Wielu moich znajomych pyta mnie, czemu nie jadam parówek i czemu jestem taki wybredny, jeśli chodzi o zakupy w mięsnym... Kiedy mówię im o powodzie mojego zachowania, większość nie dowierza, czuje obrzydzenie... Mimo wszystko podzielę się jednak z Wami moją historią.
Otóż kilka lat temu, w wakacje, postanowiłem sobie troszkę dorobić. Zatrudniłem się w zakładach mięsnych znajdujących się na terenie miejscowości na "Sz", gdzie szefostwo mówiło mi, że mają "bardzo dobrą ofertę". Ja młody, głupi, pracowałem bez umowy. Notabene działalność tej firmy okazała się niezłym szwindlem finansowym, więc co bardziej zorientowani na pewno szybko połączą fakty i skojarzą miejscowość... :)
Miałem przepracować dwa miesiące na produkcji - tak bowiem określa się miejsce, gdzie (kolokwialnie mówiąc) obrabia się mięso i wytwarza z niego produkt. Tam naoglądałem się, jak wszystko wygląda...
Pominę fakt, że w całym zakładzie nie było najczyściej, ale to, co mnie najbardziej uderzyło, to następujące widoczki:
- mięso, które spadło na ziemię, wracało na stół - prosto z podłogi;
- używanie urządzenia, które nazywało się PEKLOWNICA - wkładasz kilogram mięsa, wyciągasz półtora :);
- wychodzenie w butach ochronnych na zewnątrz zakładu i ponowny powrót na produkcję;
- myszy biegające co jakiś czas po zakładzie;
- wózki masarskie i maszyny myte raz na kilka dni;
- i wiele innych "smaczków".
Pamiętam jednak jedną sytuację, która wręcz zwaliła mnie z nóg. Jednemu z pracowników, podczas produkcji rzeczonych wyżej parówek, do maszyny wkręciła się rękawiczka (ja już nie będę wspominał, co wrzucano do tej maszyny, żeby zrobić parówkę). Zwróciłem mu na to uwagę, na co on rzucił tylko "a na ch*j się przejmujesz... będziesz to jadł?". Nie miałem więcej pytań :)
Na podsumowanie dodam tylko, że za dwa miesiące pracy, pięć dni w tygodniu, od 8 do 14 (a czasem zdarzały się nadgodziny), dostałem 500 złotych, co daje troszkę ponad 2 złote za godzinę! Żałuję, że firma upadła, na pewno zatrudniłbym się znowu, bo gdzie ja znajdę lepszą ofertę? :)
Pewna masarnia w miejscowości na "Sz"
Autorze, polecam choćby wikipedię nim znów się ośmieszysz... Peklowanie to w dużym uproszczeniu zabezpieczanie mięsa solanką. Jedna z metod polega na wstrzykiwaniu jej w mięso/wstrzykiwaniu jej i dodatkowym zalaniu nią. Jak sądzisz, ta solanka wstrzyknięta w mięso coś wazy czy jest magicznie lżejsza od powietrza?
OdpowiedzZapewniam Pana, że nie jestem specjalistą z tego zakresu i używam słownictwa, którego używano w zakładzie. Ponadto informuję Pana, że opisuję wydarzenia, które widziałem. Nie potrzebuję sprawdzania na wikipedii tego, czym jest peklowanie, bo mnie to osobiście nie interesuje. Brzydzi mnie ten proces i tyle. Od rolnika ze wsi, jak kupisz, to jakoś można nabyć bez uprzedniego nakłuwania mięsa i wstrzykiwania w nie magicznych solanek.
OdpowiedzPeklowanie jest procesem normalnym, nadaje kolor, smak, a przede wszystkim zapobiega rozwojowi mikroorganizmów. Nawet moi rodzice kupujac mięso od gospodarza je peklują, oczywiście nie nastrzykowo, ale zalewowo.
OdpowiedzMojito88, jaki smak? Chyba chemii. I co jest nie tak z kolorem, że trzeba walić barwniki. Poza tym, jeżeli z kilograma mięsa robi się 1,5 kg wędliny, to coś jest nie tak.
OdpowiedzKominek my w internetach jestesmy, tu nie trzeba się zwracac do ludzi per Pan/ Pani ;) A co do parówek- cóż, czego oczy nie widzą... Podejrzewam, że gdyby ludzie mieli wgląd w każdy produkt od początku jego produkcji to by ich wszystko obrzydzało.
