Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

OSTRZEŻENIE: Kto lubi dzieci, niech nie czyta. Ostatnio coraz częściej zastanawiam się…

+18
Ten historia może zawierać treści nieodpowienie dla niepełnoletnich.
OSTRZEŻENIE: Kto lubi dzieci, niech nie czyta.

Ostatnio coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy w dzisiejszych czasach dzieci się wychowuje, czy może po prostu... hoduje?

Sytuacja wnerwogenna #1

Mieszkam obecnie w wynajmowanym pokoju na dużym osiedlu, lecz ze względu na fakt, że osiedle to jest na skraju miasta, panuje tutaj całkiem miła i spokojna atmosfera. Sąsiedzi też w porządku, żadnych dzikich imprez do piątej nad ranem czy innych tego typu "rozrywek", żyć, nie umierać. ALE...
"Ale" to dziecko sąsiadów. Sądząc po charakterku i wrzaskach o dzikim natężeniu, którymi tenże charakterek się objawia, dziecko to żywe skrzyżowanie Lucyfera z Whitney Houston i jeszcze jakąś domieszką bliżej nieokreślonych demonów / wokalistów blackmetalowych. Co najciekawsze, jego wrzaski są na tyle regularne, że mogłabym wyrzucić zegarek, a i tak wiedzieć, która jest godzina.

Codziennie o 6:30 rano budzi mnie tupot małych stóp, który brzmi raczej jak słoniątka ćwiczące do kadry narodowej, do tego dzikie piski i rzucanie klockami Lego i innym ścierwem w "moją" ścianę. Budzik niepotrzebny.
Codziennie o 22:30 rozpętuje się absolutnie dzika, furiacka histeria, którą słychać w połowie mieszkania (najbardziej niestety w moim pokoju) i która potrafi trwać 2-2,5 godziny - o spaniu można zapomnieć. Po paru dniach wysłuchiwania wrzasków, jakby dziecko ktoś obdzierał ze skóry, kopsnęłam się do sąsiadów zapytać, czy u nich wszystko w porządku (kto wie, może dziecko katują i jakaś tragedia się wydarzy, a ja wyląduję w gronie "objętych znieczulicą"?). Co usłyszałam? Oni kładą córeczkę spać, a ona jeszcze nie chce iść i krzyczy. Nieco skonsternowana, ale wciąż bojowo nastawiona, spytałam, czy nie mogliby spróbować jej jakoś uspokoić... Odpowiedź: "My wychowujemy dzieci bezstresowo, jak się dziecko wykrzyczy, to jest BARDZIEJ ZRELAKSOWANE". Krew mnie zalała i pociekła uszami, a przez wyobraźnię przemknęła słodka wizja pożyczenia Marshalli i urządzenia o północy koncertu KATa na cały regulator - bo to mnie relaksuje... Nie chcąc jednak ryzykować eksmisji z pokoju na kopach, nie wcieliłam wizji w życie. ;)

Jakby mało było "planowych" atrakcji, ostatnio o 3 nad ranem całą klatkę obudziło dzikie wycie "JA CHCĘ BUŁECZKĘĘĘĘĘE!!!". Do tego poranne piski i rzucanie ścierwem o ścianę potrafią trwać z drobnymi przerwami do 17:00-18:00. Stopery nic nie dają. Chcąc się uczyć / zrelaksować / posłuchać muzyki, zakładam słuchawki dokanałowe, na to ochronniki słuchu ("słuchawy BHP") i dopiero wtedy mogę działać.

Sytuacja wnerwogenna #2

Telepałam się tramwajem, linią inną, niż zwykle, w dość obcy mi rejon miasta. Podchodzi do mnie jakieś dziecko, na oko - wczesna podstawówka. Patrzy na mnie z dołu i słodkim głosikiem pyta, czy jeśli wysiądzie na zbliżającym się przystanku, to dotrze do jakiejś tam szkoły językowej? Zgodnie z prawdą odpowiadam, że niestety nie wiem, bo pierwszy raz jadę tą linią i nie znam okolicy. W odpowiedzi dziecko zmarszczyło się groźnie, wypaliło: "A to spieldalaj, jebiany w dupę pedale!" i wysiadło. Mój wytrzeszcz musiał być kolosalny, do dziś się dziwię, że oczy mi nie wyleciały z oczodołów.

Sytuacja wnerwogenna #3

Znów tramwaj. Skonana po paru godzinach zajęć praktycznych wracam do domu. Pierwsze pół godziny jak zwykle jadę na stojąco, na drugiej połowie trasy tramwaj dość mocno się wyludnia, to siadam sobie na jednym z takich "podwójnych" miejsc (4 krzesełka: 2 zwrócone w kierunku jazdy, 2 tyłem do niego), klamoty wędrują na podłogę i przysypiam. Dwa przystanki dalej do tramwaju pakuje się (na oko) dziadek z wnuczką i sadowią się naprzeciwko mnie. Dziadek rozwija gazetę i zaczytuje się w niej, dzieciak coś tam zagaduje, ale olewany przez dziadka znajduje sobie inną rozrywkę: kopanie mnie. Pierwszy kopniak - nie zareagowałam. Drugi - usunęłam nogi bardziej na bok, na co piekielny bachorek przesunął się na siedzeniu w kierunku moich nóg i dalej kopie. Rzeczy miałam dość dużo, więc niespecjalnie chciało mi się to wszystko znowu na siebie zakładać i się przesiadać.

Pukam w gazetę starszego pana, zdobywając jego uwagę, i pytam, czy mógłby poprosić dziewczynkę o niekopanie mnie (w międzyczasie piekielny bachor wymierza mi dość solidnego kopniaka prosto w posiniaczony po drobnym wypadku goleń, mnie już szlag trafia). Dziadek spojrzał na dziecko, na moje utytłane piachem spodnie i skwitował: "Ona się tylko BAWI, co, ubędzie pani od tego?". Dziecko wyszczerzyło się paskudnie z satysfakcją, że ma rację. Cóż zrobić, objuczyłam się gratami i przesiadłam. Dziadek wrócił do lektury, a dziecko z nudów zaczęło obślinionym palcem mazać coś po szybie. Miłego gronkowca życzę.

Sytuacja wnerwogenna #4

Wyskoczyłam na moment do Galerii Krakowskiej, bo tam miałam najbliżej pewien sklep. W Galerii oczywiście się zgubiłam (jak zawsze), toteż zauważywszy toaletę, postanowiłam skorzystać z tego dobrodziejstwa cywilizacji, a zarazem stanąć sobie później gdzieś na uboczu i ogarnąć ulotkę z mapką komercyjnego labiryntu. Siedzę więc sobie na tronie, gdy nagle słyszę wbiegającego do toalety dzieciaka, po czym szarpanie za moje - na szczęście zamknięte - drzwi i damski głos, który mówi "Piotruś, nie wolno, tam ktoś jest". Jak reaguje synalek? Jeszcze rozpaczliwiej kołacze nieszczęsnymi drzwiami i drze się na cały kibel "JA CHCĘ POPATRZEEEEĆ!!!". Matko Boska, czyżbym dostała angaż w jakimś dokumencie do WDŻ, a o tym nie wiem?

Reasumując: Freud miał rację, pisząc "Dzieci nie są zwyczajnie złośliwe, one są złe".
A ludzie się dziwią, że nienawidzę bachorków.

olewane przez opiekunów dzieci adult

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Jeremiah
51 65

To rodziców trzeba nienawidzić a nie dzieci. Bo te małe potwory to ich "dzieła"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
26 34

Stąd mój wstęp - gdyby rodzice wkładali wysiłek w wychowanie dzieci, a nie po zmajstrowaniu ich zaczynali żyć "obok" potomstwa, to nie byłoby takich akcji. Ale po co, łatwiej powiedzieć, że się dziecko bezstresowo wychowuje / że dziecko ma ADHD itd. i dlatego zachowuje się jak diablątko.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
28 34

Tacy rodzice to prawdziwy skarb. Najlepiej zakopać jak najgłębiej :)

Odpowiedz
avatar Nastia
13 17

popieram, ja dzieci lubię średnio, ale jak syn sąsiadów powiedział mi że nikt z nim nie chce książek czytać, to aż mi się żal zrobiło i z chłopcem całe wakacje czytałam. najbardziej wkurzające z tego było, że w roku szkolnym potrafiłam słyszeć darcie mordy zza ściany (mamusi albo tatusia), że czemu on tak straszliwie duka, ma ładnie czytać! a potem się ludzie dziwią że dzieciaki są niedouczone i zniechęcone czytać nie chcą. @DeadAgain, gdyby nie Kraków, to byłabym niemal pewna, że jesteś jedną z moich dobrych koleżanek ;) też miewa takie przejścia z małymi potworkami.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

Taaa, nie ma to, jak drzeć mordę na innych, a od samego siebie nie wymagać nic. :/ Mnie rozwala, jak w mojej rodzinnej miejscowości sąsiedzi (taka typowa wiocha, niemalże Chłopi, mentalność taka, że mogłabym całą rodzinę własnoręcznie udusić) drą japę na dziecko "Iwona, k***a mać, ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno klnąć! Pi***olony bachor...". ;) Powiem ci, że ja się nauczyłam sama czytać jeszcze przed pójściem do szkoły i absolutnie UWIELBIAŁAM czytać...a potem zaczęły się późnogimnazjalne i licealne lektury (które rzekomo mają rozbudzać w młodzieży zamiłowanie do czytania i szacunek do literatury polskiej, wtf? w jaki niby sposób?), przy czym w liceum mieliśmy takie jazdy, że np. we wtorek nam mówili, że na czwartek mamy przeczytać całych Chłopów, no i cała moja wielka miłość do książek uwiędła... Dopiero teraz, kiedy mogę znów czytać to, co chcę, a nie to, co muszę, wraca mi mój książkowy nałóg. :) Powiem ci, dzieci chyba wyczuwają, że ich nienawidzę, bo taką ilością miniaturowych potworków, jaką ja spotykam, można by obdzielić ze 3 inne osoby. -_-

