Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jak już narzekam na służbę zdrowia, to opowiem drugą piekielną sytuację. Przez…

Jak już narzekam na służbę zdrowia, to opowiem drugą piekielną sytuację.

Przez wiele lat leczona byłam prywatnie. Sporo chorowałam, mam też kilka schorzeń przewlekłych. Jednak jakoś około 16 r.ż. wszystko się unormowało i niedługo potem mama zapisała mnie do lekarza rodzinnego do przychodni posiadającej kontrakt z NFZ. Do okulisty czy stomatologa nadal chodziłam prywatnie.

Przez ten czas udało mi się nie zachorować czy nawet przeziębić, jednak w wieku 19 lat przypałętał się jakiś wirus. Po dwóch czy trzech dniach do złego samopoczucia i kaszlu doszła wysoka gorączka. Mimo leków i zimnych okładów nie spadała poniżej 38 stopni, a średnio było 39, choć w krytycznym momencie sięgnęła 40. Decyzja: idę nazajutrz do doktora.

W poradni dorosłych, do której należałam, usłyszałam, że jeszcze przynależę do poradni dziecięcej.
W poradni dziecięcej też mnie nie chciano, ponieważ po ukończeniu przeze mnie 18 lat przeniesiono moją kartę do poradni dorosłych.
Pani w poradni dorosłych zignorowała powyższą informację i znów odesłała do poradni dziecięcej, bo moja karta nadal jest tam i muszę ją stamtąd zabrać, by przyjść tu.
Poszłam, relacjonuję rozmowę z rejestratorką z por. dorosłych. Dostaję masę papierków do wypełnienia, pani w tym czasie szuka karty. Zajęło mi to godzinę; po tym czasie słyszę, że tu mojej karty nie ma... I znów muszę iść do poradni dorosłych.
Tam już nie zwrócono na mnie uwagi. Karta została zabrana z prywatnej placówki i zaniesiona do poradni dziecięcej, a nie byłam już później u lekarza, więc to tak, jakby mnie nie było w ogóle i nikt tej karty nie ruszał. Podobno.
Wróciłam do poradni dziecięcej. Usiadłam na krzesełku, zmęczona, zdenerwowana, obolała i zadzwoniłam do mamy. Zdziwiła się, że tułałam się ponad dwie godziny z miejsca na miejsce... Wtedy też się najzwyczajniej rozpłakałam. Widocznie usłyszała to pani doktor, bo wyszła z gabinetu i zgodziła się mnie zbadać.
Odprowadziła mnie też do wyjścia, nie oszczędzając rejestratorce brzydkich słówek. Nie mogła pojąć, dlaczego nie pozwoliła mi wejść do gabinetu nawet bez rejestracji- lekarka nie miała żadnych pacjentów, a przypadek nie był na tyle pilny, by iść na izbę przyjęć.

słuzba_zdrowia

by cynthiane
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
-1 3

Coś w to nie wierzę. Ot tak zbadali cię, wierząc ci na słowo, że nazywasz się tak i tak, jesteś ubezpieczona itd. NFZ grosza nie da, ponad to co konieczne, a lekarz z własnej kieszeni dokładać nie będzie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 września 2013 o 18:34

avatar cynthiane
-2 2

A książeczka RUM i ubezpieczeniowa to co, pies?

Odpowiedz
avatar mojito88
0 0

Coś takiego jak książeczka RUM chyba dawno nie istnieje z 2-3 lata co najmniej

Odpowiedz
avatar cynthiane
-1 1

A historia miała miejsce dobre 3 lata temu... :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

To może warto było wspomnieć o tym w historii.

Odpowiedz
avatar cynthiane
0 0

Napisałam jedynie, że działo się to, gdy miałam około 19 lat... A prawda, mało kto tu wie, ile autorzy mają lat :) przepraszam.

Odpowiedz
avatar yerbamaate
-2 2

taki sprawy powinno się załatwiać od razu osobiście, żeby uniknąć takich sytuacji w czasie choroby. Choć to trochę dziwne. Mojej karty nikt nie miał nawet zamiaru przenosić do lekarza dla dorosłych. Musiałam sama iść do przychodni wypełnić to co trzeba i w tedy założono mi kartę.

Odpowiedz
avatar Nietoperzyca
0 0

Nikt nie mógł samodzielnie przenieść Twojej karty z poradni dziecięcej do poradni dla dorosłych wyłącznie dlatego, że skończyłaś 18 lat. Poradnię POZ musisz wybrać sama i potwierdzić to własnoręcznym podpisem na deklaracji. Co miały zrobić panie rejestratorki - sfałszować Twój podpis?

Odpowiedz
Udostępnij