Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O "trosce o swoje dzieci". Kiedy chodziłam do liceum, w klasie miałam…

O "trosce o swoje dzieci".

Kiedy chodziłam do liceum, w klasie miałam sporo osób dojeżdżających z okolicznych wsi i miasteczek. Do miasta te kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilometrów mieli, a dojazd niezbyt dobry. Tak się przyjęło, że takie osoby zawsze były wcześniej w szkole, a nie raz czekały na otwarcie szkoły. Lecz w mojej klasie były też osoby (szczególnie jedna), które do szkoły miały ok. 10 minut wolnym spacerkiem, czyli dla porównania miały połowę mojej drogi na najbliższy przystanek autobusowy. W ich przypadkach przyjęło się tak, że zawsze były spóźnione, nawet na próbnych maturach.

Była to jedna z wywiadówek. Głos zabrała mama tej szczególnej osoby "spóźnialskiej":

- Przepraszam, ale czy nie dałoby rady zmienić jakoś tego planu lekcji? Przecież jak są lekcje na 8, to moja córeczka wypocząć porządnie nie może, bo przecież jakoś do szkoły musi jeszcze się dostać.

Podobno spojrzenie rodziców osób dojeżdżających na "mamusię" było tak ostre, że mogliby nim kroić chleb.

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
16 16

W sumie, mama mi opowiadała, jak do szkoły chodziła chyba na czternastą. Kłopot jedyny był taki, że jak wracała, często robiło się ciemno. Nie wiem, czy to stuprocentowa prawda. Wstawanie na ósmą (właściwie, zależnie od szkoły, siódmą/szóstą) robi się uciążliwe, ale żeby aż tak? Plus poleciał. :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 16

Drzewiej tak bywało, że szkoły miały lekce na dwie zmiany.

Odpowiedz
avatar Zmora
20 20

Ja chodziłam do szkoły na ósmą, a i tak jak wracałam często robiło się ciemno. Ot, dojazdy.

Odpowiedz
avatar Bryanka
14 14

Chodziłam do podstawówki, w której z powodu ilości dzieci był system zmianowy. Zdarzało się, że lekcje zaczynałam np. o 13tej.

Odpowiedz
avatar blabla
21 21

Przecież w niektórych dużych szkołach dalej są lekcje na dwie zmiany. W liceum zdarzało mi się zaczynać lekcje o 13 i 14 i kończyć w okolicach 18 czy 19. Nie wiedziałam, że dla niektórych to ciekawostka typu: "mama opowiadała". :P

Odpowiedz
avatar Zmora
3 3

U mojej siostry w podstawówce planowali wprowadzić system zmianowy (w zeszłym roku, więc tego na pewno nie można jeszcze odstawić na półkę z "ciekawostkami dawnych czasów"), bo szkoła mała, ale dzieci coraz więcej. Tylko rodzice się zbuntowali, więc jakoś inaczej temu zaradzili.

Odpowiedz
avatar samay
-3 3

Ja w podstawówce na po południe chodziłem. W technikum czasami też tak mam. Ci co mają najlepszy dojazd do szkoły zawsze się spóźniają. Jeździłem tramwajem to na czas zawsze byłem, teraz zdałem prawo jazdy i dostałem samochód to się spóźniam ciągle. Kumple mieszka dosłownie naprzeciwko szkoły i spóźnia się jeszcze bardziej niż ja.

Odpowiedz
avatar krokodyl1220
3 5

"Ci co mają najlepszy dojazd do szkoły zawsze się spóźniają." Czyli wykazują się brakiem poszanowania obowiązków, nauczycieli i brakiem kultury.

Odpowiedz
avatar digi51
25 25

Hehe, ciekawe czy do przyszłego pracodawcy córci też pójdzie prosząc o zmianę godzin pracy :)

Odpowiedz
avatar groszkowa
20 20

Do swojego liceum też dojeżdżałam. Podobnie jak większość uczniów - miejscowych była garstka. Byłam chyba w drugiej klasie, kiedy miał odbyć się jakiś super-hiper-mega generalny strajk na kolei. Jak kogoś nie mogli przywieźć rodzice, miał mieć ten dzień usprawiedliwiony, lekcje miały być luźniejsze, jakieś zastępstwa, bo część nauczycieli też dojeżdżała. Do strajku ostatecznie nie doszło, były tylko jakieś opóźnienia, a jedynymi tego dnia nieobecnymi w szkole byli właśnie miejscowi uczniowie :P

Odpowiedz
avatar konik
15 15

U mnie było na inaczej - dojeżdżała połowa klasy (kilka z bardzo daleka), a reszta miała do szkoły na piechotę 5-15 minut i do dziś pamiętam jak 3 koleżanki, które oczywiście miały najbliżej w zasadzie najbardziej narzekały: że zimno, że pada śnieg, że są głodne a tu jeszcze 1 lekcja, że czegoś zapomniały i na przerwie musza iść do domu... Jak one były już w domu, to ja dochodziłam dopiero na przystanek...

