Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia na jeden z wiodących tematów w kraju. Służba zdrowia. Zdarzenie dla…

Historia na jeden z wiodących tematów w kraju. Służba zdrowia.

Zdarzenie dla mnie w tamtym czasie traumatyczne. Po upływie lat kapkę mniej bolesne, to pomyślałam sobie, że umilę ludziom żywot i posieję goryczkę.

Trzy lata temu byłam w drugiej ciąży i jakoś tak nie za dobrze się czułam. Mówiąc delikatnie. Całe ciało miałam pokryte "pajączkami", rzygałam jak kot, nie byłam w stanie przełknąć niczego, ba, na sam zapach jakiegokolwiek jedzenia lądowałam w kiblu, w nabożnej pozie klęcznej ku czci muszli. Oprócz tego w gratisie zawroty i bóle głowy oraz zgaga niemiłosierna. No ale myślę, kurczę, ciąża w sumie nie choroba zdarzają się i takie kwiatki, nie ma co narzekać, szczególnie, że wizytu u Pana Profesora przez cholernie duże P kończyły się zawsze stwierdzeniem, że git totalny i nic tylko się radować. I żeby nie marudzić, on nie będzie badań zlecał, USG wyszło ładne, cyc- malina. No to się radowałam. Ale coś mnie jednak uwierało, gdzieś tak w podświadomości. Jakieś takie tajemnicze przeczucie. No ale nic, festyn z okazji Dnia Bełta trwał w najlepsze, a ja przekonana o kwalifikacjach/umiejętnościach/doświadczeniu Profesora łajałam się w myślach, żem starchajło, że paranoiczka po matce, że szukam dziury w całym. Małżon zręcznie i z zapałem łapał po nocach wymiociny w przeróżne miseczki, wiaderka co tam było pod ręką i jakoś to było.

No, ale w 25 tyg. nadszedł ten dzień, kiedy zabolało. Zgięło w pół i trzymało. Coś jakby w dole brzucha cisnęło i cisnęło, tak, że kroku nie było mi dane zrobić. Akurat tego dnia mój Profesor przyjmował pacjentki w przychodni to żeśmy się dowlekli. Profesor spojrzał na mnie z politowaniem i mówi, że histeria na ciążę źle robi i żeby nie przesadzać. Bo jak się jest w ciąży to nie ma mowy, żeby skakać przez płotki. To ja ten, dawaj, Profesorowi tłumaczę, że boli dostatecznie mocno żeby w przypływie stymulacji kory nadnerczy odgryźć mu to i owo jeżeli nie przyjmnie mnie już. Teraz. Pan Profesor z fochem, ale jednak się zgodził. Podsadził na fotelu, paluchem pogmerał w wiadomym miejscu i powiedział, że wszystko w porządku jest i mam do domu jechać, położyć się i niepotrzebnie się nie denerwować.

Nie chciało mi się z nim dyskutować, a tym bardziej niepotrzebnie wplątać się w morderstwo więc se poszłam w cholerę. Tjo znaczy, pojechałam do pani Doktor, późno już było (19:00 może) ale pani Doktor przyjęła mnie, bo na gębie miałam wypisaną prośbę o miłosierdzie. No dobra, boli, to od razu jedziemy z USG, nie ma się co szczypać. Doktórka przykłada ten sprzęt do brzucha i nieruchomieje. Dosłownie. Jakby ją przemalowiali na szaro. Pyta kto prowadzi moją ciążę, no to mówię, że Profesor. Aha. A co się dzieje. No... Czy ja regularnie na wizyty chodziłam do Profesora. No ta. Dzisiaj nawet nadprogramowo byłam ale kazał w podskokach s... tego, bo że histeryczką jestem. Aha. No ale co? Siedmioraczki, czy co kurde? Ki diabeł?

Pani prosi, żeby usiąść, spokojnie, mówi, że trzeba na konsultację, do specjalisty bo jest wada płodu ale ona pierwszy raz tak "na żywo" widzi to nie chce stawiać diagnozy. daje skierowanie do innego doktora z wieloma tytułami przed nazwiskiem. I żeby jak najszybciej. A teraz do domu, starać się zasnąć. No ta. Nie wiem co jest, jakaś wada wrodzona. Zajebiście. Ale myślę sobie, no są wady płodów, teraz medycyna taka wyczesana, nie będę histeryzować na zapas.