Odpowiedz
avatar Draxi
1 3

Wychodzi na to, że perypetie DeadAgain oraz jej podejście do nich nie są aż tak niespotykane, bo ja też do miejsca o Krakowie miałem wrażenie, że pisała to moja znajoma :D Natomiast co do tego, że dzieci wyczuwają niechęć do nich - to niestety nie jest takie proste. Ja też nie znoszę dzieci, ale za to one z jakichś przyczyn lubią mnie. A to z kolei jest podwójnie upierdliwe, bo nie chcą się ode mnie odczepić i trudno mi jest się od nich uwolnić nie sięgając po drastyczne środki :/

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

Draxi, ładny L w avatarze. ;> A co do sytuacji: bójmy się, to oznacza, że takich dzieci jest coraz więcej. Do mnie też niestety dzieci lgną, co gorsza, najbardziej mnie "kochają" właśnie takie porażki wychowawcze, God why... Z kolei jak mam irokeza (bo nie mam go cały czas, zimą by mi łeb odpadł z zimna), to jestem świetna do uspokajania niemowlaków, chyba ich ten czerwony kolor rajcuje, bo patrzą na mnie maślanymi gałami i coś tam mamlą do mnie. xD

Odpowiedz
avatar Draxi
3 5

Najgorzej to jest na różnych zlotach rodzinnych i wszelkich podobnych uroczystościach, które na szczęście nie zdarzają się zbyt często, bo wtedy na ogół złażą się do mnie wszelkie możliwe dzieci ciotek, wujków, znajomych ciotek i tak dalej (których w większości przypadków prawie nie znam) i albo chcą się bawić, albo opowiadają mi o różnych rzeczach, znoszą do mnie swoje rysunki, zabawki i inne takie. I w sumie nie mam się o co przyczepić, bo zwykle są przy tym uprzejme i grzeczne, wobec czego chcąc nie chcąc zamieniam się w niańkę całego małoletniego towarzystwa i średnio mogę coś na to poradzić, bo do reszty rodziny nie dociera, że po prostu nie lubię dzieci i zaczynają się boczyć kiedy protestuję, bo "przecież są grzeczne, o co Ci chodzi". Niestety nie posiadam również fryzury o specjalnych właściwościach w odniesieniu do dzieci, bo akurat długie włosy zupełnie ich nie ruszają :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

Widzę, że mamy podobne koszmarne przejścia. ;) Mi jeszcze rodzinka przez długi czas robiła takie cyrki, że zapraszali sobie znajomych na kawkę i ciasteczko, a bachory owych znajomych dawali mi do pilnowania (tym sposobem "pozbyłam się" limitowanej edycji Toxicity, wrrrrrr... >.<"""), obojętnie, czy kułam na sprawdzian, źle się czułam, odsłuchiwałam "słuchanki" na angielski itd. Skończyło się podrzucanie mi bachorów, gdy matka mnie nakryła z dziesięcioletnim bachorkiem płci męskiej, jak z bananem na ryju ogląda ze mną Junjou Romantica, okraszane moim wywodem progejowskim i antyhomofobicznym. xDDDD

Odpowiedz
avatar Draxi
1 3

Zabawianie potomstwa wszelkiego rodzaju gości również mi się zdarzało i też najlepiej tego nie wspominam, ale akurat do tych członków rodziny, z którymi mieszkam przesłanie dotarło dość szybko, jak za którymś razem (też po odnotowaniu pewnych strat materialnych, choć nie aż tak dotkliwych) stanowczo i dosadnie objaśniłem, co mi się nie podoba i dlaczego :D Problem jest tylko z takimi właśnie ciotkami i wujkami "od święta", bo im się chyba wydaje, że ja tak tylko gadam, a przy wszelkich próbach tłumaczenia mnie szybciej ogarnia zwątpienie niż ich zrozumienie.

Odpowiedz
avatar mazona
0 2

Dokładnie:D Sama przecież byłam uroczym dzieckiem:P Ale jak ja byłam mała, nikt nie wspominał o bezstresowym wychowaniu, bo rodzice wiedzieli czym jest stresowa dorosłość i konsekwencje wychowawcze. Tak czy siak, nie rozumiem dlaczego ludzie nadintepretują BEZSTRESOWE WYCHOWANIE. Klaps symboliczny wyznaczający granice wytrzymałości nie ma boleć dzieciaka, a kary mają wyznaczać granice. Niech dziecko wie, że ktoś ma nad nim pieczę i że nie musi się dodatkowo martwić za rodziców.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 19

Odwieczny dylemat...są jeszcze różne opcje "pomiędzy", my dear, nie szufladkuj. ;) Co masz na myśli, mówiąc o owej weryfikacji? "Wpadka" w moim przypadku jest b. mało prawdopodobna, a jeśli chodzi ci o to, że może mi "przejść", to powiem ci tak: o depresji mi mówili, że przejdzie - nie przeszła. O "męskim" usposobieniu mi mówili, że przejdzie - nie przeszło. O buntownicznym charakterku mi mówili, że przejdzie - i też nie przeszło. A wręcz wszystkie te 3 się pogłębiły, nienawiść do dzieci też się z miesiąca na miesiąc pogłębia, więc wybacz, ale znam siebie na tyle, by wiedzieć, że pewne rzeczy po prostu nie przechodzą. To jak "opalenizna" u Mulata - nie przechodzi wraz z końcem lata. ;)

Odpowiedz
avatar Jeremiah
29 29

Widzę, że mamy sporo wspólnego :) ale akurat dzieci lubię. A swoją drogą trzeba było tego dziadka kopnąć i powiedzieć, ze Twoi rodzice tak samo Cię wychowywali i teraz jesteś wyznawcą szatana ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
17 19

Jeremiah, to świetny pomysł, może następnym razem zastosuję. :D I tak często jestem bluzgana od antychrystów i innych takich w komunikacji miejskiej, kwestia ubioru (często pojawiam się w swoim "galowym" stroju, czyli czerwone buty, punkowe gacie, ramona, czasem obroża czy pieszczocha). ;) Ostatnio siedziałam sobie na krzesełku, a do tramwaju wszedł jakiś starszy człowiek z naprawdę WIELKIMI siatami. Poderwałam się i pytam, czy nie zechciałby usiąść, a gościu: *nadął się* PO BRUDASIE SIADAĆ NIE BENDEM! Nie to nie, chętnie posiedzę. :D

Odpowiedz
avatar cija
21 23

Sytuacja wnerwogenna #5. Te smarki rosną...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 października 2013 o 20:56

avatar konto usunięte
24 24

I połowa z nich pewnie przeżyje w którymś momencie swojego żywota ciężki szok, że życie nie jest jednak bezstresowe... ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

ciezki szok to przezyja rodzice albo dziadek z historii jak mu taki bachorek powie "wypiertalaj" swoja droga bylo zaczac szturchac dziadka ;) i powiedziec, ze ty tez bezstresowo chowana

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
54 68

Miejcie pretensje do oświeceniowych idiotów takich jak Rosseau który na całe wieki zdołał wmówić społeczeństwo, że dziecko jest z natury dobre. Notabene sam oddał swoje dzieci do sierocińca. Ten debil był prekursorem takich chorych pomysłów jak koncepcja "dr Seussa" o bezstresowym wychowaniu która zatruła społeczeństwo amerykańskie w latach 60. Dziecko nie jest z natury dobre! dziecko jest złe, bo widzi tylko to, co mu przynosi korzyść, co świetnie widać u dwulatka które przechodzi fazę "ja chcę" - z której co najlepsze wielu ludzi nie wyrasta. Obśmialiśmy koncepcje wychowania w karności i posłuszeństwie dziecięcia wobec matki i ojca i zbieramy tego tragiczne żniwo. Jak my będziemy starzy to nasze dzieci nam nie podadzą szklanki wody tylko co najwyżej napiszą na fejsie: "lol, zgred zaś coś p***doli, ale beka xd". Żeby było jeszcze gorzej, rodzice dokładają ognia do pieca, w szkole nalatując do nauczycieli że stawiają jakiekolwiek wymagania. A jak ja żem ze szkoły wracał to jak ojciec sztygar po szychcie dowiedział się że "pan rechtór" w szkole dał mi baty za gadanie na lekcji to jeszcze sam pasem przyrżnął a matka wałkiem poprawiła i na całe życie nauczyłem się szacunku dla siwej głowy i ludzkiej pracy. Bo to wstyd był że rodzinie gańbę w szkole przynoszę. Ale zbierajcie ludzie swoje żniwo dalej, róbcie z dzieci małe potwory, słuchajcie Zawadzkiej, Michalaka i innych "postępowców" znających się na wychowaniu dzieci jak Mandaryna na śpiewaniu i zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
18 24

Drill, czuję się zaszczycona twoją obecnością, to takie dopełnienie mojego debiutu. :D Osobiście jestem przeciwnikiem skrajności, więc nie uważam, żeby lanie dzieciaka pasem było też szczególnie dobre, ale dzieciom NAPRAWDĘ potrzeba jakichś kar (chociażby szlabanów na kompa, słodycze itp.), bo jeśli ich nie ma, to dziecko czuje się bezkarne i próbuje, jak daleko może się posunąć, jak bardzo da się rozciągnąć granice. I później właśnie są takie potworki, którym wszystko wolno, powodzenia w dorosłym życiu.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
18 18

Ja jestem niesamowicie ciekawa "co" uda się wychować obecnym "bezstresowym" dzieciom. To pokolenie już dorosło i zaczyna mieć swoje dzieci, na co wiec je wychowają. Na jeszcze większe potwory, czy raczej na swoich "niewolników"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

misiafaraona, aż strach pomyśleć. ;) I faktycznie jest to nieobliczalne, nie wiadomo, czy dorosłe "bezstresowe" dzieci będą kontynuować "tradycję", czy raczej uznają, że bezstresowe wychowanie zrobiło im w życiu nieźle pod górkę i należy od tego odejść... Czas pokaże.

