Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że handlarz (nie handlowiec!) to najgorszy…

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że handlarz (nie handlowiec!) to najgorszy gatunek człowieka.

Słowem wstępu: wielokrotnie spotykałem się z nieuczciwością, chamstwem i brakiem poszanowania cudzego czasu przez handlarzy. Gdybym chciał opisać wszystkie sytuacje, to wyszłaby niezła książka. Zatem kilka najciekawszych przypadków:

1) Jedziemy po maszynę (nieważne jaką) - ponad 500 km w jedną stronę (z Opolszczyzny aż za Białystok). Wcześniej oczywiście dokładnie przeczytana oferta na portalu ogłoszeniowym, kilka rozmów telefonicznych ze sprzedawcą, zapewnienia o pełnej sprawności maszyny, dodatkowe zdjęcia (stan wizualny korespondował z zapewnieniami o stanie technicznym) itd. Ok, umawiamy się na konkretny dzień i jedziemy - z zamiarem kupna, przecież nikt nie jedzie ~1000 km pooglądać i się zastanowić. Dojeżdżamy na miejsce, okazuje się, że maszyna nie jest w pełni sprawna - nie żeby całkiem nie działała, ale niesprawna jest jedna z ważniejszych funkcji. Z naszej strony pada propozycja zakupu za zdecydowanie mniejszą kwotę (po oszacowaniu kosztów naprawy). Oczywiście handlarz się nie zgadza, może opuścić 500 zł (koszt samych części do naprawy: ~3000-4000). Sprzedawca nie widzi w swoim zachowaniu nic niestosownego. Nasze straty (nie liczę czasu): 700 zł w paliwie (terenówka z duuużą przyczepą - ~14 litrów na setkę).

2) Szukaliśmy przyczepki do samochodu. Wypatrzyliśmy na portalu ogłoszeniowym odpowiadający nam model i egzemplarz. Na zdjęciach prezentowała się ładnie, a że jest to prosta konstrukcja, to raczej nie było miejsca na niespodzianki odnośnie stanu (wiedzieliśmy o niesprawnych światłach, ale to pryszcz - ojciec jadąc po odbiór zabrał taki "awaryjny" zestaw świateł na magnesach, żeby spokojnie wrócić do domu). Oczywiście wcześniej telefonicznie wynegocjowana cena, potwierdzony stan, adres sprzedawcy, data odbioru. Ojciec jedzie (~200 km w jedną stronę), umówił się wcześniej z gościem, że zadzwoni dojeżdżając - jego telefon milczy. Nie odbiera mimo prób połączenia z różnych numerów. Zatem ja w domu przystępuję do komputerowego "śledztwa" - po widocznych na zdjęciu elementach, na podstawie map internetowych, street view i paru innych szczątkowych informacji ustalam nazwisko i adres faceta. Ojciec jedzie do niego do domu - mina gościa, kiedy okazało się, że w internecie jednak nie był anonimowy: bezcenna. Ale przyczepki "już nie ma, bo sprzedał 2 tygodnie temu". Aha - ogłoszenie umieszczone 4 dni temu, termin odbioru umówione 2 dni temu i potwierdzone w dzień wyjazdu. Typ ogólnie chamski, ale co zrobić - nie mamy możliwości manewru. Ojciec wraca z niczym. 3-4 tygodnie później ogłoszenie pojawia się ponownie: ta sama przyczepka, te same zdjęcia, ten sam numer telefonu. Tym razem robimy inaczej: ojciec dzwoni do znajomych mieszkających kilka km od tego gościa, oni dzwonią umawiają się na odbiór za 2 godziny, przyjeżdżają i zabierają do siebie (odebraliśmy od nich parę dni później). Ojej, to jednak nie sprzedał 2 tygodnie temu? Straty: ~250 zł na paliwo.