Pojechaliśmy do Doktora, przyjął patrzy na skierowanie i blednie. Tego malowali na biało. Pyta mnie czy wiem co jest na tym skierowaniu. Mówię, że połowicznie, a w zasadzie to wcale, bo Doktorka nie była pewna diagnozy to i pary z gęby nie puściła. Kazała do Doktora jechać. I otom jest. No, to proszę, na leżankę, brzuch odsłonić. Będziemy konsultować. Wystarczyło 30 sekund patrzenia w ekran, żeby Doktor był już pewien. No??!! W końcu dowiem się, ku... czy nie, bo zaczynam się czuć jak debil. Pan Doktor podaje szklanę wody, sadza na krzesłku i mówi:

Płód ma wady, które niestety nie rokują dobrze. Właściwie żadnych szans na przeżycie Doktor nie obserwuje. Płód nie wykształcił mózgu, ma jednokomorowe serce oraz wodobrzusze.
Pan Doktor pyta jak Doktórka mogła nie widzieć co się dzieje do 25 tygodnia ciąży??!!

Nastąpiło histeryzowanie właściwe. Trzęsawka. No wiadomo, co może czuć matka w takiej sytuacji.

Mówię, że to nie ona zje*ła tylko Profesor przez cholernie duże P. Doktor znów pobladł. Tym razem przez fakt (jak się później okazało), że Profesor to szef Doktora, dyrektor szpitala, w którym Doktor jest ordynatorem na jednym z oddziałów. Kicha.

Ja w rozpaczy. No bo co mi pozostało.

c.d.n.

słuzba_zdrowia

by widelczyczek
Dodaj nowy komentarz
avatar Alien
1 27

Styl właśnie genialny :D To było 3 lata temu, co, ma siedzieć i płakać do końca życia? I takie rzeczy się zdarzają, biologia bywa okrutna.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

Tak, bo najlepiej do grobowej deski siedzieć i rozmyślać o ''Aniołku''. Zamiast się cieszyć, że dziewczyna sobie poradziła, że potrafi z dystansem opowiadać o tym, co przeżyła, to siedzi taka i marudzi, że za mało łez i żalu w tej historii. Najlepiej tym, które poroniły założyć włosienicę, w ręce dać wydruk z usg i niech cierpią do usranej śmierci.

Odpowiedz
avatar bromba69
21 27

A ja czekam na ciąg dalszy. Wolę taki styl niż "olaboga jaka ja nieszczęśliwa". Po pewnym czasie nawet do tragedii nabiera się dystansu. Coś o tym wiem.

Odpowiedz
avatar widelczyczek
4 28

Może wstyd się przyznać, ale w życiu nie przeczytałam ani jednej książki pani Chmielewskiej. Chyba się skuszę teraz. A to, jakim stylem opisuję chwile tragiczne w moim życiu chyba nie powinno podlegać niczyjej ocenie. No chyba, że się mylę i powinno. Tak czy owak, mam nadzieję, że nie przyczyniłam się swoją mierną grafomanią do niczyich wrzodów żołądka, a jeśli tak to trudno. Buziaczki.

Odpowiedz
avatar babubabu89
5 9

Polecam zacząć od Lesia ;)

Odpowiedz
avatar bromba69
4 8

Chmielewską polecam gorąco :) I można od "Lesia", a można od "Klinu" czyli pierwszej powieści i lecieć chronologicznie. A osobno powieści dla młodzieży - szczególnie cykl o Teresce i Okrętce. Zaczyna się powieścią "Zwyczajne życie" :)

Odpowiedz
avatar Taczer
-1 5

Lesio specyficzny jest i nie każdemu podejdzie. "Wszystko czerwone" względnie "Krokodyl z kraju Karoliny" na pierwszy rzut. Styl rzeczywiście pod Chmielewską. Ale nie na siłę, więc czepiania się autorki nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar Goszka
-2 16

jeśli tu piszesz, będziesz oceniana. I tyle. To normalne. Ja tez byłam, i to o wiele surowiej, gdy opisałam stratę pierwszej ciąży. ps. Styl faktycznie wręcz przeładowany ozdobnikami. Ciężko czytać.

Odpowiedz
avatar Agness92
1 3

Nie cierpię "Lesia". Nie rozumiem jak może sprawiać przyjemność czytanie o tym, że gościowi nic w życiu nie wychodzi i co chwilę robi z siebie debila. Z Chmielewskiej polecam "Nawiedzony dom". Wprawdzie to książka dla młodszych czytelników, ale i tak warto :)

Odpowiedz
avatar babubabu89
-1 1

@Agness92 Cała seria o Janeczce, Pawełku i ich psie jest fajna. Nawiedzony dom to pierwsza część a przy "mordzie upiora" się popłakałem ze śmiechu :P Chyba większość książek Chmielewskiej mam w swojej biblioteczce.