Odpowiedz
avatar Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki
16 18

Drill, to nie jest do końca tak. Ja byłam chowana "bezstresowo", mama mnie w życiu nie uderzyła. Tyle, że jeśli zrobiłam coś niewłaściwego to tłumaczyła mi do skutku dlaczego powinnam zachowywać się inaczej. Był czas że te pogadanki doprowadzały mnie do szału (ach te hormony...) a teraz jestem jej za to niezmiernie wdzięczna, bo nawet jeśli się na coś uprę, to można mnie przekonać racjonalnymi argumentami. Niestety, wiele osób myli bezstresowe wychowanie z kompletnym olewaniem dziecka i pozwalaniem mu na wszystko, czego dusza zapragnie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki, to jest właśnie ten problem, że ludzie myślą "bezstresowe wychowanie = pozwalanie dziecku na wszystko". Albo często robią tak, że dzieciak dostanie szlaban czy nawet klapsa, ale nie wytłumaczą mu, dlaczego i za jakiś czas sytuacja się powtarza, bo dziecko nie rozumie, bo jedynymi "argumentami", jakie słyszy z ust rodziców, są "nie, bo ja tak mówię", "nie, bo nie" czy odwieczne "nie pyskuj". ;)

Odpowiedz
avatar Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki
11 11

@Dead zgadzam się z tobą w zupełności. Ludzie muszą zrozumieć że ani olewanie, ani bicie bez tłumaczeń nie daje żadnych efektów. Wiesz, kiedyś zapytałam moją mamę, dlaczego mnie nigdy nie uderzyła. Odpowiedziała, że byłaby to jej porażka jako pedagoga, bo znaczyłoby to, że straciła panowanie nad sobą, a w końcu to ona była dorosła, a ja byłam dzieckiem, które dopiero uczy się życia.

Odpowiedz
avatar Eander
12 16

@Drill_Sergeant zgadzam się że rodzic prowadzący kanał w większości mówi całkiem do rzeczy i pozwól, że zacytuje niektóre zdania: "Dziecku należy poświęcać czas" "Dziecko należy ukarać jeżeli zrobi coś złego, jednak trzeba mu wyjaśnić za co zostało ukarane" "Nie okłamuj dziecka (musi ci ufać)" "Dawaj dziecku przykład swoim zachowaniem" itd. Widzisz jest tylko jeden mały szkopuł. TO WŁAŚNIE SĄ ZASADY PRAWDZIWEGO BEZSTRESOWEGO WYCHOWANIA. Nazwa "Bezstresowe wychowanie" ma oznaczać, nienarażanie dziecka na niepotrzebny stres, a nie wyeliminowanie go ponieważ: 1 - jest to niewykonalne. 2 - świat dorosły nie jest pozbawiony stresu, wyeliminowanie go z życia dziecka spowodowałoby u niego brak możliwości życia w społeczeństwie.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

ale mylicie wychowanie bezstresowe z wychowaniem bez kar fizycznych...

Odpowiedz
avatar cija
6 6

@Dead: A spie...laj je...ny w d...pę pedale. Dotknęło?:) do szoku potrzebna jest pewna wrażliwość i wpojone wartości, którymi można zachwiać. A gruba skóra to niezła tarcza i oręż przeciwko złemu światu. O, Drillowi się zebrało na cytowanie św. Augustyna :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 11

Wyzywanie mnie od pedałów, lesb, antychrystów, transów, szatanistów i innych plag egipskich totalnie mnie nie wzrusza, zresztą pedał / lesba / trans nie jest dla mnie niczym obraźliwym. ;) W ciężkim szoku pogrążył mnie fakt, że takimi słowami zbluzgało mnie dziecko Z PODSTAWÓWKI. Rozumiem jeszcze jakąś patologię (w mojej rodzinnej miejscowości są "familoki" i tam czterolatki klnące jak najęte są na porządku dziennym), ale kurcze, normalny, zadbany dzieciak... Mnie do trzeciej klasy gimnazjum przekleństwa przez gardło nie chciały przejść, choć słyszałam ich mnóstwo wokół.

Odpowiedz
avatar kocio
7 7

Oj tam, taki postęp cywilizacyjny, tempo życia rośnie, mało czasu dla siebie, własnych zachcianek i potrzeb, a Ty byś chciała, żeby jeszcze mieć czas dzieci wychowywać. Dzieci się robi przede wszystkim po to, 'żeby miał kto szklankę wody na starość podać', ewentualnie, skoro już się wpadło i już jest, to co zrobić, przeczekać aż dorośnie i pogonić. A tak bardziej serio, to obserwując to co rośnie, i jak rodzice mają w nosie wychowanie dziecka, to z przerażeniem coraz częściej przyłapuję się na myśli, że eugenika to chyba nie jest taką 'głupią' dziedziną...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

Wkurza mnie strasznie robienie sobie dziecka "żeby było", uważam, że to powinna być świadoma, przez wiele tygodni dyskutowana decyzja (genialną sprawą są te symulatory dzieci, które dają uczniom w USA, żeby zobaczyli, jaką masakrą jest posiadanie dzieciaka). A co do tej szklanki wody na starość, to przy dzisiejszej emigracji niczego nie można być pewnym. Wiesz, ludzie często się wymawiają, że są zapracowani, że oboje rodziców musi pracować, żeby dzieci utrzymać i dlatego nie mają czasu ich wychowywać. A ja ci powiem, że moja matka samotnie mnie wychowywała, pracowała na 2 etaty i jakoś udało jej się wyprowadzić mnie na ludzi (nie idealnych i często mówi, że coś poszło nie tak, ale zawsze coś ;]). Patrząc na to, co się dzieje, to z punktu widzenia eugeniki połowa ludzkości musiałaby się przestać rozmnażać...

Odpowiedz
avatar kocio
6 8

Dziecko zdecydowanie powinno być wynikiem świadomej decyzji, a nie przypadku czy 'bo muszę kogoś mieć, jak mnie starość dopadnie'. Pierwsza część mego komentarza jest w formie powiedzmy prześmiewczej, bo sama nie ogarniam, jak można się 'beztrosko' rozmnażać a potem obserwować, czy dziecko przed wiekiem nastoletnim dokona autodestrukcji, czy nie. Zapracowanie zapracowaniem, wszystko jest kwestią organizacji czasu. Jak ktoś chce się przed sobą tłumaczyć, to każdy powód będzie dobry, dlaczego się nie ma czasu. Sama nie planuję mieć dzieci kiedykolwiek. No chyba, że mi co odpierdzieli, ale nie przewiduję. Nie wyobrażam sobie siebie w roli matki - jakbym miała je traktować takim krytycyzmem, jak siebie, albo i jeszcze większym, to cholera wie co by z tego wyrosło. A jakby nie spełniało moich 'wymagań', to by mnie chyba szlag niesamowity trafiał, w szczególności, gdy na pewne rzeczy nie miałabym wpływu. Wychowanie wychowaniem, ale jakby nie było dostatecznie ładne/zdolne/inteligentne? Ktoś z nas nie dotrwałby żywy do 18stki tego dziecka. A jeszcze jak sobie pomyślę o tym, że na osobowość dziecka wpływa też społeczność najbliższa - no bo tu przedszkole, tam szkoła, a tam podwórko - i że trudy mego wychowania mogą iść na marne (kwestia charakteru i podatności na wpływy innych, zresztą, większość chcąc wejść w towarzystwo musi się w jakiś sposób dostosować), to mam ochotę własnoręcznie pozbawić się macicy. Bo tak nawiasem uważam, że macica jest mi całkowicie zbędna, więcej z nią problemów niż pożytku.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

kocio, czytasz w moich myślach, podpisuję się rękami i nogami pod akapitem o dzieciach i macicy. ;)

Odpowiedz
avatar justangela
1 11

Dziwi mnie niska ocena historii, ale pewnie na piekielnych nie brak "bezstresowych" rodziców i dzieci.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 14

Pewnie sporo minusów dostałam też od ludzi, którzy bezkrytycznie uwielbiają dzieci i uważają, że NIE MA złych bachorków. Miałam wychowawczynię w liceum, która nie mogła mieć dzieci i była właśnie zafiksowana na punkcie, że dziecko to największe możliwe szczęście, raj na tym świecie. A potem adoptowała półrocznego dzieciaka i po miesiącu przyszła nas odwiedzić - 5kg chudsza, wory pod oczami, szara cera i mruknięte nam "na boku" po zakończeniu klas maturalnych, że dzieciak to jednak nie jest tak super sprawa, jak jej się wydawało... ;)

Odpowiedz
avatar Noob
6 6

Nie żebym akurat była jedną z takich osób (osobiście błędy nigdy mi nie przeszkadzają i nawet ciężko mi je wyłapywać, choć bardzo doceniam osoby, które kogoś lub mnie poprawiają), to spora część minusów mogła być z tego względu, iż tekst jest średnio przejrzysty i jest w nim nieco więcej niż przeciętnie błędów językowych bądź interpunkcyjnych. Wiem wiem, że to treść jest najważniejsza, ale chcąc nie chcąc forma jest tu uznawana za równie ważną :]

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Ojoj, mogłabyś mi proszę wytknąć te błędy, żebym mogła poprawić? Po skończeniu liceum chyba coś mi się rypło w wewnętrznej autokorekcie, muszę więcej pisać.

