Dawno, dawno temu, zapewniwszy sobie jakieś tam dochody postanowiłam wyprowadzić się z domu. Desant został wykonany sprawnie i- po raz pierwszy w życiu- zamieszkałam zupełnie sama. Bez rodziców, współlokatorek, brata i podobnych. Pierwszej nocy odbyła się impreza, a drugiej nie mogłam spać, bo wydawało mi się, że się do mnie włamują. W moim zupełnie pustym mieszkaniu słychać było jakieś nieokreślone stuki i odgłosy, z których każdy budził mnie ze snu, interpretowany jako ostrzeżenie przed złodziejem/ gwałcicielem/ mordercą (niepotrzebne skreślić).
Po tygodniu podskakiwałam na każdy niespodziewany odgłos. Nie chciało mi się też wracać do domu- bo po co. Siedziałam znajomym na głowie i wszyscy mieli mnie dość, bo zrobiłam się nerwowa.
- Przygarnij se coś- podsunęła mi koleżanka, mając na myśli chłopa, ale pomyślałam sobie, że zanim sobie jakiegoś oswoje na tyle, żeby mógł się się wprowadzić, to wcześniej zwariuje na tej swojej pustelni.
Przygarnęłam sobie wiec kota, jako że był opcją mniej kłopotliwą. Dachowca ze schroniska. Odtąd wszystkie nieokreślone odgłosy były zwalane na niego i mogłam spać spokojnie.
Nieoczekiwanie (dla mnie przynajmniej) okazało się, że całe mnóstwo ludzi ma problem z moim kotem. Zaczęło się od:
- "zostaniesz starą panną, z piątką kotów".
- "on jest brzydki, dlaczego nie wzięłaś sobie rasowego"
- "ja nie będę u Ciebie nic jeść, bo będzie z sierścią"
i dalej, chór ciężarnych koleżanek:
- "ja do ciebie nie przyjdę bo ty masz kota". Zaświadczenie od lekarza, że kot jest "czysty" i nie wychodzi oraz argument, że jest karmiony tylko karmą sklepową nie trafiał.
a potem:
- "jak to nie kupujesz skórzanej kanapy? Kot podrapie? No wiesz- urządzać mieszkanie pod kota- zupełnie ci odbiło, pozbądź się go"
- z wymianą glinianych doniczek na plastikowe to samo
- i z wymianą ciemnych dywanów na jasne, bo kot biały i nie ma tego koszmarnego problemu ze sierścią przy jasnych- to tym bardziej
- a jak wrzuciłam zdjęcie z siebie z kotem na fb to już w ogóle
- ale to i tak było niczym, w porównaniu ze stopniem zdziwaczenia,jaki u mnie zdiagnozowano kiedy przyznałam się, że wydaje 100 zł miesięcznie na kota
- i kiedy rozmawiałam z koleżanką- kociarą (szczęśliwą posiadaczką 7 miu) o tym jakie one są śmieszne
- i jeszcze an dodatek sprzątam mu kuwetę ręcznie, co dla każdego normalnego człowieka jest uwłaczające
- a podrapane dłonie świadczą w ogóle o tym, że to psychol, i jak ja mogę na takie rzeczy pozwalać
- poza tym każdy lepiej ode mnie wie jak wychować mojego kota
- i on mnie w ogóle nie kocha. Koty nie potrafią...
-... i zje mnie po śmierci.
Jako, że jestem mistrzem biernej agresji i upartego, milczącego oporu kot dalej jest a znajomości zweryfikowały się same z siebie, bez żadnego podejmowania drastycznych decyzji z mojej strony. Po prostu jakoś tak wyszło, że ludzie najbardziej nieprzyjaźnie do niego nastawieni tak na prawdę tolerowali mnie a nie akceptowali. Ot ciekawostka :)
A jak inaczej można sprzątać kuwetę jak nie ręcznie?
OdpowiedzNie wiem. Dalej jadę manualnie :)
OdpowiedzMoże istnieją jakieś automatyczne.