Odpowiedz
avatar chiacchierona
21 21

To chyba jest jakaś norma, że ci co mają blisko, zawsze się spóźniają :) Pewnie dlatego, że oni spóźnią się 5 minut, a taki co ma daleko, nawet na pierwszą lekcję by nie zdąrzył... W liceum u moich znajomych, taka jedna notoryczna spóźnialska, nie wyrobiła się nawet na maturę i nie została wpuszczona. Oj, była tragedia... Dziewczę myślało, że jak przez 3 lata spóźnienia uchodziły jej płazem, to na maturę też nie musi stawić się punktualnie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 17 września 2013 o 11:07

avatar konik
11 11

Już myślałam, że opisujesz moją koleżankę, ktora tez na maturę się spóźniła, ale ona akurat została wpuszczona. 2 minuty później i było by po niej. Też miała blisko do szkoły...

Odpowiedz
avatar dzemzbiedronki
12 12

Cos w tym jest. Z tak ekstremalnymi przypadkami sie nie spotkalam, ale faktycznie - najbardziej spozniaja sie zazwyczaj ci, co maja najblizej. Bo "moga wyjsc za 5 minut, w koncu maja tak blisko", az w koncu z 5 minut robi sie x razy 5 :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

Oj ja się spóźniłam na egzamin zawodowy. Zaczynał się o 9, a mi się ubzdurało, że o 12. Dzwoni do mnie wicedyrektorka, odebrała mama. Słyszę fragment rozmowy "ale mi mówiła, że na 12... dobrze, zaraz ją obudzę". 5 minut i leciałam do szkoły. Szczęście w nieszczęściu, że szkołę mam oddaloną ok. 8 - 10 minut średnim krokiem. Ale wtedy to leciałam na złamanie karku i po 5 minutach byłam w szkole. Na zewnątrz czekała na mnie dyrektorka i odprowadziła mnie na aulę, gdzie mieliśmy egzamin. Tak się zestresowałam całą sytuacją, że nie zdałam. Ale też wparowałam w ostatniej chwili.

Odpowiedz
avatar konik
5 9

@dzemzbiedronki - tamta dziewczyna po prostu tak miała, że się spóźniała i wg mnie jakby dojeżdzała, to w ogóle docierała by na 3-4 lekcję... Ten typ tak miał. Ja i tak wolę takie osoby, ktore spóźniają się zawsze i wszędzie, niż takie, co na spotkanie prywatne spóźnią się zawsze, ale do szkoły/pracy itp jakoś punktualnie przybywają... Tak jakby selekcjonowały i kogoś olewały, a kogoś nie...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

W historii zapomniałam jeszcze dopisać, że mamusia narzekała na kiepski dojazd córci do szkoły. Bo przecież po 7 były dwa autobusy, jednym jakby jechała to by się spóźniła, a drugi był o 7.30, więc by biedna córeczka musiała 20 minut wcześniej w szkole siedzieć. Oczywiście o dojściu na piechotę mamusia słyszeć nie chciała.

Odpowiedz
avatar chiacchierona
10 12

Też miałam takich "agentów" w klasie. Dojście do szkoły, raptem 15 minut spacerkiem, a oni woleli dupsko usadzić w tramwaju na 10 minut i jechać naokoło. Przynajmniej, w przypadku spóźnienia, mieli wymówki, że tramwaj nie przyjechał albo się spóźnił albo się zepsuł i tak bez końca...

Odpowiedz
avatar konik
14 16

@Chiacchierona - mnie do szalu doprowadzało, jak nauczycielka zwracała mi uwagę za spóźnianie sie w taki sam sposób, jak tej osobie która mieszkała 5 minut od szkoły. Nie przekonywało jej, że ja w zasadzie biegłam do szkoły z przystanku i wyszłam z domu odpowiednio wczesnie, ale nie mogłam przewidzieć że korki będą w 3 miejscach, a nie w 2...

Odpowiedz
avatar dzemzbiedronki
5 5

@Taina, ja znam osobnika, ktory na zajecia (juz na studiach) notorycznie spoznial sie po 15-20 minut. Usprawiedliwial sie, ze mieszka na zadupiu i dojezdza tramwajem. I, jesli mu wierzyc, zawsze wychodzil na tramwaj punktualnie, tylko ten zlosliwy motorniczy zawsze ten jeden raz odjezdzal minute przed czasem. I nie, to nie bylo tak, ze tramwaj "nadrabial" w trasie i faktycznie pojawial sie chwile wczesniej. Koles wsiadal na petli...

Odpowiedz
avatar konik
4 4

@dzemzbiedronki: ja mam 2 takie przypadki: na studia pewna parka przyjeżdzała autem i nie można powiedzieć, że się spóźniała, bo oni przychodzili 20 minut przed końcem zajęć! i zawsze obowiązkowo prosili o listę, no bo przecież byli na zajęciach...