Odpowiedz
avatar justangela
2 4

DeadAgain: Wiesz, co, według mnie nie ma złych dzieci. Są za to takie źle wychowane;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

justangela, jak sobie przypomnę, jak paskudnie dzieci w mojej podstawówce - wychowane i niewychowane - traktowały dzieci z pewnej biednej rodziny, nieco upośledzone, to sądzę, że jednak nie jest kwestią wychowania "zawartość" w dzieciach takich cech jak złośliwość, okrucieństwo, niezdrowa ciekawość czy donosicielstwo. Tylko z czasem, w miarę dorastania, po prostu uczą się to kontrolować.

Odpowiedz
avatar pasia251
0 0

ja zgadzam się tym, że nie ma złych dzieci - tylko niewychowane wcale lub źle wychowane... a dzieci, które wyśmiewają się z inności, są wścibskie i donoszą również wyniosły to z domu... bo dziecko bardz późno zauważa, że coś jest inne - najczęściej mówią mu o tym rodzice.

Odpowiedz
avatar lady0morphine
4 4

Czemu ma nas dziwić zachowanie tych dzieci, skoro cała "praca" rodziców włożona w wychowanie ogranicza się często do włączenia dzieciakowi bajki, żeby nie przeszkadzał i siedział cicho... Mam wrażenie, że w tych czasach dla niektórych spędzanie czasu z dzieckiem (czytanie mu, rozmowa z nim, zabawa) jest traktowane jak zło konieczne. Jak dzieciak ma się nauczyć jak postępować, a jak nie, skoro nikt mu nic nie wytłumaczy bo rodzice mają je generalnie w nosie? Po co się trudzić i uczyć dziecko życia, skoro można je olać, włączyć mu telewizor i tłumaczyć swoje lenistwo i nieudolność bezstresowym wychowaniem? Po co tłumaczyć, że np. nie wolno bić innych dzieci, skoro można wmówić sobie, że dzieciak ma ADHD i trudno, niech bije, on jest chory i może? Po co nauczyć dziecko, że nie zawsze wszystko zostanie mu podane na tacy, skoro wystarczy, że piśnie, a rodzice momentalnie spełniają jego wszystkie prośby?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Zgadzam się z tobą w całej rozciągłości.

Odpowiedz
avatar Agness92
4 4

1. Spróbuj czegoś legalnego tzn. poza ciszą nocną. Jakieś nagranie jednostajnego pukania/wiercenia (takie coś chyba najbardziej wkurza) i przystaw głośnik do ściany na cały dzień. 2. Współczuję dziecku rodziców (bo to nie wina dziecka) 3. Ja bym chyba odkopała. 4. Ciekawie musi to dziecko mieć w domu... btw. Galeria Krakowska zawsze wydawała mi się mniej zagmatwana niż inne tego typu sklepy

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Spróbowałabym, ale mieszkam w pokoju wynajmowanym u przemiłej starszej pani, która jest praktycznie cały czas w domu i nie chcę jej przeszkadzać. :) Chociaż, jeśli pojedzie gdzieś do wnuków na parę godzin, to może urządzę sobie festiwal stukania gumowym młotkiem w ścianę, głośnego słuchania muzyki i takich tam. Albo w porze, kiedy większości ludzi nie ma w domach (a oni są) włączę coś w stylu "Cotton Eye Joe", zapętlę i wyjdę na parę godzinek na spacer... Ja mściwa jestem. :> Kusiło mnie strasznie, żeby odkopać, ale raz, że między kolanami trzymałam klamoty, żeby się nie turlały po trwamwaju, a dwa, że pewnie jakbym odkopała, to dziecko narobiłoby dzikiego wrzasku i jeszcze by cyrk był. Żartujesz?! Dla mnie Galeria Krakowska jest NIE DO OGARNIĘCIA, ilekroć tam wejdę, to krążę godzinę, zanim znajdę potrzebny sklep (i to nie zawsze mi się uda znaleźć mimo ulotek), a potem kolejną godzinę, próbując z niej wyjść. ._. Ale ja jestem z małego miasteczka i taki moloch z mnóstwem schodów, przejść, bodźców, zaułków itd. doprowadza mnie do oczopląsu i skołowania. :) W każdym razie, moim skromnym zdaniem, Dedal nie powstydziłby się takiego labiryntu.

Odpowiedz
avatar kocio
0 0

Też nie przepadam za Galerią Krakowską :D Chyba jedyna galeria, w której ciągle mylą mi się kierunki, ilekroć bym tam nie była. Wiem tylko, na których piętrach czego szukać. Za to uwielbiam Bonarkę - na początku mi się nie podobała, ale jednak problemów z odnalezieniem się i sklepów problemów nie ma :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

W Bonarce w życiu nie byłam, ja w ogóle nie cierpię galerii handlowych, bo dostaję czegoś w stylu "OJezusieMaryjo... tyleludzi... tylesklepów... tyledźwięków... zadużozadużozadużoooo, POWIETRZA! MUSZĘ WYJŚĆ!". ^^"""

Odpowiedz
avatar Agness92
2 2

Ale przecież Galeria Krakowska jest na planie prostokąta. Gdzie tam masz zaułki? Osobiście wolę ją od takiej Galerii Kazimierz, w której można się nieźle zapętlić (chociaż mniejsza).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Ja się nawet w małej Plazie w mojej rodzinnej miejscowości tracę, a co dopiero w Galerii Krakowskiej. ;) Nie dość, że wewnętrzny GPS mam od poczęcia skopany (zerowa orientacja w terenia), to jeszcze tam jest taka masa ludzi, dźwięków, zapachów, kolorów itd. itp., a wszystko zmienne, że mój mózg dostaje szaleństwa od ilości bodźców. Poza tym zważ na to, że przez długie lata walczyłam z socjofobią i dalej w tak przeludnionych miejscach czuję się...przytłoczona, tracę rozum. :)

Odpowiedz
avatar kotwszafie
0 2

Mapki są, sklepy rozpisane. Jak można się zgubić w czymś, co zbudowane prosto i w dodatku oferuje mapki?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 7

Chryste, co się tak wszyscy dopieprzyli do tej Galerii, jak to nie o tym historia... kotwszafie, wytłumaczę ci to tak: wyobraź sobie, że całe życie mieszkasz w Pcimiu Dolnym, gdzie jest pięć ulic na krzyż, kościół i szkoła, nic więcej. I nagle ktoś cię zawozi do Disneylandu, który jest z 6 razy większy od całego Pcimia, w dodatku wściekle kolorowy, grający i zawalony tabunami ludzi. Jak się czujesz, jakiś oczopląsik, trudności w pozbieraniu myśli? Ja się tak właśnie czuję w tej cholernej Galerii, zwłaszcza, że zawsze wszelkich galerii unikałam jak ognia. To jest kwestia tego, że całe dotychczasowe życie spędziłam na totalnym zadupiu, gdzie było właśnie 5 ulic na krzyż i miasto po 17:00 wymierało, a teraz nagle zostałam sama w miejscu, gdzie jest cyrk na kółkach i mrowisko w jednym. Takie same odczucia wywołuje we mnie sam Kraków - miliardy świateł, torów, ludzi, pasów, uliczek, zakazów, nakazów, meleksów, rowerzystów i Bóg wie, czego jeszcze. Kwestia szoku, po jakimś czasie się pewnie przyzwyczaję.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 4

Mniej więcej tyle do całej historii, że nieco inaczej patrzę na lament nad głośnością dzieci (czy kogo-/ czegokolwiek), jeśli jest to lament osoby, którą straszą kolorowe światełka centrum handlowego. Nie mówię, że każdy musi lubić rozgardiasz, ruch i dzianie się na wielu polach. Ale bez przesady...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

kotwszafie, masz, poczytaj sobie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Fobia_spo%C5%82eczna Przebyłam długą, samotną (żadnych psychologów, żadnych leków, żadnej hipnozy i tego typu rzeczy) drogę przez piekło, żeby ze stanu "nie wyjdę z pokoju, bo na zewnątrz są ludzie" dojść do stanu, w którym jedynymi objawami jest unikanie imprez i "tracenie się" w dużych sklepach / centrach handlowych / innych miejscach, gdzie jest szczególnie duże "zagęszczenie" ludzi. To mniej więcej taki postęp, jak wyjście z totalnej depresji, kiedy człowiek tylko leży na łóżku i gapi się w przestrzeń, do stanu, w którym się w miarę normalnie funkcjonuje, jedynie od czasu do czasu łapiąc "doła" albo będąc trochę mniej radosnym i spontanicznym, niż zdrowi ludzie. I gwoli ścisłości, nie boję się kolorowych światełek i rozgardiaszu, po prostu czuję się przytłoczona i to uczucie mnie dekoncentruje.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
0 2

Ale proszę bardzo, mogę powiedzieć, że biedna jesteś i pogratulować walki z chorobą, tylko jakby nie o tym rzecz. Rzecz w tym, że ktoś z takimi fobiami może też zbyt mocno reagować na np. dzieci. Tak? No.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 6

