Biurokrążcy *. Temat-rzeka.
Puk-puk. Otwierają się drzwi. Dzień dobry, dzień dobry - pani w brudnych ciuchach zionąca wonią wczorajszego jabola i dzisiejszych papierosków trzymając w dłoniach jakiś wymięty papier, nawija jak to jest przedstawicielką fundacji i zbierają na jakiegoś "Krzysia". Gdy nie chcę "okazać serca", pani staje się namolna i niemalże agresywna wyzywając mnie od "bezdusznych bandytów". Dopiero groźba wezwania ochrony studzi ją trochę i wychodzi.
Puk-puk. Sytuacja podobna jak powyżej, tyle, że pań jest dwie, również wyglądają nieco niepewnie, również są "z fundacji", ale gdy odmawiam podzielnia się "sercem" wychodzą bez szemrania. O piętnastej spotykam je jak siedzą na ławce obok monopolowego licząc drobne monety.
Puk-puk. Pani z dzieckiem. Ze łzami w oczach referuje jak to dziecko od rana nic nie jadło i "wspomóż pan". Wrażliwy ze mnie człowiek na krzywdę dzieci, więc oddaję im swoje drugie śniadanie - cztery duże kanapki z szynką.
Dwie godziny później idąc do sklepiku na dół, znajduję moje kanapki nietknięte na parapecie na półpiętrze.
Puk-puk. Młody człowiek z pudełkiem z długopisami. Sprzedaje długopisy po 5 złotych za sztukę (!!!!). Tłumaczę mu, że pracodawca wyposaża nas w materiały piśmiennicze i pokazuję kilka pudełek długopisów. Facet zaczyn krzyczeć "Panie ja jestem bezrobotny, masz pan kupić długopis!!! Do cholery kupuj pan, bo ja nie mam na chleb!!!". Po propozycji wezwania ochrony wykrzyczawszy "K**** m** co za znieczulica!!!" opuszcza pokój.
Przypadki takie jak powyższe - a przytoczyłem tylko co ciekawsze przykłady z ostatniego półrocza - nauczyły mnie jednego - NIKOMU NIC NIE DAJĘ.
* osoby podobne w idei i działaniu do domokrążców, tyle, że zamiast po domach chodzą po urzędach, biurach i zakładach pracy licząc na "drapane'.
Dodaj do tego handel obnośny: puk - puk, w drzwiach staje potężny facet, mocno wczorajszy i przybrudzony, grube rajtuzy na zimę sprzedaje. Przyznam szczerze, że mnie przestraszył:-) Dzień później pani z "ślicznymi bluzeczkami", bywają też kurteczki i perfumy... Kilka wizyt w miesiącu, bo na szczęście jesteśmy trochę na uboczu. Pół biedy, jeśli siedzimy w swoimi gronie, ale kiedyś mieliśmy naradę z ludźmi z zewnątrz i była, oględnie mówią, siara..:-)
OdpowiedzHandlarze to jeszcze znośni, akurat u nas chodzi w sumie kilku tych samych od lat, od jednego kupuję miód. Z nimi akurat sprawa prosta, zero ściemy, nie chcę to nie "dziękuję, do widzenia". Choć zasadzam się na "Latarnika" - to taki facet, który tez odwiedza nas regularnie co miesiąc sprzedając latarki LED. Kupiłem od niego taką jedną do samochodu - okazało się, że nie da się jej naładować, bo bolce do gniazdka nie wchodzą.
OdpowiedzZaraz, to gdzie ty pracujesz, ze ktos moze sie tak bezczelnie wpakowac do biura?
OdpowiedzNiestety, nasz zakład zajmuje całe piętro w dość dużym budynku. Problemem jest to, że oprócz naszego zakładu w tym budynku mieści się na innych piętrach szereg różnych firm i firemek - jakieś szkoły jazdy, solidarność, kursy, poligrafia, punkty xero itp. - tak więc nie ma jakiejś "bramki" na wejściu i wejść sobie w sumie może każdy.
OdpowiedzWiesz, to szok może, ale nie każdy pracuje w korporacji czy różnych urzędach, gdzie przy wejściu sprawdza się osoby wchodzące pod kątem: a kto, po co, a czy był umówiony itd. Ja przykładowo pracuję w ośrodku zdrowia. Warunki lokalowe są takie, że nasze biura sąsiadują z gabinetami lekarskimi. I co? dalej niewyobrażalne?
OdpowiedzPrzecież każdy kto ma biuro w biurowcu, albo jakimś kompleksie, ma taką samą sutuację jak autor. Jeżeli w tym samym bydynku są firmy, które przyjmują klientów i jest spory ruch, to nawet jeżeli portier jest, to pytanie każdego do jakiego biura idzie, mija się z celem.