OdpowiedzNie wiem jak takatamtala sprząta, ale widziałem kilka wersji i pierwsze dwie z nich nazwałbym ręcznymi: - spychanie gołymi rękami żwirku/piasku do śmieci - spychanie ręką ubraną w gumową rękawiczkę lub odizolowaną od żwirku/piasku do śmieci - wykładanie kuwety papierem toaletowym i spłukiwanie go wraz z zawartością do WC (potem trzeba ją wytrzeć) - wyrzucanie zawartości kuwety za pomocą łopatki/szufelki (przykładowa tutaj-> http://i01.i.aliimg.com/photo/v2/1096809421_1/Pet_products_of_plastic_cat_pet_toilet.jpg) - kot załatwiający się do WC (widziałem na żywo) - wystarczy po nim spuścić
OdpowiedzMoże inni wyrzucają starą kuwetę i kotek dostaje nową, pełną czystego żwirku.
Odpowiedz@smokk: są. Tylko że koty nie chcą się w nie załatwiać, bo jak wylezie z kuwety to ta się zaczyna sprzątać i trochę warczy. Więc kot spiernicza gdzie pieprz rośnie. Generalnie i tak, i tak trzeba posprzątać ręcznie bo nawet z automatycznej niesprzątanej capi.
Odpowiedzsą różnego rodzaju łopatki
OdpowiedzSą zestawy do uczenia kota załatwiania się do WC (nie wiem jak ze spuszczaniem wody ;) ) Jest nakładka na sedes, sypie się tam trochę żwirku i kot tam się załatwia, później się od środka po kolei stopniowo wyjmuje części, że kot musi stawać łapami coraz szerzej, a zamiast piasku ma otwór w muszli. Aż w końcu się potem zdejmuje nakładkę i kot powinien umieć korzystać. Nie wiem wtedy gdzie wyładowuje potrzebę zakopania ;)
Odpowiedz@grisznik, dzięki za podpowiedź, sama mam swa koty (załatwiają się do kuwety) i po obejrzeniu na youtube filmu na którym kot załatwiał się do kibla zastanawiałam się w jaki sposób ludzie byli w stanie ich tego nauczyć? miałam wizję stawiania i przytrzymywania kota na muszli xd
Odpowiedz"w ogóle nie kocha. Koty nie potrafią" - kolejna co kota uczłowiecza.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 7 października 2013 o 11:28
Czemu uczłowiecza? "Kochanie" kogoś to nie jest zachowanie ludzkie, ale ogólnie "zwierzęce". I tu miejsce na suchar dnia: - Co nas różni od zwierząt? - Miłość, własny język, inteligencja? - Nie. My nie myjemy sobie genitaliów językiem. *ba dum tss*
OdpowiedzCiekawe że jakoś nikt się nie czepia Daenerys Targaryen która łazi wszędzie ze smokami, obsiadają ją, pazurami drapią tkaniny w namiocie, ogniem przypalą czasem, połacie mięsa surowego trzeba im dawać i jakoś dziewczyna radzi sobie i nikt nie robi z tego specjalnego problemu. A co do tych stukotów to najzwyklejszy poltergeist.
OdpowiedzJa tam bym obstawiał niekarmione skrzaty domowe. Teraz podjadają mleko kotu z miski to się uspokoiły.
Odpowiedz@Sharp_one - skrzaty to sikają do mleka, dlatego mleko się skwasza. Nawet w "mądrych" książkach o tym piszą (ciekawe kto namierzy autora i tytuł :D ) Nie dziw się. To sfrustrowane, bezrobotne krasnoludkialkoholicy. Kiedyś żyły sobie spokojnie, szczając do mleka i śpiąc na zapiecku. Sami zabraliście im obie przyjemności. Wasza cywilizacja wystrzeliła naprzód jak oszalała, a biedne stworzenia, które nie potrafią się tak szybko adaptować, zostały na lodzie. Gdy zabrakło zapiecków, stągwi z mlekiem i koni, którym można w nocy zaplatać warkocze, krasnoludki zeszły na złą drogę
Odpowiedz@gremlin: saga o wiedzminie?
Odpowiedzgremlin, w stajni gdzie pracowałam krasnoludkom zostawiało się w darze miskę mleka i miskę owsa, żeby stajni pilnowały, a nie brudziły, plątały grzywy i wywracały worki z żarciem ;)
Odpowiedz@gremlin - Na pewno Pilipiuk i któreś jego opowiadanie o Jakubie W. Do kiszenia ogórków też się przyczyniały z tego co pamiętam ;)
OdpowiedzNikt nie trafił :( Poczet dziwów miejskich - Krzysztof Piskorski
OdpowiedzSkąd bierzesz znajomych? Daj znać, bo sam chętnie bym się przy takich przednio bawił, a niestety nie mam szczęścia tak po prostu znaleźć. Nie spotkałem się wśród nikogo z przyjaciół, by ktokolwiek z ich znajomych reagował w podobny sposób na cokolwiek (a tymbardziej na kota). Jakieś młode książeta normalnie.
