Więc jakie pogłębianie wiary?

Odpowiedz
avatar notaras
0 0

@calodniowysen Na jakiej postawie twierdzisz, że KK jest faworyzowane? Parę cytatów z rozporządzenia: "Jeżeli w przedszkolu lub szkole na naukę religii danego wyznania lub wyznań wspólnie nauczających" "Nauczanie religii odbywa się an podstawie programów opracowanych i zatwierdzonych przez władze kościołów i innych związków wyznaniowych" "właściwe władze kościołów lub innych związków wyznaniowych" "1) w przypadku Kościoła Katolickiego - właściwego biskupa diecezjalnego, 2) w przypadku pozostałych kościołów oraz innych związków wyznaniowych - właściwe władze zwierzchnie tych kościołów i związków wyznaniowych." "za zgodą biskupa diecezjalnego Kościoła Katolickiego albo władz zwierzchnich pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych." Nie udało mi się znaleźć chociaż jednego zdania faworyzującego nauczanie KK względem innych religii. Każda religia może być nauczana w szkole jeśli zbierze się co najmniej 7 osób. W paru miejscach pojawia się "biskup diecezjalny Kościoła Katolickiego", a zaraz obok "władz zwierzchnich pozostałych kościołów i innych związków wyznaniowych", co faworyzacją raczej nie jest. Jedyny paragraf który daje przewagę religii CHRZEŚCIJAŃSKIEJ (a nie tylko KK) to paragraf 12, o wieszaniu krzyża. Ale ja może jestem ślepy i czegoś nie widzę. Czy mógłbyś proszę podać jakiś cytat z rozporządzenia/ustawy który faworyzuje nauczanie KK doprowadzając go do "jednej, tej właściwej". "z relacji klasy" Czyli nie wiesz jakich słów użył katecheta wykładając treści zgodne z wiarą której uczy. "katacheta rozwodził się nad tym, jakie in vitro jest złe, aborcja i eutanazja doprowadzi do zagłady świata, a Ojciec Rydzyk jest wspaniałym, dobrym człowiekiem." Jeśli już było to rzeczywiście takie złe, to jest to wina nauczyciela, a nie przedmiotu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 grudnia 2013 o 22:53

avatar calodniowysen
-1 1

Ależ ja nie znam przepisów i całkiem możliwe, że przepisy nie faworyzują. Lecz mi chodziło o coś całkiem innego. Dla mnie religia, to nie religia katolicka, a nauka o religiach. Na polskim omawia się lektury twórców z różnych państw, dlaczego na religii nie uczymy się o religiach świata? To chyba bardziej otwiera umysł niż co roku te same lekcje o różnych świętach i klepanie formułek potrzebnych do kościoła (mam na myśli np. naukę do pierwszej komunii). I tak nawiasem - ja nie winie przedmiotu, chociaż z kim bym nie rozmawiała, to nikt lekcji religii nie chwali jako interesujących i rozwijających. Jednak większość katechetów, których znam są beznadziejnymi nauczycielami, z którymi nie da się podjąć dyskusji na jakikolwiek temat (wiem, bo próbowałam wielokrotnie). Stąd moje negatywne nastawienie, może po prostu nie trafiłam na odpowiedniego człowieka na tym stanowisku?

Odpowiedz
avatar biala_czekolada
0 8

Przypomniało mi się, jak w mojej podstawówce (chyba w II klasie, bo religia była z zakonnicą) między uczniami krążył duży, drewniany różaniec. Dzieci miały przekazywać go sobie i spotykać się kolejno u siebie w domu na modlitwie. Długo umykałam przed swoją kolejką, ale gdy w końcu jakaś koleżanka mnie dopadła, odganiałam się ze strachem w oczach. Ojciec, zagorzały antyklerykał, w życiu spokojnie nie zareagowałby na grupę dzieci modlących się w jego domu. Było mi wstyd, że muszę odmówić, ale też po cichu się wściekałam, że próbuje się mnie do czegoś przymusić. To akurat nie wpłynęło na ocenę z przedmiotu.

Odpowiedz
avatar mijanou
1 1

"Moje pytanie: od kiedy wiara w Polsce mierzona jest ocenami z przedmiotu religia?" Mniej więcej od momentu, gdy religia została włączona w listę nauczanych w szkole przedmiotów a ocena z religii do średniej:) Czyli od wtedy, gdy księżom i katechetom płaci się z państwowej kasy.