Akurat na dzieci zaczęłam tak reagować nie przez chorobę, a przez to, że (moim skromnym zdaniem) z roku na rok spotykam coraz gorsze przypadki. Jak ja byłam w podstawówce, to owszem, jak przychodził jakiś "dziwny" (np. pofarbowane włosy) absolwent, to się zbijaliśmy w grupki i szeptaliśmy między sobą, gapiąc się bezczelnie, ale nie robiliśmy tego, co mi się teraz przytrafia, gdy czasem wpadam odwiedzić moją podstawówkę - dzieci do mnie podbiegają, dźgają palcami po brzuchu jak eksponat muzealny (trochę mnie to śmieszy, tak to wygląda, jakby się zastanawiały, czy faktycznie jestem żywa, a nie jestem np. hologramem 3D), wrzeszczą na pół korytarza "ty patrz, jaki świr / kogut / w skrajnych przypadkach "po*ebany" ", parę razy się zdarzyło, że kiedy przyklękłam, żeby zawiązać but, to dzieci bezczelnie podbiegały i szarpały mnie za irokeza. :/ Moja matka uczy zresztą w podstawówce i kiedy się ją pytam, dlaczego poszła do tej pracy, skoro tak teraz na nią narzeka, to mi odpowiada, że 20 lat temu nie było takich potwornych porażek wychowawczych i powalonych rodziców, a teraz jest ich na pęczki. Może gdybym spotykała dużo dzieci słodki, ułożonych, uroczych itd. itp., lubiłabym dzieci. A że przyciągam wręcz same bachory, to moja nienawiść do dzieci wzrasta, shit happens. Jak dziecko jest normalne, to się do niego uśmiechnę, czasem nawet przyklęknę i dam się pogłaskać po irokezie, jeśli jakiegoś dzieciaka to wybitnie fascynuje, a boi się podejść, raz nawet widziałam dzieciaka-punczka, w tyci ramonie, tyci glanikach i tyci irokezie, wtedy, mimo nienawiści do dzieci, niemalże się rozpłynęłam, taki był słodki. :)

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-4 6

Opowieści pod hasłem "a za moich czasów" mają to do siebie, że wszystko, co "za moich czasów" działo się z innej perspektywy niż to, co się ogląda teraz. Bardzo możliwe, że Ty i Twoje towarzystwo w oczach odpowiednio starszych też byliście paskudni i wredni. Bardzo możliwe, że z czasem zaczęłaś się robić "życiowo wygodna" i coraz więcej Ci przeszkadza. Ja nie przeczę - zauważ: w żadnym miejscu tego nie robię - że są dzieci paskudne. Tylko, że takie dzieci zawsze były i zawsze będą. Swoją drogą, na opowiadanie "za moich czasów" chyba jesteś za smarkata.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

Hahahaaaa, toś dorąbał. Po pierwsze, mój drogi / moja droga, KAŻDY ma prawo mówić "kiedy byłem dzieckiem, coś było inne", bo świat się zmienia, pomyśl chociażby o szalonej zmianie, jaką przeżyli ludzie żyjący na przełomie okresu pustych półek w sklepie i rewolucji zapoczątkowanej przez stoczniowców, to musiał być szok. Po drugie, moje i następne pokolenia mają tym bardziej prawo tak mówić, bo świat jeszcze chyba nigdy nie zmieniał się tak dynamicznie, jak obecnie. Wystarczy spojrzeć na postęp technologiczny - "za mojego dzieciństwa", czyli ledwie 10-12 lat temu, szczytem lansu i zaawansowania technicznego w kwestii komórek były cegłowate Nokie, nikt o ekranach dotykowych chyba nawet nie myślał, a tu proszę - parę lat i mamy smartfony, tablety, ba! zaczyna się nawet tworzyć ekrany-hologramy reagujące na dotyk (na zakłócenie fal), co w "moich czasach" było domeną filmów sci-fi. To samo tyczy się chociażby medycyny - za czasów mojego dzieciństwa, jak straciło się oko, to jedynym pocieszeniem mogła być szklana / syntetyczna proteza, teraz trwają prace nad widzącym bionicznym okiem. Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze 5 lat temu, że będą produkować "części zamienne" do człowieka (sztuczna skóra, drukowane w drukarkach 3D protezy i części kości / chrząstek, bioniczne oczy itd.), popukałabym się w łeb. Ludzie też się zmieniają, zmienia się podejście do wielu spraw - seks przestał być tematem tabu i jest wszechobecny, różne narody, kultury i religie niekontrolowanie się mieszają, dostęp do Internetu, jakiego nikt sobie 10 lat temu nie wyobrażał, zmienia diametralnie wiele spraw. Jak ja byłam dzieckiem, to dostałam w pysk i siedziałam cicho, bo nie miałam ani krzty pojęcia, że istnieje coś takiego jak choćby Rzecznik Praw Dziecka, dzisiaj mamy przypadki, że rodzice kazali gówniarzowi wynieść śmieci, a on zadzwonił na policję, że się nad nim znęcają. Jak moja mama przychodziła do domu i meldowała, że dostała lufę, to jeszcze zebrała ochrzan od swojej matki, dzisiaj co chwilę dyrekcje przeżywają nalot mamusiek, które każdą złą ocenę dziecka tłumaczą tym, że nauczyciel się uwziął i wyżywa się na ich córecze / syneczku. Jednocześnie nie jestem jeszcze na tyle stara, żeby być "życiowo wygodną", zresztą warunki, w jakich mieszkam, uczę się i pracuję, wykluczają wszelkie wygodnictwo i rutynę. Jestem za to wnikliwym obserwatorem i widzę, co się dzieje na tym świecie. Widzę, jak ludzie są ogłupiani, jak to się często właśnie na dzieci przekłada. Wszystko się zmienia. Jak to powiedział mój wykładowca od historii fotografii - "kiedy mnie 20 lat temu pokazano zdjęcia rozszarpanych trupów na wojnie, byłem w szoku. Teraz mój trzynastolatni siostrzeniec ogląda te zdjęcia i nie robi to na nim żadnego wrażenia, to zatrważające, jak bardzo świat się zmienia i jak bardzo nas to znieczula.". Poza tym, jeśli nie uważasz mnie za wiarygodne źródło osądu, to wszyscy nauczyciele ze stażem 20+ lat, których pytałam, powiedzieli mi, że kiedyś nie było tak rozwydrzonych bachorów i tak popieprzonych rodziców, którzy przychodzą drzeć mordę, że nauczyciel ma nie krzyczeć na dziecko, kiedy bachor wsadza mu kosz na głowę, bo to dziecko stresuje i będzie mieć traumę. I wreszcie, równie dobrze możesz powiedzieć, że 20 lat temu nowotwory też były i nikt nie lamentował. Tylko kwestią nie jest bycie lub nie, kwestią jest to, czy jest jeden przypadek na 10 000, czy 1 przypadek na 100. To robi różnicę, nie sądzisz?

Odpowiedz
avatar Flecik
5 7

Kotwszafie, nie sadzisz, ze przesadzasz? Przykro mi, ze przekroczenie trzydziestki odbilo sie tak negatywnie, ze uwazasz wszystkich mlodszych od siebie za smarkaczy nie posiadajacych prawa do opinii. Ja akurat autorke rozumiem i mimo, ze sie urodzilam w Trojmiescie i tam mieszkalam do mojego wyjazdu, tlumow nie lubie i unikam jak potrafie. Dzieci sa osobnym tematem, bo pamietam jak majac ok. 15 lat i slyszac klnace jak szewc dzieciaki w 1-2 klasie podstawowki, bylam zszokowana slownictwem, a niektore przeklenstwa slyszalam po raz pierwszy. I tak, duza czesc dzieciakow zachowuje sie koszmarnie a ich opiekunowie jeszcze gorzej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

Flecik, dziękuję za wsparcie. :) kotwszafie cierpi chyba na jakieś przedwczesne zmoherzenie ("jestem starszy, więc wiem wszystko najlepiej")... :> kotwszafie, odniosę się jeszcze tylko do 2 rzeczy: a) na nowotwory zapadają obecnie nawet roczne dzieci, więc nie jest to tylko kwestia średniej wieku, ale też genetyki, skażenia środowiska itd. itp. b) z naszej dwójki to ty zacząłeś dyskusję na temat zupełnie poboczny, bo wątek mojego samopoczucia w galeriach handlowych ma dla całej historii i całego zjawiska "hodowanych" dzieci mniej więcej takie znaczenie, jakie znaczenie miał kolor oczu Christine dla całej historii Upiora w Operze.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
2 8

Widzę, że z jednej skrajności łatwo jest popaść w skrajność przeciwną. A może tak wpajać dzieciakowi, że każde jego zachowanie ma swoje konsekwencje? Nie szafować karami i nagrodami (no może nagrodami od czasu do czasu), ale wprowadzić zasadę akcja-reakcja i się jej z uporem trzymać. Oczywiście to też nie zawsze się musi sprawdzić, niemniej jest tak jakoś neutralne i pozbawione wad rozwiązań skrajnych. Bo rodzice albo pozwolą dzieciakowi na puszczenie z dymem miasta, a na zwrócona uwagę odpowiedzą, że nie chca ograniczać jego ekspresji, albo, i to jest naprawdę przygnębiające, ich metoda sprowadza się do skatowania malca w ataku wściekłej furii, bo sobie koszulkę soczkiem poplamił.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Czyżby Neron był wychowywany bezstresowo? ;) Tak, uczenie dziecka poprzez pogadanki i pokazywanie konsekwencji wydaje się być najlepszą metodą, ale jako, że dzieci nie posiadam i daj Boże nigdy posiadać nie będę, nie powinnam się wypowiadać n.t. wychowywania. :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