OdpowiedzJa potrzebuję wiedzieć wcześniej, czy ktoś ma zwierzaki ale tylko z racji alergii - jak leków nie wezmę to prawdopodobnie się usmarkam a to żadna frajda na posiadówce.
OdpowiedzNo i złodziej/ gwałciciel/ morderca (niepotrzebne skreślić)też polubił kotka :D
OdpowiedzSpoko, ja mam trzy koty, dziecko i męża, wiec...tez jestem wariatka :) bo moje 3 dachowce są nierasowe, z ulicy, a do tego wysysają oddech w nocy, zaklaczaja macice, no i w ogóle masakra :) pozdrawiam
OdpowiedzKot i dziecko? Nie, oszukujesz, przecież kot wkłada dziecku do gardła ogon i je tak dusi.
OdpowiedzCzemu ogon, ja optuję za tym że dusi pazurami!
OdpowiedzNie, pazurami i zębami szyjkę dziecięcą rozszarpuje. Do duszenia jest ogon!
Odpowiedzano widzisz, nie pomyślałam
OdpowiedzOoo, o zakłaczaniu macic pierwsze słyszę. Jak one to robią, wie ktoś? :D
OdpowiedzPewnie tym samym ogonem co dzieci duszą to i macice zakłaczają. Taka tajna misja kotów- wybić człowieków żeby potem (po obaleniu ludzi) zjeść ich gnijące truchła.
OdpowiedzNo właśnie miałam napisać o zakłaczaniu macicy, też się ostatnio dowiedziałam. Ale to ponoć dlatego, że się oddycha kłakami a jak każdy wie, układ oddechowy jest bezpośrednio połączony z macicą.
OdpowiedzZwłaszcza ten argument że zjedzą po śmierci - bardzo przekonywujący. Ręce opadają bokiem wzdłuż tułowia, skąd ludzie takie bzdury biorą...
OdpowiedzBo były takie przypadki a prasa je nagłaśnia na tyle, że ludzie uznają to za regułę a nie za jednostkowy przypadek. A przecież to nic dziwnego, jak kot jest zamknięty w pokoju z trupem bez jedzenia to co ma robić. Ludzie też się w ekstremalnych sytuacjach wpieprzają a nikt nie histeryzuje, że żona zje męża jak umrze.
Odpowiedzskąd ja to znam. Mieszkam w kawalerce i tak jeden kot spoko dwa hmm no ale ok tylko, że traf chciał, że się rozmnożyły ( tak zawaliłam ) 5 pięknych łamag mi się urodziło ochy achy i w ogóle i zonk bo 2 z nich postanowiłam zatrzymać. Zaczęło się zwariowałaś, głupia jesteś, zidiociałaś do reszty itp itd. Cóż moje 4 cudowne koty żyją w zgodzie każdy ma swoje miejsce ba nawet srają do jednej kuwety, którą sprzątam manualnie :P
Odpowiedzprzecież kocia sierść jest pożywna i zdrowa, taki błonnik :). Moja sierściucha zostawia ją wszędzie, już czasami nawet nie wyciągam kłaków z herbaty.
OdpowiedzJa też się już poddałam- mam 3 koty, psa i królika, żyję w wielkim kłębku sierści.
OdpowiedzNormalka, też wyciągam kłaki z kanapki, z kawy i jakoś żyję. Współczuję tym sterylnym ludziom.
Odpowiedztaaa też się przyzwyczaiłam. Najwięcej ich mam w buzi po ataku pieszczot. Moje koty uwielbiają dawać z dynki i przytulać mi się do twarzy. W jedzeniu zawsze ale to zawsze między zęby wejdzie mi kłaczek :D
OdpowiedzJaki błonnik, prędzej białko zwierzęce ;)
OdpowiedzTurboszczotka lub elektroszczotka. Tylko do tej ostatniej potrzebny jest odkurzacz zapewniający zasilanie. Spiralna szczota wiruje i zbiera wszystką sierść z dywanów.