Odpowiedz
avatar conrad_owl
1 1

Uczyłem się w czasach, gdy religia nie była wliczana do średniej, a mimo to historia jest jaka jest. I co w takim razie? Miałem olewać? Mówiłem księdzu co miałem do powiedzenia i tyle. Całe szczęście, że mnie średnia się nie wliczała, bo miałem kilka pięknych świadectw.

Odpowiedz
avatar Draco
5 7

conrad_owl ciekawa sprawa z ocenami za obrazki. Mogło się to zdarzyć i wtedy było to rzeczywiście piekielne, ale to jakieś takie dziwne jest. Czemu? Bo, mamy tu pewną nielogiczna sytuację: 1. Obrazki były rozdawane po roratach i innych nabożeństwach i mszach (w innych miesiącach), czyli ocena była np. także w maju. A skoro autor nie chodził na "majowe" to powinien za to odstawać 1. A o tym nie ma mowy. 2. Katecheci i księża prowadzący lekcje religii czasem motywują dzieci do uczestnictwa w różnych nabożeństwach i mszach przez dawanie obrazków, lub potwierdzanie obecności. Za "komplet" obrazków, lub obecności przewidywane są najczęściej jakieś drobne upominki, albo dobre oceny. Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, żeby ktoś był karany złą oceną. 3. Autor i jego kolega mieli po 13-14 lat, czyli oceny już były wystawiane "za coś". Jak ksiądz obroniłby taką ocenę gdyby zapytał o nią np. dyrektor? Roraty to nie jest część zajęć szkolnych z religii. 4. Autor miał 13 lub 14 lat, czyli był już dużym chłopcem, więc czemu nie zakwestionował tej oceny? w końcu był na roratach i zapewne mógłby wskazać świadków którzy go widzieli... np. samego księdza. Mógł też księdzu powiedzieć, że chodził by się pomodlić a nie dla obrazka. A co do programu religii w szkołach, to mówiłem już to wiele razy, że albo robimy z "lekcji religii" lekcje religii - z nauką dogmatów, Katechizmu, historii kościoła, postaw katolickich w obecnym świecie, podstaw filozofii i religioznawstwa - albo bawimy się dalej w edukacje dzieci z podstawówki, a potem przepuszczanie nastolatków z roku na rok, nie dając im żadnej pożytecznej wiedzy i zachęty do pogłębiania wiary. Tylko, że prowadzenie lekcji religii w obecnym stylu jest bez sensu i wszyscy na tym tracimy. A potem mamy "genialnych" "wierzących niepraktykujących" którzy nie mają zielonego pojęcia o swojej wierze. Oni chodzą do kościoła dwa razy do roku na święto choinki i jajka (choć niektórzy biegają co niedziela posiedzieć w ławce i policzyć klepki w podłodze), wierzą w "bozie", mówią "paciorek", kojarzą jakieś przykazania i wiedzą, ze było ich 10, a co najważniejsze - w sprawach wiary i filozofii i swojego postępowania kierują się swoim widzimisie doginając zasady wiary do swoich potrzeb.