3) Włamano mi się do auta wybijając szybę, tzw. "trójkąt" w drzwiach. Mimo, że mam ubezpieczenie szyb i miałbym bez wkładu własnego nową szybę (170 zł + montaż), to wolałem kupić używkę z tego samego rocznika, co moje auto - wiadomo, przy ewentualnej odsprzedaży nabywca zwykle patrzy, czy wszystkie szyby są z jednego rocznika, wpływa to na wartość auta. Znalazłem na allegro, dość niedaleko (~50 km), pomyślałem, że odbiorę osobiście (zależało mi na czasie). W międzyczasie okazało się, że ktoś z rodziny z miasta sprzedawcy jedzie do nas na imprezę rodzinną, więc odpadła mi jazda - poprosiłem o odebrania. Dzwonię do sprzedawcy. Tak, oczywiście - szyba jest. Ok, to ja załatwiam transport i zadzwonię potwierdzić. Dzwonię do wujka, zgadza się odebrać, jedzie do sprzedawcy. Ja dzwonię do sprzedawcy powiedzieć, że zaraz ktoś przyjedzie i żeby naszykował szybę - wujkowi się spieszyło. Tak, czeka już naszykowana. Za 15 minut telefon od wujka - jest na miejscu, ale nie ma szyby. To ja do sprzedawcy, no bo jak? No, tak właściwie to on szukał dopiero jak wujek przyjechał. Po co wystawia ofertę towaru, którego nie ma (i to 2 sztuk)? Bo mu się pomyliło... I oczywiści też nie widzi nic złego w swoim zachowaniu. Straty: materialne tym razem pomijalne (przejazd z jednego końca miasta na drugi), ale czasowe i nerwowe spore. Jakbym jednak ja pojechał, to byłoby znów 50 zł w plecy.

Sorry, że tak długo. Starałem się skracać, ale pewnych rzeczy nie mogłem pominąć, żeby nie zubożyć obrazu sytuacji.

Pytanie brzmi: na co liczą ci ludzie?

Handlarz to nie zawód, to stan umysłu.

Oczywiście nie mówię, że tacy są wszyscy. Ale z racji, że często mam z tą grupą zawodową do czynienia, to często też spotykam takich buraków na swojej drodze.

Na koniec, dla czepialskich, moja prywatna definicja handlarza: człowiek, który zajmuje się, najczęściej pokątnie (bez założonej działalności) sprowadzaniem z zachodu rozmaitego sprzętu w lepszym lub gorszym stanie w celu odsprzedaży, często uprzednio maskując (nie naprawiając) usterki. Zaliczam do tego również wszelkiego rodzaju recyklerów motoryzacyjnych, tzw. "szroty".

Co ciekawe: nie chciałbym nikogo urazić, ale takie sytuacje ZNACZNIE częściej zdarzają się na tzw. ścianie wschodniej (podlaskie, lubelskie, podkarpackie itd.), a praktycznie nie występują np. w Wielkopolsce.

by timo
Dodaj nowy komentarz
avatar MalyKwaitek
1 1

Miło usłyszeć coś o Wielkopolsce ;) Takich osób bym nie nazwała handlarzy, bo to za bardzo uogólnienie. Zresztą mój dziadek był z zawodu handlarzem. Bardziej mi tu pasuje określenie handlarzyna (w moim regionie często używane słowo na określenie takich ludzi). Niestety, takich ludzi jest mnóstwo.

Odpowiedz
avatar ja_2
2 8

kolejny raz ktoś myli skutek z przyczyną "Ściana wschodnia" jest daleko od "zakładu produkcyjnego" szrotów czyli niemiec i zachodu stąd ludzie tam są nieco zdani na łaskę handlarzyn a ci o tym wiedząc robią takie przekręty. Poza ty są biedniejsi więc szukają okazji a to też woda na młyn oszustów. Takie numeru dużo gorzej przechodzą w miejscowościach 20-50km od granicy, gdzie dodatkowo spora część ludzi zna niemiecki i tak czy tak często wybiera się do sąsiadów. Także chciałeś chyba wyśmiać tych "wchodnich" a wyszło, że sam jesteś ...hmm "mało myślący" ;p ps. mieszkam w centralnej Polsce ;)

Odpowiedz
avatar timo
-2 6

Myślę, że Ty również co nieco mylisz. Ale po kolei: 1) nie zamierzałem nikogo wyśmiać, takie są FAKTY 2) zdarzają się również na ścianie wschodniej bardzo porządni ludzie i porządne firmy 3) to co napisałeś jest po części prawdą, ale tylko po części, bo: 4) tereny zachodniej Polski przez wiele dziesiątków lat pozostawały pod wpływami niemieckimi i nie pozostało to bez wpływu na mentalność ludzi. Nie podejmiesz chyba polemiki na temat oczywistej różnicy między zachodnim porządkiem, a wschodnią bylejakością. Nie winię tu ludzi obecnie żyjących, to jest mentalność ukształtowana przez stulecia. Widać to w porządku wokół obejść, kulturze biznesowej itd. - ludzie napiętnowani wpływem wschodu mieli przez stulecia poczucie nietrwałości swego bytu i w związku z tym nie przywiązywali wagi do trwałości inwestycji, sensu dbania o otoczenie, wagi długotrwałych relacji handlowych itp. To się zmienia, ale powoli. Dlatego nie można też postawić w jednym szeregu Wielkopolski, Śląska czy Opolszczyzny z woj. zachodniopomorskim czy dolnośląskim (Przedgórze Sudeckie) - chociaż wszystkie są ścianą zachodnią - ze względu na odsetek ludności napływowej, zwanej Zabużanami, w stosunku do ludności autochtonicznej. Dopiero dzisiejsze pokolenia zasypują tę przepaść kulturową.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Z tym niemieckim to bym tak nie przesadzał. Raczej jest mierne zainteresowanie tym językiem, zarówno po jednej stronie granicy, jak i po drugiej polskim (wiem od Niemki), w zachodniej Polsce dużo łatwiej dogadać się po angielsku, niżeli po niemiecku. Ale fakt faktem, że u nas, jak ktoś chce kupić coś w Niemczech, to bierze tłumacza i jedzie, bez pośrednika. Czy autor chciał wyśmiać wschodnich? Nie sądzę. Jest to zupełnie inna mentalność i tego po prostu NIE DA się uniknąć, chociaż też masz rację, pisząc, że ludzie tam zdani są na łaskę pośrednika.