Dzieci lubię. Bachorów nie znoszę. Ich rodziców jeszcze bardziej. Ostatnio stoję w kolejce w drogerii. Rodzice z trójką dzieci. Najstarsze stoi obok rodziców, a dwa takie małe ledwo od ziemi odstające latają po sklepie. Mamusia zapłaciła, chce wychodzić i nagle: "Ojej, a gdzie dzieci? Jasieńku, Marianko, chodźcie tu dzieci". Ręce mi opadły.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

Ja bym chyba palnęła "czarna Wołga zabrała", mój niewyparzony jęzor. :D A oczywiście jak takie dziecko coś stłucze albo zniszczy, to dzikie larum ze strony rodziców, czemu mają płacić, skoro dziecko się TYLKO BAWIŁO, i to wina sklepu, że takie te półki do kitu są i w ogóle. ;)

Odpowiedz
avatar elda24
1 7

Nie lubię dzieci, czasem nawet bardzo, choć sama już się jednego dorobiłam. Nie rozumiem idei bezstresowego wychowania (czyli jak to sobie ludzie tłumaczą - pozwalaj na wszystko, miej głęboko w zadku), bo ja mam ochotę takie dziecko zamknąć w szafie, tą szafę okręcić łańcuchem i całość zamknąć w jakimś lochu. Mój syn ma obecnie dwa lata i przechodzi fazę, którą nazywa się buntem dwulatka. Wszystko chce, w tym momencie, teraz, natychmiast, próbuje wymuszać, bić, gryźć. I nie wiem, na prawdę nie wiem jak rodzic może na to nie reagować lub to bagatelizować. Jakoś nie tak dawno w sklepie widziałam takiego gagatka, co matkę kopał, bo nie chciała mu czegoś tam kupić a ojca opluł. Gnojek miał z 7 lat. Na miejscu tych rodziców czułabym się jak przegraniec życiowy, spaliłabym się ze wstydu.

Odpowiedz
avatar Agness92
1 5

Ale spróbuj takiemu dać klapsa przy ludziach (nie mocnego - ot żeby było mu głupio) to cię zlinczują, że katujesz bachora.

Odpowiedz
avatar elda24
4 4

To o klepaniu tyłka i agresji ludzi do okola to bujda na resorach. Nie jeden raz jak dzieciak dostal w tyłek przy ludziach, nikt nie zareagował, bo każdy widział zachowanie malej paskudy. jednie raz mi się zdarzyło zareagować, jak ojciec spoliczkowal córeczkę, bo ta się potknela i upadając zawadzila o wózek z jej młodszym rodzeństwem. To juz lekka patologia. Takich rodziców też nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

elda24, chwała ci za rozsądne wychowywanie. Dzieciaka mam ci gratulować, czy raczej współczuć? ;)

Odpowiedz
avatar pasia251
-2 4

elda24 bijesz dwulatka i uważasz to powód do dumy? pogratulować...

Odpowiedz
avatar bialamurzynka
1 1

Ja bym tę gnojówę z sytuacji nr 3 też zaczęła kopać, bo przecież "tylko się tak bawię". Ona może, to ja też.

Odpowiedz
avatar boguswojciech
6 6

lepiej kopnąć tego DZIADKA!. Skoro uważa, że to fajna zabawa pobawmy się też z nim. Ciekawe czy nadal będzie mu się podobać zachowanie tego dziecka. Wtedy może coś dotrze do niego i innych, którzy nie widzą problemu w zachowaniu swoich dzieci.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

Tylko najczęściej niestety jest tak, że jak dziecko kopie cię przez pół trasy - spoko. A kopnij raz ty dziadka albo dziecko...eksplozja nuklearna to pikuś w porównaniu z awanturą, jaka wybuchnie. ;)

Odpowiedz
avatar obserwator
1 1

Radziłbym ekscesy dziecka sąsiadów, odbywające się po 22:00, nagrać kamerą, choćby w telefonie i przekazać policji. Ewentualnie, jeśli krzyki słychać regularnie, wzywać choćby straż miejską.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Niestety, w kwestii policji / straży miejskiej mam związane ręce, starsza pani, u której mieszkam, nie chce mieć żadnych "przebojów" ani popsutych stosunków z sąsiadami, a ja nie chcę wylecieć z mieszkania. Ale na 98% jestem pewna, że dziecku się krzywda nie dzieje, bo w ciągu tego miesiąca parę razy naocznie byłam świadkiem takich akcji, jak np. matka chce zabrać dzieciaka z placu zabaw, bo robi się już ciemno, a bachor bach! na chodnik i w ryk, tupiąc i waląc pięściami o kostkę. :/ Spytałam się tej starszej pani, czy u nich tak zawsze, to mi powiedziała, że ze starszą córką nigdy takich problemów nie było, a "ta mała to od urodzenia taka szczypawica, spóra o byle co".

Odpowiedz
avatar obserwator
2 4

A słyszałaś o bachorach, których rodzice chcieli zabrać z placu zabaw, a one na to "Proszę pana, ja pana nie znam! RATUNKU!"??

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Słyszałam. -_- Słyszałam też o jakimś bezczelnym, nadmiernie uświadomionym bachorze, który doniósł na policję, że rodzice się nad nim znęcają, bo...kazali mu wynieść śmieci. O tempora, o mores! A potem jak się naprawdę dzieje krzywda, do ludzie nie reagują.

Odpowiedz
avatar grruby80
0 0

Jak następny raz będzie cię kopać jakieś dziecko to oddaj(w miarę mocno), tylko niby przypadkiem. Małe dziecko które nie odczuło jeszcze zbyt wiele bulu, nie rozumie ze go sprawia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Bólu. ;) Generalnie zawsze mnie kusi, żeby odkopać, ale z doświadczenia wiem, że bachorek narobi takiego wrzasku, że pół tramwaju / autobusu uzna cię za najgorszą możliwą mendę.

Odpowiedz
avatar obserwator
2 2

Raz mnie próbował dzieciak w tramwaju kopać. Najpierw zwróciłem mamie uwagę - odpowiedziała o (rzekomo) bezstresowym wychowaniu. Dzieciak kopał dalej, nie reagowałem. Nagle... wpadłem na dziki pomysł, dosłownie. Odwróciłem się i... pokazałem zęby, warcząc. Momentalnie zaczął płakać i się schował.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 października 2013 o 19:27

avatar konto usunięte
0 2

Bezcenne! :D Miałam kumpla, który też nienawidzi dzieci, a potrafi robić spojrzenie a la psychopatyczny morderca bez uczuć - wszystkie bachory zwiewają, aż się za nimi kurzy, muahaha. >D Ja niestety mam słodką, zupełnie niegroźną mordę i wszelkie grymasy w moim wykonaniu wyglądają co najwyżej komicznie. :C

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 5

Według mnie z tego co wynika z moich doświadczeń bycia ciocią a także bywając nianią nie zgodzę się z tym stwierdzeniem że dzieci są złe. Źle zachowują się rodzice i ludzie którzy mają udział w wychowaniu dziecka. Dziecku gdy jest niegrzeczne trzeba wpier**lić ( Aczkolwiek będąc sam na sam z dzieckiem nigdy nie musiałam tego robić), nawrzeszczeć a potem nie zwracać uwagi na płacz, jednak będąc nadal tą sama osoba gdy jest grzeczne a boi się czegoś, tęskni za mamą, cos mu się zepsuje, jest smutne trzeba je pocieszyć, przytulić i kochać. Przykład mojej 4 letniej bratanicy a jej matki- matka jest w pracy, dziecko ze mną - bawimy się spokojnie, idziemy na plac zabaw- dzieciak grzeczny (ze mną zawsze- a raczej zawsze jak matki nie ma obok, bo dziecko wie że gdy matka obok jest może robić wszystko- bo matka zawsze stanie po jej stronie nawet jak bachor kogoś krzywdzi tzn bije- np mnie to i tak moja wina). Mówi że chce jeść, mówię jej że zrobię jej kanapkę z dżemem ona że chlebek z miodem, ja mówi z dżemem i koniec rozmowy, dziecko spokojne, robię kanapkę pytam czy dobra, odpowiada twierdząco i sobie ładnie je. Nagle przychodzi matka- dzieciak wariuje, skacze, drze ryja, dokucza, marudzi. Druga sytuacja matka idzie na nockę, dziecko u nas zostaje, płacze że mama ,,w pacy" do babci czyli mojej mamy płacze kiedy niesie ją do swojego pokoju pokazując na mnie i mój pokój niech ciocia tam nie śpi, niech ciocia nie idzie do pokoju ( chce żebym spała z nią), mówię mamie na ucho że może zabiorę ją ze sobą do swojego pokoju i będzie ze mną spać, biere dziecko, kładę w swe łózko, podnosi głowę i znowu oczy się szklą i mówi ,,gdzie mama"- jedno moje słowo - Kasia* i dziecko znów kładzie główkę na poduszkę. Jedziemy autem, dzieciak się nudzi, marudzi, wydziwia mnie bije, mówię uspokój się a co matka na to? - uspokójCIE się tam!!! ( ??!) W sklepie- ja mój brat, bratowa, dzieciak- dzieciak lata, drze się, dalej marudzi, robi co chce, nie słucha się. Ze mną w sklepie zawsze przy nodze , zawsze grzeczna. Masz potrzymaj cioci żelik- dziecko spokojnie stoi, trzyma. Zabrałam ją z moim chłopakiem do lasu , usiedliśmy w ambonie trochę czasu, pytała kiedy wracamy, trochę zaczynało się nudzić jej lecz tylko słowo że tu przyszliśmy trochę posiedzieć i odpocząć i dzieciak cały pobyt w lesie grzeczny. Siostra kumpeli godzinę po obiedzie którego prawie nie ruszyła przychodzi mówi że jest głodna kumpela mówi że jej da swoją kanapkę z pracy- ta się zgadza, je kanapkę w pokoju i marudzi że kindziuka nie lubi, mama jej mówi żeby sobie go wyciągnęła i zjadła sam chlebek z masłem, mija trochę czasu dziecko dalej marudzi że nie lubi kindziuka, kumpela mówi żeby wyciągła go to ona potem zje tego kindziuka, dzieciak leci i opluwa go czy też liże. Mówię jak to tak marnować jedzenie, wyciągam telefon, udaje że dzwonie na policje, mówię dzień dobry, czy tu policja, podaje imiona nazwisko, adres, opisuje sytuacje a potem wstaje i patrze w okno za policją, dziecko przychodzi mówi że się boi. Skutkiem było że gdy koleżanka kazała siostrze zjeść kindziuka i było grzeczne w zamian że nie otworzymy drzwi policji.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2013 o 12:47