Odpowiedz
avatar conrad_owl
1 1

Już spiesze z odpowiedzią. Ad. 1: " Na lekcji religii gdy ksiądz wystawiał oceny za uczestnictwo W RORATACH dostałem dopuszczający [2]." - owszem. Za majówki, różańce i inne dostawałem 1. A z religii 3 ogółem, bo wszelkie kartkówki z przykazań itp. zwykle pisałem na 4 czy 5. Poza tym byłem dobrym uczniem, a nawet 1 z religii nie zatrzymałoby by promocji do kolejnej klasy, gdyż nie wliczało się w moich czasach do średniej. 2. Parafia, gdzie ksiądz trafił wyrzucony przez parafian z poprzedniej parafii. Ludzie protestowali, ale biskup ma w d... ostatnią parafię przy granicy. A oceny dawał naprawdę. 3. Oceny były i wcześniej, ale była katechetka (dawała 4 z religii na koniec roku za kartkówki), a mając tyle lat po prostu zacząłem chodzić na roraty z kumplem - głównie z powodu tych 5km przez góry o 5 rano. Protestowaliśmy - dorośli też, odsyłam do pkt.1 Odsyłam do komentarza który właśnie znalazłem w google. http://www.pardon.pl/artykul/10873/pazerny_proboszcz_bezczelny_list_do_parafian_o_pieniadze/46. Nie mój, ale jak ktoś uważa inaczej to sorry. 4. Oczywiście zakwestionowałem. Ale co może dzieciak wobec księdza, który zagarnął budynek biblioteki w miejscowości (w samym centrum - wygodnie, a bibliotekę przeniesiono do szkoły na końcu wsi) by postawić dom pielgrzyma im. błogosławionego Czesława (w roku śmierci naszego papieża)? Nie było lepszego imienia? I okazji? Chyba nie, skoro ksiądz ma na imię Czesław... Wierzę w Boga - nie praktykuję. Oto efekty wieloletniego wychowania takiego jak piszesz. I nie pójdę do kościoła. Tzn. w nowej miejscowości, kiedyś w kilku kościołach w Krakowie - bywałem. Ale niemal zawsze kazanie jest nudne, nijakie, czytanie listu lub po prostu nie ma kazania. To mam chodzić by odbębnić?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2014 o 20:45

avatar Draco
0 0

@ conrad_owl czyli jednak piekielny ksiądz. Wyjaśniłeś wszelkie moje wątpliwości. Wiem o co chodzi, po prostu Miałeś pecha mieszkać na terenie parafii "karnej". Do takich zsyłają księży którzy mają "coś na sumieniu" ale za mało, żeby ich wysłać z posługą do jakiegoś zakonu, do kolonii trędowatych, albo wydalić ze stanu duchownego. Tylko, że niestety w takich parafiach (najczęściej dla starszych osób) ksiądz to osoba boska - nietykalna i "święta". Z edukacją niestety jest duży problem. Tak samo z tym, że na wsiach księża (nawet bardzo normalni) stają przed olbrzymią pokusą władzy. Kapłan dostaje od wiernych prawie na "złotej tacy" władzę i bycie na jednym z najwyższych miejsc w miejscowej hierarchii. O fanaberiach jakie się czasem dzieją słyszałem od kilku księży-profesorów np. całowanie księdza w rękę na przywitanie, dodatkowe rytuały w czasie ślubów i pogrzebów, dziwne cenniki itd. Oni w czasie wakacji mają "zastępstwa" w takich małych parafiach (a miejscowy ksiądz jedzie do rodziny na urlop). Mogę tylko doradzić żebyś poszukał kościoła, w którym jest ksiądz któremu zależy i chce się przygotowywać ciekawe kazania. W małych miejscowościach nie ma wyboru, ale przy okazji wizyty w większym mieście można spróbować. Zachęcam też do zgłębiania chrześcijańskiej wiary na własną rękę, bo książek jest dużo na rynku. Wiele nowych publikacji jest pisanych bardzo ciekawym językiem, a naprawdę warto, bo człowiek może się przekonać, że w chrześcijaństwie chodzi trochę o co innego niż to przekazują "wierzący w bozie".

Odpowiedz
avatar Eander
0 4

Zdecyduj się wierzysz i praktykujesz czy nie wierzysz i nie praktykujesz trzeciej opcji niema. Przykro mi.

Odpowiedz
avatar conrad_owl
0 0

@Draco - parafia karna? Czyli wszyscy wiedzą, że przez złego księdza 3500 ludzi skazanych jest na piekło, bo dostali debila i szatan za proboszcza? Pięknie. I po wielu latach życia w takiej parafii mam iść do innego kościoła tak jakby nigdy nic? Dziękuję. @Eander - takie postawienie sprawy zostaw dla siebie. Wierzę w Boga - nie wierzę w kościół. Jeśli tak ciężko pojąć, że nie pójdę jak baran odprawiać rytuał i co ważniejsze modlić się do posążków, obrazków itp pomimo zakazu w przykazaniach to już Twój problem nie mój. Równie dobrze mogę Tobie napisać - zdecyduj się. Jesteś Polakiem i nie kłócisz się co lepsze PO czy PiS, albo przyznajesz, że Polakiem nie jesteś i kłócisz się jak większość narodu. Stawiać kogoś pod ścianą nie pojmując jak trudny jest problem bo łatwiej dać dwa wyjścia i żadne dobre - jaki system to przypomina?

