Sekretarka na zwolnieniu lekarskim, ktoś telefony w firmie odbierać jednak musi. Szef nie bardzo kwapił się, by ogarnąć kogoś na zastępstwo, umówiliśmy się więc, że każdego dnia funkcja ta przypadnie komuś innemu.
- Haloooo- wyrzuciłam z siebie po raz setny w ciągu trzech godzin, jednocześnie przeglądając wymagania przesłane przez jednego z klientów.
- Zastrzeżenia mam co do faktury - burknięcie pierwszej klasy, bez żadnych wstępnych głupot w stylu "dzień dobry, moje nazwisko....". - Przekręty jakieś!
Uwielbiam takich. Można spokojnie zadzwonić, przedstawić swoje wątpliwości, spróbować wyjaśnić? Nie. Od razu trzeba z mordą.
- Z szefem chcę rozmawiać. Natychmiast - do tego jeszcze baczność i prezentuj broń. Byłby komplet idealny.
- Niestety, szef jest w tej chwili nieobecny, proszę podać mi swoje nazwisko i numer faktury, co do której ma pan jakieś wątpliwości. Spróbujemy rozwiązać ten problem.
Podał, z oporami i docinkami, ale jednak.
- Poproszę o chwilę cierpliwości, muszę poszukać tych dokumentów - "w burdelu Hanki" dodałam do siebie w myślach i wyciszyłam mikrofon. Zaczęłam szybko przerzucać powpinane do wielkiego segregatora kartki, ciągle trzymając słuchawkę ramieniem.
- Synek, k*rwa, nie drzyj mi się! Nie dość, że rozmawiam z jakąś babą, nieogarniętą pipą, jeszcze Ty musisz mnie wk*rwiać?!
Dziękuję za komplement. Jest mi przemiło.
praca
Dzentelmen.
Odpowiedz