avatar konto usunięte
-1 1

Pozwolę sobie przekopiować tutaj moją odpowiedź na inny komentarz: jak sobie przypomnę, jak paskudnie dzieci w mojej podstawówce - wychowane i niewychowane - traktowały dzieci z pewnej biednej rodziny, nieco upośledzone, to sądzę, że jednak nie jest kwestią wychowania "zawartość" w dzieciach takich cech jak złośliwość, okrucieństwo, niezdrowa ciekawość czy donosicielstwo. Tylko z czasem, w miarę dorastania, po prostu uczą się to kontrolować. Generalnie widzę, że często rodzice mają taki problem, że albo są przez całe pierwsze - dajmy na to - 17 lat dziecka dyktatorami i nie może jakoś do nich dotrzeć, że w pewnym wieku nie można już za dziecko podejmować wszystkich decyzji i należy przejść na poziom partnerski, albo lecą w drugą stronę, próbują być patnerami dla dziecka już od kołyski, co również daje masakryczne efekty, bo dzieciak w takim wieku nie wie jeszcze, co jest dla niego dobre, a co złe, poza tym wtedy rodzic nie jest dla niego absolutnym autorytetem i dzieją się takie właśnie cyrki, jak to opisujesz. Widać, że wobec ciebie bachor ma respekt, którego przed swoją matką najwyraźniej nie czuje, rzekłabym nawet, że próbuje wejść w hierarchii na półkę wyżej, niż ona, stosując różne podłe metody. Od historii z kindziukiem mózg mi stanął w poprzek, więc wybacz, nie skomentuję... ^^"""

Odpowiedz
avatar pasia251
2 6

a rodzice twojej bratanicy wiedzą jak si enią "opiekujesz"? wiesz, że to podlega pod paragraf? a ostatnia część wypowidzi - koszmar i trauma dla dziecka... w sam raz żeby się dziecko nabawiło zaburzenia odzywiania...

Odpowiedz
avatar wieczniezaspana
0 4

Otóż ja mam dziecko. Uwielbiam maluchy ale takie bachory mnie po prostu doprowadzają do szału i krew mnie zalewa. Mój syn ma co prawda 13mc ale nie wyobrażam sobie, żeby mu na wszystko pozwalać. Jak to mówi moja teściowa: "Sodomia i gomoria by była". Pracujemy z mężem a jednak mamy czas na zajęcie się maluchem. Ludzie robią sobie dzieci z różnych powodów. Ja znam przypadek, że dziewczyna zrobiła sobie dziecko bo wszyscy inni mieli. Teraz ma już dość i cyt. "żałuje że ma bachora". Moi rodzice pracowali a jakoś jestem człowiekiem całkiem zaradnym i całkiem dobrze wychowanym. Ale za "moich czasów" dostało się po dupie a nie jakieś tam bezstresowe wychowania uskuteczniało.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 5

Opisana przez ciebie dziewczyna powinna zostać wysterylizowana albo coś, taka głupota nie powinna się rozmnażać... x_X Chwała ci za to, widzę, że podobnie nas wychowywano. :) Moja matka pracowała na 2 etaty + kończyła zaocznie studia podyplomowe, a jakoś dała radę mnie wychować. Dostałam po dupsku wielokrotnie - i jakoś żyję, nie wymagam stałej opieki psychologa z powodu traumy w dzieciństwie itd. itp. ;) Mam do niej jedynie żal, że w ramach wychowywania mnie bardzo lubiła publicznie mnie ośmieszać, często bez powodu, przez co ostatnich parę lat życia zleciało mi na walce z masakryczną fobią społeczną, ale wiadomo, nikt nie jest idealny, a moja matka całe życie ma pod górkę. Trzeba też oczywiście mieć swój rozum i nie lać dziecka za to, że nie wiem, krzywo kubek na półkę odstawi. U mnie to działało tak: polecenie - ostrzeżenie - klaps, w przypadku większych przewinień szlaban. A jak już byłam trochę większa, to matka stosowała metodę "żydowską", np. kiedyś wleciałam do domu w zabłoconych butach, coś tam jeszcze odpyskowałam...dostałam wiadro, szmatę, jak wypucowałam na błysk 200 metrów kwadratowych, to odechciało mi się do końca życia włazić do domu w buciorach. :D

Odpowiedz
avatar Timothy
-1 3

@DeadAgain - 'zabawa w Boga' znasz to pojecie? Nikt, ani Ty, ani Ja nie mamy prawa decydować kogo wysterylizować (kryterium głupoty).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

Timothy, uważam, że w skrajnych przypadkach - kiedy np. matka alkoholiczka, zamiast wydać na antykoncepcję, woli wydać na wódę i rodzi rok w rok dzieci, potem w ogóle o nie nie dbając - powinno być coś takiego, jak odgórny nakaz podwiązania jajowodów. Swoją drogą, sama z rozkoszą bym się takiemu zabiegowi poddała, ale niestety - o ile facet może być bezdzietny i zrobić sobie wazektomię, o tyle kobieta MUSI mieć dziecko, inaczej nie podwiążą.

Odpowiedz
avatar Timothy
1 1

Jak najbardziej rozumiem Twoje argumenty. Co nie zmienia faktu, że się z nimi nie zgadzam. Takie ustępstwa rodzą niebezpieczeństwo nadużyć i przyzwolenia na dalsze. Za całym Twoim wywodem widzę potrzeby opieki nad Bogu ducha winnymi dziećmi takiej rodziny. W takiej sytuacji bierzesz na siebie za nią odpowiedzialność. Dość niejednoznaczny problem etyczno-moralny. Ja czuję się liberałem i mówię, żyj jak chcesz tak długo jak nie będziesz wadził innym i łamał ogólnie przyjętego prawa. W Twojej wypowiedzi widzę chęć pomagania innym, nawet decydując za nich. I na tej płaszczyźnie nie znajdziemy porozumienia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Timothy, masz rację. :) Nadużycia to koszmar, głównie dlatego waham się trochę w kwestii za / przeciw eutanazji, bo jak sobie pomyślę o tym, że rodziny mogłyby dawać lekarzom w łapę, żeby ci się "pozbyli" niewygodnego członka rodziny...brrr.

Odpowiedz
avatar wieczniezaspana
0 0

Pewnie podobnie nas wychowano :D Ja też bym się podwiązała teraz jak już mam potomka. A i niektórzy powinni takiemu zabiegowi zostać poddani. Z ust a raczej z pod palców mi to wyjęłaś ;) Mój ojciec raczej psychicznie lubił sobie nade mną poubolewać jaka nic nie warta jestem. Natomiast matka wzór niemal wszelkich cnót.

Odpowiedz
avatar podworkowy_chuligan
0 2

Niestety to co autorka opisała to codzienność. Hodowanie bachorów zaczyna być normą a idea bezstresowego wychowania jest tylko pretekstem i wytłumaczeniem dla braku zainteresowania własnym dzieckiem. Już pomijam fakt iz 'bezstresowe wychowanie" to jest chyba jedna z najgłupszych idei jaka kiedykolwiek powstała. Wyrzadza potężne szkody, których nie da się juz później naprawić. Ludzie tak wychowywani mają dużą szanse skończyć na odwyku lub w więzieniu. Tylko oszołom i totalny debil może twierdzić, że dzieci są dobre i wystarczy z nimi rozmawiać. Otóż nie. Dwuletnie dziecko będące w okresie "Ja chcę" nie zrozumie tłumaczenia, dlaczego nie może czegoś dostać czy czegoś robić. I tak spróbuje to uzyskać bo jego korzyść jest dla niego najważniejsza. Jedyne co je powstrzyma to strach przed karą. Więc dyscyplina jest podstawą wychowania a nie brak stresu. Od stresu nie da się uciec.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

Podpisuję się rękami i nogami. :)

Odpowiedz
avatar wumisiak
0 0

Kto lubi dzieci, niech nie czyta? Czemu? Ja bardzo lubię dzieci, przeczytałam i oceniam piekielność historii na ogromną... Tyle tylko, że łatwo się domyślić, ile winy dorosłych w takich zachowaniach dzieciaków. Jak sama zauważyłaś, to głównie kwestia wychowania - czy też "hodowli". Dlatego też nie wydaje mi się właściwym komentarz o słuszności freudowskich poglądów. To nie dzieci są złe; każdy ma jakiś potencjał zła i dobra, i zadaniem rodziców jest coś z tym potencjałem zrobić, kształtować - i niestety często, jak widać, zamiast kształtować porządnych ludzi, lepią takie potworki...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Ostrzeżenie wzięło się stąd, że niestety często spotykam ludzi, którzy uwielbiają dzieci i traktują mnie jak zwyrodnialca, kiedy mówię, że dzieci nienawidzę. Tacy ludzie uważają, że jeśli oni uwielbiają dzieci, to każdy normalny człowiek musi je też uwielbiać, a złych dzieci nie ma, ani tyci tyci. ;) Jak sama napisałaś - każdy ma jakiś potecjał zła i dobra. Niestety, niektóre dzieci mają tego "złego" potencjału aż nadto, a rodzice, zamiast starać się go utemperować i osłabić, wręcz go niekiedy wzbudzają.

