Historia będzie o tym, czemu na niektórych uczelniach wyższych brakuje młodej kadry nauczycielskiej.
Jestem w połowie drogi do uzyskania tytułu doktora. Bardzo możliwe, że nie dotrwam do końca, bo żyć za coś trzeba, a uczelnia tnie jak tylko się da.
Nie od dziś wiadomo, że mój wydział ma problemy finansowe. Dodatkowo Ministerstwo nie pomaga za bardzo, ograniczając jedynie wydatki na naukę.
W sierpniu tego roku pojawiła się plotka, że zostaną cofnięte stypendia doktoranckie, które były wynagrodzeniem za prowadzenie zajęć obowiązkowych ze studentami (90h/sem jest jednym z warunków zaliczenia roku). Były liczne batalie z tym związane, rozbiło się też o Rektora. Wszyscy umywają ręce, nikt nikogo na siłę nie trzyma... Każdy ma swoje racje i nic z tym nie można zrobić.
Etatu nie dadzą, bo nie i koniec. Godziny każą wyrobić za darmo, a najlepiej jeszcze im dopłacić...
W czym ból? Ano w tym, że wydział dostaje odgórnie pieniądze na właśnie takie cele, jak wynagrodzenie praktyk i wykształcenie młodego doktora... A potem się dziwią wszyscy, że 80-letni profesor wciąż wykłada zamiast cieszyć się emeryturą.
Uczelnia techniczna
Ja dobrze wspominam zajęcia na moim kierunku z 80 letnimi profesorami. Z nimi to zawsze były najciekawsze zajęcia. Nie to, co z doktorami czy magistrami. Teraz już wiem dlaczego...
OdpowiedzPopieram. Retoryka, wygląd, zachowanie, wiedza... Inna epoka, inny poziom. I to naprawdę można odczuć.
OdpowiedzTylko ciężko wymagać od dziadków, że będą znali się na nowoczesnych metodach obliczeniowych. Nie mówię, że źle prowadzą - broń Boże. Chodzi mi tylko o to, że nie raz słyszałam teksty "niech ci emeryci nie zabierają miejsc pracy".
OdpowiedzJak ktoś jest dobry w swym zawodzie i nadal chce realizować się z tym, jak dla mnie może do setki robić. U mnie na uczelni, to najbardziej są sfrustrowani wykładowcy, tak pomiędzy 30 a 40 parę lat i to z nimi były największe przeboje. Każda uczelnia jest inna. Gdzie indziej tacy wykładowcy to skarb, gdzie indziej to dopust Boży.
Odpowiedzwiesz czemu byli zapewne sfrustrowani? bo ile można tłuc nadgodzin? owszem, wszystko płatne - ale przy ponad 800h dydaktycznych w sem (nie liczę obowiązkowej pracy własnej) to idzie się skichać, zero życia rodzinnego, minimum odpoczynku.
OdpowiedzNie ma się co dziwić, że są sfrustrowani. Mało kto może liczyć na etat przed obroną doktoratu. Po niej - dostaje się 3-letni kontrakt. Więc do 33-35 r.ż. nie ma szans na kredyt na auto, o hipotecznym nie wspominając. Pensja asystenta z doktoratem na moim wydziale (prestiżowa państwowa uczelnia) to zawrotne 1700 zł na rękę. Dopiero będąc adiunktem z habilitacją (czyli po 5 latach studiów mgr., 4-5 latach na dr i kolejnych 8-10 na hab.) przekracza się średnią krajową(!). Jako profesor zarabia się 2,5 tys zł mniej niż wynosi średnia(!) pensja w Orlenie. Owszem, można brać nadgodziny, ale wtedy nie ma się czasu na pracę naukową, projekty badawcze i przygotowywanie publikacji (z których jest się corocznie rozliczanym). I jak tu nie być sfrustrowanym?
