Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nie lubię mojego osiedlowego sklepu. Właściwie są to samoobsługowe "delikatesy". Za każdym…

Nie lubię mojego osiedlowego sklepu. Właściwie są to samoobsługowe "delikatesy". Za każdym razem jak tam wchodzę solennie obiecuję sobie, że moja noga więcej tam nie postanie. Czasami jednak okazuje się, że logistyka spożywcza zawiodła, nie zaopatrzyłam się na cały tydzień i muszę coś dokupić.

Przedmiot sprawy: trzy bakłażany i chleb.
Cena na kasie: 42 zł.

Ja: Nie wydaje się Pani trochę dużo? - pytam retorycznie.
Kasjerka: Tak wyszło - wzrusza ramionami, mina pt. "no płać". Za mną trzyosobowa kolejka z tendencją rosnącą.
Patrzę jej w monitor.
Ja: To jest 39 zł za te bakłażany.
K: Bo to 12.99 za sztukę - wyjaśnia mi jak idiocie.
Ja: 12.99 za kilogram.
K: Tu mi wyskakuje, że za sztukę - odpowiada ostrożnie, tak, żebym wiedziała, że to nie ona jest winna tylko SYSTEM. Kolejka osób 5 i pół, bo zawiera drące się dziecko.
Ja: To nie policzy mi pani za kg?
K: Nie. Bo to jest za sztukę.
Ja: To proszę to ściągnąć z paragonu - Kasjerka westchnęła i przycisnęła przycisk, który ma wywołać inną osobę z zaplecza. Tą ze specjalnym kluczykiem do kasy, która mi będzie ściągać te bakłażany. K. spojrzała bolesnym wzrokiem na łapiącą już zakręt kolejkę, szukając najwyraźniej jakiegoś wsparcia moralnego. Nie doczekała się. Kolejka promieniuje bierną agresją.
Nieśpiesznym krokiem przyszła druga pani z obsługi. Wyjaśniłam problem. I nagle - nieoczekiwany zwrot akcji - okazało się, że bakłażany są za kg.

Czas zakupów: 20 minut, z czego 15 przy kasie.

by takatamtala
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar cija
71 71

Dobrze, że przy chlebie nie policzyła po 2,50 za kromkę.

Odpowiedz
avatar takatamtala
18 22

Pani przy kasie najpierw nie mogła skasować, potem poszła po kod na stoisko z warzywami, potem była wymiana zdań i kilka ładnych minut czekania na kluczyk, co jest swoją droga rozwiązaniem fenomenalnym. I jeszcze wszystko w tym sklepie jest droższe o złotówkę. Kocham rodzimy polski biznes.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
31 31

@Taczer, naprawdę oczekujesz, żeby autorzy historii opisywali słowo w słowo piętnastominutowe rozmowy?

Odpowiedz
avatar bukimi
38 38

Zapis tekstowy jest niewystarczający. Poproszę nagranie w .mp3 :P

Odpowiedz
avatar mrKabanos
6 6

.Flac lepszy dzięki temu można by usłyszeć różne chrząknięcia i inne niuanse.

Odpowiedz
avatar mijanou
1 7

Ech..osiedlowe sklepiki. Być może te położone w sąsiedztwie dużych sieciówek dbają o to, by klienta zatrzymać, przyciągnąć oferując konkurencyjne ceny lub chociaż atrakcyjny, świeży towar. Ale te położone z dala od sieciówek, na osiedlach, w których dominuje starsza populacja są okropne. Moje osiedle zamieszkują głównie emeryci. Do Biedronki i Lidla ok 10 minut samochodem. O ile ktoś samochód ma. Pozostałym zostaje piesza wycieczka pod stromą górę lub kilometr pieszo do przystanku autobusowego i podjechać 3 przystanki. Młodsi nie mają z tym problemu ale starsi, często mało już sprawni owszem. Tym drugim pozostaje osiedlowy sklepik umiejscowiony w obskurnym baraku, wystrój jak w filmach z głębokiej komuny, latem kefiru bym tam nie kupiła bo lodówki nie sa już tak sprawne, asortyment towarów mocno ograniczony i jakościowo zły a ceny dorównują tym w Piotrze i Pawle. Innymi słowy: drogo płacisz za najgorszy towar. Przed sklepem zawsze kręca się miejscowe żurki i zaczepiają starszych ludzi, którzy nie mają wyboru i robią zakupy w tymże sklepiku. Sprzedawczynie opryskliwe i odnoszące się do starych ludzi jak udzielne księżne do plebsu. Tyle się mowi, że obce sieciówki koszą polski handel i polskie sklepy. Być może. Jednak bardzo chciałabym, by w okolicy ktoś wreszcie postawił owadzi sklep i ukrócił bandytyzm tego przejawu polskiego handlu. Z chwilą, gdy otworzą Biedronkę (podobno w przyszłym roku) ten osiedlowy burdelik padnie. I bardzo słusznie i sprawiedliwie.

Odpowiedz
avatar SailorV
1 1

U mnie podobnie, w pobliżu mojego miejsca zamieszkania nie ma żadnego marketu, więc jeśli naprawdę już muszę, to niechętnie idę do osiedlowego. I zawsze robię to z bólem. Ok, sklep zadbany, lodówki sprawne. Reszta tak kolorowo nie wygląda. Ceny są wyższe o 1-2zł od tych w innych sklepach, na owocach i mięsie to już nawet o 3 i więcej. Same owoce i warzywa często średnio świeże. I za każdym razem, jak tam jestem, sprzedawczynie rozkładają towar na półkach - czyli po sklepie walają się kartony wypełnione produktami, trudno jest przejść między półkami, już nie mówiąc o ekspedientkach, które te półki blokują. I nieważne, czy przyjdę rano, w południe czy wieczorem - zawsze to samo. Do kasy to już w ogóle jest nieprzyjemnie podchodzić, bo panie stojące za ladą zachowują się czasami, jakby siedziały tam za karę.

Odpowiedz
avatar jass
3 3

U Ciebie przynajmniej okazało się, że cena była błędna. W moich osiedlowych delikatesach czasem ceny warzyw i owoców są kosmiczne zupełnie bez powodu - ot, np: sałata lodowa za ponad 8zł

Odpowiedz
avatar 19Piekielny96
3 3

E tam, ja stałem 40 przy kasie, ale wtedy zapłaciłem groszami. Już nie będą winni grosik ;)

Odpowiedz
Udostępnij