Odpowiedz
avatar Matys909
2 2

#3 Było jej oddać :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Kusiło mnie, uwierz. ;) Ale dzieciak pewnie narobiłby ryku, gra nie warta świeczki.

Odpowiedz
avatar mloda15
-1 1

Ja też dzieci nie lubię (chociaż sama mam 14 lat :))Zdarzają się wyjątki, czasem dzieci są dobrze wychowane, bo to nie ,,taki wiek", tylko takie wychowanie. wiek 4-11 jest najgorszy, najwięcej małych potworów. A przypadek #4 to jakaś masakra kompletna O_O

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Mnie zawsze rozwala tekst "jak możesz nienawidzić dzieci, przecież sama byłaś dzieckiem!". No sorry, nie miałam na to wpływu, nie dostałam opcji "narodź się już jako dorosły". ;) Błogosławiłam działające zamki w drzwiach kabiny. ;)

Odpowiedz
avatar fabryka_czekolady
1 1

Co do 3 sytuacji to chyba sama zaczęłabym kopać tego dziadka, a na jego oburzenie powiedziałabym, że ja się tylko bawię i przecież nie ubędzie mu od tego... A cały problem nie tkwi w dzieciach tylko w beznadziejnych rodzicach, którzy nie potrafią wychować/ doprowadzić do porządku bachorów (bo użycie słowa dzieci byłby to nie lada eufemizm).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Kopanie dziadka skończyłoby się dla mnie pewnie śmiercią plaskatą. ;) Zgadzam się z tobą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 5

Pozwolę sobie napisać po raz kolejny ten sam post. Efekty "bezstresowego wychowania". Ja dzisiaj widząc siedmio/ośmiolatki mówiące "lol" czy cytujące Youtube'rów (oczywiście głównie Minecraft) mam ochotę się powiesić, bo domyślam się, co z takiego gówna wyrośnie. Mój rocznik ('95) jest jedynie po części normalny (więszkość szpanuje marichuaną itp), za to kolejny ('96), który to jest m.in. objęty nową podstawą programową w szkołach, uważa siebie za wielkich panów świata. Totalnie wszystko mają w dupie i nic poza nimi samymi ich nie obchodzi. Oczywiście im młodsze roczniki, tym gorzej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Ja latałam po lesie z kijkiem i wrzeszczałam zaklęcia z Pottera, cała "starszyzna wiejska" mnie opętanym dzieckiem ochrzciła, a jednak na satanistę nie wyrosłam. :D Także mam nadzieję, że chociaż część z nich wyrośnie z głupoty młodzieńczej. Ale wiadomo, nadzieja matką...

Odpowiedz
avatar pasia251
1 1

nie ma czegos takiego jak bezstresowe wychowanie... wychowanie stresuje albo dzieci, albo rodziców albo otoczenie... w zalezności od tego jak zostaje przeprowadzone...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Zdecydowanie najlepszy komentarz odnośnie "bezstresowego wychowania", jaki dotychczas spotkałam. :D

Odpowiedz
avatar dzialkis
-2 6

Jak można się zgubić z Galerii Krakowskiej? Wszystko w porządku z tobą? Może potrzebny neurolog.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

Jak można się zgubić w lesie? Ja się nie gubię, a moje galeriolubne miejskie znajome tak. Impossible is NOTHING, każdy lubi co innego i do czego innego ma predyspozycje. Odsyłam zresztą do dyskusji z kotwszafie, trochę wyżej.

Odpowiedz
avatar dzialkis
-1 3

Jestem pewien, że coś z tobą nie tak. Chyba cały dzień tu siedzisz w podnieceniu, że masz piekielną historię na głównej i odpisujesz każdemu. 'Nie zadowolisz wszystkich, to zadanie dla agencji towarzyskich'.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

...napisał dzialkis o 11:45. Tak się składa, kochaniutki, że po prostu jak wracam po 9-10h zajęć i odrabiania projektów fotograficznych / przygotowań w ruinach do wielkiego projektu na zaliczenie jednego z przedmiotów (co wymaga wynoszenia starych mebli, wynoszenia gruzu, zamiatania makabrycznego nagromadzenia pyłu, drapania i odmalowywania ścian itd.), to padam na japę na tyle, że mam siłę relaksować się jedynie przed netem / książką, w tle składając HDRy (większość procesu przeprowadza za mnie program). A że prowadzę jednocześnie poprzez Piekielnych korespondencję w kwestii moich zębów mądrości (patrz: moja poprzednia historia), to dość często tę stronę sprawdzam, siłą rzeczy.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

bylo mlode albo a) delikatnie oidkopnac, albo b) zlapac za noge i z mina psychopaty powiedziec, ze wyrwiesz mu ja z tylka jesli sie nie uspokoi :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Gdy wyglądasz jak dziesięcioletnie dziecko, zgrywanie psychopaty wychodzi nędznie... xD Ale kusiło mnie, żeby odkopać.

Odpowiedz
avatar zochacha
0 0

W sytuacji tramwajowej dobrym posunięciem byłoby wygodne rozparcie się na siedzeniu i położenie nóg na kolanach dziadka, w pozie absolutnie relaksacyjnej.Wracając do ssłoodkich bachorów,sądzę, że nie znosisz niepotrzebnego hałasu. Ja tak mam, w kontakcie z dużymi sklepami też.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Na to bym nie wpadła. :D Ale miałam uświnione buty, nie chciałabym go usyfić. Tak, wkurza mnie darcie ryja bez potrzeby. Rozumiem jeszcze niemowlaki czy psa sąsiadów, który wyje o 5:30, żeby go wyprowadzili, bo takie istoty nie mają jeszcze tego "ogarnięcia", że tak nie wolno, no i ciężko je uspokoić. Ale jak jestem w sklepie i bachor drze się na cały market "JA CHCĘ cośtam", próbując krzykiem wymusić słodycze / zabawkę, a rodzice nie reagują, to szlag mnie trafia. Tak samo dobija mnie, jak padnie mi mp3 i muszę przez bitą godzinę jazdy wysłuchiwać gimbazjalistek jazgoczących na cały tramwaj rzeczy typu "No i wiesz, Jessica tak się na*ebała, a Przemek robił jej zdjęcia i wstawił na fejsa, czaisz ten przypał", przerywane wybuchami spazmastycznego śmiechu... Gdyby głupota była lotna, niektórzy ludzie mogliby Dreamlinery zastępować.

Odpowiedz
avatar ogarnijsie
0 0

"Zabrońcie matkom rodzić dzieci" :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Zielone Żabki? :> Siedzisz w punkowych klimatach?

Odpowiedz
avatar malaja2
-1 1

No te sytuacje co opisujesz faktycznie są "ekstremalne". Przynajmniej jako rzadkość powinny być spotykane. Co do lubienia/nielubienia dzieci nie ma co dyskutować bo to indywidualne odczucia. Sama nim nie zostałam mamą nie przepadałam za dziećmi, teraz mi to złagodniało tylko;)(Swoje kocham oczywiście nad życie). Jednak prawdą jest że dziecko się rodzi jako istotka która wszystko dostaje i później trzeba ją uczyć pewnych zachowań. Dlatego napewno jest niedopuszczalne aby zachowywały się tak jak to opisywałaś.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Niestety, koszmarne zachowania dzieci w komunikacji publicznej / sklepach / knajpach nie są rzadkością, a ich wspólnym mianownikiem są rodzice / inni opiekunowie olewający podopiecznych. A przecież z tego może nieszczęście wyniknąć, nie mówiąc już o wkurzaniu wszystkich dookoła. Kiedyś w kawiarni byłam świadkiem, jak kelnerka prosiła jakiegoś babsztyla o zainteresowanie się dzieciakiem, który biegał jak opętany pomiędzy stolikami, drąc się, baba oczywiście prośbę olała, a jakieś 20-25 minut później bachor wpadł na kelnerkę, taca poleciała na podłogę, na szczęście ucierpiała tylko zastawa, nikt się nie poparzył czy coś (naczynia były puste). :/ Czasem też widuję, jak baba stoi i nawija przez komórkę, a dzieciak się bawi 20cm od granicy chodnika z torami tramwajowymi. Ludzie, myślcie...

Odpowiedz
avatar Tarija
0 0

Nastia,jak byłam mała to też kto by do domu nie przyszedł to słuchał o tym ze rodzice nie chcą mi czytać... A czytali na zmiany, kilka godzin dziennie. Po prostu z bratem byliśmy nałogowcami i naciągaliśmy każdego :D

Odpowiedz
Udostępnij