OdpowiedzAle ich frustracja nie może usprawiedliwiać chamskiego zachowania. Niektórzy z moich wykładowców (tych młodszych stażem), to potrafią się tak uwziąć na studenta, że albo przez semestry nie może zaliczyć tego przedmiotu, chociaż zawsze są te same testy bądź pytania, a te osoby nie są z gatunku olewaczy. A jak już bardzo kogoś nie lubią, to potrafią daną osobę uwalić. Pamięta taką sytuację, że dziewczyna na trzecim roku nie miała coś zaliczonego z pierwszego. Wykładowczyni nie poinformowała o ostatecznym terminie zaliczenia, i dziewczynę przesunięto znowu na pierwszy rok. Nie wiem, jak się sprawa skończyła. Poza tym nie tylko młodzi wykładowcy mają problem z tzw. stabilizacją życiową. To jest problem całego naszego społeczeństwa.
OdpowiedzMłodzi czy starzy wykładowcy - nie ma różnicy. To zależy od charakteru człowieka. Jak chcesz uderzyć, to kij się znajdzie. Reguły na to nie ma. Osobiście spotkałam się z większą przychylnością wobec studenta od tych młodszych doktorów, a z kolei im więcej przed nazwiskiem, tym większe zadzieranie nosa.
OdpowiedzA ja niestety mam inne doświadczenia. Miałam zajęcia z kilkoma sędziwymi wykładowcami, z licznymi tytułami i widziałam, że wiedzę to mają, ale już podejścia do studenta to nie. Po prostu nie potrafili przekazać tego co wiedzą. Najlepsze doświadczenia miałam z młodymi wykładowcami.
OdpowiedzTo, co mi nie podoba się w twojej historii, to pretensje to tych starszych wykładowców. Rozumiem twój ból, bo powinno być w interesie uczelni, aby kształcić nowych doktorów czy profesorów, bo tamci kiedyś odejdą. No i za swoją pracę powinno się otrzymywać wynagrodzenie.
OdpowiedzPo raz kolejny podkreślam, że nie mam pretensji do wykładowców, tym bardziej tych starej daty, bo dzięki nim chociażby mam jakąkolwiek wiedzę. Mam żal do władz wydziału i uczelni, że długi wynikające z ich (nie bójmy się tego określenia) nieudolności i błędów ma spłacać studium doktoranckie. W dodatku na próby wyszukania kompromisu dziekan jest zamknięty i nie widzi problemu w tym, że pieniądze przekazane przez zwierzchników na nasze stypendia chce wykorzystać niezgodnie z celem. I ból jest o to, że nie można tego nigdzie zgłosić. Ot takie "państwo w państwie".
OdpowiedzTak prawde powiedziawszy to wiedze powinnas miec dzieki wkladowi wlasnemu... jestem wielkim zwolennikiem samoksztalcenia. Na tym zreszta polega doktorant: na pracy samodzielnej. Obecnie natomiast przytlaczajaca wiekszosc doktorantow woli byc prowadzona za reke, tak jak na 'studiach' magisterskich... to co to za studia?
OdpowiedzPrzecież stypendium nie jest wynagrodzeniem za prowadzenie zajęć! Gdyby było - doktoranci byliby najlepiej opłacanymi wykładowcami na uczelniach, bo zamiast standardowych 30 zł (tyle wynosi średnia stawka dla wykładowcy bez tytułu doktora) dostawaliby 160 ;)
OdpowiedzW regulaminie moich studiów doktoranckich jest takimże wynagrodzeniem. I jeśli uważasz, że 1200zł to najwyższa pensja to... to brak mi po prostu słów
OdpowiedzPracuję w uczelni technicznej. Doktoranci nie są jej pracownikami. Są uczestnikami Studium Doktoranckiego. Za wyrobione godziny pensum 90 h/sem., co daje 6 godz. tygodniowo otrzymują nieopodatkowane honorarium w wysokości 1150 zł zwane stypendium doktoranckim. Poza tym mają godziny zlecone, które są rozliczane rocznie pod koniec semestru letniego. Dla przeciętnego doktoranta są to kwoty rzędu kilkunastu tysięcy na rok a więc niemało i nie bardzo widzę na co tu narzekać. Nawiązując do poprzednich wpisów dodam że z wielką przyjemnością wysłuchałem kilka lat temu wraz z moim synem w ramach Nocy Naukowców wykładu profesora z którym nie miałem zajęć w czasie studiów, a którego wykład był dla nas bardzo ciekawy. "80-letni profesor wciąż wykłada"... Zgodnie z przepisami profesor nominowany przez Prezydenta RP ma prawo prowadzić wykłady do 73 roku życia, a profesor "uczelniany" do 70 roku życia. Zapewniam że Dział Spraw Osobowych uczelni ściśle przestrzega norm wiekowych pracowników bo gdyby tak nie było jego pracownicy odpowiadali by za to, gdyż złamali by określone przepisy. Jeśli wykłady prowadzi profesor starszy wiekiem niż tu określone, to nie jest pracownikiem uczelni. Jest osobą zatrudnioną na umowę zlecenie, co wynika z braku etatowo zatrudnionej kadry.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2013 o 23:18
Nie wiedziałam, że jest jakieś ograniczenie wiekowe.