Odpowiedzarcheoziele, mojito88 ma rację. Peklowanie jest dobre dla mięsa i konieczne. Sól peklowa (sól + np saletra) zapobiegają namnażaniu bakterii i oddalają zagrożenie zarażenia się jadem kiełbasianym. Nie ma szans, żeby bez tego zrobić wędlinę. Nawet te "tradycyjne" wędzarnie, gdzie wędlinka po 60zł/kg kosztuje, też peklują mięso. To, że nastrzykuje się też wypełniaczami mięsko to inna sprawa .
OdpowiedzMoi rodzice jak robią te swoje szynki, to też peklują, i to strzykawą :)
OdpowiedzJaki smak? Np słony, albo ostry :) jak sobie wyobrażasz przyprawienie wielkiego kawałka szynki?
Odpowiedz@archeoziele - peklowanie to najstarsza znana ludzkości metoda konserwowania mięcha. Zmiana koloru to w zasadzie efekt uboczny, ale Z powodu rozpowszechnienia tego procesu - efekt ten stał sie pożądany. Kiełbache pekluje każdy rolnik, robili to starożytni, robiono to w średniowieczu, robi się to dziś. Wędlina niezapeklowana jest po prostu szara i bez smaku. Polecam.
OdpowiedzAlbo troszkę koloryzujesz, albo trafiłeś na jakiś dziwny zakład. Ja zajmowałam się kontrolą jakości, właśnie w zakładach mięsnych i żadna z rzeczy typu: wkręcona rękawiczka (btw. na produkcji nikt nie pracuje w rękawiczkach), myszy czy inne rzeczy nie miały miejsca
OdpowiedzNie bez przyczyny zakład padł na ryj kilka miesięcy po tym, jak przestałem w nim pracować :) Zapewniam Panią, że koloryzowania tu nie ma, a co do myszy, to mi nawet właścicielka zakładu dała wiatrówkę i kazała do nich strzelać, na co ja się popukałem w głowę i odmówiłem :P
OdpowiedzAż sobie wyobraziłem gdzie później trafiłyby te ustrzelone myszki xD
Odpowiedzno to słabo kontrolujesz jakość, bo nie takie kwiatki trafiają do wyrobów. Swego czasu pracowałem w zakładzie mięsnym, sporym zakładzie. Ktoś podjada coś w trakce pracy a wchodzi szef, no to co? Sru to swoje jedzenie wraz z woreczkiem dotego wielkiego młynka. Albo ktoś palił fajke i tak samo, wpada szef czy któryś kierownik, a pet ląduje w mikserze. Hala dobrze wentylowana i otwarte bramy, więc nikt nie czuł dymu. Takich historii było dużo...
OdpowiedzObawiam się, że gdyby każdy z nas sobie popracował w miejscach gdzie produkują to co jemy, nagle zabrakło by w tym kraju ziemi bo większość nagle zapałała by miłością do uprawy roślin i hodowli zwierząt... Co do parówek, nie wiem czy są jeszcze zdrowo myslące osoby, które wierzą, że do parówek za 2 złote z Lidla to idzie samo dobro... ;)
OdpowiedzDo parówek z Lidla za 2zł to psy z budami razem mielą ;)
Odpowiedz@babubabu89 - nie wiem, co mielą, ale szczerze mówiąc z marketowych parówek są najlepsze. Moim skromnym zdaniem lepsze od niektórych po 20 zł/kg. Domyślam się, że to zasługa chemii, mam świadomość, że to badziewie, ale sam czasami lubię je zjeść (zazwyczaj mam paczkę w lodówce, na wypadek braku czasu na zastanawianie się nad lepszym śniadaniem).
OdpowiedzPeklowanie jest jak najbardziej normalną czynnością przy przetwarzaniu mięsa. Różnica pomiędzy metodami tradycyjnymi i domowymi a przemysłowymi polega na tym, że z szynki z konwencjonalnej wędzarni zostanie sporo mniej gotowego produktu. Zakłady mięsne faktycznie z kilograma mięska zrobią półtorej kilo gotowej wędliny. Dodam też ciekawostkę, im droższa kiełbaska, tym więcej w niej chemii. Z wyłączeniem oczywiście wyrobów "od chłopa".