OdpowiedzZapytalam gdzie gdzie pracuje, poniewaz biuro kojarzy mi sie raczej jako miejsce bardziej zamkniete dla osob postronnych. Author nie napisal gdzie dokladnie pracuje, jedynie, ze grozil wezwaniem ochrony. Do tego pierwsza opisana osoba skojarzyla mi sie raczej z zulietta. I tak dziwi mnie, ze jesli to zaklad na tyle duzy, zeby zajac cale pietro nie maja kogos przy wejsciu jako sekretarki lub portiera.
OdpowiedzCzy nie można przy wejściu na zakład pracy, albo na drzwiach pokoju umieścić napisu: "AKWIZYTOROM DZIĘKUJEMY",lub "AKWIZYTOROM WSTĘP WZBRONIONY"?
OdpowiedzMyślisz że zadziała?
OdpowiedzU nas na wejściu do naszego korytarza, na drzwiach, wisi taka kartka. Wisi i wisi. I wisi. I tyle tylko daje, że zajmuje miejsce na drzwiach. Bo akwizytorów pęta się cała masa.
OdpowiedzAkwizytorzy to małe piwo, bo jest ich niewielu. A tych "żebraków" to całe roje się pętają. Z tamtego tygodnia akcja - wchodzi jakaś babka i pyta czy jej mogę pomóc. Ja głupi myślałem, że chce wiedzieć gdzie sekretariat czy coś - a ta, żeby jej kasę dać. Cholera mnie strzeliła, nawrzeszczałem na nią, że mam rodzinę, nie zarabiam za wiele i nie mam pieniędzy na rozdawania byle łachudrze z ulicy.
OdpowiedzMPW - Manipulacja Poczuciem Winy, mocna technika. A ta 'znieczulica' to już słowo wytrych. Szkoda, że coraz więcej 'zamków' jest na nie odpornych.
OdpowiedzWłaśnie. Dzięki takim "akcjom" umocniłem się w przekonaniu, że NIC więcej nigdy nikomu proszącemu nie dam. Ani grosza, ani okruszka jedzenia. Jeszcze mogę zrozumieć meneli ode mnie - "Panie szanowny, daj parę groszy do piwka" - bo przynajmniej nie ściemniają. Ale k**** jak ktoś łże jak pies by te parę złotych wyczesać to mnie trafia. Pod Lidlem u nas ostatnio "niewidomy" się pałęta. Niby okularki, biała laska, ale bezbłędnie lokalizuje do którego samochodu akurat są ładowane zakupy i w mig tam się zjawia i sępi.
OdpowiedzPoczekaj trochę, Timothy. Niedługo sezon na Szlachetną Paczkę^^
Odpowiedza po cholere w ogole te drzwi otwierasz??? zamontuj domofon/videofon - koszt niewielki a jaka wygoda!
OdpowiedzSam nie mogę. Pracuję w wielkim biurze, mój pokój jest jednym z kilkudziesięciu. BTW: Właśnie godzinę temu był kolejny "aparat". Dał karteczkę, że "jestem głuchoniemy i proszę o wsparcie". Pogoniłem, ale jak już wychodził, powiedziałem dość głośno "Halo, proszę pana!". I co? I obejrzał się ze zdziwioną miną... Taki on głuchoniemy jak ja kudłaty :)
OdpowiedzU mojej mamy w biurowcu jest domofon, jeden na piętro czyli żeby wejść ze schodów, trzeba zadzwonić do biura. I też niewiele to pomaga, bo jest gro klientów i kilku pracowników, którzy tych drzwi nigdy nie zamykają. I nie pomagają karteczki z prośba żeby zamykać. Moja mama razem z innymi osobami musiała by latać co chwilę przez ten korytarz i sprawdzać czy drzwi są zamknięte czy nie. Domofony dla każdego biura z osobna rzadko się spotyka, a samemu zamontować nie zawsze można.
OdpowiedzKiedyś oddałabym co mogę kiedy ktoś potrzebował pomocy, ale w wielu różnych przypadkach nacięłam się i teraz również stwierdziłam że nie, dziękuję, nie daję - mam dość takich naciągaczy! A nie wymieniono jeszcze pań pomysłowych (niekoniecznie naszej narodowości, które uczą małe dzieci 2 zdań typu "daj na jedzenie" oraz obowiązkowo oplucia każdego kto nie da i tak przygotowane wpuszczają to autobusów/tramwajów/pociągów* (*niepotrzebne skreślić)
OdpowiedzDo mnie do sklepu te z tacy przychodzą, ale najbardziej przeraził mnie pan zbierający na operacje ręki dla siebie. Jak mu grzecznie odmówiłam to zaczął mi ta chorą, powykrzywianą ręką przed nosem machać...
