Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Władam biegle językiem szwedzkim z racji skończonych studiów. U większości ludzi ten…

Władam biegle językiem szwedzkim z racji skończonych studiów. U większości ludzi ten fakt wzbudza zainteresowanie, ale był też przykładem wielu przykrych sytuacji.


1. 1 rok, 1 semestr. Na moim kierunku języka uczymy się od podstaw. Każdy powinien więc zrozumieć, że po pół roku nauki języka, tłumaczenie dokumentów jest poza moim zasięgiem. Mąż sąsiadki pracował w Szwecji i przyszły do nich jakieś dokumenty, związane z rozliczeniem podatkowym. Sąsiadce chodziło jednak o coś więcej niż tłumaczenie uznała, że skoro "studiuję i znam" język to nie tylko przetłumaczę dokument, ale i rozliczę jej męża. Oczywiście za darmo, bo śpię na pieniądzach. Na odpowiedź, że język znam za słabo i nie znam się na podatkach w Szwecji, zareagowała fochem.

2. Z jej mężem miałam przeboje, parę lat później. Co chwile, przychodził z jakimś dokumentem do przetłumaczenia, a to CV do napisania, a to coś tam do sprawdzenia. Potem przychodził nawet z rzeczami, związanymi z językiem angielskim albo komputerem ("napisz mi to, bo umiesz lepiej obsługiwać komputer"). Potrafił przychodzić o 20.00 ze sprawą "na teraz". Gdy mnie spotkał na osiedlu, wracającą z uczelni, to niemal zawsze chciał wpaść z prośbą o przysługę. Nie mogłam go zbyć, bo był dobrym kolegą mojego taty. W końcu, wyjechał do pracy i wreszcie miałam spokój.

3. Liczne prośby o tłumaczenie od rodziny/znajomych. Na obietnicę, że rzucę okiem oczekiwali pełnego tłumaczenia. Oczywiście za darmo. W końcu się wkurzyłam i odpowiadałam "nie mam czasu". Przez to, uchodzę za zarozumialca, ale mam spokój.

4. Najbardziej irytujące: "Masz znajomości, mogłabyś mi znaleźć pracę? Ale dobrą, a nie zmywak. Mogłabyś też znaleźć mieszkanie?" Co dziwne, słyszane częściej nie od rodziny, czy znajomych... ale od uczniów w szkole językowej, kompletnie obcych ludzi. Jeden z nich chciał mój numer telefonu od mojej szefowej, abym "załatwiła mu pracę" i wielce się obraził, gdy dyrektorka szkoły odmówiła. Inna uczennica przyniosła dokument, który chciała, abym przetłumaczyła w czasie lekcji. Zareagowała wielkim zdziwieniem, na wieść, że w czasie lekcji prowadzę lekcje, a nie tłumaczę, zwłaszcza, że w jej grupie były jeszcze 4 osoby.

Jestem pewna, że każdy znający biegle jakikolwiek język doświadczył kiedyś czegoś podobnego. Niby mało piekielne, a jednak irytujące.

Języki obce

by Gaja_Z_czekolady
Dodaj nowy komentarz
avatar anndab7
1 5

O tak - najlepsza była prośba o przetłumaczenie na angielski paru zdań opisu zawartości pracy doktorskiej. "No parę zdań, proste i nieskomplikowane, zajmie ci to max 10 minut". Może to i było parę zdań, ale z jakiejś wąskiej dziedziny chemii, słownictwo takie, że po polsku nie wiedziałam o co chodzi. Zrobiłam. Ale już następnym razem powiedziałam, że nie mam czasu i dałam namiar na tłumacza, płatnego oczywiście. I cisza od tamtej pory.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
-3 9

Przepraszam za wścibskość, ale co sądzisz o szwedzkim zwyczaju knullkompis? Z tego co słyszałem jest on dość popularny wśród nastolatków w Szwecji, coś jak wianki św. Łucji albo jedzenie mięsnych kuleczek.