OdpowiedzObserwator- zanim odkurzysz to jest już nowa porcja sierści. Z tym nie wygrasz.
OdpowiedzCo do ciężarnych, które nie mają styczności z kotami, to je rozumiem. Też nie chciałbym ryzykować toksoplazmozy. I tu pojawia się piekielność autorki, bo nie potrafi zrozumieć obawy ciężarnej o swoje dziecko.
OdpowiedzGuzik prawda z tą toksoplazmozą. Uparli się na te koty. Poczytaj nowsze wyniki badań. "Z przeprowadzonych badań wynika, że u 30% osób wykazano zarażenie tym pasożytem, niezależnie od posiadania kota i wogóle jakiegokolwiek kontaktu z nimi a 60 – 80% populacji przebyło kiedyś tę chorobę. Ludzie zarażają się bardzo często przez mięso kurze, jajka. Choroba przebiega bezobjawowo i w większości nie wymaga leczenia. A człowiek dowiaduje sie po latach, przy okazji badań, że kiedyś przechodził tą chorobę nie wiedząc o tym. Po drugie przyjęło się, że kot= toksoplazmoza ale tak w rzeczywistości to każde zwierzę może być nosicielem tej choroby (człowiek też) a różnica jest taka, że tylko w kocim przewodzie pokarmowym może się ten pasożyt rozmnażać (naukowo- kot jest żywicielem ostatecznym) a w organiźmie np. człowieka nie rozmnaża się tylko przybiera postać przetrwalnikową. W kocich kupkach pasożyt może być aktywny przez dłuższy czas. Po trzecie- kot może się zarazić w taki sam sposób jak człowiek- jedząc surowe mięso. I właśnie jedzenie surowego mięsa daje najwięcej „szans” na zarażenie pasożytem toksoplazmozy (z badań wynika, że 70-80% przypadków zarażonych). Oczywiście wystarczy nawet, ze człowiek będzie przygotowywał mięso surowego kurczaka na obiad i nie umywszy rąk obliże np. palce i zakażenie też gotowe."
OdpowiedzKiedy kobieta jest w ciąży, powinna też uważać na własne mieszkanie. A nuż jej doniczka na łeb spadnie? Nie, lepiej nie ryzykować. Trzeba wyprowadzić się pod most.
Odpowiedz@Pelococta patrząc na stan techniczny mostów, szczególnie tych budowanych współcześnie, to też ryzyko...
OdpowiedzToksoplazmoza to często ostatnia deska "ratunku" niedouczonych lekarzy. Radzę poczytać o tym problemie i oprzeć się na statystykach zanim napiszę się bzdury. Zgadzam się z Bastet :)
Odpowiedzmarra - dokładnie. Pierwszą reakcją lekarza w szpitalu gdy wreszcie zdiagnozowano, że mój syn ma guzy potoksoplazmatyczne a nie białaczkowe, było - ma pani kota? - mam, - no to usunąć. eeeeeeeee .... - jak? mam mu łeb ukręcić? i wogóle dlaczego? po co? Dopiero potem na mądrzejszych w poradni trafiłam. I zresztą na moje rozumowanie i lekarza gdy prześledziłam czas gdy syn najprawdopodobniej zachorował, byliśmy na wakacjach. Biebrza przez tydzień, tratwa, jedzenie no w warunkach trudnych. A potem chałupa w środku lasu gdzie myszy biegały wszędzie i innych żyjątek sporo było. Myśmy chyba też przechorowali, ale objawy grypopochodne kto będzie diagnozował? Tylko u syna objawiły się jeszcze te nieszczęsne węzły chłonne, nie dość że koszmarnie obrzmiałe, to po zaniku reszty jeden został otorbiony.
Odpowiedz@Pelococta: Przypomniało mi to rysunek, na którym mieszkający pod mostem mówi: "Kiedy projektowałem ten most, nie wziąłem pod uwagę, żeby był bardziej przytulny"
OdpowiedzNieszczęśliwi Ci Twoi "znajomi"...zmień towarzystwo ;) Ale znam to doskonale, mam w domu trzy psy + zawsze jakiegoś na tymczasie który szuka nowego domu. Rodzina i wiele innych ludzi ma mnie za szaloną wariatkę, niektórzy nawet się dziwią że do weterynarza z nimi chodzę...bo po co ? to tylko pies, wyliże się.
Odpowiedz