OdpowiedzA co w takim razie robi ochrona, że tacy ludzie mogą bezkarnie wejść na teren instytucji?
OdpowiedzOchrona musiałaby każdego weryfikować - a po co pan, a do kogo, i tak dalej - a i tak każdy mówiłby, że do "szkoły nauki jazdy" i tyle.
Odpowiedzskoro widać na kilometr kto to jest, to chyba nie problem
OdpowiedzNa "fundacje" z puszką mam sprawdzony sposób: "Chętnie pomogę poproszę tylko nr konta i KRS bo gotówki nie noszę, ale z przyjemnością zrobię przelew". I tu od razu można zweryfikować, czy to fundacja czy "fundacja". Przedstawiciele tej pierwszej podają dane na życzenie, a pozostali mają zonka :)
OdpowiedzRaz tak zrobiliśmy. Grzecznie poprosiliśmy panią o numer konta i dane fundacji, co zaowocowało karczemną awanturą, że aż ochrona musiała interweniować. Nigdy więcej! NEWIER!
OdpowiedzNie chcę straszyć, ale sezon na kolędników nadciąga...
OdpowiedzJa nawet nie otwieram im drzwi. Nie wiem, po co przy wejściu zamontowany jest domofon bo przecież ktoś ich na klatkę wpuszcza.
OdpowiedzDo kolędników akurat nic nie mam. Jeśli dzieciaki się jakoś fajnie i pomysłowo poprzebierają i postarają całość fajnie przedstawić to bardzo chętnie pośpiewam razem kolędy. Wielka szkoda, że ta tradycja dzielenia się radością świąt umiera. A z powodu tych paru groszy i cukierków nie zbiednieję, a dzieciaki mają radochę.
OdpowiedzKolędnicy też bywają piekielni... Raz ktoś puka do drzwi, otwieram, a tam dwie laski typu róż-plastik-gimnazjum zaczynają wściekle wyć (tak, WYĆ, a nie śpiewać) kolędę "Przybieżeli....". Drzwi natychmiast się zamknęły, bo z gimnazjalnym barachłem nie lubię się przepychać, i tylko usłyszałem jak jedna z tych panienek kopnęła mi w drzwi.
OdpowiedzMistrzostwo osiągnęło dwóch byczkowatych młodzieńców. Remont drogi i ogonek samochodów przed światłami. Pan idzie puka w szybki i rozdaje ulotki, że są z fundacji pierdubździerdu i zbierają na dzieciątka chore na białaczkę, raka i sraczkę, z odpowiednimi fotkami itp. I za jedyne 10 zeta otrzymasz świętego Krzysztofa z modlitwą. Trzy minuty za nim idzie drugi Pan i daje Krzysztofy i zbiera kasę. Podobnie spotkało mnie w autobusie PKS W-wa Zachodnia. Tym razem plastykowy krążek-różaniec. I też Panowie co łopatą mieliby krzepę bez problemu 8 godz. machać.
OdpowiedzZbieranie na biedne chore dzieci to jest super biznes. Ostatnio we Wrocławiu chodził mężczyzna i sprzedawał pocztówki na rzecz chorego dziecka. Matka chłopca, owszem, dostała od tej "fundacji" pieniądze - kilkanaście złotych! Po Opolu chodzą ludzie z identyczną gadką. Po co uczciwie pracować skoro więcej można zarobić na ludzkiej naiwności i litości?
OdpowiedzA u nas w Lublinie od chyba dwóch dekad pod "Pedetem" stoi ten sam facet sprzedający krzyżówki "dla dzieci chorych na raka". Ponoć jak wszystkie sprzeda kupuje kolejne w kiosku obok. Ja sam tego nie widziałem, ale mówiono mi.
OdpowiedzPowinni mieć identyfikatory, których kod można zeskanować telefonem- łatwy sposób weryfikacji.
OdpowiedzJedna z zalet pracy w IT - dwie pary solidnych drzwi z zamkami kodowymi dzielące od reszty firmy. Jak na razie żaden "biurokrążca" nie sforsował :D
Odpowiedzochronę to jednak macie tam kiepską, kto tych oszołomów tam wpuszcza?!
OdpowiedzOchrona jest do d... trzeba przyznać. W zasadzie wejść może każdy, raz, jeden jedyny raz w ciągu tych 10 lat jakie już tu pracuję zostałem zatrzymany na wejściu, ale tylko dlatego, że dość wcześnie zjawiłem się w pracy.
Odpowiedz