Odpowiedz
avatar Eander
0 0

Po pierwsze zacznijmy od twojej wypowiedzi na temat "rytuałów" i "modlenia się do posążków". Pomyślałeś chociaż przez chwile po co te "rytuały" wymyślono. Chodzi o to by ułatwić człowiekowi skupienie się na modlitwie, oddzielenie go od świata zewnętrznego, który często zagłusza głos Boga. Taki sam cel mają figury święte oraz samo miejsce. Jeszcze co do "modlenia się do posążków", to wierząca osoba ZAWSZE modli się do Boga. Obojętnie czy jest w kościele, w pracy czy na szczycie góry na urlopie. Jeżeli dla ciebie pójście do kościoła oznacza "modlenie się do posążków" radze zweryfikować czy aby na pewno wierzysz. Co do wspominanego przez ciebie zakazu sporządzania obrazów Boga przegapiłeś mały szczegół. Został on zniesiony przez samego Boga, który pierwszy stworzył swój obraz pod postacią Jezusa. Kolejną kwestią jest twój przykład, przepraszam ale wyjaśnij mi co ma jedno do drugiego? Gdzie jest analogia pomiędzy wiarą i praktykowaniem, a przynależnością do jakiegoś narodu i poglądami politycznymi. Dla mnie takiego związku nie ma. Aby ułatwić ci zrozumienie o co mi chodzi, przytoczę swój przykład. Wierzący niepraktykujący to dla mnie to samo, co nie uczący nauczyciel. To że osoba nikogo nie uczy nie pozbawia jej wiedzy i możliwości nauczania, tak jak nie praktykowanie nie pozbawia cię z miejsca wiary. Jednak im dłużej nie praktykujesz (nie uczysz) tym dalej jesteś od Boga (twoje umiejętności słabną). Teraz na koniec ja mam do ciebie pytanie w jaki sposób chcesz wykonywać nakazy jakie nakłada na ciebie twoja wiara nie praktykując?

Odpowiedz
avatar conrad_owl
0 0

Co do kościoła - chadzam gdy czuję potrzebę. Częściej jednak z racji kraju w jakim mieszkam (mało katolików), charakteru pracy itp. niedzielę spędzam np. w górach na rozmyślaniu, gdzieś na pustkowiu, często niestety w pracy. Co do obrazu Boga - owszem. Ale ile jest figur i figurek świętych? Zresztą to dłuższa dyskusja, nie chcę się kłócić. Nie chodzi mi o to - chodzi o księży, którzy całe moje dzieciństwo pokazywali się ze złej strony. Powiesz mi - ok, teraz jesteś dorosły - możesz wierzyć i nie zwracać uwagi na księży. Jasne - łatwo powiedzieć, gdy 18 lat życia gdy "skorupka nasiąka" w głowie utkwił mi obraz księdza kłamcy, chytrusa i złodzieja. Przykład jaki podałem był nie najlepszy. Ale zanim odpowiesz na moje pytanie odpowiedz na to co napisałem - dlaczego kościół na czele z biskupem tarnowskim skazała parafię w której żyło 3,5tys ludzi wierzących na księdza, którego księdzem nazwać ciężko. Powiesz mi, że taki ktoś mnie rozgrzeszy? Sorry - łatwo wam moralistom mówić, ale przeżyjcie to sami, przekonajcie się jak głęboko w psychice odciskają się tacy ludzie, wydarzenia. I żebym wiele nie opowiadał o sobie... moja wiara jest jaka jest głównie z powodu opinii księdza z podstawówki, który 7letniemu dzieciakowi powiedział, że matka samobójczynie na pewno poszła do piekła. Koniec wywodów z mojej strony.

Odpowiedz
avatar Meliana
0 2

Od kiedy? Ano od momentu, kiedy religia wkroczyła do szkół. Jest przedmiotem jak każdy inny i tak też jest oceniana w większości szkół. Z biologii czy matematyki nie dostaje się ocen za "dobre chęci" i "wiarę" w prawo Pitagorasa, prawda? ;) A tak na poważnie, to szczerze uważam, że religia powinna zostać tam, gdzie jej miejsce - w kościele, ewentualnie w salce parafialnej. Niestety, dla kurii liczą się tylko kasa i statystyka, a nie ci prawdziwie wierzący...

Odpowiedz
Udostępnij