OdpowiedzZaraz zaraz, a czy przypadkiem ustawy i rozporządzenia nie narzuciły, że jak nie masz stypendium doktoranckiego to max 15 godzin dydaktyki robisz? A poza tym - profesorowie po 80 nie idą na emeryture nie dlatego, że nie moga, tylko dlatego, ze nie chcą, bo emerytury dostana 1200 zł, a za sam tytuł na uczelni - około 3000. Uczelnia by chętnie zatrudniła młodych naukowców, tylko dziadka z tytułem profesora im nie wolno zwolnić na emeryture - prawo zakazuje. Więc siedzą sobie, i uczą nas metod sprzed króla Ćwieczka...
Odpowiedznie, ustawa mówi, że masz od 10-90h zajęć bez względu na to czy masz stypendium czy nie. Samemu można napisać pismo z prośbą o zmniejszenie liczby godzin. Poza tym w momencie, kiedy przekracza się swoje pensum uczelnia ma obowiązek podpisania z Tobą umowy na te zaplanowane nadgodziny. Oczywiście mało kto wychyli się i upomni o umowę, ale to już inna bajka. Jeden z wydziałów mojej uczelni zorganizował to sobie "najlepiej": godzina zajęć trwa 45 min. więc doktorant prowadząc 2godz zajęcia wyrabia tylko 90 minut a nie 120. Tym sposobem ich doktoranci robią ok 120 godzin na semestr.
OdpowiedzPrzepraszam ale szczerze wolałam wykłady z 80 letnimi profesorami starej daty, kultury i podejścia do rzetelności niż z młodymi kandydatami na wykładowcę z pokolenia kopiuj-wklej
OdpowiedzWidzę, że większość tutaj nie pochwala zdania autorki co do starszych profesorów. Ja akurat popieram "wymianę" kadry. Moje osobiste doświadczenie z profesorami starszej daty było takie, że... przynudzali. Wiele teorii, mało praktyki. Młodsza kadra jest dynamiczna, zajęcia, w moim przypadku, były bardzo interesujące. Przeważnie. Nieraz Ci młodsi zadzierali nosa o wiele bardziej niż prof. dr hab. XY.
Odpowiedz"Jestem w połowie drogi do uzyskania tytułu doktora." Stopnia.
Odpowiedzmasz rację, z tego wszystkiego pomylił mi się tytuł zawodowy ze stopniem naukowym, dzięki za upomnienie :)
Odpowiedzciesz się, że miałaś stypendium za prowadzenie zajęć ze studentami. na uczelni, gdzie ja studiowałem lat temu x, a gdzie wciąż mam kontakt z niektórymi ludźmi, którzy zrobili doktorat, zajęcia ze studentami przeprowadza się w ramach praktyki doktorskiej... za darmo. pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 listopada 2013 o 20:17
a ile godzin mieli?
OdpowiedzMłoda kadra czy też nie - jakie ma to znaczenie w momencie gdy osoby, które siedzą sobie na uczelni w większości przypadków są tylko teoretykami ? My takich nazywamy "artystami". Dlaczego ? Ponieważ błahy problem potrafią tak rozdmuchać, że rośnie on do ogromnej rangi. To co normalnemu inżynierowi pracującemu w przemyśle zajmie tydzień to oni potrafią robić w miesiąc i nadal nie przyniesie to efektu.
Odpowiedz