OdpowiedzPrzeczytałem i nabrałem jeszcze większej ochoty na parówki :D Opisze to tak. Teraz robi to wrażenie na ludziach, że np. nie ma sterylności, ale przez stulecia nikt o tym nie pomyślał nawet, a ludzie jedli, zachwycali się smakiem i żyli. To tak jak z produkcją oscypków, na której przejechali się górale. Metoda tradycyjna zakładała niepasteryzowane mleko i pracę "pod chmurką", albo w bacówce. I wszyscy jedli oscypki i były ok. Ale zarejestrowali oscypka w Uni i dupa. Tradycyjne metody nie były mile widziane, bo złe bakterie zrobią armagedon tym co to zjedzą. ;)
OdpowiedzA tak nawiasem mówiąc: drogi autorze co zrobiłeś, żeby to zmienić? Nic. Napisałeś na "Piekielnych" zamiast zgłosić w stosownych instytucjach zaistniałą sytuację.
OdpowiedzJa miałem ledwie kilkanaście lat. Co mógł zrobić 15 latek? A dziś? Dziś to i tak nie ma sensu, bo firma dawno upadła, wszedł syndyk... Ogólnie koszmar.
Odpowiedz"Im ludzie wiedzą mniej o powstawaniu kiełbas i praw tym lepiej w nocy śpią." Otto von Bismarck A wtedy o polepszaczach nie wiedziano zbyt wiele.
OdpowiedzPewnie już wtedy wiedzieli, że jak się coś mieli to można dorzucić coś, co nie koniecznie każdy by chętnie zjadł! :)
OdpowiedzJa z "hejterstwem" dyskutować nie będę. Za długo siedzę na Piekielnych, żeby się tym przejmować. W każdej historii potraficie znaleźć jakiś szczegół, który uznacie za błąd i od razu potraktujecie ich autora za idiotę, a historię za bezsensowną. No, ale nieprzypadkowo do godziny 13 były prawie same pozytywy, a później, gdy już dzieci ze szkoły wrócą, zaczęło się "hejtowanie" :)
OdpowiedzDzięki za nazwanie mnie dzieciakiem, który wrócił ze szkoły! Dawno takiego komplementu nie usłyszałam ;)
OdpowiedzOjć - butthurt alert!
OdpowiedzSpodziewałam się prawdziwych smaczków, a tu tylko myszy, upadajace mieso na podłogę i jeden przypadek z rękawiczką. A, jeszcze tajemnicze dodatki typu "i jeszcze wiecej smaczków", "już nie będę wspominał, co wrzucano do tej madszyny żeby zrobić parówki" - jak już się zaczyna pisać o kulisach zakładów miesnych, to wszystko!
OdpowiedzDobrze. Zapewniam, że jeśli wyrazicie Państwo chęć, napiszę więcej "smaczków" w nowym, poprawionym tekście.
OdpowiedzLudzie, kłócicie się o prawdziwość historii, peklowanie czy inne rzeczy, a nikt nie napisze o jaką firmę tutaj chodzi ?
Odpowiedzja słyszałam o robieniu 20 litrów kakao z 9 litrów mleka... podobnież zasypywało się to solą by powiększało objętość, a potem cukrem i kakao... na szczęście nie miałąm okazji próbować specjału, bo kakao trafiało codziennie na stołówkę szkolną..
OdpowiedzSkoro zakład tak szybko padł, między innymi przez opisane warunki, czemu nadal brzydzisz się mięsa? Czyżbyś sądził, że każdy zakład jednak ubogaca swoje parówki rękawiczkami?
OdpowiedzNie, nie sądzę, że tak jest. Sytuację porównać mogę z tym, że kiedyś, jak byłem mały, spytałem swoją mamę, czemu ser ma dziury. Moja mamusia w żarcie rzuciła, że "wygryzły je myszy", przez co ja kilka lat nie dotykałem sera :) Dziś ze słodyczy najbardziej lubię właśnie ser żółty, ale jednak kilka lat miałem "bezserowych", hehe. Widzisz, Bukimi, domniemywam po prostu, że skoro w jednym zakładzie takie praktyki miały miejsce, to czemu nie w innych...?
OdpowiedzTeż kiedyś pracowałam w tej branży, na pakowaniu. O upadaniu na brudną podłogę i pakowaniu bez umycia mówić nie będę, bo to standard. Ale kiedyś jedna dziewczyna się skaleczyła nożykiem, opuszek palca, więc krew się leje. Oczywiście na kiełbaski, które zostały tylko lekko obtarte papierowym ręcznikiem i z powrotem do torebki. Nie wiem w sumie jakie to zagrożenie dla konsumenta, ale jedzenie kiełbasy z ludzką krwią jakoś średnio mnie kręci.
OdpowiedzSzczecin drobimex ;)
Odpowiedz