Odpowiedz
avatar chiacchierona
6 6

To ja miałam na roku taką "Mimozę", która na wszystkie zajęcia od 8h30 spóźniała się ok 30 minut, po czym, zamiast przeprosić i przemknąć cichaczem do najbiższego wolnego miejsca, powolnym, pełnym godności krokiem, godnym Królowej Angielskiej, zmierzała do swojego miejsca gdzieś na końcu sali :D Kiedyś z resztą, wygadała się, że choćby nawet wstała 15 minut przed planowanym wyjściem, musi wziąć prysznic oraz umyć i wysuszyć swoje długie do pasa włosy... Większość wykładowców dała upust swojej irytacji dopiero na egzaminie bo bujała się ta nasza Mimoza z jednej poprawki na drugą...

Odpowiedz
avatar konik
9 9

To mi Twoja Królowa przypomniała grupkę dziewczyn z mojej uczelni, które znam z widzenia. Na 1 zajęciach wykładowczyni bardzo, naprawdę bardzo wkur...ła się jak ktoś wychodzil w trakcie (może dlatego że sporo osób to robiło). Kilka razy w czasie jednego wykładu potrafiła nam zwracać uwagę, że ją to rozprasza. Ale była naprawdę zszokowana, gdy po jej gadce ta grupka dziewczyn zaczęła sie zbierać do wyjścia (wcale niedyskretnie), zupełnie jakby zajęcia się konczyly i zapytane o to gdzie idą odpowiedziały szczerze: do domu, a jedna, że idzie na obiad, bo spóźniła się i nie zdążyła zjeść i teraz jest głodna...

Odpowiedz
avatar MistrzSeller
3 5

Ja w liceum znałem taką jedną co zawsze jakieś 5-10 minut przed końcem zwalniała się, bo musi iść na autobus. A miała do przejścia maksymalnie jakieś 10 minut drogi.

Odpowiedz
avatar konik
6 8

To tę dziewczynę, co prawie się spóźniła na maturę, kiedyś spotkałam w drodze do szkoły. W zasadzie biegłam od przystanku, bo na pierwszej lekcji już trwała klasówka z fizyki, a ona szła sobie jak gdyby nigdy nic. Tuż przed salą zaczęła się wahać czy wejść czy nie, bo to może nie wypada, bo ona nie za bardzo umie... I nie weszła. Kolejne 30 minut przesiedziała pod salą, nudząc się. Tego nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar WscieklyPL01
5 9

Do podstawówki 4km z buta z rodzicami a potem sam , do liceum 15 km i to nie luksusem , jak dzisiejsze gimbusy , tylko zwykłym kursowym autosanem i spóźniłem się za całe 12 lat - 3 razy bo przez 1m zaspę silniczek ze Starachowic się nie przebije i nie było ,że zastępczy autobus, tylko 7 km z buta do szkoły. Miejscowi to fakt ,zawsze się spóźniali , ale takich roszczeniowych i durnych rodziców nikt nie miał.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 września 2013 o 12:19

avatar nighty
8 8

U mnie jedna nauczycielka która miała dość spóźnialskich po prostu zamykała drzwi zaraz po sprawdzeniu listy obecności. Kto się wtedy spóźnił, trafiał na zamknięte drzwi...

Odpowiedz
avatar SomewhereOverTheRainbow
7 7

To u nas zamykała tuż po dzwonku; dzwonek dzwonił, grupka stojąca pod drzwiami wchodziła, ona zamykała za ostatnim – na klucz. I sprawdzała listę. Po sprawdzeniu klasę otwierała… Kto chciał, mógł wejść, notować, czerpać wiedzę i tak dalej, ale obecności nie miał.

Odpowiedz
avatar lalalalala
5 7

Bardzo dobrze to rozumiem, w liceum o 6 jechałam, żeby być o 6.30 w szkole, a o 7.10 dopiero mieć zajęcia... Oczywiście standardowo, osoby, które miały kilka kroków permanentnie zasypiały, a zazwyczaj przychodziły na 2-3 lekcje, bo jak można przyjść na 7 do szkoły?

Odpowiedz
avatar Glucha
4 4

To norma. Kto ma daleko, stara się nie spóźnić. Kto ma blisko, to jest pewny, że zdąży, i tak to się guzdrze, aż jednak się spóźnia. Normalnie ;) Ja też dojeżdżałam do szkoły 1h, i nigdy się nie spóźniłam.

Odpowiedz
avatar Falkka
-1 3

Ja mieszkam 15 minut spacerkiem od mojego liceum, a praktycznie zawsze się spóźniam kiedy mam na ósmą ;) Na szczęście tylko raz w tygodniu tak się dzieje ;) Nie przeszkadzają mi wczesne godziny zajęć, bo miewałam takie sytuacje, że przychodziłam do szkoły na 10-11 i kończyłam o 15.. O wiele lepiej jest zacząć wcześniej, niż później, zwłaszcza zimą, kiedy uczniowie światło słoneczne widują tylko przez okno w klasie ;)

Odpowiedz
Udostępnij