Odpowiedz
avatar Szpinak
-3 9

widelczyczek jeśli nie czytałaś Chmielewskiej to się skuś- warto. W tą historyjkę też nie wierzę, ale jest napisana bardzo ciekawie i miło się ją czyta (jako fikcję, prawdopodobną zresztą w naszym NFZ)

Odpowiedz
avatar widelczyczek
5 9

Nie jestem pisarką więc nie tworzę fikcji na potrzeby czytelnicze :) Nie to, żebym zmuszała kogoś żeby mi wierzył na siłę, to nie ma znaczenia. Natomiast śmieszne/tragiczne jest to, że ta historia dopiero się rozkręca. Piekielności w niej jeszcze dużo. I bardziej.

Odpowiedz
avatar Szpinak
1 1

więc pisz, bo jeśli to twoje debiuty, to nieźle sie zapowiada :) Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 18

Historia, jeśli prawdziwa, dużo traci przez ten "luzacki" język. a tak na marginesie CZYTAJCIE CHMIELEWSKĄ!!!! :)

Odpowiedz
avatar widelczyczek
11 15

@ Mruk, Cieszy mnie, że się podoba (mimo wszystko). Moja Córka nienarodzona otrzymuje należny szacunek kiedy odwiedzam Ją na cmentarzu. Historia nie jest o niej, a o sytuacji do jakiej doprowadziło coś czego chyba się nie da nazwać... Niedbalstwo? Zmęczenie? Rutyna? Lenistwo? Brak wiedzy? Bo Ona by nie przeżyła tak czy inaczej, nie było mocnych. Ale właśnie mnie odarto z resztek godności bo ważyłam się upomnieć o opiekę zdrowotną z prawdziwego zdarzenia. I opowiadam o tym tak, jak umiem, a że zawsze byłam typem Klauna to i tutaj nie będe się silić na rozdzieranie szat. Dzięki.

Odpowiedz
avatar Katka_43
1 5

Nie przejmuj się opiniami,dobrze się czyta.Mnie to,aż głupi,bo historia bardzo nieprzyjemna,a uśmiechnęłam się parę razy.

Odpowiedz
avatar GorzkaCzekolada
3 3

Przynajmniej nie ma dramaturgii, gdzie nagminnie pojawia się tego typu historiach. Aż trudno uwierzyć, że osoba z tytułem profesora nie zauważyła takich wad wrodzonych, bo chyba podczas USG nie zwracał uwagi na monitor. I przy takim podejściu, nie zmieniłaś od razu lekarza? I również czekam na ciąg dalszy.

Odpowiedz
avatar widelczyczek
3 3

Wiesz co, do tego momentu wszystko było okej. W pierwszej ciąży inny, co prawda, lekarz też nie był zbyt wygadany... Wszystko dobrze, to dobrze... Tutaj wyszłam z założenia, że moje dolegliwości są ciążowe, jakby nie patrzeć. Wymioty, jakieś tam zmiany skórne. No ciąża. Jeżeli cały czas słyszysz, że jest dobrze to usypia czujność. Wyniki miałam w normie. Teraz w brodę sobie pluję.

Odpowiedz
avatar innyczas
0 4

szkoda tylko że nie zakończyłaś historii tylko ją dzielisz na części

Odpowiedz
avatar widelczyczek
2 2

Nie dokończyłam w jednej historii bo byłaby za długa... Wrzuciłam drugą część.:)

Odpowiedz
avatar wiolczyk
3 3

Rutyna jest przyczyną pomyłek i mogę to potwierdzić na podstawie swoich przeżyć. Kiedy byłam w pierszej ciąży czułam się rewelacyjnie i tak też wyglądałam. Kilka razy podczas USG słyszałam że płód zdrowy,później doszło że chłopiec.Brzuch pod koniec miałam ogromny ,no ale to ciąża przecież.I rzeczywiście obie moje córki byłyby całkiem zdrowe gdyby nie naturalny,ciężki poród(mam wąskie biodra).Na szczęście rehabilitacja przywróciła im prawie 100 procentową sprawność. Tłumaczenie lekarki? Bo pani się świetnie czuła i kto by podejrzewał bliźniaki

Odpowiedz
avatar widelczyczek
5 5

Mnie najbardziej dobiło to, że no okej, sprawa przykra, ale nic się nie dało zrobić, żeby dziecku pomóc. Nie wymagałam cudownego uzdrowienia. Ale nikt ze mną nawet nie usiadł jak z człowiekiem. Przerzucali mnie jak gorący kartofel. Nie wiem, może miałam wygórowana wymagania. Jak babcia moja mawia: "jak miodu w dupie szukasz, to się nie dziw, że masz przesrane".

Odpowiedz
Udostępnij