Odpowiedz
avatar MaL3K
0 0

Szwedzki zwyczaj? Ze niby w Polsce jest z tym jakis problem? :=)

Odpowiedz
avatar Werbena
6 8

Jakoś nikt nigdy nie przynosił mi papierów do tłumaczenia na bośniacki. Wiele osób chciało wiedzieć, gdzie jest Bośnia, bo "tam podobno wojna", ale z tłumaczeniem nikt nie zagadywał. ;P

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 października 2013 o 11:55

avatar yannika
0 2

Tłumaczenie? Jasne, 15 złotych za stronę znormalizowanego tekstu. Że co? Że za darmo? A jeść pewnie nie muszę?

Odpowiedz
avatar chiacchierona
5 7

Ja też się dałam wrobić w takie tłumaczenia, na początku to były po 2 strony od czasu do czasu, a mnie sprawiało to nawet frajdę bo chodziłam jeszcze do liceum. Pewnego dnia jednak, rodzinka zachęcona tym, że "tak dobrze mi idzie" przytachała mi takich stron ponad 10 obiecując, że jak przetłumaczę, to się odwdzieczą. Spędziłam nad tym mnóstwo czasu w wakacje, konsultując się z innymi osobami i słownikami w różnych bibliotekach, a w podzięce dostałam przeterminowany "wyrób czekoladopodobny"... Muszę przyznać, że trochę mi skrzydełka opadły i nastepnych tłumaczeń się już nie podjęłam.

Odpowiedz
avatar Oricio
2 2

:) Ja kończę właśnie Japonistykę, na szczęście w przypadku tego języka ludzie jakoś domyślali się, że na pierwszym, drugim roku tłumaczyć jeszcze nie mogę. Ale później, kiedy już studia magisterskie rozpoczęłam bardzo się dziwili, jak ja w ogóle potrafię się jednak po japońsku dogadać...Nawet rodzina. "Ale jak to.. i te ich krzaczki też umiesz?". Nie bardzo piekielne. Ja w sumie z językiem japońskim miałam bardzo mało piekielnych sytuacji. Uczniowie zawsze też mi się bardzo fajni trafiali. Tłumaczenia rzadko, ale dobre i dobrze płatne wpadały. Koleżanka opowiadała mi dość ciekawą historię pewnego tłumaczenia. Pewien pan, potrzebował przetłumaczyć wniosek patentowy(chyba) z japońskiego na polski albo angielski. W każdym razie był przekonany, że znak na "jeden" - najłatwiejszy znak w kanji - pisze się go jedną poziomą kreską, oznacza właśnie "patent". I przez całe trwanie tłumaczenia (nie wiem czemu, ale zamiast wysłać jej te tłumaczenie, żeby zrobiła mu je w domu a później wysłała, siedział obok niej) wyszukiwał w tekście te poziome kreseczki oznaczające "jeden" i jej mówił, ze to oznacza patent. Ponoć nie przejmował się tym, że mu mówiła, że ten znak ma jednak zupełnie inne znaczenie. Mi się częściej angielskim piekielne historie trafiały w wykonaniu mojej rodziny. Aby dostać się na japonistykę, władać angielskim musiałam dość dobrze. Poza tym nałogowo czytam klasykę brytyjską albo słucham audiobooki w oryginalnym wykonaniu, o czym moja ciotka i kuzynka dobrze wiedzą gdyż kuzynka radziła się mnie jak najlepiej uczyć się języków. Jednak kiedyś powiedziałam im o moim planie wyjazdu do Anglii w celach zarobkowych (na wakacje). Od razu wielka afera.. nie poradzę sobie, a jak z językiem, przecież aż tak dobrze na pewno nie znam. No i mój ulubiony tekst: "A myślisz, że jak tam sobie nie poradzisz i skończą Ci się pieniądze kto będzie po Ciebie jechał?"

Odpowiedz
avatar grisznik
4 4

Trzeba wtedy do nich (o ile się wie w jakim zawodzie pracują) przykładowo poprosić o coś, czym oni się zajmują zarobkowo - też za friko, bo akurat potrzebujesz. Przysługa za przysługę. Jak wtedy będzie - ale jak to?! Przecież mój czas kosztuje - to można odpowiedzieć: wyobraź sobie, że mój też.

Odpowiedz
Udostępnij