Odpowiedz
avatar mati22252
0 0

Nawet wśród motocyklistów istnieje opinie, że po motocykl nie jedzie się do Rzeszowa bo tam same szroty. I każdy który jednak skusił się na wycieczkę to przekonał się o tej opinii.

Odpowiedz
avatar ambiantepl
0 0

Ej! Jestem z Lublina, mam znajomych w Białymstoku i w Rzeszowie i nie czuję się wyśmiana. Niestety, Polska nadal jest podzielona linią Wisły na część A i B. Ta druga, "moja", jest (z różnych powodów) biedniejsza, więc ludzie kombinują coby jakiś tam poziom trzymać i za mocno nie odstawać. Ze swojego doświadczenia mogę tylko dodać, że im dalej na wschód i im mocniejsze śledzikowanie - tym ciekawiej. A "handlarzenie" to sposób na walkę z zaściankowością i pomysł na wyrwanie się z matni braku perspektyw. Niezbyt trafiony, ale przynajmniej przynoszący "handlarzom" korzyści materialne. I żeby nie było - na zachodzie też jest sporo Panów Mietków z wąsem co się z "pegeerów" urwali. Tylko że u nas tacy panowie mają fantazję kozacką i są głośniejsi, bardziej cyrkowi, jarmarczni ;-)Ps. Ale... jakby jakiś Wielkopolanin czy Pomorzanin chciał poznać na własnej skórze na czym polega ta "legendarna" polska gościnność - zapraszam na Podlasie, na Podkarpacie i na moją Lubelszczyznę ;-)

Odpowiedz
avatar timo
0 0

@ambiantepl - u nas się mówi, że podział jest na Liswarcie, a nie na Wiśle ;)

Odpowiedz
avatar golip
4 8

"to wolałem kupić używkę z tego samego rocznika, co moje auto - wiadomo, przy ewentualnej odsprzedaży nabywca zwykle patrzy, czy wszystkie szyby są z jednego rocznika, wpływa to na wartość auta." Czy Ty przypadkiem w ten sposób nie chcesz oszukiwać ewentualnego nabywcę?

Odpowiedz
avatar timo
0 6

Oczywiście, że nie - gdyby taki zabieg miał na celu ukrycie wypadkowej/stłuczkowej przeszłości auta, byłoby to oszustwo (gdybym zataił fakt udziału pojazdu w kolizji). Natomiast w przypadku włamania do auta uważam taki zabieg za całkowicie uczciwy. Nabywcy porównują daty szyb szukając w ten sposób śladów kolizji, a tu jej nie było.

Odpowiedz
avatar mati22252
2 2

Lecz rocznik to nie jedyne oznaczenie na szybach które musi się pokrywać. Ktoś kto się zna wie o tym dobrze.

Odpowiedz
avatar timo
1 1

@mati22252 - jasne, ale większość ludzi o tym nie wie, a ja, mimo dokumentacji fotograficznej, którą zawsze mogę nabywcy pokazać, chcę mieć po prostu święty spokój i nie tracić pół dnia na tłumaczenie komuś, że auto nie było bite - bo przyjedzie "Pan Mietek" z kolegą "Panem Józkiem, co to się zna i jest świetnym mechanikiem, bo od 40 lat w stodole Polonezy i Łady naprawia" i on będzie wiedział lepiej, że jak się cyferka na szybie nie zgadza, to auto na pewno jest po zderzeniu z czołgiem/pociągiem/lotniskowcem.

Odpowiedz
Udostępnij